[WH - Freestyle] Drużyna Pierwsza

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Hikari
Majtek
Majtek
Posty: 133
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
Lokalizacja: Glenshee, Scotland
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Szli przez dziedziniec, Yuki, co chwila machał komuś ręką. Zmierzali w kierunku Wieży Magii.
- W wieży mam kwaterę. koło biblioteki nocy zaś pilnuje by ta banda popapranych bachorów nie biegała samopas po korytarzach.
Mijali po drodze wielu studentów i studentek. Na tych drugich bardzo często zaczepiał spojrzenie.
Studenci zaś z zadziwiającą prędkością schodzili mu z drogi kłaniając się i śląc pozdrowienia.
Przy wejściu do wieży stał rosły i dobrze zbudowany człowiek.
- Siemanko Bruce. - rzucił dumnie Czarny Elf klepiąc Evereth po dłoni.
- Część, cześć.... - odparł załamany strażnik.
Po chwili złapał Yukiego za ramię prawie wyciągając z wejścia.
- Pierwszy ją zauważyłem.... - szepnął groźnie.
- Wiem, ale zestarzałeś się i reakcji nie było widać. - mruknął elf wyraźnie rozbawiony.
- Dobra idź bucu jeden, nie widziałem was.
Schodząc ze schodów dotarli do ogromnych okutych drzwi. Yuki wskazał na nie palcem
- Biblioteka, a na końcu korytarza po lewej moje lóżko.
- Tfu! Moja komnata miało być.... - mruknął uderzając się pięścią w czoło.
Włożywszy klucz do zamka, przekręcił go i zamek ustąpił. Potraktował butem drzwi, które odskoczyły szybko, ukazując wnętrze skromnej kwatery.
- Zapraszam Evereth.
Uśmiechnęła się i mijając Yukiego w drzwiach otarła się o niego.
Zamruczał zadowolony i poszedł za nią.
- No no, Kicia.
- Mrrrrau ! - zaśmiał się wesoło i zamknął drzwi.
Rozejrzała się po komnacie i po chwili zastanowienia usiadła na łóżku.
- Teraz możemy chyba spokojnie porozmawiać prawda?- spoglądała na niego zalotnie.
-Tak, proszę - odpowiedziała
Skończył nalewać wino, nie czekając zresztą na potwierdzenie. Podał kobiecie puchar i przysiadł się na łóżku.
- No, więc zaczynaj słonko. Postaram się Ci pomóc.
Zachęcił ją pociągając łyk ze swego kielicha.
Przyjrzała się pucharowi, zawartości, przyłożyła kielich do ust i powąchała zawartość, nie stwierdziwszy nic dziwnego, upiła mały łyk.
- Z twoich uwag wnioskuje ze Kurai to niezłe ziółko i z wiernością u niej ciężko. - to mówiąc uważnie przyglądała się Yukiemu, mały dreszcz zdenerwowania przebiegł po jego twarzy. - Nie martw się, - zapobiegawczo złapała go za wolną rękę, aby nie mógł się uderzyć. - Nie będę wnikać, czy dobrze się bawiłeś, powiedz mi raczej, kto jeszcze odwiedzał Kurai w... niestosownych porach - upiła kolejny łyk wina
Spojrzał na nią zdziwiony, zrobił duże oczy i wybuchnął śmiechem.
Wino nie było wysoko procentowe aczkolwiek rozluźniało i mężczyzn i kobiety w sposób trudny do opisania. Rozchodziło się przyjemnym ciepłem po całym ciele.
- Po pierwsze, myślę ze wybaczysz mi nadinterpretację?
- Po drugie, kogo wiec odwiedzała? kogoś istotnego? Niebezpiecznego może?
- Tylko przystojnych, młodych i tylko niebezpiecznych mężczyzn. To chyba jej typ. Dziwie się tylko im....Ja bym się jej bał. - prychnął.
- Byś widziała jak instruktorów rozkłada na łopatki na placu treningowym. Brrr, aż strach się bać. Swoją drogą, z nią jest tak. Widzi "okaz", myśli, zgwałcę go, wykorzystam i zostawię. I wiesz, co? Robi tak. - wybuchnął śmiechem wtórnie. rozlewając przy okazji wino na koszulę.
- Kurai? Czy koszulę? Jak koszulę to mi nie przeszkadza, zresztą Kurai też mi nie przeszkadza. Z tą różnicą ze w mokrej KOSZULI mogę siedzieć...... - urwał.
- Ale jak Ci koszula przeszkadza to się obsłuż.
Na słowa te jej ciałem targnął przyjemny dreszcz.
- Nie koszula mi przeszkadza, ani to ze mokra, tylko plama mnie irytuje.
Odstawiła puchar na stojący przy łóżku stoliczek, stanęła przed Yukim i powoli, delikatnie pozbawiła go koszuli, odrzuciła ją w kąt.
- nie jest ci chłodno? Może ogrzać? Albo rozgrzać... - uśmiechnęła się siadając obok.
- Ogrzać hmm mięliśmy porozmawiać czyż nie ? No, ale rozmowa może poczekać....- odparł uśmiechając się oczekująco
- Chyba wiem tyle ile na chwile obecna mi trzeba, chwila minie nim złoże ta układankę - Powiedziała kładąc się wygodnie na łóżku - a poza tym to wino tak miło grzeje...
- Porozmawiamy przy obiedzie.... - zanucił zsuwając się po ścianie do pozycji leżącej. Podparł się na łokciu i zbliżył twarz do jej twarzy jednocześnie obejmując ją w pasie. Jego kruczoczarne włosy omiotły jej policzki.
Obrazek

Zapraszam w progi Bram Snów
Obrazek
olympiaa
Marynarz
Marynarz
Posty: 203
Rejestracja: sobota, 20 stycznia 2007, 21:21
Numer GG: 2894983
Lokalizacja: z przypadku
Kontakt:

Post autor: olympiaa »

Evereth

Z tej odległości jego oczy mieniły się jakimś niesamowitym blaskiem, ze Evereth nie mogła oderwać swoich oczu i jak zahipnotyzowana przysunęła się jeszcze bliżej, przylgnęła do niego całym ciąłem.
Pocałował ją przyciskając jej rozgrzane ciało do siebie. Skrzywił się z niesmakiem i odsunął ja lekko od siebie.
- Próbujesz mnie otruć słonko ? Dobrze wnioskuję ?
Rzucił lekko zaciekawiony
- Szlag - zaklęła cicho i wytarła usta rękawem. - To nic groźnego.
Pobladł lekko na twarzy, ale kolory wróciły mu niemal po 2 sekundach, wisiorek z czerwonym rubinem na jego piersi zabłyszczał magicznym światłem.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - rzucił, po czym z tajemniczym uśmiechem zabrał się za rozbieranie jej.
- Poczekaj chwilkę - uśmiechnęła się przepraszająco i wstała z łóżka
-Zbyt wiele niebezpiecznych zabawek mam przy sobie i na sobie. - powiedziała odkładając wachlarz, wyciągając z włosów szpilki i jeszcze kilka innych gadżetów na stolik.
Uniósł lekko brwi
- Mam nadzieje, że ty również jesteś niebezpieczną zabaweczką... - rzucił uśmiechając się zalotnie
- Jestem, ale nie na, tyle aby zabić, bez pomocy tego wszystkiego - zaśmiała się kładąc się spowrotem.- możesz kontynuować, co zacząłeś
Ogarnąwszy wzrokiem stolik uśmiechnął się nieznacznie.
- Z przyjemnością. - rzekł przylegając do niej i zdejmując z niej resztę ubrań, natrafiając na bieliznę spojrzał zaciekawiony.
- No, no, mamy styl hem ?
Zaczął lekko całować szyję i brnąc niżej. Natrafiwszy na górną cześć kompletu, rozpiął ją i począł zajmować się krągłościami, które skrywał uprzednio kawałek materiału. Zjechał niżej w okolice jej brzucha i pępka idąc coraz to niżej i całując coraz czulej.
Mruknęła zadowolona, kiedy tak ją pieścił czule i namiętnie, kiedy dotarł do brzucha zachichotała, ujęła w dłoń jego brodę i podciągnęła spowrotem do góry, pocałowała go delikatnie, wsparła się na łokciu.
- Hmm... - mruknęła, uśmiechnęła się i przycisnęła go dłonią do łóżka. Pocałowała go znów, zsunęła się przez policzek na ucho, ssała je i przygryzała, przyciskając jednocześnie biust do nagiej klatki piersiowej elfa.
Elf był zadowolony z faktu, że kobieta była na górze, zastanawiał się jednak, czemu jak dotąd nie zdjął spodni i przeklinał się w myślach.
- Szlag... - uderzył się pięścią w czoło i począł zdejmować spodnie jednocześnie drugą ręką pieszcząc nagie i kształtne plecy elfki.
Uśmiechnęła się łagodnie, pozwoliła mu spokojnie zdjąć spodnie i kiedy już spadły na podłogę. Ujęła w swoja rękę jego dłoń, rozprostowała palce, pocałowała kolejno każdy z nich, po czym wybrała jeden i zaczęła go ssać patrząc na reakcję elfa
Yuki zamknął oczy z rozkoszy. Przyciągnął ją do siebie i poprowadził jej drugą dłoń tam gdzie powinna od początku spoczywać.
Mruknął przeciągle.
Evereth mruknęła z zachwytu, spojrzała na 'namiocik' z gatek elfa, potem na niego, wsunęła mu dłoń pod kark i pocałowała znów czule. Zaś druga rękę rozwiązała sznureczek, chcąc ulżyć Yukiemu. Popuściła wodze fantazji pieszcząc go i delektując się jego jękami.
Yuki sapnął donośnie.
- Wiesz, co dobre... - jęknął, po czym przewrócił ją na plecy. Szybkim ruchem zdjął jej finezyjnie wykonane majtki i zanurzył uprzednio oblizany palec w otchłani rozkoszy i gorąca.
Evereth wygięła się, ale pozwoliła Yukiemu kontynuować, pokierowała jego głowę na swój biust. Zastanawiała się jednocześnie czy drowy również wiedzą jak używać jeżyków
Yuki mocno niezadowolony z faktu, że został odciągnięty od nory lisa prychnął. Ujrzał coś, co go zaciekawiło.
- Cycisk ! - krzyknął i nacisnął palcem na jej lewy sutek. Przez jej ciało przeszła fala magicznej energii. Jęknęła głośno i otworzyła usta z rozkoszy.
Od razu pchnęła go niżej. Elf zanurzył głowę tam gdzie chciał. Począł lekko pieścić ją językiem trzymając jednocześnie jej oba biodra i obejmując boki pośladków.
Poczuła kolejną falę, tym razem przeszyła ją od pasa w dół skupiając epicentrum na miejscu, w którym znajdował się zwinny jak u węża język czarnego elfa.
Zadowolona nie przeszkadzała mu, mrucząc i jęcząc głośno raz po raz. Sama tez objęła dłońmi swoje piersi, gładziła je i ściskała, zostawiając czerwone ślady po paznokciach
Trzymał ją bardzo długo na granicy ostatecznej rozkoszy doprowadzając ją tym samym do szału. Po chwili przekroczył granicę. Nim przestały nią targać fale, szybko wślizgnął się do środka prostując się i mocnym chwytem docisnął ją do siebie.
Krzyknęła z rozkoszy, rozprostowała palce ukazując małe krwawe ranki, nawet nie poczuła, kiedy jej paznokcie przebiły skore
Wyślizgnęła się spod niego, pozwoliła mu opaść na pościel. Leżała chwilę oddychając ciężko, po czym wzięła głęboki wdech. Uśmiechnęła się szeroko
-Chyba długo tu zabawię, jeśli nie masz nic przeciwko - zachichotała.
Usiadła obok Yukiego, przyglądając mu się rozmarzonym wzrokiem. Elf objął ją delikatnie w biodrach i posadził na siebie. Evereth znów jęknęła, oparła dłonie po bokach Yukiego i zaczęła powoli przesuwać się w gore i dół. W miarę jak przyspieszała jej piersi podskakiwały rozmazując krew.
Trzymał jedną rękę na obu pośladkach elfki, drugą przyłożył do piersi, przyciskając ją. Krew zniknęła równie szybko jak małe ranki. Uśmiechnął się szeroko i położył wolną już rękę na udzie.
Przyciskał i przyciągał ją do siebie mocno i szybko.
- Zostań ile tylko chcesz - wysapał przez zęby.
- Nikt się nie zmartwi nawet gdybym zaginęła na kilka dni, więc do rana chyba mogę na pewno - zaśmiała się.
Zadrżała, kiedy przez ciało Yukiego przebiegł dreszcz. Przeczuwając rychły szczyt, przyspieszyła jeszcze bardziej, jedną ręką przytrzymując opadające na twarz włosy. Dreszcze targały ciałem kochanka coraz częściej, aż przycisnął ją do siebie prawie unieruchamiając. Jęknął głośno. Evereth uśmiechnęła się, opadła obok Yukiego i pocałowała go czule. Po chwili otarła tylko wyciekającą z niej strużkę lepkiej cieczy.
Filippo
Majtek
Majtek
Posty: 123
Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
Numer GG: 2343993
Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Filippo »

Kessen Mais

Kessen zrobił krok do przodu, lecz Harad zdążył już rozpłynąć się w ciemności. Zaklął w myślach. 'Kiedyś jakiś przeklęty drow pojawi się nie przede mną a za mną' - pomyślał i skrzywił się nieco. Rozluźnił wciąż zaciśnięte pięści, mimo upływu lat wciąż pamiętał klatkę i 'dotyk' bicza. Potrząsnął głową odganiając wizje jak natrętną muchę. Miał zadanie, nie było czasu na rozczulanie się nad sobą. Wyszedł z zaułka na główną ulicę. Rzucił jakiemuś żebrakowi srebrnika do misy i zapytał:
- Którędy do bram? - w odpowiedzi wychudzony starzec wyciągnął dłoń i wskazał kierunek.
Kessen spokojnym krokiem ruszył na spotkanie swego klienta.
Obrazek
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Bern Tulop

Ich czekanie chyba dobiegło końca, z jednej strony dobrze dla nich, a z drugiej totalne dno cichego wejścia do miasta. Wilczyca wchodząca do miasta nie jest zbyt pospolitym widokiem ani nie wywołuje uśmiechu na twarzach strażników. Nie było szans na przeoczenie takiego wejścia do miasta, a szybkie porównanie twarzy z portretu z jednym wyróżniajacym się wzrostem spośród reszty osobnikiem upewnił go tylko w przypuszczeniach.
Chyba koniec czekania, możecie im chyba wejść na ogon, jeśli mnie przeczucia nie mylą, a czuje, że coś się święci, to ktoś może za nimi iść. Póki co lepiej żeby ktoś tam był na wszelki wypadek.
Trochę się rozluźnił, ale coś ciągle nie dawało mu spokoju, rozejrzał się po twarzach czekających przy bramie na wejście szukając jakichś taksujących i rozbieganych spojrzeń. Zastanawiał się tylko po kiego demona potrzebny im był wóz.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Aria

Dziewczyna stojąc przed Akademią ujrzała niedawno poznanego Czarnego Elfa. O ile ją pamięć nie zawodziła, miał na imię Yuki i był bardzo bliskim znajomym Kage. Na tyle bliskim, że aktualnie szedł ze śliczną elfką przytuloną do jego ramienia. Coś w Arii zawrzało. Niesprawiedliwość, obłuda i dwulicowość? Postanowiła mieć tę parkę na oku i zaczęła dyskretnie iść w ich stronę. Przeszli przez cały plac i ogrody rozmawiając o czymś przyciszonymi głosami. Nagle Yuki zawołał przerażony:
- To Kurai ma męża?!?!
Elfy przystanęły na chwilę zaciekle o czymś dyskutując i Aria żałowała, że nic z tego nie słyszy. Ubrany w strój Strażnika Yuki bez problemu przeprowadził towarzyszkę, aż w końcu zniknęli w budynku Wieży Magii. Gdy dziewczyna weszła tam, ujrzała jedynie jak śledzeni znikają na schodach. Ruszyła, lecz rosły, dobrze zbudowany mężczyzna zatrzymał ją ruchem ręki. Na oko mógł mieć jakieś trzydzieści lat, wyglądał na takiego, co mógłby topór bojowy dzierżyć w jednej ręce. Ogorzała cera, lekki zarost, stalowe oczy, ciemne włosy i rozbawiony wyraz twarzy Strażnika. Aria przystanęła zaskoczona, w tym czasie mężczyzna badał ją wzrokiem, jakby chciał jej przyznać punkty w skali od jeden do dziesięć.
- Wstęp na inne poziomy i do biblioteki mają tylko studenci i Straż. Acha, i nauczyciele... - mruknął uśmiechając się zalotnie. - Jeśli potrzebujesz przewodnika, służę pomocą. Możesz mi mówić Bruce - podał dziewczynie rękę i gdy wyciągnęła swoją, delikatnie ją ujął i złożył pocałunek muśnięciem swych ciepłych ust.


Bern, Kessen (Braga, Pewniak, Parsival)

Elf i uzdrowiciel spotkali się przy bramie, przywitali się kiwnięciem głowy i zajęli strategiczne pozycje. Kessen przy małym straganie ze świecidełkami, Bern naprzeciwko niego, niedaleko celnika, przy którym właśnie zatrzymywał się Livrian wraz z wozem i towarzyszącymi mu podróżnikami. Do uszu mężczyzn dobiegły słowa wyjaśnienia, iż na wozie mają rannego i potrzebują natychmiastowej pomocy uzdrowiciela - i jest to powodem ich wizyty w Nuln. Nieufny celnik skinął ręką na strażników, by ci sprawdzili, czy elfi łucznik czasem nie kłamie. W tym czasie pobrał od niego kosmiczną sumę za wjazd do miasta i kazał zostawić mu łuk, gdyż (jak twierdził) prawo zabrania noszenia otwarcie broni dystansowej. Kessen był pewien, że jest to tylko czysta złośliwość człowieka, który najwidoczniej miał jakieś uprzedzenia względem elfa.
- Tu rzeczywiście leży jakiś ranny! To elf - zawołał jeden ze strażników. - Wpuszczamy?
Celnik skrzywił się i już zaczął tłumaczyć, że w mieście nie ma aktualnie uzdrowicieli...


Braga, Pewniak, Parsival (Bern, Kessen)

W końcu stanęliście w bramie Nuln, niektórym z was ten widok przyniósł nieco otuchy i wywołał nawet uśmiech na twarzy. Jedynie Livrian się zasępił mocno i przez dłuższy czas stał w miejscu patrząc się na te masywne odrzwia. Coś w jego sercu cierpiało, miał to idealnie wymalowane na twarzy i w oczach. Gdy wóz go minął, potrząsnął głową i odpędzając od siebie jakieś myśli ruszył przed siebie.
Kolejka była długa, celnik każdego kazał sprawdzać, także i do was się w końcu przyczepił. Gdy już się wam udało przekonać go, że wilczyca może wejść do Nuln (za dużą opłatą), przyczepił się do wozu. Wtedy tez Livrian począł tłumaczyć, iż macie ze sobą rannego, który wymaga natychmiastowej pomocy uzdrowiciela. Bożena jakby wyczuwając jego zdenerwowanie podeszła i przytuliła się łbem do nogi elfa. Ten poklepał ją lekko i podrapał za uszami, co przywitała zadowolonym mruknięciem.
Celnik kazał jeszcze sprawdzić wóz i przekonawszy się, że nie ma tam nic nielegalnego czy podejrzanego, zgodził się za cenę dwóch sztuk złota, byście mogli wszyscy wejść do Nuln. Była to kosmiczna cena, nawet kupców lżej potraktował. Kazał też zostawić Livrian'owi łuk.
- Jest zakaz noszenia w Nuln broni dystansowej! Poza tym - uśmiechnął się - w mieście nie ma aktualnie uzdrowicieli. Zawróć lepiej, panie, gdyż nic tu nie wskórasz...
Na ustach miał wymalowany paskudny uśmieszek, był wyraźnie zadowolony z tego, co robi.


Livrian
Uchhh... Wybaczcie, że mi to tak długo zajęło, ale mam przeprowadzkę na głowie i jeszcze w pracy mocny zapier.... no, dużo roboty mam ;)
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Bern Tulop

- Podejrzewam że Twoja matka musi być z Ciebie w tym momencie bardzo dumna. Rozumiem że możesz nie kochać elfów ale na Twoim miejscu nie skazywałbym niekgo na śmierć w taki sposób, Ty tez kiedyś możesz być w potrzebie. Jeszcze nie skończyłem nie przerywaj mi... Ciepłe zazwyczaj brążowe oczy nabrały zimnego matowego połysku a głos uzdrowiciela mógłby niemalże zamrozić powietrze miedzy nim a celnikiem. Rozumiem że można być niedoinformowanym, nawet osoba, która widzi prawie wszystkich wchodzących do miasta. Następnym razem lepiej dla Ciebie byłoby gdybyś nie kłamał że nie ma tutaj uzdrowicieli... zwłaszcza kiedy jeden stoi koło Ciebie! Niektórzy może i słono sobie liczą za usługi ale jeśli któryś z nas powie że ktoś... ujmijmy to podpadł, wiesz jak długo umiera człowiek z gangrena i jakie to nieprzyjemne, a moze słyszałeś co z ludźmi, którym nikt nie pomógł zrobiła czerwona gorączka? Tak też myślałem, wiec może przemyśl to co przed chwila powiedziałeś i wpuść ich zanim jego stan się pogorszy a Ty staniesz się... sławny, tak to chyba dobre słowo.
W czasie tyrady młodzieńca uśmiech na twarzy celnika zaczął powoli gasnać przybierając zgoła inna formę kiedy zaczął mówić na temat zakażonych ran i innych paskudnych chorób, może nie był pewien czy słowa tego człowiek były prawdą ale wolał się nie przekonywać o tym na własnej skórze. Wymruczał cos cicho i machnął tylko ręką żeby przejechali i nie tamowali dłużej ruchu. Uzdrowiciel wskoczył na wóz żeby zobaczyć rannego.
Gdzie oberwał, tylko w głowe czy jeszczegdzieś indziej podejrzewam ze mozecie wiedzieć a to znacznie ułatwiłoby mi sprawe, czy odzyskiwał momentami przytomność, czy wymiotował i czy wylewało mu sie coś białego z uszu? Jeszcze jedna sprawa macie sie gdzie zatrzymać? Mam tu niedaleko pokoik ale jemu potrzebne jakieś porządne miejsce do rekonwalescencji, macie jakieś propozycje? Powiedział na tyle cicho żeby usłyszały go tylko osoby będace najbliżej.
Delikatnie obmacał głowe, czaszka chyba nie była pęknięta, guz wygladał na jakiś dzień czy koło tego, podłożył mu chwilowo torbe pod głowe miarowy oddech uspokoił go na samym początku, teraz tylko sprawdził puls. Nie było źle, powienien z tego wyjść ale z głową nigdy nic nie wiadomo. Piołun, cherlawka i krwanik powinny usunąć ewentualny skrzep ale najpierw musiał je w niego wtłoczyć, to na później, gąbki czynią cuda ale najpierw i tak musiał zrobić napar. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie jaki był wściekły na tego idiote przy bramie, gdyby nie to ze zajął sie rannym to niewiele brakowało zeby rozszarpał tamtego na strzępy, musiał się hamować. "Do stu demonów przez takich imbecyli giną niewinni ludzie." Nie lubił być okrutny ale zastanawiał sie czy rozwiazanie, które zasugerował przy bramie nie byłoby conajmniej odpowiednie dla takich ludzi. Doszedł jednak jak zwykle do wniosku że nie będzie dokłądał swojej cegiełki do muru jaki ludzie tworzą na codzień wokół siebie, muru nienawiści i bezwzględności. Cały ten kocioł myśli zabrał mu tylko chwile, w któej odjechali poza zasięg głosu celników.
To jak gdzie jedziemy?
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Uśmiechnął się. 'Nielegalnym towarem' nie określono jego ingrediencje do czarów i rewolwery Bragi. Prawdopodobnie po raz pierwszy je zobaczyli. Wyczuwał ze strony strażnika wielkie zło. -Z tego co wiem to Nuln jest miastem świontynnym. Z pewnością w mieście są uzdrowiciele tylko nie umicie się ich doszukać.- Powiedział, a kiedy odeszli od bramy trochę. "*Bożeno. Wypatruj łuczników. Strzały ci nic nie zrobią więc możesz zasłaniać je własnym ciałem, ale uważaj na kusze. O wszystkich niebezpieczeństwach powiadamiaj warczeniem i powiedz mi co to jest.*" Przesłał jej myśl. Po czym szepnął do Bragi. -Uważaj na Livriana. Osłaniaj go i wypatrój niebezpieczeństw. On musi przeżyć.- Powiedział kiedy uzdrowiciel zaczął swoją przemowę. -Cześć Bern!- Zawołał. Wiedział, że uzdrowiciel go jeszcze pamięta. Widocznie Bern był jeszcze zajęty rozmową gdyż z jego ust wydało się szybkie 'cześć' po czym znowu pogrążył się w tajemniczej magii tajemniczych fraz o ranach i o sposobach umierania. Parsival już słyszał o wielu. Jego studia druidzkie dały mu dość spore pojęcie o leczeniu lecz wiedział że sam ma strasznie małe doświadczenie w te klocki. -Dostał chyba tylko w głowę. Opatrzyłem go jak mogłem. Nic mu cie ciekło z uszu i oczu. Najwyżej stróżka z ust ale to pewnie przez to że ma połamane kilka zębów. Jest odwszawiony, a po za tym nic więcej nie wiem.- Powiedział błyskawicznie trzymając się delikatnie za Livrianem wypatrując niebezpieczeństw. Starał się aby elfy tego nie dostrzegły. Widział jak Bożena wypatruje niebezpieczeństw w okiennicach domów i na murach miasta. Braga patrzył w boki. On zachowywał mniej ostrożności. Zawsze był czujny. Livrian z taką obstawą nie mógł nie mieć szans.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Filippo
Majtek
Majtek
Posty: 123
Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
Numer GG: 2343993
Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Filippo »

Kessen Mais
Kessen skrzywił się w złości widząc zachowanie strażnika. Nie znosił takich i chętnie wpakowałby mu sztylet pod żebro, ale może później, teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Zapamiętał jednak twarz strażnika, tak na przyszłość. Patrzył jak Bern wskakuje na wóz i wita się z druidem. Wtedy jego wzrok padł na Bragę. Oczy rozszerzyły się na widok kabur z pistoletami. 'Bombardier' - jęknął - 'Świetnie, jeszcze brakowało kogoś bawiącego się prochem'.
Westchnął i podbiegł do wozu.
- Przeklęci strażnicy - zaklął tak by Livrian go usłyszał - Witam braci elfów, widzę że pomoc potrzebna - zajrzał ciekawsko na wóz i zrobił zmartwioną minę widząc rannego - Znam tutaj pewną karczmę prowadzoną przez elfy, żadne nie miłe uwagi nam tam nie grożą - znów zaklął na strażnika. - Nazywa się 'Czarny Smok'...
Ponaglił Berna i Parsivala wzrokiem. 'Szybciej człowieku, stoimy jak kaczki na odstrzał!' - pomyślał.
Obrazek
Braga
Pomywacz
Posty: 31
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 18:05
Lokalizacja: Z piekła rodem

Post autor: Braga »

Braga

-Głupi ci strażnicy.- z kwitował po kontroli. -Będzie trzeba im wystawić jakiegoś psikusa.- Pomyślał z uśmiechem na twarzy. Szedł za wozem rozmyślając o przygodach jakie przeszedł i uważnie oglądając ludzi na ulicy. Pod błogim wyrazem twarzy ukrywało się zmęczenie i determinacja. Witając się z Bernem dostrzegł czającego się w pobliżu mężczyznę. - Typowy sztyleciarz- Pomyślał z obrzydzeniem na twarzy. Jeszcze nie umie się chować. Jakie to nie profesjonalne. Ciekawe czemu tak się nam przygląda?? Czyżby wieści o naszym przybyciu dotarły tu tak szybko?? Zauważył że dziwna postać zaczyna przybliżać się do nich. Sięgnął ręką za płaszcz i złapał ostrożnie pistolet. Usłyszał jak skrytobójca wita się słowami "Witajcie bracia elfowie". -Czy ten elf jest na tyle głupi, że nie widzi że jesteśmy ludźmi czy po prostu stara się być niemiły, bo obie te rzeczy świetnie mu wychodzą-. Mruknął po cichu do brata. Słysząc propozycje Kessena odezwał się głośno: -Oby to co mówisz tyczyło się również ludzi. Nie chcę być tu źle traktowany tym bardziej że nie raz przebywałem w tych okolicach.-
Wiedział że nie dojdzie z nim do porozumienia. Z takim "elfom" żeby nie powiedzieć ludzą nie można ufać. Przynajmniej na początku.
-To pójdziemy do tej karczmy czy nie bo nasz towarzysz się tu męczy a i moje gardło można przepłukać??-
A true master paralyzes his opponent, leaving him vulnerable to an attack.
olympiaa
Marynarz
Marynarz
Posty: 203
Rejestracja: sobota, 20 stycznia 2007, 21:21
Numer GG: 2894983
Lokalizacja: z przypadku
Kontakt:

Post autor: olympiaa »

Evereth

- Wracając do niedokończonej rozmowy, opowiedz mi o Kurai - poprosiła wtulajac się w jego ramię - jaka ona jest, oprócz tego, że zardzewiała – Evereth zaśmiała się
- Hmm, śliczna jest, ma czym oddychać i na czym siedzieć. Więcej grzechów nie pamiętam. – Yuki uśmiechnął się paskudnie
- Jej wygląd nie ma znaczenia, raczej chodzi mi o jej charakter - przewróciła oczami – ehh... mężczyźni – dodała cicho
- Jest jak brzytwa, ba, nawet jak kilka brzytew - uniósł jedna brew wysoko udając zamyślenie. - Jak coś nie idzie po jej myśli, to wykorzystuje ludzi, przekupuje ich, zwodzi, uwodzi, zniewala, wykorzystuje do swych celów i albo zabija, albo dalej się nimi bawi. Zabija później - mowiąc to zadrżał lekko na ciele
- Myślisz, że swojego męża też chce się pozbyć? – Evereth zapytała bez ogródek - w końcu tylko on przeszkadza jej w oddaniu się wszystkim facetom tego miasta.
Yuki zaśmiał się nerwowo.
- Nie, nie ona próbuje zabić Liv.... Urwał waląc się pięścia w czoło.
- Kurwa, Yuki ty debilu..... - mruknął mocno na siebie zły.
Evereth zrobiła zdziwioną minę.
- Ehh... westchnęła - powiesz mi wszystko co wiesz o Livrianie i o tym kto chce sie go pozbyc? - na jej twarzy widać było starannie maskowaną złość.
- Kolejna kobieta mi grozi... - urwał kręcąc głową.
- No dobra, moge Ci powiedzieć co wiem. Ale jak to zrobie to pewnie juz sobie nie poszalejemy..... - zasmucił się
- A tak mi było dobrze.... - posmutniał jeszcze bardziej.
- Ale źle mnie zrozumiałes. Ja Ci nie grożę, gdzieżbym mogła. Mi było równie dobrze - uśmiechnęła się na wspomnienie 'Cyciska' - ale teraz mów. Potem sobie pójdę, a jak załatwie swoje sprawy, to może wrócę.
- Jak wrócisz to pewnie nie będę już żył - stwierdził poważnie - Mów konkretnie co chcesz wiedzieć, postaram się konkretnie odpowiedzieć. - rzekł ponaglająco.
- Skoro to nie Kurai, to kto chce zabić Livriana? - wsparła się na łokciu i przyglądała Yukiemu. – Jest jeszcze coś co wiesz o Livrianie a czego nie powiedziałes mi wcześniej? Jesli nie pamietasz, to przypomnę Ci, że wcześniej zaprzeczałeś, abyś wiedział o nim cokolwiek - to mówiąc sciągnęła usta i zmarszczyła nos, a głos mimowolnie jej zadrżał.
- Czy imie Harad Ci coś mówi ? - gdy pokręciła głową przecząco, dodał.
- I bardzo dobrze słodziutka... - odetchnął z ulgą.
- To aktualny partner Kurai i zleceniodawca. Chce się go pozbyć by zająć jego miejsce. Wiesz.... Dużo z tego różnych profitów. A co do Livriana, nadal gościa nie znam, nie widziałem go w życiu. Wiem jedynie że jest Strażnikiem Loren i dobrze szyje z łuku. - zmarszczył brwi widząc reakcje elfki.
- Wiesz, jestem elfem, plotek jest dużo ale jeśli wiesz kogo słuchać to słyszysz fakty i prawde. Znam Akademię lepiej niż Ci się wydaje. Zauważyłas to pewnie w drodze jak szliśmy tu.... - dodał dumnie.
Evereth nie mogła się nie usmiechnąć. Yuki był taki... słodki to chyba odpowienie słowo. Przysunęła się do niego i delikatnie musnęła jego usta
- Tak, znasz Akademię jak nikt inny - przyznała i usmiechnęła się jeszcze szerzej widząc reakcje Yukiego.
- A Harad? Co powinnam o nim wiedzieć?
- Harad to czarny elf, tak jak ja, jego twarz zdobi szeroka i długa blizna po bacie... Chodzi zawsze z morgensternem na długim trzonku, jest prawie tak wysoki jak on sam, świetnie walczy i jest nieziemsko silny jak na elfa - skrzywił się mocno. - Wyższy i szerszy nie tylko ode mnie, ale i też od Kurai. Widzałaś Bruce'a przy wejści? To wyobraź sobie TAKIEGO elfa...
Zamysliła się. Po chwili potrząsnęła głową, obsypując Yukiego swoimi blond włosami.
- To... okropne - skrzywiła się.
Przekrzywił głowę unosząc do góry jedną brew i spojrzał się na nią zdziwiony.
- I co ja mam zrobić, skoro miałam pomóc chronić Livriana ale przeciwnik mnie przerasta? – jęknęła, teraz już całkowicie załamana, Evereth.
- Ale czemu masz go chronić? Po co? - spytał zaskoczony. - Chyba ktoś teraz MI wisi wyjaśnienia - zaśmiał się.
- Powiedzmy ze działam na zlecenie jednej kobiety... Chyba Kage miała na imie, ale nie dam głowy. - odpowiedziała spokojnie.
- Uuuuuupsssss.... to się porobiło - zbladł mocno. - Kage? Jesteś pewna?!
- Tak, raczej tak. - odpowiedziała - Cos sie stało? - zapytała widząc reakcję elfa.
- Eeemmm.... nie.... w sumie to nie... - stwierdził lekko przerażony. - Ładny dziś dzień tak w sumie, nie? - zaśmiał się.
- A wracając do Harada. Najbardziej zawistna, przepełniona nienawiścią i chęcią mordu, podstępna, i dodaj sobie co tylko chcesz istota, jaka chodzi po tej ziemi. Gorszy od Kurai - zakończył robiąc duże oczy.
- O nieee... tak sie nie bawimy. Powiedz o co chodzi z Kage. - powiedziała starając sie zrobić groźną minę. Z mizernym skutkiem.
- Kage? - wykrztusił z siebie. - A kto to? - zaśmiał się nerwowo.
- Kobieta na wspomnienie której bledniesz. - odparła krótko.
- A, o Kurai ci chodzi - uśmiechnął się.
Otwartą dłonią uderzyła się w czoło.
- Czy nie dosc wyraźnie mówię? K A G E - powtórzyła, dokładnie wypowiadając każdą głoskę.
Filippo
Majtek
Majtek
Posty: 123
Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
Numer GG: 2343993
Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
Kontakt:

Post autor: Filippo »

Kessen Mais

- O ile te twoje pukawki nie mają w zwyczaju szybciej wydostawać się z kabur po kilku kielichach to nie musisz się martwić o chłodne przyjęcie, wszyscy są tam mile widziani... - zaczął się wdrapywać na kozioł - To całkiem niedaleko, wiec jak będzie panowie?
Livrian kiwnął głową. Był nieco zaskoczony i zmieszany tym całym zamieszaniem, choć widok uzdrowiciela przywitał z lekkim uśmiechem i ulgą na twarzy.
- Prowadź, przyjacielu, tam właśnie miałem się udać - powiedział. - Nazywam się Livrian.
Wykonał zgrabny ukłon i kilka gestów na powitanie, typowych dla jego rasy.
Kessen odetchnął w duchu. Odpowiedział uprzejmie na powitanie, aczkolwiek nie tak zgrabnie jak jego 'klient', zbyt długo przebywał wśród ludzkich osiedli.
- Kessen Mais, miło mi poznać. - skłonił głowę.
Wytłumaczył siedzącemu na koźle łucznikowi jak jechać by dotrzeć do Smoka.
Elfi Stażnik granic Loren zdawał się być zagubiony niczym dziecko. Nawet w momencie gdy większość ludzi schodziła im z drogi, co chwila go ktoś potrącał. Zdawał się być łatwym celem. Miasto musiało go przerastać.
Kessen starał się iść obok Livriana. Jednak w całym tym tłumie wiedział że nic nie wskóra. Stanął w myślach po drugiej stronie i znalazł setki miejsc i sposobów w które mógłby wykonać swoje zadanie. Wystarczyłoby ukłucie tak małe że elf nawet by go nie poczuł.
Odetchnął dopiero gdy dotarli do drzwi karczmy
Livrian spokojnie przekroczył próg Czarnego Smoka i witając się z gospodarzem zaczął od razu wypytywać go.
- Kurai, moja żona, powiedziała, że mam się z nią skontaktować przez posłańca stąd - wyjaśnił.
- Przykro mi - zasmucił się karczmarz. - Wyjechała kilka dni temu do Talabheim walczyć z pomiotem Chaosu... Prosiła, by się pan tu zatrzymał i poczekał na nią.
Wiadomość jeszcze bardziej przybiła elfa, w jednej chwili całe siły go upuściły i ciężko usiadł na krześle. Wbił wzrok w blat i nie odezwał się słowem.
Kessen usiadł obok Livriana i krzyknął do karczmarza:
- Karczmarzu, wino dla niego, potrzeba mu nieco płynnego rozweselenia... - przyjrzał się jego minie - Choć myślę że w całym Nuln nie ma go wystarczająco dużo...
Obrazek
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aria

Dziwny dreszcz przebiegł dziewczynie po plecach. Przez chwilę rozważała poważnie pomysł pojawienia się tutaj pod osłoną ciemności. Nie lubiła odstawiać szopek, a wyglądało na to, że nie obejdzie się bez takowej jeśli miała zamiar dowiedzieć się więcej o Yukim. Zdecydowanie stracił w jej oczach... Bardzo... W tej chwili był na jej liście "Tych, co to [KILKA OCENZUROWANYCH WYRAZÓW]" i jeśli nadarzy się okazja to jeszcze mu dokuczy. Boleśnie...
Przez dłuższą chwilę biła się z myślami zachowując jednak kamienny wyraz twarzy. Chciała wiedzieć więcej, ale nie miała ochoty na dłuższą dyskusję z dryblasem. Nawet pomimo tego, że wydawał się bardzo miły i był nawet przystojny... A może właśnie dlatego nie chciała z nim gadać...
Westchnęła robiąc uprzejmą, miłą minkę bardziej pasującą do kogoś mającego 15 lat, na które wyglądała, niż do kogoś w jej faktycznym wieku...
- Ojej... A ja nie jestem studentką... Ani strażniczką... A już tym bardziej nie nauczycielką - zaśmiała się cicho. - Więc po czym chcesz mnie oprowadzać? - miała nadzieję, że Strażnik połknie haczyk... Jak nie to niech się buja...
- Chcę pomóc, nieczęsto tu goszczę Dziecko Ulicy - powiedział spokojnie i uśmiechnął się ciepło. Było to inne określenie 'szczura', nieco bardziej... honorowe. Mało osób je znało, właściwie tylko ci, którzy sami nimi byli.
- A w czym mi chcesz pomóc? - spytala z cieplym usmiechem.
- Nie wiem, czego tu szukasz. Może kogoś? - odpowiedział wzruszając silnymi ramionami. Zdawał się być nieco zakłopotany, dziwny wyraz jego oczu podpowiadał jej, że nie ma wrogich zamiarów.
- Tylko szczescia w zyciu szykam - odparla moze troche zbyt szczerze. Westchnela gdy sie na tym zlapala. - Pokaz mi co mozesz mi pokazac... Jak dobrze pojdzie to byc moze niebawem zobaczysz mnie w szeregach studentow - usmiechnela sie cieplo. W pewnej chwili przestala grac...
Poklepał ją po ramieniu jak dobrą znajomą i kiwnął głową.
- W takim razie zapraszam. Chcesz zobaczyć Wieżę Magii, Akademię Medyczną czy Akademię Walki? Jak masz jakieś pytania o nauczycieli czy zasady tu panujące, to się nie krępuj i pytaj - uśmiechnął się szczerze.
- Zacznijmy tu gdzie najblizej - powiedziala spokojnie Aria. - Opowiedz mi przy tym o nauczycielach... Kim sa i czego nauczaja... Tylko... Aj niewazne - zasmiala sie - czego bys nie powiedzial to raczej nie uda ci sie mnie zniechecic do staran o dostanie sie tutaj - powiedziala ze smiechem.
Szedł obok niej zachowując stosowny dystans, nie chciał jej niczym urazić.
- W Wieży Magii Rektorem jest Sid, piekielna bestia - mrugnął do Arii okiem. - Nie należy się go bać, gdyby coś mocno sapał nalezy iść na skargę do Rektorki Akademii Medycznej, pani Titil, ona go zawsze szybko i skutecznie temperuje! - zaśmiał się i zeszli schodami na dół, gdzie wczesniej udał się Yuki z towarzyszką.
- Tutaj mamy bibilotekę i kwatery. Zarówno biedniejszych studentów jak i Strażników - wyjaśnił i skręcił w prawo. - Te schody prowadzą na górę na kolejne piętra Wieży. Znajdują się tam sale wykładowcze, labolatoria i pokoje studentów, którzy 'wykupili' tu sobie miejscówkę złotem a nie umiejętnościami. Im wyżej, tym wyższy poziom wtajemniczenia. Chcesz zobaczyć? - zapytał.
- Jasne - usmiechnela sie dziewczyna. Sluchala uwaznie slow Bruce'a zbierajac i magazynujac w swej pamieci informacje. Az zaczela sie czuc jak mala dziewczynka na wycieczce... O dziwo jej to odpowiadalo...
Wchodzili na kolejne piętra, Bruce o dziwo doskonale się tu orientował. Wskazywał poszczególe drzwi i wyjaśniał, co się za nimi znajduje, czasami też pozwalał zaciekawionej dziewczynie zajrzeć do środka. Sale były przestronne, jasno oświetlone i wypełnione przedziwnymi znakami. Jak wyjaśnił Strażnik, miały one na celu ochronić to miejsce od zawalenia, gdyby jakiś czar wyrwał się spod kontroli.
- A zdarza się to niemal codziennie - skrzywił się.
Aria zauważyła, jak wszyscy się usuwali z drogi na widok Bruce'a, nawet przed nauczycielami nie uciekali z takim dziwnym błyskiem szacunku i przerażenia w oczach. Jeden z młokosów miał pecha, idąc odwrócił się za młodą studentką i wpadł na Strażnika. Ten jedynie chwycił go za chabety i odrzucił bez najmniejszego wysiłku.
- No, a tam własnie idzie profesor od ziółek - powiedział jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na studenta.
- Dlaczego oni patrza na ciebie jak na ducha? - spytala Aria udajac ze nie zauwazyla jak potraktowal studenta. Zrobila niewinna minke...
Przystanął zdziwiony.
- Co? Kto? - rozejrzał się na boki i zatopił swoje stalowe, teraz ostre spojrzenie w jakimś studenciku. Ten z wrażenia upuścił wszystkie trzymane przez siebie rzeczy i szybko poszedł w przeciwnym kierunku.
- O to ci chodzi? - zapytał zanosząc się przyjemnym dla ucha śmiechem. - Jestem tu Strażnikiem nie od dziś, znają mnie już trochę, ponoć krążą tu o mnie legendy jeszcze za czasów, gdy sam byłem uczniem - mrugnął do dziewczyny okiem i nachylił się do niej. - Ale wtedy to Strażnicy się mnie bali... - szepnął rozbawiony.
Aria zasmiala sie cicho
- Slawa cie wyprzedza. Podoba mi sie to - powiedziala szczerze dziewczyna a oczy jej blyszczaly radosnie. Cos gleboko wewnatrz dziewczyny drgnelo z protestem...
Bruce poklepał towarzyszkę po ramieniu, iście ojcowskim gestem.
- Zobaczysz, o tobie też jeszcze usłyszą! Kobiety tu są sławne, poza panią Tiril Rektorką jest jeszcze pani Kurai w Akademii Walki. To ona trenuje Strażników, potrafi nieźle dac w kość - uśmiechnął się łobuzersko.
- Pokażę ci resztę, a potem zjemy jakiś obiad, bo właśnie zbliża się pora udania się do koryta. TFU! Stołowki! - poprawił się i zabrał Arię na zwiedzanie pozostałych kompleksów.
Dziewczyna szła u boku mężczyzny słuchając uważnie jego słów. Od czasu do czasu dorzucała jakiś swój cichy, rozbawiony komentarz. Czuła sie jakby znalazła bratnią duszę... Coś wewnątrz dziewczyny coraz głośniej protestowało... Wołało, by wzieła się w garść i zajęła tym, po co tu przyszła... Głos został stłumiony w zarodku... Aria zbyt dobrze sie bawiła, zbyt dobrze czuła się w towarzystwie Bruce'a. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła sie bezpiecznie...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Bern Tulop

Dobrze, że Livrian nie zwrócił zbytniej uwagi na krótkie przywitania między nimi, mógłby zacząć robić jakieś zamieszanie w czasie drogi lub nawet przed bramą a to nie było wskazane. Przez całą drogę siedział jak na szpilkach, wszystkie okna i zaułki wywoływały w nim nagłe dreszcze, wszystko mogło się wydarzyć. Na szczęście jednak nic się nie zdarzyło, wszystko poszło gładko od bramy aż do karczmy. Po dotarciu do Smoka trochę się rozluźnił, ale nie do końca, ktoś mógł ich obserwować i w tym właśnie momencie dowiedziałby się gdzie się zatrzymał Livrian.
-Wy tu sobie gadu gadu a kto go wniesie do jakiegoś pokoju, ma leżeć tak cały dzień na wozie czy ruszycie swoje tyłki i go wniesiecie, rozumiem, że chyba się rozminąłeś z żoną, ale Twój przyjaciel za długo czekać nie może, gdybym wiedział jak ma na imię też by było miło, gdyby się obudził nie musiałbym się do niego zwracać per ej ty.
-Zaknafein, już go wnosimy

Elf porozmawiał chwilę z karczmarzem załatwiając pokój dla chorego. Oprócz Zaknafeina do pokoju Livrian przeniósł też swoje rzeczy. Gdy zobaczył krzątającego się w pokoju uzdrowiciela uderzyła go pewna myśl.
-Mówiłeś ze masz miejsce w jakiejś karczmie, a może póki co przeniósłbyś się tutaj, martwię się o niego, przez ostatni dzień prawie cały czas był nieprzytomny.
-Nie ma problemu, ale nie nalezę do tych bogatych, obawiam się ze nie stać mnie na noclegi tutaj.
-O to się nie martw, ja się tym zajmę, zaraz porozmawiam z naszym gospodarzem.
Wyraz zmartwienia powoli ustępował z twarzy elfa, który wiedział, że jego kompan ma fachową opiekę. Nie wiedział nawet jak dobrą. W drzwiach zatrzymał go jeszcze na moment głos Berna
- Jak będziesz wracał przynieś kociołek gorącej wody i jedna mała rada. Niedawno przyjechałem do miasta, ale to widać gołym okiem, nie do końca lubią tu elfy ostatnimi czasy wiec uważaj na siebie i lepiej nie wychodź na miasto zbyt często... nie chciałbym mieć jeszcze jednego pacjenta, to nie byłby problem, ale wole ludzi zdrowych niż pokancerowanych. Nie straszę Cię tylko mówię o ewentualnościach, chyba nie masz się czego obawiać. Bern uśmiechnął się delikatnie, właściwie to kąciki jego ust po prostu uniosły się odrobinę, chociaż wcale nie był pewien swoich ostatnich słów, to jednak zdobył się na ten uśmiech. Livrian nic nie odpowiedział i zniknął za drzwiami najprawdopodobniej żeby porozmawiać z karczmarzem.

Bern ułożył Zaknafeina na łóżku, właściwie to nie tyle położył, co posadził i oparł go o ścianę, musiał pozwolić krwi odpłynąć trochę z mózgu, inaczej mógłby powstać skrzep, miał nadzieję, że jeszcze nie powstał, pozycja, w jakiej był transportowany nie była najlepsza. Przynajmniej nie miał nic z kręgosłupem. Gdy ktoś przyniósł wrzątek i napalił w kominku, żeby woda nie wystygła, wyjął z torby paczkę z ziołami, z tej wydobył kilka mniejszych i otworzył trzy z nich. Z innej kieszeni swojej torby wyjął kubek, zaczerpnął nim wrzątku a następnie wsypał łyżeczkę piołunu, dwie krwawnika i trzy mocno zasuszone liście cherlawki. Jak każde prawie lekarstwo, jakie znał, w złych proporcjach mogłoby zabić, ale to, co obecnie zmieszał mogło zrobić tylko to, co zamierzał, rozpuścić ewentualny skrzep i oczyścić krew. Jeśli mózg był już uszkodzony to niewiele mógł pomóc, mógłby w ostateczności spróbować najdrastyczniejszej znanej mu metody, ale tylko w ostateczności. Nie chciał obejmować źródła a właściwie nie tyle nie chciał, co bał się. Bał się ze może nim zawładnąć, lub, że cos pójdzie nie tak i po prostu ugotuje temu elfowi mózg. Spędził tyle lat na poznawaniu wzoru, ale ciągle coś mogło pójść nie tak, czasem rzeczy trzeba pozostawić w rękach natury. Napar przestygł już wystarczająco, wyciągnął ze swojej torby bandaż i cierpliwie zaczął poić swego pacjenta. Nabierał trochę na tkaninę a następnie wyciskał ją do rozchylonych ust. Nie był to szybki sposób. Nie przeszkadzało mu to jednak, w ten sposób przynajmniej elf nie mógł się zakrztusić. Poza tym, niewielu wiedziało jak bardzo ukrwione są wargi, uśmiechnął się na te myśl. Wystarczy po prostu odpowiednio długo moczyć jego usta w naparze a to, co trzeba dostałoby się do krwi. Bern jednak preferował wyciskanie, zioła pomagają, ale wszystkie napary powinny przejść przez żołądek, przedostanie się od razu do krwi czasem nie dawało takiego pozytywnego efektu.

Gdy już napoił nieprzytomnego wywarem, co zajęło dłuższą chwilę, wyjął rzeźbę, nad którą ostatnio pracował. Kobietę w tańcu, jej sukienka lekko unosiła się w wirze powietrza tworzonym przez ciało. Jedna ręka dotykała spódnicy, jakby ją podnosiła a druga była załamana tuż nad głowa, jakby tańczyła jakiś egzotyczny taniec, jeszcze nie miała twarzy, jeszcze nie udało mu się na tyle dobrze zapamiętać tej wizji. Podejrzewał, że już niedługo znowu ją zobaczy, niedługo znów będzie musiał objąć źródło a po jakimś czasie znowu będzie miał jakieś wizje, wiedział ze ona tam będzie, niemalże to czuł. Dreszczyk podniecenia przeszedł go na samą myśl o tym, ale już nie mógł się doczekać. Znowu musiał zwalczyć pokusę, jak każdego dnia, każdego roku swego życia od momentu, gdy zorientował się, co się z nim dzieje.

Nóż delikatnie muskał drewno przyszłej rzeźby, nie wyższej niż dłoń na długość, ale niemalże idealnej, jeśli chodzi o detale. Ostrze i czubek pieściło słoje jak matka swoje dziecko. Strużyny jasnego drewna spokojnie spadały na podłogę a Bern czekał cierpliwie na ewentualną zmianę w stanie pacjenta, jakieś wydarzenia lub momentu, kiedy nadejdzie czas na podanie kolejnej porcji naparu.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

Kiedy uzdrowiciel odszedł już od Zakafeina Parsival klęknął przy nim. Był w końcu kapłanem druidzkim, a to oznaczało że jego bóg zwracał się do niego z pewną dozą szacunku i przyjaźni. -Wielki Alluminasie, patronie natury i dobra... proszę cię o pomoc. Uzdrów tego elfa gdyż zanion został podczas służby u swojego pana w imię przysięgi proszę ciebie. Pomóż medykamentom w wyleczeniu i wzmocnij jego ciało...- Modlitwa była zabójczo długa. Była zarazem działająca. Parsival wiedział że Bożena stoi pod drzwiami wyjścia w karczmie. Druid podszedł do uzdrowiciela. -Z drewna nie można wyciągnąć nigdy 100% piękna... ale twoje dzieło oscyluje dla mnie w granicach 89%. Bardzo dobry wynik.- Druid się uśmiechnął. -W zasadzie to nie jestem za marnotrawieniem drewna na byle co ale ta figórka ma w sobie swoistą eteryczną magię... coś tajemniczego.- Wypowiedział te słowa powoli i tajemniczo. -Bogowie zawsze mają w swojej opiece wielkich artystów. Wygląda na to że twoje dary są olbrzymie.- Czekał czy uzdrowiciel zechce rozpocząć z nim rozmowę.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Bern Tulop

Spokojnie przeczekał aż druid skończy się modlić do swojego boga, on znał tylko światłość i mrok Saidina, razem z całą jego skazą. Modlitwa nie zaszkodzi a może pomóc wiec nie wtrącał się w cichy monolog. Dopiero, kiedy zwrócił się do niego coś powiedział.

- Rzeźbie z pamięci, ale podejrzewam ze nie będziesz chciał jej zobaczyć, kiedy już ją skończę, wątpię czy ją zobaczysz choćby wtedy, kiedy mnie odwiedzi Na chwilę jego twarz przybrała zamyślony wygląd. Po chwili jakby się na cos zdecydował. W torbie mam jeszcze jedną, w prawej kieszenie, możesz zobaczyć jak mogą wyglądać po skończeniu. Nie, nie tej, prawej tej trzeciej w rzędzie. Uśmiechnął się, zawsze zapominał, jaką dobrą torbę spreparowała mu ciotka Minue kiedy poprzednia poszła w strzępy, w tej mógł wszystko uporządkować jak chciał i wydawałoby się, że zmieściłoby się tam jeszcze sporo rzeczy.

Gdy Parsival wyjął w końcu figurkę, podobnej wielkości, co ta, która obecnie rzeźbił Bern, również z drewna, ale pomalowana barwnikami do złudzenia przypominającymi skore i barwniki tkanin. Była piękna, zaczął oglądać ją akurat od tyłu. Ta wyglądała jakby siedziała na czymś w rodzaju tronu, długie, rozpuszczone, czarne jak grzech włosy opadały do połowy oparcia. Łokcie kobiety leżały na oparciach a dłonie złączone były tuż pod pochylonym podbródkiem. Czerwona suknia, na której oddano nawet załamania tkaniny sięgała aż do samej ziemi, ale odsłaniała niemalże białe ramiona. Pochylona głowa sugerowała, że siedząca postać przygląda się czemuś a zalotny uśmiech wiele sugerował, aż chciało się dojrzeć potwierdzenie w oczach niewiasty. I tak właśnie zrobił druid, niemalże wypuścił przy tym figurkę, gdy wzdrygnął się z obrzydzenia. Wydawało się, że z oczu kobiety wychodzą białe robaki, glizdy i inne paskudztwa, ale to były po prostu wyrzeźbione z maniakalną troską o szczegóły robaki zabarwione na biało, czarno i czerwono. W połączeniu z piękną twarzą i ciałem oczy sprawiały, że cały widok wydawał się jakimś makabrycznym żartem lub snem maniaka, potrafiącym zmrozić każdego nawet w ciepłe letnie południe.
- Prawda, że piękna? Szkoda ze już jej nie spotykam, ale teraz czasem widuje ją. W głosie nie było słychać nawet nutki ironii, co najwyżej odrobinę żalu i coś między strachem i uwielbieniem a właściwie to ich mieszankę, przy ostatnich słowach, przy któych wskazał na rzeźbioną własnie figurkę. A kim jest ten drugi człowiek, z którym teraz podóżowaliście. Przydałyby się też jakieś wiadomości od Fryderyka i Mandira, może wiedzą czy ktoś podążał za nami.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Parsival Gaveriell Galadium

-Hmmm...- zamyślił się. -Chodzi ci o tego Zakafeina czy o tamtego Pewniaka?- Podrapał się po brodzie z nierównym zarostem. -Już wiem! Chodzi ci o Bragę!- Wykrzyknął. Zaniusł się szczerym śmiechem. -Zauważyłeś nasze podobieństwo? Jesteśmy braćmi.- Spojżał się na uzdrowiciela roziskrzonymi oczyma. -Rok młodszy i w dodatku bombardier... długa historia... wcześniej nawet nie wiedziałem że jest moim bratem.- Pogrzebał w swojej torbie i wyciągnął bukłak. Upił z niej łyka... -Achhh... mocne...- Podał uzdrowicielowi. -Sok klonowy... strasznie dobry.- Przymknął oczy. -Kogo przedstawia dokładnie ta figórka? Chciałbym się tego dowiedzieć od ciebie... ma ona może jakąś zaskakującą historię?- Spytał się. Wilczyca dokładnie opisywała mu co robi Livrian i inni goście karczmy. Była głaskana przez Bragę, co bardzo jej odpowiadało.

Ozaru... poprowadź moją i Bragi postać bo obaj jedziemy do zakopca i... jakoś tak samo wychodzi... wiesz... to tylko jak by nie patrzeć 10-12 dni.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Hikari
Majtek
Majtek
Posty: 133
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
Lokalizacja: Glenshee, Scotland
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Yuki

Przy każdej literce Yuki jakby się wbijał w łóżko i mizerniał na twarzy.
- K A G E to kobieta Y U K I ego - niemal zaskomlał i posmutniał.
W końcu się poddał, postanowił powiedzieć jej prawdę. Nie wiedział jednak, jakie czeka go zaskoczenie. Ktoś najwyraźniej knuł coś za jego plecami, cierpiał na tym, nie tylko zresztą on. Zamieszali w to Kage co było niewybaczalne. Grał posłusznego. Lecz tego, tego było już za wiele. Wybuchł. Zaklął w duszy i nie tylko w duszy.
- Kurwa... Ktoś tu mnie próbuje wyrolować - gdy to do niego dotarło, oczy zaświeciły mu czerwienią, jego ciało pokryło się lekkimi smugami widocznej mgiełki, wstał. Promieniował energią, która była niemal namacalna.
Krzesło się uniosło, stół przewrócił, łóżko zaczęło drżeć, szklanki pękły i gwoździe z podłogi przeszyły powietrze. Żaden z przedmiotów czy też gwoździ nawet nie musnął elfa. Wszystko jakby było odbijane od jego poświaty. Deski podłogowe trzeszczały niemiłosiernie.
Z jednej strony był zadowolony, że trening, któremu się poddał odniósł skutek. Jego moc faktycznie wzrosła i to wielokrotnie. Z drugiej strony...Może jednak jej nie było?
- Ktoś za to zapłaci - dorzucił cicho i złowieszczo
Złapała się za głowę. Namyślała się przez chwilę, po czym podniosła ubranie z podłogi. Na szczęście nie widać było, aby ucierpiało w wyniku tego, co zaszło przed chwilą.
- Powiesz mi, co zamierzasz zrobić? - zapytała ubierając się.
Po kilku cennych minutach czarny elf odwrócił się w końcu do kobiety.
- Jak to co? Zamierzam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim do cholery chodzi! - warknął. - Ktoś zginie.. Dokończ się ubierać, wychodzimy! - dorzucił i sam zarzucił na siebie szybko ubranie.
Pozbierała resztę swoich rzeczy. Po kilku próbach upięcia włosów poddała się, przeczesała je tylko palcami.
- Chyba możemy iść - powiedziała spokojnie, choć trochę się bała tonu, jakim mówił teraz Yuki. 'Mam nadzieje ze to nie o mnie chodzi' pomyślała
Podszedł do niej i łapiąc za jej spinkę upiął jej włosy tak, jak miała wcześniej uczesane. Na początku zrobiła krok w tył jakby się go bojąc, ale czując jego dotyk uspokoiła się. Widząc, że już jest spokojna, pogładził ją po ramionach i przedramionach wykręcając jedno z nich w tył zarazem łapiąc tą samą dłonią drugie przedramię przy nadgarstku i krępując. Wolną ręką złapał elfkę za gardło i lekko ścisnął.
- A ciebie kto tu przysłał i w jakim celu? By odwrócić moją uwagę i uśpić czujność? - powiedział spokojnym, lodowatym głosem, który zmroził ją jeszcze bardziej niż wybuch złości.
Zadrżała. Już kiedyś, ktoś, mówił do niej podobnym tonem. Na owo wspomnienie zaczęła dygotać na całym ciele.
- Nikt mnie nie przysłał. Chciałam się widzieć z sekretarzem Ectheliona, może nawet z nim samym. Chyba nie musze Ci przypominać, ze sam podszedłeś do mnie, kiedy czekałam na tamtego... yyy... Pipkonsa czy kogo tam. - powiedziała. - Mógłbyś mnie puścić? Gdyby ktoś mnie tu przysłał w JAKIMŚ CELU, to nie przespałabym się z Tobą.
- Hmm... prawisz z sensem, wybacz, furia mnie zaślepiła - powiedział zwalniając uścisk. - Pomożesz mi? Chcę się dowiedzieć, kto za tym stoi, czemu jestem w to zamieszany i czemu zamieszali w to Kage - jęknął. - A ja pomogę tobie, zgoda? =
- Zgoda - odpowiedziała krótko, a w myślach dodała 'wolę mieć Cię po swojej stronie niż po przeciwnej'
- Dobra, wychodzimy.
Zrobili jak planowali. Wyszli z pokoju. Ciężkie okute drzwi uderzyły z trzaskiem o oścież.
Przemierzyli korytarz szybko, pewnie i w milczeniu. Wychodząc, Yuki zauważył, że jego kumpla gdzieś poniosło.
- Będę pilnował, tak kurwa, jasne..... – stwierdził nadal zły.
Bruce opuszczał posterunek bardzo rzadko. Coś się stało? Nieważne. Ważne było wyjaśnienie sprawy.
Idąc przez ogrody zauważył na dziedzińcu towarzysza. Nie był sam. Asystowała mu.....Aria....
Evereth wyczuła drgania powietrza. Yuki przystanął na chwilę, jego ciałem targnął kolejny impuls. Wiatr rozwiał na boki kurz i piasek, drobne kamyczki potoczyły się w różnych kierunkach a kilka z nich po chwili wisiało już w powietrzu. Studenci magii wyczuwając drgania i kolosalne wahania mocy usunęli się do budynków, reszta uciekała gdzie się dało.
- Bruce....nawet ty....? – zadrżał mu głos a oczy po raz wtórny zaświeciły się szkarłatem.
Czując na ramieniu dłoń Evereth jakby się lekko uspokoił. Odwrócił głowę w jej stronę i rzucił:
- Masz rację, nim zajmę się później. Aria będzie twoja..... Ona pracuje dla Kage tak samo jak ty. Dlatego jestem tym mocno zaniepokojony.... – dodał martwym tonem.
- Da się zauważyć to zaniepokojenie – odparła unosząc brew do góry i lustrując puste już otoczenie, które jeszcze chwilę temu było tak tłoczne.
- Chodźmy – nakazał.
Poszli.....
Obrazek

Zapraszam w progi Bram Snów
Obrazek
Zablokowany