[WP IV Era][obóz zła] Totalna Dominacja

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Zon
Hehe... Nareszcie, już się go nie mogłem doczekać- uradował sie w duchu Zon. Na kolana! Oddział, kłaniac się przed waszym Panem!!! Sam przyklękam i schylam głowę przed balrogiem. Cholera!- myśl przeszyła Zona jak błyskawica- przecież to ja miałem przejąc dowódctwo nad wyprawą, to ja miałem zabić Asglocka, NIE! To nie tak, nie tak miało być, w dupe!- Zon skłonił się jeszcze raz, wstał z grobową miną, patrząć śmiało na balroga. Jeśli nie odzywa się, Zon również milczy.
Hehe... Nareszcie, już się go nie mogłem doczekać- uradował sie w duchu Zon. Na kolana! Oddział, kłaniac się przed waszym Panem!!! Sam przyklękam i schylam głowę przed balrogiem. Cholera!- myśl przeszyła Zona jak błyskawica- przecież to ja miałem przejąc dowódctwo nad wyprawą, to ja miałem zabić Asglocka, NIE! To nie tak, nie tak miało być, w dupe!- Zon skłonił się jeszcze raz, wstał z grobową miną, patrząć śmiało na balroga. Jeśli nie odzywa się, Zon również milczy.
Fuck?

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Devvra
Ostrzał byl ciągły wymiana ognia zarzarta ale wkoncu mur fortecy ulegl pod cieżarem ostrzału
Teraz zrobiło sie tu parwdziwe piekło Pierwsza formacja krasnoludów z duzymi tarczami ustawilą sie w kilku rzedach pomiedzy nimi usatwili sie elfi łucznicy w takim szyku podchodzili coraz blizej Murów i wyrwy tam bedacej. za nimi jechała konnica wsród ktorej jechała też Devvra która wiedziała ze dopuki może dotąd będzie wraz z swymi barćmi niosła smierć na odległość by później wejść w mury
Ostrzał byl ciągły wymiana ognia zarzarta ale wkoncu mur fortecy ulegl pod cieżarem ostrzału
Teraz zrobiło sie tu parwdziwe piekło Pierwsza formacja krasnoludów z duzymi tarczami ustawilą sie w kilku rzedach pomiedzy nimi usatwili sie elfi łucznicy w takim szyku podchodzili coraz blizej Murów i wyrwy tam bedacej. za nimi jechała konnica wsród ktorej jechała też Devvra która wiedziała ze dopuki może dotąd będzie wraz z swymi barćmi niosła smierć na odległość by później wejść w mury

-
- Pomywacz
- Posty: 21
- Rejestracja: wtorek, 17 stycznia 2006, 14:03
- Lokalizacja: Z nicości... khe, khe.
Devvra
Krok za krokiem, każdy krótszy od poprzedniego, kroki dudniące w rytm bicia serca. Krew zburzyła w jej żyłach naturalny spokój i porządek, tchnęła rumieńce w jej policzki, rozpaliła nienaturalny poblask w jej wąskich oczach. Cokolwiek, kiedykolwiek, gdziekolwiek - zasada mordowania w Mrocznej Puszczy była określona tym jednym, dziwnym kryterium. Elfka uśmiechała się pod nosem, świadoma nadchodzącego zwycięstwa, apogeum własnej, zabójczej radości.
- Fendir - uśmiechnęła się do przyjaciela - Widzisz te mury? Wkrótce już ich nie będzie. Na ich miejscu posadzimy drzewa i kwiaty, pozwolimy im rosnąć. Kiedy już minie ta wojna... sami urośniemy, by... - urwała, błyskawicznie napięła łuk i bez żadnego ostrzeżenia posłała strzałę w oko orka. I następną. I kolejną. I dziesiątą. I dwudziestą. Aż do końca, czekając aż jej ofiary zaczną się wykrwawiać. Bo jakże to? Umierać bezkrwawo, bezboleśnie? O nie, to nie była śmierć dla wrogów lasu!
Elfka przesadziła wał, z trudem przecisnęła się przez wyłom w murze, odnajdując się na bardzo wygodnej pozycji wśród krasnoludów. Prawą ręką dobyła noża, lewą schwyciła pokruszony kamień, po czym rzuciła obydwoma przedmiotami. Pierwsza trafiła orka w czoło, druga pozbawiła oddechu jego towarzysza, przebijając mu krtań na wylot. Zanim się spostrzegł, była parę cali od niego, pozwalając mu jedynie na rzężący jęk.
- Śmierć... to taka patetyczna sprawa... nie uważasz? - zapytała go w sindarinie, nie bacząc na niezrozumienie malujące się na jego twarzy. Nagle poczuła w sobie dziką, przerażająco dziką chęć do zabicia. A tutaj - tutaj malowało się wręcz wspaniałe pole do popisu w tej cudownej materii.
Krok za krokiem, każdy krótszy od poprzedniego, kroki dudniące w rytm bicia serca. Krew zburzyła w jej żyłach naturalny spokój i porządek, tchnęła rumieńce w jej policzki, rozpaliła nienaturalny poblask w jej wąskich oczach. Cokolwiek, kiedykolwiek, gdziekolwiek - zasada mordowania w Mrocznej Puszczy była określona tym jednym, dziwnym kryterium. Elfka uśmiechała się pod nosem, świadoma nadchodzącego zwycięstwa, apogeum własnej, zabójczej radości.
- Fendir - uśmiechnęła się do przyjaciela - Widzisz te mury? Wkrótce już ich nie będzie. Na ich miejscu posadzimy drzewa i kwiaty, pozwolimy im rosnąć. Kiedy już minie ta wojna... sami urośniemy, by... - urwała, błyskawicznie napięła łuk i bez żadnego ostrzeżenia posłała strzałę w oko orka. I następną. I kolejną. I dziesiątą. I dwudziestą. Aż do końca, czekając aż jej ofiary zaczną się wykrwawiać. Bo jakże to? Umierać bezkrwawo, bezboleśnie? O nie, to nie była śmierć dla wrogów lasu!
Elfka przesadziła wał, z trudem przecisnęła się przez wyłom w murze, odnajdując się na bardzo wygodnej pozycji wśród krasnoludów. Prawą ręką dobyła noża, lewą schwyciła pokruszony kamień, po czym rzuciła obydwoma przedmiotami. Pierwsza trafiła orka w czoło, druga pozbawiła oddechu jego towarzysza, przebijając mu krtań na wylot. Zanim się spostrzegł, była parę cali od niego, pozwalając mu jedynie na rzężący jęk.
- Śmierć... to taka patetyczna sprawa... nie uważasz? - zapytała go w sindarinie, nie bacząc na niezrozumienie malujące się na jego twarzy. Nagle poczuła w sobie dziką, przerażająco dziką chęć do zabicia. A tutaj - tutaj malowało się wręcz wspaniałe pole do popisu w tej cudownej materii.
"Jeśli twe życie to pasmo zabójstw, zdaj sobie sprawę, że umarłeś już dawno. Razem ze swoją pierwszą ofiarą."

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Devvra
wrogie sobie wojska zwarły sie ze soba w tancu bitewnym, walka zarzarta i dosc wyrownana z racji oebcnosci w armi ceimnosci Trolii oraz dobrego ułozenia na wzgózu i zcesciowym obwarowaniu, krew lała się litrami a devvra wpadła w szał walczac ramie przy ramieniu ze swym przyjacielem jednak chwila nieuwagi i nagle lezała na ziemi juz miał nad soba Uruk Hail ktory uniusł and nią miecz juz widziała śmierc przed oczyma wyzwolenie po tak wielu wiekach zycia juz miala witac sie z Namo w Valinorze gdy nagle uruk hai padł ciety duzym toporem a za nim pojawił się Krasnolód który spojzał na elfkę poczym podał jej rękę na pomoc aby ta wesparwszy sie onia mogla wstac.
Serphis
Góry zelaza w koncu po długiej podróży byłeś na miejscu. Czekal na ciebie tu twój orszak twoje twierdze ktore musiales jedynie wzniesc i zasiedlic, opuszcone góry kopalnie niczyje obok ktorych stały pierwsze posterunki krasnoludów ale przynajmniej 1/4 gór była twoja i stepy okalajce je równiez były twoje poczatki neiebda łatwe ale....
wrogie sobie wojska zwarły sie ze soba w tancu bitewnym, walka zarzarta i dosc wyrownana z racji oebcnosci w armi ceimnosci Trolii oraz dobrego ułozenia na wzgózu i zcesciowym obwarowaniu, krew lała się litrami a devvra wpadła w szał walczac ramie przy ramieniu ze swym przyjacielem jednak chwila nieuwagi i nagle lezała na ziemi juz miał nad soba Uruk Hail ktory uniusł and nią miecz juz widziała śmierc przed oczyma wyzwolenie po tak wielu wiekach zycia juz miala witac sie z Namo w Valinorze gdy nagle uruk hai padł ciety duzym toporem a za nim pojawił się Krasnolód który spojzał na elfkę poczym podał jej rękę na pomoc aby ta wesparwszy sie onia mogla wstac.
Serphis
Góry zelaza w koncu po długiej podróży byłeś na miejscu. Czekal na ciebie tu twój orszak twoje twierdze ktore musiales jedynie wzniesc i zasiedlic, opuszcone góry kopalnie niczyje obok ktorych stały pierwsze posterunki krasnoludów ale przynajmniej 1/4 gór była twoja i stepy okalajce je równiez były twoje poczatki neiebda łatwe ale....



-
- Marynarz
- Posty: 389
- Rejestracja: środa, 21 grudnia 2005, 13:29
- Lokalizacja: Silent Hill
Serphis
Znów był w śród swoich, czuł nadal obraze do tego co się wydażyło w pewnej karczmie... Zostawił on tą jednak sprawe na póżniej, osobisci nadzorował za rozbódową obozu i przygotowaniem do osiedleniem gór.
Sam z delegacją udał się do krasnolódów, by ostatecznie rozwązać kwestje ufortykownia i bezpieczeństwa tego rejonu.
[Wspominałem tobie już z kogo się sklada delegacja
]
Znów był w śród swoich, czuł nadal obraze do tego co się wydażyło w pewnej karczmie... Zostawił on tą jednak sprawe na póżniej, osobisci nadzorował za rozbódową obozu i przygotowaniem do osiedleniem gór.
Sam z delegacją udał się do krasnolódów, by ostatecznie rozwązać kwestje ufortykownia i bezpieczeństwa tego rejonu.
[Wspominałem tobie już z kogo się sklada delegacja


-
- Pomywacz
- Posty: 21
- Rejestracja: wtorek, 17 stycznia 2006, 14:03
- Lokalizacja: Z nicości... khe, khe.
Devvra
Elfka ze zdziwieniem i konsternacją przyjęła rękę krasnoluda. Zamarła w pół gestu, nie wiedząc czy dziękować, czy krzyczeć ze złości, że śmiał się wtrącić. Jednak powodowana wdzięcznością ukłoniła się przed nim w geście przyjaźni. Chociaż jej ust nie rozjaśnił uśmiech, dała mu do zrozumienia, że zawdzięcza mu życie.
Walka trwała. Oddziały ścierały się jak dwa walczące ze sobą dzikie koty, każde w walce o teren, dla każdej strony była to także walka o życie, nie mieli bowiem dla siebie litości. Jedno było tylko krzywym zwierciadłem drugiego. I właśnie dlatego musieli się pozabijać. W wyrwie, gorzejącej od walki wyrwie przed Dol Guldur, Devvra raz po raz wyrywała nóż z orczych gardeł, zbierała strzały, zabijała z pasją i wściekłością. Przypominała sobie stare czasy, kiedy jeszcze Las Zielonych Liści, Eryn Lasgalen, był cudowny i radosny po zniszczeniu Nieprzyjaciela. Powrót złych mocy w te ziemie był dla niej nie do zrozumienia. Niepojętym był też fakt, że jej walka wydawała się nie mieć końca. Zabijała ich i zabijała, a oni wciąż wracali, dziesiątkami, setkami, tysiącami. Jak na złość, ciągle z tym samym zamiarem - z zamiarem destrukcji. Więc dostawali wyraźne rozkazy. Unicestwić. Tak, ciągle unicestwić, ciągle na tej samej zasadzie zabijać i być zabijanym, w imię idei i kwestii, jakie były kiedyś. Każdy elf wiedział, dlaczego zabija orki. Z wzajemnością, rzecz jasna. I chociaż to nie był czas na przemyślenia, elfka z każdą nową kroplą orczej krwi dumała nad swoim przyszłym losem. Co zrobi, jeśli znowu wrócą w swej hordzie, by mordować? Ciężki to cios dla lasu, topory orków, ich buciory niszczące delikatną strukturę liści i trawy.
To las zwierząt i elfów. To wiedziała na pewno. I to było jej determinacją, chęcią działania. Czysty, nienaruszony jeszcze żadnym wydarzeniem rasizm. Aż do teraz. Kiedy obcy krasnolud uratował jej życie.
Kiedy pod wieczór walka nie była już tak zagorzała, Devvra odnalazła na chwilę ramię Fendira. W zgiełku bitwy, bez ostrzeżenia, elfka rozszlochała się na dobre.
Elfka ze zdziwieniem i konsternacją przyjęła rękę krasnoluda. Zamarła w pół gestu, nie wiedząc czy dziękować, czy krzyczeć ze złości, że śmiał się wtrącić. Jednak powodowana wdzięcznością ukłoniła się przed nim w geście przyjaźni. Chociaż jej ust nie rozjaśnił uśmiech, dała mu do zrozumienia, że zawdzięcza mu życie.
Walka trwała. Oddziały ścierały się jak dwa walczące ze sobą dzikie koty, każde w walce o teren, dla każdej strony była to także walka o życie, nie mieli bowiem dla siebie litości. Jedno było tylko krzywym zwierciadłem drugiego. I właśnie dlatego musieli się pozabijać. W wyrwie, gorzejącej od walki wyrwie przed Dol Guldur, Devvra raz po raz wyrywała nóż z orczych gardeł, zbierała strzały, zabijała z pasją i wściekłością. Przypominała sobie stare czasy, kiedy jeszcze Las Zielonych Liści, Eryn Lasgalen, był cudowny i radosny po zniszczeniu Nieprzyjaciela. Powrót złych mocy w te ziemie był dla niej nie do zrozumienia. Niepojętym był też fakt, że jej walka wydawała się nie mieć końca. Zabijała ich i zabijała, a oni wciąż wracali, dziesiątkami, setkami, tysiącami. Jak na złość, ciągle z tym samym zamiarem - z zamiarem destrukcji. Więc dostawali wyraźne rozkazy. Unicestwić. Tak, ciągle unicestwić, ciągle na tej samej zasadzie zabijać i być zabijanym, w imię idei i kwestii, jakie były kiedyś. Każdy elf wiedział, dlaczego zabija orki. Z wzajemnością, rzecz jasna. I chociaż to nie był czas na przemyślenia, elfka z każdą nową kroplą orczej krwi dumała nad swoim przyszłym losem. Co zrobi, jeśli znowu wrócą w swej hordzie, by mordować? Ciężki to cios dla lasu, topory orków, ich buciory niszczące delikatną strukturę liści i trawy.
To las zwierząt i elfów. To wiedziała na pewno. I to było jej determinacją, chęcią działania. Czysty, nienaruszony jeszcze żadnym wydarzeniem rasizm. Aż do teraz. Kiedy obcy krasnolud uratował jej życie.
Kiedy pod wieczór walka nie była już tak zagorzała, Devvra odnalazła na chwilę ramię Fendira. W zgiełku bitwy, bez ostrzeżenia, elfka rozszlochała się na dobre.
Ostatnio zmieniony środa, 25 stycznia 2006, 17:09 przez Devvra, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jeśli twe życie to pasmo zabójstw, zdaj sobie sprawę, że umarłeś już dawno. Razem ze swoją pierwszą ofiarą."

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Aghrrr
-Aghrrr -powiedziałem wyrażając moje zdziwienie. Nie, nie boję się-myśle- ale co się dzieje?- rozglądam sie uważnie. W rękach trzymam mocno broń. -To morze być cos niebezpiecznego- myśle dalej
-Aghrrr -powiedziałem wyrażając moje zdziwienie. Nie, nie boję się-myśle- ale co się dzieje?- rozglądam sie uważnie. W rękach trzymam mocno broń. -To morze być cos niebezpiecznego- myśle dalej
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Aghrr, Zon, Tronber, balrog
Polowa waszych wojsk uciekłą w popłochu balrog zlecial dowas spojzał z pozałowaniem poczym przemówił
- POZBIERAC MI ICH DO KUPY ALE TO JUZ ! OBIBOKI
Milian Rage, Valius, Overżyc,
jak już wspomniałem stoi was w sumie piatka wszyscy jestescie w podobnej sytuacji.
Wyglada na to ze jesteście w pulapce ale dobra wiadomosć jest taka ze jest was już piątka z tego co wnioskujecie musi tu być gdzieś jeszcze dwuch z waszych. Wiecie doskonale, że tylko razem możecie cos zdziałać i wydostać sie z tych ciemnych lochow fortecy, ktora pewnie pogrzebana przez samego Aulego jest gdzieś pod jakąś górą, niewiecie dlaczego sie przebudziliscie i jaka bedzie wasza rola jak juz opuscicie lochy o ile je opuścicie kiedy kowliek.
Stoicie bez radnie po srodku duzej sali ktora urywa się na srodku i zapada w dól w najglebsze jak sadzicie odchlanie swiata, po drugiej stronie znajduja sie jednak metalowe ciezkie drzwi które kojażą wam sie z czymś ważnym gdzies tam na tylach pamieci cos wam się tli na ich temat ale niewiele.
Polowa waszych wojsk uciekłą w popłochu balrog zlecial dowas spojzał z pozałowaniem poczym przemówił
- POZBIERAC MI ICH DO KUPY ALE TO JUZ ! OBIBOKI
Milian Rage, Valius, Overżyc,
jak już wspomniałem stoi was w sumie piatka wszyscy jestescie w podobnej sytuacji.
Wyglada na to ze jesteście w pulapce ale dobra wiadomosć jest taka ze jest was już piątka z tego co wnioskujecie musi tu być gdzieś jeszcze dwuch z waszych. Wiecie doskonale, że tylko razem możecie cos zdziałać i wydostać sie z tych ciemnych lochow fortecy, ktora pewnie pogrzebana przez samego Aulego jest gdzieś pod jakąś górą, niewiecie dlaczego sie przebudziliscie i jaka bedzie wasza rola jak juz opuscicie lochy o ile je opuścicie kiedy kowliek.
Stoicie bez radnie po srodku duzej sali ktora urywa się na srodku i zapada w dól w najglebsze jak sadzicie odchlanie swiata, po drugiej stronie znajduja sie jednak metalowe ciezkie drzwi które kojażą wam sie z czymś ważnym gdzies tam na tylach pamieci cos wam się tli na ich temat ale niewiele.

-
- Pomywacz
- Posty: 36
- Rejestracja: poniedziałek, 31 października 2005, 14:30
- Lokalizacja: Szydłowiec
- Kontakt:
Overżyc
- Macie jakąś pochodnię? - Pytam towarzyszy. Przyglądam się z uwagą przepaści, oceniam jej długość, pytam towarzyszy o umiejętności, być może uda nam się jakoś się zorganizować... przeszukuję pomieszczenie wyczulając się na jakieś dłuuuugie elementy. Zastanawiam się nad szansą przedostania się na drugą stronę skokiem z rozpędu. Jeśli nikt się nie pochwali akrobatyką, zrezygnuję z tej myśli. Znam jakieś czary?
- Macie jakąś pochodnię? - Pytam towarzyszy. Przyglądam się z uwagą przepaści, oceniam jej długość, pytam towarzyszy o umiejętności, być może uda nam się jakoś się zorganizować... przeszukuję pomieszczenie wyczulając się na jakieś dłuuuugie elementy. Zastanawiam się nad szansą przedostania się na drugą stronę skokiem z rozpędu. Jeśli nikt się nie pochwali akrobatyką, zrezygnuję z tej myśli. Znam jakieś czary?
...

-
- Marynarz
- Posty: 166
- Rejestracja: piątek, 5 sierpnia 2005, 21:11
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Łódź (podwodna^^)
- Kontakt:
Rozgladam sie uwaznie. Niczego nie pamietam, albo nie chce pamietac. Podchodze do krawedzi i kamieniem sprawdzam glebokosc otchłani. Upewniajac sie, ze ta droga odpada (brak echa upadku kamyka) zwracam sie do towarzyszy.
-Czy ktos pamieta jak tu trafilismy? -w tym samym czasie zastanawiam sie czy oni aby na pewno sa przyjaciółmi. Coś mowi mi, ze tak jest, ale to moze byc tylko przeczucie.
Jednoczesnie słuchajac odpowiedzi (jesli jej udziela) badam wrota usiłujac zlokalizowac słabe punkty drzwi...
Edit:
tak to jest jak sie pisze w tym samym czasie posty
Edit:(2)
Mnie tez nachodzi myśl:
"Czy ja znam jakies czary?"
-Czy ktos pamieta jak tu trafilismy? -w tym samym czasie zastanawiam sie czy oni aby na pewno sa przyjaciółmi. Coś mowi mi, ze tak jest, ale to moze byc tylko przeczucie.
Jednoczesnie słuchajac odpowiedzi (jesli jej udziela) badam wrota usiłujac zlokalizowac słabe punkty drzwi...
Edit:
tak to jest jak sie pisze w tym samym czasie posty

Edit:(2)
Mnie tez nachodzi myśl:
"Czy ja znam jakies czary?"

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Milian Rage, Valius, Overżyc,
[wasza moc jest za slaba na czary]
By dostac sie do drzwi trzeba przejsc przez przepaść.
Gdy kamien opadł na dno zerwal sie jakgdyby wiatr ktory zdawało się że mówił szeptem: "uwierz"
[wasza moc jest za slaba na czary]
By dostac sie do drzwi trzeba przejsc przez przepaść.
Gdy kamien opadł na dno zerwal sie jakgdyby wiatr ktory zdawało się że mówił szeptem: "uwierz"
Ostatnio zmieniony piątek, 27 stycznia 2006, 02:20 przez Eglarest, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Marynarz
- Posty: 166
- Rejestracja: piątek, 5 sierpnia 2005, 21:11
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Łódź (podwodna^^)
- Kontakt:
Nasza pierwsza przeszkoda ku wolnosci jest przepasc, sprawdzam na ile metrow jest ona szeroka.
Jesli jest szeroka do 4 metrow to rozwazam czy uda mi sie przeskoczyc, jesli jest szersza niz 4 metry to przylaczam sie do kompana i szukam podluznych przedmiotow, dopiero teraz zdaje sobie sprawe, ze trzymam stary miecz. Moze sie przydac jako kotwica, o ile znajdziemy materiał na line.
Jednoczesnie rozgladam sie za wystepami (lub szczelinami) na scianach przy ktorych pomocy mozna by obejsc przepasc z boku.
Rozgladam sie tez za wielkimi kolumnami, ktore w ostatecznosci mozna by wykorzystac jak drzewo przezucone przez rzeke.
Jesli jest szeroka do 4 metrow to rozwazam czy uda mi sie przeskoczyc, jesli jest szersza niz 4 metry to przylaczam sie do kompana i szukam podluznych przedmiotow, dopiero teraz zdaje sobie sprawe, ze trzymam stary miecz. Moze sie przydac jako kotwica, o ile znajdziemy materiał na line.
Jednoczesnie rozgladam sie za wystepami (lub szczelinami) na scianach przy ktorych pomocy mozna by obejsc przepasc z boku.
Rozgladam sie tez za wielkimi kolumnami, ktore w ostatecznosci mozna by wykorzystac jak drzewo przezucone przez rzeke.


-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Tronber
Wracać TU!!!!!!!!!!!! -Tronber zaczął krzyczeć na orków i zatrzymywać ich. To wasz PAN!!!!! -krzyczał dalej. Jeśli udało mu się zebać oddział to ruszył na jego czele w dalszą drogę.
Wracać TU!!!!!!!!!!!! -Tronber zaczął krzyczeć na orków i zatrzymywać ich. To wasz PAN!!!!! -krzyczał dalej. Jeśli udało mu się zebać oddział to ruszył na jego czele w dalszą drogę.
Ostatnio zmieniony czwartek, 26 stycznia 2006, 12:45 przez Seto, łącznie zmieniany 2 razy.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Co za idioci- pomyślał Zon, Pobiegł czym prędzej za uciekający mi goblinami. STÓJCIE!!! TO JEST NASZ PAN KRETYNI!!!! WRACAĆ NATYCHMIAST ALBO ZGINIECIE TUTAJ!!! Zon biegał za goblinami próbując ich nawrócić, by spowrotem wrócili do oddziału. Po paru minutach widząc że dalsze wołanie jest bezcelowe wrócił, policzył ilu zostało mu ludzi, stanął na czele swego oddziałku i ruszył dalej na koncu pochodu smętnie powłucząc nogami, zawiedziony moralami swego oddziału oraz obecnością balroga.
Fuck?
