[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos wybrał sobie ubranie ze sterty: dżinsy, bluzę i koszulę. Ani sen, ani nowe rzeczy nie zatarły złych wspomnień poprzedniej nocy. Umysł Kainity uspokoił się, ale nie ukoił. Szyderczy śmiech Raztargujeva brzmiał dręczącym echem w głowie Dietera, kierując jego myśli ku wizjom dekapitacji znienawidzonego wampira.

A czas płynął.

Poprzednia noc wywarła piętno na osobowości Ravnosa. Ostatecznie porzuciły go wątpliwości, powstał jasny cel. Dieter był nieludzką bestią, krytykowaną za postępowanie nawet przez swoich pobratymców. Przestał o to dbać. Bestia siedząca w nim była mu potrzebna.

Do polowania na inne bestie, wyprane z emocji i ociekające krwią.


Bestie takie jak Aleksander Raztargujev.



Dieter czekał, aż pozostali zbiorą się do kupy. Należało zacząć działać i opracować sensowny plan. Ale nie miał ochoty zabierać głosu. Poprzednio nie został wysłuchany i całość zakończyła się fatalnie. Teraz był ciekaw planów pozostałych Kainitów.

Bo wątpliwości nie ulegało, że bez planów polegną.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Indeksy giełdowe firm z Szanghaju i Tajwanu przelatywały przez ekran komputera. Zlecenia krótkoterminowe płynęły przez kable po połowie świata, by kapitał Kociaka wzrósł o kolejne dolary. Malkav chichotał cicho od czasu do czasu, starając się ukryć podekscytowanie.
- Jeszcze tylko porządny termometr i spora lodówka. - mruknął do siebie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mówi głośno. Wstał od komputera, teraz jeden tylko cel wypełniał jego umysł...
Ale są sprawy, które mimo wszystko należy załatwić wcześniej. Odwrócił się do Erwana.
- Naszych mordolejców trzeba wysłać na zwiad do magazynu - kiwnął głowami na Dietera, bo Jack gdzieś zniknął. - A my musimy załatwić sprawę u jubilera, i to zanim znów zamkną nam przed nosem. - zmierzył go wzrokiem, wciąż paskudnie się uśmiechając. - I tym razem to ja poprowadzę.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

- Glupie pytanie...- odparsknął gangrel, tak na prawde nigdy nie należał do osób niezbyt miło nastawionych do innyc toteż jego słowa były dość łagodne. Słysząc słowa Kociaka lekko się uśmiechnął. "Wykonywać polecenia Malkavianina... do czego to doszło"- choć nie przepadał za nim jednak jego słowa miały w sobie ksztyne prawdy. Jack zamierzał iść do tego magazynu, jednak nie dlatego że musi jednak dlatego że jest prawie pewień kogo może tam spotkać. Mimo ,że wiele w ten sposób ryzykuje to jednak musi uczynić właśnie to. Może w ten sposób dobiorą się do dup... temu całemu Aleksandrowi. Podczas swych rozmyśleń spojrzał po kompanach. W tej sytuacji wolałby iść tam sam, jednak biorąc Ravnosa może jakoś wyjdzie z tego obronną ręką. Dobrze że nie ma on kolejnych genialnych pomysłów, przecież ostatni prawie doprowadził ich do unicestwienia.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Nagle drzwi do magazynu otworzyły się. Wchodzący mężczyzna (którym zaraz okazał się Henry) podskoczył lekko, widząc Erwana i Jacka. Wyglądało na to że nie spodziewał się ich, obudzonych o tak ‘’wczesnej porze’’. Jego twarz była blada a wzrok zmęczony, jak już zresztą od dłuższego czasu.
Natomiast dzikie przerażenie w oczach mężczyzny nie było normalne. Zawsze był opanowany, wyluzowany i starał się nie denerwować.
- …mamy kłopoty.
Wycedził w końcu, nie dbając o otwarte drzwi. Gestem ręki Jack kazał mu je zamknąć... człowieczek w mundurze rozglądał się po klubie, stojąc kilka metrów za Jugsonem. Ten posłuchał się, lecz wciąż trząsł się… gdy mówił, jąkał się nerwowo, z trudem składając zdania.
- Byłem… dzi-dziś rano byłem po wasz wóz. To stare V-volvo. Cholera jasna! Przyszli za mną do klubu!
Ostatnie słowa niemal wypluł z siebie, odruchowo sięgając do paznokci (miał zwyczaj obgryzania ich, gdy był wściekły lub zdenerwowany). Erwan przyglądał się mężczyźnie z nieukrywaną uwagą. Głosy z poddasza ucichły. Jack klapnięciem wskazał Henry’emu skrzynię obok, nakazując mu by usiadł. Człowiek po chwili wahania podszedł do wampira, nie siląc się jednak by mu spojrzeć w twarz.
- Mówili, krzyczeli… podobno coś tam znaleźli. Nic nie mogłem zrobić! Mają nakaz, będą p-przeszukiwać cały lokal…
- Co znaleźli?
Bezbarwnym głosem wbił mu się w słowo Erwan.
- J-jakieś środki wybuchowe! Przysięgam, nic więcej nie mówili!
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Nie stracił opanowania. Nigdy go nie tracił, nawet w gorszych opresjach, więc czemu miałby je stracić teraz. Kilka sekund wystarczyło na opracowanie planu.
- Jack, Erwan, wynieście krew, komputer, mój pakunek i wszystko inne co mogą uznać za podejrzane. - powiedział, jednocześnie używając swojej tajnej broni - Zniekształcenia. Wyciągał policzki, rozciągał czoło, wydłużał ręce, jednocześnie zmieniając kolor na coraz ciemniejszy. - Dieter, spróbuj przy pomocy swoich iluzji odciągnąć tych policjantów jak najdalej od naszych pomieszczeń. Ja zajmę się resztą. - stwierdził, zmodyfikowawszy się na tyle, żeby być potem nie do rozpoznania. Nawet z jego oczu odpłynęło szaleństwo, zastąpione zimną logiką. Wyszedł do głównej sali, szukając wzrokiem policjantów. Każdego zauważonego najpierw obdzierał z poczucia obowiązku, a potem potęgował w nim lenistwo. Stał przy schodach prowadzących na piętro. Tak na wszelki wypadek.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Jeszcze tego brakowało - Ravnos warknął. Nie za dużo tych kłopotów na raz? Zaczynał tęsknić na dawnym bezstresowym "życiem", kiedy budził się o zmroku, by nasycić głód i dogodzić sobie na różne sposoby.

- Zmywać się stąd, ale już - machnął ręką na pozostałych. Ich nieporadność i wzajemne obwinianie za obecne położenie porządnie go irytowały. Jak współpracować z kimś, kto nie wykazuje dużej chęci do współpracy, tylko wciąż się boczy?

Poczekał, aż sprzęty zostaną wyniesione. Tkanie Iluzji rozpoczął od samego siebie. W końcu najważniejsze to wyjść z tego cało. Przybrał wygląd starego, zasuszonego sprzątacza, wyłysiałego, o pomarszczonej, bezzębnej twarzy, ubranego w sprany granatowy fartuch, drelichowe spodnie i rozlazłe trzewiki. U pasa zawisła na przybrudzonym sznurku mała szczotka do zamiatania.
Tymczasem ich pokój zamienił się w opustoszałą kanciapkę. Mała odrapana szyba w oknie, niechlujnie zawieszone firanki, w kącie pomieszczenia rozpadające się, spróchniałe łóżko, mała komoda otwarta na oścież, z której wysypywały się książki o II wojnie światowej. Mały czarno-biały telewizorek z połamaną anteną stanął na chylącym się ku upadkowi stoliku, a na ścianie zawisła stara tarcza do rzutek. Nad łóżkiem pojawiło się kilka wyblakłych obrazków w stylu pin-up, z uśmiechniętymi paniami z lat 50.
Całe pomieszczenie, mimo zapachu stęchlizny i ogólnego wrażenia starości było wysprzątane, nigdzie nie było ani grama kurzu.
Na drzwiach do kanciapy zawisła przekrzywiona tabliczka z napisem "Mr Ed". Podobny napis znalazł się na szarej naszywce na fartuchu.

Mr Ed zaczął się krzątać po korytarzu, nasłuchując odgłosów dochodzących z klubu. Na starczej twarzy zagościł głupawy, poczciwy uśmieszek.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Gangrelita spojrzał się z litością na Ravnosa i Malkavianina. Uśmiech ironiczny pojawił się na jego twarzy widząc ich gorączkowe podchody, aby jedynie uratować skurę. Według niego ich czyny były zbyteczne w swej formie i kosztowały zbyt wiele sił, jednak jak im mógł przemówić do rozsądku.

Jack skierował się w stronę klubu, miał nadzieje ukoić swoje zszargane nerwy. Chciał znaleśc sobie jakieś spokojne miejsce i obserwować poczynania policji. W razie czego wystarczyło wyjść na krótki spacer...
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Umysł Dietera skupił się, zaś mięśnie napięły się lekko. Całą uwagę poświęcał podtrzymywaniu swoich iluzji. Gdy wychodził z magazynu, przy drzwiach uprzedzili go Kociak i Jack, którzy posłali mu wymowne spojrzenia. Kociak? Ten czarny mężczyzna z długimi łapami to był na pewno on? Gdyby nie ten sweter, nigdy by go nie poznał.
Nie rozmyślając więcej, Ed skupił się raz jeszcze, wychodząc z pomieszczenia.
K**WA! ZARAZ! Sheisse! Skąd ten świr…
Obraz Eda wyblakł na chwilę, jakby ktoś wylał nań rozpuszczalnik. Szybko odegnał myśli ze swej głowy, ponownie nadając sobie wyrazistych kontur i kolorów. Między stołami do bilarda, rozglądając się w każdym kierunku, spacerowało dwóch mundurowych. Jeden z nich, krzepki facet z krótkimi, czarnymi włosami, wodził palcami po blacie stołu. Po chwili jego oczy powędrowały ku zamaskowanemu, lustrując go przez chwilę. Ed tylko krzątał się wokół, nie zwracając uwagi na policjantów. Obok niego stanął Kociak, odrywając wzrok policjanta od towarzysza. Drugi z śledczych wszedł do biura właściciela, zaproszony przez Annę. Był to wysoki, chudy mężczyzna z długimi, związanymi w kuc rudymi włosami. Wyglądał trochę jak patyczak.
Myśl przepłynęła przez głowę Kociaka, wywołując niekontrolowany uśmiech na jego twarzy.
Tymczasem Dieter przeżywał istne piekło. Każdy nerw w jego ciele pulsował, zaś podejrzenia i domysły wpływały niekontrolowane do jego głowy, całkowicie dekoncentrując. Obraz Eda zamazał się lekko, nim z powrotem wrócił do dawnej postaci. Wampir zaczął się zastanawiać, czy aby gliniarz tego nie zobaczył.

Jack zszedł po schodach, starając nie zwracać na siebie uwagi. W duchu czuł się lekko winny, bezużyteczny, zostawiając towarzyszy na pastwę losu.
Klub był jak zwykle zapełniony, lecz tym razem nie występował żaden artysta. Aromat tytoniu uderzył jego nozdrza, zaś uszy zaatakował chaotyczny gwar. Przy barze siedziała jak zwykle duża grupka ludzi. Paru azjatów, mówiących coś w niezrozumiałym dla wampira języku, obok kilku białych, popijających spokojnie ze swoich butelek. Kilka kusząco ubranych kobiet, zażarcie rozmawiających z Barrym, wywołując na jego (i ich też) pełne rozkoszy uśmiechy. Lecz ten nie był w pełni skoncentrowany. O nie… Jack widział jak barman kątem oka śledzi kogoś. Tym ‘’kimś’’ okazał się niski, otyły mężczyzna chodzący z notatnikiem po klubie. Miał na sobie skórzaną brązową kurtkę, zasłaniającą jego ubiór. Nosił staro wyglądające, choć bardzo zadbane sztruksowe spodnie, równie brązowe co jego kurtka. Misterna brązowa bródka na jego twarzy podkreślała jego mocne rysy, a także –ku spostrzeżeniu Jacka- pasowała do jego całkowicie łysej głowy. Z jego oczu promieniował spryt, doświadczenie, inteligencja… dokładnie śledził każdy szczegół lokalu.
Chwilowo spuszczając go z oczu, wampir powrócił do barku. Szybko rozpoznał Julesa- chłopaka córki Henry’ego- rozmawiającego przy kielichu z jakimś blondynem. Szybko spostrzegł, iż był to ten sam partner zamordowanej w klubie dziewczyny.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

"Coś mi tu śmierdzi." - Kainita wymknął się tylnim wyjściem na zewnątrz baru. Był ubrany w stary, szary prochowiec oraz kapelusz, które czekały w szafie na czarną godzinę. Teraz postanowił odrobinę się przewietrzyć i podjechać do jubilera taksówką. Stanął przy chodniku, wypatrując charakterystycznego samochodu.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Podszedł do policjanta, uśmiechając się lekko.
- Co wy tu robicie, panowie? Przecież Henry to porządny chłop, wątpię żeby coś miał na sumieniu. - wampir przysiadł na brzegu stołu. - Chciałem się zapisać do policji, więc może póki tu czekasz, poopowiadasz mi trochę o swojej pracy? - jednocześnie wampir sondował jego umysł, szukając poczucia obowiązku i starając się je jak najbardziej przytłumić. Może uda się go potem wziąć na piwo?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos - Mr Ed - wędrował od stołu do stołu ze szmatką i szczotką, usuwając kurz i inne zabrudzenia. Przysłuchiwał się rozmowom, szczególnie interesowało go co do powiedzenia i na jaki temat ma znany skądinąd blondyn.

"Znowu on..." - pomyślał. - "Jeżeli tym razem się nie odczepi, to trzeba będzie użyć innych sposobów".
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Samotna, podobna do żuka taksówka stała niedaleko klubu. Erwan podbiegł do niej, rozmyślając o wydarzeniach w klubie.
Im mniej tam wampirów, tym lepiej.
Doszedł do prostego wniosku, że najlepiej będzie jeśli po prostu wróci do zadania.
- Dokąd?
Spokojny, mocno akcentowany głos odezwał się z przedniego siedzenia.
- Dobry wieczór.
Odparł lekko lekceważącym tonem Jones. Wygodnie usadowił się na tylnim siedzeniu, spoglądając po chwili w lusterko. Z zewnątrz słyszał jak całkiem przypadkowi ludzie, rozmawiają głośno o policji w ‘’Niebie’’. Wampir spojrzał się w lusterko. Zauważył tam kręcone czarne włosy, opadające na złocisto brązową twarz. Oczy mężczyźnie zasłaniały ciemne, okrągłe okulary.
- Zamierza pan w nich prowadzić?
- Mam świetny wzrok.
Spokrewniony uspokoił się… nic nie wskóra biegając wokoło, grożąc ludziom.
- Tak więc… dokąd?

Obok Eda przeszedł Jack, posyłając Ravnosowi lekkie szturchnięcie łokciem.
Głupi Gangrel… Aghhh!
Na krótką chwilę, pusta dziura pojawiła się zamiast oka dozorcy. Ten spotkał zaraz kilka zdziwionych –lecz szczęśliwie dla niego pijanych- spojrzeń. Skwitował je tylko sztucznym uśmiechem, po chwili wracając dalej do udawania. Czuł jak obraz przed oczami zamazuje się… bał się że zaraz zwariuje. Podszedł bliżej Julesa, ciekawy jego konwersacji z blondynem.
- …mówię ci, rzuć ją póki możesz. To zwykła dziwka, jak wszystkie inne.
- Nie mów tak o niej Pete.
Wściekłym tonem odpowiedział mężczyzna.
- Ach tak… *przepraszam*.
Zadrwił Peter. Po chwili, powrócił do zwykłego toku rozmowy.
- To jak… jak myślisz co psiaki robią w lokalu? Kumple mówią że chodzi o jakąś nielegalną broń. Serio?
Jules westchnął. Nie do wiary! Jak mógł w ogóle tak myśleć?
- Anna milczy. Jej ojciec zawsze był jakiś dziwny… a te typy co się tu kręcą? Aż mi ciarki przechodzą…
- Słyszę cię bracie…
Pociągnął kolejnego łyka ze swojej butelki, mocno odstawiając ją zaraz na blat.
- Tak… patrz, coś ci pokażę.
Rozchylił lekko kurtkę. Twarz drugiego mężczyzny zmarszczyła się, lecz nie powiedział ani słowa. Przynajmniej tak się Dieterowi zdawało… trudno usłyszeć szept z tej odległości.

Policjant zaczął przyglądać się Kociakowi, zaczynając od stóp aż po czubek głowy. Gdy jego wzrok zatrzymał się na pszczole, wybuchnął śmiechem.
- Jak masz na imię chłopcze?
Ach tu jesteś… jesteś już mój. Silna aura oddania, poczucia obowiązku… wykraczająca poza emocje, dochodząca do rozumu. A lenistwo? Tak, zupełnie jak w każdym człowieku… Uczucie się potęgowało, lecz… aaj! Czemu wcześniej na to nie wpadłeś? A może nie była to świadoma decyzja… nie chciałeś wiedzieć. Policjant zresztą też nie.
- Nie ważne, spieprzaj popaprańcu. Co za śmierdzące miejsce! Mam dosyć tej roboty!
Splunął na podłogę, po czym ruszył pośpiesznie ku schodom. Tak… poczucie obowiązku? Jasne… ale do swojej rodziny, nie do żałosnego społeczeństwa. Ciekawe ile będzie odczuwał ten gniew… lub go zaakceptuje, jako swój własny wymysł, by potem zacząć się nim kierować.
Drugi policjant był teraz w biurze Henryka. Kociak odwrócił głowę w tamtym kierunku.
Nagle upadł. Jego skóra ponowie przybrała białej barwy… dygotał. Jego ciało zaczęło piec, gdy ponownie przybierał swój stary kształt. Ale był pewien iż to nie było powodem.
Zimny, ostrzejszy i bardziej okrutny niż cokolwiek i kiedykolwiek słyszał, głos przemówił mu w umyśle… nie słowami, lecz i tak to zrozumiał.
Groźba.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Zwinął się w kłębek. Jednego mniej, to na razie musi wystarczyć, przemknęło mu przez głowę. Wtoczył się pod stół do bilarda i tam rozpłaszczył na ziemi.
- A ja i tak dam sobie radę. - wywarczał w przestrzeń, pewien że ten który mówi w jego umyśle na pewno go usłyszy. - A nawet jeśli nie, to jestem kotem, mam dziewięć żyć. - parsknął.
Czekał.
Płacząca Dziewica?
Czy kobieta mogłaby mieć taki głos?
Czy mężczyzna jest Płaczącą Dziewicą?
Czy ona... on? Ma w ogóle płeć?
I dlaczego do wszystkich diabłów mieszanka kwasu azotowego i urotropiny nie może się podgrzać powyżej 40 stopni?
Pieczenie minęło, Kociak wylazł spod stołu.
Zbyt wiele pytań, a za mało odpowiedzi.
Otrzepał się z kurzu i podszedł do stojaka na kije, znów zmieniając kolor skóry, tym razem na żółty, i zmniejszając swój wzrost o dobrą stopę.
Zasłona wciąż trzyma się mocno.
Rozciągnął oczy do skosu. Zniekształcenie to potężna broń. Podniósł kij ze stojaka i ruszył ku schodom na dół.
Trzeba spojrzeć na ten świat Oczami Chaosu, ale jeszcze wiele krwi upłynie, nim Kociak zdoła oślepnąć na ten świat.
Zszedł na dół i zaczął przepychać się między ludźmi, szukając jakichś dwóch lub trzech pijanych facetów, z którymi mógłby zacząć bójkę.
A może rację miał Budda...?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Tremere wyjrzał przezokno. Zaczynał padać drobny śnieg, a ulicami ciągle chodziły tłumy przechodniów. Wampir zamyślił się, jednak po chwili został wyrwany pytaniem taksówkarza. Erwan wskazał mu drogę do sklepu jubilerskiego. Spradzwił jeszcze tylko czy ma ze sobą portfel. Miał. W środku spoczywało sto dolców w kilku banknotach, po 10, 20 i 50 dolarów.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos, z trudem utrzymujący iluzję Mr Eda, przysłuchiwał się rozmowom dwóch chłopaków. Zaciekawił go ten moment konwersacji, w którym zniżyli ton głosu do szeptu.

"Hmmm....zbyt wiele się nie dowiem..." - pomyślał.

W oddali Kociak rozmawiał z policjantem.

"Może i jest szalony, ale ten chłopak to urodzony kombinator. To dobrze, razem moglibyśmy wiele zdziałać" - stwierdził, przyglądając się, jak zręcznie Błazen pierze mózg gliniarzowi.

"Jednego mniej, ale ciekawe co z drugim" - zasępił się w obawie, że Henry mógłby się ugiąć i przypadkiem coś chlapnąć.

Dieter, zmęczony utrzymywaniem złożonej iluzji, postanowił udać się do schronienia. Zaszył się cicho w pomieszczeniu, upewniwszy się, że nikt go nie śledzi. Na wszelki wypadek wejście do kryjówki dyskretnie zamaskował przed niepożądanymi gośćmi.
Czekał na wieści od pozostałych. Szczególnie od sprytnego Kociaka, bo Gangrel i Tremere zdali się zdezerterować i pozostawić schronienie na pastwę intruzów.
Cóż, myślenie o tyle nieskomplikowane, co nierozsądne.

Po raz kolejny żałował, że współpraca w "zespole" po takim czasie działania wciąż przychodzi z oporem. Jednocześnie zaczął wiązać nadzieje na współdziałanie z Błaznem.
- Czas pokaże... - westchnął do siebie i zamarł, zamknąwszy oczy w oczekiwaniu.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Wskazówka na zegarze poruszyła się. Było już w pół do dwudziestej. Kociak wstał, otrzepał się lekko z kurzu… i postawił pierwszy krok.
Nagle świat zawirował, zdzierając fałszywą powłokę. To, co cię teraz spotkało… nie, nie było już zmysłów. Był jedynie ten olbrzymi ból, nienazwany strach i drążący sztylet… czuł jak jego esencja, on sam, jego krew stają się ofiarami potwora.
Upadł, osuwając się na kolana.
Usta rozwarły się mu w niemym okrzyku, zaś napięte mięśnie zesztywniały i żadnym sposobem nie mógł nimi poruszyć. Czuł jak gorąca vitae przepływa przez jego żyły, jakby pragnąc się uwolnić. Całun ciemności okrył jego umysł… nic nie słyszał, nic nie czuł, nic nie widział. Lecz zaraz ponownie, niczym kontratakujący jastrząb, zlatując na swoją ofiarą, nieludzki ból uderzył w ciało wampira, rozdzierając je w pół od środka. Błagam, błagam! ZABIJ MNIE!

Nagle nastała cisza. Kociak otworzył powieki… jego oczy żrąco piekły, jakby wylał na nie kwas. Powoli spojrzał na swe ramiona, dłonie, nogi… z pulsujących bąbli, wyciekały stróżkami ślady krwi.
Nie pokonasz mnie.

Czy to był on sam? Cierpienie odeszło… lecz wraz z nim tłumiąca rzeczywistość powłoka, zaś gdy ona zniknęła, bóle fizyczne ogarnęły ciało nieśmiertelnego, zadając piekących i wyniszczających katorg. Jedynym zmysłem który nie cierpiał, który wciąż pozostawał… był słuch. Wtedy wampir usłyszał bardzo wyraźnie.

‘’Na żywo z Los Angeles, sławetnego miasta aniołów! Geil Hackmann.’’
Kierowca pogłośnił radio. Przez krótką chwilę spojrzenia jego i Erwana spotkały się. Czarnoksiężnik szybko się odwrócił, nie mając wielkiej chęci spoufalania się z mężczyzną. Jego wzrok powędrował ku rozświetlonym budynkom, oraz masom ludzi, spokojnie przemierzających chodniki. Ponownie udało im się uniknąć korków… lecz nie tym nieszczęśnikom niedaleko. Przekleństwa, trąbienie i gniewne okrzyki wypełniły zimne powietrze, kontrastując z odległym śpiewem kolęd. Mimo że Boże Narodzenie minęło, zaś ludzie ponownie wracali do dawnego toku życia, ruch na świąteczne podarki, czy specyficzny świąteczny nastrój się nie skończył. Ta myśl wywołała uśmiech na twarzy wampira.
‘’Terrorystyczne ataki? Wojny gangów? Kto stoi za ostatnimi wydarzeniami, które ogarnęły całą Kalifornię? Setki ludzi wyległy na ulicę, w protestacyjnym marszu. Chcą zmusić rząd do interwencji.’’
- Mam zmienić stację, proszę pana? Zdaje się że grają teraz mecz.
Erwan milczał, nagle zasępiony i ponury. W duchu żałował że nie został z resztą, ale misja była ważniejsza. Gdyby zawiedli, interwencja policji i tak by nic nie znaczyło. Nie było by ‘’Nieba’’ do którego mogliby wrócić…
‘’Religijni fanatycy, także wylegli na ulice ze swoimi tablicami. Twierdzą że ‘’koniec jest bliski’’… wskazują na niewyjaśnione porwania, oraz na bardziej przypadkowe wydarzenia, takie jak anomalie pogodowe w Santa Monica. Przypominam że już od ponad tygodnia, w mieście nieprzerwanie pada deszcz. Wielu mieszkańców wyprowadziło się do okolicznych miasteczek i wsi, jedynie garstka postanowiła wybrać większe części miasta. Nie ma podstaw do paniki- twierdzi jeden z zostających, mężczyzna przedstawiający się nam jedynie jako Mercurio.''
- Jesteśmy już prawie na miejscu. Proszę uważać, wielu nieprzyjemnych typów kręci się ostatnio w tej okolicy.
Słowa taksiarza wyrwały Jonesa z zamyśleń. Rzeczywiście, w oddali dało się dostrzec znaj.. Cholera! Zapomniał narzędzi do cięcia… cóż, trzeba mieć nadzieję że słowa pomogą tam, gdzie mięśnie nie podołały.
Gdzieś w ciemnej alejce, śnieg przykrywał ciało bezdomnego… para złowrogich oczu błysnęła w ciemności.

Kociak wstał na równe nogi. Krwawienie ustało, następnie zmusił się by zasklepić bąble. Całym wysiłkiem woli skoncentrował się na bólu, uśmierzając go i ostatecznie niwelując źródło. Po kilku minutach, które spędził siedząc z boku, z dala od ciekawskich oczu, rany zniknęły… jedynym wspomnieniem po nich, pozostawało to niemiłe pieczenie. A może tylko mu się zdawało?
Przestał słuchać reportażu z telewizji, i zamiast tego skierował się ku schodom. W jego obłąkanym umyśle, powstawał już plan… niespodziewanie ktoś go wyrwał z knucia spisków, potrąceniem łokcia. Był to nikt inny jak Dieter, tak skupiony podtrzymywaniem swej iluzji, iż niemal nie mógł znaleźć klamki od drzwi do magazynu. Chwilę potem, zniknął za przejściem. Natychmiast powietrze rozluźniło się, jakby wcześniej było uciskane czyjąś żelazną pięścią, narzucają swój reżim rzeczywistości. Wampir nienaturalnym dla niego (lecz jak najbardziej ludzkim) oddechem wciągnął wraz z powietrzem, tą cudną atmosferę rozluźnienia. Dobrze wiedział co musi robić.
Mimo iż w jego umyśle kiełkował na nowo spokój, wciąż nie mógł odepchnąć strachu przed tajemniczą siłą. Któż, och któż mógłby tak zastrzegać sobie prawo do jego mocy? Na krótką chwilę, absurdalna myśl zawitała do jego głowy. Ten jedynie prychnął, odrzucając tak niedorzeczne stwierdzenie. Zszedł po schodach, wypatrując swych ‘’idealnych’’ ofiar.

Dieter padł na swoje łóżko. Usychał ze zmęczenia… nigdy wcześniej, nie tkał iluzji tak potężnej, tak skomplikowanej. Podświadomie słyszał, jak zamieszkujący jego duszę potwór rechota paskudnie, wyzywając go na walkę. Jeden na jednego, w jego własnym umyśle… walka o duszę i o ciało. Spojrzał na klapę w podłodze… zsuwając się z łoża, skoncentrował się raz jeszcze, próbując zmienić rzeczywistość… wprowadzić paradoks. Nie mógł, nie potrafił, nie miał sił by to zrobić. Nie ważne jak się starał, przed oczyma nadal tkwiła mu stara, drewniana klapa. Nie ma sensu się tak przemęczać- pomyślał.
Przede mną jeszcze cała, długa noc…

- Wtedy ja jej mówię- ‘’Ty zdziro!’’ A ona jeb mi liścia!
Łysy facet, ubrany w białą bluzę z wyeksponowanym znaczkiem adidasa, z postury wyglądający na boksera a przynajmniej bramkarza, zaśmiał się głośno. Miał wysoki, basowy głos… na jego dźwięk, dwójka jego kumpli odpowiedziała tym samym.
I-D-E-A-L-N-I-E
Ze złośliwym uśmieszkiem, wyobrażając sobie to co się miało stać, Kociak podszedł do mężczyzny. Poklepał go od tyłu w ramię.
- Czego?
Ciepły oddech, niosący na swej fali mieszankę kotletów, kwasów żołądkowych i spirytusu, uderzył w nozdrza Kociaka.
- Tak naprawdę, to nic.
Osiłek odwrócił się, śmiejąc się głupawo do swoich kumpli. Po chwili znowu poczuł klepanie na ramieniu.
- K**wa! Oddychanie ci się znudziło, czy jak!?
Wampir zrobił niewinną minę małego dziecka, przyłapanego na kradzieży cukierków. Wpatrując się tym słodkim wzrokiem w człowieka, śmiał się w duchu z ironii.
- Tak… jakieś czterdzieści lat temu.
Osiłek zrobił zmieszaną minę. Na ułamek sekundy świat zastygł w miejscu. Nie było gwaru, nie było tłumu, nie było słychać nawet jednej słabej nuty, ni hałasu z ulicy. Było za to widać szarą pięść Kociaka, pędzącą jak wielki kamień w kierunku oka człeczyny.
Trach! Cios przyjął się prosto w twarz przeciwnika, odrzucając go w tył. Ten, wywrócił się na stolik, rozlewając piwo na swoich kumpli. Ci poderwali się gwałtownie, wyciągając łapy w kierunku wampira. Jeden z nich, człowieczek z wytatuowanym wężem na głowie, złapał biednego Malka za szyję, potężnym lewym sierpowym tłukąc w jego skroń. Szok tego uderzenia przeszedł ciało Kociaka, lecz adrenalina właśnie przekłada się na parę w łapach.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Mów mi shifu, śmieciu. - warknął, jednocześnie wyprowadzając zdradziecki cios kijem bilardowym trzymanym w lewej ręce, uderzając prosto w splot słoneczny.
- Doznasz Iluminacji! - krzyknął, chwytając kij oburącz i uderzając z całej siły w skroń wytatuowanego. Odskoczył do tyłu, rozejrzał się czy stróże prawa już zorientowali się w bójce. Zaczął to tylko po to, żeby wyciągnąć tych frajerów z knajpy, w końcu.
- Bo-do. - stwierdził i zaśmiał się, nie unikając ciosów, za to rozdając własne. Gdy tylko policja dotarła w pobliże miejsca rozróby, dalej trzymając mocno kij ruszył w kierunku wyjścia.
- Shaolin! - krzyknął. Uciekał zaułkami, licząc na to że jacyś miejscowi zajmą się policyjnym ogonem. Nie chciał bić ich sam, bo mógł zostać zapamiętany.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany