[Świat Pasem] Łowcy Wad
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
- Wycenię, jakie moce posiadacie - odparł Meksykanin i uśmiechnął się półgębkiem. Rozluźnił się nieco, bo skupił uwagę na odpowiadaniu pojedynczej osobie. Na drugie pytanie odpowiedziała już Visas - Jestem wyrocznią. Wchodzę w trans i jako forma astralna poszukuje tego, co mnie interesuje - odparła. - Co do łączności, to postaram się wam zapewnić cos na kształt łącza, ale na razie będziecie musieli przekazywać wiadomości mnie... będę pełnić funkcje centrali. Opracuje jakiś sposób przesyłania myśli na wspólnym kanale za jakiś czas - obiecała.
Tymczasem Sanchez odpowiadał Clarkowi.
- Żołnierz nie obędzie się bez odpowiedniego arsenału, mag otrzyma togę, a mentalny - lekki pancerzyk i dyski. Musimy nauczyć was korzystania z posiadanych mocy. Żaden z was jeszcze nie ma prawa o niech wiedzieć za wiele... może jakieś mgliste przeczucie- wykonał nieokreślony gest.
Wskazał następnie drogę. Katherine poszła pierwsza i pokazała wszystkim ich apartamenty. Każdy miał obsługę pod ręką...
Wśród masy gadżetów i luksusów, w które wyposażono apartamenty były między innymi wilka łazienka z wanną wyposażona w masę różnych funkcji, w tym masaż, telewizor plazmowy z wyświetlaczem 1 x 0,5 m, łóżko wodne, klimatyzacja, barek z alkoholem i bogato zaopatrzona lodówka itp...
-Macie cały wieczór dla siebie. Na dachu jest basen i kort tenisowy, są też stoły pingpongowe i masa innych tego typu rzeczy. Ja idę się odprężyć do kręgielni - stwierdził Sanchez. - Jutro o dziesiątej zaczynamy trening. Zejdźcie na recepcję. Macie w szafach lżejsze ubrania - to je załóżcie. Mamy przed sobą masę roboty - powiedział, skinął ręka na pożegnanie i odszedł.
Wiec wieczór był wolny...
Tymczasem Sanchez odpowiadał Clarkowi.
- Żołnierz nie obędzie się bez odpowiedniego arsenału, mag otrzyma togę, a mentalny - lekki pancerzyk i dyski. Musimy nauczyć was korzystania z posiadanych mocy. Żaden z was jeszcze nie ma prawa o niech wiedzieć za wiele... może jakieś mgliste przeczucie- wykonał nieokreślony gest.
Wskazał następnie drogę. Katherine poszła pierwsza i pokazała wszystkim ich apartamenty. Każdy miał obsługę pod ręką...
Wśród masy gadżetów i luksusów, w które wyposażono apartamenty były między innymi wilka łazienka z wanną wyposażona w masę różnych funkcji, w tym masaż, telewizor plazmowy z wyświetlaczem 1 x 0,5 m, łóżko wodne, klimatyzacja, barek z alkoholem i bogato zaopatrzona lodówka itp...
-Macie cały wieczór dla siebie. Na dachu jest basen i kort tenisowy, są też stoły pingpongowe i masa innych tego typu rzeczy. Ja idę się odprężyć do kręgielni - stwierdził Sanchez. - Jutro o dziesiątej zaczynamy trening. Zejdźcie na recepcję. Macie w szafach lżejsze ubrania - to je załóżcie. Mamy przed sobą masę roboty - powiedział, skinął ręka na pożegnanie i odszedł.
Wiec wieczór był wolny...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
Widząc, że reszta zastanawia się co zrobić, poszedł do recepcji i wziął kluczyk do swojej szafki, odnalazł ją i założył lżejsze ubranie. Następnie zdecydował, że pójdzie grać w tenisa. Zgodnie ze słowami ich "mentora" udał się na dach na kort tenisowy. Grał dosyć długo, gdy się zmęczył, poszedł obmył się pod prysznic, a następnie popływał jeszcze trochę w basenie. Gdy mu się już znudziło, poszedł jeszcze na kręgielnię na którą miał się udać Sanchez i trochę pograł tam, ale gdy okazało się, że nie idzie mu w to za dobrze (w końcu grał pierwszy raz w swoim życiu), postanowił wrócić do apartamentu i położyć się spać. Gdy tylko przebrał się do spania, klapnął na łóżko i zasnął twardym snem zmęczony po wrażeniach tego dnia...
Widząc, że reszta zastanawia się co zrobić, poszedł do recepcji i wziął kluczyk do swojej szafki, odnalazł ją i założył lżejsze ubranie. Następnie zdecydował, że pójdzie grać w tenisa. Zgodnie ze słowami ich "mentora" udał się na dach na kort tenisowy. Grał dosyć długo, gdy się zmęczył, poszedł obmył się pod prysznic, a następnie popływał jeszcze trochę w basenie. Gdy mu się już znudziło, poszedł jeszcze na kręgielnię na którą miał się udać Sanchez i trochę pograł tam, ale gdy okazało się, że nie idzie mu w to za dobrze (w końcu grał pierwszy raz w swoim życiu), postanowił wrócić do apartamentu i położyć się spać. Gdy tylko przebrał się do spania, klapnął na łóżko i zasnął twardym snem zmęczony po wrażeniach tego dnia...
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Informacja na temat togi niemalże go rozbawiła. Bieganie w czymś takim po mieście musiałoby wzbudzić co najmniej rozbawienie. Przynajmniej u widzów. Uśmiech nigdy nie dotarł na jego twarz jako że wyobraził sobie siebie w czymś takim. Nie było to aż tak zabawne. Chwilowo miał plan i był to plan priorytetowy. Po krótkiej wizycie w recepcji i odebraniu swojego klucza udał się prosto do swego tymczasowego schronienia. Rzucił plecak w kąt, zamknął za sobą drzwi i zaczął zrzucać z siebie ciuchy. Nawet wieczorem pogoda tutaj była niemiłosierna a perspektywa zimnego prysznicu była podobna niemalże do oazy na pustyni. Gdy tylko dostał się pod strumień zimnej wody wydał z siebie westchnienie ulgi. To było dokładnie to, czego potrzebował. Nie przejmował się wodą, po pierwsze nie był żadnym zagorzałym ekologiem a po drugie, nie on płacił więc czerpał z życiodajnego strumienia pełnymi garściami. Po dłuższej chwili dopiero wyszedł spod natrysku. Wysuszył się nieco zostawiając większość roboty ciepłemu powietrzu, ot tyle tylko żeby nie nachlapać, i poszukał tych lżejszych ubrań. Może nie było mu aż tak wygodnie i przewiewnie jak wtedy gdy biegał po apartamencie w samych gatkach, ale najwyraźniej były dobrze dostosowane do tutejszego klimatu.
Czuł się tutaj jak małe dziecko wpuszczone do zakazanej krainy. Poskakał trochę na łóżku i postanowił skorzystać nieco z uroków apartamentu. Automatyczny masażer spisywał się doskonale. Rozmasował jego spięte długim lotem mięśnie. Nie myślał nad cala sytuacją, była zbyt przedziwna żeby w tym momencie ją analizować, po prostu zaakceptował ją taką, jaka jest. Gdy początkowa euforia już opadła i żołądek przypomniał o sobie, zajrzał do lodówki, nie chciało mu się fatygować obsługi. Zjadł jakąś przekąskę, kilka kanapek i zaopatrzony w zimną Stelle i trochę winogron ruszył na balkon. Wystawił krzesło tak, żeby mieć dobry widok na jak największą część miasta. Stella, tutejszy specjał smakowała tak samo jak zawsze, miło było się dowiedzieć że nie psuli niczym piwa wysyłanego na eksport. Zdziwiłby się gdyby to robili, w końcu Australia słynęła z trzech rzeczy: owiec, dużej ilości jadowitych stworzeń i piwa. Zapatrzył się na miasto nocą a po chwili przeniósł wzrok na niebo, przyćmione nieco światłami wielkiego miasta, ale ogromny księżyc na niebie pochłonął całkowicie jego uwagę. Mógł wyjść do tutejszego baru albo do kręgielni, ale podejrzewał że jeszcze namęczy swoje mięśnie, a do barku nie miał ochoty iść. Ostatnia przelotna znajomość z Ritą nieźle mu dała w kość. Chwilowo miał dosyć jakichkolwiek znajomości damsko męskich, nawet takich na jedną noc. Czas żeby poznać resztę pewnie jeszcze będzie. "I tak niezłe z nich mruki".
Informacja na temat togi niemalże go rozbawiła. Bieganie w czymś takim po mieście musiałoby wzbudzić co najmniej rozbawienie. Przynajmniej u widzów. Uśmiech nigdy nie dotarł na jego twarz jako że wyobraził sobie siebie w czymś takim. Nie było to aż tak zabawne. Chwilowo miał plan i był to plan priorytetowy. Po krótkiej wizycie w recepcji i odebraniu swojego klucza udał się prosto do swego tymczasowego schronienia. Rzucił plecak w kąt, zamknął za sobą drzwi i zaczął zrzucać z siebie ciuchy. Nawet wieczorem pogoda tutaj była niemiłosierna a perspektywa zimnego prysznicu była podobna niemalże do oazy na pustyni. Gdy tylko dostał się pod strumień zimnej wody wydał z siebie westchnienie ulgi. To było dokładnie to, czego potrzebował. Nie przejmował się wodą, po pierwsze nie był żadnym zagorzałym ekologiem a po drugie, nie on płacił więc czerpał z życiodajnego strumienia pełnymi garściami. Po dłuższej chwili dopiero wyszedł spod natrysku. Wysuszył się nieco zostawiając większość roboty ciepłemu powietrzu, ot tyle tylko żeby nie nachlapać, i poszukał tych lżejszych ubrań. Może nie było mu aż tak wygodnie i przewiewnie jak wtedy gdy biegał po apartamencie w samych gatkach, ale najwyraźniej były dobrze dostosowane do tutejszego klimatu.
Czuł się tutaj jak małe dziecko wpuszczone do zakazanej krainy. Poskakał trochę na łóżku i postanowił skorzystać nieco z uroków apartamentu. Automatyczny masażer spisywał się doskonale. Rozmasował jego spięte długim lotem mięśnie. Nie myślał nad cala sytuacją, była zbyt przedziwna żeby w tym momencie ją analizować, po prostu zaakceptował ją taką, jaka jest. Gdy początkowa euforia już opadła i żołądek przypomniał o sobie, zajrzał do lodówki, nie chciało mu się fatygować obsługi. Zjadł jakąś przekąskę, kilka kanapek i zaopatrzony w zimną Stelle i trochę winogron ruszył na balkon. Wystawił krzesło tak, żeby mieć dobry widok na jak największą część miasta. Stella, tutejszy specjał smakowała tak samo jak zawsze, miło było się dowiedzieć że nie psuli niczym piwa wysyłanego na eksport. Zdziwiłby się gdyby to robili, w końcu Australia słynęła z trzech rzeczy: owiec, dużej ilości jadowitych stworzeń i piwa. Zapatrzył się na miasto nocą a po chwili przeniósł wzrok na niebo, przyćmione nieco światłami wielkiego miasta, ale ogromny księżyc na niebie pochłonął całkowicie jego uwagę. Mógł wyjść do tutejszego baru albo do kręgielni, ale podejrzewał że jeszcze namęczy swoje mięśnie, a do barku nie miał ochoty iść. Ostatnia przelotna znajomość z Ritą nieźle mu dała w kość. Chwilowo miał dosyć jakichkolwiek znajomości damsko męskich, nawet takich na jedną noc. Czas żeby poznać resztę pewnie jeszcze będzie. "I tak niezłe z nich mruki".
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Świt zbliżał się niemiłosiernie... wreszcie wschód powoli zaczął zalewać stolicę Australii pomarańczowym światłem. Wszyscy zorientowali się w tym momencie, ze maja apartamenty od wschodu i promienie słoneczne niemiłosiernie sieką po oczach.
Nastał dzień treningu. Każdy miał zjeść śniadanie i w umówionym czasie stawić się na sali ćwiczeń. Na dziesięć minut przed czasem każdy, kto nie wpadł na pomysł, by wyjść wcześniej, został poinformowany przez Sancheza, że ma tylko dziesięć minut, po czym nastąpił krótka instrukcja, jak dotrzeć do sali ćwiczeń.
Gdy wreszcie wszyscy stawili się w sali opancerzonej bardziej niż bunkier z II w.ś. Sanchez skinął głową. Pośrodku sali unosiły się wielkie kule. Milia uniosła brew. - A co zacz? - parsknęła, skinąwszy głową na kule. Meksykaniń pospieszył z wyjaśnieniami. - Wasze moce są zbyt potężne, by używać je w zamkniętym pomieszczeniu bez ryzyka. To są sfery, wewnątrz których macie mały świat. Będę wam przesyłał instrukcje i pomaga, jeśli ktoś upuści sobie ognistą kulę na stopę - mężczyzna się uśmiechnął. Po sali poniósł się pomruk zdziwienia. Wkrótce każdy stanął na... polanie. Sporej polanie. Było tu trochę drzew... i brakowało horyzontu. Znikał w pustce. Kule wydawały się oddalone od siebie o kilkaset kilometrów.
-Witajcie w sferach ćwiczeniowych. Znajdujecie się w równoległym wymiarze, który Wyrocznia tworzyła całą noc, by mógł funkcjonować podczas, gdy ona się zdrzemnie - Sanchez pozwolił sobie na uśmiech co odzwierciedlało się w lekko zmienionej barwie głosu podczas kilku następnych słów. - Moc, którą posiadacie pochodzi od trzech czynników, które teraz nazwiemy mocą fizyczną, mocą magiczną i mocą umysłu. Różne kombinacje tego czynią was magami, żołnierzami czy też telepatami. Dziś będziemy z was krzesać iskry, pod koniec treningów za czternaście dni to już nie będą iskry, to będzie cały pożar! - powiedział, po czym przystąpił do instruowania. Co ciekawe instruował wszystkich na raz. Widać wielodzielność to typowa dla telepaty zdolność...
Trening się dłużył, ale powoli były skutki. Clark stał po kolana w wodzie, Charles podpalił polankę i krztusił się dymem, Wiktor przywołał kościanego szczura, który z zapałem próbował ugryźć "tatusia" w stopę, McKenneth zregenerował palec u nogi, jako że ten dziwny gnat, który dostał (przypominał kałasznikowa) był cięższy niż cholerna wyrzutnia rakiet, co było... zaskakujące. Liam zaś stał w kregu martwej trawy. Sanchez był zadowolony. - Macie za sobą dziesięć godzin treningu. Skutki s na razie marne, ale jutro będzie lepiej. Wasza moc została wyciągnięta na światło dzienne. Widzimy się jutro o tej samej porze! - zaanonsował wszystkim na raz.
Gdy wszyscy opuścili sale Milia zachichotła głośno. Katherine spojrzała na kobietę tak jak wszyscy inni – z mieszanką zaskoczenia i, ak to określił Kera, "takiego małego wtf?"
Kobieta obróciła się w ich stronę. - No do diabła. Mamy moc! Jesteśmy na prawdę tymi jak im tam...- zacięła się. Wyratowała ją Amanda - Obrońcami? -
Rosjanka skinęła głową. - To co było dzisiaj to i tak było niezłe, widzieli kiedyś by jakiś magik wywołał ulewę trwającą pięć sekund, a zalewającą całe pole po kostki? - zapytała. - Kolana - zaznaczył Kera, wskazując na mokrą obwódkę wokół nóg Clarka. -Albo jeśli trawa wokół ciebie przerasta drzewa - Kera klepnął Armanto w łopatkę. Wenezuelczyk cos mruknął. Safford poprzestał na basowym "hy hy hy". Nie był specjalnie rozmowny, ale lubił słuchać.
-Panimaju? idziemy oblać to , że mamy kopyt, da? - zapytała Milia.
Nastał dzień treningu. Każdy miał zjeść śniadanie i w umówionym czasie stawić się na sali ćwiczeń. Na dziesięć minut przed czasem każdy, kto nie wpadł na pomysł, by wyjść wcześniej, został poinformowany przez Sancheza, że ma tylko dziesięć minut, po czym nastąpił krótka instrukcja, jak dotrzeć do sali ćwiczeń.
Gdy wreszcie wszyscy stawili się w sali opancerzonej bardziej niż bunkier z II w.ś. Sanchez skinął głową. Pośrodku sali unosiły się wielkie kule. Milia uniosła brew. - A co zacz? - parsknęła, skinąwszy głową na kule. Meksykaniń pospieszył z wyjaśnieniami. - Wasze moce są zbyt potężne, by używać je w zamkniętym pomieszczeniu bez ryzyka. To są sfery, wewnątrz których macie mały świat. Będę wam przesyłał instrukcje i pomaga, jeśli ktoś upuści sobie ognistą kulę na stopę - mężczyzna się uśmiechnął. Po sali poniósł się pomruk zdziwienia. Wkrótce każdy stanął na... polanie. Sporej polanie. Było tu trochę drzew... i brakowało horyzontu. Znikał w pustce. Kule wydawały się oddalone od siebie o kilkaset kilometrów.
-Witajcie w sferach ćwiczeniowych. Znajdujecie się w równoległym wymiarze, który Wyrocznia tworzyła całą noc, by mógł funkcjonować podczas, gdy ona się zdrzemnie - Sanchez pozwolił sobie na uśmiech co odzwierciedlało się w lekko zmienionej barwie głosu podczas kilku następnych słów. - Moc, którą posiadacie pochodzi od trzech czynników, które teraz nazwiemy mocą fizyczną, mocą magiczną i mocą umysłu. Różne kombinacje tego czynią was magami, żołnierzami czy też telepatami. Dziś będziemy z was krzesać iskry, pod koniec treningów za czternaście dni to już nie będą iskry, to będzie cały pożar! - powiedział, po czym przystąpił do instruowania. Co ciekawe instruował wszystkich na raz. Widać wielodzielność to typowa dla telepaty zdolność...
Trening się dłużył, ale powoli były skutki. Clark stał po kolana w wodzie, Charles podpalił polankę i krztusił się dymem, Wiktor przywołał kościanego szczura, który z zapałem próbował ugryźć "tatusia" w stopę, McKenneth zregenerował palec u nogi, jako że ten dziwny gnat, który dostał (przypominał kałasznikowa) był cięższy niż cholerna wyrzutnia rakiet, co było... zaskakujące. Liam zaś stał w kregu martwej trawy. Sanchez był zadowolony. - Macie za sobą dziesięć godzin treningu. Skutki s na razie marne, ale jutro będzie lepiej. Wasza moc została wyciągnięta na światło dzienne. Widzimy się jutro o tej samej porze! - zaanonsował wszystkim na raz.
Gdy wszyscy opuścili sale Milia zachichotła głośno. Katherine spojrzała na kobietę tak jak wszyscy inni – z mieszanką zaskoczenia i, ak to określił Kera, "takiego małego wtf?"
Kobieta obróciła się w ich stronę. - No do diabła. Mamy moc! Jesteśmy na prawdę tymi jak im tam...- zacięła się. Wyratowała ją Amanda - Obrońcami? -
Rosjanka skinęła głową. - To co było dzisiaj to i tak było niezłe, widzieli kiedyś by jakiś magik wywołał ulewę trwającą pięć sekund, a zalewającą całe pole po kostki? - zapytała. - Kolana - zaznaczył Kera, wskazując na mokrą obwódkę wokół nóg Clarka. -Albo jeśli trawa wokół ciebie przerasta drzewa - Kera klepnął Armanto w łopatkę. Wenezuelczyk cos mruknął. Safford poprzestał na basowym "hy hy hy". Nie był specjalnie rozmowny, ale lubił słuchać.
-Panimaju? idziemy oblać to , że mamy kopyt, da? - zapytała Milia.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
William MacKennet
Poprzedni dzień, który mieli przeznaczony na odpoczynek, cały przespał. Wyrwał się prosto z afrykańskiej wojny domowej, więc ciągle miał niedobór snu, a do tego jet-lag. Teraz trening też dał mu w kość, ale gdy tylko Milia zaproponowała picie natychmiast zareagował:
- Jasne, Milia! Tylko Rosjanie i Polacy umieją pić tak jak Szkoci! Idziemy to oblać! - zakrzyknął, zacierając ręce. Oj, dawno już nie pił porządnej whisky. Wielki i potwornie ciężki karabin ciągle siedział mu na mięśniach rąk.
- Ale co powiecie na szybką kąpiel przedtem? Bo jak zaczniemy pić, to nie wszyscy potem będą w stanie się umyć - zaśmiał się wesoło.
Zaczyna się robić ciekawie...
Poprzedni dzień, który mieli przeznaczony na odpoczynek, cały przespał. Wyrwał się prosto z afrykańskiej wojny domowej, więc ciągle miał niedobór snu, a do tego jet-lag. Teraz trening też dał mu w kość, ale gdy tylko Milia zaproponowała picie natychmiast zareagował:
- Jasne, Milia! Tylko Rosjanie i Polacy umieją pić tak jak Szkoci! Idziemy to oblać! - zakrzyknął, zacierając ręce. Oj, dawno już nie pił porządnej whisky. Wielki i potwornie ciężki karabin ciągle siedział mu na mięśniach rąk.
- Ale co powiecie na szybką kąpiel przedtem? Bo jak zaczniemy pić, to nie wszyscy potem będą w stanie się umyć - zaśmiał się wesoło.
Zaczyna się robić ciekawie...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Sama koncepcja sfer, do których można było przejść z jednego miejsca i znaleźć się nagle daleko, była dla niego mocno nietypowa. Delikatnie rzecz ujmując. To że w tamtym miejscu Sanchez mógł się z nimi komunikować, wprawiło go w zdumienie, a to co z siebie wykrzesał, w osłupienie. Gdy wyszedł i dowiedział się że minęło dziesięć godzin, przyjął to już z obojętnością wynikłą z ciągłego szoku. Pomysł wspólnego picia wyrwał go nieco z letargu, to był wręcz wyborny pomysł.
-Co powiecie na spotkanie w barze za godzinkę? Przynajmniej nie zaśmierdniemy do rana, jakby się komuś szklanka za bardzo przechyliła.
Clark poczekał chwilę na reakcje reszty, ale niezbyt długo. Mokre nogawki mu nie przeszkadzały, ale był niemiłosiernie zmęczony i podejrzewał że spocony. To było równie ciężkie jak regularne treningi. Nie mógł się doczekać aż wskoczy pod prysznic.
Sama koncepcja sfer, do których można było przejść z jednego miejsca i znaleźć się nagle daleko, była dla niego mocno nietypowa. Delikatnie rzecz ujmując. To że w tamtym miejscu Sanchez mógł się z nimi komunikować, wprawiło go w zdumienie, a to co z siebie wykrzesał, w osłupienie. Gdy wyszedł i dowiedział się że minęło dziesięć godzin, przyjął to już z obojętnością wynikłą z ciągłego szoku. Pomysł wspólnego picia wyrwał go nieco z letargu, to był wręcz wyborny pomysł.
-Co powiecie na spotkanie w barze za godzinkę? Przynajmniej nie zaśmierdniemy do rana, jakby się komuś szklanka za bardzo przechyliła.
Clark poczekał chwilę na reakcje reszty, ale niezbyt długo. Mokre nogawki mu nie przeszkadzały, ale był niemiłosiernie zmęczony i podejrzewał że spocony. To było równie ciężkie jak regularne treningi. Nie mógł się doczekać aż wskoczy pod prysznic.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Amanda chyba mało entuzjastycznie pokiwalą głową, dopasowując sie do reszty, którzy pomysl przyjęli z daleko idącą aprobatą. "Za godzine w barze" zostało zatwierdzone oficjalnie... Wkrótce wszyscy rozeszli się do swoich kwater...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
Nie zareagował tak optymistycznie jak szkot na propozycję napicia się w barze, ale mimo wszystko za kołnierz nie wylewał, więc postanowił że pójdzie razem z resztą do baru. W wolnym czasie rozmyślał o swoim treningu i jego efektach. Przez głowę przebiegła mu myśl o przywołaniu kiedyś kościanego smoka niczym z gier komputerowych... Ale na razie umiał przywołać tylko szczura i to nie posłusznego, no ale nie można być mistrzem od razu...
O umówionej porze stawił się pod barem.
Nie zareagował tak optymistycznie jak szkot na propozycję napicia się w barze, ale mimo wszystko za kołnierz nie wylewał, więc postanowił że pójdzie razem z resztą do baru. W wolnym czasie rozmyślał o swoim treningu i jego efektach. Przez głowę przebiegła mu myśl o przywołaniu kiedyś kościanego smoka niczym z gier komputerowych... Ale na razie umiał przywołać tylko szczura i to nie posłusznego, no ale nie można być mistrzem od razu...
O umówionej porze stawił się pod barem.
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 332
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Liam
odbyty trening nie okazał się dla niego az tak wyczerpujący jak przypuszczał, ludzie zawsze mówili że z całym swoim wizerunkiem wygląda jak żywy trup, wrak ledwo słaniający się na nogach, mimo całego tego sposobu postrzegania cieszył się nad wyraz dobrą kondycją, jednak jesli uwzględniając samopoczucie czuł się źle, czyżby to cała ta moc tak na niego odziaływała? nie raczej nie, przepływ mocy dawał mu poczucie względnej niewytłumaczalnej siły z nij płynącej, może to te miejsce tak na niego działa? pewnie tak w końcu nie lubił opuszczać swojego kraju, a podczas pobytu na Bałkanach też towarzyszyło mu to dziwnie pogorszone samopoczucie, pod wpływem sytuacji zrodziła się jeszcze perspektywa wyjścia do baru z nowymi towarzyszami, może szklaneczka whisky zrobi mu dobrze? z pewnością whisky zawsze dobrze robi, pomyślał i uśmiechnął sie krzywo sam do siebie, można by oczywiście dyskutować nad wyższoscią irlandzkiej nad szkocką czy kanadyjską, ale nie w tym rzecz, pomyślał sobie że należałoby się jakoś zintegrować z resztą, a chyba nie ma lepszej możliwości na tę chwilę niż odwiedzenie tego lokalu, tak więc, wyszedł znacznie wcześniej niż byli umówieni na miejscu i powolnym krokiem ruszył w stronę baru
odbyty trening nie okazał się dla niego az tak wyczerpujący jak przypuszczał, ludzie zawsze mówili że z całym swoim wizerunkiem wygląda jak żywy trup, wrak ledwo słaniający się na nogach, mimo całego tego sposobu postrzegania cieszył się nad wyraz dobrą kondycją, jednak jesli uwzględniając samopoczucie czuł się źle, czyżby to cała ta moc tak na niego odziaływała? nie raczej nie, przepływ mocy dawał mu poczucie względnej niewytłumaczalnej siły z nij płynącej, może to te miejsce tak na niego działa? pewnie tak w końcu nie lubił opuszczać swojego kraju, a podczas pobytu na Bałkanach też towarzyszyło mu to dziwnie pogorszone samopoczucie, pod wpływem sytuacji zrodziła się jeszcze perspektywa wyjścia do baru z nowymi towarzyszami, może szklaneczka whisky zrobi mu dobrze? z pewnością whisky zawsze dobrze robi, pomyślał i uśmiechnął sie krzywo sam do siebie, można by oczywiście dyskutować nad wyższoscią irlandzkiej nad szkocką czy kanadyjską, ale nie w tym rzecz, pomyślał sobie że należałoby się jakoś zintegrować z resztą, a chyba nie ma lepszej możliwości na tę chwilę niż odwiedzenie tego lokalu, tak więc, wyszedł znacznie wcześniej niż byli umówieni na miejscu i powolnym krokiem ruszył w stronę baru
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
William MacKennet
Szkot zastanawiał się przez chwilę, jak zużyć pozostawioną mu godzinę. Po krótkim zastanowieniu zdecydował.
Najpierw poszedł pod prysznic - gdyby wlazł do wanny, z pewnością nie zdążyłby w godzinę. Umył się dokładnie, poprawił fryzurę, przebrał się w spodnie koloru khaki (pewne doświadczenia z kiltem, pod którym nie nosi się bielizny, i byciem pijanym sprawiły, że kiedy miał się alkoholizować, ubierał spodnie) i luźną, brązową koszulę, po czym zaczął szukać jakie też ciekawe kanały mamy w tej naszej kochanej telewizorni wiszącej w pokoju...
A gdy czas nadszedł, wyruszył z mocnym postanowieniem przepicia wszystkich tam obecnych.
Szkot zastanawiał się przez chwilę, jak zużyć pozostawioną mu godzinę. Po krótkim zastanowieniu zdecydował.
Najpierw poszedł pod prysznic - gdyby wlazł do wanny, z pewnością nie zdążyłby w godzinę. Umył się dokładnie, poprawił fryzurę, przebrał się w spodnie koloru khaki (pewne doświadczenia z kiltem, pod którym nie nosi się bielizny, i byciem pijanym sprawiły, że kiedy miał się alkoholizować, ubierał spodnie) i luźną, brązową koszulę, po czym zaczął szukać jakie też ciekawe kanały mamy w tej naszej kochanej telewizorni wiszącej w pokoju...
A gdy czas nadszedł, wyruszył z mocnym postanowieniem przepicia wszystkich tam obecnych.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Pomywacz
- Posty: 24
- Rejestracja: sobota, 26 maja 2007, 15:04
- Numer GG: 2290465
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
*Niech to szlag*- Sharra kopnęła walizke z całej siły, a ona jak na złość się otworzyla. Kilka matek z dziecmi, które gnieździły się na lotnisku od bog wie kiedy, spojrzały na nią ze zgrozą. Sharra kolejnym kopniakiem zamknęla walizke i wyszła na zewnątrz. Tego właśnie nienawidzila w angielskim klimacie..zawsze kiedy miała wisielczy nastroj wychodzilo słońce. Wzdrygając się ze wstrętem znalazła kawałek cienia i założyła okulary przeciwsłoneczne. Wygrzebała papierosy z podręcznej torby i z westchnieniem ulgi zaciągnęła się dymem nikotynowym. Nie dość, ze juz jadac na lotnisko czula, ze powinna to zrobic o dzien lub dwa wczesniej, to jeszcze nie zdążyła na samolot. Teraz czeka ja noc na lotnisku i przerywany sen pod okiem zdewociały matek. Wsciekła na siebie i wszystkich taksówkarzy w Anglii poszła do baru żeby napic się szkockiej z colą. Humor jakby w wisielczego zmienił się w ponury i przestała zabijac wzrokiem barmana. Po 3 szklance nawet zaczał się jej podobac i starała się do niego uśmiechnąć ,choc trudno było zmusic do tej czynności nieprzywykle do tego miesnie twarzy.z przerażeniem spojrzała na zegar- 2.30. zerwała się, zgarnęla swoja walizke , rzcila banknot na bar i pobiegla na lotnisko. Odetchnęla z ulga gdy zanurzyla się w miekki fotel samolotu i z przyjemnością zamknęla oczy. Miala nadzieje ze sen przyjdzie szybko i nie myliła się.
679876546…cyfry zamajaczyły jej przed oczami..nagle obudziła się cała spocona, sasiad patzrył na nia z nieukrywanym przerażeniem.* ciekawe co wyprawiałam przez sen*. - pomyslała z ironicznym uśmiechem. Dopiero po chwili zobaczyła, ze samolot przygotowuje się do lądowania. Na wszelki wypadek zapisała numer. Przez kilka ostatnich dni przekonała się, ze powinna ufac swoim wizjom, majakom…no jakby ich tam nie nazwac ,przeczucia jej nie mysliły. wyjrzała przez okno i zobaczyła zbliżający się australijski ląd. Ten widok spowodował, ze po raz kolejny w przeciągu tygodnia poczuła w ustach metaliczny smak krwi..kiedy ogłoszono ze można wysiadac zwiazała swoje białe włosy i ruszyła do wyjscia.
679876546…cyfry zamajaczyły jej przed oczami..nagle obudziła się cała spocona, sasiad patzrył na nia z nieukrywanym przerażeniem.* ciekawe co wyprawiałam przez sen*. - pomyslała z ironicznym uśmiechem. Dopiero po chwili zobaczyła, ze samolot przygotowuje się do lądowania. Na wszelki wypadek zapisała numer. Przez kilka ostatnich dni przekonała się, ze powinna ufac swoim wizjom, majakom…no jakby ich tam nie nazwac ,przeczucia jej nie mysliły. wyjrzała przez okno i zobaczyła zbliżający się australijski ląd. Ten widok spowodował, ze po raz kolejny w przeciągu tygodnia poczuła w ustach metaliczny smak krwi..kiedy ogłoszono ze można wysiadac zwiazała swoje białe włosy i ruszyła do wyjscia.
Jam samozwańcza jest muza Zetha
Jam ciemny jest wsród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal- jak gluchy dzwon północy-
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Jam ciemny jest wsród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal- jak gluchy dzwon północy-
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Bar w hotelu Visas w stolicy Australii:
Liam trafił prosto na Rosjankę, gdy wychodził z windy. Ta od razu się doń uśmiechnęła i zaczęła wypytywać co on taki markotny i co porabiał przed przylotem. Nie była szczególnie ciekawska, ale chyba chciała pogadać z mężczyzną.
Gdy McKenneth zszedł na dół do baru stwierdził, że był tam już Liam, siedzący przy whisky i zagadująca go Milia. Tuż za nim weszła większość ekipy, którą prowadził Kera i właśnie kończył jakąś historyjkę, bo ludzie wybuchli śmiechem. Potężna łapa Fletchera otworzyła prawe skrzydło drzwi dla Amandy, która z lekkim uśmeichem podziękowała skinieniem głową. Z tyło szedł Abdul, którego właśnie doganiał Wiktor. Była chwila przed czasem i wtedy zjawił się ostatni - Clark.
Wszyscy zajęli jeden ze sporych stołów w głębi sali. Tylko dwa inne były zajęte przez zwykłych pensjonariuszy...
Lotnisko w stolicy Australii:
Shara zauważyła od razu pewną istotę... tak, to dobre określenie. Mężczyzna był tęgi i wysoki na ponad 2,2 m. Czuć od niego było agresję... dużo agresji. Kepa sterczących jak gwoździe włosów skrywała część masywnego czoła, a pod parą ostrych brwi rezydowała para oczu jak świdry. Koło niego spokojnie stało jego przeciwieństwo. Blond włosa, drobna kobieta z twarzą odzwierciedlającą wewnętrzny spokój i przyjazne zamiary. Oboje byli ubrani w garnitury rozglądali się na boki, szukając czegoś... lub kogoś...
Coś wzbudziło niechęć Shary do tej dwójki...
Liam trafił prosto na Rosjankę, gdy wychodził z windy. Ta od razu się doń uśmiechnęła i zaczęła wypytywać co on taki markotny i co porabiał przed przylotem. Nie była szczególnie ciekawska, ale chyba chciała pogadać z mężczyzną.
Gdy McKenneth zszedł na dół do baru stwierdził, że był tam już Liam, siedzący przy whisky i zagadująca go Milia. Tuż za nim weszła większość ekipy, którą prowadził Kera i właśnie kończył jakąś historyjkę, bo ludzie wybuchli śmiechem. Potężna łapa Fletchera otworzyła prawe skrzydło drzwi dla Amandy, która z lekkim uśmeichem podziękowała skinieniem głową. Z tyło szedł Abdul, którego właśnie doganiał Wiktor. Była chwila przed czasem i wtedy zjawił się ostatni - Clark.
Wszyscy zajęli jeden ze sporych stołów w głębi sali. Tylko dwa inne były zajęte przez zwykłych pensjonariuszy...
Lotnisko w stolicy Australii:
Shara zauważyła od razu pewną istotę... tak, to dobre określenie. Mężczyzna był tęgi i wysoki na ponad 2,2 m. Czuć od niego było agresję... dużo agresji. Kepa sterczących jak gwoździe włosów skrywała część masywnego czoła, a pod parą ostrych brwi rezydowała para oczu jak świdry. Koło niego spokojnie stało jego przeciwieństwo. Blond włosa, drobna kobieta z twarzą odzwierciedlającą wewnętrzny spokój i przyjazne zamiary. Oboje byli ubrani w garnitury rozglądali się na boki, szukając czegoś... lub kogoś...
Coś wzbudziło niechęć Shary do tej dwójki...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 332
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Liam Devlin
ledwo tylko zdążył opuścić windę, natknął się prosto na rosjankę, widząc jej uśmiech i zainteresowanie, również uśmiechnął się, starając żeby jego usmiech wypadł jak najbardziej naturalnie i nie wymuszono, wiedział, że kobiety potrafią wyczuć, kiedy mężczyzna coś udaję, ale on raz, że nie chciał sprawiać jej przykrości,a dwa że był dosyć dobrym aktorem, postanowił zaryzykować, uprzejmie wykonał zapraszający do stołu gest i puścił ją przodem, kiedy zdążyli juz usiąść, zauważył że reszta towarzystwa też stawiła się własnie na miejscu, nie dało się tego ukryć, robili duzo hałasu, za dużo jak dla niego, gdy juz wszyscy zajęli miejsca przy jednym stole, pomyślał sobie, że mimo tego iż wybrali się tutaj żeby odpocząć, to jest niemal pewny, że rozmawiać bedą o szczegółach związanych ze zbliżającą się nieuchronnie misją, ale on nie chciał poruszać tego tematu, więc postanowił zaczekać aż ktoś inny o tym wspomni, rozsiadł się najwygodniej jak mógł i powoli wręcz ostentacyjnie popijał swoją whisky, czekając aż ktoś poruszy temat, co do którego nie miał wątpliwości
ledwo tylko zdążył opuścić windę, natknął się prosto na rosjankę, widząc jej uśmiech i zainteresowanie, również uśmiechnął się, starając żeby jego usmiech wypadł jak najbardziej naturalnie i nie wymuszono, wiedział, że kobiety potrafią wyczuć, kiedy mężczyzna coś udaję, ale on raz, że nie chciał sprawiać jej przykrości,a dwa że był dosyć dobrym aktorem, postanowił zaryzykować, uprzejmie wykonał zapraszający do stołu gest i puścił ją przodem, kiedy zdążyli juz usiąść, zauważył że reszta towarzystwa też stawiła się własnie na miejscu, nie dało się tego ukryć, robili duzo hałasu, za dużo jak dla niego, gdy juz wszyscy zajęli miejsca przy jednym stole, pomyślał sobie, że mimo tego iż wybrali się tutaj żeby odpocząć, to jest niemal pewny, że rozmawiać bedą o szczegółach związanych ze zbliżającą się nieuchronnie misją, ale on nie chciał poruszać tego tematu, więc postanowił zaczekać aż ktoś inny o tym wspomni, rozsiadł się najwygodniej jak mógł i powoli wręcz ostentacyjnie popijał swoją whisky, czekając aż ktoś poruszy temat, co do którego nie miał wątpliwości
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Clark Newman
Po krótkim prysznicu zszedł do baru, mimo że wziął tylko krótki prysznic i tak przyszedł jako ostatni. No cóż, przynajmniej całkiem się nie spóźnił. Przysiadł się do zebranych i zamówił piwo. To było coś za co zaczynał cenić ten pustynny kraj, poza kulturą Aborygenów oczywiście. Można się tu było napić całkiem porządnej zupy chmielowej. Jako że nikt się nie kwapił do rozpoczęcia rozmowy, zdecydował się wystąpić przed szereg i cos zagaić. Jako że widział jakichś ludzi spoza ich grupy, trochę niezręcznie było mu mówić na temat tej ich tajemniczej misji, zaczął więc od bardziej prozaicznych tematów.
-Co robiliście zanim tu przyjechaliście? Wiem że rzuciliście każdy parę słów o sobie, ale nie żartujcie, te parę słów to przecież nie całe życie. - miał nadzieję ze ktoś podejmie temat, a póki co wrócił do sączenia swojego piwa.
Po krótkim prysznicu zszedł do baru, mimo że wziął tylko krótki prysznic i tak przyszedł jako ostatni. No cóż, przynajmniej całkiem się nie spóźnił. Przysiadł się do zebranych i zamówił piwo. To było coś za co zaczynał cenić ten pustynny kraj, poza kulturą Aborygenów oczywiście. Można się tu było napić całkiem porządnej zupy chmielowej. Jako że nikt się nie kwapił do rozpoczęcia rozmowy, zdecydował się wystąpić przed szereg i cos zagaić. Jako że widział jakichś ludzi spoza ich grupy, trochę niezręcznie było mu mówić na temat tej ich tajemniczej misji, zaczął więc od bardziej prozaicznych tematów.
-Co robiliście zanim tu przyjechaliście? Wiem że rzuciliście każdy parę słów o sobie, ale nie żartujcie, te parę słów to przecież nie całe życie. - miał nadzieję ze ktoś podejmie temat, a póki co wrócił do sączenia swojego piwa.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Wiktor Sepkowski:
*Jak zwykle wyszedłem za późno i przychodzę jako jeden z ostatnich, ach ta moja punktualność...*- pomyślał doganiając Abdula. *Przynajmniej nie byłem ostatni* - pomyślał widząc wchodzącego Clarka. Zamówił piwo i siedział czekając aż ktoś zacznie jakąś dyskusję. Gdy Clark zaproponował temat, poczekał aż ktoś pierwszy podejmie dyskusję, po czym powiedział: Ja w sumie nie mam wiele ciekawego do powiedzenia, chyba, że kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest być grabarzem... Ale nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać - uśmiechnął się.
*Jak zwykle wyszedłem za późno i przychodzę jako jeden z ostatnich, ach ta moja punktualność...*- pomyślał doganiając Abdula. *Przynajmniej nie byłem ostatni* - pomyślał widząc wchodzącego Clarka. Zamówił piwo i siedział czekając aż ktoś zacznie jakąś dyskusję. Gdy Clark zaproponował temat, poczekał aż ktoś pierwszy podejmie dyskusję, po czym powiedział: Ja w sumie nie mam wiele ciekawego do powiedzenia, chyba, że kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest być grabarzem... Ale nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać - uśmiechnął się.
I tak nikt tego nie czyta...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
William MacKennet
Szkot siedział przy stole z butelką szkockiej whisky i dwulitrową coca-colą. Stwierdził, że zamawianie tego drinka dziesiątki razy pod rząd nie ma sensu, a on i tak czasem robił w oddziale za barmana, więc postanowił mieszać we własnym zakresie.
- Ja mogę wam opowiedzieć o którejś z moich wojen... - spoglądał teraz w dal, tak jakby tych ludzi dookoła tu nie było. Tak cholernie rzadko wspominał swoją przeszłość. I teraz też nie miał zamiaru sięgać w nią zbyt głęboko. - Grałem w prawie każdą z tych wojen, które toczono przez ostatnie lata w Afryce - uśmiechnął się ponuro. Tak, to była gra, a nie wojna, od pewnego momentu. On był niczym bohater gry komputerowej... Niewyszkoleni Murzyni ginęli masowo pod jego ogniem, od noża, ze skręconym karkiem. I tylko od czasu do czasu pojawiał się jakiś 'boss', który był kimś lepiej wyszkolonym, zwykle najemnikiem. Zupełnie jak w grze.
No, tutaj miał tylko jedno życie. Ale był dobrym graczem, save/load nigdy nie było mu potrzebne.
- Nie podejrzewam jednak żeby było to dla was ciekawe. Jest w tych opowieściach tylko dżungla, krew i Murzyni.
Szkot siedział przy stole z butelką szkockiej whisky i dwulitrową coca-colą. Stwierdził, że zamawianie tego drinka dziesiątki razy pod rząd nie ma sensu, a on i tak czasem robił w oddziale za barmana, więc postanowił mieszać we własnym zakresie.
- Ja mogę wam opowiedzieć o którejś z moich wojen... - spoglądał teraz w dal, tak jakby tych ludzi dookoła tu nie było. Tak cholernie rzadko wspominał swoją przeszłość. I teraz też nie miał zamiaru sięgać w nią zbyt głęboko. - Grałem w prawie każdą z tych wojen, które toczono przez ostatnie lata w Afryce - uśmiechnął się ponuro. Tak, to była gra, a nie wojna, od pewnego momentu. On był niczym bohater gry komputerowej... Niewyszkoleni Murzyni ginęli masowo pod jego ogniem, od noża, ze skręconym karkiem. I tylko od czasu do czasu pojawiał się jakiś 'boss', który był kimś lepiej wyszkolonym, zwykle najemnikiem. Zupełnie jak w grze.
No, tutaj miał tylko jedno życie. Ale był dobrym graczem, save/load nigdy nie było mu potrzebne.
- Nie podejrzewam jednak żeby było to dla was ciekawe. Jest w tych opowieściach tylko dżungla, krew i Murzyni.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Pomywacz
- Posty: 24
- Rejestracja: sobota, 26 maja 2007, 15:04
- Numer GG: 2290465
Re: [Świat Pasem] Łowcy Wad
Sharra
Wyszła na płytę lotniska i głęboko wciągnęła przesycone pyłem i kurzem powietrze. Podążyła za resztą pasażerów po odbiór swojego bagażu. Kiedy po niekończącej się serii formalności w końcu go dostała z westchnieniem ulgi skierowała się do wyjścia. W jej głowie pojawiło się mnóstwo wątpliwości. *Po co tu przyjechałam… cholera nawet nie mam zarezerwowanego hotelu.* Zatrzymała się na chwile by wyciągnąć okulary z torebki i znaleźć tę nieznośną zapalniczkę ,która zawsze jakby chowała się przed nią, ilekroć miała ochotę zapalić. Z coraz większą irytacja przetrząsała torbę, aż w końcu ja zatrzasnęła. Podniosła wzrok i zauważyła dość oryginalna parę. Mężczyzna był ogromny, miał pewnie cos ponad 2 metry i bardzo nieprzyjemna aparycję, kobieta zaś która przy nim stała była jego całkowitym przeciwieństwem. Spokojna blondynka wyglądała na cywilizowaną istotę. *Dlatego zawsze wolałam kobiety*- pomyślała przewrotnie Sharra.* Zawsze wyglądają na bardziej ucywilizowane. Nie to co, ci neandertalscy poganiacze krów , którzy biegają po świecie w przekonaniu o własnej wyższość. I to dlaczego? tylko dlatego, ze ten jeden narząd się im obija o kolana. *Ta dwójka nie wzbudziła jej sympatii, ale jako, ze miała przekorny charakter ruszyła w ich kierunku.Obie osoby zdawały się nei zawuażać Sharry do czasu, aż ta nie stanęła przed nimi. - O... Sharra tak?- zapytał meżczyzna, lustrując kobietę spojrzeniem. Jego towarzyszka tylko usmiechala sie przyjaznie.Sharra stanęła zaskoczona. takiej reakcji sie nie spodziewała.*co do....*. nigdy wczesniej nie zdarzyla sie jej tak dziwna sytuacja...*chyba wariuje, to pewnie przez te prace*- pomyślała. *owszem, ale my sie chyba nie znamy*- stwierdziła, probujac trzymac fason.- Hm... jestem Asgaroth - mruknęła istota. - A ja z kolei jestem Tirsha. Mamy cie dostarczyć do ośrodka szkoleniowego - skinełą głową. Para drgnęła. Za Sharrą stanęła inna para. Kobieta z krótkimi czarnymi włosami i mężczyzna - blondyn. - Konflikt interesów. My jesteśmy tu w tym samym celu - mruknęła czarowłosa. Para za plecami Sharry nosiła czarne garniaki i wygladali ogólnei na "ulepinych z lepszej gliny"... tzn. bardziej śmierdzieli groszem.Sharra czuła sie jak w jakiejs alternatywnej rzeczywistosci. nie dosc ze wyrusza w podróz dosc spontanicznie ,wiedziona jakims przeczuciem, co nie lezy w jej naturze, to jeszcze jacys ludzie chca ja zabrac na szkolenia...*jakie szkolenia? i kogo reprezentujecie?- spytała. - *nigdzie nie pojde dopoki ktos mi tu wszystkiego nie wyjasni*.
- Reprezentujemy wrocznię - odpowiedziala cala czworka. Wyraz twarzy wszystkich stężał. - Tja... to jak ma na imię, cwaniaki? - burknęła kobieta z krótkimi włosami. - Visas - odparła Tirsha. - Diabli, juz to wiedzą - syknęłą czarnowłosa. Mężczyzna za Sharrą przełknął ślinę. - Trzeba dać znać wyroczni... Dewiacja wie wiecej niz sadzilismy - skrzywił się. Atmosfera stala się bardzo... nerwowa.
*skoro tylko dwoje z Was reprezentuje wyrocznie to kim sa pozostali?- -spytała. kim jest wyrocznia, czym jest dewiacjia i czego obie chca ode mnie?[/i]- wystrzeliła swoje pytania niczym z karabinu maszynowego. *obudz sie Sharra, ten sen przestał byc zabawny*- szpeneła do siebie w duchu.*Dewiacja to wrog. ta para przed toba to jej wyslannicy, odnalezli cie na szczescie tylko minute wczesniej niz moi wyslannicy, ktorych masz za plecami* powiedział głos wewnatrz głowy Sharry. *To katherine i Armanto. Idz z nimi. a ta dwojke pozostaw sobie. Jesli sługusy Dewiacji cie zlokalizowali to z pewnoscia juz zwolali posilki, ktore beda mialy za zadanei cie przechwycic lub unicestwic. Musisz sie spieszyc* ponaglil ja.
*co do cholery...*- wyrwało sie jej gdy usłyszała w głowie jakis głos. Reszta spojrzała na nia ze zdziwieniem. Złapała sie za głowe i wysłuchała co tajemniczy głos ma jej do powiedzenia. *JEzeli to sie dzieje naprawde,a tak nie moze byc, to chyba powinnam sie zgłosic na leczenie a nie do jakis wyroczni*- pomyślała i zacisneła rece ze zdenerwowania. *spokojnie, jezeli to jest rzeczywistosc to musisz sie opanowac i posłuchac tego głosu. Kogoś kto potrafi sie wedrzec do Twojej głowy nie mozna lekcewazyc*- jej racjonalizm wzial znow góre i powiedziała na głos- *chodzmy katherine i armanto, wydaje sie mi ze pora zapolowac*- poczula nagły przypły adrenaliny i usmiechnęła sie ironicznie do pozostałej dwojki.Para za jej plecami uspokoiła się. Potem zdarzenia potoczyły się lawinowo. Para przed Sharrą wyciagneła broń... i zostala powalona jakimś wybuchem, lub wstrząsem. Katherine uśmiechnęła się. - Broń palna... tylko na tyle was stać? - parsknełą i ruszyła przez tłum oszołomionych ludzi. Armanto odchrząknał. - WYbacz - powiedział i wziąwszy kobetę na rece pobiegł... w stronę małego pojazdu...o ile to biegiem można było nazwać. Pokonał 200 m w 9 sekund. Pojazd ruszył i para odetchnęła. - Wyrocznia sie z toba skontaktowała i podała nasze imiona? - zgadła Katherine.
Oszołomiona przebiegem wydarzeń Sharra odetchnela z ulga gdy znalezli sie w pojezdzie. *Owszem*- powiedziała- *chociaz szczerze mowiac tego ostatniego wydarzenia wolałabym uniknac, z drugiej strony jezeli tak ma wygladac nastepnych kilka dni to bedzie to miła odmiania*. Do Sharry wciaz nie docierała powaga sytuacji. miała wrazenie ze znalazła sie w jakiejs grze komputerowej, a wszystko dookoła jest po prostu dobra zabawa.
Armatno uśmiechnłą się. - No teraz sie troche zmieni. Musimy sprawdzić jaka moc w tobie drzemie, a potem.. potem trening. Jak skończymy trening to ruszymy tyłek, zrobić porządek z Dewiacją - wyszczerzył się. - Wyrocznai ci wszystko wyjasni - dodał. *Moc....?jaka moc? Jak mam jakaś moc to jest to chyba tylko tę, dzieki której permanentnie pakuje sie w dziwne sytuacje*- powiedziała. *tym ludziom sie chyba cos pomyliło*- - stwierdziła w myslach- zreszta...co ma byc to bedzie- Sharra czuła sie jak dziecko w przeddzien Bozego Narodzenia, zżerała ja ciekawosc.*ciekawe co to za moc, moze taka co maja ja klauni w cyrku, jakies kwiatki, albo gołebie*- zasmiała sie szyderczo w duchu. *jedzmy w takim razie*- powiedziała z glupim usmiechem na twarzy.Wkrótce dotarli pod pięćiogwiazdkowy hotel. Sharra nei zdązyłą przeczytać nazwy. - Oprowadzi cię instruktor. Ma na imię Sanchez. My wracamy na pokoje. trzeba wziać prysznic - powiedziała Katherine.
Sanchez podszedł natychnmmiast i sie przedstawił. Sharra przywitała sie z Sanchezem i kiedy ten wyjatkowo milczacy typ oprowadzil juz ja po hotelu dostała chwile na umycie sie i wskazowke jak trafic do sali treningowej kiedy juz doprowadzi sie do porzadku. Oszołomiona weszła do pokoju i mechanicznie skierowała sie do łazienki. Chciała jak najszybciej przekonac sie , jaka to niby moc w niej drzemie...Sanchez pokazął kobiecie jej pokój i teren hotelu,po czym skierowali sie do sali poniżej. Sharra otrzymała napój energetyzujacy i lżejsze ubrania do przebrania. Sanchez wprowadził ja do dziwnej niebieksiej kuli... w któej był cały mały świat... - Dobra... Teraz... masz w sobie moc śmieici... tak na to wychodzi. Spróbujemy z zaklęciami wskrzeszajaćymi czy niszczącymi?"- zapytał spokojnie, jakby dotyczyło to gustu kulinarnego kobiety.* hm...a jak sprobujemy?znaczy jak to sie probuje?w sensie z czym to sie je?*- Sharra wyszczerzyła zeby do Sancheza. Była ciekawa czy uda sie jej wyprowadzic go z równowagi. Spojrzała na niego zalotnie i zastanawiała sie gdzie ma szukac tych zaklec.- zamknij oczy i sie skup - odparl mezczyna. Moc jest wewnatrz ciebie, pokieruje nia lekko, a potem sama juz wpadneisz na trop... gotowa? [/i]- zpaytał. Jego mina świadczyąło powadze i koncentracji.. kontrastujac neico z minką Sharry.* Ależ juz sie skupiam...-O Panie- dodała w myslach. Ironicznie sie usmiechajac opusciła głowe, po drodze zdazyła wychwycic grozne spojrzenie swego nauczyciela. Zamkneła oczy i probowała szukac...po chwili parskneła smiechem. * nie oszukujmy sie, nie mam zadnej mocy, czy Wam sie na pewno cos nie pomyliło?[\i]*.W tym moemnie z opuszkó palców Shary syknłęay zielone płomienie..przerazona spojrzała na SAncheza, tym razem to on usmiechał sie ironicznie.Sanches uniósł brew. - Chcesz wiecej czy bedziesz płąkać? - zpaytał.*haha...bo sie usmiełam...nie zgrywaj twardziela , tylko lepiej mi to wytłumacz- powiedziała prawie szeptem.- Proste. Moc jest wewnatrz, ale jest blokowna przez twoja wolę i zahamowania. Trzeba sie ich pozbyc - stwierdizł spokojnei Sanchez.*proste tak?myslisz ze normalnie ludzie codzinnie szukaja w sobie jakis mocy i dziwnych zielonych płomieni?i czemu one sa zielone w ogole?*- spytała Sharra. Wobec niecierpliwego wyrazu twarzy Sacheza zreflektowała sie.* dobra, jak pozbyc sie tych zahamowan?*.- Zużywać mocy... pomogę ci zacząć - odparł spokojnei Sanchez. - Daj po prostu znać, ajk bedzisz gotowa na drugą próbę - sprobujmy w takim razie -powiedziała Sharra po chwili wahania. chyba dotarło do niej w koncu, ze to co sie dzieje, choc wykracza poza jej mozliwosci percepcji , dzieje sie naprawde.Próby trwały piećgodzin i sprowadziły sie do miotania małych ładunków zarazy. - Dobra, idz sie wymyć i dołącz do reszty, juz chyba sa w barze i gawędzą...- powiedział Sanchez. - Jutro rano druga tura. Zostaniesz obudzona - powiedział, po czym pożegnał sie. Sharra wyszła z sali wykonczona, do tego miała swiadomosc ze nie poszło jej najlepiej. Sanchez tez był zmeczony i ewidentnie bylo to po nim widac. Była zafascynowana i przerazona tym co sie stało w ciagu ostatnich 5 godzin. poszła wziac prysznic przebrała sie i wyszła z pokoju zeby spotkac pozostałych. Ciekawa była czy oni sa rownie zaskoczeni jak ona.
Wyszła na płytę lotniska i głęboko wciągnęła przesycone pyłem i kurzem powietrze. Podążyła za resztą pasażerów po odbiór swojego bagażu. Kiedy po niekończącej się serii formalności w końcu go dostała z westchnieniem ulgi skierowała się do wyjścia. W jej głowie pojawiło się mnóstwo wątpliwości. *Po co tu przyjechałam… cholera nawet nie mam zarezerwowanego hotelu.* Zatrzymała się na chwile by wyciągnąć okulary z torebki i znaleźć tę nieznośną zapalniczkę ,która zawsze jakby chowała się przed nią, ilekroć miała ochotę zapalić. Z coraz większą irytacja przetrząsała torbę, aż w końcu ja zatrzasnęła. Podniosła wzrok i zauważyła dość oryginalna parę. Mężczyzna był ogromny, miał pewnie cos ponad 2 metry i bardzo nieprzyjemna aparycję, kobieta zaś która przy nim stała była jego całkowitym przeciwieństwem. Spokojna blondynka wyglądała na cywilizowaną istotę. *Dlatego zawsze wolałam kobiety*- pomyślała przewrotnie Sharra.* Zawsze wyglądają na bardziej ucywilizowane. Nie to co, ci neandertalscy poganiacze krów , którzy biegają po świecie w przekonaniu o własnej wyższość. I to dlaczego? tylko dlatego, ze ten jeden narząd się im obija o kolana. *Ta dwójka nie wzbudziła jej sympatii, ale jako, ze miała przekorny charakter ruszyła w ich kierunku.Obie osoby zdawały się nei zawuażać Sharry do czasu, aż ta nie stanęła przed nimi. - O... Sharra tak?- zapytał meżczyzna, lustrując kobietę spojrzeniem. Jego towarzyszka tylko usmiechala sie przyjaznie.Sharra stanęła zaskoczona. takiej reakcji sie nie spodziewała.*co do....*. nigdy wczesniej nie zdarzyla sie jej tak dziwna sytuacja...*chyba wariuje, to pewnie przez te prace*- pomyślała. *owszem, ale my sie chyba nie znamy*- stwierdziła, probujac trzymac fason.- Hm... jestem Asgaroth - mruknęła istota. - A ja z kolei jestem Tirsha. Mamy cie dostarczyć do ośrodka szkoleniowego - skinełą głową. Para drgnęła. Za Sharrą stanęła inna para. Kobieta z krótkimi czarnymi włosami i mężczyzna - blondyn. - Konflikt interesów. My jesteśmy tu w tym samym celu - mruknęła czarowłosa. Para za plecami Sharry nosiła czarne garniaki i wygladali ogólnei na "ulepinych z lepszej gliny"... tzn. bardziej śmierdzieli groszem.Sharra czuła sie jak w jakiejs alternatywnej rzeczywistosci. nie dosc ze wyrusza w podróz dosc spontanicznie ,wiedziona jakims przeczuciem, co nie lezy w jej naturze, to jeszcze jacys ludzie chca ja zabrac na szkolenia...*jakie szkolenia? i kogo reprezentujecie?- spytała. - *nigdzie nie pojde dopoki ktos mi tu wszystkiego nie wyjasni*.
- Reprezentujemy wrocznię - odpowiedziala cala czworka. Wyraz twarzy wszystkich stężał. - Tja... to jak ma na imię, cwaniaki? - burknęła kobieta z krótkimi włosami. - Visas - odparła Tirsha. - Diabli, juz to wiedzą - syknęłą czarnowłosa. Mężczyzna za Sharrą przełknął ślinę. - Trzeba dać znać wyroczni... Dewiacja wie wiecej niz sadzilismy - skrzywił się. Atmosfera stala się bardzo... nerwowa.
*skoro tylko dwoje z Was reprezentuje wyrocznie to kim sa pozostali?- -spytała. kim jest wyrocznia, czym jest dewiacjia i czego obie chca ode mnie?[/i]- wystrzeliła swoje pytania niczym z karabinu maszynowego. *obudz sie Sharra, ten sen przestał byc zabawny*- szpeneła do siebie w duchu.*Dewiacja to wrog. ta para przed toba to jej wyslannicy, odnalezli cie na szczescie tylko minute wczesniej niz moi wyslannicy, ktorych masz za plecami* powiedział głos wewnatrz głowy Sharry. *To katherine i Armanto. Idz z nimi. a ta dwojke pozostaw sobie. Jesli sługusy Dewiacji cie zlokalizowali to z pewnoscia juz zwolali posilki, ktore beda mialy za zadanei cie przechwycic lub unicestwic. Musisz sie spieszyc* ponaglil ja.
*co do cholery...*- wyrwało sie jej gdy usłyszała w głowie jakis głos. Reszta spojrzała na nia ze zdziwieniem. Złapała sie za głowe i wysłuchała co tajemniczy głos ma jej do powiedzenia. *JEzeli to sie dzieje naprawde,a tak nie moze byc, to chyba powinnam sie zgłosic na leczenie a nie do jakis wyroczni*- pomyślała i zacisneła rece ze zdenerwowania. *spokojnie, jezeli to jest rzeczywistosc to musisz sie opanowac i posłuchac tego głosu. Kogoś kto potrafi sie wedrzec do Twojej głowy nie mozna lekcewazyc*- jej racjonalizm wzial znow góre i powiedziała na głos- *chodzmy katherine i armanto, wydaje sie mi ze pora zapolowac*- poczula nagły przypły adrenaliny i usmiechnęła sie ironicznie do pozostałej dwojki.Para za jej plecami uspokoiła się. Potem zdarzenia potoczyły się lawinowo. Para przed Sharrą wyciagneła broń... i zostala powalona jakimś wybuchem, lub wstrząsem. Katherine uśmiechnęła się. - Broń palna... tylko na tyle was stać? - parsknełą i ruszyła przez tłum oszołomionych ludzi. Armanto odchrząknał. - WYbacz - powiedział i wziąwszy kobetę na rece pobiegł... w stronę małego pojazdu...o ile to biegiem można było nazwać. Pokonał 200 m w 9 sekund. Pojazd ruszył i para odetchnęła. - Wyrocznia sie z toba skontaktowała i podała nasze imiona? - zgadła Katherine.
Oszołomiona przebiegem wydarzeń Sharra odetchnela z ulga gdy znalezli sie w pojezdzie. *Owszem*- powiedziała- *chociaz szczerze mowiac tego ostatniego wydarzenia wolałabym uniknac, z drugiej strony jezeli tak ma wygladac nastepnych kilka dni to bedzie to miła odmiania*. Do Sharry wciaz nie docierała powaga sytuacji. miała wrazenie ze znalazła sie w jakiejs grze komputerowej, a wszystko dookoła jest po prostu dobra zabawa.
Armatno uśmiechnłą się. - No teraz sie troche zmieni. Musimy sprawdzić jaka moc w tobie drzemie, a potem.. potem trening. Jak skończymy trening to ruszymy tyłek, zrobić porządek z Dewiacją - wyszczerzył się. - Wyrocznai ci wszystko wyjasni - dodał. *Moc....?jaka moc? Jak mam jakaś moc to jest to chyba tylko tę, dzieki której permanentnie pakuje sie w dziwne sytuacje*- powiedziała. *tym ludziom sie chyba cos pomyliło*- - stwierdziła w myslach- zreszta...co ma byc to bedzie- Sharra czuła sie jak dziecko w przeddzien Bozego Narodzenia, zżerała ja ciekawosc.*ciekawe co to za moc, moze taka co maja ja klauni w cyrku, jakies kwiatki, albo gołebie*- zasmiała sie szyderczo w duchu. *jedzmy w takim razie*- powiedziała z glupim usmiechem na twarzy.Wkrótce dotarli pod pięćiogwiazdkowy hotel. Sharra nei zdązyłą przeczytać nazwy. - Oprowadzi cię instruktor. Ma na imię Sanchez. My wracamy na pokoje. trzeba wziać prysznic - powiedziała Katherine.
Sanchez podszedł natychnmmiast i sie przedstawił. Sharra przywitała sie z Sanchezem i kiedy ten wyjatkowo milczacy typ oprowadzil juz ja po hotelu dostała chwile na umycie sie i wskazowke jak trafic do sali treningowej kiedy juz doprowadzi sie do porzadku. Oszołomiona weszła do pokoju i mechanicznie skierowała sie do łazienki. Chciała jak najszybciej przekonac sie , jaka to niby moc w niej drzemie...Sanchez pokazął kobiecie jej pokój i teren hotelu,po czym skierowali sie do sali poniżej. Sharra otrzymała napój energetyzujacy i lżejsze ubrania do przebrania. Sanchez wprowadził ja do dziwnej niebieksiej kuli... w któej był cały mały świat... - Dobra... Teraz... masz w sobie moc śmieici... tak na to wychodzi. Spróbujemy z zaklęciami wskrzeszajaćymi czy niszczącymi?"- zapytał spokojnie, jakby dotyczyło to gustu kulinarnego kobiety.* hm...a jak sprobujemy?znaczy jak to sie probuje?w sensie z czym to sie je?*- Sharra wyszczerzyła zeby do Sancheza. Była ciekawa czy uda sie jej wyprowadzic go z równowagi. Spojrzała na niego zalotnie i zastanawiała sie gdzie ma szukac tych zaklec.- zamknij oczy i sie skup - odparl mezczyna. Moc jest wewnatrz ciebie, pokieruje nia lekko, a potem sama juz wpadneisz na trop... gotowa? [/i]- zpaytał. Jego mina świadczyąło powadze i koncentracji.. kontrastujac neico z minką Sharry.* Ależ juz sie skupiam...-O Panie- dodała w myslach. Ironicznie sie usmiechajac opusciła głowe, po drodze zdazyła wychwycic grozne spojrzenie swego nauczyciela. Zamkneła oczy i probowała szukac...po chwili parskneła smiechem. * nie oszukujmy sie, nie mam zadnej mocy, czy Wam sie na pewno cos nie pomyliło?[\i]*.W tym moemnie z opuszkó palców Shary syknłęay zielone płomienie..przerazona spojrzała na SAncheza, tym razem to on usmiechał sie ironicznie.Sanches uniósł brew. - Chcesz wiecej czy bedziesz płąkać? - zpaytał.*haha...bo sie usmiełam...nie zgrywaj twardziela , tylko lepiej mi to wytłumacz- powiedziała prawie szeptem.- Proste. Moc jest wewnatrz, ale jest blokowna przez twoja wolę i zahamowania. Trzeba sie ich pozbyc - stwierdizł spokojnei Sanchez.*proste tak?myslisz ze normalnie ludzie codzinnie szukaja w sobie jakis mocy i dziwnych zielonych płomieni?i czemu one sa zielone w ogole?*- spytała Sharra. Wobec niecierpliwego wyrazu twarzy Sacheza zreflektowała sie.* dobra, jak pozbyc sie tych zahamowan?*.- Zużywać mocy... pomogę ci zacząć - odparł spokojnei Sanchez. - Daj po prostu znać, ajk bedzisz gotowa na drugą próbę - sprobujmy w takim razie -powiedziała Sharra po chwili wahania. chyba dotarło do niej w koncu, ze to co sie dzieje, choc wykracza poza jej mozliwosci percepcji , dzieje sie naprawde.Próby trwały piećgodzin i sprowadziły sie do miotania małych ładunków zarazy. - Dobra, idz sie wymyć i dołącz do reszty, juz chyba sa w barze i gawędzą...- powiedział Sanchez. - Jutro rano druga tura. Zostaniesz obudzona - powiedział, po czym pożegnał sie. Sharra wyszła z sali wykonczona, do tego miała swiadomosc ze nie poszło jej najlepiej. Sanchez tez był zmeczony i ewidentnie bylo to po nim widac. Była zafascynowana i przerazona tym co sie stało w ciagu ostatnich 5 godzin. poszła wziac prysznic przebrała sie i wyszła z pokoju zeby spotkac pozostałych. Ciekawa była czy oni sa rownie zaskoczeni jak ona.
Jam samozwańcza jest muza Zetha
Jam ciemny jest wsród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal- jak gluchy dzwon północy-
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Jam ciemny jest wsród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal- jak gluchy dzwon północy-
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)