[Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ant »

Marcin Sito

"Skoro nie oddychamy, nie czujemy temperatur ani nie chorujemy to mu nic nie grozi. Co to może być? Ten dziwak nie połapie się jeżeli odejdę zobaczyć co tam się znajduje. Czemu czuję taki dziwny ból? "
Starał się wstać powoli i przyglądnąć co świeci gdzieś tam w oddali. To wszystko co widzi dookoła po za kanałami to pewnie efekt przemiany.
"To tylko iluzja, napewno iluzja."
Słaniał się powoli, trzęsąc, by zobaczyć co tam błyska.
"Czemu to tak cholernie świeci po oczach? O ile są to jeszcze oczy..."
Wlókł się niemiłosiernie by dojść do tego czegoś, za wszelką cenę.

Gdy przyszedł Antonij, jego gadanina jak zwykle wkurzyła Marcina.
- Sam jesteś śmierdziel. Nikt nie każe nikomu siedzieć w zatęchłych kanałach... No może po za tobą. -
Jakieś dziwne uczucie, jakby jego martwe ciało zaczęło się rozkładać, a jego dusza to czuła...
- Skoro czeka nas wielki dzień to przydałoby się przebrać z tych brudnych ciuchów. -
Panin przysunął wtedy słoik z cieczą... Marcin powąchał, co to może być... Pragnienie... Poczuł niesamowite pragnienie... Pragnął zawartości słoja. Pociągnął z niego tyle ile mógł... Jakaś dziwna ulga...
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: BlindKitty »

Młody Malkav wstaje, słaniając się na nogach. Jest słaby, zniszczony, jakby cały dzień coś robił.
Noga za nogą, wyciągając buty ze szlamu pokrywającego dno starego kanału, wlecze się w stronę błyszczącego... czegoś.
Zastanawia się.
Dlaczego ten kanał zdaje się wydłużać z każdym jego krokiem.
*Bo to miasto przeze mnie rządzone, synu.*
Jego własny umysł?
Telepatia?
Podnosi wzrok. Już ściana kończąca tunel? Przed chwilą był taki długi...
Ale tu nie ma nic błyszczącego.
Wraca na miejsce. Idąc dalej, mógłby się zgubić.
*Trafiłbym tutaj.*
Znów ten głos! Czym on jest?

Rozdział 1 - Kłopoty

Siedział otępiały, nie mając siły nawet wyciągnąć tego drugiego z gówna. W sensie dosłownym, bo o wyciągnięciu go z gówna metaorycznego nie miał nawet co marzyć.
Antonij podaje mu słój.
Słodki, słony, gorzki, ostry, kwaśny.
Nie, słowa nie mogą oddać smaku tego, co było tam zawarte. Ale było tam też coś jeszcze... W połowie słoja nagle usłyszał:
- Zostaw!
I... Nawet nie pomyślał o oporze. Jego wola została zdławiona, tak jak wcześniej przez jego Ojca, w parku, nad tymi kanałami.
Antonij wlał resztę cieczy w gardło nieprzytomnego wampira, wywlekłszy go pierwej na powierzechnię. Jakim cudem on sobie prawie nie wybrudził butów?
Marcin odetchnął. Głód nieco zelżał...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ant »

Antonij Panin & Marcin Sito

Marcin wstał i podszedł do Nosferatu
- Mówiłeś, że mamy ważną noc... O co chodzi? -
Antonij spojrzał się na wampira, a ten mógł spostrzec parę czerwonych ogników w miejscu gdzie normalnie są oczy.
- Dzisiaj poznacie najbardziej wpływową osobę w tym mieście. Jego reakcja zadecyduje o waszej dalszej egzystencji.-
-Chwila... Chyba coś o tym gdzieś czytałem. Książe? -
Nosferatu parsknął śmiechem. Założył ramię na ramię, i syknął wyzywająco do rozmówcy:
- Nie za skomplikowane słowo jak na łowcę? -
Prychnął teatralnie, oglądając się do tyłu.
- Tak. Jeśli łaskawie nie masz więcej pytań, sugeruję że wyruszymy już teraz. Mamy po drodze jeszcze parę spraw do załatwienia. -
Marcin usłyszał odgłos nawąchiwania. Krwiopijca po chwili ponownie się odezwał.
- No i musicie się umyć. Taki wymóg estetyki, mówili wam coś o tym w waszych zakonach? -
Oburzony Marcin skoczył Antonijowi do oczu
-Gdybyś nas tu nie ciągał to byśmy nie mieli takiego problemu. -
Wskazał na Piotrka
- A co z nim? -
Panin nie wzruszył się oburzeniem nowicjusza. Zamiast tego obrócił go momentalnie, wyciągając trupio blady palec i wskazując drugiego.
- To już twój problem. Ja nie lubię jak mnie ktoś spowalnia. -
Ostatnie zdanie było pierwszym zdaniem Antonija, z którym zgadzał się Łowca.
- A co jeżeli nie wstanie do czasu poznania Księcia? -
Wampir odwrócił się, gotowy do drogi.
- Udowodnij że się na coś przydasz, Malku. Możesz go ciągnąć ze sobą. - Wypowiedział, akcentując każde słowo.
Chłopak podniósł z resztek telefonu kartę sim, wrzucił ją do kieszeni płaszcza i podniósł ciało Piotrka.
- Tylko nie wiem czy dam radę go stąd wynieść. -
Ouzaru

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ouzaru »

Błazen

Obudziła się wcześnie, podekscytowanie zbudziło ją zaraz po zachodzie słońca i wizjonerka szybko poderwała się ze swego pluszowego łoża. Kilka mięciutkich, fioletowych Hefalumpów spadło na podłogę, a ona czule je podniosła, przeprosiła, ucałowała i ułożyła na powrót pod kołdrą. Kiedy upewniła się, że każda maskotka jest należycie przykryta i wygodnie leży na poduszce, zaczęła przechadzać się niespokojnie po pokoju przerzucając swoją garderobę. Każda koszula i para spodni wyglądała podobnie, były albo białe, albo czarne albo w jakieś dziwne wzroki łączące te dwa kolory obok siebie. Wiedziała, że to będzie dla niej wyjątkowa chwila i chciała też wyglądać wyjątkowo, inaczej. Nie namyślając się długo założyła cokolwiek i pobiegła do pokoju młodej Toreadorki. Kto jak kto, ale oni cieszyli się dobrym gustem i zapewne dziewczyna by coś doradziła, a w każdym razie Błazen miała taką nadzieję. Odczekała chwilę, aż usłyszała ruch za drzwiami i miała pewność, że wampirzyca już wstała. Dała jej jeszcze kilka chwil na ogarnięcie się i dobudzenie, po czym nieśmiało i cicho zapukała. Dziewczyna nawet nie starała się ukryć swego zdziwienia widząc gościa, przez kilka uderzeń martwego serca wpatrywała się w mlecznobiałe oczy, śnieżnobiałe włosy i białą twarz uśmiechniętej kobiety. Wiedziała, że Błazen nikogo nie odwiedza dla zwykłej przyjemności i chęci spędzenia jakoś miło czasu. Była młodym wampirem, ale tyle zdążyła się już nauczyć o mieszkańcach tego Elizjum.
- Proszę, wejdź - powiedziała w końcu i przepuściła wampirzycę z wyraźnym szacunkiem i jakby lekkim zdenerwowaniem. - Co cię... do mnie sprowadza... Błaźnie?
Słowa wypowiadała powoli i niepewnie, unikała spojrzenia rozmówczyni, jakby patrzenie na jej oblicze nie należało do najprzyjemniejszych zajęć na ten wieczór. Jednak była dobrze wychowana i starała się tego aż tak nie okazywać. Starsza wampirzyca korzystając z nieuwagi i zakłopotania Toreadorki szybko rozejrzała się po jej pokoju dokładnie zapisując w pamięci każdy nawet najmniejszy szczegół i znajdujące się tu rzeczy. Taka wiedza mogła się kiedyś przydać, mogła także okazać się zupełnie bezużyteczna. Nigdy nie wiadomo.
- Nie stresuj się tak Lila! - rzuciła radośnie i gdyby dziewczyna mogła się zarumienić, zapewne pokryłaby się szkarłatem aż po same uszy. - Dziś przybywają nowi i chciałam się odpowiednio przygotować na ich przyjęcie w grono Elizjum. Czy masz może jakąś ładną sukienkę?
Pytanie rozluźniło dziewczynę i na chwilę jej oczy aż zalśniły. Czy ona miała ładną sukienkę? Ona miała same ładne, ba! piękne sukienki! W dwóch szybkich krokach doskoczyła do szafy i zaczęła wyjmować długie eleganckie suknie wieczorowe, których miała niemal dwa tuziny. Błazen skrzywiła się lekko.
- One wszystkie są czarne, nie masz nic bardziej... kolorowego? - spytała i westchnęła, gdyby chciała coś czarnego, mogłaby skorzystać z własnej szafy.
Ku wielkiemu rozczarowaniu wampirzycy młoda dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową. Czarne loki zakryły na chwilę twarz ślicznej Toreadorki, lecz Błazen i tak dostrzegła cień jakby... strachu? Więc nie była szanowana, jedynie bano się jej tu, bo znajdowała się blisko Księcia?
- No cóż, nieważne, poszukam gdzieś indziej. Wybacz, że zmarnowałam twój cenny czas - powiedziała dość oschle na odchodnym i wyszła szybko z pokoju wampirzycy.
Myśli zaczęły jej wirować przed oczami. Z jednej strony intensywnie zastanawiała się, kto tutaj może mieć coś ładnego i kolorowego, z drugiej jednak nie dawało jej spokoju odkrycie dokonane kilka chwil wcześniej. Myślała, że jest lubianą osobą, ale chyba się myliła.
"Chociaż moje Lumpki mnie akceptują taką, jaką jestem i nie boją się, że gdyby powiedziały coś nie tak, to pójdę na skargę do Księcia. Zresztą, cóż za bzdury! Potrafię własne problemy rozwiązywać bez niego, jest wiele osób gotowych mi pomóc..." - rozmyślała i lekko uśmiechnęła się na myśl o całym batalionie pluszaków, które zalegały w jej pokoju.
Odkąd przyszła na służbę do Księcia, co roku dostawała kolejną maskotkę na 'rocznicę'. Przez ten cały czas nazbierało się ich od groma i ciut ciut, kolekcja zawierała jedne z pierwszych misiów i ostatnie zabawki Disney'a. Zwłaszcza ukochała sobie Hefalumpa i potajemnie dokupowała sobie co chwilę nowego i większego... Jej ostatnia zdobycz była tylko niewiele mniejsza od niej. Ze względu na brak miejsca, już trzy razy się przenosiła do większego pokoju.
"Hmm... w sumie w tym roku minie już sto lat, ciekawe, czy mój Pan podaruje mi coś wyjątkowego? Ach tak! Brujah!" - pomyślała i walnęła się otwartą dłonią w czoło.
Natychmiast zawróciła w korytarzu i podreptała szybko do pokoju innej wampirzycy, którą przecież ostatnio, jakieś dziesięć lat temu, widziała w jakiejś ładnej, czerwonej kiecce. Na szczęście kobieta była tylko trochę wyższa od Błazna i przy odrobinie szczęścia...
Głośne pukanie rozległo się na korytarzu, chwilę później Brujah otworzyła drzwi. Widok Białego Proroka, jak jej ojciec zwykł nazywać Błazna, zdziwił wampirzycę. Spotkały się tylko raz, kiedy to Kamila została przedstawiona Księciu, ale zapadły sobie dość mocno w pamięć. Zresztą... białolica zapamiętywała każdego, kogo spotkała na swej drodze, a że to nie było dawno, doskonale pamiętała każdy szczegół. Zwłaszcza sukienkę, którą wtedy Brujah na sobie miała...
- Witaj Kamilo! - zawołała uśmiechając się, co wywołało lekki uśmiech na twarzy wampirzycy. - Ja po suchy chleb... dla konia...
Kamila parsknęła śmiechem i wpuściła Błazna do pokoju. Szybkie oględziny podpowiedziały, że i tak woli swój kąt. Toreadorka była słodka, niemal różowa, z kolei Brujah bardzo praktyczna i surowa jak krwiste mięso. Pokój cukiernika i rzeźnika nie przypadły Błaznowi do gustu, przestała się więc rozglądać po kolekcji broni i skoncentrowała się na Kamili.
- Może ja od razu przejdę do rzeczy? - zapytała i widząc szybkie skinięcie głową zapytała: - Masz jeszcze może tę sukienkę, którą miałaś tej swojej pierwszej nocy w Elizjum? Kiedy ojciec przedstawiał cię Księciu... - znów skinięcie głową - Och, bo widzisz... Dziś się pojawi dwóch młodych i jednym mam się zajmować i tak sobie tylko pomyślałam, że może najwyższy czas ładnie wyglądać i gdybyś zechciała mi pożyczyć swoją sukienkę, bo ja nie mam nic ładnego, a Lila ma tylko czarne ubrania, a wiesz, ja nigdy nie miałam na sobie czegoś kolorowego i chyba to byłby dobry pomysł, nie?
Zakończyła mrugając słodko oczami i wachlując rzęsami. Brujah spodziewała się, że Błazen będzie nieco chaotyczna w rozmowie, więc długi i niepotrzebny wywód jej nie zdziwił. Skinęła głową po raz trzeci i sięgnęła do skrzyni stojącej niedaleko łóżka. Wyjęła z niej średniej wielkości pudełko i podarowała wampirzycy.
- Proszę, powinna dobrze leżeć. Może być nieco za długa, załóż buty na obcasie - doradziła i widząc zakłopotanie na twarzy wampirzycy podała jej jeszcze dopasowane buty. - Miłego wieczoru i życzę... powodzenia. Pewnie się pojawię zobaczyć, jak wyglądasz.
Ostatnie stwierdzenie i sam fakt, jak miła była dla niej Kamila sprawił, że Błazen zaczęła się rozklejać. Łzy napłynęły jej do oczu, mocno uściskała wampirzycę i zobaczyła coś. Ojciec Brujah zawsze się wypowiadał dobrze i pozytywnie o Błaźnie, teraz także sama dziewczyna miała o niej dobre zdanie i z przyjemnością jej pomogła. Nie powiedziała nic, nie zdradziła się, pobiegła do siebie.
Była zadowolona, że udało jej się to wszystko tak szybko załatwić. I miała dużo szczęścia z tą Brujah. Odkąd poprzedni Książę, Ventrue, odszedł, razem z nim poszli wszyscy członkowie jego klanu, a za Harpie robiły ghule aktualnego Księcia, które (w opinii Błazna) nie miały dobrego gustu. Weszła do swojego pokoju, jeden rzut oka upewnił ją, że nikt tu nie był i nic nie ruszał. Lumpki także były grzeczne, za co je pochwaliła.
Szybko rozebrała się i zaczęła pieczołowicie zakładać na siebie nowe ubrania. Czerwona suknia, nawet po ubraniu szpilek, była bardzo długa i z tyłu ciągnęła się kilka dobrych centymetrów. Błazen uznała jednak, że wygląda to nieźle. Czuła się niczym panna młoda i to porównanie także się jej spodobało. W końcu miała kogoś ze sobą związać, czyż nie? Spod poduszki wyjęła szkatułę i po chwili komplet rodowej biżuterii leżał już koło maskotek. Założyła jeszcze długie jedwabne, oczywiście czarne, rękawiczki, upięła włosy do góry w ładny, prosty i skromny kok. Złota brosza z ametystowym ostem - narodowym symbolem Szkocji - spoczęła blisko serca kobiety, pierścień z godłem jej Rodziny spoczął na palcu lewej dłoni. Usiadła czekając, wiedziała, że o przybyciu nowych dowie się wcześniej. Kilka kosmyków opadło jej na czoło i kark, odgarnęła je tylko niezdarnie i poczęła machać nogą zniecierpliwiona.
Mały Lumpek przyglądał się jej cały czas zaciekawiony swymi małymi, czarnymi oczkami.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: BlindKitty »

Marcin złapał za ręce wciąż nieprzytomnego Piotrka i wyciągnąwszy go na betonowy chodniczek w kanale, zaczął go wlec za Antonijem. Kiedy ktoś prowadził, kanały wydawały się o wiele normalniejsze... No, może tylko nie do końca równe. Tak jakby ktoś budował je nie do końca trzeźwy i bez użycia poziomicy.
Młody wampir potrząsnął głową. Czy to moja wyobraźnia? To przecież niemożliwe, żeby ten kanał tak się krzywił...
*A właśnie że możliwe.*
Znów ten głos! Skąd on dochodzi?

Stary wampir prowadził krętymi ścieżkami, wciąż tak samo czysty jak na początku. Marcin, po tym jak trzeci raz o mało nie wpadł do kanału, nagle oparł się o ścianę.
- Nie dam rady dalej go ciągnąć, nie jestem w stanie. Pomóż mi. - powiedział otępiałym głosem.
Wzrok Antonija przebiegł po nim przez moment, po czym wampir bez słowa sięgnął po Piotrka, złapał go za rękę i pociągnął dalej w stronę Elizjum. Marcin oczywiście zgubił się już dawno, nie miał pojęcia nie tylko jak daleko już doszli, ani nawet w którą stronę ruszyli. Nie miałby pojęcia nawet gdyby te kanały były proste... A wciąż się krzywiły.
Nawet Antonij to spostrzegał. Ktoś miał wpływ na to miasto, i je wykręcał. A on wiedział kto.

W pewnym momencie nagle zatrzymał się i powiedział do młodego:
- Zamknij oczy.
Ten znów nawet nie pomyślał o oporze. Jego krokami sterował teraz Antonij.
- Dwa kroki w przód. Dziewięćdziesiąt stopni w lewo. Cztery kroki w przód. Dwa w lewo, bez obrotu. Sto osiemdziesiąt stopni. Jeden krok. Dziewięćdziesiąt w prawo. Możesz otworzyć oczy.
Sam szedł za nim krok w krok. A gdy neonata otworzył oczy, ujrzał... Długi, betonowy korytarz, oświetlony gołymi żarówkami dwudziestkami. I to rzadko rozwieszonymi. Ale teraz widział doskonale, równie dobrze jak kiedyś w dzień... Nie, lepiej. Mimo że znów głód zaczynał przyćmiewać jego percepcję.
- Oto Elizjum. W prawo masz szatnię, będziesz musiał tam pójść, wziąć prysznic, umyć swojego nowego kumpla i poprosić Iwana, żeby dał wam ciuchy. Chyba że akurat dyżur będzie miał Jan, wtedy Jana. Ubierzesz siebie i jego w coś co dostaniesz, a potem wyleziesz, a ja cię zobaczę i pójdziemy do Księcia.

Nie minęła minuta, a neonaci nie zdjęli nawet brudnych ciuchów, a już Błazen usłyszała szepty, że przybyli...

Antonij zdjął kaptur. Nie odezwał się słowem do żółtodziobów. Są dorośli - cóż, byli - więc mogą podejmować własne decyzje. Poza tym dawno tu nie był. Tyle wspomnień, tyle ciekawych konwersacji tu się odbyło. Zwłaszcza wspominał swoje późniejsze wizyty, kiedy wreszcie udało mu się dotrzec do szalonej kobiety, lokalnej "wyroczni". Dziwne że pamięta akurat te całonocne debaty, a całkowicie zapomniał swojej pierwszej wizyty, kiedy jego stwórca przedstawił go Księciu.

"A cholera, co mi tam."

Mimo że etykieta mówiła inaczej - nie licząc faktu że Nosferatu miał ją gdzieś - postanowił wbić się na salę audiencyjną. Zawsze lubił sposób w jaki lokalni Spokrewnieni na niego patrzyli... Sprawiało mu to chorą satysfakcję.

- Witam was dziadki, tęskniliście!? - Krzyknął głośno, rozkładając ręce w serdecznym geście.

Na tronie zasiadał Arcyksiąże. Elegancki, w garniturze. I z berłem w dłoni. Po jego prawicy stał Wiceksiąże, nieodparcie przypominający Onufrego Zagłobę... Tak jakby kiedyś to on był inspiracją do powstania tej postaci. Nikt nie wiedział czy tak było naprawdę, bo nikt nie zdołał Sienkiewicza o to zapytać. Po lewej stronie, zostawiając miejsce na jeszcze jedną postać, stał Szeryf. Wysoki, o blond włosach i błękitnych oczach... I aparycji typowego SS-manna. Po jego lewej stronie stała z kolei dwójka Archontów, Murzyn i Arabka o wyraźnie pociemniałej przez lata cerze. Po prawej stronie, pod ścianą, stali widzowie. Starszy, dysyngowany pan we fraku i z laseczką, a przy nim śliczna nastolatka o czarnych włosach, teraz skręconych w loki. Dalej dwóch ghuli Arcyksięcia, Iwan i Jan, z tacami przykrytymi srebrnymi pokrywkami. I wreszcie dwójka Brujah, jeden potężny, a wręcz olbrzymi, grubo ponad dwa metry wzrostu i sto pięćdziesiąst kilo masy; i niska, chuda Brujah o szybkich, nerwowych ruchach, w fioletowej sukience.
Arcyksiąże spojrzał na wchodzącego Antonija i uśmiechnął się lekko.
- Witaj, wnusiu.
Antonij szedł dumnie do przodu, czując na sobie wzrok zgromadzonych. Nie spoglądał się na nich... O nie, żeby mieli twarz którą mogliby zapamiętać?
- Witam ja i ciebie, mój Książe. - Panin ukłonił się nisko, przesadnie. - Przyprowadziłem dwójkę nowicjuszy, którzy ocaleli z potyczki w parku.

Wciąż się uśmiechał, choć starał się dostrzec Błazna. Musiała mu wytłumaczyć wiele rzeczy. I lepiej jeśli to zrobi szybko.

Marcin z niechęcią zaciągnął Piotrka do szatni, szukał tam Iwana, tudzież Jana.
- Jestem Marcin, a ten leżący jest ze mną. Jesteśmy świeżo przemienieni. Przywlókł nas tu Antonij. To przez to tak od nas śmierdzi. Mamy spotkać się z Księciem., a właściwie go poznać. Jakbyś mógł, to przynieś nam jakieś dobre garnitury. Panin mówił byś go przygotował na spotkanie. Miejmy nadzieje, że do tego czasu się obudzi.
Potem poszedł pod prysznic
"W końcu..."
Umył się dokładnie, by nie było od niego czuć zapachu kanału.
Jak skończył, ubrał się w to co przyniósł Iwan i czekał na Antonija.
Iwan po chwili przyniósł na rękach nadal nieprzytomnego, ale czystego i przebranego Piotrka.
- Widziałem go jak wchodził na salę. Pewnie powinniście się już tam udać. Prosto tym korytarzem, na końcu drzwi w prawo. Na pewno poznacie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ouzaru »

Błazen i Antonij Panin

Szukał jej, wiedział, że może gdzieś być w tej sali. Na chwilę schowała się zupełnie za tronem, ale... coś jednak zwyciężyło. Pragnęła się z nim zobaczyć i porozmawiać. To było dziwne, bardzo dziwne uczucie, ale ona już tak miała ze swoimi 'wybrankami' i 'ulubieńcami'. Poprawiła włosy, choć wiedziała, że on i tak nie zwróci na to uwagi i podciągnęła rękawiczki, które systematycznie się zsuwały po jej szczupłych, chłodnych ramionach.
Korzystając z okazji, że odwrócił głowę w drugą stronę, schowała się w cieniu i podeszła do Nosferatu. Lekko dygnęła przed nim i uśmiechnęła się, gdy już ją dostrzegł. Kątem oka zauważyła, że wiele osób w sali się zdziwiło na jej widok. Czyli dobrze się schowała, ech, szkoda, że musiała się teraz ujawnić. Będzie musiała popracować nad cierpliwością!
- Widzę, że poszło wręcz wspaniale - powiedziała podekscytowana.
Wampir wyszczerzył do niej żółte, krzywe kły. Niewielu mogło znieść taki uśmiech.
- Dokładnie... Wspaniale - odrzekł akcentując każde słowo.
Odchrząknął posyłając Księciu krótkie spojrzenie, po czym ponownie się odezwał.
- A jak się miewa tutejsza Wyrocznia? Po ostatniej części Matrixa musisz mieć niewiele do roboty - odrzekł żartobliwie puszczając do niej oko.
- Ja... trochę się nudzę - powiedziała biorąc go pod ramię i odchodząc kawałek. - Ale w końcu coś zaczyna się dziać i działa to na mnie jak świeża krew.
Zatrzymała się i spojrzała zadzierając głowę do góry. Posłała mu miły, niemal mangowy uśmiech, naprawdę go lubiła.
- Ale, opowiadaj. Ten Marcin, to straszny idiota, ale drugi?
Antonij parsknął śmiechem.
- A więc już wiesz? - uśmiechnął się czując jak spojrzenia zgromadzonych wampirów pożerają go na surowo.
Robiąc poważną minę począł po chwili mówić tonem znawcy:
- Nie miałem wielkiej sposobności poznać drugiego osobnika. Nie jest bardzo rozmowny, a orzeźwiająca woda z kanałów zdawała się nie działać na niego najlepiej. Mówiąc profesjonalnym językiem, zaczyna przypominać śniętą rybę.
Nagle przystanął spoglądając się Błazen w oczy z wielkim wzruszeniem, jakby miał za chwilę się rozpłakać.
- Obawiam się że on nie żyje, mon cheri.
Teraz to ona wybuchnęła śmiechem i szybko zakryła oburącz usta tłumiąc to do cichego chichotu.
- Doktorze, myślisz, że z tego wyjdzie? - zapytała równie poważnym tonem i łamiącym się głosem.
Jak ona lubiła wizyty Panina! Był (o dziwo) o wiele żywszy i zabawniejszy niż reszta Elizjum, która przecież składała się w większości z Malkavów.
- Brakowało mi ciebie - powiedziała cicho. - Musisz mnie częściej odwiedzać, bo już normalnie idzie zwariować od tych świrów tutaj... - puściła do niego oczko i wyszczerzyła ząbki w radosnym uśmiechu.
Nigdy nie uważała się za jedną z nich, jej Rodzina spokrewniała tylko wybranych geniuszy, a nie byle napotkanego wariata. Była oczywiście czymś więcej, choć lubiła tworzyć sobie jakieś dziwne przyzwyczajenia, by bardziej nadawać się do roli... świra. Tak, to było po prostu zabawne.
Nosferatu uśmiechnął się, muskając wewnętrzną częścią dłoni jej policzek. Była jak porcelanowa figurka. Co chwila spoglądał się na nią, jakby chciał spytać czy to nie boli.
Cofnął rękę, ale nie spuszczał wzroku.
- Mam dla ciebie prezent. Pośrednio, ale to zawsze coś. Chcesz usłyszeć więcej?
- Prezent? - zapytała mrucząc niczym kociak. - Wypowiedziałeś magiczne słowo i masz moją pełną uwagę. Mów, skarbie...
Potarła swój policzek i zamyśliła się.
Przybliżył się do niej szepcząc wprost do uszka. Cóż, gdyby jeszcze żyła pewnie zemdlałaby od smrodu kanałów, ale wampir nie dbał o to. Wciąż miał kilka przyzwyczajeń z jego dni w teatrze, a one były o wiele bardziej wyraźniejsze niż potrzeba zażywania kąpieli. Poza tym przywykł już, że jeśli chodziło o jego osobę, to jej nic nie przeszkadzało. Postrzegała świat i innych w sposób, który pomału udało mu się rozpracować. Myśli i zachowania, tym były dla niej wampiry, nie odbierała ich żadnymi zmysłami, więc jedynie ich osobowości mogła nie lubić.
- Mam informację, która zapewni nam bardzo ciekawą kolację. Nie mówię tu o potrawach, bo widać kucharz ma dziwaczny gust.
Spojrzał się na nią będąc pewnym, że nikt nie podsłuchuje.
- Mam informację, która zaserwuje ci tyłek Icka na srebrnej tacy jeszcze tej nocy.
- Mów dalej, choć... wiem do czego zmierzasz - posłała mu to swoje wymowne spojrzenie, bardzo dobrze je znał. - Widziałam co się działo twoimi oczyma, ale fakt, będę potrzebować twojej pomocy. Zresztą, chyba nie tylko ja mam ochotę zatopić kły w tym smakowitym i jakże niehigienicznym kąsku? - zapytała unosząc lekko brew.
- Och, nie tylko ty. Zamierzam odgryźć porządny kawałek półdupka, odpowiednio dosolony.
Uśmiechnął się raz jeszcze oglądając na zniecierpliwionego Księcia.
- Ale nie przystoi tak szeptać w towarzystwie Wyrocznio! Niedługo przybędą nasi dwaj myśliwi, więc szykujmy się by ich przywitać!
Kiwnęła głową i stając na palcach ucałowała go w policzek. Przejechała dłonią od jego ramienia aż do czubków palców, ujęła dłoń Nosferatu w swoją i przekrzywiła lekko głowę robiąc minkę godną cielaczka.
- Musisz mnie częściej odwiedzać, obiecaj - poprosiła. - Och i zostań do jutra, proszę.
Miała ogromną ochotę przypomnieć sobie stare dobre czasy i znów przegadać cały wolny czas poświęcając uwagę jakimś pierdołom. Ba, była nawet gotowa posprzątać i zabrać gdzieś swoje maskotki, by nie drażnić wampira ich obecnością.
- No... pochowam Hefalumpy, nie zobaczysz nawet pół fioletowego pluszowego uszka w moim pokoju... - nalegała i spojrzała na Księcia, jakby odbierając jego zaciekawione spojrzenie. Niechętnie puściła rękę wampira.
- Zastanów się - rzuciła i odeszła od niego idąc niczym prawdziwa dama. Jakże te szpilki do niej nie pasowały! Lepiej wyglądała w stroju z dzwoneczkami i wywijając fikołki. Cóż, młodzi się jutro zdziwią, gdy przyjdzie im spotkać ją jeszcze raz. Póki co jednak znów się skryła i czekała odpowiedniej chwili. Nieco żałowała, że nie wytrzymała do ich pojawienia się i straciła ładne wejście, ale... Miała słabość do tego Nosferatu.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: BlindKitty »

Arcyksiąże otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Popatrzył po zebranych, spojrzał na chowającą się Błazna, przytrzymał wzrok na Antoniju. Rzucił okiem na Vaclava, który wyglądał na strasznie niepocieszonego, co było widokiem prawdziwie komicznym; wyraz mordki skrzywdzonego pisaka na górze mięcha ważącej tyle co dwóch ludzi i Błazen na dodatek.

Westchnął i kiwnął dłonią na Antonija, by ten wprowadził młodych. Psychopatyczny Arcyksiąże czuł się niekiedy jak ostatni normalny wśród tej bandy świrów, którym Malkav, jak się zdaje, nie poskąpił swoich darów. Rozejrzał się i warknął ostro, a Vaclav, który starał się dojrzeć Błazna za tronem, natychmiast stanął z powrotem na baczność. Nikt nie był nieporządny w obecności Księcia... Prawie nikt.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Seth »

Antonij Panin

Wampir usłuchał się rozkazu. Zachowując kamienną twarz (lekko eksponując potworne kły) skierował się do drzwi. Nie dbając o to czy jego zachowanie zaszokuje lokalnych Spokrewnionych po prostu wyszedł, posyłając Księciu jedynie serdeczny uśmiech. Tylko jemu. Błazen może poczekać na swoją kolej.

Gdy szedł korytarzem pogwizdywał wesoło, dbając by wszyscy ciekawscy mogli go zobaczyć. Pierwszy raz zachowywał się w ten sposób – ale z drugiej strony, lubił wszystkie fałszywe plotki krążące na jego temat. Podążając drogą dezinformacji mógł wiele zdziałać. A opinia bezczelnego, nieostrożnego i nieprzychylnego starszym mogła mu narobić nowych wrogów. To z kolei, dążyłoby do bezkarnej ich eliminacji, dając Nosferatu wiele okazji do podniesienia swojego statusu.

Ale spiski odłóżmy na później, teraz skoncentrujmy się na ceremonii.

„Szoł mast goł on” – Pomyślał Antonij, uśmiechając się pod nosem.

Nowicjuszy spotkał na korytarzu. Nie przestawał się uśmiechać.

- Poprawcie kołnierze. Zaraz wejdziemy do leża bestii. – Zaczął mówić wesołym tonem.

Widząc wciąż pogrążonego w letargu żółtodzioba, pacnął się w czoło.

- Zamierzasz bawić się w lalkarza? Jeśli tak, to bez sznurków się nie powiedzie!

Panin zaśmiał się, podchodząc do śniętej ryby. Pogłaskał go czule po czole, po czym z całej siły uderzył otwartą dłonią w policzek. Niestety, zwyczajne metody nie działają. Przedstawienie bezwładnego Kainity może być uznane za obrazę przez Starszych. Z drugiej strony – Malkavianie mogą uznać to za gustowny żart.

Cóż, umiera się tylko dwa razy.

Antonij teatralnie westchnął, po czym podniósł nowicjusza z podłogi i zarzucił na plecy niczym worek kartofli. W tym przypadku, worek kości i mięsa. I krwi.

Gdy szli korytarzem, z każdym krokiem zbliżając się ku wielkiemu wydarzeniu, Antonij nie szczędził młodemu wyjaśnień.

- Pamiętaj, musisz zachować spokój. Nie rozglądaj się wokół, to nietaktowne. I gdy mówisz, patrz się rozmówcy w oczy – ale tak żeby nie odebrał tego jako groźby!

Gdy podeszli do drzwi wampir położył dłoń na klamce, lecz się zatrzymał.

- Jesteś tu żeby się przedstawić, oddać wyrazy szacunku i udać się z powrotem do swojej krypty. Lecz jeśli Książę albo inny Starszy będzie wymagał *dowodu* lojalności, nie odmawiaj.

Nacisnął klamkę, lecz jeszcze raz się wstrzymał.

- I nie okazuj słabości. To najgorszy, śmiertelny błąd.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ant »

Marcin Sito. Były łowca wampirów. Teraz jeden z nich

Chłopak stresował się przed poznaniem Księcia. Czekał na Antonija. Czas się dłużył. W końcu przyszedł. Pierwszy raz widział go w dobrym świetle i takiej postaci. Wystraszył się go, ale po chwili strach zniknął i zostało tylko spotkanie z Księciem.
Antonij prowadził go korytarzem. Im bardziej zbliżali się do drzwi tym bardziej znikał strach. Nosferatu mówił mu co ma robić, a co nie. Jego słowa kołatały się po głowie.
"To szaleństwo. Często mówili mi, że jestem szalony wierząc w wampiry, a teraz... Poznam kilku na raz. Napewno zrobię coś nie tak."
Antonij nacisnął klamkę. Nie ma już odwrotu.
- Dzięki. Trzymaj kciuki, bym stąd wyszedł. - powiedział z szaleńczym uśmiechem na twarzy
"Ten facet jest zbyt poważny."
- Nie stójmy tutaj. Nudno jest. -
Popchnął drzwi, które otworzył Panin. Przeszedł przez nie triumfalnie.
- Witam państwa! Witaj Wielki Książę. -
Ukłonił się wszystkim. Popatrzył na twarze zgromadzonych. Może był wśród nich ten, który go przemienił.
- Jestem Marcin Sito. Jak zapewne wiecie zostałem wczoraj przemieniony. Do wczoraj byłem tym, który na was polował. Dziś jestem jednym z was. - Szedł przez salę, patrząc na Księcia.
- A więc mój Książę! Jako nowo przemieniony... - ukląkł na kolanie, pochylił głowę.
- ... Przyrzekam Ci służyć mym martwym i marnym żywotem, póki mogę. - mówił głośno, by każdy mógł go usłyszeć.
Podniósł głowę. Patrzył Księciu w oczy.
- Wybacz moją nietaktowność, ale nie wiem kiedy byłaby inna okazja na to. Pragnę byś pozwolił mi zabić mojego stwórcę. - powiedział bez ogródek
"To chyba już nie żyję. Tym razem na zawsze."
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: BlindKitty »

Cała sala zamarła w oczekiwaniu. Wszystkie oczy zwróciły się Arcyksięcia... Ale tylko oczy. Żadna głowa nie obróciła się nawet o milimetr. Nawet Antonij stanął wyprężony na baczność tuż przy drzwiach, nadal z drugim neonatą na plecach.
A sam Izydor...
Wybuchnął śmiechem.
- Z całą pewnością wdałeś się w ojca, Marcinie. Jesteś szalony jak Malk i bezczelny jak Brujah. Nie powiem, żebym nie lubił takiego zachowania... Ale z całą pewnością nie należy go chwalić, a nawet wręcz przeciwnie, ganić. Vaclav, czy mógłbym prosić cię w związku z tym o pomoc? - wielki Brujah kiwną głową i wyszedł z szeregu. Idąc idealnie prosto. Nawet jeśli korytarz mógł się krzywić w obecności Księcia, nikt nigdy nie szedł nim krzywo... No chyba że Błazen. Jednocześnie z precyzyjnym marszem Vaclava, Szeryf przyniósł krzesło, na którym spoczywał mocny, gruby, skórzany pas. Spotkali sie tuż koło neonaty.
Brujah usiadł na krześle, jednym ruchem potężnej łapy poderwał Marcina w powietrze i przerzucił przez kolano, po czym z rozmachem wymierzył cios pasem w tyłek. I jeszcze jeden. A potem trzeci.
Książe patrzył na to niewzruszony, aż Vaclav skończył, postawił młodego z powrotem na ziemi i wstał, ukłonił się Księciu po czym wrócił na swoje miejsce.
- Sądzimy wszelako wszyscy, że skoro ty się nam przedstawiłeś, również i tobie należą się słowa o tym, kim my jesteśmy. Ja nazywam się Izydor, i jestem Arcyksięciem Panslawii Zachodniej. Możesz zwracać się do mnie per Książe bądź per Arcyksiąże. Ten tutaj to Wiceksiąże, Andrzej. Jego tytułem jest per Wiceksiąże, bądź per Książe, jeśli mnie nie ma w pobliżu. I tyle musisz wiedzieć. Jeśli chodzi o twoją prośbę, pozwolenia oczywiście nie dostajesz. Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej na ten temat, musisz zaczekać, aż o naszych prawach opowie ci Antonij. Bo opowie. - wzrok Arcyksięcia powędrował ku Nosferatu stojącemu z tyłu, który natychmiast się ukłonił. Gdy dochodziło do oficjalnych spotkań, każdy w obecności Księcia zachowywał się oficjalnie. - Możesz odejść, Marcinie. Ukłon, trzy kroki tyłem, ponowny ukłon, odwracasz się i odchodzisz, po czym stajesz w rzędzie koło Vaclava i Kamili. Tyle jeśli chodzi o etykietę. I radzę ci jej przestrzegać. Niektórym jej omijanie uchodzi na sucho, ale wątpię, żebyś miał się do nich zaliczać. Ty zaś, Antoniju, widzę że masz drugiego, który był w parku. Podejdź z nim tutaj. Chcemy go obejrzeć... My i nasz Błazen, prawda? Oficjalne przedstawienie nastąpi, oczywiście, dopiero wtedy gdy wyrwie się ze śpiączki, ale na razie chcemy, by nasz wzrok spoczął na nim.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Seth »

Antonij Panin

Chwycił mocniej żółtodzioba. Uśmiechnął się pod nosem, spodziewając się jakiejś misternej sekcji zwłok. Nie lubił Malków, fakt, ale nie mógł powiedzieć że nie podobały mu się ich metody. Gdyby strząsnąć z nich to całe gówno, może by byli z nich wartościowi kompanami. Póki co wolał postępować zgodnie z radą jednego Diabła, który kiedyś zatrzymał się na czas podróży we Wrocławiu.

„Malkavianie mają wgląd do wizji, jakich nie zapewni ci najlepsze opium. Jeśli kiedykolwiek któryś wejdzie ci w drogę, pokonaj go, a gdy to zrobisz – zrób sobie z jego czaszki kielich, i spijaj powoli vitae z mózgu. Obrazy które zobaczysz będą bardziej niż prorocze.”

Sposób w jaki to mówił wskazywał że już nie raz tą metodę stosował. Ale póki co, nie-życie nauczyło go przymykać oko na ekscesy Lunatyków.

A widząc co wyprawia synalek Icka, wywnioskował że nie-życie ma dla niego jeszcze wiele lekcji.

Lekcja pierwsza, nie miej lokalnego cezara za głupca. Nie błaznuj, tacy jak on nie mają poczucia humoru. Cóż, nie dla obcych.

Antonij ruszył przed siebie wyprostowany, stawiając swoje kroki rozważnie i spokojnie. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Irytowało go to… Ceną za nieśmiertelność była także niechęć do sceny teatru. Za dużo par oczu.

Lekcja druga, nie jesteś akwizytorem, ani tym bardziej gwiazdą. Zanim zaczniesz się każdemu kłaniać i wkraczać do domeny wampira niczym bohater, musisz sobie na to zasłużyć. Z drugiej strony, większość zasłużonych omija takie miejsca.

Zmarznięte zwłoki lądują na podłodze. Niezbyt delikatnie, ale ta mrożonka nie zasłużyła sobie na lepsze traktowanie. Panin spogląda się na Księcia, kłaniając się pokornie.

- Nakarmiłem go szczurzą krwią żeby nie wysechł za bardzo, mości Arcyksiążę. – Powiedział chłodnym tonem wampir.

Odszedł trzy kroki do tyłu, ukłonił się i odwrócił. Odszedł w kierunku drzwi, nie mając ochoty zostawać tu ani sekundy dłużej. Nikt nie zauważył jak Nosferatu wymknął się z pomieszczenia, opierając o ścianę przeciwległą do drzwi. Pogrzebał chwilę w kieszeni, wydobywając z niej paczkę fajek i zapalniczkę. Podpalił, zaciągnął się.

Lekcja trzecia, ucz się na błędach innych.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ouzaru »

Błazen

Gdy ciało chłopaka z łoskotem poduszki pełnej pierza uderzyło o posadzkę, Błazen wyłoniła się zza tronu jakby nigdy nic. Od razu każdy mógł ją na powrót ujrzeć w całej okazałości. Czerwona sukienka lekko sunęła się za nią po ziemi, a szpilki stukały w taki sposób, że żywych zapewne przeszedłby dreszcz. Ujęła lekko głowę nieprzytomnego i obadała jego twarz zimną dłonią. Jej mina nic nie wyrażała, była jak maska wykuta z kamienia.
- Oh, my Prince! My lovely Lord! He's so... - zaczęła z dziwnym akcentem i przyciszyła głos do ledwo słyszalnego szeptu - ...fuckin' pathetic... - dokończyła mówiąc sama do siebie tym razem zabarwiając słowa typowo amerykańskim akcentem.
Teatralnie westchnęła i przewróciła oczyma dźwigając go z podłogi z taką łatwością, jakby ten nic nie ważył. Mogło to wyglądać dziwnie, wszak ona sama była drobna i wątła, jakby ją rodzice za młodu nie karmili. Nikt też jeszcze nie widział, by dysponowała taką niepasującą do jej postury siłą, jednak wampiry były zawsze pełne niespodzianek. Zwłaszcza Malki. Zaniosła go i posadziła na krześle, co ciekawe, tym razem jej obcasy w ogóle nie wydawały żadnego dźwięku. Och, jak ona lubiła się tak bawić!
Spojrzała się na swego Pana, ten kiwnął głową i dał jej znać ręką, by zaczynała.
- Czemu mój zawsze musi być popsuty? - spytała samą siebie unosząc wampirowi głowę.
Chwilę później pojawił się jeden z ghuli, Jan, na tacy niósł trzy czarne kieliszki. Błazen skinęła na niego dłonią i ten w kilku szybkich, wprawnych ruchach pomógł jej napoić młodego jej własną krwią. Była ciemna i gęsta, jakby kilkuwiekowa. Przez chwilę Błazen zastanawiała się, jak wiele osób w Elizjum zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo stara już jest. Gdy ostatnie gęste krople zniknęły w gardle młodego, sługa zabrał kieliszki, tacę i odszedł spokojnym, dystyngowanym krokiem.
- Mój Książę... - powiedziała nienaganną polszczyzną kłaniając się nisko, jak nakazywała etykieta.
Zastygła w takiej pozie, jakby była zwykłą kukiełką i czekała. Pozwoliła, by ten drugi młodzik mógł się jej przyjrzeć. Mlecznobiałe tęczówki, jak u niewidomych. Biała jak śnieg skóra i włosy w takim samym kolorze. Do tego niska i szczupła, niczym dziecko. W jakiś dziwny sposób wzbudzała niepokój...
"Ciekawe, gdzie się Przystojniak zmył?" - zastanawiała się nad tą i setką innych rzeczy.
Atendi
Pomywacz
Posty: 63
Rejestracja: poniedziałek, 22 stycznia 2007, 22:25

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Atendi »

Piotr Lemański

Pierwsze co poczuł to ciepło. Ciepło rozlewające się po całym ciele. Gęste ciepło. Gęste i słodkie ciepło. Po chwili poczuł, że jego narządy zaczynają pracować. Chciał ruszyć ręką, lecz jeszcze był za słaby. Otworzył więc powieki. Zamknął je po chwili.-To światło jest zbyt oślepiające - pomyślał.Ponownie zaczął otwierać powieki. Tym razem dużo wolniej. Jego oczy powoli zaczynały przyzwyczajać się do światła. Spróbował znów ruszyć ręką.-Udało się podnieść dwa palce, to juz coś - zmuszał tym samym mózg do większej pracy. Po kilku minutach był już w stanie podnieść swe ciało do pozycji klęczącej. Podniósł głowę. -Kim oni są? Czego ode mnie chcą? A ta siwa kłaniająca się kobieta? A ten wyniosły koleś na jakimś tronie? - myśli leciały przez jego głowę z błyskawiczną prędkością. Nadal jednak nie był w stanie otworzyć ust i wydać z siebie dźwięku. W końcu zdołał podnieść się na nogi, jednak ciągle będąc zgarbionym. Wyprostowawszy się, wydobył z siebie ochrypłe i skrzeczące, tak jakby nie otwierał ust przez jakieś 1000 lat - Co tu się dzieje? Kim wy jesteście? Kim ja jestem?! - Ostatnie słowa niemal wykrzyczał.
"Obowiązek cięższy niż góra, śmierć lżejsza od pióra"
Ouzaru

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ouzaru »

Błazen

Nawet nie drgnęła. Teraz Książę i jego decyzje były dla niej najważniejsze. Jak zawsze. No... jak zwykle. Jak wtedy, gdy Panina nie było w pobliżu. Wyraz jej twarzy czy oczu się nie zmienił, ciągle stała pochylona w pokornym ukłonie, choć za plecami kobiety młody wampir budził się do swego nie-życia. Może nie jej własny Potomek, lecz ktoś na kształt wychowanka?
"Och, więc się obudziłeś! To zaprawdę zdumiewające, co krew jest w stanie uczynić z martwym już ciałem" - jej myśli wirowały jakby zwracała się do niego bezpośrednio.
Stali w pustej sali, on i ona. Nie było tego całego tłumu, nie było barier. Czyści, nie mający nic do ukrycia. W umyśle Błazna powstało miejsce, sanktuarium.
"Jesteś w Elizjum, twoim nowym i jedynym schronieniu. Możesz to miejsce nazywać odtąd swym domem" - mówiła spokojnie, choć jej usta się nie poruszały. - "Jesteś jednym z nas, wampirów. Nie bój się, to nie boli, w smaku jest wręcz słodkie..."
Czas dla Błazna jakby się zatrzymał, oczy zaszły mgłą. Wzrok stał się nieobecny. Była w swoim umyśle, w swoim świecie. Czuła co się dzieje dookoła, wiedziała, kiedy Książę się odezwie, zareaguje. Jednak teraz...
"Twój Stwórca i ojciec, czyli wampir, który cię przemienił, nie żyje. W każdym razie bardziej niż przedtem. Będziesz od tej pory pod moją opieką. Jakiekolwiek pytania i wątpliwości kieruj do mnie. Mów mi Błazen."
Nie, nie było ważnym, że marnuje czas. Dla niej te słowa zostały już wypowiedziane i nie było potrzeby mówić ich ponownie. Zaoszczędziło czas i dyskomfort potrzeby nawiązywania z młodym bliższych kontaktów. A jeśli do niego nie dotarło nic, cóż, to już nie był jej problem. Jak nie mógł znaleźć swojego miejsca w umyśle, nie był godnym zostać prawdziwym uczniem. W takim wypadku tylko mu wyjaśni najważniejsze sprawy i tyle. Ale gdyby odebrał przekaz... Och, to by było niesamowite! Nie, Ojciec nie pozwalał nikomu spokrewniać. Tylko On i Matka to robili. Wybierali najbardziej zdolnych i najlepiej zapowiadających się na swe potomstwo. Nieliczni, zaledwie dwóch, dostąpiło w Rodzinie zaszczytu posiadania własnego potomka. I Błazen miała nadzieję kiedyś także sobie zasłużyć na to. Wiele lat wiernej służby Rodzinie, Księciu bądź Księżnej i Wybranym. O wiele bardziej wolałaby uczyć Panina i Obdarować go, ale może ten młody nada się na pierwszą próbę bycia mentorem.
Myśli mknęły, a czas jakby ruszył z miejsca. Wystraszony i zdezorientowany młodzieniec stał za plecami Błazna.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: BlindKitty »

Arcyksiąże patrzył, a wyraz jego twarzy nie zmienił się, nawet odrobinkę.
On też słyszał, co mówi Błazen...
Jego pozbawione uczuć oczy lustrowały neonatę, którego oczy rozszerzały się gwałtownie, w miarę jak wspomnienia napływały do jego głowy, i w miarę jak Błazen wypełniała jego umysł swoimi słowami. Zaczekał, aż zakończą się oba procesy; aż młody zrozumie, że stał się wampirem, a Błazen jeszcze to potwierdzi.
A potem Arcyksiąże Izydor wyszczerzył kły.
Młody natychmiast padł na ziemię, łkając jak dziecko i zwijając się w pozycję embrionalną. A stary wampir zaczął przemawiać, głosem donośnym jak dzwon na szczycie katedry.
- Pierwsze, co musisz wiedzieć, to to, że ja jestem Księciem tego miasta! I jesteś mi winien szacunek i posłuszeństwo! Jeżeli kiedykolwiek uznam, że nie wykazałeś się jedynym bądź drugim, umrzesz! Zrozumiano? - ostatnie słowo Arcyksięcia poniosło się echem przez całe Elizjum. Antonij skrzywił się. Od razu podejrzewał, że ten frajer podpadnie.
- Ponieważ jednak - głos Księcia powrócił do normalności, pozwalając neonacie podnieść się; tym razem zrozumiał, że pozycja na kolanach jest o wiele słuszniejsza - obiecałem mojej przyjaciółce, że zostaniesz jej uczniem i podwładnym, tym razem nie wydam wyroku śmierci. Ostrzegam jednak, że to pierwszy i ostatni błąd, jaki popełniłeś w swoim nie-życiu.

Marcin patrzył na tę scenę przejęty strachem, bo wiedział, jak blisko było żeby i on wywołał w Księciu podobny wybuch. Z drugiej strony, Piotrek przynajmniej od początku wiedział na czym stoi, a on wciąż miał cholerne wątpliwości. A jeśli śmiech Księcia nie był szczery? Jeśli tak naprawdę jest wściekły?
I co gorsza - jak to sprawdzić?

- Będę miał dla ciebie zadanie. - Książe popatrzył na klęczącego neonatę. - Dla ciebie, twojego świeżo przemienionego kumpla oraz waszego nowego mentora, Antonija. Ale o szczegółach zawiadomi was Szeryf w pokoju odpraw. A teraz, wstaniesz, ukłonisz się, przejdziesz tyłem trzy kroki, znów się ukłonisz i wyjdziesz. A twój towarzysz przejdzie na środek, ukłoni się mi, i również wyjdzie. Audiencja skończona.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Ant »

Marcin Sito

"...Jeśli chodzi o etykietę. I radzę ci jej przestrzegać."- słowa Arcyksięcia plątały się mu po głowie.
Poczekał na Piotrka aż wyszedł. Przeszedł na środek wielkiej sali. Patrzył na księcia. Patrzył mu w oczy. Nie mógł odgadnąć co one mówią. Natomiast oczy Marcina nie miały zbyt określonego wyrazu. Z jednej strony było w nich widać swego rodzaju śmiech, gdyż rozbawiła go scena z laniem przed księciem, a z drugiej twarz układała się w zdenerwowany wyraz przez to, że nie może zabić swojego stwórcy.
"Muszę chyba sobie zasłużyć na to, by książę pozwolił mi zabić tego cholernego wampira, który mnie przemienił. Oby nikt tego nie zrobił przede mną. Dopóki nie żyję, to nie spocznę póki ten wariat nie zginie."
Na ustach wampira pojawił się mały, niemalże niezauważalny uśmiech.
- Dziękuję za audiencję mości arcyksiążę. To był niesamowity zaszczyt cię poznać. Was też reszto wielkich wampirów. - powiedział
"Momentami mam za długi język. Pewnie będę miał jeszcze bardziej przerąbane nim stąd wyjdę."
"Ukłon, trzy kroki tyłem, ponowny ukłon, odwracasz się i odchodzisz." Przypomniał sobie słowa.
Był wysoki. To było jego przekleństwo. Za chwilę miało się to objawić.
Ukłonił się Arcyksięciowi...
Zrobił trzy kroki do tyłu...
Ponownie się ukłonił...
Odwrócił się na pięcie...
...i uderzył w drzwi...
Zrobił krok w bok, by trafić w otwartą ich część...
...i uderzył w futrynę...
Schylił się odrobinę...
...nareczcie wyszedł.
Podszedł do Piotrka.
- Marcin jestem. Zostałem przemieniony razem z tobą. - podał mu prawą dłoń.
- Chodźmy do tego pokoju odpraw w końcu. -
Cały czas miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Rozejrzał się. Nikt nie wydawał się podejrzany. O co chodzi?
Atendi
Pomywacz
Posty: 63
Rejestracja: poniedziałek, 22 stycznia 2007, 22:25

Re: [Wampir: Maskarada] Dni Srebra i Ognia

Post autor: Atendi »

Piotr Lemański

Piotrek zaczynał rozumieć ...choć ...chyba nie chciałby tego rozumieć...słyszał kiedyś jakieś legendy o wampirach, ale cały czas myślał ze to tylko legendy...a teraz sam stał się taką legendą... Nie chciał tego...chyba nikt nie chciał, ale cóż teraz mógł poradzić.
Wysłuchał tyrady księcia, po czym wykonał jego rozkazy. Gdy znalazł się już za drzwiami, przeciągnął się i rozprostował wszystkie obolałe kości. Chrupały każda po kolei, aż miło.
Odwrócił się gdy usłyszał odgłos zamykanych drzwi. Zobaczył przed nimi Marcina.
-Witam, ja jestem Piotrek. Chyba lepiej się w tym wszystkim orientujesz ode mnie, więc chętnie posłucham, po pierwsze: Jak to się stało, że jestem wampirem?, po drugie: kim była ta siwa kobieta w sali?, po 3 czy ten koleś na tronie mówił poważnie? Ale to możesz mi powiedzieć podczas drogi do tego pokoju odpraw.
"Obowiązek cięższy niż góra, śmierć lżejsza od pióra"
Zablokowany