[Dzikie Pola] Zaporożcy
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Semen Kindraczuk
Krew we mnie zawrzała. Lachy braci naszych ubiły. Odpłynąć im bez odpokutowania tego czynu nie pozwolę. Psubratów pewnie więcej było, ale nasi im życia pozabierali. Działać trza szybko nim uciekną. Przysięgam, że nie spocznę, póki żyć będą!
- Panowie! Pomścić trzeba naszych towarzyszy. Tak być nie może, że dwóch Lachów nam bratów wybijają! Pokażmy naszą kozacką krew! Pomścić ich trzeba! Jesteśmy osłabieni i ranni, ale to nam nie przeszkodzi krwi Lachom upuścić! Nie możemy się jak te tchórze zachować! Mam już plan jak pomstę naszą wykonać. Jako, że zebrali łupy, łódź ich będzie ciężka, a więc i powolna. Misza, jako żeś z nas chyba najbardziej ranny, pobiegnij do domu Doweyków i półhaki pożyczysz. Jak brat panienki Doweykówny z pachołkami powrócił, skrzyknij ich, co by przeciw Lachom stanęli i pójdźcie w dół Dniepru, bo tam pewnie popłyną. My tymczasem z Olesem się na nich zaczaimy. Ja ich zagadam, bo po ichniemu gadać dobrze potrafię. Postaram się na łódź ich wejść. W międzyczasie Oles będziesz celował w dalszego ode mnie z lachów. Jak wyjmę szabelkę to wystrzelisz. Bo jak chybisz to mnie tam pewnie usieczą. Jak za długo czekać na Miszę z półhakami czekać będziem to sami zaatakujemy. Jak zaś zdołacie dobiec do nas to cicho siedźcie, a gdy przyjdzie dobra pora to ich na strach liczbą naszą weźmiemy. Przestraszeni gorzej walczyć będą. A my ich powystrzelamy, a jak kul zabraknie to psubratów szabelkami usieczemy. Oles, ile Ty naboi do półhaka posiadasz? Odbierzesz duszyczkę strzałem jednym Lacha bez problemu? Macie jaką inną propozycję? -
Krew we mnie zawrzała. Lachy braci naszych ubiły. Odpłynąć im bez odpokutowania tego czynu nie pozwolę. Psubratów pewnie więcej było, ale nasi im życia pozabierali. Działać trza szybko nim uciekną. Przysięgam, że nie spocznę, póki żyć będą!
- Panowie! Pomścić trzeba naszych towarzyszy. Tak być nie może, że dwóch Lachów nam bratów wybijają! Pokażmy naszą kozacką krew! Pomścić ich trzeba! Jesteśmy osłabieni i ranni, ale to nam nie przeszkodzi krwi Lachom upuścić! Nie możemy się jak te tchórze zachować! Mam już plan jak pomstę naszą wykonać. Jako, że zebrali łupy, łódź ich będzie ciężka, a więc i powolna. Misza, jako żeś z nas chyba najbardziej ranny, pobiegnij do domu Doweyków i półhaki pożyczysz. Jak brat panienki Doweykówny z pachołkami powrócił, skrzyknij ich, co by przeciw Lachom stanęli i pójdźcie w dół Dniepru, bo tam pewnie popłyną. My tymczasem z Olesem się na nich zaczaimy. Ja ich zagadam, bo po ichniemu gadać dobrze potrafię. Postaram się na łódź ich wejść. W międzyczasie Oles będziesz celował w dalszego ode mnie z lachów. Jak wyjmę szabelkę to wystrzelisz. Bo jak chybisz to mnie tam pewnie usieczą. Jak za długo czekać na Miszę z półhakami czekać będziem to sami zaatakujemy. Jak zaś zdołacie dobiec do nas to cicho siedźcie, a gdy przyjdzie dobra pora to ich na strach liczbą naszą weźmiemy. Przestraszeni gorzej walczyć będą. A my ich powystrzelamy, a jak kul zabraknie to psubratów szabelkami usieczemy. Oles, ile Ty naboi do półhaka posiadasz? Odbierzesz duszyczkę strzałem jednym Lacha bez problemu? Macie jaką inną propozycję? -
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Bosman
- Posty: 1796
- Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Freistadt Danzig
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
Dym od wystrzału jeszcze nie zdążył się rozproszyć i wisiał w izbie jak mleko. Z trudem dojrzałeś sylwetkę mężczyzny. Cięcia i machnięcia jakoś poszły, strasznie słabo, ale poszły, kto wie czy to nie wina dymu, czy po prostu nie jesteś w formie. Sparował i machnął kilka razy szablą, przez dym o mało co oka Ci nie wydłubał, szczęściem na czas sparowałeś te kilka ciosów. Kopnąłeś go o mało co się nie przewrócił i ciąłeś, ciąłeś i odciąłeś kilka palców, które z bryzgiem krwi odfrunęły na podłogę wraz z szabelką. Dym powoli się rozwiewał. Lach na kolanach osunął się po ścianie. Przytupnąłeś jego szabelkę i stanąłeś nad nim. Teraz to bezbronny był, chociażby tak wygląda. Trzyma się za łapę, nie spojrzy nawet. Widać że gotuje się wewnątrz, w środku się rzuca, psubrat. Młody jakiś, wąs jeszcze rzadki, czupryna gęsta, ani jednego zadrapania na czaszce. Powiedział coś po polsku, lecz nie zrozumiałeś.
Semen Kindraczuk
Lachy ładują łupy. Jeden założył husarskie nieco surowe, nie zdobione naramienniki. Nie zrozumiałeś co gadają, choć gadają głośno, z pewnością śmiali się. Jeden jest nieco grubawy, ma na sobie stary wytarty i brudny kontusz w brunatnych kolorach no i co ciekawe wygląda na nieźle nadzwonionego. Ha, Gołota. Drugi wygląda już okazalej, ubranie jest czystsze, bogatsze. Wysoki jest, nie jest napity i wygląda na silnego i dosyć potężnego. Obaj widocznie zadowoleni są z zabicia kalekich koazków i złupienia ich dobytku. Kiedy Lachy do łódki załadowali wszystko co leżało na błotnistym brzegu, powoli zaczęli odpływać… Na drugą stronę Dniepru.
Dym od wystrzału jeszcze nie zdążył się rozproszyć i wisiał w izbie jak mleko. Z trudem dojrzałeś sylwetkę mężczyzny. Cięcia i machnięcia jakoś poszły, strasznie słabo, ale poszły, kto wie czy to nie wina dymu, czy po prostu nie jesteś w formie. Sparował i machnął kilka razy szablą, przez dym o mało co oka Ci nie wydłubał, szczęściem na czas sparowałeś te kilka ciosów. Kopnąłeś go o mało co się nie przewrócił i ciąłeś, ciąłeś i odciąłeś kilka palców, które z bryzgiem krwi odfrunęły na podłogę wraz z szabelką. Dym powoli się rozwiewał. Lach na kolanach osunął się po ścianie. Przytupnąłeś jego szabelkę i stanąłeś nad nim. Teraz to bezbronny był, chociażby tak wygląda. Trzyma się za łapę, nie spojrzy nawet. Widać że gotuje się wewnątrz, w środku się rzuca, psubrat. Młody jakiś, wąs jeszcze rzadki, czupryna gęsta, ani jednego zadrapania na czaszce. Powiedział coś po polsku, lecz nie zrozumiałeś.
Semen Kindraczuk
Lachy ładują łupy. Jeden założył husarskie nieco surowe, nie zdobione naramienniki. Nie zrozumiałeś co gadają, choć gadają głośno, z pewnością śmiali się. Jeden jest nieco grubawy, ma na sobie stary wytarty i brudny kontusz w brunatnych kolorach no i co ciekawe wygląda na nieźle nadzwonionego. Ha, Gołota. Drugi wygląda już okazalej, ubranie jest czystsze, bogatsze. Wysoki jest, nie jest napity i wygląda na silnego i dosyć potężnego. Obaj widocznie zadowoleni są z zabicia kalekich koazków i złupienia ich dobytku. Kiedy Lachy do łódki załadowali wszystko co leżało na błotnistym brzegu, powoli zaczęli odpływać… Na drugą stronę Dniepru.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
- Po polsku nie gadaj, bo i tak nie pojmę - mówię do niego, i przykładam szabelkę sztychem do gardła, coby nie próbował niczego głupiego. - Ja dobry Kozak jestem i waszym językiem nie gadam.
Staję tak, żeby być przed nim, i przykucam, żeby spojrzeć mu w oczy, minę robiąc najpaskudniejszą, jaką umiem - a ćwiczyłem to przecie nie raz i nie dwa. Może się młodzik przestraszy, a może zrozumie z kim ma do czynienia. A jak nie, to tym gorzej dla niego, jak w łeb będzie musiał zarobić jeszcze, zanim pojmie.
- Słuchaj, psubracie. Słyszałem, coście o skarbie mówili. Chcę, cobyś mnie do niego zaprowadził, to cię wolno puszczę. A jak humor miał będę dobry, to może i jeszcze garść czy dwie ze skarbu ci dorzucę, cobyś nie mówił, że Kozaki złe ludzie. Za to jak się stawiał będziesz, to cię zaraz przypiekę, najpierw jeden boczek, potem drugi, póki się nie zgodzisz. Jak ci się to podoba? Będziesz prowadził?
- Po polsku nie gadaj, bo i tak nie pojmę - mówię do niego, i przykładam szabelkę sztychem do gardła, coby nie próbował niczego głupiego. - Ja dobry Kozak jestem i waszym językiem nie gadam.
Staję tak, żeby być przed nim, i przykucam, żeby spojrzeć mu w oczy, minę robiąc najpaskudniejszą, jaką umiem - a ćwiczyłem to przecie nie raz i nie dwa. Może się młodzik przestraszy, a może zrozumie z kim ma do czynienia. A jak nie, to tym gorzej dla niego, jak w łeb będzie musiał zarobić jeszcze, zanim pojmie.
- Słuchaj, psubracie. Słyszałem, coście o skarbie mówili. Chcę, cobyś mnie do niego zaprowadził, to cię wolno puszczę. A jak humor miał będę dobry, to może i jeszcze garść czy dwie ze skarbu ci dorzucę, cobyś nie mówił, że Kozaki złe ludzie. Za to jak się stawiał będziesz, to cię zaraz przypiekę, najpierw jeden boczek, potem drugi, póki się nie zgodzisz. Jak ci się to podoba? Będziesz prowadził?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Semen Kindraczuk
Być może wtedy nie myślałem, ale zrobiłem to co mnie serce kazało. Całe planowanie diabli wzięli. Trzeba było działać jak najszybciej. Nie mogłem dać im tak bez kary odejść!
- Bracia kozacy nie ma co tak stać! Upuśćmy nieco krwi Lachom! Oles strzelaj jak tylko do brzegu dobiegniesz! Nie ważne w którego z nich! - krzyknąłem.
Ruszyłem co sił w nogach. W biegu szablicę wyjąłem. Chciałem dogonić odpływającą łódź z dwoma psubratami. Przestało dla mnie się liczyć me życie. Ważniejsze było teraz to, aby Lachy nie uciekły, a najlepiej żeby już nigdy nie zobaczyli dnia kolejnego. Jako żem tylko do brzegu dobiegł, od razu wybiłżem się w kierunku łodzi. Chciałem ciąć szabelką tego większego, a potem łapiąc się burty drugą ręką, ich łodzinę wywrócić.
Zostało się tylko modlić, co by moce niebieskie pomogły ostać się nam z życiem, dając nauczkę wiekuistą Lachom.
Być może wtedy nie myślałem, ale zrobiłem to co mnie serce kazało. Całe planowanie diabli wzięli. Trzeba było działać jak najszybciej. Nie mogłem dać im tak bez kary odejść!
- Bracia kozacy nie ma co tak stać! Upuśćmy nieco krwi Lachom! Oles strzelaj jak tylko do brzegu dobiegniesz! Nie ważne w którego z nich! - krzyknąłem.
Ruszyłem co sił w nogach. W biegu szablicę wyjąłem. Chciałem dogonić odpływającą łódź z dwoma psubratami. Przestało dla mnie się liczyć me życie. Ważniejsze było teraz to, aby Lachy nie uciekły, a najlepiej żeby już nigdy nie zobaczyli dnia kolejnego. Jako żem tylko do brzegu dobiegł, od razu wybiłżem się w kierunku łodzi. Chciałem ciąć szabelką tego większego, a potem łapiąc się burty drugą ręką, ich łodzinę wywrócić.
Zostało się tylko modlić, co by moce niebieskie pomogły ostać się nam z życiem, dając nauczkę wiekuistą Lachom.
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Bosman
- Posty: 1796
- Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Freistadt Danzig
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Semen Kindraczuk
Biegłeś ile sił w nogach, gałęzie uderzały Cię w zadrapania na twarzy, co bolało, jednak tego starałeś się nie zauważać. Przebiegłeś po podmokłym pasie ziemi ochlapując sobie całe plecy ciemnym błotem, doszedłeś do trawiastej kępy przy brzegu i wyskoczyłeś. Gdzieś poniżej Twojego brzucha i pomiędzy Twoimi butami zaświszczała kula, która trafiła w jednego w dwóch prawdziwie zaskoczonych Lachów. Ten padł od razu trafiony w łeb. Jucha bryzgnęła w wodę, a Ty spadłeś na niego i doskoczyłeś do chudszego. Łódź się zakolebotała, tamten od razu wyjąc chciał półhaka, jednak jednym ruchem szabli wybiłes mu broń z reki, w końcu wyjął jednym ruchem francuski srebrem zdobiony Rapier. Machnąłeś pierwszy raz, drugi, miękki rapier pomimo silnych ciosów parował każdy, wtedy ktoś skoczył na łódź, która o mało co by się przewróciła. To Oleś, który po prostu pacnął szablą lacha w dłoń, lackie ostrze spadło, a Ty poprawiłeś w łeb roztrzaskując skórę. Siedliście przy dwóch martwych Lachach, dużej ilości krwi i wcinającej się coraz głębiej łódce w głąb wody od ciężaru broni. Misza już pognał do Domeyków. Odsapnęliście. Oleś w końcu powiedział.
-Potopimy te truchła? A może łby na pal wbić?
Hrihorij Szewa
Lach pokiwał głową, wyglądał już bardziej jak zbity pies niż pan brat szlachcic. Ha. Dobrze mu tak. Kozaków za chłopów chciali brać, sarmaty pierdolone.
-Tam, w tobołkach Andriuszy leżą mapki, ja co prawda niewiele rozumie, ale może Tobie by się przydały…- odwróciłeś się aby wyjąć, co było błędem. Drugą ręką polak pierdolnął Cię dechą w łeb. Padłeś na czworaka. I spadło następne uderzenie, poleciały wióry ze spróchniałej dechy. Padłeś plackiem. Podejść się tak jak dziecko, ech. Szlachciura młody, bo młody, ale nieco krzepy w łapach ma i jak Ci pierdolnął to jednak bolało. Kurewsko bolało. A dechę pewnie z podłogi wyjął.
Biegłeś ile sił w nogach, gałęzie uderzały Cię w zadrapania na twarzy, co bolało, jednak tego starałeś się nie zauważać. Przebiegłeś po podmokłym pasie ziemi ochlapując sobie całe plecy ciemnym błotem, doszedłeś do trawiastej kępy przy brzegu i wyskoczyłeś. Gdzieś poniżej Twojego brzucha i pomiędzy Twoimi butami zaświszczała kula, która trafiła w jednego w dwóch prawdziwie zaskoczonych Lachów. Ten padł od razu trafiony w łeb. Jucha bryzgnęła w wodę, a Ty spadłeś na niego i doskoczyłeś do chudszego. Łódź się zakolebotała, tamten od razu wyjąc chciał półhaka, jednak jednym ruchem szabli wybiłes mu broń z reki, w końcu wyjął jednym ruchem francuski srebrem zdobiony Rapier. Machnąłeś pierwszy raz, drugi, miękki rapier pomimo silnych ciosów parował każdy, wtedy ktoś skoczył na łódź, która o mało co by się przewróciła. To Oleś, który po prostu pacnął szablą lacha w dłoń, lackie ostrze spadło, a Ty poprawiłeś w łeb roztrzaskując skórę. Siedliście przy dwóch martwych Lachach, dużej ilości krwi i wcinającej się coraz głębiej łódce w głąb wody od ciężaru broni. Misza już pognał do Domeyków. Odsapnęliście. Oleś w końcu powiedział.
-Potopimy te truchła? A może łby na pal wbić?
Hrihorij Szewa
Lach pokiwał głową, wyglądał już bardziej jak zbity pies niż pan brat szlachcic. Ha. Dobrze mu tak. Kozaków za chłopów chciali brać, sarmaty pierdolone.
-Tam, w tobołkach Andriuszy leżą mapki, ja co prawda niewiele rozumie, ale może Tobie by się przydały…- odwróciłeś się aby wyjąć, co było błędem. Drugą ręką polak pierdolnął Cię dechą w łeb. Padłeś na czworaka. I spadło następne uderzenie, poleciały wióry ze spróchniałej dechy. Padłeś plackiem. Podejść się tak jak dziecko, ech. Szlachciura młody, bo młody, ale nieco krzepy w łapach ma i jak Ci pierdolnął to jednak bolało. Kurewsko bolało. A dechę pewnie z podłogi wyjął.
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Semen Kindraczuk
W końcu byłem spokojny. Chęć zemsty odeszła wraz z życiem przeciwników. Krew mi zwolniła, w końcu wszystko wróciło do normy. Szkoda, że życia towarzyszom nie zwrócę... Ale przynajmniej ich śmierć z Olesem pomściłem. Trzebaby zrobić jeszcze tak, żeby inne lachy ich grzechów się nie dopuścili.
- Na pal z nimi! Niech odżałują swe czyny nawet i po śmierci! Inne Lachy muszą się dowiedzieć, że z kozakami zadzierać nie można, bo to utratą żywota grozi. Swoją drogą niezły strzał bracie. Pewnie gdyby nie Ty, to już bym z rybami martwy pływał. Trzeba dobić do brzegu tam gdzie ostatnio. Naszych kompanów z ich ekwipunkiem pochować. Muszą pogrzeb mieć jak prawdziwi bohaterowie. Lachom możemy zabrać to co przy sobie mieli. Pewnie się nie obrażą. - Powiedziałem, kopiąc z uśmiechem truchło jednego z nich.
- Sądzisz, że ich resztki możemy zostawić na pastwę zwierząt w lesie? Nie potrują się od ich mięsa?-
W końcu byłem spokojny. Chęć zemsty odeszła wraz z życiem przeciwników. Krew mi zwolniła, w końcu wszystko wróciło do normy. Szkoda, że życia towarzyszom nie zwrócę... Ale przynajmniej ich śmierć z Olesem pomściłem. Trzebaby zrobić jeszcze tak, żeby inne lachy ich grzechów się nie dopuścili.
- Na pal z nimi! Niech odżałują swe czyny nawet i po śmierci! Inne Lachy muszą się dowiedzieć, że z kozakami zadzierać nie można, bo to utratą żywota grozi. Swoją drogą niezły strzał bracie. Pewnie gdyby nie Ty, to już bym z rybami martwy pływał. Trzeba dobić do brzegu tam gdzie ostatnio. Naszych kompanów z ich ekwipunkiem pochować. Muszą pogrzeb mieć jak prawdziwi bohaterowie. Lachom możemy zabrać to co przy sobie mieli. Pewnie się nie obrażą. - Powiedziałem, kopiąc z uśmiechem truchło jednego z nich.
- Sądzisz, że ich resztki możemy zostawić na pastwę zwierząt w lesie? Nie potrują się od ich mięsa?-
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
Tutaj nie ma co się bawić, szybko stwierdziłem. Przetoczyłem się na plecy szybkim ruchem, a potem poderwałem z ziemi. Byle nie leżeć, leżący człek jest łatwym celem. Szablica pewnie gdzieś tam leży, bom ją przy ciosie wypuścił.
Niech to diabli, tak się dać podejść.
Ale teraz Lach będzie miał niespodziankę. On pewnikiem bić się na pięści tyle tylko umie, ile w karczmie jednej czy drugiej się mu udało innego Polaczka ciepnąć w łeb. A ja lata całe na uczeniu się Hopaka strawiłem.
To i biedak będzie miał się z pyszna, pomyślałem, atakując go pięściami i kopniakami.
Tutaj nie ma co się bawić, szybko stwierdziłem. Przetoczyłem się na plecy szybkim ruchem, a potem poderwałem z ziemi. Byle nie leżeć, leżący człek jest łatwym celem. Szablica pewnie gdzieś tam leży, bom ją przy ciosie wypuścił.
Niech to diabli, tak się dać podejść.
Ale teraz Lach będzie miał niespodziankę. On pewnikiem bić się na pięści tyle tylko umie, ile w karczmie jednej czy drugiej się mu udało innego Polaczka ciepnąć w łeb. A ja lata całe na uczeniu się Hopaka strawiłem.
To i biedak będzie miał się z pyszna, pomyślałem, atakując go pięściami i kopniakami.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 1796
- Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Freistadt Danzig
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
Szybko się przewróciłeś na plecy, uderzenie nie nastąpiło, deska wyhamowała. Ty zaś oparłeś się na wyprostowanych rękach i jak młyn kręci kołem tak Ty żeś go zasypał kopniakami. Pierwszy kop w bok, drugi w kolano, trzeci w korpus. Lach upuścił dechę, która spadła na wilgotną podłogę z łoskotem. Odpadł w tył i walnął łbem w bieloną ścianę i znów osunął się na podłogę. Ty ułożyłeś się w kucki i wstałeś. Nogę ma jakoś wykręconą, jakbyś mu wyłamał kolano, jucha toczy się z palcy i jakiś taki mało dychający. Nie no to jakaś porażka. Spisałeś się na medal, skopałeś go idealnie, a ten suczysyn zwyczajnie kopnął w kalendarz. Znaczy ty kopnąłeś ale w jego kalendarz. Rozejrzałeś się po izbie. Dwa trupy w środku, jeden bulgoczący krwią na zewnątrz – prawie nieboszczyk. Nie ma co, skopałeś sprawę. Przerzuciłeś ich torby. Nawet przydatne rzeczy, świece, manierki, tu kilof, łopata, wędzone mięsko pocięte w paski, chleb, sznur konopny, trochę ubrań. No i broń. Jeden truposz sztylet ma niezły, drugi ma półhaka, proch i kule. A wszyscy po szabelce, ale co to tam… Twoja jest droższa i lepsza. Choćby i tuzin takich proponowali Ci za Twoją, byś przecie nie wymienił, to jednak stara dobra sprawdzona towarzyszka w stepie. W końcu przeszukując ruska, w kieszeni żupanu żeś znalazł jakieś papiery. Z zniecierpliwieniem żeś rozwinął i gęba się ucieszyła. Nie będy trzeba rezygnować z łupu. Mapka i notatki wypisane, jak dla idioty.
Od ruin chałupy po siedlisko Wiedźmy. Nawet czego spodziewać się po obejściu i jak się zachować. Trzy razy przez ramię splunąć, nie krzyżować rąk czy nóg, zero wody święconej, nie wymieniać bożych imion ni Maryi czy świętych. Strzec się kóz i kozłów, bo to szatany jedne. Koty również złe przynoszą lecz je przekupić się da czymś. Ot wszystko o to dbać trzeba, a jak już się zdarzy uciekać ile sił bo wiedźma już wiedzieć będzie czy kto Boha wezwał, czy kot i koza kogo widziały. Zjawi się w trzy mrugnięcia i po Tobie.
Semen Kindraczuk
Ścięliście szybko jakimś toporkiem dwa długie i cienkie pieńki leszczyny. Tym też toporkiem pozwoliliście ciału Lachów uwolnić się od ciężaru głów i po zaostrzeniu końców drewa, nadzialiście łby morderców na pal jak dwie tłuste kiełbasy na kij do ogniska. Pale te z kolei ku przestrodze głęboko wcisnęliście przy brzegu w muł i glinę tak że sterczą łby jak wbite na zasieki grodu. Ciała żeście rzucili gdzieś po lesie. Łódź żeście wciągnęli na brzeg, z trudem co prawda, aleście wciągnęli we dwoje. Wory napełniliście i ruszyliście w górę. Trafiliście na drogę, która okrążyła pole i już na horyzoncie widać było folwark Doweyków. Z Olesem rozmawiałeś o tym i owym całą drogę. To i owo to jasna sprawa walka i miody, horyłka, piwa, miody horyłka, i piwa, i miody, i horyłka, i piwa… Oles okazał się być dobrym kompanem do rozmowy. W momencie jak opowiadał jak ze łba trzasnął jednego Ruska, że aż tamtemu galoty pospadały, zauważyliście nienaturalny ruch w oddali w zagrodzie. Nie widzisz co się dzieje bo sad wokół zasłania. Az tu nagle chałupa dymi się, cała strzecha! Kłęby fruną w niebo, a ogień trawi słomę łapiąc co raz to większe połacie dachu. Na drogę z dworu wyskakuje dwóch jeźdźców. tentent wyraźnie zbliża się do Was. Skok w zboże uratował Cię i Olesa przed zauważeniem. Co znów nie tak? dobry, tfu, boże?!
Szybko się przewróciłeś na plecy, uderzenie nie nastąpiło, deska wyhamowała. Ty zaś oparłeś się na wyprostowanych rękach i jak młyn kręci kołem tak Ty żeś go zasypał kopniakami. Pierwszy kop w bok, drugi w kolano, trzeci w korpus. Lach upuścił dechę, która spadła na wilgotną podłogę z łoskotem. Odpadł w tył i walnął łbem w bieloną ścianę i znów osunął się na podłogę. Ty ułożyłeś się w kucki i wstałeś. Nogę ma jakoś wykręconą, jakbyś mu wyłamał kolano, jucha toczy się z palcy i jakiś taki mało dychający. Nie no to jakaś porażka. Spisałeś się na medal, skopałeś go idealnie, a ten suczysyn zwyczajnie kopnął w kalendarz. Znaczy ty kopnąłeś ale w jego kalendarz. Rozejrzałeś się po izbie. Dwa trupy w środku, jeden bulgoczący krwią na zewnątrz – prawie nieboszczyk. Nie ma co, skopałeś sprawę. Przerzuciłeś ich torby. Nawet przydatne rzeczy, świece, manierki, tu kilof, łopata, wędzone mięsko pocięte w paski, chleb, sznur konopny, trochę ubrań. No i broń. Jeden truposz sztylet ma niezły, drugi ma półhaka, proch i kule. A wszyscy po szabelce, ale co to tam… Twoja jest droższa i lepsza. Choćby i tuzin takich proponowali Ci za Twoją, byś przecie nie wymienił, to jednak stara dobra sprawdzona towarzyszka w stepie. W końcu przeszukując ruska, w kieszeni żupanu żeś znalazł jakieś papiery. Z zniecierpliwieniem żeś rozwinął i gęba się ucieszyła. Nie będy trzeba rezygnować z łupu. Mapka i notatki wypisane, jak dla idioty.
Od ruin chałupy po siedlisko Wiedźmy. Nawet czego spodziewać się po obejściu i jak się zachować. Trzy razy przez ramię splunąć, nie krzyżować rąk czy nóg, zero wody święconej, nie wymieniać bożych imion ni Maryi czy świętych. Strzec się kóz i kozłów, bo to szatany jedne. Koty również złe przynoszą lecz je przekupić się da czymś. Ot wszystko o to dbać trzeba, a jak już się zdarzy uciekać ile sił bo wiedźma już wiedzieć będzie czy kto Boha wezwał, czy kot i koza kogo widziały. Zjawi się w trzy mrugnięcia i po Tobie.
Semen Kindraczuk
Ścięliście szybko jakimś toporkiem dwa długie i cienkie pieńki leszczyny. Tym też toporkiem pozwoliliście ciału Lachów uwolnić się od ciężaru głów i po zaostrzeniu końców drewa, nadzialiście łby morderców na pal jak dwie tłuste kiełbasy na kij do ogniska. Pale te z kolei ku przestrodze głęboko wcisnęliście przy brzegu w muł i glinę tak że sterczą łby jak wbite na zasieki grodu. Ciała żeście rzucili gdzieś po lesie. Łódź żeście wciągnęli na brzeg, z trudem co prawda, aleście wciągnęli we dwoje. Wory napełniliście i ruszyliście w górę. Trafiliście na drogę, która okrążyła pole i już na horyzoncie widać było folwark Doweyków. Z Olesem rozmawiałeś o tym i owym całą drogę. To i owo to jasna sprawa walka i miody, horyłka, piwa, miody horyłka, i piwa, i miody, i horyłka, i piwa… Oles okazał się być dobrym kompanem do rozmowy. W momencie jak opowiadał jak ze łba trzasnął jednego Ruska, że aż tamtemu galoty pospadały, zauważyliście nienaturalny ruch w oddali w zagrodzie. Nie widzisz co się dzieje bo sad wokół zasłania. Az tu nagle chałupa dymi się, cała strzecha! Kłęby fruną w niebo, a ogień trawi słomę łapiąc co raz to większe połacie dachu. Na drogę z dworu wyskakuje dwóch jeźdźców. tentent wyraźnie zbliża się do Was. Skok w zboże uratował Cię i Olesa przed zauważeniem. Co znów nie tak? dobry, tfu, boże?!
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
Wot, skoro tak, to i skorzystać trzeba. Aleć jeszcze nie teraz, bo to i głód, i zmęczenie nieco doskwierać zaczyna, i te miejsca, gdziem deską dostał, pobolewają... Przy trupach, to ja obozował nie będę. Może jeszcze gdzie przy ognisku jedzenie jakie zostawili - spoglądam dookoła, nie szukając głębiej, bo i co by mieli chleb czy kiełbasę chować. Ale jak nic nie mają, to wychodzę z domu, wcześniej troskliwie wszystko zwinąwszy i schowawszy do mieszka, żeby nie zamokło, i gdzieś pod ścianą spać idę, póki dzionek nowy nie wstanie, bo to przecie noc ciemna.
Wot, skoro tak, to i skorzystać trzeba. Aleć jeszcze nie teraz, bo to i głód, i zmęczenie nieco doskwierać zaczyna, i te miejsca, gdziem deską dostał, pobolewają... Przy trupach, to ja obozował nie będę. Może jeszcze gdzie przy ognisku jedzenie jakie zostawili - spoglądam dookoła, nie szukając głębiej, bo i co by mieli chleb czy kiełbasę chować. Ale jak nic nie mają, to wychodzę z domu, wcześniej troskliwie wszystko zwinąwszy i schowawszy do mieszka, żeby nie zamokło, i gdzieś pod ścianą spać idę, póki dzionek nowy nie wstanie, bo to przecie noc ciemna.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Semen Kindraczuk
Diabli nadali. Dopiero jedna walka się skończyła, a możliwe, że teraz kolejna się zacznie. Są takie dni, w których lepiej nie budzić się, by cały dzień ominąć. Ten właśnie do takich należał. Ci na koniach to pewnie Lachy kolejne. A jak Lach to ubić go trzeba. Może w piekle będę płonąć, ale warto skoro sam Chmielnicki do upuszczania ich krwi wzywa. Trzeba co zrobić nim odjadą. Wyciągnął szabelkę.
- Oles prędkością ich pokonajmy. Przewagę mamy, bo oni o nas nie wiedzą. Szanse na ubicie ich sporą mamy jak szybko działać będziem. Zaatakujmy znienacka. Konie tym spłoszone będą. Tnijmy, więc w jeźdźców prosto. Zajmę się tym co z przodu jedzie. -
Diabli nadali. Dopiero jedna walka się skończyła, a możliwe, że teraz kolejna się zacznie. Są takie dni, w których lepiej nie budzić się, by cały dzień ominąć. Ten właśnie do takich należał. Ci na koniach to pewnie Lachy kolejne. A jak Lach to ubić go trzeba. Może w piekle będę płonąć, ale warto skoro sam Chmielnicki do upuszczania ich krwi wzywa. Trzeba co zrobić nim odjadą. Wyciągnął szabelkę.
- Oles prędkością ich pokonajmy. Przewagę mamy, bo oni o nas nie wiedzą. Szanse na ubicie ich sporą mamy jak szybko działać będziem. Zaatakujmy znienacka. Konie tym spłoszone będą. Tnijmy, więc w jeźdźców prosto. Zajmę się tym co z przodu jedzie. -
Fioletowy Front Wyzwolenia Mrówek
Klub Przyjaciół Kawy
-
- Bosman
- Posty: 1796
- Rejestracja: poniedziałek, 26 lutego 2007, 10:52
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Freistadt Danzig
Re: [Dzikie Pola] Zaporożcy
Hrihorij Szewa
Zajrzałeś jeszcze do koni. Zaalarmowane hałasem, stały już rozbudzone. Kary ogier zaparskał i spojrzał się na Ciebie. W świetle pełnego miesiąca wyglądało to nieco upiornie. Postanowiłeś wziąć jednego - ale to nazajutrz. Zawróciłeś do zbutwiałej chaty i wybrałeś jedno z siodeł i ciepły wełniany koc. Ułożyłeś głowę na siodle, przykryłeś ciepłym kocykiem i spokojnie usnąłeś. Obudziłeś się wczesnym świtem, kiedy trawa i dachy mokre są od rosy. Zimny poranek od razu postawił Cię na nogi. Zajrzałeś jeszcze do pokoju w którym mieli spokojnie spać rabusie. Słońce odkryło bałagan nocnego harmidru. Krew, dużo krwi, zwłaszcza lackiej. Nic nie zostało, prócz szabel i martwych zwłok obciągniętych niezbyt żałobnymi ubraniami. Przeżegnawszy się odwróciłeś się na pięcie i z zamiarem uszykowania konia wyszedłeś z chaty.
Poranek z każdą minutą się ocieplał. Samotnie przejeżdżałeś poprzez pola i łąki. Wysokie trawy sięgały Ci czasem prawie do kolan, kiedy natknąłeś się na spalone i zniszczone sioło. Doszczętnie. Więźba dachowa nie przypominała już nawet żeber, lecz sterczące , wciąż dymiące się jeszcze kikuty, które jakby wyciągały się w błagalnym geście ku niebu. Trawa tliła się nieco, a smród spalenizny uderzał w nozdrza, niczym za mocno wędzone mięso. Przejechałeś powoli przez wioskę. Gdzieniegdzie leżały zwłoki, tu zaszlachtowane, tu przygniecione zawalającym się dachem. W końcu się zatrzymałeś. Pod drzewem leżała kobieta przez chwilę chciałeś zejść z konia i pomóc jej, ale zauważyłeś że jej skóra od jakiegoś czasu jest już sina. I nie było najgorsze to że kobieta ta leżała martwa. Najgorsze było to że jej spódnica zadarta aż na plecy odsłaniała kształtne pośladki naznaczone niewyraźnymi zeschniętymi bryzgami. Z pewnością, zrobili to Lachy. Nikt się nie bronił, nikt nie stawiał oporu, widać to, po prostu zaszlachtowali kilkunastu ludzi… Bez powodu. Nienawiść do Polaków wzrosła, na Boga… Kiedy oni się wyniosą…
Na horyzoncie unosił się dym. Psubraty, z pewnością oni…
Semen Kindraczuk
Przykucnięci w falujących łanach, chwilę jeszcze chowaliście się zanim tętent wystarczająco się zbliżył. Tobołki rzuciliście gdzieś pomiędzy zboża. Wyskoczyliście obydwaj, równo i identycznie – jakbyście to trenowali choćby i dwa lata. Twoja szabla sięgnęła jednego konia, A szabla Olesa trafiła w powietrze. Bok bułanej klaczy wybuchł czerwienią, po chwili wraz z jeźdźcem straciła równowagę i upadła. Drugie twoje uderzenie trafiło prosto w łeb jeźdźca, który okazał się Lachem. Leżał na ziemi, noga jego przygnieciona była przez wijącego się w bólach konia. Uderzenie - włosy zabarwiły się , trzecie uderzenie – czaszka ugięła się pod szablą, odsłaniając mózgowie. Strzał z półhaka ocucił Cię z szału. Oles padł na kolana.
-Semen, walcz dalej ja zaraz dojdę do siebie – wysapał.
Pot zaczął przenikać szmatę owiniętą wokół łba. Drugi Polak okuty w husarską zbroję o zdobnych rantach z brązu wyjął już szablę. Siedzi na koniu, ma lepij. Na oko, niezły z niego chojrak. Wąs długi, włosy czarne jak smoła, z srebrzystą szarością wydostającą się ze skroni. Blady, w żałobnych szatach i zbroi wygląda trochę jak smert, co spotyka każdego.
-Kozaki, Psy. Wy stworzeni aby zelówki nasze lizać. Mordercy żon. Haa! – Z krzykiem spadło pierwsze uderzenie, które sparowałeś. Krople krwi z pierwszego trupa chlusnęły Ci o twarz.
Zajrzałeś jeszcze do koni. Zaalarmowane hałasem, stały już rozbudzone. Kary ogier zaparskał i spojrzał się na Ciebie. W świetle pełnego miesiąca wyglądało to nieco upiornie. Postanowiłeś wziąć jednego - ale to nazajutrz. Zawróciłeś do zbutwiałej chaty i wybrałeś jedno z siodeł i ciepły wełniany koc. Ułożyłeś głowę na siodle, przykryłeś ciepłym kocykiem i spokojnie usnąłeś. Obudziłeś się wczesnym świtem, kiedy trawa i dachy mokre są od rosy. Zimny poranek od razu postawił Cię na nogi. Zajrzałeś jeszcze do pokoju w którym mieli spokojnie spać rabusie. Słońce odkryło bałagan nocnego harmidru. Krew, dużo krwi, zwłaszcza lackiej. Nic nie zostało, prócz szabel i martwych zwłok obciągniętych niezbyt żałobnymi ubraniami. Przeżegnawszy się odwróciłeś się na pięcie i z zamiarem uszykowania konia wyszedłeś z chaty.
Poranek z każdą minutą się ocieplał. Samotnie przejeżdżałeś poprzez pola i łąki. Wysokie trawy sięgały Ci czasem prawie do kolan, kiedy natknąłeś się na spalone i zniszczone sioło. Doszczętnie. Więźba dachowa nie przypominała już nawet żeber, lecz sterczące , wciąż dymiące się jeszcze kikuty, które jakby wyciągały się w błagalnym geście ku niebu. Trawa tliła się nieco, a smród spalenizny uderzał w nozdrza, niczym za mocno wędzone mięso. Przejechałeś powoli przez wioskę. Gdzieniegdzie leżały zwłoki, tu zaszlachtowane, tu przygniecione zawalającym się dachem. W końcu się zatrzymałeś. Pod drzewem leżała kobieta przez chwilę chciałeś zejść z konia i pomóc jej, ale zauważyłeś że jej skóra od jakiegoś czasu jest już sina. I nie było najgorsze to że kobieta ta leżała martwa. Najgorsze było to że jej spódnica zadarta aż na plecy odsłaniała kształtne pośladki naznaczone niewyraźnymi zeschniętymi bryzgami. Z pewnością, zrobili to Lachy. Nikt się nie bronił, nikt nie stawiał oporu, widać to, po prostu zaszlachtowali kilkunastu ludzi… Bez powodu. Nienawiść do Polaków wzrosła, na Boga… Kiedy oni się wyniosą…
Na horyzoncie unosił się dym. Psubraty, z pewnością oni…
Semen Kindraczuk
Przykucnięci w falujących łanach, chwilę jeszcze chowaliście się zanim tętent wystarczająco się zbliżył. Tobołki rzuciliście gdzieś pomiędzy zboża. Wyskoczyliście obydwaj, równo i identycznie – jakbyście to trenowali choćby i dwa lata. Twoja szabla sięgnęła jednego konia, A szabla Olesa trafiła w powietrze. Bok bułanej klaczy wybuchł czerwienią, po chwili wraz z jeźdźcem straciła równowagę i upadła. Drugie twoje uderzenie trafiło prosto w łeb jeźdźca, który okazał się Lachem. Leżał na ziemi, noga jego przygnieciona była przez wijącego się w bólach konia. Uderzenie - włosy zabarwiły się , trzecie uderzenie – czaszka ugięła się pod szablą, odsłaniając mózgowie. Strzał z półhaka ocucił Cię z szału. Oles padł na kolana.
-Semen, walcz dalej ja zaraz dojdę do siebie – wysapał.
Pot zaczął przenikać szmatę owiniętą wokół łba. Drugi Polak okuty w husarską zbroję o zdobnych rantach z brązu wyjął już szablę. Siedzi na koniu, ma lepij. Na oko, niezły z niego chojrak. Wąs długi, włosy czarne jak smoła, z srebrzystą szarością wydostającą się ze skroni. Blady, w żałobnych szatach i zbroi wygląda trochę jak smert, co spotyka każdego.
-Kozaki, Psy. Wy stworzeni aby zelówki nasze lizać. Mordercy żon. Haa! – Z krzykiem spadło pierwsze uderzenie, które sparowałeś. Krople krwi z pierwszego trupa chlusnęły Ci o twarz.