[Neuroshima] Two towers
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Neuroshima] Two towers
Podzielić sprzęt... Jasne...
2 motory, ktore bez pomocy montera wyceniono na "gówno warte" były ledwo na chodzie. Benzyne wziął lekarz, który ponoć gdzieś zostawił jakis motocykl. W zamian za to nie miał juz udzialu w amunicji do kałasza, kilku pigułkach leków, które określił jako antyradiacyjne i paru tabsach tornado. Każdemu przypadło po poł. W tym mieście lepiej było to szybko upłynnić, bo gdyby szeryf je zobaczył byłyby kłopoty. Tyle. Kalasznikowy postanowiono opchnac, co nie było problemem.
Całość postanowiła sie rozdzielić i spotkać za kilka godzin przed warsztatem. Co prawda kilkaset metrów od niego, bo nierozsądne byłoby się tam plątać, ale w tym rejonie. Szperacz wymienił broń na jedzenie i wode, które potem rozdzielił. Nie było tego duzo, no ale kałasze to broń, która mimo iż uniwersalna była łatwo dostepna. Jak na te czasy oczywiście. Raczej bez problemu reszta pozbyła się tornado. Każdy był bogatszy o te kilka gambli...
Tymczasem dochodziła 2 w nocy. Niesamowitym było, że to miasto żyło całą dobę i interesy toczyły się zarówno w pełnym słońcu, jak i w poświacie księzyca. Mack z bólem zamknął warsztat, wziął kilka najważniejszych rzeczy i poczłapał za resztą w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
- Nie rozdziobia go - Mruknęła Shade - Chcą go, bo interes się kręci. Jak im skopiemy dupska, to wyjdziesz na plus.
- Mhm -Mruknął niepewny Mack.
Po kilkunastu minutach doszli do miejsca, ktore Martin okreslił jako "względnie bezpiecznie". Była to wnęka w podziemnym garażu pod wieżowcem. Kręciło się tam paru żuli, którzy po zobaczeniu nowych przybyszy pierzchli i tylko łypali ciekawie za kolumn. Postanowiono, że każdy będzie czuwał godzinę.
Jakże było wielkie ich zdziwienie, kiedy rano, koło godziny 6.00 zobaczyli nad sobą mężczyznę z wieśniacką gwiazdą na klacie a'la Teksas i Winchesterem w dłoni. Raczej nie było juz sensu sięgać po gnata. GoodCat który pełnił wartę leżał z mętnymi oczyma na ziemi i potęznym guzem. Oglądaliście ten dziwaczny obraz próbując się połapać, o co chodzi.
- Troche nie_myślicie. - Powiedział mężczyzna - Ja bym dał mieszkańcom podziemi wode i leki... Mielibyście ochrone do rana. A tak temu, który tu wlazł, wystarczyła konserwa, by was obezwładnić... Oni dobrze rzucaja kamieniami. Nigdy nie zastanawialicie się, jak żyli aż dotąd? Hej! Spokojnie - Skierował gnata na Shade, ktora zdrową ręka próbowała siegnąć broni.- Jestem JB, zastępca szeryfa.
Uśmiechnął się typowo amerykańskim uśmiechem. Niski i chudy... może 1,70 metra, może mniej. Jak szkapa. Krótkie czarne włosy, biale zęby, zielone oczy - chodzące dziwadło. Ale koszula opinała wytrenowane mięśnie.
- Pozbyliście się kilku macek... Podoba mi się to. Co prawda płotki, ale coś zaczęliście - splunął - Oczywiście szeryf powiedziałby, że wykończyliście 2 szanowanych obywateli. - Było jasne o co mu chodzi...
- Spotkajmy się koło ratusza w południe. Wtedy powiem wam co i za ile... Jak jesteście zainteresowani... Przy mnie nie zginiecie - uśmiechnął się - Jeżeli zdecydujecie się pomóc, mogę was ustawić do śmierci. Aha... i to sie wam przyda...
Rzucił na ziemie kilka kartek. Głownie wycinki z czegoś, co pewnie miało dzis robić za gazete. Na każdym z nich pojawiała się jedna twarz. Jak powiedzial Mack - burmistrza. Za nim na każdej ilustracji widoczny był niski gruby facet, z cwaniakowatym uśmiechem. Co to mialo znaczyć? Po przeczytaniu pierwszego artykułu juz wszystko było jasne...
Mafia miała w łapie cale struktury odradzającego się psia mać ładu. W jaki sposób? Tego juz gazeta nie wyjasniała. Mafiozi kupowali udziały w początkujących firmach, przejmowali ziemie, zdobywali fundusze na "państwowych" przedsięwzięciach. Widocznie tam, gdzie rodzi się biuroracja, łatwiej zarobić...
Nie dawała wam tylko spokoju gęba w tle...
2 motory, ktore bez pomocy montera wyceniono na "gówno warte" były ledwo na chodzie. Benzyne wziął lekarz, który ponoć gdzieś zostawił jakis motocykl. W zamian za to nie miał juz udzialu w amunicji do kałasza, kilku pigułkach leków, które określił jako antyradiacyjne i paru tabsach tornado. Każdemu przypadło po poł. W tym mieście lepiej było to szybko upłynnić, bo gdyby szeryf je zobaczył byłyby kłopoty. Tyle. Kalasznikowy postanowiono opchnac, co nie było problemem.
Całość postanowiła sie rozdzielić i spotkać za kilka godzin przed warsztatem. Co prawda kilkaset metrów od niego, bo nierozsądne byłoby się tam plątać, ale w tym rejonie. Szperacz wymienił broń na jedzenie i wode, które potem rozdzielił. Nie było tego duzo, no ale kałasze to broń, która mimo iż uniwersalna była łatwo dostepna. Jak na te czasy oczywiście. Raczej bez problemu reszta pozbyła się tornado. Każdy był bogatszy o te kilka gambli...
Tymczasem dochodziła 2 w nocy. Niesamowitym było, że to miasto żyło całą dobę i interesy toczyły się zarówno w pełnym słońcu, jak i w poświacie księzyca. Mack z bólem zamknął warsztat, wziął kilka najważniejszych rzeczy i poczłapał za resztą w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
- Nie rozdziobia go - Mruknęła Shade - Chcą go, bo interes się kręci. Jak im skopiemy dupska, to wyjdziesz na plus.
- Mhm -Mruknął niepewny Mack.
Po kilkunastu minutach doszli do miejsca, ktore Martin okreslił jako "względnie bezpiecznie". Była to wnęka w podziemnym garażu pod wieżowcem. Kręciło się tam paru żuli, którzy po zobaczeniu nowych przybyszy pierzchli i tylko łypali ciekawie za kolumn. Postanowiono, że każdy będzie czuwał godzinę.
Jakże było wielkie ich zdziwienie, kiedy rano, koło godziny 6.00 zobaczyli nad sobą mężczyznę z wieśniacką gwiazdą na klacie a'la Teksas i Winchesterem w dłoni. Raczej nie było juz sensu sięgać po gnata. GoodCat który pełnił wartę leżał z mętnymi oczyma na ziemi i potęznym guzem. Oglądaliście ten dziwaczny obraz próbując się połapać, o co chodzi.
- Troche nie_myślicie. - Powiedział mężczyzna - Ja bym dał mieszkańcom podziemi wode i leki... Mielibyście ochrone do rana. A tak temu, który tu wlazł, wystarczyła konserwa, by was obezwładnić... Oni dobrze rzucaja kamieniami. Nigdy nie zastanawialicie się, jak żyli aż dotąd? Hej! Spokojnie - Skierował gnata na Shade, ktora zdrową ręka próbowała siegnąć broni.- Jestem JB, zastępca szeryfa.
Uśmiechnął się typowo amerykańskim uśmiechem. Niski i chudy... może 1,70 metra, może mniej. Jak szkapa. Krótkie czarne włosy, biale zęby, zielone oczy - chodzące dziwadło. Ale koszula opinała wytrenowane mięśnie.
- Pozbyliście się kilku macek... Podoba mi się to. Co prawda płotki, ale coś zaczęliście - splunął - Oczywiście szeryf powiedziałby, że wykończyliście 2 szanowanych obywateli. - Było jasne o co mu chodzi...
- Spotkajmy się koło ratusza w południe. Wtedy powiem wam co i za ile... Jak jesteście zainteresowani... Przy mnie nie zginiecie - uśmiechnął się - Jeżeli zdecydujecie się pomóc, mogę was ustawić do śmierci. Aha... i to sie wam przyda...
Rzucił na ziemie kilka kartek. Głownie wycinki z czegoś, co pewnie miało dzis robić za gazete. Na każdym z nich pojawiała się jedna twarz. Jak powiedzial Mack - burmistrza. Za nim na każdej ilustracji widoczny był niski gruby facet, z cwaniakowatym uśmiechem. Co to mialo znaczyć? Po przeczytaniu pierwszego artykułu juz wszystko było jasne...
Mafia miała w łapie cale struktury odradzającego się psia mać ładu. W jaki sposób? Tego juz gazeta nie wyjasniała. Mafiozi kupowali udziały w początkujących firmach, przejmowali ziemie, zdobywali fundusze na "państwowych" przedsięwzięciach. Widocznie tam, gdzie rodzi się biuroracja, łatwiej zarobić...
Nie dawała wam tylko spokoju gęba w tle...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Shade
Dziewczyna skrzywiła się paskudnie słuchając słów tego dziwacznie wyglądającego gościa. No pięknie. Lewe ramię przeszkadzało i znów napieprzało jakby jej kto przytłukł je gwoździami do podłoża. Trzeba bedzie znależć coś czym będzie je można dokładnie owinąć, by było w cieple... Wtedy tak w kościach nie łupało...
Sięgając powoli po broń zdrową ręką ważyła w myślach swoje szanse na odstrzelenie kolesiowi łba. Powstrzymał ją. Przesunęła rękę w stronę swojego kolana. Jeśli będzie planował jakieś sztuczki, to raczej nie zdąży zareagować nim ona dobędzie bagnetu... Tym razem jednak jego słowa ostudziły jej zapał do pozbawiania ludzi różnych części ciała... Wdepnęli w jeszcze większe gówno niż się spodziewała... Chociaż wszystko, co wcześniej mówiła okazało się póki co prawdą... Jak ona nienawidzila mieć racji! Ciekawe kto był odpowiedzialny za to, że była taką defetystką... Pieprzona polityka...
Chociaż musiała przyznać, że koleś miał odwagę skoro ze swoimi interesami przyszedł do zdesperowanej grupki osobiście... Zdecydowała wysłuchać co gość miał do powiedzenia. Nie zawadzi spróbować pogadać...
- Zdajesz się mieć odmienne zdanie niż szeryf. Pogadać możemy - skinęła głową krótko. Była szczera. Patrzyła na mężczyznę lekko spode łba, bo ledwo obudzona jeszcze nie do końca była pewna czy śni. Do tego ramię przeszkadzało... Będzie musiała znaleźć jakiegoś painkillera, bo jak tak dalej pójdzie to się przekręci...
Rzucone przez JB'iego kartki zdecydowanie ją otrzeźwiły.Postać za osobą burmistrza widniejąca na ilustracjach cholernie jej się nie podobała.
- Co to za parszywa morda? - rzuciła, krzywiąc się i zaklęła siarczyście, zerkając na ilustracje.
Dziewczyna skrzywiła się paskudnie słuchając słów tego dziwacznie wyglądającego gościa. No pięknie. Lewe ramię przeszkadzało i znów napieprzało jakby jej kto przytłukł je gwoździami do podłoża. Trzeba bedzie znależć coś czym będzie je można dokładnie owinąć, by było w cieple... Wtedy tak w kościach nie łupało...
Sięgając powoli po broń zdrową ręką ważyła w myślach swoje szanse na odstrzelenie kolesiowi łba. Powstrzymał ją. Przesunęła rękę w stronę swojego kolana. Jeśli będzie planował jakieś sztuczki, to raczej nie zdąży zareagować nim ona dobędzie bagnetu... Tym razem jednak jego słowa ostudziły jej zapał do pozbawiania ludzi różnych części ciała... Wdepnęli w jeszcze większe gówno niż się spodziewała... Chociaż wszystko, co wcześniej mówiła okazało się póki co prawdą... Jak ona nienawidzila mieć racji! Ciekawe kto był odpowiedzialny za to, że była taką defetystką... Pieprzona polityka...
Chociaż musiała przyznać, że koleś miał odwagę skoro ze swoimi interesami przyszedł do zdesperowanej grupki osobiście... Zdecydowała wysłuchać co gość miał do powiedzenia. Nie zawadzi spróbować pogadać...
- Zdajesz się mieć odmienne zdanie niż szeryf. Pogadać możemy - skinęła głową krótko. Była szczera. Patrzyła na mężczyznę lekko spode łba, bo ledwo obudzona jeszcze nie do końca była pewna czy śni. Do tego ramię przeszkadzało... Będzie musiała znaleźć jakiegoś painkillera, bo jak tak dalej pójdzie to się przekręci...
Rzucone przez JB'iego kartki zdecydowanie ją otrzeźwiły.Postać za osobą burmistrza widniejąca na ilustracjach cholernie jej się nie podobała.
- Co to za parszywa morda? - rzuciła, krzywiąc się i zaklęła siarczyście, zerkając na ilustracje.
-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Neuroshima] Two towers
Jimmy "Goodcat" Banden
-Kurrrr… - powiedział słabo Goodcat, czekając aż świat przybierze normalne kształty. W końcu zebrał się z ziemi i otrzepał z kurzu. Spojrzał na ich „gościa” spode łba.
- Nie można było normalnie podejść i porozmawiać, co? – powiedział ze złością, po czym westchnął. Był zły. Po części na siebie, że dał się załatwić jak dziecko. Ale głównie na „szeryfa,” który najwyraźniej ma do nich jakiś interes. Albo po prostu ma jakiś kompleks i lubi celować do różnych ludzi… Ech, ten Nowy Jork.
Zaciekawiło go to, co mówił o szeryfie. Jeśli koleś nie kłamał, to doniesienie władzom o tym co działo się wczoraj w warsztacie byłoby błędem. No i dodawało to Goodcatowi jeszcze jeden dylemat. Wciąż miał połówkę tego banknotu dla szeryfa. Jeśli jego pracodawca miałby się teraz stać – przynajmniej w pewnym sensie – wrogiem, to sytuacja nie wyglądałaby za dobrze. Goodcat potrząsnął głową, chcąc odrzucić takie myśli. W końcu etyka zawodowa nie pozwala mu tak po prostu wypiąć się na zleceniodawcę!
Jimmy pomyślał, że Nowy Jork jest ciekawszym miastem niż myślał. Znaczyło to, że na brak roboty raczej narzekać nie będzie, bo ich nowy znajomy zapewne chciał pozbyć się osobnika ze zdjęcia. Ale to oznacza kłopoty z mafią… znowu. "Chociaż rozwalić największa szychę w mieście… To by było coś!" Ale pozostawała jeszcze jedna sprawa: za ile? Tak więc Goodcat słuchał tego co ma do powiedzenia ten dziwak. „Skoro już się pofatygował, to niech od razu wykrztusi czego chce…”
-Kurrrr… - powiedział słabo Goodcat, czekając aż świat przybierze normalne kształty. W końcu zebrał się z ziemi i otrzepał z kurzu. Spojrzał na ich „gościa” spode łba.
- Nie można było normalnie podejść i porozmawiać, co? – powiedział ze złością, po czym westchnął. Był zły. Po części na siebie, że dał się załatwić jak dziecko. Ale głównie na „szeryfa,” który najwyraźniej ma do nich jakiś interes. Albo po prostu ma jakiś kompleks i lubi celować do różnych ludzi… Ech, ten Nowy Jork.
Zaciekawiło go to, co mówił o szeryfie. Jeśli koleś nie kłamał, to doniesienie władzom o tym co działo się wczoraj w warsztacie byłoby błędem. No i dodawało to Goodcatowi jeszcze jeden dylemat. Wciąż miał połówkę tego banknotu dla szeryfa. Jeśli jego pracodawca miałby się teraz stać – przynajmniej w pewnym sensie – wrogiem, to sytuacja nie wyglądałaby za dobrze. Goodcat potrząsnął głową, chcąc odrzucić takie myśli. W końcu etyka zawodowa nie pozwala mu tak po prostu wypiąć się na zleceniodawcę!
Jimmy pomyślał, że Nowy Jork jest ciekawszym miastem niż myślał. Znaczyło to, że na brak roboty raczej narzekać nie będzie, bo ich nowy znajomy zapewne chciał pozbyć się osobnika ze zdjęcia. Ale to oznacza kłopoty z mafią… znowu. "Chociaż rozwalić największa szychę w mieście… To by było coś!" Ale pozostawała jeszcze jedna sprawa: za ile? Tak więc Goodcat słuchał tego co ma do powiedzenia ten dziwak. „Skoro już się pofatygował, to niech od razu wykrztusi czego chce…”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Leon Zahari Starsky:
I tym pięknym sposobem plan ulotnienia się cichaczem wziął w łeb.
W sumie pewnie teraz byłby gdzieś w dziczy, jadąc na motorze w stronę najbliższej wiochy, skąd ruszyłby gdzieś dalej... ale wpadł na któregoś z tych patałachów i... ech.
Cóż pozostało? medyk wziął niechętnie papiery w dłoń. Z twarzy jak zwykle nie schodził grymas pogardy.
- No... parszywa morda, widać jednak ta morda należy do gościa o konkretnych możliwościach - westchnął i cisnął kartki na bok. Przetarł dłonią twarz. - Świetnie... po prostu k**wa świetnie - machnął rękoma. - A pierd**ę. Niech się dzieje co chce - dorzucił. - Sprawdźmy co ten gość ma do powiedzenia, ale co robimy tymczasem? - rzucił do reszty, mając absolutnie gdzieś to, co komuś przyjdzie do głowy.
Tak naprawdę to miał tak samo gdzieś wszystkie te problemy z mafia i bezprawie w mieście prawa. Wwiązywanie się w to wszystko uznawał w najlepszym przypadku za stratę czasu.. a jednak siedział tu dalej. Możliwość oberwania kulki na odjezdnym jakoś go nie pociągała.
I tym pięknym sposobem plan ulotnienia się cichaczem wziął w łeb.
W sumie pewnie teraz byłby gdzieś w dziczy, jadąc na motorze w stronę najbliższej wiochy, skąd ruszyłby gdzieś dalej... ale wpadł na któregoś z tych patałachów i... ech.
Cóż pozostało? medyk wziął niechętnie papiery w dłoń. Z twarzy jak zwykle nie schodził grymas pogardy.
- No... parszywa morda, widać jednak ta morda należy do gościa o konkretnych możliwościach - westchnął i cisnął kartki na bok. Przetarł dłonią twarz. - Świetnie... po prostu k**wa świetnie - machnął rękoma. - A pierd**ę. Niech się dzieje co chce - dorzucił. - Sprawdźmy co ten gość ma do powiedzenia, ale co robimy tymczasem? - rzucił do reszty, mając absolutnie gdzieś to, co komuś przyjdzie do głowy.
Tak naprawdę to miał tak samo gdzieś wszystkie te problemy z mafia i bezprawie w mieście prawa. Wwiązywanie się w to wszystko uznawał w najlepszym przypadku za stratę czasu.. a jednak siedział tu dalej. Możliwość oberwania kulki na odjezdnym jakoś go nie pociągała.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Shade
Dziewczyna wysłuchała słów lekarza. Westchnęła.
- Jeśli masz na stanie jakiegoś painkillera to byłoby miło, doktorku. Oczywiście leki w ramach usługi płatnej - rzuciła zdając sobie sprawę z faktu, że w całych, zasranych Stanach nie ma niczego za darmo... No chyba, że ma się do czynienia z wyjątkowo kochajacą rodzinką lub bardzo wiernym przyjacielem... Ale jakże trudno było o choćby jedną z tych rzeczy... Takie czasy, a Shade innych nie znała.
- A tak ogólnie to przespałabym się jeszcze... Czuję się już dużo lepiej, ale wciąż mam wrażenie, że mi nogi zmiękną, gdy nie trzeba - mruknęła. Ostatnie zdanie było raczej skierowane do niej samej niż do towarzyszy. Wypowiedziane było cicho i niewyraźnie. Przymknęła oczy chcąc jeszcze odpocząć. Gorączka chyba już jej przeszła... Takie miala wrażenie. Oby to była prawda, bo długo nie pociągnie jeśli ciągle będzie ją tak muliło...
Dziewczyna wysłuchała słów lekarza. Westchnęła.
- Jeśli masz na stanie jakiegoś painkillera to byłoby miło, doktorku. Oczywiście leki w ramach usługi płatnej - rzuciła zdając sobie sprawę z faktu, że w całych, zasranych Stanach nie ma niczego za darmo... No chyba, że ma się do czynienia z wyjątkowo kochajacą rodzinką lub bardzo wiernym przyjacielem... Ale jakże trudno było o choćby jedną z tych rzeczy... Takie czasy, a Shade innych nie znała.
- A tak ogólnie to przespałabym się jeszcze... Czuję się już dużo lepiej, ale wciąż mam wrażenie, że mi nogi zmiękną, gdy nie trzeba - mruknęła. Ostatnie zdanie było raczej skierowane do niej samej niż do towarzyszy. Wypowiedziane było cicho i niewyraźnie. Przymknęła oczy chcąc jeszcze odpocząć. Gorączka chyba już jej przeszła... Takie miala wrażenie. Oby to była prawda, bo długo nie pociągnie jeśli ciągle będzie ją tak muliło...
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Neuroshima] Two towers
Martin
Popatrzył z rozbawieniem na tę jakże uroczą konwersację, w której ścierały się ze sobą litry jadu, sarkazmu i patosu w wykonaniu Macka. Ale to wszystko było nieważne, ważne było, żeby zachować tyłek w jednym kawałku... No, może w dwóch aktualnych kawałkach.
Trzeba było się zająć zaopatrzeniem, ale to akurat była pestka. W ostatecznych rozrachunku wyszli na swoje, a to zawsze jest jakiś sukces. Ich nowe "lokum" nie było co prawda zbyt zachęcające, ale mówi się trudno. Ale ciekawe było, że nawet żule się ich boją.
Ranek był raczej nieciekawy. No, bo przecież jeśli budzisz się, a nad tobą stoi facet ze spluwą, to jest raczej nieciekawie, prawda? Ale w gruncie rzeczy nie okazał się gansterem, choć czasem gadał jak gangster. I jak w tanim szpiegowskim filmie rzucił kilkoma zdjęciami, które łączyła postać grubego kutasa. -Co to za koleś, do k**** nędzy?- mruknął Martin. Ale potwierdziły się jego przypuszczenia - to miasto było przeżartę korupcją i układami do głębi, tak jak rdza przeżera się łapczywie przez niezabezpieczony metal. A to oznacza, że czeka ich dużo żmudnej, heroicznej miejscami pracy. -Komu się chce coś robić, to palec pod budkę- mruknął po raz kolejny Stevens. Jego kompanii byli niespecjalnie przekonani do tej roboty. Jemu było obojętne. Praca to praca.
Przepraszam za mało wylewne i pojedyncze posty, ale nie wyrabiam się ostatnio z różnymi rzeczami
Popatrzył z rozbawieniem na tę jakże uroczą konwersację, w której ścierały się ze sobą litry jadu, sarkazmu i patosu w wykonaniu Macka. Ale to wszystko było nieważne, ważne było, żeby zachować tyłek w jednym kawałku... No, może w dwóch aktualnych kawałkach.
Trzeba było się zająć zaopatrzeniem, ale to akurat była pestka. W ostatecznych rozrachunku wyszli na swoje, a to zawsze jest jakiś sukces. Ich nowe "lokum" nie było co prawda zbyt zachęcające, ale mówi się trudno. Ale ciekawe było, że nawet żule się ich boją.
Ranek był raczej nieciekawy. No, bo przecież jeśli budzisz się, a nad tobą stoi facet ze spluwą, to jest raczej nieciekawie, prawda? Ale w gruncie rzeczy nie okazał się gansterem, choć czasem gadał jak gangster. I jak w tanim szpiegowskim filmie rzucił kilkoma zdjęciami, które łączyła postać grubego kutasa. -Co to za koleś, do k**** nędzy?- mruknął Martin. Ale potwierdziły się jego przypuszczenia - to miasto było przeżartę korupcją i układami do głębi, tak jak rdza przeżera się łapczywie przez niezabezpieczony metal. A to oznacza, że czeka ich dużo żmudnej, heroicznej miejscami pracy. -Komu się chce coś robić, to palec pod budkę- mruknął po raz kolejny Stevens. Jego kompanii byli niespecjalnie przekonani do tej roboty. Jemu było obojętne. Praca to praca.
Przepraszam za mało wylewne i pojedyncze posty, ale nie wyrabiam się ostatnio z różnymi rzeczami
-
- Bombardier
- Posty: 775
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 15:18
- Numer GG: 6330570
- Lokalizacja: Twoja świadomość
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Mack "Harry" Harrison
Spojrzał chwilę na papiery przy okazji przeklinając soczyście mafię, szczurów, brak części do Jeepa, brzydką pogodę i na dobitkę powiedział Martinowi co sądzi o jego "względnie bezpiecznej kryjówce" i sprawdził czy szczury zabrały coś z jego osobistych rzeczy, minął dopiero jeden dzień męki a on już miał dobitnie wszystkiego dość a do tego "półszeryf" włazi tu jakby nigdy nic i myśli że od tak mu zaufa z całą drużyną, dyfer mu mózgiem wyleciał czy co? ale lepiej nie obrażać władzy w obecności funkcjonariusza.
Spojrzał spod oka na tą hybrydę człowieka i policjanta która mówi że nazywa się JB i odpowiedział Dziękujemy za propozycję, obiecuję że na pewno dokładnie zastanowimy się ale na razie mamy swoje sprawy uśmiechając sie sztucznie, wziął jeszcze raz papier do ręki i przyjrzał się grubasowi, czy on na pewno gdzieś go nie widział?
Paskudna morda...
Spojrzał chwilę na papiery przy okazji przeklinając soczyście mafię, szczurów, brak części do Jeepa, brzydką pogodę i na dobitkę powiedział Martinowi co sądzi o jego "względnie bezpiecznej kryjówce" i sprawdził czy szczury zabrały coś z jego osobistych rzeczy, minął dopiero jeden dzień męki a on już miał dobitnie wszystkiego dość a do tego "półszeryf" włazi tu jakby nigdy nic i myśli że od tak mu zaufa z całą drużyną, dyfer mu mózgiem wyleciał czy co? ale lepiej nie obrażać władzy w obecności funkcjonariusza.
Spojrzał spod oka na tą hybrydę człowieka i policjanta która mówi że nazywa się JB i odpowiedział Dziękujemy za propozycję, obiecuję że na pewno dokładnie zastanowimy się ale na razie mamy swoje sprawy uśmiechając sie sztucznie, wziął jeszcze raz papier do ręki i przyjrzał się grubasowi, czy on na pewno gdzieś go nie widział?
Paskudna morda...
Psychodeliczny Łowca Żelaznych Motyli Z Planety Mars
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Leon Zahari Starsky:
Lekarz bez słowa otworzył torbę i sięgnął na jedną ze ścianek. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni painkiller i podał go Shade. - Wisisz mi painkilelra, Shade - mruknął. - Oddasz jak będzie okazja... pierwsza nadarzająca się okazja - powiedział, z naciskiem mówiąc słów "pierwsza".
Spojrzał na Martina, gdy ten się odezwał.
Lekarz uniósł brew. Budka? Co za dzieciuch... nawet, jeśli starał się żartować.
-Ah whatever - machnął ręka. - Wchodzę w to. Później się będę zastanawiał jak bardzo może śmierdzieć gówno, w które właśnie wdeptuję - stwierdził i westchnął. Oby następne dni rzuciły trochę światła na sytuację... ogólnie powinien owe światło rzucić jeden dzień. Jutrzejszy. Oby ten zastępca szeryfa miał coś ciekawego do powiedzenia...
Lekarz bez słowa otworzył torbę i sięgnął na jedną ze ścianek. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni painkiller i podał go Shade. - Wisisz mi painkilelra, Shade - mruknął. - Oddasz jak będzie okazja... pierwsza nadarzająca się okazja - powiedział, z naciskiem mówiąc słów "pierwsza".
Spojrzał na Martina, gdy ten się odezwał.
Lekarz uniósł brew. Budka? Co za dzieciuch... nawet, jeśli starał się żartować.
-Ah whatever - machnął ręka. - Wchodzę w to. Później się będę zastanawiał jak bardzo może śmierdzieć gówno, w które właśnie wdeptuję - stwierdził i westchnął. Oby następne dni rzuciły trochę światła na sytuację... ogólnie powinien owe światło rzucić jeden dzień. Jutrzejszy. Oby ten zastępca szeryfa miał coś ciekawego do powiedzenia...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Neuroshima] Two towers
Palec pod budką...
Chociaż to tylko żart i chociaz nit się nie spieszył z ladowaniem paluchów pod dłoń Szperacza to faktem było, że większość zdecydowała cos sie z "ich wspólnym już" problemem zrobić.
Chęć zysku? Może- w końcu jak wiadomo dzisiaj za wszystko można cos dostać. Łącznie z kulką w łeb...
Instynkt? Właściwie każdy z ekipy wyczuwał w tym "forse"... obok problemów oczywiście...
Dlaczego więc postanowili pójść? Nieistniejący od 2020 Bóg to raczy wiedzieć. W każdym razie poczłapali na umówione spotkanie. Niemrawo, z tysiącami pytań. Zbliżało się południe, słońce jak zwykle piekło. Niski idiota siedział pod ratuszem żując jakas poatomową trawkę. Kapelusz a'la wieś-teksańska spoczywał mu na oczach. Nie widział zbliżającej sie ekipy, ale powiedział:
-Yo.
Zero odzewu
-Widze, że panienki w humorze?-Zaśmiał sie jak debil i splunał-Dobra... a teraz do sprawy-Spoważniał nagle. Skrzyżował dłonie na piersi.
-Pierwsza sprawa jest taka- Kojarzycie tłuściocha ze zdjęcia? Potentat finansowy, aktualnie plecy mafii... Dziwne, że taka mieścina jak NY tak szybko dała się nowej sile? No własnie... Tłuścioch dla im forse, sprzęt, oni dają mu ochronw, załatwiają "interesy"... W każdym razie pełna symbioza. Jak pierdolony grzybek na korzeniu. No, ale dzięki Bogu wystarczy tylko uciąć grzybka, żeby korzeń miał problem...
Wszyscy patrzeli na niego jak na błazna. Pierwszy nie wytrzymał BlackCat
-Koleś... Cicho-posłuchaj. Póki co wiem, ze masz jakąś robote i tyle? Możesz mówic jak czowiek? Co mnie tam grzybki i korzonki? Przestań pierdolić jak kaznodzieja i mów z sensem...
Spotkało się to z cicha aprobatą.
-Dobra-Warknął poirytowany zastępca szeryfa- W każdym razie musicie władowac sie do tłuściocha i go wyeliminować. Ochrone ma potężną, więc atak to o dupe rozbic pomysł. Musicie tam wleźć a on musi myśleć, że jestescie z mafii. Jak to zrobić? Otóż wczoraj dowiedziałem się, że szeryf ma spotkać sie za niedługo z jakimś fagasem-zabójcą. Ten ma mu przyniesć połówke jakiegos banknotu. Druga ma ochrona budynku. W ten sposób można sie dostać do środka...
Wiec tak- Czekamy na zabójce, po cichu go likwidujemy, szybko zanim nasz kochany skorumpowany szeryf sie dowie zabieramy banknot a potem juz wiecie co i jak- ugadujemy sie do co ceny i rozległosci waszego zadania...
Uśmiechnął się spode łba
-Po co to robisz-Mruknęła zniesmaczona Shade. Ten dureń narażał sie każdemu... tylko dlaczego?
-Wiesz słonko... może i nie wyglądam, ale chciałbym, żeby w końcu kiedys było lepiej...
Chociaż to tylko żart i chociaz nit się nie spieszył z ladowaniem paluchów pod dłoń Szperacza to faktem było, że większość zdecydowała cos sie z "ich wspólnym już" problemem zrobić.
Chęć zysku? Może- w końcu jak wiadomo dzisiaj za wszystko można cos dostać. Łącznie z kulką w łeb...
Instynkt? Właściwie każdy z ekipy wyczuwał w tym "forse"... obok problemów oczywiście...
Dlaczego więc postanowili pójść? Nieistniejący od 2020 Bóg to raczy wiedzieć. W każdym razie poczłapali na umówione spotkanie. Niemrawo, z tysiącami pytań. Zbliżało się południe, słońce jak zwykle piekło. Niski idiota siedział pod ratuszem żując jakas poatomową trawkę. Kapelusz a'la wieś-teksańska spoczywał mu na oczach. Nie widział zbliżającej sie ekipy, ale powiedział:
-Yo.
Zero odzewu
-Widze, że panienki w humorze?-Zaśmiał sie jak debil i splunał-Dobra... a teraz do sprawy-Spoważniał nagle. Skrzyżował dłonie na piersi.
-Pierwsza sprawa jest taka- Kojarzycie tłuściocha ze zdjęcia? Potentat finansowy, aktualnie plecy mafii... Dziwne, że taka mieścina jak NY tak szybko dała się nowej sile? No własnie... Tłuścioch dla im forse, sprzęt, oni dają mu ochronw, załatwiają "interesy"... W każdym razie pełna symbioza. Jak pierdolony grzybek na korzeniu. No, ale dzięki Bogu wystarczy tylko uciąć grzybka, żeby korzeń miał problem...
Wszyscy patrzeli na niego jak na błazna. Pierwszy nie wytrzymał BlackCat
-Koleś... Cicho-posłuchaj. Póki co wiem, ze masz jakąś robote i tyle? Możesz mówic jak czowiek? Co mnie tam grzybki i korzonki? Przestań pierdolić jak kaznodzieja i mów z sensem...
Spotkało się to z cicha aprobatą.
-Dobra-Warknął poirytowany zastępca szeryfa- W każdym razie musicie władowac sie do tłuściocha i go wyeliminować. Ochrone ma potężną, więc atak to o dupe rozbic pomysł. Musicie tam wleźć a on musi myśleć, że jestescie z mafii. Jak to zrobić? Otóż wczoraj dowiedziałem się, że szeryf ma spotkać sie za niedługo z jakimś fagasem-zabójcą. Ten ma mu przyniesć połówke jakiegos banknotu. Druga ma ochrona budynku. W ten sposób można sie dostać do środka...
Wiec tak- Czekamy na zabójce, po cichu go likwidujemy, szybko zanim nasz kochany skorumpowany szeryf sie dowie zabieramy banknot a potem juz wiecie co i jak- ugadujemy sie do co ceny i rozległosci waszego zadania...
Uśmiechnął się spode łba
-Po co to robisz-Mruknęła zniesmaczona Shade. Ten dureń narażał sie każdemu... tylko dlaczego?
-Wiesz słonko... może i nie wyglądam, ale chciałbym, żeby w końcu kiedys było lepiej...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Leon Zahari Starsky:
Idealista. Prawdziwy pieprzony idealista. Leon zachował kamienną twarz, ale miał wyrobione zdanie na temat takich ludzi.
On powinien się znaleźć w muzeum czy coś...
- Dobra, dobra - mruknął. - "Niedługo" to zaj***ście precyzyjne określenie, ale ja bym jednak reflekotwał na jakieś konrety... czy to tez mamy sami wyłuskać? - zapytał. Nie było go w NY przez dobre pieć lat. Skad on miał teraz k**wa wyciągnąć inormacje?
Na cas obecny więcej pytań nie miał.
Idealista. Prawdziwy pieprzony idealista. Leon zachował kamienną twarz, ale miał wyrobione zdanie na temat takich ludzi.
On powinien się znaleźć w muzeum czy coś...
- Dobra, dobra - mruknął. - "Niedługo" to zaj***ście precyzyjne określenie, ale ja bym jednak reflekotwał na jakieś konrety... czy to tez mamy sami wyłuskać? - zapytał. Nie było go w NY przez dobre pieć lat. Skad on miał teraz k**wa wyciągnąć inormacje?
Na cas obecny więcej pytań nie miał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Shade
Dziewczyna skrzywiła się jeszcze bardziej. Na końcu języka miała swoją zwyczajową odzywkę o wyrywaniu kończyn idiotom nazywającym ją per "słonko", ale zważywszy na fakt, że lewe ramię miała całkowicie niesprawne zrezygnowała z otwierania ust w tej kwestii.
- No dobra, to teraz druga strona medalu, cukiereczku. - odgryzła się. - Konkrety mam na myśli czyli wszelkie środki materialne. Mój karabin głoduje, a ta zapadła dziura mieniąca się miastem prawa ponoć dysponuje tym czego potrzebuję w ilościach aż nadto wystarczających. Skoro mamy wdepnąć w gniazdo żmij, to chociaż daj nam środki byśmy mogli tam sprzątnąć. No i prochy... Painkillery, zwykłe leki, bandaże itp. Jak nas podziurawią, albo złapiemy katar żebysmy na lodzie nie zostali. Ostatnia rzecz - towary luksusowe na wymianę. Rozumiesz co mam na myśli... Szlugi i tym podobne śmieci. Zawsze znajdzie się ktoś kto za paczkę Marlboro odda kilka naboi... - powiedziała z krzywym uśmiechem. Specjalnie dla kontrastu jego zawiłych wypowiedzi o grzybobraniu wywaliła kawę na ławę. Za darmo nie zamierzała nadstawiać karku, to raz. Dwa, że w zasadzie w tej chwili mimo obrobienia ciał bandziorów jej majątek nie pomnożył się jakoś znacząco, a za coś żyć trzeba... Gdy ją coś irytowało potrafiła być nieprzyjemna, a ten tu choć wydawał się mimo wszystko w porządku, to jednak zachowywał się jak jakiś Teksańczyk, któregomatka nie kochała... Miała nadzieję, że facet tylko udaje debila...
Dziewczyna skrzywiła się jeszcze bardziej. Na końcu języka miała swoją zwyczajową odzywkę o wyrywaniu kończyn idiotom nazywającym ją per "słonko", ale zważywszy na fakt, że lewe ramię miała całkowicie niesprawne zrezygnowała z otwierania ust w tej kwestii.
- No dobra, to teraz druga strona medalu, cukiereczku. - odgryzła się. - Konkrety mam na myśli czyli wszelkie środki materialne. Mój karabin głoduje, a ta zapadła dziura mieniąca się miastem prawa ponoć dysponuje tym czego potrzebuję w ilościach aż nadto wystarczających. Skoro mamy wdepnąć w gniazdo żmij, to chociaż daj nam środki byśmy mogli tam sprzątnąć. No i prochy... Painkillery, zwykłe leki, bandaże itp. Jak nas podziurawią, albo złapiemy katar żebysmy na lodzie nie zostali. Ostatnia rzecz - towary luksusowe na wymianę. Rozumiesz co mam na myśli... Szlugi i tym podobne śmieci. Zawsze znajdzie się ktoś kto za paczkę Marlboro odda kilka naboi... - powiedziała z krzywym uśmiechem. Specjalnie dla kontrastu jego zawiłych wypowiedzi o grzybobraniu wywaliła kawę na ławę. Za darmo nie zamierzała nadstawiać karku, to raz. Dwa, że w zasadzie w tej chwili mimo obrobienia ciał bandziorów jej majątek nie pomnożył się jakoś znacząco, a za coś żyć trzeba... Gdy ją coś irytowało potrafiła być nieprzyjemna, a ten tu choć wydawał się mimo wszystko w porządku, to jednak zachowywał się jak jakiś Teksańczyk, któregomatka nie kochała... Miała nadzieję, że facet tylko udaje debila...
-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [Neuroshima] Two towers
Jimmy "Goodcat" Banden
Pierwsza myśl jaka przyszła Jimmiemu do głowy była taka, że najchętniej powiedziałby temu wieśniakowi gdzie i co sobie może wsadzić. Ale takie rzeczy mówi się zazwyczaj na odchodne, a nie na początku ewentualnej współpracy. Tak więc, kiedy już nasłuchał się dosyć o grzybkach i korzonkach, uśmiechnął się na „normalną” część przemówienia J.B. W końcu konkrety. Jednak Goodcat nie był pewien, czy to właśnie chciał usłyszeć. Fagas-zabójca, połówka banknotu… Całe szczęście, że przedmioty martwe nie mają głosu, bo połówka dolara w kieszeni Goodcata mogłaby się oburzyć, że o niej mówią. Zabójca uśmiechnął się na taką myśl.
Kiedy rozmowa trwała, on zastanawiał się. Tożsamość „fagasa-zabójcy” już zna (i to od dwudziestu z hakiem lat, ale mniejsza z tym…), więc szukanie tego „tajemniczego jegomościa” ma z głowy. Ale o tym Goodcat wspomni pozostałym może później. Może. Problemem jeszcze nie było to, jak wykonać robotę. Pytanie brzmi: CZY brać się za coś takiego? Oczywiście dużo zależy od gambli. Przypomniał sobie ile mu oferował szeryf za ten banknot. Zobaczymy ile da jego zastępca.
- Właśnie JB. Jak wspomniała Shade – ile dajesz za taką robotę? Wiesz… zadzieranie z mafią to nie jest moje ulubione zajęcie. – powiedział z lekkim uśmiechem. Ulubione nie jest… ale jakoś bez przerwy mu się to zdarza. A to Vegas, a to znowu inne miasto… Jak tak dalej pójdzie to Goodcat będzie względnie bezpieczny tylko na pustyni, albo w grobie! Ale mniejsza o to. Banden słuchał zastępcy szeryfa, mając nadzieję, że ma on chociaż na tyle rozumu, żeby zaproponować godziwą zapłatę za „pracę.”
Pierwsza myśl jaka przyszła Jimmiemu do głowy była taka, że najchętniej powiedziałby temu wieśniakowi gdzie i co sobie może wsadzić. Ale takie rzeczy mówi się zazwyczaj na odchodne, a nie na początku ewentualnej współpracy. Tak więc, kiedy już nasłuchał się dosyć o grzybkach i korzonkach, uśmiechnął się na „normalną” część przemówienia J.B. W końcu konkrety. Jednak Goodcat nie był pewien, czy to właśnie chciał usłyszeć. Fagas-zabójca, połówka banknotu… Całe szczęście, że przedmioty martwe nie mają głosu, bo połówka dolara w kieszeni Goodcata mogłaby się oburzyć, że o niej mówią. Zabójca uśmiechnął się na taką myśl.
Kiedy rozmowa trwała, on zastanawiał się. Tożsamość „fagasa-zabójcy” już zna (i to od dwudziestu z hakiem lat, ale mniejsza z tym…), więc szukanie tego „tajemniczego jegomościa” ma z głowy. Ale o tym Goodcat wspomni pozostałym może później. Może. Problemem jeszcze nie było to, jak wykonać robotę. Pytanie brzmi: CZY brać się za coś takiego? Oczywiście dużo zależy od gambli. Przypomniał sobie ile mu oferował szeryf za ten banknot. Zobaczymy ile da jego zastępca.
- Właśnie JB. Jak wspomniała Shade – ile dajesz za taką robotę? Wiesz… zadzieranie z mafią to nie jest moje ulubione zajęcie. – powiedział z lekkim uśmiechem. Ulubione nie jest… ale jakoś bez przerwy mu się to zdarza. A to Vegas, a to znowu inne miasto… Jak tak dalej pójdzie to Goodcat będzie względnie bezpieczny tylko na pustyni, albo w grobie! Ale mniejsza o to. Banden słuchał zastępcy szeryfa, mając nadzieję, że ma on chociaż na tyle rozumu, żeby zaproponować godziwą zapłatę za „pracę.”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Neuroshima] Two towers
Martin
Co jak co, ale tej ekipy nie można było nazwać ucieleśnieniem entuzjazmu i determinacji. Żeby nie było, Martin też do takich ludzi nie należał, ale cała taka banda to nic dobrego. Ale za to postanowili konsekwetnie brnąć w to gówno. Co Martinowi szkodziło? Przecież jak miał te kilka, kilkanaście lat na karku imał się różnych szemranych zajęć. Nic poważniejszego, takie tam dorywcze robótki. Tu kogoś okraść, tam się włamać... Stare czasy. A z mafią trzeba umieć postępować. Ale tym będą martwić się potem. Teraz Stevens przynajmniej potrafił dobrze strzelać.
-Kurwa- Zaklął Martin bezgłośnie pod nosem, gdy zobaczył tego wiejskiego dupka. Z kim on ma pracować? Większość ludzi w tym mieście, jakby właśnie odbywało się Święto Pustyni albo inne święto lasu... Wróć, lasów tu za bardzo nie ma, a jak są, to wejście do nich kończy się źle. Ale to nieistotne.
Burak streścił im pokrótce plan działania. Absurdalny. Choć bardziej abstrakcyjne wydały mu się nie jego założenia, ale to, co robiła mafia. Jaka, kurwa, połówka banknotu? Chyba naoglądali się starych filmów sensacyjnych... Aż dziw, że się jeszcze w takie coś bawią. Pieprzona szopka, ale świat zawsze był taką pieprzoną szopką. Przynajmniej tak się w tym momencie wydawało Martinowi.
To wszystko to było sranie w banię. Jak zwykle przed nim wyrwała się ekipa "negocjatorów", więc Martin nie miał nic specjalnego do roboty. Mógł najwyżej pogrozić facetowi Garandem, ale starał się nie traktować swoich ołowianych przyjaciół jako karty przetargowej. A doświadczenie dowodzi, że jeśli za pysk... to znaczy, za negocjowanie, wezmą się kobiety, to w końcu rozmówca musi pęknąć. W ten, czy inny sposób. A naboi do Garanda nigdy za wiele.
Co jak co, ale tej ekipy nie można było nazwać ucieleśnieniem entuzjazmu i determinacji. Żeby nie było, Martin też do takich ludzi nie należał, ale cała taka banda to nic dobrego. Ale za to postanowili konsekwetnie brnąć w to gówno. Co Martinowi szkodziło? Przecież jak miał te kilka, kilkanaście lat na karku imał się różnych szemranych zajęć. Nic poważniejszego, takie tam dorywcze robótki. Tu kogoś okraść, tam się włamać... Stare czasy. A z mafią trzeba umieć postępować. Ale tym będą martwić się potem. Teraz Stevens przynajmniej potrafił dobrze strzelać.
-Kurwa- Zaklął Martin bezgłośnie pod nosem, gdy zobaczył tego wiejskiego dupka. Z kim on ma pracować? Większość ludzi w tym mieście, jakby właśnie odbywało się Święto Pustyni albo inne święto lasu... Wróć, lasów tu za bardzo nie ma, a jak są, to wejście do nich kończy się źle. Ale to nieistotne.
Burak streścił im pokrótce plan działania. Absurdalny. Choć bardziej abstrakcyjne wydały mu się nie jego założenia, ale to, co robiła mafia. Jaka, kurwa, połówka banknotu? Chyba naoglądali się starych filmów sensacyjnych... Aż dziw, że się jeszcze w takie coś bawią. Pieprzona szopka, ale świat zawsze był taką pieprzoną szopką. Przynajmniej tak się w tym momencie wydawało Martinowi.
To wszystko to było sranie w banię. Jak zwykle przed nim wyrwała się ekipa "negocjatorów", więc Martin nie miał nic specjalnego do roboty. Mógł najwyżej pogrozić facetowi Garandem, ale starał się nie traktować swoich ołowianych przyjaciół jako karty przetargowej. A doświadczenie dowodzi, że jeśli za pysk... to znaczy, za negocjowanie, wezmą się kobiety, to w końcu rozmówca musi pęknąć. W ten, czy inny sposób. A naboi do Garanda nigdy za wiele.
-
- Bombardier
- Posty: 775
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 15:18
- Numer GG: 6330570
- Lokalizacja: Twoja świadomość
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Mack
Nie miał ochoty tego komentować, czuł że jego towarzysze czują to samo co on a jemu nie chciało się powtarzać gadki "tandetny film", czekał wytrwale aż JB przestanie mówić po czym miał ochotę trzasnąć go po twarzy najlepiej, kluczem "czterdziestką" pieprzy coś o grzybkach i nagle wyskakuje z pomysłem typu "chodźmy zabić szefa mafii".
Hmm... a co będzie jak już go kropniemy i będzie sztywny jak zardzewiały dyferencjał? czy nie przewidziałeś czegoś takiego jak KŁOPOTY? irytowało go podejście typu "zabijmy pół NY a potem pomyślmy jak się wytłumaczyć".
Nie miał ochoty tego komentować, czuł że jego towarzysze czują to samo co on a jemu nie chciało się powtarzać gadki "tandetny film", czekał wytrwale aż JB przestanie mówić po czym miał ochotę trzasnąć go po twarzy najlepiej, kluczem "czterdziestką" pieprzy coś o grzybkach i nagle wyskakuje z pomysłem typu "chodźmy zabić szefa mafii".
Hmm... a co będzie jak już go kropniemy i będzie sztywny jak zardzewiały dyferencjał? czy nie przewidziałeś czegoś takiego jak KŁOPOTY? irytowało go podejście typu "zabijmy pół NY a potem pomyślmy jak się wytłumaczyć".
Psychodeliczny Łowca Żelaznych Motyli Z Planety Mars
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Neuroshima] Two towers
-Spokojnie-Mruknał pseudo-szeryf.
-Po pierwsze- tu zwrócił sie do Shade- stratni nie będziecie. Painkillery i bandaże oczywiście dostaniecie, do tego nieco amunicji... będzie ze dwa magazynki na łeb... oczywiście jeżeli znajdę do waszej bronii.- Mówił powoli, jakby sie namyslal. Cały czas niespokojnie sie rozglądał. Widocznie jego wtyczka zawiodła.
-Spokojnie- wymruczał po pół godziny.- Skoro go nie ma, to znaczy, że wpadł w kłopoty. Bez tej pół-dolarówki jestesmy w dupie, i to jednej z głebszych-Spocił się. Wysunał szczekę do przodu.
-Dobra, kurwa... Dostaniecie wóz... Buick z 58', stan dobry. Tylko załatwcie to jakoś...-Ciężkie krople lały mu sie z czoła- ale to po robocie. Ammo teraz, leki teraz, reszta jak załatwicie tamtego... zgoda?- spojrzał na nich niepewnie. Widocznie stracił nieco werwy, kiedy poddali pod wątpliwosć jego plan.
-Uwierzcie, stratnie nie bę...
-Mówiłeś-warknał lekarz- Pozwól mysleć. Wymownie spojrzał na resztę- I co wy na to?
-Pozycja i bezpieczeństwo w miescie, jak juz sie doczlapiesz do wladzy,panie szeryf, a sie zastanowimy-syknał Mack- Chcę, żebym mógł znowu prowadzić interesy, i żeby te ionteresy KWITŁY pod pana czujnym okiem.
-Ta-Mruknał- tylko na Boga pospieszcie się...
-No to krótka piłka, panowie-Shade wtrąciła się do rozmowy- decydujemy się...
-Po pierwsze- tu zwrócił sie do Shade- stratni nie będziecie. Painkillery i bandaże oczywiście dostaniecie, do tego nieco amunicji... będzie ze dwa magazynki na łeb... oczywiście jeżeli znajdę do waszej bronii.- Mówił powoli, jakby sie namyslal. Cały czas niespokojnie sie rozglądał. Widocznie jego wtyczka zawiodła.
-Spokojnie- wymruczał po pół godziny.- Skoro go nie ma, to znaczy, że wpadł w kłopoty. Bez tej pół-dolarówki jestesmy w dupie, i to jednej z głebszych-Spocił się. Wysunał szczekę do przodu.
-Dobra, kurwa... Dostaniecie wóz... Buick z 58', stan dobry. Tylko załatwcie to jakoś...-Ciężkie krople lały mu sie z czoła- ale to po robocie. Ammo teraz, leki teraz, reszta jak załatwicie tamtego... zgoda?- spojrzał na nich niepewnie. Widocznie stracił nieco werwy, kiedy poddali pod wątpliwosć jego plan.
-Uwierzcie, stratnie nie bę...
-Mówiłeś-warknał lekarz- Pozwól mysleć. Wymownie spojrzał na resztę- I co wy na to?
-Pozycja i bezpieczeństwo w miescie, jak juz sie doczlapiesz do wladzy,panie szeryf, a sie zastanowimy-syknał Mack- Chcę, żebym mógł znowu prowadzić interesy, i żeby te ionteresy KWITŁY pod pana czujnym okiem.
-Ta-Mruknał- tylko na Boga pospieszcie się...
-No to krótka piłka, panowie-Shade wtrąciła się do rozmowy- decydujemy się...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] Two towers
Shade
Dziewczyna słuchała słów zastepcy szeryfa i obserwowała go spod szerokiego ronda swojego kapelusza. Facet się bał. Nie był tchórzem, ale się bał. Miał powody... Shade musiała jednak przed sobą przyznać, że na jego miejscu chyba nie byłaby skora do takiego ryzyka. Na arenie, gdy walczysz jesteś pewien swego losu. Albo cię zarżną, albo ty zarżniesz przeciwnika. Chyba, że zasady mówią coś innego...
- No to krótka piłka, panowie - Shade wtrąciła się do rozmowy. - Decydujemy się... - rzuciła stanowczym głosem poprawiając stylowo przedziurawiony kula kapelusz.
- W zasadzie to gorzej być nie może na tę chwilę, więc chociaż spróbujmy się z tego gówna wygrzebać. Dodam, że w zasadzie tylko to pozwoli ci dalej prowadzić swój warsztacik - rzuciła do Macka. Niebyło w jej głosie drwiny ani złośliwości. To było suche stwierdzenie faktów.
- Ja się na to piszę. Mam małe pole manewru, ale alternatywa to zdaje się wieczne spoczywanie. Nie podoba mi się taka. Jak nadstawiać dupy, a właśnie to zrobiliśmy, to za coś - mruknęła. Działający Painkiller od doktorka działał na tyle sprawnie, że jej humor znacznie się poprawił.
Dziewczyna słuchała słów zastepcy szeryfa i obserwowała go spod szerokiego ronda swojego kapelusza. Facet się bał. Nie był tchórzem, ale się bał. Miał powody... Shade musiała jednak przed sobą przyznać, że na jego miejscu chyba nie byłaby skora do takiego ryzyka. Na arenie, gdy walczysz jesteś pewien swego losu. Albo cię zarżną, albo ty zarżniesz przeciwnika. Chyba, że zasady mówią coś innego...
- No to krótka piłka, panowie - Shade wtrąciła się do rozmowy. - Decydujemy się... - rzuciła stanowczym głosem poprawiając stylowo przedziurawiony kula kapelusz.
- W zasadzie to gorzej być nie może na tę chwilę, więc chociaż spróbujmy się z tego gówna wygrzebać. Dodam, że w zasadzie tylko to pozwoli ci dalej prowadzić swój warsztacik - rzuciła do Macka. Niebyło w jej głosie drwiny ani złośliwości. To było suche stwierdzenie faktów.
- Ja się na to piszę. Mam małe pole manewru, ale alternatywa to zdaje się wieczne spoczywanie. Nie podoba mi się taka. Jak nadstawiać dupy, a właśnie to zrobiliśmy, to za coś - mruknęła. Działający Painkiller od doktorka działał na tyle sprawnie, że jej humor znacznie się poprawił.
-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Neuroshima] Two towers
Martin
"Taaa... A spróbuj mi powiedzieć, że nie znajdziesz naboi do Garanda, to ci odstrzelę jaja... Albo nie, urwę je bijąc kolbą, żebyś czuł". Zdecydowanie, Martina imały się dzisiaj dziwne myśli. Ale inne miewał raczej rzadko.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Szeryf pocił się coraz bardziej, a końca tej pieprzonej sytuacji widać nie było. Czyli na razie dupa. Ekipa co jakiś czas wymieniała złośliwie nacechowane zdania z Prawie-Że-Szeryfem, a Martin, znużony czekaniem na łaskę jakiegokolwiek bóstwa usiadł na ziemi, i kreślił coś palcem po piachu, od czasu do czasu przycelowując z Garanda do wyimaginowanego przeciwnika gdzieś na horyzoncie.
-Dawaj, co masz i bierzemy się do roboty, bo się zestarzejemy tutaj- mruknął Martin i spojrzał z wyrzutem na resztę, ze szczególnym uwzględnieniem szeryfa.
"Taaa... A spróbuj mi powiedzieć, że nie znajdziesz naboi do Garanda, to ci odstrzelę jaja... Albo nie, urwę je bijąc kolbą, żebyś czuł". Zdecydowanie, Martina imały się dzisiaj dziwne myśli. Ale inne miewał raczej rzadko.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Szeryf pocił się coraz bardziej, a końca tej pieprzonej sytuacji widać nie było. Czyli na razie dupa. Ekipa co jakiś czas wymieniała złośliwie nacechowane zdania z Prawie-Że-Szeryfem, a Martin, znużony czekaniem na łaskę jakiegokolwiek bóstwa usiadł na ziemi, i kreślił coś palcem po piachu, od czasu do czasu przycelowując z Garanda do wyimaginowanego przeciwnika gdzieś na horyzoncie.
-Dawaj, co masz i bierzemy się do roboty, bo się zestarzejemy tutaj- mruknął Martin i spojrzał z wyrzutem na resztę, ze szczególnym uwzględnieniem szeryfa.