[Autorski] Druga strona lustra

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Hiro »

Jack Turner

Jadąc do Podmieścia mógłby czuć się jak pieprzona ozdóbka do dobrego samochodu. Ale, prawdę mówiąc, zawsze tak było. Jack nawet mrugnięciem oka nie dał po sobie poznać, że wciąż jest z tą grupą, bo szczerze mówiąc to mało go to obchodziło. Bo i o czym mieliby rozmawiać? O wielkim ego Thalera? Doprawdy wątpił w to. Aczkolwiek nie przeszkadzało mu to, że Thaler tak się rozpycha do przewodnictwa. Byle tylko nie zwracał na siebie uwagi.

No właśnie.

Jack spojrzał w niebo słysząc urocze rozmowy między Thalerem a Neilem (jakoś tam kojarzył go z Akademii) oraz z karzełkowatym murzynem. Nie minął go również komentarz Keina na temat wzrostu ich rozmówcy. Jak tak dalej pójdzie to mogą w ogóle nie zaczynać. Jakoś próbował znaleźć optymistyczną wersję dalszych wydarzeń. Jakoś nie potrafił. "Może trochę przesadzam? W końcu powinienem ufać reszcie ekipy. A przynajmniej przez jakiś czas. Mam nadzieję, że Thaler istotnie jest tak nietykalny jak się jemu wydaje. Z drugiej strony ta Nikita... " Spojrzał na nią. Wyglądała pięknie. Ale w jakiś niepokojący sposób. Nie potrafił tego dokładnie opisać. Starał się zapamiętać jej twarz i figurę raz jeszcze. Miał nadzieję narysowania jakiegoś obrazu z nią w roli głównej. Jak to mawiał Leonardo da Vinci "Ledwie wstanie słońce, a świat wypełnia się obrazami, które jak magnes przyciągają moje oczy." Bardzo cenił sobie Leonarda, za jego wspaniałe podejście do życia.

Spoglądał na drabów i ironiczny wzrok Jay'a. Tak, wszystko idzie pięknie. Wygląda na to, że dobrowolnie zanurzyli się w bagnie i teraz problem jest z wyjściem. Kichnął mocno. Nawet w tym powietrzu znajdzie się coś co przeszkadza jego organizmowi. Wytarł nos i poprawił okulary.
-Prowadź nas, panie Thaler. Załatwmy to jak najszybciej. - powiedział spokojnym głosem.
Na wszelki wypadek upewnił się, by nie było w nim nic z ironii.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Deadmoon »

Obrazek

Obrazek

Nikita Moyra Andrews, Neil Writhe

Choć była szefową swego wydziału i we krwi miała dowodzenie, tym razem siedziała cicho i tylko spoglądała uważnie na to, co się działo dookoła niej. Nie podobało jej się to wszystko, zwłaszcza osoby przyglądające się im. Skrzyżowała ręce na piersiach, stanęła obok Neila i westchnęła cicho. Ten spojrzał na nią znad szkieł okularów.
"Domyślam się, iż oni muszą się tak na nas gapić? Wierzę, iż wiecie, co robicie. Czy jest cokolwiek, poza 'ładnym wyglądaniem', co mogę zrobić?" - przesłała do towarzyszy i zerknęła na ich tymczasowego przewodnika i gospodarza.
"Zachować zimną krew i starać się być naturalnym" - odparł Neil, spoglądając na pozostałych. Wbił wzrok w Thalera. - "I nie prowokować niepotrzebnie otoczenia."

Na wspomnienie wcześniejszych słów Thalera lekko się zasępiła, lecz nie dała po sobie poznać zmieszania. Czyżby aż tak było po niej widać, że jest dziewicą? W sumie była to tylko i wyłącznie jej wina, nigdy po prostu nie miała czasu, żeby się z kimś spotykać. Chora ambicja ciągle popychała Nikki do bycia najlepszą we wszystkim, co robi. Szkoła, studia, praca...

Gdy kobieta nie patrzyła, Neil złapał jej zafrapowane spojrzenie. Tutaj nie była już tak pewna siebie, jak w firmie. Czy to dlatego, że w tejże chwili nie wymagano od niej niezłomności i nieomylności, konieczności podejmowania zawsze trafnych decyzji? Bardzo możliwe.
Wiele razy miał okazję przyglądać się jej pracy i nie przypominał sobie, żeby go kiedyś poprosiła o pomoc, o poradę. Na pewno nie w sprawach istotnych, od których zależałoby prawidłowe funkcjonowanie ich działu. Trochę go to dziwiło, gdyż nie raz godzinami męczyła się z jakimś trudnym zagadnieniem, podczas gdy on miał zawczasu przygotowany raport potencjalnych rozwiązań. Jednakże znał ją na tyle, by zrozumieć jak bardzo ambitną osobą Nikki jest. I jak mało skłonną do zwracania się o pomoc.
Teraz jednak miał okazję dostrzec inną stronę jej charakteru. Bardziej ludzkie oblicze, wyzbyte mechanicznych służbowych nawyków.

Nikita czekała, właściwie nie miała ani co zrobić, ani co powiedzieć. Wyraźnie się niecierpliwiła, cała ta sytuacja drażniła i irytowała kobietę. Z rozbawieniem spojrzała na asystenta.
- Pasujemy tutaj jak pięść do nosa, czyż nie, Neil?
- Jak świni siodło, panno Andrews - odparł bez namysłu.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, ale szczerze. Trwało to jednak tylko chwilkę, gdyż zaraz odwróciła wzrok i przybrała swój typowy kamienny wyraz twarzy.

- Skoro mamy adres i namiary na tego osobnika, to może zwyczajnie powinniśmy ruszyć się z miejsca? Sam się do nas raczej nie zgłosi, niskie prawdopodobieństwo - Neil poprawił okulary na nosie i wygładził nogawki spodni.
- Jestem gotowy do drogi. Prowadźcie - przytaknął słowom Jacka.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Seth »

Thaler ruszył do przodu, nie oglądając się do tyłu. Wątpił żeby Jacob za–

Świetlik przy tunelu rozsypał się na dziesiątki kawałeczków, a ochrypły wrzask lumpa wypełnił tę część kanałów i poszybował w górę szybu windy. Jack chwycił Keina pod ramię i nie myśląc wiele rzucił się do ucieczki, kierując się do najbliższego tunelu.

Pewny siebie Thaler rzuca szybkie „kurwa!”, po czym zaczyna biec jak nigdy wcześniej w życiu. Tuż za nim biegną Nikita wraz z Neilem. Kolejny strzał ogłusza magów, i kolejna kula przelatuje tuż przed nimi. Lecz już teraz wbiegają do niskiego przejścia i znikają za rogiem, nie przestając biec tak długo aż nie słyszą nic poza tym przeklętym dudnieniem maszyny. Dysząc ciężko, Jack puszcza roztrzęsionego Keina i upada na ścianę. Nikita wciąż biegnąc traci równowagę i ślizga się na błocie, lądując twarzą w kałuży nieczystości.

Tuż obok miga mały, brudny świetlik. Neil kuca tuż obok Jacka, chłodnym wzrokiem zahaczając o przestraszone oblicze Thalera. Serce bije mu jak oszalałe, i cały czas nasłuchuje odgłosów pościgu. Opuszcza go pewność siebie i poczucie siły – wie że dalej już nie da rady uciekać. Zamyka oczy, starając się odtworzyć to co się przed chwilą zdarzyło.

Jeden z drabów w skórze sięgnął po broń, można było się tego spodziewać. Jego wzrok spoczął na paserze, a gdy Jacob odwrócił się i odszedł, było to jak zezwolenie dla niego. Musiał być z tego obcego gangu. Widząc że grupka z powierzchni zaczyna odchodzić, nie mierząc uważnie oddaje strzał – kula trafia w lampkę, a szkło rozsypuje się prosto na twarz bezdomnego. Ten z kolei krzyczy w panice, myśląc zapewne że kula przeznaczona była dla niego. Jack chwyta Keina za ramię, widząc że ten delikatny chłopiec zupełnie nie wie co robić. Głośne przekleństwo wkrótce wypełnia pomieszczenie a po nim następuje odgłos rozpryskiwanego błota, oraz butów uderzających w kałużę. Nikita biegnie tuż za Neilem, i prawie przewraca się gdy kula rozrywa powietrze tuż przed jej twarzą – gdyby wtedy biegła szybciej, ten maraton skończyłby się dla niej już wtedy.

Writhe otwiera oczy. Rozgląda się, widząc skąpany w półmroku tunel, który prowadzi tylko w dwie strony i w obydwu zakręca, tak że nie widać co jest na końcu. Kein podchodzi do migającego świetlika i spogląda w górę na sufit, widząc rurę z pęknięciem w które mógłby zmieścić się człowiek.

I wtedy, jakby za dotknięciem różdżki, światło z psującej się lampki ujawnia metalowe drzwi tuż pod nią. Dziwne, można było przysiąc że ich tu nie było. Ale może po prostu ich nie zauważyli?
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Deadmoon »

Nikita Andrews, Neil Writhe


Podnosząc się klęła na czym świat stoi. Cały makijaż szlag trafił! I nową kurtkę też! Otrzepała ręce, sięgnęła do kieszeni i wyjęła niewielki spray. Kilka szybkich ruchów i cały brud z jej twarzy oraz rąk stał się tylko wspomnieniem, szarawą pianą spływającą na czekającą już chusteczkę. Bez makijażu Nikita wyglądała na dużo młodszą i jakby sympatyczniejszą.
- Cholera jasna! - warknęła.
Neil pierwszy raz usłyszał, jak jego szefowa przeklina. Często się złościła i dawała ponieść emocjom, gdy coś ją przerastało, ale tym razem zajście musiało ją nieźle wyprowadzić z równowagi.

On sam siedział przyczajony na skraju cienia pod wilgotną ścianą. Z trudem łapiąc oddech wodził wystraszonym wzrokiem po otoczeniu. Byli w komplecie, upewnił się. W dodatku szczęśliwie nikt z nich nie został ranny.
- Było blisko - wychrypiał, przełykając głośno ślinę. Zdobył się na wymuszony uśmiech.
- To może jak w kiepskim westernie ktoś z was doda: "witaj w Podmieście, synu"? - zażartował.
Nie było mu jednak do śmiechu. Zjechali do tego przeklętego miejsca raptem kwadrans temu, a już jacyś nadgorliwi kowboje zdecydowali się im odstrzelić po kawałku dupy. Tylko niesamowitemu, bo przecież nie wyszkoleniu, mogli zawdzięczać fakt, że wciąż kroczą po łonie tej ziemi.

Neil rzucił okiem na rozwścieczoną Nikitę.
- Nic ci nie jest, Nikki? - zapytał, lecz szybko pożałował, że w ogóle się odezwał, gdy kobieta rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Chciałem dobrze... - teatralnie westchnął ciężko. Wskazał na klapę w podłodze. - To co teraz?

Nikki wciąż była zajęta poprawianiem swojej garderoby.
- Podziwiam to poczucie humoru!
"Cholerni magowie" - dodała już telepatycznie.
Powyjmowała z kurtki swoje drobiazgi, zdjęła ją i z całą złością cisnęła na ziemię. Oczom mężczyzn ukazał się czarny gorset mocno opinający jej talię. Pozostawiał ramiona i łopatki nagie, blada skóra kobiety ciekawie z nim kontrastowała. Zdawało się, że na lewej łopatce Nikki ma tatuaż, jednak włosy zasłaniały i nie można było dokładnie się przyjrzeć.
Neil rzucił jej ukradkowe spojrzenie.
"Ciekawe czy coś jeszcze z siebie zrzuci?" - wymknęło mu się w myślach. Niecichnące odgłosy pościgu sprowadziły go jednak na ziemię.

Nikita zerknęła z ukosa na towarzyszy.
- I jak? Wszyscy cali? To trzeba ruszyć tyłki, nie mam zamiaru być tutaj ani chwili dłużej, niż to będzie konieczne - mruknęła. - Przydałby się jakiś szybki środek transportu, panowie...
Dość znacząco spojrzała się na Thalera, długo nie odrywała ani nie odwracała wzroku spoglądając pewnie w jego oczy. Nawet nie mrugnęła.
Wszystkie swoje drobiazgi z kurtki pochowała po kieszeniach spodni. Domyślała się, że miała wiele szczęścia wychodząc z tego zajścia cało, chciała się znaleźć w jakimś bezpiecznym miejscu. Znaczy we własnym ciepłym łóżku.

- Jedyny logiczny środek transportu, jaki mi do głowy przychodzi, to nasze własne cztery kończyny, panno Andrews - odparł wskazując na klapę. - A rozsądek podpowiada, by droga ewakuacji wiodła tędy.

Odwrócił głowę w bok, słysząc nadbiegających gangsterów.
- Szybko, nie ma czasu do stracenia! - krzyknął do towarzyszy, podnosząc pokrywę włazu. Z dołu buchnęło wilgocią. - Nikki, wchodź pierwsza. Jack, zabieraj młodego i wskakujcie za nią. Thaler, masz broń, więc nas osłaniaj. - Gorączkowo wydawał polecenia. Nikita spojrzała na niego krzywo, lecz nie zaoponowała. Nawet jej ambicja musiała ustąpić zdrowemu rozsądkowi.
- Prędzej albo skończymy jako żarcie dla tutejszych robaków. Dziurawe żarcie, dodam.

Czekał, aż Nikki, Jack i Kein znikną w przejściu, po czym sam zamierzał zejść za nimi. Jedną ręką wymacał pod marynarką paralizator. Zupełnie nie nadawał się do walki na odległość, ale w bezpośrednim zwarciu mógł chwilowo obezwładnić przeciwnika, dając czas na ucieczkę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Hiro »

Jack Turner

Właściwie można by się zastanowić, czy Jack nadal był człowiekiem w znaczeniu biologicznym. No bo przeciętny Homo Sapiens kiedy znajduje się w trudnej sytuacji ma "włączane" odpowiedni mechanizm ucieczki lub walki. Tymczasem Jack już dawno zrezygnował z tego drugiego na rzecz o wiele skuteczniejszego i zapewniającemu dłuższe życie, ucieczki lub jeszcze szybszej ucieczki.
Swego czasu Jack uciekał przed różnymi ludźmi. Takimi którzy go nienawidzili. Takimi, którzy po prostu uznawali, że się do tego nadaje. Ale z tymi ucieczkami było coś dziwnego. Bowiem w swoim życiu jakoś nie potrafił znaleźć momentu kiedy ktoś go w końcu złapał. Może dlatego szkolni bully* chcieli tak bardzo go dorwać? Ale nie, przecież ktoś go w końcu musiał złapać. Prawda?

Tymczasem jednak instykt zadziałał prawidłowo i Jack chwycił po prostu Keina i pociągnął ze sobą. Czemu? Bo kulka w nodze to nie jest coś czego życzy się towarzyszowi z drużyny.
-No rusz dupę, chyba nie chcesz mieć kulki w głowie!
Wyhamowali dopiero kawałek dalej. Puścił Keina i z dygocącymi kolanami osunął się po ścianie.
-Dawno... tego... nie robiłem. - westchnął, jak gdyby sam do siebie.
Tuż za nim pomknęła Nikita. Niestety nie mogła utrzymać równowagi i wylądowała twarzą w nieczystościach. Trochę go zamroczyło i zanim zdążył coś zrobić, sama sobie z tym poradziła. Co nie znaczy, że była z tego zadowolona.
-Cholera jasna!
Jack uważał, że to mało dokładnie opisujące sytuacje. Osobiście dodałby trochę więcej "choler" i przynajmniej z jedną pannę lekkich obyczajów.
- To może jak w kiepskim westernie ktoś z was doda: "witaj w Podmieście, synu"?
-Taa... "Przybyło wreszcie 5 sprawiedliwych i zwiewa przed bezprawiem." Jeszcze tylko gbur z wielkim gnatem i możemy grać.
Kichnął i wytarł nos chusteczką.

Podążył wzrokiem za wszystkimi. Najwyraźniej byli cali, choć mozę w nie najlepszych humorach. Zerknął na Keina. Ten znalazł jakieś pęknięcie. Dobrze. Jack zamknął oczy, zebrał się w sobie i wstał. Złapał wreszcie oddech. Odwrócił się w stronę rury...

Istnieją dwa rodzaje przypadków. "Przypadek" i "przypadek". Jak wiadomo przypadek jest kierowany przez nieokreśloną wyższą siłe, albo zwykłe prawa matematyki. Tak można tłumaczyć niezauważenie przez wszystkich klapy w suficie. Niestety jest jeszcze "Przypadek", gdzie dziwnej sile pomaga jeszcze człowiek, razem z nią pociągając za sznurki.
Czy ktoś "wyczarował" tą klapę, czy ona tutaj była? W tej chwili nie robiło to różnicy bo i tak musieli zwiewać przed strzelcami. Ale potem? Czy w sytuacji zagrożenia to się powtórzy? A może lepiej i bezpieczniej pomyśleć, że ona tutaj była... Wszedł za innymi do góry. Ostatni raz spojrzał na metalowe drzwiczki. Taak, one zdecydowanie musiały tutaj być tutaj zawsze...

Prawda?


*odpowiednik naszych chuliganów, którzy specjalizują się w dręczeniu uczniów (jakby ktoś zapomniał )
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Seth »

Właz zamknął się z cichym skrzypnięciem. Tak właśnie przyszli magowie pozbawili się jedynego źródła światła – bo w miejscu w którym się znaleźli panowały iście neo-egipskie ciemności. Kein powoli wstał, szepcząc coś cicho.
- To jakiś tunel, wyciągam rękę i nie dotykam sufitu. – Jego głos odbił się echem w ciemności.

Potykając się o nogi panny Andrews, Neil o mało nie zaliczył niezaplanowanego spotkania ze ścianą tunelu. Nie tracąc czasu skorzystał ze swojej pozycji klęczącej, zaczynając szukać włazu przez który tu weszli. I choć jego ręce wyczuły coś rzadkiego i wilgotnego w dotyku, żadnych drzwiczek nie było. Już zaczął przeklinać w myślach, a serce zabiło mu mocniej – gdy nagle przypomniał sobie sztuczkę jakiej się nauczył w akademii.

Inkantacja nie tylko wprowadza maga w trans pozwalający mu zmieniać rzeczywistość (w oparciu o wyuczone przez niego zaklęcia), ale też sprawia że bliskie otoczenie rozświetla się niebieskimi ognikami i wyładowaniami elektrycznymi, zwiększającymi się wraz z mocą Maga Krwi. A wiedząc że zbyt potężny on nie był, wydedukował że gdyby wprowadził się w stan Inkantacji, pewnie nie stworzyłby wielkiego źródła światła... ale gdyby wszyscy w niego weszli, to mogliby spostrzec drogę przed nimi. Było co prawda jeszcze coś dotyczące tego stanu, ale Neil nie mógł sobie tego przypomnieć, a potrzeba chwili sprawiała że nawet nie próbował.

Wilgoć wypełniła ich nozdrza, mieszana z mdłym smrodem nieczystości. W tunelu było zimno, i nie odwiedzał ich najsłabszy powiew powietrza. Natomiast żadne z nich (szczególnie panna Andrews) nie mogło uciec dziwnemu uczuciu że coś chodzi między ich stopami.

Zamilkli, i tylko ich oddechy wypełniały ciszę. Tłuczenie wielkiej maszyny gdzieś z oddali zostało wytłumione, zupełnie jakby znaleźli się w innym świecie. Wszyscy mieli cichą nadzieję że Thaler doprowadzi ich do hakera i że będą mogli jak najszybciej opuścić Podmiasto...
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Ouzaru »

Nikki & Neil

- Wszyscy cali i w jednym kawałku? – zapytał Neil, krzywiąc się pod wpływem nieprzyjemnej woni napierającej na jego nozdrza. – Diabli, jak tu ciemno. Bez źródła światła strach ruszyć się z miejsca, by w jeszcze gorsze gówno nie wejść. Poza tym cholera wie, na co możemy natknąć się w ciemnościach?

Niechętnie, ale Nikki musiała przyznać mu rację. Kiwnęła głową, lecz po chwili dotarło do niej, że i tak tego nie widział. Trudno. Cholera jasna, jej nowe buty zapewne nadają się już tylko do utylizacji. Wyjęła z kieszeni telefon.
- Pięknie - mruknęła, gdy niebieski blask ekranu na chwilę oświetlił jej twarz. - Nie ma zasięgu... I bateria pada.
Stan baterii był naprawdę żałosny, więc szybko schowała komórkę, by jej nie wyczerpywać. Kto wie, może później przyda się do czegoś innego?

Neil westchnął donośnie, a podźwięk jeszcze przez chwilę wibrował między wilgotnymi ścianami. Raz jeszcze przeszukał swoje ubranie, lecz nie znalazł niczego, co mogłoby posłużyć jako choćby znikome źródło światła. Pod marynarką wymacał jedynie wypukły kontur podręcznego paralizatora.

- Mniemam, że szanowne towarzystwo nie zaopatrzyło się zawczasu w jakąś latarkę? – bardziej stwierdził niż zapytał, właściwie nie oczekując odpowiedzi. Wyciągnął spod ubrania mały paralizator, z łatwością mieszczący się w jednej dłoni. Napięcie elektryczne, jakie urządzenie mogło generować nie było w stanie uśmiercić dorosłego człowieka, ale wystarczyło na chwilowe obezwładnienie napastnika. Neil nacisnął przycisk i w rytm cichego bzyczenia na końcu urządzenia zatańczyło kilka iskier.

I wtedy doznał olśnienia.

- Ależ tak! Jakże mogłem o tym zapomnieć? – Writhe niemal krzyknął podekscytowanym głosem, a jego szefowa aż podskoczyła. Pomimo zalegających wokół ciemności był niemal pewien, że pozostali wpatrują się w niego ze zdziwieniem. A raczej w miejsce, z którego dobywał się jego głos. Andrews machnęła ręką na oślep starając się trzepnąć idiotę w ramię, ale nie trafiła.

Neil poprawił okulary na nosie, przymknął powieki. Gdy ponownie je otworzył, wszechobecny mrok poprzecinany był lśniącą pajęczyną. Mężczyzna nie widział ich początków, ani końców; błyszczące nici tonęły w gęstej, wszechobecnej ciemności. Skoncentrował wzrok na kilku węzłach, w którym struny się przecinały i z pewnym wysiłkiem wytężył wolę. Poczuł mrowienie na skórze i delikatną woń zjonizowanego powietrza. Ciemność wokół niego zamigotała, kiedy wokół sylwetki Neila wykwitły dwa tuziny niebieskawych iskier.

- Inkantacja. Przywołanie jej powoduje wytworzenie nikłego źródła światła. Gdybyśmy wszyscy spróbowali je połączyć, może udałoby się stworzyć wystarczająco dużo iskier, by rozpędzić te cholerne ciemności i zorientować się w położeniu?

- Hmm... - zamyśliła się. Rzeczywiście, chyba mówili o czymś takim, ale nie pamiętała tego dokładnie. Jej inkantacją był pocałunek, im więcej... serca w niego wkładała, tym była silniejsza. Jedyną osobą widoczną w tej chwili był Neil.
- Ech, to nic osobistego, naprawdę - powiedziała. - Miejmy to już za sobą.
Zdziwienie i zaskoczenie odmalowało się w rozświetlanych iskrami oczach mężczyzny, gdy jego szefowa złapała go stanowczo za głowę i zaczęła całować. Nie stawiał oporu, mogło się nawet wydawać, iż mu się to spodobało. Nim jednak zdążył się rozkręcić, panna Andrews rozbłysła i odstąpiła od niego.
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Hiro »

Jack Turner

Niepewnie poruszał się w całkowitej ciemności. Nie był pewien czy reszta jest koło niego. Egipskie ciemności? Tutaj nawet ten frazeologizm okazywał się bezradny. Nie ruszał się z obawy, że wlezie w coś obślizłego. I śmierdzącego. Matko jedyna, jak tu śmierdzi!
-Cali, być może. Za to pragnący się stąd wydostać. Ma ktoś pomysł?
Poruszył ręką i uderzył w kogoś.
-Wybacz, kimkolwiek tam jesteś. - mruknął.
Miał już trochę dosyć tej misji. Ale z drugiej strony gdy skończy z tym śmiesznym zadaniem, co go czeka? Obiecali mu moc. W końcu mógłby poukładać swe życie tak jak by chciał by wyglądało. Opuścić tą śmieszną plątaninę ludzkich pragnień i knowań znaną jako społeczeństwo i wejść gdzieś wyżej. Ostatnio stawał się bardziej drażliwy wobec ludzi. Niedawno przez pół godziny wrzeszczał na grupę dzieciaków którzy nad nim urządzali imprezę. Z kiepską muzyką, przypominającej ciąg odgłosów zardzewiałej koparki. A właśnie chciał namalować coś pięknego.

Czy inkantacja zmieniała jego charakter, czy zwiększała jego cechy? Czy ukrywał się za maską ostrożnego a tak naprawdę był nienawidzącym innych ... no właśnie kim? Ale odpowiedź nie leżała w ściekach. Czekała na końcu jego ścieżki maga. Miał się przekonać.

-Oczywiście, że mam latarkę. - powiedział z przekąsem. -Przecież podejrzewałem rano, że będę ściskał się w korytarzyku bez jakiegokolwiek źródła światła.
Czekał rozdrażniony gdy nagle usłyszał
-Ależ tak! Jakże mogłem o tym zapomnieć?
O! Zwykle taki głos oznacza dobry pomysł. Albo szalony. A prawdę mówiąc takie zawsze były lepsze.
Poczuł coś obok siebie. Całe ciało pragnęło tego co to było. Przyjemny dreszcz. Inkantacja? Tak! Neil najwyraźniej użył jej. Wyjaśnił im plan. Cały jeszcze był delikatnie widoczny pod wpływem magii. No tak cholera. Ale inkantacja Jacka nie była tak oczywista. Nawet jego mentorzy nie byli pewni czy to był sam malunek czy wyobrażenia związane z ich tworzeniem. Jego umysł czasem sam wpadał w ten stan a czasem nie chciał.

-No dobra spróbujmy...
Skupił się. Zobaczył dzikiego kota na skarpie. Nie to nie ten obraz! Teraz pędzący na wietrze koń. Znowu nie! Cholera! Jakieś kobiety w tańcu... stają się wężami? "Do cholery jasnej skup się!" Mózg Jacka wysłał odpowiedni hormon do organizmu. Gniew jak fala ogarniał go całego. Gniew na siebie? Na innych? Wykreował następny obraz. Znowu kobiety! Nieosiągnięty nigdy idealny rysunek... Ale jest coś za nimi. Wielka postać. Bestia. Spogląda na niego swoimi głowami. Oczy płoną jej niezdrową zielenią. Jedna z jej głów staje się nim samym. Patrzy na siebie, gdy tamten uśmiecha się w szaleńczym uśmiechu. Odbija się on echem od jego czaszki.
-Sięgnij po mnie!
Jak rozbłysk wróciła kobieta demon i druga w szacie. Intensywne dreszcze. Poczucie przepływającej delikatnej energii. Inkantacja... Zobaczył cały świat inny. Znał to uczucie. Za chwilę przekonają się czy teoria Neila się sprawdzi.

Tylko skąd do cholery ta bestia?!
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Seth »

Brzdęk monety, cwaniacki uśmiech na twarzy Thalera. Obok stał skamieniały Neil, a ten poprzedni nie mógł się domyśleć co mu tak przymknęło japę. Ale to wszystko przestało być teraz ważne. Paser poczuł jak jego oddech się uspokaja, jak rytm serca kończy swój wyścig, a potęga wypełnia jego żyły, krążąc po całym ciele i aż po czubki palców. Powietrze wokół stało się momentalnie chłodniejsze, cięższe. Nikki złapała czwórkę swoich kolegów i przyciągnęła ich do siebie. Aura błękitnego światła która ich otaczała wzrastała wraz z malejącą odległością między nimi.

Nagle Neil jęknął i podskoczył! Zaczął klepać się po marynarce! Kein patrzył się na to z przerażoną miną. Stojący obok Jack krzyknął gdy latarka eksplodowała mu w dłoni, parząc skórę! Nikki, nie myśląc długo rzuciła swój telefon na podłogę! Zgodnie z jej przewidywaniami ekranik wybuchł, a komórka nadawała się do wyrzucenia. Z lekką irytacją kobieta szarpnęła Neila i z pomocą Jacka zaczęła zdejmować mu marynarkę.

Gdy już pozbyli się rozwścieczonego palaralizatora, rzucili okiem na otoczenie. Kein zaczął drżeć i oparł się o Thalera, wymiotując mu na ramieniu. Podłoga, ściany, i Bóg jeden wie czy sufit też – wszędzie pełzało robactwo. Nikki patrzyła się z oczyma wielkości piłek do tenisa na pająki wspinające się po jej rajstopach. Jack jęknął i odskoczył gdy coś upadło tuż obok niego i uciekło z zasięgu światła.

- Drzwi! – Ryknął Writhe, który zaraz zrzucił z siebie marynarkę. Nie żeby coś tam widział, ale już leżała na podłożu. I rzeczywiście, wąski snop niebieskiego światła oświetlał w odległości kilku metrów coś, co kształtem przypominało właz. Zaczęli iść w tym kierunku, a ich krokom towarzyszył odgłos chrupania. Zgodnie z przewidywaniami cały właz był pokryty obślizgłym, żywym towarem. Neil spojrzał się na Thalera, oczekując od niego jakiejś akcji. Ale zamiast tego dostrzegł że aura Inkantacji twardziela zanika. Jack pokręcił głową. Kein cały drżał, rozglądając się nerwowo wokół. Na Nikitę nawet nie spoglądał.

Mag westchnął i spuścił ramiona w zrezygnowaniu. Dużymi krokami podszedł do włazu, czując jak dostaje gęsiej skórki na dźwięk miażdżonych robali. Starał się schować własne dłonie w rękawach koszuli, byle tylko nie mieć styczności z nieczystościami. Szybko złapał za właz, z kwaśną miną starając się go przekręcić. Ten jak na złość nie ruszał się wiele ponad parę centymetrów, za to zamieszkujące drzwi robactwo zaczęło przechodzić po ramionach Neila do reszty jego ciała. Nikki krzyknęła piskliwie gdy kilka pająków wielkości ludzkiej pięści wspięło się na głowę maga. Jack rzucił się do przodu by pomóc.

Właz uległ i otworzył się z głośnym zgrzytem. Cała piątka wypadła na zewnątrz, maniakalnie otrzepując się z tego całego świństwa.

Thaler odepchnął od siebie wystraszonego Keina, który teraz w dodatku zaczął śmierdzieć moczem. Cholerny cykor, najlepsza marynarka leci do szorowania. I gdzie oni wylądowali? Tak się kończą wędrówki po Podmieście bez mapy. Zaraz...
- Jesteśmy na miejscu. – Odezwał się zaskoczonym głosem Thaler, jakby zadając pytanie samemu sobie. I fakt, bo przed nimi wyrosła wielka metalowa jaskinia bez widocznego końca, rozświetlona czerwonymi i zielonymi neonami, z domami ustawianymi jeden pod drugim i tłumem obdartusów chodzących pomiędzy nimi. Powróciło znajome dudnienie maszyny.
- Daj mi tą kartkę. – Odezwał się Neil, wyrywając Thalerowi kartkę z adresem hakera.

Pora rozpocząć łowy.

...Kein podrapał się po głowie drżącą dłonią, zastanawiając się który z towarzyszy to przekazał.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Deadmoon »

Nikita Andrews & Neil Writhe

Mag podskoczył jak oparzony, kiedy ukryty w wewnętrznej kieszeni marynarki paralizator zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki, rażąc prądem lewą pierś Neila. Krzyknął z bólu i zaczął nerwowo zdzierać z siebie ubranie. Gdyby nie pomoc Jacka i Nikki, pewnie zwijałby się w konwulsjach na pokrytej breją ziemi.

Nikita skrzywiła wargi w grymasie niezadowolenia i prychnęła coś pod nosem. Nowy telefon, po prostu pięknie. Ten wypad chyba nie mógł być gorszy? Najpierw ulubiona kurtka, a teraz to. Z niemałą satysfakcją ściągnęła z podskakującego asystenta marynarkę i miała szczerą ochotę cisnąć ją mężczyźnie pod nogi, lecz teraz mieli ważniejsze sprawy na głowie. Gdy atmosfera nieco się uspokoiła, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż coś po niej łazi.
"To pewnie dreszcze" - pomyślała, odruchowo spoglądając w dół.

W jednej chwili kobieta otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i wydała z siebie jakiś dziwny, stłumiony dźwięk. Musiała wyglądać zabawnie, zupełnie jakby ją coś przytkało z wrażenia. Serce waliło jej w piersi niczym młot, zrobiło się Nikki jednocześnie gorąco i zimno. Towarzysze spojrzeli na nią, rozdziawiając usta z szoku, zaskoczenia i przerażenia. Kein nie wytrzymał i bez uprzedzenia pozbył się z żołądka uprzednio skonsumowanego posiłku.

Pająki - przekazała Nikki telepatycznie, nie będąc w stanie się odezwać.
Przerażenie skutecznie zamknęło jej usta i zapewne stałaby tak dalej, gdyby Neil nie pociągnął szefowej za sobą. Nigdy nie lubiła pająków, ale nie przypuszczała nawet, że jej fobia może przyjmować takie rozmiary.

Neil dopadł do majaczących na końcu korytarza drzwi. Obawy się potwierdziły, właz także pokryty był masą pełzającego robactwa. Mężczyzna zaklął soczyście, zagryzł zęby i z odrazą złapał za pokrywę. Odgłos miażdżonych paskudztw, drażniące szmery tysięcy chitynowych nóżek skrobiących twarde powierzchnie wokół magów doprowadzały go do szału. Z wściekłością siłował się z włazem, lecz ten, jaka na złość, nie zamierzał drgnąć ani odrobinę. Na domiar złego robactwo zaczęło obłazić jego ciało, wciskając się nawet pod ubranie. Neil walczył z pokusą zrzucenia z siebie tego pełzającego plugastwa, lecz zimna determinacja i pragnienie wydostania się z tego przeklętego miejsca skupiły jego uwagę na z wolna ustępującej pod naporem siły mięśni pokrywie.

Przez tunel przetoczyło się głośne, zgrzytliwe jęknięcie metalu, towarzyszące otwierającemu się przejściu.
- Szybko! - Writhe rzucił do towarzyszy, nie oglądając się za siebie. Gdy znalazł się po drugiej stronie drzwi, szaleńczo zaczął strząsać z siebie pełzające robactwo. Widział jak pozostali robią dokładnie to samo.
- Ufff, było blisko. Myślałem, że zjedzą nas żywcem - mruknął, łapiąc oddech.
- Jasna cholera! Ile jeszcze takich "niespodzianek" będzie na nas czekać w tym przedsionku piekła? - Lodowaty głos Nikki wyrażał wściekłą irytację. Rozejrzała się po okolicy. - To co dalej? - Zapytała, kiedy Thaler oznajmił, iż znaleźli się na miejscu. Neil podszedł do pasera.
- Daj mi tę kartkę. – Odezwał się, wyrywając mu kartkę z adresem hakera. - Nie sądzę, by mieli tu punkt informacji turystycznej albo terminal z mapą topograficzną Podmiasta. Chyba trzeba będzie jednak zasięgnąć języka.
Nikki spojrzała się najpierw na Thalera, potem na Neila zabierającego mu kartkę z adresem.
- Neil - powiedziała cicho, spoglądając na kilka małych pajączków, wciąż radośnie wspinających się po jej nogach. Asystent zagryzł wargę.
- Zamknij oczy, zaciśnij zęby i stój cierpliwie w miejscu - odparł i przykucnął przed nią. Kilkoma energicznymi ruchami zrzucił z jej nóg upierdliwe robactwo. - Zrobione - uśmiechnął się niewyraźnie i wstał, odruchowo prostując wygniecione nogawki spodni.

Writhe zerknął na pozostałych. Magowie zjechali pod ziemię całkiem niedawno, a już wyglądali, jakby mieli za sobą kilkudniową przeprawę po najgorszych zakamarkach tego cywilizacyjnego zadupia. Zmęczeni, wściekli, wystraszeni, poirytowani, brudni, obdarci, spoceni i śmierdzący. Tak kreował się wizerunek dzielnej grupy śmiałków, mających do wypełnienia misję swojego życia.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Autorski] Druga strona lustra

Post autor: Hiro »

Jack Turner

Pomysł z inkantacją był dobry. Ale trzymanie w kieszeni czegoś co przyciąga energię już gorszy. Nie było czasu na złośliwe uwagi, po prostu pomógł Neilowi uspokoić sie. Wyglądał jakby ktoś mu rozgrzany pręt do skóry przyłożył.
No właśnie. Wyglądał. Jakoś od razu zrobiło się jaśniej. Uśmiechnął się.
-Patrzcie już wszystko wi...
Słowo stanęło mu w gardle. Wokół pełzało tysiące robaczków. Niektóre wielkości której nie powstydziłby się szczur. Wzdrygnął się. Nie miał nic do owadów ani robaków, ale tyle ich na raz łażących niemal na tobie. Nie, to zdecydowanie nic najlepszego. Jakiś robak podobny do wija spadł tuż obok niego i trącił go antenkami po nodze. Jęknął
-I już człowiek żałuje, że nie jest ślepy...

Ktoś krzyknął o drzwiach. Dobra wiadomość. Chyba, że to kolejne drzwi widmo. Ruszył do nich. Neil spojrzał po reszcie. Thaler okazał się prawdziwym facetem, Kein drżał jak osika a na Nikitę to nawet nie musiał patrzeć. Neil spojrzał na niego. Pokręcił głową.
-Nawet za tysiąc lat tego nie otworzę jeśli jest przyblokowane. A na próby z robalami nie mam ochoty.
Neil ciężko westchnął. I wcale mu się nie dziwił. Przez kilka chwil z uporem maniaka pchał właz. Robale uznały jego ręce za świetną ścieżkę. A on nie mógł otworzyć tych głupich drzwi.
-Och niech będzie.
Ruszył do przodu i zrzucił kilka dorodnych pająków z jego włosów. Całą swoją, bardzo niewielką, siłą pchnął we właz. Coś zaskrzypiało i ruszyło. Przez właz przeleciał Neil, zaraz za nim w maniactwie Nikita. Thaler wypchnął Keina a Jack wylazł ostatni. Po drugiej stronie zaczął odruchowo strzepywać robactwo. Tak, maniacko ale przecież miał do tego prawo? Jakiś maluteńki pajączek siedział mu na ręce. Jack przyjrzał mu się. Zdawał się mówić "Proszę cię, nie strzepuj mnie i zostańmy przyjaciółmi" cieniutkim głosikiem z oczami jak talerze.
-Przykro mi maluchu. - i strzepnął go ze swej ręki.

Kiedy upewnił się, że na jego ubraniu nie został żaden robak, wziął do ręki chusteczkę i wytarł nos. Nie wiedział co takiego mogło być w tych tunelach ale najwyraźniej też działało jako alergen. I jak tu cieszyć się życiem? Zdjął okulary i przeczyścił je szmatką. Zdążyły się trochę ubrudzić. Świat zrobił się trochę mglisty. No dobrze bardzo mglisty. Nie widział nawet czy stojący obok niego to Neil.
-Jesteśmy na miejscu. - zabrzmiał zaskoczony głos Thalera.
-Na miejscu? Miejscu czego?
Założył z powrotem okulary. I wróciło Podmiasto. "Jak słowo daję, nigdy tu nie wrócę choćbym miał dostać Pulitzera za artykuł o tym bagnie.". Krajobraz taki sam. Bagno, neon, bagno. Dziękował swojej matce za to, że w ramach młodzieńczego szału nie wpadła na żadną tutejszą imprezę.
-I rozumiem, że doskonale wiemy gdzie jest ten hacker. Jakoś ostatnio nie dziwią mnie żadne "przypadki". Przypadkowe drzwi, przypadkowe tunele i przypadkowy właz prowadzący do prawidłowej ulicy. Czemu nie podjeżdża przypadkowa taksówka?!
Był zirytowany. Po części tym, że tarzali się w błocie, ale głównie dlatego że ktoś tutaj nimi manipulował. I to bardzo poważnie. To że sam wpadniesz w bagno to jedna sprawa, ale jak ktoś celowo wysyła Cię tam bez wskazówek to coś o wiele bardziej wkurzającego.

Pozostali zajmowali się znalezieniem domu hackera.
- Nie sądzę, by mieli tu punkt informacji turystycznej albo terminal z mapą topograficzną Podmiasta. Chyba trzeba będzie jednak zasięgnąć języka.
Tak to dobry pomysł. Problem polegał na tym czy ludzie będą chcieli rozmawiać z nimi. Ale nic lepszego nie było do zrobienia. Westchnął i poszedł za innymi.
-Czy ktoś jeszcze ma przeczucie, że wielkie bohaterskie zadania zupełnie do nas nie pasują? - raczej stwierdził niż zapytał.
Obrazek
Zablokowany