[D&D] Tolerancja

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
-Balladę?
Zapytała patrząc na przerażonego mężczyznę.
-Co powiesz na jakieś skoczne szanty, w końcu mamy się zabawić... i skopać tyłek tym bestyjkom!
Mówiąc to uśmiechnęła się patrząc na resztę przybyszów gotowych do walki.
Zapytała patrząc na przerażonego mężczyznę.
-Co powiesz na jakieś skoczne szanty, w końcu mamy się zabawić... i skopać tyłek tym bestyjkom!
Mówiąc to uśmiechnęła się patrząc na resztę przybyszów gotowych do walki.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: Tolerancja (D&D)
Arnaea Kariani
Aranea w mgnieniu oka stanęła na nogi, w jakiś niepojęty dla zwykłego śmiertelnika sposób dobywając ogromnego miecza, przytroczonego do pleców. Trzymając go oburącz, lekko ugięła kolana, ciężar ciała rozłożyła idealnie równo. Rozglądała się, czekając na moment, gdy dojdzie do zwarcia.
- Na szanty jest trochę za sucho - zauważyła, gestem głowy wskazując pustynię. - Ale zagraj.
Aranea w mgnieniu oka stanęła na nogi, w jakiś niepojęty dla zwykłego śmiertelnika sposób dobywając ogromnego miecza, przytroczonego do pleców. Trzymając go oburącz, lekko ugięła kolana, ciężar ciała rozłożyła idealnie równo. Rozglądała się, czekając na moment, gdy dojdzie do zwarcia.
- Na szanty jest trochę za sucho - zauważyła, gestem głowy wskazując pustynię. - Ale zagraj.

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
-zgoda...-rzekl bard, po czym zaczal spiewac-delikatnie falszujac gdy orkowie napinali cieciwy.Urwal, gdy orkowie byli naprawde blisko.
Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek
Morskich opowieści.
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.
Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Przyszedł bosman do tawerny,
Piwo!!! wrzasnął gromkim głosem
I od razu dostał w zęby -
Nie powiedział "proszę".
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.
Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek
Morskich opowieści.
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.
Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Przyszedł bosman do tawerny,
Piwo!!! wrzasnął gromkim głosem
I od razu dostał w zęby -
Nie powiedział "proszę".
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
-Szanty... Na pustyni! Ten bard ma niepokolei w głowie! - Krzyknął Gorim do Indimara.
- Przygotuj się, będę was osłaniał! - krzyknął wyjmując topór i wypatrując pierwszego lepszego orka.
- Chodźcie tu skurczybyki....
- Przygotuj się, będę was osłaniał! - krzyknął wyjmując topór i wypatrując pierwszego lepszego orka.
- Chodźcie tu skurczybyki....
For Honor & BIG Money!

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Dla wszystkich
Słońce przygrzewało niemiłosiernie. Cały pustynny widok wydawał się taki monotonny, spokojny i wręcz leniwy. Był zaprzeczeniem wydarzeń rozgrywających się nad oazą. Tu wszystko było, aż do bólu dynamiczne, płynne i... Zaskakujące.
Nawałnica orków ruszyła biegiem w waszą stronę. Zielone twarze wyrażały dziką rządzę krwi, natomiast ich zielone usta eksplodowały plugawymi i niezrozumianymi przez was wyzwiskami. Kiedy wszyscy szykowali się do przyjęcia pierwszego ciosu, z Errerem zaczęło się dziać coś dziwnego... W moment zbladł jak upiór i padł na ziemię, wijąc się na niej konwulsyjnie. Samotna strzała przecięła powietrze w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa waszego przyjaciela. Uzmysłowiło to was, że nie czas oglądać się na Errera, a walczyć o przetrwanie. Orkowie nadal biegli ile sił w płucach w waszą stronę. Paladyn myśląc- *Może i bym pobiegł do tych orków, ale nie chcę, żeby łucznicy zrobili ze mnie jeża*- postanowił stanąć obok krasnoluda w obronnej pozycji. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ już po chwili w wyciągniętą przed siebie tarczę Indimara, wbiła się strzała z bardzo nieprzyjemnym dla ucha brzękiem. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby strzała trafiła w nieosłoniętą pancerzem pierś mężczyzny... Gorim postanowił odpowiedzieć ogniem. Dobywając swojej kuszy, przypominał sobie godziny treningów spędzonych na strzelnicy: *Jak to szło? Wyceluj, wstrzymaj oddech i pociągnij* . Zrobił dokładnie tak, jak pomyślał i zrobił wszystko idealnie. Jeden z orków upadł na ziemię, a zakrwawiona strzała wbita w jego głowę napawała strzelającego dumą: Tak jest dziecinko- krzyknął krasnolud do swojej kuszy "dając jej buziaka"- Jesteś cudowna! Skończywszy mówić odrzucił "dziecinkę" gdzieś za plecy, a w jego silnych słoniach pojawiło się drzewce ogromnego topora. Gdzieś z tyłu dało się usłyszeć śpiew barda, który w jakiś tylko jemu znany sposób, wyzbywał drużynę od strachu i napawał pewnością siebie. Do śpiewu barda dołączyła się Samanta ze swoją inwokacją, recytowaną melodyjnym głosem. Wampirzyca wyciągnęła przed siebie rękę i wypowiedziała ostanie słowo zaklęcia... Strumień czerwonej energii pędził z niesamowitą prędkością w stronę biegnących orków, jednak ominął ich i trafił niczego niespodziewającego się orczego-łucznika w pierś. Widać było, że przez chwilę nie mógł złapać oddechu, ale w ogólnym rozrachunku ciągle stał na nogach i był zdolny kontynuować walkę. Czarodziejka przeklinając cicho zaczęła się przygotowywać do rzucania kolejnego "magicznego pocisku". Orkowie byli już tuż, tuż. Xander postanowił trochę się rozruszać i pokazać na co go stać więc z głośnym "tchórze" na ustach wybiegł na spotkanie przeciwnikom. Jego prawa pięść przy niewyobrażalnej prędkości, wystrzeliła w stronę twarzy najbliższego orka. Zielono-skóry pechowiec wylądował na ziemi z zniekształconym czołem. Każdy ruch mnicha śledziły oczy Gorima, który zobaczywszy, iż ork padł martwy pomyślał: *Jasna cholera... Pięści jak z żelaza. Toż to jakieś diabelskie sztuczki*. W ślad za Xanderem, jakby pod działaniem nagłego impulsu wybiega Aranea z wielkim mieczem trzymanym w obu dłoniach. Markując atak na lewe udo, szarpnęła klinga po twarzy orka. Musiałby chodzić do końca życia z paskudną blizną... Musiałby, gdyby żył. Fala orków dobiła wreszcie do brzegu, jedną nie była to groźna fala: Jeden z otrzy toporów opadał na udo Xandera, jednak jak na mnicha cios był za wolny. Mnich po prostu przeskoczył nad nim w sposób, który gnomie dzieci skaczą przez (jak to nazywają) skakankę. Paladynowi również udało się uniknąć ciosu, dzięki pięknej pracy tarczą, natomiast ruda wojowniczka poradziła sobie nad sposób dobrze. Dwójka orków postanowiła zaatakować ją niemalże jednocześnie. Przed pierwszym ciosem uchyliła się wykorzystując swoją zręczność, a drugi sparowała mieczem w tak fachowy sposób, iż mogła wyprowadzić błyskawiczną i śmiertelną kontrę. Kolejny ork upadł na ziemię, nie dając żadnych oznak życia. Kolejni orkowie nadbiegali, Aranea była w opałach.
Bard zakończywszy śpiewać swoją pieść ruszył do ataku, pozbawiając kolejnego przeciwnika życia. Krew spływająca z ostrza jego nowego sejmitara oraz nieruchome ciało leżące pod jego stopami wyzwoliły w nim wcześniej nie znane emocje: Szlag, szlag, szlag- zakrzyknął i stanął w miejscu nie mając zamiaru wychodzenia przed szereg. Ruda nadal była atakowana. Paladyn widząc, że jego świeżo poznana "dama serca" jest w opałach zapomniał o tym, że trzyma z krasnoludem linie. Rzucił się do przodu tnąc atakującego jego towarzyszkę orka przez plecy. W między czasie coś co jeszcze przed chwilą było Errerem rozrywało ciała orków na strzępy. Errer z cała pewnością nie był w obecnej chwili człowiekiem: Miał wilczy łeb, z ostrymi i długimi kłami, a na dodatek całe jego ciało pokrywała sierść. Nie było wątpliwości- Errer właśnie zamienił się w wilkołaka. Kolejne ataki orków nie sięgały celu napotykając opór mieczy, tarcz, pancerzy lub też po prostu przecinały powietrze. Xander wykorzystując chwilową stratę równowagi u orka, z którym właśnie walczył, zdecydował się na obrotowe kopnięcie. Do końca obrotu wydawało mu się, iż kopnięcie dotrze do celu, jednak cios topora przecinającego mu łydkę gwałtownie temu zaprzeczył. Mnich odskoczył na sprawnej nodze do tyłu trzymając dystans do przeciwnika. Kolejna inwokacja z ust Samanty i kolejny strumień energii utworzony przez jej smukłą dłoń poleciał w stronę wcześniej obranego celu. Tym razem nie mogło być mowy o utrzymaniu się na nogach- łucznik przyjmując już drugi pocisk na swoje ciało padł jak długi. Ruda dołączyła do paladyna, wykańczając kolejnego przeciwnika. Tworzyli śmiertelny duet, ponieważ lukę w obronie przeciwnika, którą spowodowała Aranea swoimi zamaszystym cięciem, skrzętnie wykorzystał Indimar śląc kolejnego przeciwnika do krainy umarłych. Gorim okazał się być bardziej rozsądnym wojownikiem od reszty... Miast rzucać się otwarcie na przeciwników, wolał przesuwać się za resztą i szukać okazji, by trafić jakiegoś wroga swoim długim toporm. Okazja się nadażyło i wtedy okazał zdecydowanie- jedno precyzyjne uderzenie i ork zmuszony był wypróbować twardość piasku. Po udanym ataku ponownie schował się za plecami sprzymierzeńców.
Widząc rzeź jaką sprawiliście jego kumplom, samotny orczy-łucznik postanowił skapitulować i wyrzucając łuk rzucił się biegiem do ucieczki. Xander przez chwilę chciał rzucić się za zbiegiem, jednak ból w łydce szybko uświadomił mu, iż nie da rady. Poczuł wielką wściekłość i skoncentrował ją na sprawcy jego rany. Teraz nie trzymał już dystansu... Szybkim skokiem ominął zamaszysty cios pewnego wygranej orka, po czym chwyciwszy go oburącz za głowę , gwałtownym ruchem uderzył go swoją własną. Furia mnicha, oraz niezwykłe wyszkolenie sprawiły, że twarz padającego orka wyglądała jakby ktoś uderzył go młotem bojowym. Mimo rany Xander humorystycznie powiedział: Trza mieć w głowie, a nie mięśniach- wywołując śmiech Gorima, który widział absolutnie wszystko. Zdawał się mieć oczy dookoła głowy. Samanta widząc, iż przeciwników zostało już zaledwie czterech przeciwników, postanowiła nie marnować swoich zaklęć. Wyciągnęła miecz i zaszlachtowała z olbrzymią łatwością najbliższego orka. Stojąc i wpatrując się w twarz swojej ofiary oblizała krew, pozostałą na ostrzu jej broni. Pozostali orkowie nie mieli już nadziei. W przypływie paniki zaczęli uciekać. Ruda dopadł jednego z nich, z łatwością podcinając mu ścięgna. Ork z rykiem zwalił się na ziemię. Wojowniczka ze spokojem podniosła swój miecz do góry. W jej zielonych oczach nie było widać nawet cienia wątpliwości. Miecz z wielką siłą opadł ku ziemi wbijając się w leżącego orka. Indimar zastąpił drogę kolejnemu uciekinierowi, mierząc w niego cios. Nie trafił, a mimo tego ork wrzasnął z bólu, po czym upadł na ziemię odsłaniając paladynowi Ekthelion wyciągającego ostrze z pleców orka.
Wszystkich oczy zwróciły się na Errera, który załatwił właśnie ostatniego przeciwnika. Jedak sposób w jaki to zrobił napawał was obrzydzeniem [poza Samantą] : Widzieliście właśnie, jak wasz wieloletni przyjaciel wgryza się w szyję dawno zmarłego już przeciwnika, wyrywając mięso... Wilkołak skończywszy "ucztę" stanął wyprostowany i wpatrywał się w was uważnie. Po chwili napiętego wyczekiwania na jego następny ruch, Errer zwalił się na piach. Znowu drgając i wydając okrzyki męki zamienił się w zmarniałego wojownika, którego znaliście. Podniósł głowę i spojrzał na was, jakby niepewny co zrobicie. Był blady jak sama kostucha. Jego głowa opadła bezwładnie. Avares stracił przytomność.
Słońce przygrzewało niemiłosiernie. Cały pustynny widok wydawał się taki monotonny, spokojny i wręcz leniwy. Był zaprzeczeniem wydarzeń rozgrywających się nad oazą. Tu wszystko było, aż do bólu dynamiczne, płynne i... Zaskakujące.
Nawałnica orków ruszyła biegiem w waszą stronę. Zielone twarze wyrażały dziką rządzę krwi, natomiast ich zielone usta eksplodowały plugawymi i niezrozumianymi przez was wyzwiskami. Kiedy wszyscy szykowali się do przyjęcia pierwszego ciosu, z Errerem zaczęło się dziać coś dziwnego... W moment zbladł jak upiór i padł na ziemię, wijąc się na niej konwulsyjnie. Samotna strzała przecięła powietrze w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się głowa waszego przyjaciela. Uzmysłowiło to was, że nie czas oglądać się na Errera, a walczyć o przetrwanie. Orkowie nadal biegli ile sił w płucach w waszą stronę. Paladyn myśląc- *Może i bym pobiegł do tych orków, ale nie chcę, żeby łucznicy zrobili ze mnie jeża*- postanowił stanąć obok krasnoluda w obronnej pozycji. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ już po chwili w wyciągniętą przed siebie tarczę Indimara, wbiła się strzała z bardzo nieprzyjemnym dla ucha brzękiem. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby strzała trafiła w nieosłoniętą pancerzem pierś mężczyzny... Gorim postanowił odpowiedzieć ogniem. Dobywając swojej kuszy, przypominał sobie godziny treningów spędzonych na strzelnicy: *Jak to szło? Wyceluj, wstrzymaj oddech i pociągnij* . Zrobił dokładnie tak, jak pomyślał i zrobił wszystko idealnie. Jeden z orków upadł na ziemię, a zakrwawiona strzała wbita w jego głowę napawała strzelającego dumą: Tak jest dziecinko- krzyknął krasnolud do swojej kuszy "dając jej buziaka"- Jesteś cudowna! Skończywszy mówić odrzucił "dziecinkę" gdzieś za plecy, a w jego silnych słoniach pojawiło się drzewce ogromnego topora. Gdzieś z tyłu dało się usłyszeć śpiew barda, który w jakiś tylko jemu znany sposób, wyzbywał drużynę od strachu i napawał pewnością siebie. Do śpiewu barda dołączyła się Samanta ze swoją inwokacją, recytowaną melodyjnym głosem. Wampirzyca wyciągnęła przed siebie rękę i wypowiedziała ostanie słowo zaklęcia... Strumień czerwonej energii pędził z niesamowitą prędkością w stronę biegnących orków, jednak ominął ich i trafił niczego niespodziewającego się orczego-łucznika w pierś. Widać było, że przez chwilę nie mógł złapać oddechu, ale w ogólnym rozrachunku ciągle stał na nogach i był zdolny kontynuować walkę. Czarodziejka przeklinając cicho zaczęła się przygotowywać do rzucania kolejnego "magicznego pocisku". Orkowie byli już tuż, tuż. Xander postanowił trochę się rozruszać i pokazać na co go stać więc z głośnym "tchórze" na ustach wybiegł na spotkanie przeciwnikom. Jego prawa pięść przy niewyobrażalnej prędkości, wystrzeliła w stronę twarzy najbliższego orka. Zielono-skóry pechowiec wylądował na ziemi z zniekształconym czołem. Każdy ruch mnicha śledziły oczy Gorima, który zobaczywszy, iż ork padł martwy pomyślał: *Jasna cholera... Pięści jak z żelaza. Toż to jakieś diabelskie sztuczki*. W ślad za Xanderem, jakby pod działaniem nagłego impulsu wybiega Aranea z wielkim mieczem trzymanym w obu dłoniach. Markując atak na lewe udo, szarpnęła klinga po twarzy orka. Musiałby chodzić do końca życia z paskudną blizną... Musiałby, gdyby żył. Fala orków dobiła wreszcie do brzegu, jedną nie była to groźna fala: Jeden z otrzy toporów opadał na udo Xandera, jednak jak na mnicha cios był za wolny. Mnich po prostu przeskoczył nad nim w sposób, który gnomie dzieci skaczą przez (jak to nazywają) skakankę. Paladynowi również udało się uniknąć ciosu, dzięki pięknej pracy tarczą, natomiast ruda wojowniczka poradziła sobie nad sposób dobrze. Dwójka orków postanowiła zaatakować ją niemalże jednocześnie. Przed pierwszym ciosem uchyliła się wykorzystując swoją zręczność, a drugi sparowała mieczem w tak fachowy sposób, iż mogła wyprowadzić błyskawiczną i śmiertelną kontrę. Kolejny ork upadł na ziemię, nie dając żadnych oznak życia. Kolejni orkowie nadbiegali, Aranea była w opałach.
Bard zakończywszy śpiewać swoją pieść ruszył do ataku, pozbawiając kolejnego przeciwnika życia. Krew spływająca z ostrza jego nowego sejmitara oraz nieruchome ciało leżące pod jego stopami wyzwoliły w nim wcześniej nie znane emocje: Szlag, szlag, szlag- zakrzyknął i stanął w miejscu nie mając zamiaru wychodzenia przed szereg. Ruda nadal była atakowana. Paladyn widząc, że jego świeżo poznana "dama serca" jest w opałach zapomniał o tym, że trzyma z krasnoludem linie. Rzucił się do przodu tnąc atakującego jego towarzyszkę orka przez plecy. W między czasie coś co jeszcze przed chwilą było Errerem rozrywało ciała orków na strzępy. Errer z cała pewnością nie był w obecnej chwili człowiekiem: Miał wilczy łeb, z ostrymi i długimi kłami, a na dodatek całe jego ciało pokrywała sierść. Nie było wątpliwości- Errer właśnie zamienił się w wilkołaka. Kolejne ataki orków nie sięgały celu napotykając opór mieczy, tarcz, pancerzy lub też po prostu przecinały powietrze. Xander wykorzystując chwilową stratę równowagi u orka, z którym właśnie walczył, zdecydował się na obrotowe kopnięcie. Do końca obrotu wydawało mu się, iż kopnięcie dotrze do celu, jednak cios topora przecinającego mu łydkę gwałtownie temu zaprzeczył. Mnich odskoczył na sprawnej nodze do tyłu trzymając dystans do przeciwnika. Kolejna inwokacja z ust Samanty i kolejny strumień energii utworzony przez jej smukłą dłoń poleciał w stronę wcześniej obranego celu. Tym razem nie mogło być mowy o utrzymaniu się na nogach- łucznik przyjmując już drugi pocisk na swoje ciało padł jak długi. Ruda dołączyła do paladyna, wykańczając kolejnego przeciwnika. Tworzyli śmiertelny duet, ponieważ lukę w obronie przeciwnika, którą spowodowała Aranea swoimi zamaszystym cięciem, skrzętnie wykorzystał Indimar śląc kolejnego przeciwnika do krainy umarłych. Gorim okazał się być bardziej rozsądnym wojownikiem od reszty... Miast rzucać się otwarcie na przeciwników, wolał przesuwać się za resztą i szukać okazji, by trafić jakiegoś wroga swoim długim toporm. Okazja się nadażyło i wtedy okazał zdecydowanie- jedno precyzyjne uderzenie i ork zmuszony był wypróbować twardość piasku. Po udanym ataku ponownie schował się za plecami sprzymierzeńców.
Widząc rzeź jaką sprawiliście jego kumplom, samotny orczy-łucznik postanowił skapitulować i wyrzucając łuk rzucił się biegiem do ucieczki. Xander przez chwilę chciał rzucić się za zbiegiem, jednak ból w łydce szybko uświadomił mu, iż nie da rady. Poczuł wielką wściekłość i skoncentrował ją na sprawcy jego rany. Teraz nie trzymał już dystansu... Szybkim skokiem ominął zamaszysty cios pewnego wygranej orka, po czym chwyciwszy go oburącz za głowę , gwałtownym ruchem uderzył go swoją własną. Furia mnicha, oraz niezwykłe wyszkolenie sprawiły, że twarz padającego orka wyglądała jakby ktoś uderzył go młotem bojowym. Mimo rany Xander humorystycznie powiedział: Trza mieć w głowie, a nie mięśniach- wywołując śmiech Gorima, który widział absolutnie wszystko. Zdawał się mieć oczy dookoła głowy. Samanta widząc, iż przeciwników zostało już zaledwie czterech przeciwników, postanowiła nie marnować swoich zaklęć. Wyciągnęła miecz i zaszlachtowała z olbrzymią łatwością najbliższego orka. Stojąc i wpatrując się w twarz swojej ofiary oblizała krew, pozostałą na ostrzu jej broni. Pozostali orkowie nie mieli już nadziei. W przypływie paniki zaczęli uciekać. Ruda dopadł jednego z nich, z łatwością podcinając mu ścięgna. Ork z rykiem zwalił się na ziemię. Wojowniczka ze spokojem podniosła swój miecz do góry. W jej zielonych oczach nie było widać nawet cienia wątpliwości. Miecz z wielką siłą opadł ku ziemi wbijając się w leżącego orka. Indimar zastąpił drogę kolejnemu uciekinierowi, mierząc w niego cios. Nie trafił, a mimo tego ork wrzasnął z bólu, po czym upadł na ziemię odsłaniając paladynowi Ekthelion wyciągającego ostrze z pleców orka.
Wszystkich oczy zwróciły się na Errera, który załatwił właśnie ostatniego przeciwnika. Jedak sposób w jaki to zrobił napawał was obrzydzeniem [poza Samantą] : Widzieliście właśnie, jak wasz wieloletni przyjaciel wgryza się w szyję dawno zmarłego już przeciwnika, wyrywając mięso... Wilkołak skończywszy "ucztę" stanął wyprostowany i wpatrywał się w was uważnie. Po chwili napiętego wyczekiwania na jego następny ruch, Errer zwalił się na piach. Znowu drgając i wydając okrzyki męki zamienił się w zmarniałego wojownika, którego znaliście. Podniósł głowę i spojrzał na was, jakby niepewny co zrobicie. Był blady jak sama kostucha. Jego głowa opadła bezwładnie. Avares stracił przytomność.
Mój miecz to moja siła

-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: Tolerancja (D&D)
Aranea Kariani
Aranea wyciągnęła miecz z ciała orka i rzuciła go obok, na piach. Walka w tym upale była nie do zniesienia, cholernie męczyła. Ruda oparła dłonie na kolanach, rozglądając się dookoła - mało kto ucierpiał w starciu, a jak już, były to niewielkie rany.
- Dzięki, Indimarze - rzuciła, uśmiechając się do paladyna. Bądź co bądź, uratował jej skórę.
Aranea odszukała wzrokiem Errera. Skrzywiła się, widząc, jak ten rozszarpuje orka. A pomyśleć, że kiedyś była pewna, że go dobrze zna...
- Errer! - zawołała, gdy ten stracił przytomność.
Ruda natychmiast podbiegła do przyjaciela. Żył, całe szczęście, był tylko nieprzytomny. Aranea klepnęła go w policzek, gdy jednak to nie pomogło, uderzyła trochę mocniej. Bez rezultatu.
- Niech ktoś przyniesie wody, trzeba go ocucić - poprosiła.
Jakoś to, że Errer jest wilkołakiem, zupełnie ją nie obeszło. Oczywiście, czuła się trochę głupio, że dowiedziała się tak późno, ale to nic nie zmienia - nie odwróci się przecież teraz od niego, nie ma takiej opcji.
Aranea wyciągnęła miecz z ciała orka i rzuciła go obok, na piach. Walka w tym upale była nie do zniesienia, cholernie męczyła. Ruda oparła dłonie na kolanach, rozglądając się dookoła - mało kto ucierpiał w starciu, a jak już, były to niewielkie rany.
- Dzięki, Indimarze - rzuciła, uśmiechając się do paladyna. Bądź co bądź, uratował jej skórę.
Aranea odszukała wzrokiem Errera. Skrzywiła się, widząc, jak ten rozszarpuje orka. A pomyśleć, że kiedyś była pewna, że go dobrze zna...
- Errer! - zawołała, gdy ten stracił przytomność.
Ruda natychmiast podbiegła do przyjaciela. Żył, całe szczęście, był tylko nieprzytomny. Aranea klepnęła go w policzek, gdy jednak to nie pomogło, uderzyła trochę mocniej. Bez rezultatu.
- Niech ktoś przyniesie wody, trzeba go ocucić - poprosiła.
Jakoś to, że Errer jest wilkołakiem, zupełnie ją nie obeszło. Oczywiście, czuła się trochę głupio, że dowiedziała się tak późno, ale to nic nie zmienia - nie odwróci się przecież teraz od niego, nie ma takiej opcji.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
Paladyn spojrzał na rudowłosą.
-To drobiazg- rzekł, po czym rozejrzał się wokół. -Czy ktoś jest ranny?- krzyknął.
Aranea stwierdziła, że Errer jest tylkonieprzytomny, więc nim zajmie się później. Podszedł do Xandera.
-Pokaż tą nogę, coś z tym zrobię- powiedział. Niestety, jego umiejętnośc leczenia poprzez nakładanie rąk nie należy do najpotężniejszych. Przydałoby się mu więcej doświadczenia, ale miał nadzieję, że chociaż trochę pomoże mnichowi.
Używa także swoich umiejętności leczenia, których nauczył się w trakcie swych przygód.
Paladyn spojrzał na rudowłosą.
-To drobiazg- rzekł, po czym rozejrzał się wokół. -Czy ktoś jest ranny?- krzyknął.
Aranea stwierdziła, że Errer jest tylkonieprzytomny, więc nim zajmie się później. Podszedł do Xandera.
-Pokaż tą nogę, coś z tym zrobię- powiedział. Niestety, jego umiejętnośc leczenia poprzez nakładanie rąk nie należy do najpotężniejszych. Przydałoby się mu więcej doświadczenia, ale miał nadzieję, że chociaż trochę pomoże mnichowi.
Używa także swoich umiejętności leczenia, których nauczył się w trakcie swych przygód.
A d'yaebl aep arse!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
Xander początkowo chciał odrzucić zbiegi paladyna. Radził sobie z gorszymi ranami, jednak po namyśle postanowił poddać się zabiegowi. W końcu nie ma powodu utykać, skoro ktoś za darmo chce temu zaradzić. Xander nie był głupi żeby to odrzucać. Popatrzył na Errera. *Ech mam nadzieje że się szybko obudzi. Cholerne orki musiały nam przerwać akurat wtedy kiedy miało się wszystko wyjaśnić*
Xander początkowo chciał odrzucić zbiegi paladyna. Radził sobie z gorszymi ranami, jednak po namyśle postanowił poddać się zabiegowi. W końcu nie ma powodu utykać, skoro ktoś za darmo chce temu zaradzić. Xander nie był głupi żeby to odrzucać. Popatrzył na Errera. *Ech mam nadzieje że się szybko obudzi. Cholerne orki musiały nam przerwać akurat wtedy kiedy miało się wszystko wyjaśnić*

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
*Szlagszlagszlag!* Pomyśłał ze złością Gorim. *Errer wilkołakiem!? Jak do tego doszło??? No nic.*
Gorim nie miał właściwie nic do dodania.
- Indimar, zajmij się może Errerem jak już skończysz z Xanderem. - poprosił.
Gorim nie miał właściwie nic do dodania.
- Indimar, zajmij się może Errerem jak już skończysz z Xanderem. - poprosił.
For Honor & BIG Money!

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
Wypluła krew, którą zlizała przed chwila z miecza.
-Ehh, okropny trunek
Powiedziała z goryczą na twarzy. Widząc co przed chwila działo się z Errerem tylko ucieszyło kobietę. Zawsze uważała ze wilkołaki to fascynujące, a za razem jak podobne do wampirów stworzenia. Postanowiła zmniejszyć dystans pomiędzy nimi jak mężczyzna się tylko obudzi. Kobieta była zmęczona. Używanie zaklęć, oraz walka bronią w takim upale wykończyła by nawet najsilniejszego oraz najwspanialszego wojownika. Zmęczenie było jedynym faktorem jaki w tym momencie odczuwała. Oczywiście była zadowolona ze wygrali oraz cala sytuacja sprawiała jej więcej frajdy niż cokolwiek. Popatrzyła się na ludzi, którzy mieli wlepione, zatroskane oczy w ich przywódce. Postanowiła przemówić.
-Moi drodzy...
Mówiąc to zaśmiała się w duchu... *moi drodzy... tak są dla mnie oni tacy drodzy *
-Errar będzie w porządku. To normalne ze przed oraz po transmutacji wilkołaki
tracą przytomność.
Mówiąc to popatrzyła na rannego Xandera oraz Indimar, który niezgrabnie starał się mu pomóc. Podeszła do mężczyzn i spojrzała na ranę w nodze.
-Nie wygląda to tak źle. Niedługo powinno się zagoić.
Mówiąc to wstała i rozejrzała się dookoła. Zwłoki orków nie wywoływały w niej żadnego obrzydzenia czy wrażenia. Nie takie rzeczy widziała. Znowu poczuła parę oczu wlepione w nią. Powoli usiadła pod palmą zasuwając swój kaptur głęboko na twarz.
-Jak ja nie cierpię słońca
Mruknęła półszeptem wzdychając ironicznie.
-Ehh, okropny trunek
Powiedziała z goryczą na twarzy. Widząc co przed chwila działo się z Errerem tylko ucieszyło kobietę. Zawsze uważała ze wilkołaki to fascynujące, a za razem jak podobne do wampirów stworzenia. Postanowiła zmniejszyć dystans pomiędzy nimi jak mężczyzna się tylko obudzi. Kobieta była zmęczona. Używanie zaklęć, oraz walka bronią w takim upale wykończyła by nawet najsilniejszego oraz najwspanialszego wojownika. Zmęczenie było jedynym faktorem jaki w tym momencie odczuwała. Oczywiście była zadowolona ze wygrali oraz cala sytuacja sprawiała jej więcej frajdy niż cokolwiek. Popatrzyła się na ludzi, którzy mieli wlepione, zatroskane oczy w ich przywódce. Postanowiła przemówić.
-Moi drodzy...
Mówiąc to zaśmiała się w duchu... *moi drodzy... tak są dla mnie oni tacy drodzy *
-Errar będzie w porządku. To normalne ze przed oraz po transmutacji wilkołaki
tracą przytomność.
Mówiąc to popatrzyła na rannego Xandera oraz Indimar, który niezgrabnie starał się mu pomóc. Podeszła do mężczyzn i spojrzała na ranę w nodze.
-Nie wygląda to tak źle. Niedługo powinno się zagoić.
Mówiąc to wstała i rozejrzała się dookoła. Zwłoki orków nie wywoływały w niej żadnego obrzydzenia czy wrażenia. Nie takie rzeczy widziała. Znowu poczuła parę oczu wlepione w nią. Powoli usiadła pod palmą zasuwając swój kaptur głęboko na twarz.
-Jak ja nie cierpię słońca
Mruknęła półszeptem wzdychając ironicznie.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
Ekthelion Be`erry
Bard ucieszony pobiegl sie napic, krzyczac radosnie
-Scialem 2 smierdzieli
Po chwili spojrzal na Errera, i troche mu mina zrzedla.Gdy sie napil i oplukal twarz, wzial troche wody i sprobowal ocucic przyjaciela.
Bard ucieszony pobiegl sie napic, krzyczac radosnie
-Scialem 2 smierdzieli
Po chwili spojrzal na Errera, i troche mu mina zrzedla.Gdy sie napil i oplukal twarz, wzial troche wody i sprobowal ocucic przyjaciela.

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Dla wszystkich
Cucony Errer powoli odzyskiwał świadomość. Obróciliście go głową w górę, tak by leżał na plecach. Jego oblana wodą twarz wyglądała strasznie groteskowo, ponieważ włoski na całej jej objętości, jeszcze się nie schowały do końca. Właściwie to wasz towarzysz wyglądał jak spocony, przerośnięty, miejski szczur. Pierwsze próby wypowiedzenia przez Errer czegokolwiek zakończyły się fiaskiem. Wśród mruknięć, warknięć i sapań udało wam się wyłowić jedno , jedyne błagalne słowo- wody... Włoski stopniowo znikały z twarzy Errera, jednak on i tak z powrotem położył się na brzuchu gwałtownym ruchem. Najprawdopodobniej zrobił to dlatego, by oszczędzić wam tego nieszczęsnego widoku... Kiedy położył się na brzuchu postanowił przeczołgać się kilka metrów w stronę najbliższej palmy. Korzystając z gościnności drzewa, Errer ułożył się, skrywając głowę w cieniu. Widzieliście jego błyszczące oczy wpatrujące się w was jakoś dziwnie, jakby ze wstydem. Wojownik uspokoił oddech i postanowił przemówić: A więc jedną z odpowiedzi już znacie... Teraz ja zapytam: Od razu zakończycie ze mną swoją współpracę, czy dopiero po zakończeniu misji? A może mnie zabijecie- spojrzenie jego smutnych oczy padło na paladyna- Oj tak Indimarze, wielu twoich braci próbowało... Jeżeli zdecydujecie się na moją śmierć to dajcie mi się chociaż napić... Chociaż ostanie wypowiedziane przez Errera zdanie miało być żartem, zabrzmiało, aż nadto przerażająco. Wzrok waszego przyjaciela świdrował każdego po kolei wyrażając niemą prośbę, zaufanie oraz nadzieję.
Cucony Errer powoli odzyskiwał świadomość. Obróciliście go głową w górę, tak by leżał na plecach. Jego oblana wodą twarz wyglądała strasznie groteskowo, ponieważ włoski na całej jej objętości, jeszcze się nie schowały do końca. Właściwie to wasz towarzysz wyglądał jak spocony, przerośnięty, miejski szczur. Pierwsze próby wypowiedzenia przez Errer czegokolwiek zakończyły się fiaskiem. Wśród mruknięć, warknięć i sapań udało wam się wyłowić jedno , jedyne błagalne słowo- wody... Włoski stopniowo znikały z twarzy Errera, jednak on i tak z powrotem położył się na brzuchu gwałtownym ruchem. Najprawdopodobniej zrobił to dlatego, by oszczędzić wam tego nieszczęsnego widoku... Kiedy położył się na brzuchu postanowił przeczołgać się kilka metrów w stronę najbliższej palmy. Korzystając z gościnności drzewa, Errer ułożył się, skrywając głowę w cieniu. Widzieliście jego błyszczące oczy wpatrujące się w was jakoś dziwnie, jakby ze wstydem. Wojownik uspokoił oddech i postanowił przemówić: A więc jedną z odpowiedzi już znacie... Teraz ja zapytam: Od razu zakończycie ze mną swoją współpracę, czy dopiero po zakończeniu misji? A może mnie zabijecie- spojrzenie jego smutnych oczy padło na paladyna- Oj tak Indimarze, wielu twoich braci próbowało... Jeżeli zdecydujecie się na moją śmierć to dajcie mi się chociaż napić... Chociaż ostanie wypowiedziane przez Errera zdanie miało być żartem, zabrzmiało, aż nadto przerażająco. Wzrok waszego przyjaciela świdrował każdego po kolei wyrażając niemą prośbę, zaufanie oraz nadzieję.
Mój miecz to moja siła

-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: Tolerancja (D&D)
Aranea Kariani
Aranea parsknęła pod nosem, podchodząc o kilka kroków w stronę Errera.
- Nie wygłupiaj się - poprosiła. - Jeśli o mnie chodzi, niewiele się zmieniło w moim stosunku do ciebie. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - dodała, siadając obok niego na piasku.
Ruda uśmiechnęła się do Errera. W końcu to, że jest wilkołakiem, nie zmienia faktu, że do tej pory się przyjaźnili i głupio byłoby zerwać tę przyjaźń tylko przez to, że zaraził się likantropią.
Aranea parsknęła pod nosem, podchodząc o kilka kroków w stronę Errera.
- Nie wygłupiaj się - poprosiła. - Jeśli o mnie chodzi, niewiele się zmieniło w moim stosunku do ciebie. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - dodała, siadając obok niego na piasku.
Ruda uśmiechnęła się do Errera. W końcu to, że jest wilkołakiem, nie zmienia faktu, że do tej pory się przyjaźnili i głupio byłoby zerwać tę przyjaźń tylko przez to, że zaraził się likantropią.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
*Jakby mi tych wynaturzeń juz było mało.*
-Wytrzymałem te wszystkie półsmoki, jakoś wytrzymuję cały ten piach i upał. Wytrzymuję także krasnoluda pijaka i wampirzycę, co mi tam jeden wilkołak więcej- zaśmiał się. -No, nie przebyłem takiej drogi aby teraz Cię opuścić.
Może i był paladynem, ale to nie znaczy że jest jakimś rycerzykiem, który tylko wycinałby wszystko wokół siebie, tłumacząc się "niszczeniem zła". A Errer nadal był jego przyjacielem. I powinien go wspomóc w ciężkiej chwili.
-I nie patrz na mnie stereotypowo, zresztą, tyle razem przeżyliśmy-tu wskazał palcem swoją jakże paskudną bliznę na pysku.
-Nic Ci nie zrobię, przecież się na nas nie rzucisz.- rzekł paladyn. -Prawda?-spytał z lekkim strachem w głosie.
*Jakby mi tych wynaturzeń juz było mało.*
-Wytrzymałem te wszystkie półsmoki, jakoś wytrzymuję cały ten piach i upał. Wytrzymuję także krasnoluda pijaka i wampirzycę, co mi tam jeden wilkołak więcej- zaśmiał się. -No, nie przebyłem takiej drogi aby teraz Cię opuścić.
Może i był paladynem, ale to nie znaczy że jest jakimś rycerzykiem, który tylko wycinałby wszystko wokół siebie, tłumacząc się "niszczeniem zła". A Errer nadal był jego przyjacielem. I powinien go wspomóc w ciężkiej chwili.
-I nie patrz na mnie stereotypowo, zresztą, tyle razem przeżyliśmy-tu wskazał palcem swoją jakże paskudną bliznę na pysku.
-Nic Ci nie zrobię, przecież się na nas nie rzucisz.- rzekł paladyn. -Prawda?-spytał z lekkim strachem w głosie.
A d'yaebl aep arse!

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
Kobieta skrzywiła się na słowa Indimara. *"...Polsmoki wampiry..." phi co za ignorant* Pomyślała słuchając go. *Tylko siebie widzi...* Byla już wykończona tym ciepłem i słońcem. Postanowiła napić się wody. Podeszła do oazy i przemyła sobie twarz zimna woda po czym się nachyliła i zaczerpnęła trochę. *Od razu lepiej* Po chwili podeszła do Errera, który siedział sam pod palma.
-No brachu, przynajmniej nie jestem teraz sama
Powiedziałam z uśmiechem na twarzy patrząc na mężczyznę
-Nie ma się czego wstydzić... wilkołaki to fajne stworzonka
Widziała ze w oczach mężczyzny jest wstyd przed jego wszystkimi znajomymi. Osiadła obok niego chowając się w cieniu palmy.
- To kiedy idziemy w dalsza drogę?
-No brachu, przynajmniej nie jestem teraz sama
Powiedziałam z uśmiechem na twarzy patrząc na mężczyznę
-Nie ma się czego wstydzić... wilkołaki to fajne stworzonka
Widziała ze w oczach mężczyzny jest wstyd przed jego wszystkimi znajomymi. Osiadła obok niego chowając się w cieniu palmy.
- To kiedy idziemy w dalsza drogę?
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
*Wzruszające* pomyślał Xander słuchając reszty. Jemu samemu wcale to nie przeszkadzało, w końcu sam był ledwo tolerowany, a jako mnich nauczył się klasyfikować innych na dwa rodzaje- wrogów i nie wrogów .
- Przestań się mazać i lepiej powiedz o co tu chodzi bo rzeczywiście ktoś cię zabije,
i wszystko wskazuje na to że będę to ja-
Słowa te wypowiedział całkowicie poważnym tonem, przez co nie do końca można było stwierdzić czy żartuje, czy jest śmiertelnie poważny. Xander nie mógł zrozumieć dlaczego Errer tak bardzo się wstydzi, a wręcz rozpacza z powodu swojego stanu. Cóż złego, że zyskał nowe zdolności, praktycznie nic nie tracąc. Liczy się tylko doskonałość w walce, a likantropia znacznie to ułatwia.
*Wzruszające* pomyślał Xander słuchając reszty. Jemu samemu wcale to nie przeszkadzało, w końcu sam był ledwo tolerowany, a jako mnich nauczył się klasyfikować innych na dwa rodzaje- wrogów i nie wrogów .
- Przestań się mazać i lepiej powiedz o co tu chodzi bo rzeczywiście ktoś cię zabije,
i wszystko wskazuje na to że będę to ja-
Słowa te wypowiedział całkowicie poważnym tonem, przez co nie do końca można było stwierdzić czy żartuje, czy jest śmiertelnie poważny. Xander nie mógł zrozumieć dlaczego Errer tak bardzo się wstydzi, a wręcz rozpacza z powodu swojego stanu. Cóż złego, że zyskał nowe zdolności, praktycznie nic nie tracąc. Liczy się tylko doskonałość w walce, a likantropia znacznie to ułatwia.

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Ekthelion Be`erry- na prośbę naszego kochanego barda, prowadzę jego postać.
Pół-elf był nieco zmieszany... Mimo tego, że Errer był jego bliskim przyjacielem, to faktu, iż jest również wilkołakiem, nie mógł jakoś puścić mimo chodem. *Wilkołak? Ja w jego towarzystwie? Na pustyni? Co to wszystko ma znaczyć? Zaraz zwariuje... Mam nadzieje, że to tylko pokręcony sen.* Bard uszczypnął się w nogę- nic. Uszczypnął się o wiele, wiele mocnej- nadal nic. *Wariuje, cholera jasna wariuje... Okradły mnie jakieś dwie gościnne w kroku panny, podróżuje z wilkołakiem i wampirem. To musi być sen. Musi!* W przypływie złości Ekthelion uderzył się mocno w twarz i tym razem coś się stało- strużka czerwonej cieczy wylała mu się z nosa. *A więc to prawda, popierdzielona prawda!*- myślał pół-elf próbując zatamować krew. Postanowił wstać i korzystając z bukłaka pełnego wody, umył zakrwawione dłonie i twarz, po czym pociągnął zdrowo. Bukłak był już pusty, dlatego też bard zaczerpnął cudownie czystej wody z oazy. W tym momencie już wiedział jak powinien postąpić. Rzucił napełniony bukłak prosto pod ręce Errera: Jestem z tobą przyjacielu. Na dobrze i złe... Tylko obiecaj, że jak zgłodniejesz to weźmiesz krasnoluda na pierwszy ogień- uśmiechnął się nieśmiało. *Co, jak co ale ten galimatias zasługuje na jakąś balladę... W wolnej chwili nie omieszkam napisać* W głowie Ektheliona już powoli zaczęła nakreślać się melodia, a rymy układać się w pary...
Pół-elf był nieco zmieszany... Mimo tego, że Errer był jego bliskim przyjacielem, to faktu, iż jest również wilkołakiem, nie mógł jakoś puścić mimo chodem. *Wilkołak? Ja w jego towarzystwie? Na pustyni? Co to wszystko ma znaczyć? Zaraz zwariuje... Mam nadzieje, że to tylko pokręcony sen.* Bard uszczypnął się w nogę- nic. Uszczypnął się o wiele, wiele mocnej- nadal nic. *Wariuje, cholera jasna wariuje... Okradły mnie jakieś dwie gościnne w kroku panny, podróżuje z wilkołakiem i wampirem. To musi być sen. Musi!* W przypływie złości Ekthelion uderzył się mocno w twarz i tym razem coś się stało- strużka czerwonej cieczy wylała mu się z nosa. *A więc to prawda, popierdzielona prawda!*- myślał pół-elf próbując zatamować krew. Postanowił wstać i korzystając z bukłaka pełnego wody, umył zakrwawione dłonie i twarz, po czym pociągnął zdrowo. Bukłak był już pusty, dlatego też bard zaczerpnął cudownie czystej wody z oazy. W tym momencie już wiedział jak powinien postąpić. Rzucił napełniony bukłak prosto pod ręce Errera: Jestem z tobą przyjacielu. Na dobrze i złe... Tylko obiecaj, że jak zgłodniejesz to weźmiesz krasnoluda na pierwszy ogień- uśmiechnął się nieśmiało. *Co, jak co ale ten galimatias zasługuje na jakąś balladę... W wolnej chwili nie omieszkam napisać* W głowie Ektheliona już powoli zaczęła nakreślać się melodia, a rymy układać się w pary...
Mój miecz to moja siła
