[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati" i Luca

Było całkiem nieźle, zabiła dwóch i nawet nie była ranna. Czego niestety nie mogła powiedzieć o reszcie towarzyszy, na szczęście rana Tileańczyka zdawała się być tylko powierzchowna. Uśmiechnęła się lekko, nie chciała, by stała mu się jakaś krzywda, zwłaszcza, że coś jej obiecał... Radosne myśli o nadchodzącej upojnej nocy przerwał atak tego wynaturzonego czegoś. Elfka przeleciała spory dystans w powietrzu i zakończyła pokazowy lot w mało przyjemny sposób. Ari wątpiła, by ta jeszcze żyła po tym wszystkim. Nie było teraz czasu przejmować się długouchą, jej pobratymiec był ranny, a oni znowu mieli kłopoty.

Został jej jeden nóż, pojawił się także ten zakichany łowca, czy kimkolwiek on był. Elf, ranny w nogę, umknął gdzieś na bok, Luca coś krzyczał, żeby wracać na barkę, ale Ari miała inny plan. Złapała Tileańczyka za ramię i pociągnęła go ze sobą do ich towarzysza. Ukucnęła przy elfie.
- Dobra, zajmij się łukiem, jak ktoś podejdzie, to się nie martw, będziemy cię osłaniać i go zdejmiemy. Luca, przeładuj pistolety, mam jeszcze jeden nóż, więc mogę rzucić i ich nieco zająć - powiedziała szybko.
- Poczekaj.
Tileańczyk wyciągnął nóż z buta i podał jej, jednak ostrza w dłoniach Castinyy były bronią doskonałą. Dziewczyna podziękowała mu skinięciem głowy, wychyliła się i rzuciła jednym ostrzem w kusznika. Było zbyt duże prawdopodobieństwo, że ich główny cel byłby w stanie tego uniknąć, więc zajęła się pewniejszym przeciwnikiem.
Gdy wracała do poprzedniej pozycji, poczuła na swoim pośladku znajomą dłoń.

Plan był prosty, Ari postanowiła kupić panom nieco czasu, by Luca mógł przeładować pistolety, a Gildiril strzelić z łuku. W momencie, w którym byliby już bezpieczni, we dwójkę z Tileańczykiem mieli zamiar pomóc elfowi dojść do barki i tam zająć się tym... czymś.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

Golem sapał i charczał z bólu, który sączył się z licznych ran ciętych i kłutych. Z wściekłością rozwalił obuchem głowę ostatniego z oprychów. Otarł splamione krwią swoją i przeciwników czoło i rozejrzał się wkoło.

Potyczka nie poszła po jego myśli. No, przynajmniej nie do końca. Liczył, że elfka odciążona od przewagi wrogów, pomoże mu w walce. Ta jednak udała się na barkę, widocznie wiedziona instynktem ratowania cywilów z opresji. Cóż, szczytny cel, ale mogła przynajmniej uprzedzić...

Pozostali towarzysze najwyraźniej dali sobie radę z oponentami, gdyż Golem dostrzegł ich, jak zmierzają w stronę barki. Zanim jednak zdążyli podejść, z ukrycia wychynęli kusznicy z Adolphusem na czele. Salwa bełtów dosięgła ciał łowców przygód.
Günter obejrzał się w drugą stronę. Tam, na barce, z głośnym hukiem wyrżnęło o ziemię ciało elfki, lądując zmiecione jakąś dziką siłą nieopodal trapu. Nie straciła przytomności, lecz upuściła broń, a potężny przeciwnik znajdował się wciąż na barce.

Co prawda Golem odgrywał rolę ochroniarza Ulricha-Kastora, jednak teraz w większej niż on opresji znajdowała się Ninerl i cywile na łodzi. Bez zastanowienia mężczyzna pokuśtykał w stronę barki.
- Wstań - podał kobiecie dłoń. Natomiast po ostrze nie sięgał. Z doświadczenia wiedział, że wojownicy nie przepadają, kiedy ktoś nieupoważniony dotyka ich oręża. Nie znał się, lecz mógł podejrzewać, że elfy przywiązują do tego zgoła większą, od ludzi, wagę.
Gdy Ninerl się podniosła, oboje wkroczyli na pokład. Trzymali się blisko siebie, jednak zachowując taki dystans, by przeciwnik nie był w stanie uderzyć ich obojga jednym ciosem.

Kiedy wróg skoncentruje się na jednym z walczących, drugi będzie mógł wyprowadzić celny cios.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Walka trwała na dobre. Ulrich uśmiechnął się pod nosem, widząc, że przeciwnik nie włada bronią w sposób mistrzowski. Jeden padł od kuli zanim jeszcze się zwarli. Sparowanie ciosu, szybki kontratak i kolejny trup na koncie. Kiedyś może de Maar by się tym przejął. Ale nie dziś i nie teraz.

Tych pięciu, z którymi walczyli, już pożegnało się z życiem. Ulrich wykorzystał chwilę, żeby spojrzeć jak radzą sobie towarzysze. Golem walczył z trzema przeciwnikami naraz. Niedobrze. Ale wyglądało na to, że sobie radzi. „Nie ma innego wyjścia, musi sobie poradzić.” Za to Małemu Rycerzowi zdecydowanie nie podobało się to coś z czym walczyła elfka. „Sigmarze, pomóż nam!”

W tym momencie Ulrich poczuł ból w ramieniu. To na szczęście tylko draśnięcie. Syknął i odwrócił się w stronę nowych wrogów. „To nie jest uczciwa potyczka!” pomyślał. Ale Adolphus chyba się tym nie przejmował. Ulrich widział jak Gildiril, Luca i Castinaa skryli się przed pociskami przeciwników. Przez chwilę bił się z myślami. Nijak nie wyrządzi krzywdy kusznikom nie zbliżając się do nich. A szarża w tym przypadku pewnie nie skończyłaby się szczęśliwie dla szlachcica. Kryjąc się za osłoną także nic nie zdziała – jego pistolet został zniszczony. A teraz byłby jak znalazł… Spojrzał w stronę barki i niewiele myśląc, rzucił się biegiem w jej stronę. Czas pokaże – i to już za kilka chwil - czy to była dobra decyzja… Liczył, że z większej odległości, w dodatku w ciemnościach nocy, pociski łowcy chybią celu. Poza tym… to „coś” bez wysiłku powaliło Ninerl, która nie była wcale amatorką. Do walki z tym stworem pchały Ulricha trzy rzeczy. Troska o towarzyszy (nawet Golem nie wyglądał jakby miał sobie z tym czymś łatwo poradzić… zwłaszcza, że był chyba ranny), słowa Orlandoniego o ludziach na barce i trzecia sprawa – niezbyt rozsądne to zachowanie swoją drogą – chęć pokonania tego stwora. „Patrz na to ojcze i wszyscy bogowie! To na pewno będzie nie lada przeciwnik!”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
-Ich zasady gry? O, nie. Ja trzymam się swoich własnych- parsknęła. - Naprawdę nie myślałeś, żeby wyjechać, zostawić to wszystko? Chyba nic cię nie trzyma, prawda?- zapytała.

***
Bestia była naprawdę wielka. Ninerl miała nadzieję, że jest przez to wolna, ale przeliczyła się. Był tak szybki, że nie zdążyła wyhamować i jednym ciosem niemal nią rzucił. Krzyknęła z bólu, uderzając plecami o drewniane pudła. Uderzenie było tak silne, że wypuściła miecz. Kant pudła rozciął jej skórę i czuła wilgoć we włosach.
Jęknęła. W głowie kręciło się jej strasznie, mroczki latały przed oczyma. Miała nadzieję, że nie jest to wstrząs mózgu. Albo chociaż lekki.
Zagryzła wargi i spróbowała się poruszyć. Głowa ją nadal bolała a rozcięcie szczypało. Ignorując ból, zaintonowała cicho zwrotkę pieśni uzdrowicieli. Monotonne łagodne dźwięki złagodziły ból i sprawiły, że stał się bardziej odsunięty, choć wciąż obecny. Powtarzają bez przerwy te kilkanaście słów, zacisnęła palce na mieczu. Chwyciła dłoń Guntera i chwiejnie podniosła się. Gdy tylko się rozprawią z tym czymś i napastnikami, będzie prawdopodbnie musiała leżeć przez kilka dni. Uderzenia w głowę i to tak silne nie były błahą sprawę.
Zataczając się trochę, podążyła za towarzyszem. Ręka płonęła bólem, ale dało się go znieść. Mruczała poszczególne tony, czując jak wibrują w jej gardle. Każdy krok wymagał od niej dwa razy większego wysiłku.
Tylko jak mieli pokonać w dwójkę tak silną bestię?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Castinaa „Arienati”, Gildiril, Luca, Ulrich

Luca zwinnie uchylił się przed jednym z bełtów, Ulrich jednak nie miał tyle szczęścia. Gdy tylko ruszył w kierunku barki bełt z kuszy łowcy nagród wbił mu się tuż nad sercem, posyłając go na ziemię w mgnieniu oka. Trzeci kusznik nie zdążył strzelić ponownie, gdy strzała Gildirila powaliła go na ziemię. Następnego z kuszników dosięgnęły noże Castinyy. Śmierć oprycha zmieniła radykalnie sytuację. Adolphus zmuszony walczyć z trzema przeciwnikami naraz, począł się wycofywać z okrzykiem:

- ŚMIERĆ WYZNAWCOM CHAOSU!

Luca, który zdążył naładować broń, wycelował dokładnie i wypalił z dwóch pistoletów trafiając w szyję i bark łowcy. Ten przebiegł jeszcze dwa kroki, po czym padł martwy na ziemię. Tuż pod nim szybko powiększała się kałuża krwi...

Castinaa "Arienati", Luca

Mijając Adolphusa (Gildiril, który nie mógł biegać w tym czasie postanowił sprawdzić co z Ulrichem, gdyż rajtar leżący nieopodal wciąż się poruszał) szybko rzuciliście się w stronę barki i jednym susem wpadliście na jej pokład. Szybko zbiegając na dół zauważyliście leżącego z rozbitą głową Josefa, który wciąż żył, był jednak nieprzytomny. Chwilę potem dostrzegliście jedynie jak bestia i Günter wypadają z hukiem z kajuty Wolmara i Gildy. Człowiek trafił stwora w okolicach obojczyka, lecz ten nie zatrzymując się złapał go i cisnął z powrotem w stronę wyjścia. Dopiero gdy Günter upadł tuż pod nogami Orlandoniego, dwoje Tileańczyków zobaczyło bestię w pełnej okazałości, przynajmniej na tyle na ile pozwalała mała latarnia zawieszona pod pokładem. Owy stwór mierzyłby jakieś dwa metry, gdyby wyprostował się na dwóch łapach, był tez potężnej postury, przerastał szerokością człowieka jakieś dwa razy. Jedynym jego okryciem było teraz szare futro, a bronią długie pazury i gruby, długi ogon. Jego czerwone oczy przez chwile wpatrzone były w Lucę, po czym bestia szybko wyszarpnęła pałkę Güntera ze swojej rany, wyrzucając ją po chwili, a następnie rzuciła się w stronę drzwi prowadzących na górę. W łapie potwora dostrzegliście małą, płaczącą córeczkę Wolmara i Gildy, gdy ten rozwścieczony zmierzał prosto na was.


Günter i Ninerl

Ruszyliście pędem na barkę. O ile Günter był w miarę dobrej kondycji, tak Ninerl była jeszcze nieco oszołomiona ciosem i czuła niesamowity ból głowy i przedramienia. Zbiegliście szybko na dół, mijając nieprzytomnego Josefa i wpadliście do kajuty zajmowanej przez Wolmara i Gildę. To, co tam zobaczyliście, zmroziło wam krew w żyłach. W świetle małej latarenki, dostrzegliście jak wielki stwór o szarym futrze, wyglądający jak przerośnięty szczur próbował wyrwać płaczącej matce jej dziecko. Wolmar leżał pod ścianą, z jego głowy ciekła krew. Stwór śmierdział okropnie, niemal nie dało się oddychać. Gdy tylko was zobaczył, z piskiem furii skoczył atakując. Ninerl uderzyła z boku rozcinając prawe, umięśnione ramię szczuroczłeka. Potwór warknął i jednym zamachem grubego, pręgowanego ogona posłał elfkę na ścianę. Coś chrupnęło nieprzyjemnie i Ninerl złapała się za lewy bok. W tym samym momencie starł się z Günterem. Mężczyzna był solidnej postury, jednak to coś przewyższało go gabarytami dwukrotnie. Mimo to zblokował cios wielkimi pazurami i uderzył pałką, która utkwiła w obojczyku stwora. Potwór ryknął a następnie rzucił Golema wprost pod nogi nadbiegającej dwójki Tileańczyków. Jego czerwone oczy przez chwilę wpatrzone były w Lucę, po czym bestia szybko wyszarpnęła pałkę Güntera ze swojej rany, wyrzucając ją po chwili, a następnie rzuciła się w stronę drzwi prowadzących na górę. W łapie potwora dostrzegliście małą, płaczącą córeczkę Wolmara i Gildy, gdy ten rozwścieczony zmierzał prosto na was.

Wilczy Głód, Ninerl – patrzcie PW
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Bestia wypadła z kajuty roztrzaskując resztkę drzwi wraz z Günterem.
Orlandoniego sparaliżował strach, nie był w stanie poruszyć żadną z kończyn, uciec ani zaatakować. Pierwszy raz w życiu widział takiego stwora. A skoro Golem nie był w stanie sobie z nim poradzić, to co też mógł wskórać zwykły „kupiec” i kobieta stojąca za nim? Odwrócił się i zaczął uciekać poganiając Arienati, lecz wciąż sparaliżowany strachem potknął się na schodach wiodących na pokład. Upadł przewracając się na plecy, tak, że widział bestię idącą prosto na niego. Za sobą miał Castinę, która zatrzymała się w połowie drogi i z przerażeniem w oczach patrzyła to na leżącego na schodach Tileańczyka, to na zbliżającą się bestię.

- Na górę, do cholery!!! Szybko!! Uciekaj stąd, Cas!!! - wrzeszczał, aż to do niej dotarło. - Zawołaj Gildirila!!! Tylko jego łuk może nam teraz pomóc! Spróbuję jakoś zatrzymać to "coś"!

Wiedział, że okłamuje w tym momencie nie tylko samego siebie, ale także i kobietę, na której mu zależało ale właśnie przez to, że mu zależało, nie chciał by tutaj z nim została narażając się na starcie z tym stworem. Zresztą, Castinaa jako jedyna mogła teraz dotrzeć do elfa i sprowadzić go tutaj. Wielkim wojownikiem to Orlandoni nie był, ale może uda mu się jakoś zatrzymać szarżującą bestię nim ta wydostanie się na zewnątrz. W duchu modlił się do Ranalda, Ulryka i samego Sigmara. Widząc że skrytobójczyni zniknęła na górze, zapierając się rękoma, Luca próbował wrócić do pionu. I wtedy zobaczył dziecko w łapie potwora - małą córeczkę Wolmara i Gildy.

Zatrzymał się, zaciskając za plecami rękojeść rapiera. Serce biło jak opętane gdy oczekiwał na atak bestii. Gdy ta była już blisko wyszarpnął broń zza siebie i całą siłą desperacji i rozpaczy, próbując zasłonić się jakoś przed spadającym na niego ciosem, pchnął ostrze ku piersi potwora. Miał tylko jedną szansę. Albo się uda, albo jeszcze dziś zasiądzie do wieczerzy obok samego Morra...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Zataczając się, zbiegła na dół. Tak jak sądziła, potworowi zależało. nie wiedzieć czemu na dziecku.
Zasyczała i ruszyła na niego. Zdążyła rozciąć mu bok, a uchylić się przed ciosem ogona już nie. Uderzyła o ścianę z jękiem. Poczuła jak coś chrupnęło i zalała ją fala bólu. Czyżby połamał jej żebra?
Półprzytomna pomacała je, ale na razie kości nie wydawały się przerwane. Pewnie jej pękły.
Leżała przez chwilę, próbując przetrwać pierwszy atak bólu.
Trochę ją mdliło.
Widziała jak Luca stanął, oszołomiony.
-Atakuj!- wyjęczała. -Nie stój tak!
Wyglądał na przerażonego. Ech, ci ludzie... Niby tacy odważni, a jak przychodzi co do czego...
Ninerl widziała już gorsze potwory. Chociażby niektóre hydry. Obdarzone "darami" jak nazywali to Mroczni.
Teraz nie nadawała się zupełnie do walki. Ale trzeba sprawdzić co z Gunterem. Opadła na czworaki, w jednej dłoni trzymajac miecz i popełza w kierunku leżącego meżczyzny.
- Gunter...- jęknęła i skrzywiła się z bólu. Zebra protestowały przy każdym oddechu. - wstawaj...- chwyciła za ramię człoweika i potrząsnęła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ouzaru »

Castinaa "Arienati"

Plan... wypalił nawet nieźle, jednak 'Kastor' został ranny i elf wolał najpierw sprawdzić, co z nim. Dziewczyna nie dziwiła się, jednak oni nie mogli od tak sobie zostawić reszty samej na barce z tym czymś. Razem z Lucą pobiegli tam i zeszli na dół. Po chwili Castinaa pożałowała, że się nie wróciła do ciał zabitych po noże, przeklinała się w myślach, ale już nic nie mogła zrobić. Potwór, z którym przyszło im się teraz spotkać, miał ogon i futro, śmierdział i wyglądał obrzydliwie. Już słyszała o takich stworach, jednak teraz nie miała czasu o tym myśleć. Miała przecież jeszcze swój miecz.

Luca zaczął się jednak wycofywać przed bestią i poganiać ją, nie mając większego wyboru zaczęła wbiegać po schodach. Usłyszała za sobą hałas, odwróciła się. To Tileańczyk chyba się przewrócił, leżał teraz, na wprost na niego szło to coś. Na chwilę serce dziewczynie zamarło z przerażenia.
- Na górę, do cholery!!! Szybko!! Uciekaj stąd, Cas!!! - mężczyzna wrzeszczał, aż to do niej dotarło. - Zawołaj Gildirila!!! Tylko jego łuk może nam teraz pomóc! Spróbuję jakoś zatrzymać to "coś"!

Niechętnie, ale posłuchała i wybiegła na górę. Wiedziała, że sobie nie poradzi, nie sam... a ranny elf też niewiele zdziała, bo nim dotrze do barki, z Tileańczyka zostanie mokra plama. Podbiegła jednak do łucznika.
- Przyjacielu, potrzebujemy cię tam pod pokładem! - zawołała zatrzymując się przy elfie. - Możesz iść? Pomóc ci? - spytała się i rozejrzała. - Poczekaj chwilę i zbierz siły...
Najszybciej jak tylko mogła pobiegła do ciał zabitych i zebrała wszystkie noże, jakie znalazła, do tego dwie kusze i bełty. Kiedy była już gotowa, wróciła do elfa i jeśli potrzebował, pomogła mu dojść do barki. Uzbrojona czuła się nieco pewniej, może jej noże niewiele zdziałają, ale będzie próbować rzucać mu w oczy i między nie. Przy odrobinie szczęścia uda się oślepić bestię.
- Uważaj, to coś wygląda... jak jakaś ogromna mysz czy szczur - uprzedziła elfa. - Jest szybkie i cholernie silne, jakbyś był w stanie to coś ustrzelić...
Westchnęła ciężko, oby Luca jeszcze żył.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

-Zależy, co rozumiesz jako "wyjechać". Ja wciąż jestem w drodze, nigdzie nie zagrzewam na długo miejsca... Ale jeśli chodzi ci o wyjazd gdzieś, by tam się osiedlić, to na razie to odpada, za młody na to jestem- elf uśmiechnął się pod nosem.

***

Ucieszył się w duchu, że Luca i Castinaa przyszli mu z pomocą. Zawsze do jakieś wsparcie... Tymczasem Gildiril zaciskając zęby szył dalej z łuku. Trafił. W końcu trafił, jeden z kuszników padł na ziemię. Elfa nieco zamroczyło, pewnie dlatego, że już dawno nie otrzymał w walce takiej rany... Chociaż po tym, co zobaczył kątem oka, jego rana wcale nie była najpoważniejsza...

- ŚMIERĆ WYZNAWCOM CHAOSU!
zabrzmiał krzyk wycofującego się Adolphusa, a jak się miało okazać za chwilę, to były jego ostatnie słowa. Wyznawców Chaosu? Za kogo on ich wziął i dlaczego? Dziwne... Jednak zastrzelony Adolphus nie mógł już im odpowiedzieć na żadne pytanie.

Reszta drużyny pobiegła w stronę barki. W tym czasie Gildiril powlókł (to dobre słowo) się w stronę Ulricha, zobaczyć co z rajtarem. Był ciężko ranny, ale żył i oddychał, a póki oddychał, to mogło być gorzej. Po chwili usłyszał krzyki reszty. Widać mieli problemy... Co to za bestia? Skąd to się tu wzięło? Ech, za dużo pytań kłębiło się w umyśle Gildirila.

Przyszła po niego Castinaa... Sytuacja spieprzyła się na całej linii. -Iść mogę, ale jeśli mi pomożesz to będzie szybciej- powiedział, po czym z pomocą Tileanki ruszył ku barce. Oby jego łuk faktycznie się na coś tam zdał.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Bełt wyleciał z kuszy łowcy nagród. Ulrich zdążył tylko pomyśleć: „Nie trafi” zanim poczuł straszny ból. Odebrało mu dech w piersiach. Zdołał zrobić jeszcze tylko jeden mały krok zanim padł na ziemię. Przez dłuższą chwilę nie wiedział co się dzieje dookoła. Słyszał jakieś krzyki…
-ŚMIERĆ WYZNAWCOM CHAOSU!
Potem był wystrzał. Dwa razy – to chyba Tileańczyk. De Maar miał taką nadzieję, bo więcej przeciwników byłoby, delikatnie mówiąc, „problemem.”

Zobaczył jaką twarz. Przez krótką chwilę przyszło mu do głowy, że może jednak umarł ( "Co?! Niedorzeczność!" ), ale zaraz rozpoznał elfa. W pierwszej chwili nie był pewien, czy to dobrze, czy źle… Odruchowo spróbował się podnieść, co spowodowało tylko falę bólu.
- K**** wasza mać… - w tej chwili było to wszystko co miał do powiedzenia. Spoglądał na Gildirila oczyma pełnymi wściekłości na samego siebie. Jak mógł pozwolić się tak urządzić?! I to jeszcze nie w uczciwej walce, a przez strzelca. „Strzelca!” Nagle zjawiła się Castinaa.
- ...potrzebujemy cię tam pod pokładem! – mówiła. Szlachcicowi znowu odebrało dech. To znaczy, że ten stwór ciągle żyje. Trzeba przyznać, że Ulrich nie tak wyobrażał sobie „walkę” z nim. W obecnym stanie nic nie poradzi. Psiakrew, będą mieli szczęście jeśli z tego w ogóle wyjdą żywi! De Maar widział jeszcze oddalających się elfa i dziewczynę. Zacisnął zęby i szybkim ruchem ułamał pocisk wbity w jego ciało. Grot trzeba będzie potem wyciągnąć (Ulrich sam zdziwił się jak daleko wybiega myślami w przyszłość), a bełt sterczący z piersi nie ułatwia poruszania się... Ból sprawił, że aż pociemniało mu przed oczami, mało nie stracił przytomności. Wszystkie siły go opuściły. Wzrokiem szukał broni… jakiejkolwiek broni. „Chyba miałem tu gdzieś moją szpadę…” myślał. Cichy głos – zapewne rozsądku - w środku pytał jednak: „No i co z nią zrobisz? Po co ci broń, skoro i tak nie dasz rady jej użyć?” Jak to jest? Ulrich walczył z wieloma przeciwnikami i pokonywał najtrudniejsze przeszkody. A teraz nie mógł zwyciężyć własnej bezsilności. Z głuchym stęknięciem obrócił się na bok, aby móc skupić wzrok na barce. Modlił się do wszystkich bogów, aby ta podróż nie skończyła się tutaj. Nie w ten sposób.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Drużyna

Arienati wybiegła na pokład tuż przed rycząca z bólu i wściekłości bestią i tuż przed wylatującym ze środka Lucą, którego stwór cisnął z całą siłą przed siebie. Sama bestia wybiegła tuż za nimi, w tym samym momencie jak skrytobójczyni pobiegła po elfa. Rozjuszony stwór dyszał wściekle, wolną łapą wyrywając rapier Orlandoniego, wbity na pół długości w jego pierś. Luca już zbierał się na równe nogi, gdy bestia znów podbiegła do niego i rzuciła nim o podłogę. I jeszcze raz. Orlandoni potoczył się uderzając o barierkę otaczającą cały pokład. Z głowy, rozciętego czoła i wargi płynęła krew. Wtedy z okrzykiem na ustach pojawił się Günter, który ciął stwora swym mieczem przez plecy. Bestia zaryczała z bólu, ale wciąż to nie był koniec. Teraz, w świetle latarni na pokładzie, Golem rozpoznał to stworzenie... przynajmniej mniej więcej. Był to jakiś rodzaj skavena, lecz jego postura była nadzwyczaj potężna a sam pysk nie przypominał szczura tak jak u normalnego przedstawiciela tych wynaturzeń.

Nagle pojawił się Gildiril wraz z Castiną i resztką sił wypuścił strzałę która utkwiła w barku szczurogra. Skaven ryknął i rzucił się w stronę Güntera, jednocześnie rzucając mu trzymane w lewej łapie dziecko. Zaskoczony reketer złapał niemowlę, upuszczając przy tym miecz, bestia zaś bardzo szybko, mimo poważnych ran, przeskoczyła z barki na ląd i zaczęła się oddalać. Pogoń była bezcelowa, stwór był niesamowicie szybki a wasze rany zaczynały dawać o sobie znać...

Nad wioską zapanowała nagle straszna cisza. Słychać było jedynie szum wody, kwilenie niemowlęcia... i jęk Ulricha, który zdołał wreszcie doczołgać się do barki z potwornym bólem w barku z którego sterczały resztki bełtu. Luca siedział opierając się o barierkę, dyszał ciężko i krwawił. Pod pokładem słyszeliście jęki Ninerl, Günter usiadł pod ścianą zaciskając zęby – był obolały, z nogi i ramienia sączyła się krew, rana na plecach dawała o sobie znać. Gildril kulał na jedną nogę z bełtem w podudziu, tylko Castinaa była cała i zdrowa. To była ciężka walka. Nie słychać było żadnych odgłosów z karczm, a ostatnie światła w domach pogasły. Josef powoli wygramolił się spod pokładu trzymając za głowę. Gdzieś w oddali rozległ się jedynie odgłos tłuczonego naczynia...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Serge »

Luca Orlandoni

Obolały siedział przez chwilę łapiąc oddech. Z czoła i wargi płynęła krew, ramię w które został zraniony parę dni temu znów promieniowało tępym bólem. Po chwili podniósł się powoli z pokładu i poprzez zawroty głowy dostrzegł jeszcze bestię zeskakującą na ląd, Arienati, Gildirila i trzymającego dziecko Guntera. Usiadł z powrotem opierając się o barierkę otaczającą pokład, w którą uderzył plecami ciśnięty przez szczura. Zęby mu szczękały a ręce trzęsły się jak u alkoholika.
Bestia zniknęła gdzieś między zabudowaniami wioski i zapanowała przerażająca cisza.

- Kkk-urwa, cco tto było? – jęknął w końcu Tileańczyk.
Chwiejnie stanął na nogach, jednocześnie przetarł swym płaszczem rany i sprawdził czy żebra są całe. Oparł się już stojąc o barierkę i widząc Castinę, ruszył do niej szybko. Za chwilę oboje rzucili się sobie w ramiona, całując delikatnie – rozbita warga Orlandoniego nie pozwalała na bardziej namiętny pocałunek.

Następnie Luca podszedł do leżącego nieopodal de Maar'a i najdelikatniej jak mógł wciągnął go wraz z rodaczką na pokład. Wciąż kręciło mu się w głowie. Rzucił okiem na ranę przyjaciela.

- Trzeba zorganizować lekarza, bo z Ulrichem jest naprawdę ciężko i myślę, że nie przeżyje za długo, a z pewnością nie tyle, ile by sobie tego życzył. Widziałem już parę razy takie rany i bez lekarza kończyło się to zazwyczaj źle dla poszkodowanego. - powiedział do towarzyszy. Następnie zwrócił się do Castinyy. - Idź do jakiejś karczmy po kogoś kto zna się na opatrywaniu ran, Cas... jakiś cyrulik lub zielarz w zupełności się nada. Ninerl chyba też potrzebuje specjalistycznej pomocy. Zresztą, nam wszystkim chyba się przyda... Gildiril, jeśli ten sterczący bełt pozwala ci chodzić, sprawdź co z Ninerl. Ja przeszukam ciała, a potem się ich pozbędę...

Powolnym krokiem podszedł do siedzącego, obolałego Güntera i wyciągnął do niego dłoń, by pomóc mu wstać.

- Dziękuję, mon ami. Gdyby nie ty i twój miecz, pewnie ten przerośnięty szczur załatwiłby mnie na cacy. - Luca uśmiechnął się lekko i za chwilę syknął z bólu. Rozcięta warga dawała o sobie znać i krwawiła nieźle. Ścisnął mocno dłoń towarzysza. - Odpoczywaj, dość się dziś napracowałeś, przyjacielu.

Skinął mu głową, a następnie ruszył powoli w kierunku leżącego nieopodal barki ciała Adolphusa. Zamierzał je dokładnie przeszukać i zgarnąć wszelką broń, inne przydatne rzeczy celem opchnięcia ich w Bogenhafen. Gdy skończył, zabrał się za wrzucanie wszystkich trupów do Reiku.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Deadmoon »

Günter Golem

W ferworze walki, w dodatku zalany falami bólu, Golem zaczął powoli tracić orientację. Na barce rozgorzał chaos - dosłownie i w przenośni, gdyż ich przeciwnik pod wieloma względami przypominał Skavena. Jednakże jego nietypowe rozmiary budziły wątpliwości co do rzeczywistej natury potwora.

Przed powolnym osunięciem się w przepaść utraty świadomości ochroniła go Ninerl, która mimo
bólu, który palił jej ciało, podpełzła, by pomóc olbrzymowi się otrząsnąć. Przez mgłę zobaczył jej pokrwawioną twarz, i bystre oczy, które mimo ran, wciąż pełgały bojowym blaskiem.

- Ogniem go... przynieście ogień, podpalcie... - wycharczał, lecz nim dokończył, obok niego gruchnął o ziemię Luca, powalony potężnym ciosem bestii. Między jękami rannych, bojowymi okrzykami, przekleństwami i nieludzkimi piskami i sykiem potwora Günter wychwycił płacz porywanego dziecka. Nabrał powietrza w obolałą klatkę piersiową, z trudem zerwał się na nogi i w desperackim doskoku natarł z mieczem na wroga.

Upływ sił i przewaga fizyczna ze strony bestii powodowały, że Golem ustępował mu pola raz po raz. Zajął go jednak na tyle długo, by Gildiril potraktował potwora celnym strzałem. Ten zawył z bólu i skoczył w stronę olbrzyma. Jednak zamiast zadać morderczy cios, wróg cisnął trzymanym dzieckiem, a sam salwował się ucieczką. Günter złapał z trudem dziecko i przytulił je do piersi. Bezpośrednie zagrożenie minęło, a wraz z nim odezwało się ogromne zmęczenie i palący ból.
Golem osunął się na kolana i z płaczącym dzieckiem przy ciele podpełzł do ściany. Tam przysiadł i znieruchomiał, gdyż wycieńczenie niemal paraliżowało mu wszystkie kończyny.

Powiódł zmęczonym wzrokiem po polu bitwy, po zniszczeniach, jakie wyrządziła walka z bestią i po rannych, sponiewieranych towarzyszach.
Zdobył się na nikły uśmiech:
- Zagrożenie zdaje się być... uchhh - nabrał z bólu powietrza do płuc - zażegnane. Przyznać trzeba, że w waszym towarzystwie nie można narzekać... na... nudę.
Chyba chciał coś jeszcze dodać, lecz kosztowało go to zbyt wiele sił. Wciąż przyciskał dziecko do piersi, jakby chciał je ochronić przed całym światem. Miał nadzieję, że rodzicom malca nic złego się nie stało...

Gdy Luca podszedł do niego i podziękował za pomoc, Golem skinął głową z uśmiechem. Skrzywił się z bólu i odparł z wyraźnym trudem.
- To była noc bohaterów. Każdy z nas uczynił to, co uważał za słuszne... - Znów nabrał powietrza, aż zaświszczało w płucach. - Nie dziękuj, panie Orlandoni, robiłem co do mnie należało...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Wilczy Głód »

Ulrich de Maar

Ulrich syknął z bólu. „Psiakrew!” pomyślał chyba już setny raz w ciągu tych kilku chwil. Trzeba przyznać, że walka naprawdę była imponująca. De Maar widział jak ten stwór potraktował Orlandoniego. Aż dziw, że Tileańczyk wyszedł z tego żywy. Ale Ulrich miał teraz poważniejsze rzeczy na głowie. Jęknął z bólu, gdy był wciągany na pokład. „Ech… Żeby Ulrich de Maar, syn Konrada de Maar nie mógł sam się o siebie zatroszczyć… do czego to doszło?” Mały Rycerz wodził dookoła oczami, nie do końca rozumiejąc jeszcze co się dzieje. Do jako takiej trzeźwości doprowadziły go głosy towarzyszy. Ból uporczywie dawał o sobie znać, przy każdym oddechu. Ciekawe za to, że teraz poparzona ręka i lekka rana na ramieniu wydają się błahostkami.
- Życzyłbym sobie… - wziął głębszy oddech – … żyć dłużej niż... może się wydawać. – szlachcic spróbował się uśmiechnąć, co w połączeniu z bólem spowodowało tylko dziwny grymas na jego twarzy. Przymknął lekko oczy i starał się nie ruszać za bardzo. Przypomniał sobie słowa dowódcy oddziału w którym niegdyś służył. „Jeśli boli, znaczy, że nadal żyjesz żołnierzu. Jak nie czujesz bólu…to medyk jest od tego, żeby bolało bardziej, jasne?!” Słyszał Orlandoniego… "...bez lekarza kończyło się to zazwyczaj źle dla poszkodowanego...", "...jakiś cyrulik..." Trzeba powiedzieć, że Ulrich chyba jeszcze tak mocno nie oberwał. No, może raz, wtedy gdy karczemna bójka wymknęła się spod kontroli, dawno temu.

Ulrich jakoś nie dopuszczał do siebie myśli, że może tutaj umrzeć. Nie wierzył w to. A może był po prostu za głupi, żeby o tym pomyśleć? „Przecież to nierozsądne. Co to by była za śmierć?” myślał. Jakby był jakimś wybrańcem bogów… albo obłąkanym. Teraz już dokładnie wiedział co czuł Świętej Pamięci Konrad de Maar wtedy, gdy niesławna bitwa się zaczynała. Ojciec miał wtedy obowiązek do spełnienia. Teraz Ulrich też ma. Spojrzał w kierunku Adolphusa – niech będzie przeklęty. Przemknęło mu tylko przez myśl, że znów nici z wyjaśnień. Zrobił się lekko śpiący. Męczący dzień... Sięgnął dłonią do naszyjnika z małym młotem. Umysł szlachcica był chyba teraz zupełnie poza kontrolą właściciela. Nie wiedzieć czemu czuł żal, że nie może już osobiście zabić łowcy nagród. Modlił się więc, o kolejne – tym razem szczęśliwsze dla nich – spotkanie z tym stworem. Teraz nie miał nawet okazji się z nim spróbować… Przełknął ślinę. „Napiłbym się czegoś mocnego…”
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ninerl »

Ninerl Tar Vatherain
Golem jakoś się podniósł i zaatakował stwora.
Wycieńczona bólem i ranami Ninerl mogła się tylko przyglądać.
Zauważyła lecącego gdzieś kupca, rzuconego przez bestię.
Gunter jakimś cudem sparowywał ciosy bestii. Nagle uszy dziewczyny uchwyciły świst strzały i potwór zaryczał.
Rzucił dziecko w powietrze- na szczęście Gunter zdążył je załapać.
Potwór wykonał sus i zniknął.
Ninerl odetchnęła z ulgą i skrzywiła się z bólu- żebra dały znać wyraźnie o sobie.
Spłyciła oddech i poczekała chwilę. Potem przyciskając do piersi ranną ręką, poruszajac się na trzech pozostałych kończynach, wypełzła powoli na pokład. Zaciskając zęby, wydostała się wreszcie na górę. Zauważyła Gildirila, z zakrwawionym udem i resztką bełtu, leżącego Ulricha iidącego gdzieś kupca. Tuż obok była jeszcze Arienati.
Położyła się na plecach. Musiała chwilę odpocząć.
- Gildiril, Arienatii...- odezwała się płaskim głosem, by nie oddychać za mocno - Moja apteczka, gorąca woda... szyybko- towarzysze nie wyglądali dobrze. Jednak da się ich połatać, ale ona njapierw musi usztywnić sobie rękę, owinąć żebra i znieczulić się trochę.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Megara »

Medyk, wyrwany na siłę z łóżka przybył szybko, jeszcze w koszuli nocnej z narzuconym jedynie paltem. Ulricha opatrzył szybko, wyjmując mu resztki bełtu i łatając ranę. Szybko uporał się też z Gildą i Wolmarem, których obrażenia nie były zbyt wielkie, aczkolwiek kobieta zemdlała z wrażenia, gdy okazało się, że zarówno jej mąż jak i dziecko żyją. Ninerl miała dwa pęknięte żebra, na które poszedł specjalny bandaż usztywniający, zszyte przedramię i ranę na głowie. Josefowi, Orlandoniemu, Gildirilowi i Gunterowi medyk zaserwował jedynie szycie, gdyż innych, poważniejszych ran u nich nie stwierdził. Poczęstował was również środkami uśmieżającymi ból, które już po chwili zaczęły działać. Za całą fatygę policzył sobie cztery korony, które zapłacił mu Luca. W tym samym czasie wyszło kilku przerażonych mieszkańców wioski, a także prowizoryczna straż, która tu rezydowała. Szybko wyjaśniliście co się stało, a sami strażnicy zdawali się rozpoznawać tutejszych bandziorów. O skavenie i Adolphusie nie powiedzieliście nic. Straż szybko zabrała zabitych, niewiele przejmując się całym zajściem.

W międzyczasie, przy świetle latarni, Luca przeczytał list znaleziony przy ciele Adolphusa, brzmiał on następująco:

„Do rąk własnych Herr Adolphusa Kuftsasa
Zajazd Dziewięć Gwiazd
Droga Middenheim-Altdorf

Drogi Herr Kuftsas,
Być może przypomina Pan sobie pewną rozmowę, jaką odbyliśmy ostatniego dnia Brauzeita w publicznej loży karczmy Hak i Topór w Nuln. Wspomniał Pan wtedy, że jest Pan zainteresowany działalnością pewnego stowarzyszenia, którego nazwy tu nie wymienię. Szczególnie zależało Panu na odnalezieniu śladów pewnej wysoko stojącej w hierarchii tej organizacji osoby, znanej jedynie jako Magiator Impadimetme.
Obecnie mogę potwierdzić każde z Pańskich przypuszczeń. Po Pańskim wyjeździe poczyniłem pewne delikatne kroki i zdołałem potwierdzić, że "gentelman" którego Pan poszukuje używa nazwiska Kastor Lieberung. Zgodnie z Pańskim planem, pod koniec miesiąca Jahrdrunga Herr Lieberung będzie jechał drogą do Altdorfu drogą z Middenheim. Zdobyłem również podobiznę Herr Lieberunga, którą dołączam do listu.
Pozostaję, Sir, Pańskim uniżonym sługą.
Q.F.”


Tileańczyk przy ciele łowcy nagród znalazł niewiele, ot, sakiewkę zawierającą dwadzieścia koron, którymi podzielił się z pozostałymi i rzeczony list z pieczęcią. Oprócz tego zgarnął cztery kusze i pięć mieczy, które zdecydował się sprzedać w Bogenhafen. Josef trzymając się za załataną głowę podziękował w imieniu Wolmara i Gildy, którzy teraz spali, lecząc się ran. Przewoźnik uparł się, aby już o świcie ruszyć w dalszą podróż. Tak też się stało, regenerując siły po ostatniej ciężkiej walce, tuż po wschodzie słońca ruszyliście ku Bogenhafen.

Koniec rozdziału pierwszego. Dziękuję Wam za świetną grę i zapraszam do komentarzy. Jeśli macie coś jeszcze do napisania kończąc ten rozdział, proszę bardzo. Niebawem rozpoczniemy część drugą.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg

Post autor: Ravandil »

Gildiril

Walka dobiegła końca. Gildiril ostatkiem sił wypuścił strzałę, która, choć dosięgła celu, nie zrobiła na potworze większego wrażenia. Całe szczęście, że w końcu uciekł... Drużyna mogłaby nie przetrwać dłuższego starcia.

Elf usiadł zmęczony na łóżku. Miał dość, choć nawet noga przestała już go tak boleć. Może to przez adrenalinę... Potem wszystko działo się jak przez sen. Gorączkowe opatrywanie ran, szycie zranionej nogi, próby stawiania na nogi bardziej poszkodowanych członków drużyny... Nie chciał już nawet myśleć o tym, co zaszło tego dnia. Lubił przygody i nowe doświadczenia, ale bez przesady... Co to było, do cholery? Nigdy nie widział jeszcze takiej maszkary... I do tego piekielnie szybkiej. Wyglądało też na to, że wpakowali się w niezłe g*wno, "przebierając" Ulricha za Kastora. "Chciwość nie popłaca... A jak już się jest chciwym, to trzeba to zrobić tak, by nie narobić sobie kłopotów" pomyślał elf. Na razie jednak wolał nie zastanawiać się nad sytuacją, więc położył się spać, bo z samego rana mieli ruszyć w dalszą podróż do Bogenhafen.

Dopisałem się jeszcze, bo nie zdążyłem między dwoma ostatnimi upkami :)
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany