A zatem do Bogenhafen!
Z tą myślą Luca przywitał noc i nowy dzień w objęciach Castinyy. Niemal 3/4 nocy spędzili na wspólnych igraszkach podczas których Tileańczyk zupełnie zapomniał o swoich ranach, a przynajmniej nie doskwierały mu tak, by nie stanął na wysokości zadania. Orlandoni dziękował Ranaldowi za noc z Arienati - już dawno nie był z tak gorącą i wspaniałą kobietą. Rano obudził się tuląc ją do siebie, czuł jej ciepło i wspaniały, delikatny zapach. Spała spokojnie, uśmiechając się lekko. Tej nocy, czy raczej przez te kilka godzin snu, nie męczyły ją żadne koszmary ani nieprzyjemne wspomnienia. Westchnęła coś i mocniej wtuliła się w nagie ciało mężczyzny. Tak czuła, że jej krótkie odwiedziny u Tileańczyka skończą się spędzeniem z nim całej nocy w łóżku, więc przezornie odwiedziła go na samym końcu, w kolejce rannych 'do odwiedzenia'. I wcale nie żałowała. Odwróciła się na drugi bok mrucząc coś cicho. Luca przytulił dziewczynę do piersi głaskając ją po włosach. Czuł się wspaniale i zupełnie nie chciało mu się wstawać z łóżka. Wciąż przypominało mu się to, co wyczyniali razem w nocy. Castinaa była naprawdę gorącą bestią w łóżku i Orlandoni był skłonny założyć z każdym facetem w drużynie, że jeszcze nie był z tak wspaniałą kobietą. W końcu powrócił myślami do rzeczywistości i rzucił do Ari:
- Chyba musimy zjeść jakieś śniadanie, skarbie - wciąż gładził ją po włosach. - Poza tym mam do sprzedania kilka kusz i mieczy w Bogenhafen, wiec może wybrała byś z tego coś dla siebie?
Podniósł głowę.
- Sprawa z Kastorem mocno mi śmierdzi. Coś mi się zdaje, że gość był jakimś kultystą czy coś w tym rodzaju, nie sądzisz? A ten cały Adolpus chciał go zlikwidować...
- Sądzę - odpowiedziała podnosząc na niego powoli wzrok - że faceci za dużo gadają - dokończyła uśmiechając się uroczo.
Obróciła się plecami do niego i wtuliła pośladki w podbrzusze Tileańczyka. Musiała przyznać, że pasowały tam świetnie, jakby na miarę robione.
- Ale obawiam się, że masz rację - westchnęła. - Miejmy nadzieję, że nasz towarzysz nie wpadnie w jakieś gówno po same uszy... eee... znaczy, wybacz, kłopoty - poprawiła się szybko.
Orlandoni był w siódmym niebie, gdy poczuł jędrne pośladki Castinyy na swym podbrzuszu. W rewanżu zszedł dłonią między jej uda, czując na swych palcach delikatną łechtaczkę.
- Z tym gadaniem to była jakaś aluzja do mnie? - Tileańczyk wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - W nocy koncentrowałem się na ważniejszych sprawach, więc teraz muszę nadrobić zaległości hehe. A nie ma to jak porozmawiać w łóżku z piękną, nagą, inteligentną kobietą - dłoń Orlandoniego zmieniła pozycję wędrując na zgrabny tyłek Arienati. Ich usta znów się spotkały. - A co do Lieberunga, to wdepnęliśmy w to gówno w momencie, gdy Ulrich podszył się pod tego gościa. Nie zdziwiłbym się gdyby w Bogenhafen czekały na nas inne problemy... - Tileańczyk wziął w usta płatek jej ucha, po czym szepnął. - Ma pani ochotę na śniadanie do łóżka, czy na małe co nieco przed śniadaniem?
Nim zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją namiętnie. Skrytobójczyni dość szybko domyśliła się, na co jej pacjent ma ochotę i co najbardziej pomoże wrócić mu do dawnej formy i sprawności. W odpowiedzi przysunęła się tylko bliżej i złapała jego obudzoną już męskość między swoje gorące uda. Ścisnęła leciutko i poruszyła się delikatnie, by pobudzić go jeszcze bardziej. Właściwie ona także nie była głodna, a w każdym razie nie na śniadanie.
Przez chwilę w głowie paliła się dziewczynie ostrzegawcza lampka kontrolna upominająca, by nie przesadzała i uważała na siebie.
"No przecież nic się nie stanie" - przemknęło jej przez myśl, lecz zaraz dotyk mężczyzny zupełnie ją rozproszył i zupełnie zapomniała, o czym przed chwilą myślała.
* * *
Luca wyciągnął po nią ręce. Położył na jej aksamitnym ciele. Delikatnie pocałował jej piersi. Różowieje aureola sutek. Teraz mógł je adorować, lizać. Dręczyć gryząc i ściskając.
Seks pachniał z ust i ślinił się między nogami, kiedy mówił do niej, delikatniej niż pocałunek. Włożył język między wargi. Dzielili się ostatnim zrozumiałym słowem. Rozgryzali słodkie: na-mię-tność. I opadły ozdoby słów. W jęku głos był nagi. W samym środku krzyku. Pragnienie nieprzekładalne na wyuczone, tresowane słówka.
Został jedynie rytm, puls krwi. Powinność rytmu przywołującego rozkosz. Wkradał się pod nią. Zlizywał krople potu. Miały przezroczysty smak. Przepływało przez nie ciepło, słona łzawość, lepkość pożądania. Odepchnęła go stopą. Wziął ją do ust. Rozdzielił pieszczotą palce. Otarł o policzek.
Orlandoni pochylił się powoli nad Arienati. Jego długie, rozpuszczone włosy zasłaniały mu twarz. Jego plecy były splecione z mięśni. Wygięte w pokłonie. Była w nich uległość i groźba mocy. Wyciosany z kamienia antyczny kapłan, składający nasienie w ofierze: „Nie będziesz mieć innych mężczyzn przede mną" - żądałby, jak każdy zakochany bóg.
Wtuliła się w jego ramię. Pocałowała zagłębienie szyi. Odchyliła głowę, poddała się jego pieszczotom. Dużo, mocno. W końcu usiedli objęci udami. Ukąszenia pocałunków były zbyt silne. Lizali sobie usta w pełnym pożądaniu pocałunku. Pchnięciem przeniknął jej kobiecość. Przytrzymywał za biodra. Uniósł i przycisnął ją władczo do siebie.W tej chwili należała do niego. Przyciągnął, odepchnął. Castinaa czuła jego wyprężonego członka. Wyciskał z niej rozkosz. Drżała, poczuł jak sączy się z niej wilgoć. Z rozgrzanej skóry parowały perfumy. Luca położył się obok, oparł na łokciu. Oboje wdychali swój zapach. Nigdy nie pachną tak samo. Nabierają aromatu od światła i pieszczot. Dojrzewają na ciepłej skórze. Zamiast słów włożył jej w ucho język. Lizał koniuszkiem najgłębszą czeluść. Gładził pośladki. Lubiła dostawać klapsa, przekonał się o tym w nocy - niby zła, opieszała dziewczynka. Nie spieszył się.
Przyciągnął ją by potrzeć palcami jej kobiecość. Palce prowadziły do jamy czarne żmijki śliskich włosków. Rozsunęła szeroko nogi. Gładki palec zamienił się w szorstki język. Jej słodki miąższ ściekał mu z ust.
Przytrzymał jej ręce. Nie wiedziała, czy go odpycha, czy trzyma paznokciami za ramiona. Wślizgnął się w nią. Kołysał. Płytkie fale przyjemności zalewają usta. Złapała gwałtownie powietrze, wciągnęła w siebie oddech, jego. Popychał do rozkoszy. Coraz mocniej.
Przez jej ciało, rozwartą nagość. Odnalazł nową pieszczotę, tędy. Najgłębiej.Gubili się, wynurzali, nie mogli mocniej wbić w siebie. Rozszarpać. Była w nim, w pulsującym skomleniu. On w niej, w gorącym tchnieniu. Tańczyła skowyt. Palce ześlizgiwały się bezsilnie ze spoconych ramion. Rozkruszali biodrami ostatni kawałek cukru, mdląco rozpływający się w ich ciałach. Fala nieopisanej rozkoszy zalała ich ciała. Otworzyli oczy. Włókna prześcieradła. Całun z odciśniętym śladem mokrych ciał. Przygarnął ją ciężką dłonią. Pocałował będąc wciąż w niej. Wyciekły mleczne wody i wysunął się łagodnie na jej zmęczone udo. Król i królowa spleceni w jedność. Luca i Castinaa. Wzięli koronę orgazmu z tego królestwa w nich, nad nimi. Rozkoszy i władzy nad światem bez miłości.
* * *
- To o czym rozmawialiśmy? - spytała rozbawiona.
Położyła głowę na jego piersi i wsłuchując się w przyśpieszony, mocny rytm jego serca zaczęła przysypiać. Czuł, jak jej ciało robi się nieco cięższe i bezwładne, mięśnie rozluźniają się i puszczają, oddech wyrównuje. Luca nie miał siły odpowiedzieć, czuł się niesamowicie rozluźniony i szczęśliwy. Potarł dłonią delikatne ramię Arienati, spojrzał raz jeszcze w jej piękne oczy, po czym pocałował w czoło. To był wspaniały poranek.
I tym oto sposobem w końcu nabroili...
