[D&D] Tolerancja

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
Xander ze zdziwieniem przyjął słowa krasnoluda że ich nowa towarzyszka jest wampirzycą. Na początku stwierdził że to żart, jednak ona rozproszyła jego wątpliwości nie przecząc temu. A więc naprawdę jedno z najbardziej interesujących stworzeń wędruje z nimi w grupie. Tanari musiał przyznać że cieszy go ta wiadomość. Oto nareszcie ktoś kto wie co to samotność, ktoś kto spotyka się z wrogością tylko dlatego że jest tym kim jest, ktoś kto rozumie jak trudne jest przeżycie pośród samych wrogów i wreszcie ktoś kto rozumie że nie istnieje zło i dobro. Przynajmniej takie było jego wyobrażenie wampirów, czy właściwe zweryfikuje czas. Jednak ostatnie wydarzenia postawiły jeszcze więcej pytań, na które trudno było znaleźć odpowiedzi. Skoro Errer nie darzył sympatią wampirzycy, to dlaczego z nimi podąża? Skąd krasnolud wiedział że mają do czynienia z nieumarłym? Skoro wampirzycy nie zabija słońce musi być naprawdę potężna i stara, więc dlaczego przyłączyła się do nich? Przecież komuś takiemu praktycznie nic nie może zagrozić. Kto wywiera naciski na ich starego przyjaciela, i kto jest tak ważny że załatwia sobie taką obstawę? Xander już wiedział że tej nocy ciężko mu będzie zasnąć i to nie tylko z powodu natłoku myśli, w końcu kto spał by swobodnie mając obok siebie krwiopijce? Od początku ta wyprawa budziła wątpliwości, ale teraz przekracza już wszystko co Tanari przeżył do tej pory. Jednak mimo to wiedział że już się nie wycofa, nie kiedy na wyciągnięcie ręki ma wampira. Pomimo tego że myśli przebiegały przez głowę mnicha w zatrważającym tępię, o mało nie roześmiał się na słowa Wampira - patrz mi w oczy a nie w cycki-.
*Widocznie Samanta ma bardzo dobre zdanie o inteligencji krasnoluda skoro używa tak prymitywnych sztuczek* Xander zebrał się w sobie. Skoro miał poznać wampira musiał pokonać swoje odczucia w stosunku do kobiet. Przeszedł obok Samanty, a kiedy ją mijał powiedział cichym głosem - niezła próba- Było to wszystko na co mnich się zdobył, choć uznał że jak na pierwszy raz nie było tak źle. Teraz już nie miał wyboru wysforował się na przód i ruszył w stronę bramy.
Xander ze zdziwieniem przyjął słowa krasnoluda że ich nowa towarzyszka jest wampirzycą. Na początku stwierdził że to żart, jednak ona rozproszyła jego wątpliwości nie przecząc temu. A więc naprawdę jedno z najbardziej interesujących stworzeń wędruje z nimi w grupie. Tanari musiał przyznać że cieszy go ta wiadomość. Oto nareszcie ktoś kto wie co to samotność, ktoś kto spotyka się z wrogością tylko dlatego że jest tym kim jest, ktoś kto rozumie jak trudne jest przeżycie pośród samych wrogów i wreszcie ktoś kto rozumie że nie istnieje zło i dobro. Przynajmniej takie było jego wyobrażenie wampirów, czy właściwe zweryfikuje czas. Jednak ostatnie wydarzenia postawiły jeszcze więcej pytań, na które trudno było znaleźć odpowiedzi. Skoro Errer nie darzył sympatią wampirzycy, to dlaczego z nimi podąża? Skąd krasnolud wiedział że mają do czynienia z nieumarłym? Skoro wampirzycy nie zabija słońce musi być naprawdę potężna i stara, więc dlaczego przyłączyła się do nich? Przecież komuś takiemu praktycznie nic nie może zagrozić. Kto wywiera naciski na ich starego przyjaciela, i kto jest tak ważny że załatwia sobie taką obstawę? Xander już wiedział że tej nocy ciężko mu będzie zasnąć i to nie tylko z powodu natłoku myśli, w końcu kto spał by swobodnie mając obok siebie krwiopijce? Od początku ta wyprawa budziła wątpliwości, ale teraz przekracza już wszystko co Tanari przeżył do tej pory. Jednak mimo to wiedział że już się nie wycofa, nie kiedy na wyciągnięcie ręki ma wampira. Pomimo tego że myśli przebiegały przez głowę mnicha w zatrważającym tępię, o mało nie roześmiał się na słowa Wampira - patrz mi w oczy a nie w cycki-.
*Widocznie Samanta ma bardzo dobre zdanie o inteligencji krasnoluda skoro używa tak prymitywnych sztuczek* Xander zebrał się w sobie. Skoro miał poznać wampira musiał pokonać swoje odczucia w stosunku do kobiet. Przeszedł obok Samanty, a kiedy ją mijał powiedział cichym głosem - niezła próba- Było to wszystko na co mnich się zdobył, choć uznał że jak na pierwszy raz nie było tak źle. Teraz już nie miał wyboru wysforował się na przód i ruszył w stronę bramy.

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen i Ekthelion Be`erry
Paladyn zdecydował się porozmawiać, natomiast bard stał niewzruszony i milczący, cały czas spoglądając na swoją nową broń przypiętą do pasa. Strażnik nie przejął się tym specjalnie i postanowił odpowiedzieć na pytania, które zadał mu Indimar: Z chęcią bym wam pomógł, jednak nie znajdę teraz na to odpowiedniej ilości czasu... Muszę patrolować te alejki- nakreślił palcem bliżej nie określony teren- Służba, to służba. Ale z chęcią odpowiem na resztę twoich pytań. Zapewne chodzi ci o radnego Errera. Po prawdzie nie wiem gdzie może teraz przebywać. To mój dobry znajomek i poczciwy człek, tylko nie wiem po co się w tą politykę zaczął babrać... No ale cóż. Kontynuując muszę przyznać, iż nie wiem nic na temat rzekomej drużyny, którą prowadzi. Ale jeżeli to prawda, oznacza to, że stary Errer wraca na szlak! To wspaniale! Ostatnio jedyne co robił to siedział za biurkiem i główkował. Jakaś wyprawa dobrze mu zrobi! No nic zagadałem się, a tu pracować mi trza... Służba to służba- Xarenzeren powtórzył się po raz kolejny po czym życząc miłego dnia, przyspieszonym krokiem ruszył w jedną z uliczek.
Zostawił was samych z mętlikiem w głowie. *Errer? Errer radnym? Errer babrzący się w polityce?* Nijak nie pasowało to do zuchwałego wojownika, którego znaliście kilka, lub też kilkanaście lat temu. *Lata mijają ludzie się zmieniają*- z tą myślą zauważyliście idącego w waszą stronę Errera, wraz z resztą stadka. Jeżeli nie mylił was wzrok, to do tej małej grupy ludzi dołączyła jeszcze jedna postać.
Xander Tanari, Aranea Kariani, Gorim Siekacz, Samanta Bloodmoon
Wszystko wydawało się być dziwne do granic możliwości. Errer jest jakiś inny, nie do końca wiecie o co chodzi w całej misji, a na dodatek wędruje z wami wampir. Dziwne to może nie najkorzystniejsze ze słów... Bardziej pasowałoby: Koszmarne. Idąc możecie wyczuć spore napięcie w grupie, które narosło wraz z pojawieniem się Samanty. Maszerowaliście raczej ponurzy i markotni, niechętnie się do siebie oddzywając. Jedyne co trzymało was jeszcze z resztą, było to, że szedł z wami Errer, a wraz z nim jakaś zagadka, którą każdy z was, gdzieś podświadomie starał się rozwiązać. Byliście już niezwykle blisko bramy, zauważyliście Indimara i Ektheliona czekających na wsze nadejście.
Dla wszystkich
Cała grupa nareszcie była razem. Nadszedł czas, by ruszyć w drogę. Errer postanowił coś powiedzieć: Chłopaki- w tym miejscu zwrócił się do paladyna i barda- dołączyła do nas jeszcze jedna kobieta... Nazywa się Samanta, jednak na uprzejmości przyjdzie jeszcze czas. Teraz ruszmy w drogę... Bogowie jak ja dawno nie byłem na szlaku! Dobrze mi to zrobi, mam nadzieje. Gotowi? To ruszamy! Wielbłądy czekając na was na zewnątrz. On najwidoczniej był już gotowy, ponieważ kończąc mówić ruszył i wyszedł z miasta.
Paladyn zdecydował się porozmawiać, natomiast bard stał niewzruszony i milczący, cały czas spoglądając na swoją nową broń przypiętą do pasa. Strażnik nie przejął się tym specjalnie i postanowił odpowiedzieć na pytania, które zadał mu Indimar: Z chęcią bym wam pomógł, jednak nie znajdę teraz na to odpowiedniej ilości czasu... Muszę patrolować te alejki- nakreślił palcem bliżej nie określony teren- Służba, to służba. Ale z chęcią odpowiem na resztę twoich pytań. Zapewne chodzi ci o radnego Errera. Po prawdzie nie wiem gdzie może teraz przebywać. To mój dobry znajomek i poczciwy człek, tylko nie wiem po co się w tą politykę zaczął babrać... No ale cóż. Kontynuując muszę przyznać, iż nie wiem nic na temat rzekomej drużyny, którą prowadzi. Ale jeżeli to prawda, oznacza to, że stary Errer wraca na szlak! To wspaniale! Ostatnio jedyne co robił to siedział za biurkiem i główkował. Jakaś wyprawa dobrze mu zrobi! No nic zagadałem się, a tu pracować mi trza... Służba to służba- Xarenzeren powtórzył się po raz kolejny po czym życząc miłego dnia, przyspieszonym krokiem ruszył w jedną z uliczek.
Zostawił was samych z mętlikiem w głowie. *Errer? Errer radnym? Errer babrzący się w polityce?* Nijak nie pasowało to do zuchwałego wojownika, którego znaliście kilka, lub też kilkanaście lat temu. *Lata mijają ludzie się zmieniają*- z tą myślą zauważyliście idącego w waszą stronę Errera, wraz z resztą stadka. Jeżeli nie mylił was wzrok, to do tej małej grupy ludzi dołączyła jeszcze jedna postać.
Xander Tanari, Aranea Kariani, Gorim Siekacz, Samanta Bloodmoon
Wszystko wydawało się być dziwne do granic możliwości. Errer jest jakiś inny, nie do końca wiecie o co chodzi w całej misji, a na dodatek wędruje z wami wampir. Dziwne to może nie najkorzystniejsze ze słów... Bardziej pasowałoby: Koszmarne. Idąc możecie wyczuć spore napięcie w grupie, które narosło wraz z pojawieniem się Samanty. Maszerowaliście raczej ponurzy i markotni, niechętnie się do siebie oddzywając. Jedyne co trzymało was jeszcze z resztą, było to, że szedł z wami Errer, a wraz z nim jakaś zagadka, którą każdy z was, gdzieś podświadomie starał się rozwiązać. Byliście już niezwykle blisko bramy, zauważyliście Indimara i Ektheliona czekających na wsze nadejście.
Dla wszystkich
Cała grupa nareszcie była razem. Nadszedł czas, by ruszyć w drogę. Errer postanowił coś powiedzieć: Chłopaki- w tym miejscu zwrócił się do paladyna i barda- dołączyła do nas jeszcze jedna kobieta... Nazywa się Samanta, jednak na uprzejmości przyjdzie jeszcze czas. Teraz ruszmy w drogę... Bogowie jak ja dawno nie byłem na szlaku! Dobrze mi to zrobi, mam nadzieje. Gotowi? To ruszamy! Wielbłądy czekając na was na zewnątrz. On najwidoczniej był już gotowy, ponieważ kończąc mówić ruszył i wyszedł z miasta.
Mój miecz to moja siła

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
"Nowa", wydała się bardzo podejrzana paladynowi. Wolał jej nie ufać, zwłaszcza po tym, jak dwie panienki okradły barda. Podszedł do Aranei.
-Co to za jedna?- Spytał szeptem. -Skąd się tu wzięła? I dlaczego jedzie z nami?
"Nowa", wydała się bardzo podejrzana paladynowi. Wolał jej nie ufać, zwłaszcza po tym, jak dwie panienki okradły barda. Podszedł do Aranei.
-Co to za jedna?- Spytał szeptem. -Skąd się tu wzięła? I dlaczego jedzie z nami?
A d'yaebl aep arse!

-
- Marynarz
- Posty: 346
- Rejestracja: piątek, 7 grudnia 2007, 09:48
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Gorim zauważył, że Paladyn coś szpece do Aranei. Stwierdził, że fajnie bedzie, jak rycerz zrazu rzuci się na ich towarzyszkę "tępiąc plugawe zło".
- Hej Indimar! - krzyknąl podbiegając do niego. - Masz czosnek czy coś tam na wampiry? Albo jakiś święty symbol?
* Hehe zaraz się zacznie...*
- Hej Indimar! - krzyknąl podbiegając do niego. - Masz czosnek czy coś tam na wampiry? Albo jakiś święty symbol?
* Hehe zaraz się zacznie...*
For Honor & BIG Money!

-
- Marynarz
- Posty: 348
- Rejestracja: niedziela, 5 sierpnia 2007, 21:29
- Numer GG: 5181070
- Lokalizacja: Gliwice/Ciemnogród
Re: Tolerancja (D&D)
Aranea Kariani
Ruda spojrzała na krasnoluda z lekkim oburzeniem.
- Gorim, bez cynizmu - poprosiła. - Nie siej fermentu w drużynie.
Ruda spojrzała na krasnoluda z lekkim oburzeniem.
- Gorim, bez cynizmu - poprosiła. - Nie siej fermentu w drużynie.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
-Co mówisz?-spytał zdziwiony paladyn. -Na co? Wampiry?- Rozejrzał się. -Czy widzisz tu gdzieś...- Indimar urwał i spojrzał na Samantę. Odruchowo sięgnął ręką do swojego miecza. Zawachał się.
*W sumie, chyba nic nie zrobiła. Na razie. A skoro Errer ją w jakimś stopniu toleruje, to powinienem i ja.*
Spojrzał na krasnoluda, a potem znowu na dziewczynę.
-Czy to prawda?- Zacisnął dłoń na głowni miecza, ale nie wyciagnął go. -Nic Ci nie zrobię. Dopóki nie będziesz sprawiać problemów. A teraz ruszajmy.
-Co mówisz?-spytał zdziwiony paladyn. -Na co? Wampiry?- Rozejrzał się. -Czy widzisz tu gdzieś...- Indimar urwał i spojrzał na Samantę. Odruchowo sięgnął ręką do swojego miecza. Zawachał się.
*W sumie, chyba nic nie zrobiła. Na razie. A skoro Errer ją w jakimś stopniu toleruje, to powinienem i ja.*
Spojrzał na krasnoluda, a potem znowu na dziewczynę.
-Czy to prawda?- Zacisnął dłoń na głowni miecza, ale nie wyciagnął go. -Nic Ci nie zrobię. Dopóki nie będziesz sprawiać problemów. A teraz ruszajmy.
A d'yaebl aep arse!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
Xander obserwował całą sytuajcje z paladynem z najwyższą ciekawością. Musiał przyznać że ten osobnik różnił się zachowanie od innych. Tamci na słowo wampir wyciągnęli by miecz i zabili nieszczęsnego krwiopijce. Tanariego pocieszała myśl że nie podróżuje z fanatycznym krzewicielem dobra. *Może jeszcze będą z niego ludzie* Xander nie rozwodził się dłużej nad tym problemem i ruszył za Errerem. Pomimo zachowania Indimara mnich nie zmienił niezbyt pochlebnej opinii jaką miał o paladynach.
Xander obserwował całą sytuajcje z paladynem z najwyższą ciekawością. Musiał przyznać że ten osobnik różnił się zachowanie od innych. Tamci na słowo wampir wyciągnęli by miecz i zabili nieszczęsnego krwiopijce. Tanariego pocieszała myśl że nie podróżuje z fanatycznym krzewicielem dobra. *Może jeszcze będą z niego ludzie* Xander nie rozwodził się dłużej nad tym problemem i ruszył za Errerem. Pomimo zachowania Indimara mnich nie zmienił niezbyt pochlebnej opinii jaką miał o paladynach.

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
Bard spojrzal na kobiete.Byla ladna, ale po "drobnej" przygodzie szczegolnie go to nie ruszalo."Madry czlowiek po szkodzie", jak mowilo stare przyslowie.Gdy uslyszal, ze to wampir, a tak konkretnie wampirzyca zaniepokoil sie.Znal bardzo wiele opowiesci o wampirach-wynikalo z nich, ze wampiry to na swoj sposob szlachetni i praworzadni "ludzie".Ale nic nie mowilo o wampirzycach.Jednak lepiej trzymac dystans.

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
Cala sytuacja rozśmieszała Samantę. Kobieta na tą chwile nie lubiła dwóch osób z całej drużyny. Byla to rudowłosa kobieta która ciągle szeptała na jej temat i nie mogla obejść się z tym ze nie jest już jedyną kobietą w drużynie i centrum zainteresowania przeniosło się na kogo innego oraz krasnolud który bezskutecznie starał wyprowadzić Samantę z równowagi. *Czosnek...* zaśmiała się w duchu. *jacy oni są naiwni* Samanta miała tylko nadzieje aby żadna z tych dwóch osób nie zaczęła z nią walki gdyż nie chciała zrobić im fizycznej krzywdy. Postanowiła podejść do ludzi skupionej w jednej grupce.
-Wiem ze większość z was widzi wampira po raz pierwszy raz w życiu. Mogę was tylko zapewnić ze nie pozjadam was w nocy...
W tym momencie na jej twarzy pojawił się uśmiech a kobieta starała się nie wybuchnąć śmiechem
-Jeśli zgłodnieje to znajdę sobie ofiarę z poza tym gronem. A i jeszcze jedno...
Mówiąc to popatrzyła na krasnoluda
-Czosnek to możecie dodać do pieczeni, która chętnie zjem ale nie straszcie mnie nim...
Uśmiech znowu zawitał na jej twarzy. Wielu z nich widziało Samantę po raz pierwszy z bliska. Stwierdzili ze wygląda ona na młodą wampirzyce co sprawiało pozory ze jest dosyć słaba... co nie było do końca prawdą. Przeszła obok nich mijając każdego po kolei. Gdy podeszła do rudowłosej kobiety nachyliła się nad nią i przemówiła
-Rozumiem ze widzisz we mnie konkurencje... W końcu patrząc na mnie to się tobie nie dziwie... Ale proszę cię następnym razem jak coś szepczesz do kogoś na mój temat, bądź pewna ze nie jestem w pobliżu. Wiesz... wampiry maja wyostrzone zmysły i często szlyszymy rzeczy które miały być nigdy nie usłyszane
Mówiąc to poszła do swojego wielbłąda i zaczęła szykować się do drogi.
-Wiem ze większość z was widzi wampira po raz pierwszy raz w życiu. Mogę was tylko zapewnić ze nie pozjadam was w nocy...
W tym momencie na jej twarzy pojawił się uśmiech a kobieta starała się nie wybuchnąć śmiechem
-Jeśli zgłodnieje to znajdę sobie ofiarę z poza tym gronem. A i jeszcze jedno...
Mówiąc to popatrzyła na krasnoluda
-Czosnek to możecie dodać do pieczeni, która chętnie zjem ale nie straszcie mnie nim...
Uśmiech znowu zawitał na jej twarzy. Wielu z nich widziało Samantę po raz pierwszy z bliska. Stwierdzili ze wygląda ona na młodą wampirzyce co sprawiało pozory ze jest dosyć słaba... co nie było do końca prawdą. Przeszła obok nich mijając każdego po kolei. Gdy podeszła do rudowłosej kobiety nachyliła się nad nią i przemówiła
-Rozumiem ze widzisz we mnie konkurencje... W końcu patrząc na mnie to się tobie nie dziwie... Ale proszę cię następnym razem jak coś szepczesz do kogoś na mój temat, bądź pewna ze nie jestem w pobliżu. Wiesz... wampiry maja wyostrzone zmysły i często szlyszymy rzeczy które miały być nigdy nie usłyszane
Mówiąc to poszła do swojego wielbłąda i zaczęła szykować się do drogi.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
Chłopak poklepał krasnoluda po ramieniu.
-Polubiła Cię, tylko udaje niedostępną. Jeszcze będzie twoja.- Zaśmiał się paladyn.
Nie podobała mu się obecność wampirzycy, oraz spanie w odległości mniejszej niż 5 kilometrów od niej, ale skoro powiedziała że nic im nie zrobi, a Errerowi jej obecnosć nie przeszkadza aż tak bardzo- to pewnie mówi prawdę.
Podszedł do swojego wielbłąda.
-Śmierdzisz i nie lubię Cię, ale Errer chce, to Errer ma.- Powiedział do zwierzęcia, pewny że zwierzak zrozumiał obelgę.
-To w drogę. Nie marnujmy czasu. Im szybciej skończymy, tym prędzej wydostaniemy się z tego piekła.
Temperatura i piach naprawdę go drażniły.
*Jak ja nienawidzę tej pustyni.*
Chłopak poklepał krasnoluda po ramieniu.
-Polubiła Cię, tylko udaje niedostępną. Jeszcze będzie twoja.- Zaśmiał się paladyn.
Nie podobała mu się obecność wampirzycy, oraz spanie w odległości mniejszej niż 5 kilometrów od niej, ale skoro powiedziała że nic im nie zrobi, a Errerowi jej obecnosć nie przeszkadza aż tak bardzo- to pewnie mówi prawdę.
Podszedł do swojego wielbłąda.
-Śmierdzisz i nie lubię Cię, ale Errer chce, to Errer ma.- Powiedział do zwierzęcia, pewny że zwierzak zrozumiał obelgę.
-To w drogę. Nie marnujmy czasu. Im szybciej skończymy, tym prędzej wydostaniemy się z tego piekła.
Temperatura i piach naprawdę go drażniły.
*Jak ja nienawidzę tej pustyni.*
A d'yaebl aep arse!

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Dla wszystkich
Każdy z was dosiadł swojego wielbłąda. Słońce unosiło się gdzieś nad horyzontem przygrzewając niemiłosiernie. Skwar był, aż tak duży, iż zaraz po ich opuszczeniu, zatęskniliście za kamiennymi murami miasta, które dawały trochę chłodu. Samanta bardzo głęboko nasunęła kaptur na głowę, skrywając swoją twarz jak najgłębiej w cieniu. Errer jadąc na samym przodzie wyglądał na wręcz rozpromienionego myślą o tak ciężkiej przeprawie. Wraz z opuszczeniem miasta, Avares jakby wyraźnie zaczął zachowywać się jak wasz stary towarzysz broni. Był radosny, uśmiechnięty pełen werwy i wigoru. Cieszył się jak dziecko, któremu ojciec obiecał, iż weźmie go na wycieczkę. Jego nastrój stopniowo zaczął udzielać się również wam, jednak świadomość tego, że nie wiecie gdzie jedziecie i w jakim konkretnym celu, nie pozwalała wam długo się tym cieszyć. Z każdym kolejnym wielbłądzim krokiem, nerwowe wyczekiwanie na wyjaśnienia ze strony Errera wydłużało się niewdzięcznie, a spotęgowane wielką dusznością, stało się wręcz nie do zniesienia. Stary wojownik najprawdopodobniej zdawał sobie sprawę, iż kilka par oczów nieustanie obserwuje każdy jego ruch. Kilka set metrów na lewo od miejsca w którym się znajdowaliście, stała bardzo małych rozmiarów oaza. Errer wskazał na nią palcem i powiedział: Zmierzamy w tamtą stronę... Czas żebym wam wszystko wyjawił. Po tych słowach serce w was urosło. Przestał przeszkadzać upał, smród spoconych wielbłądów oraz towarzystwo, na które nie koniecznie mieliście ochotę. Górę nad wszystkimi innymi zmysłami wzięła ciekawość.
Wszyscy wygodnie usiedliście w cieniu palm, wyrosłych obok oazy. Chociaż jeszcze przed chwilą czuliście pragnienie wywołane wielką dusznością, teraz kiedy wody mieliście pod dostatkiem, nie myśleliście o jej piciu. Teraz trawił was zupełnie inny głód. Głód wyjaśnień. Errer nie okazał się wielkoduszny i miłosierny, ponieważ zamiast od razu przejść do rzeczy, zaczął od opłukania sobie twarzy. Następnie stojąc naprzeciw towarzyszy, jakby aktor na scenie teatralnym gestem wyciągnął chusteczkę i zaczął niesamowicie flegmatycznymi ruchami wycierać twarz. Przysięglibyście, iż robi to specjalnie, a wasze nerwowe wyczekiwanie bardzo go bawi. W końcu usiadł i zapytał: A więc co chcecie wiedzieć? Odpowiem na każde pytanie.
Każdy z was dosiadł swojego wielbłąda. Słońce unosiło się gdzieś nad horyzontem przygrzewając niemiłosiernie. Skwar był, aż tak duży, iż zaraz po ich opuszczeniu, zatęskniliście za kamiennymi murami miasta, które dawały trochę chłodu. Samanta bardzo głęboko nasunęła kaptur na głowę, skrywając swoją twarz jak najgłębiej w cieniu. Errer jadąc na samym przodzie wyglądał na wręcz rozpromienionego myślą o tak ciężkiej przeprawie. Wraz z opuszczeniem miasta, Avares jakby wyraźnie zaczął zachowywać się jak wasz stary towarzysz broni. Był radosny, uśmiechnięty pełen werwy i wigoru. Cieszył się jak dziecko, któremu ojciec obiecał, iż weźmie go na wycieczkę. Jego nastrój stopniowo zaczął udzielać się również wam, jednak świadomość tego, że nie wiecie gdzie jedziecie i w jakim konkretnym celu, nie pozwalała wam długo się tym cieszyć. Z każdym kolejnym wielbłądzim krokiem, nerwowe wyczekiwanie na wyjaśnienia ze strony Errera wydłużało się niewdzięcznie, a spotęgowane wielką dusznością, stało się wręcz nie do zniesienia. Stary wojownik najprawdopodobniej zdawał sobie sprawę, iż kilka par oczów nieustanie obserwuje każdy jego ruch. Kilka set metrów na lewo od miejsca w którym się znajdowaliście, stała bardzo małych rozmiarów oaza. Errer wskazał na nią palcem i powiedział: Zmierzamy w tamtą stronę... Czas żebym wam wszystko wyjawił. Po tych słowach serce w was urosło. Przestał przeszkadzać upał, smród spoconych wielbłądów oraz towarzystwo, na które nie koniecznie mieliście ochotę. Górę nad wszystkimi innymi zmysłami wzięła ciekawość.
Wszyscy wygodnie usiedliście w cieniu palm, wyrosłych obok oazy. Chociaż jeszcze przed chwilą czuliście pragnienie wywołane wielką dusznością, teraz kiedy wody mieliście pod dostatkiem, nie myśleliście o jej piciu. Teraz trawił was zupełnie inny głód. Głód wyjaśnień. Errer nie okazał się wielkoduszny i miłosierny, ponieważ zamiast od razu przejść do rzeczy, zaczął od opłukania sobie twarzy. Następnie stojąc naprzeciw towarzyszy, jakby aktor na scenie teatralnym gestem wyciągnął chusteczkę i zaczął niesamowicie flegmatycznymi ruchami wycierać twarz. Przysięglibyście, iż robi to specjalnie, a wasze nerwowe wyczekiwanie bardzo go bawi. W końcu usiadł i zapytał: A więc co chcecie wiedzieć? Odpowiem na każde pytanie.
Mój miecz to moja siła

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar Gallen
Paladyn odpiął pas z bronią, zdjął pancerz. Było mu piekielnie gorąco.
*Nienawidzę tej cholernej pustyni.*
-Czy ta oaza jest celem naszej podróży? Czy mamy gdzieś jeszcze jechać?- Spytał, po czym wyciągnął z plecaka bukłak, przyłożył od ust i napił się wody, następnie oblał wodą twarz.
-I co jest naszym zadaniem?- Rzekł, wytrzepując jednocześnie piach z włosów. -Szybko to zróbmy, a potem wracajmy.
Wstał i otrzepał się z piachu. Kopnął leżący gdzieś w pobliżu kamień, spojrzał na słońce, a potem na swoich towarzyszy.
-Czy tylko mi ten upał tak bardzo przeszkadza?
Paladyn odpiął pas z bronią, zdjął pancerz. Było mu piekielnie gorąco.
*Nienawidzę tej cholernej pustyni.*
-Czy ta oaza jest celem naszej podróży? Czy mamy gdzieś jeszcze jechać?- Spytał, po czym wyciągnął z plecaka bukłak, przyłożył od ust i napił się wody, następnie oblał wodą twarz.
-I co jest naszym zadaniem?- Rzekł, wytrzepując jednocześnie piach z włosów. -Szybko to zróbmy, a potem wracajmy.
Wstał i otrzepał się z piachu. Kopnął leżący gdzieś w pobliżu kamień, spojrzał na słońce, a potem na swoich towarzyszy.
-Czy tylko mi ten upał tak bardzo przeszkadza?
A d'yaebl aep arse!

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: Tolerancja (D&D)
Dla wszystkich
Errer zanim odpowiedział paladynowi dobrze się zastanowił. Najwidoczniej ważył słowa i chciał powiedzieć wszystko w sposób jak najbardziej "czytelny": Tak ta oaza jest celem naszej podróży. To małe bajorko, które właśnie widzicie- wskazał dłonią na pięknie, odbijające słońce zwierciadło wody- jest zbiornikiem najczystszej wody na całej wyspie. Ja Errer Avares zasługuje na wszystko co najlepsze, dlatego też kiedy tydzień temu poczułem pragnienie, pomyślałem sobie, iż muszę się tu wybrać... Nie mogłem jednak tego zrobić sam, bo jak wiadomo pustynia to niebezpieczne miejsce, a ta oto oaza jest często odwiedzana przez rozmaite monstra. Dlatego wysłałem do was listy z prośbą o pomoc- zdążył już się spocić przez tą chwilę, dlatego znowu sięgnął po chusteczkę i delikatnie zaczął wycierać twarz. Później zamydliłem wam oczy, mówiąc o ważnej misji, która ma pomóc uciemiężonym mieszkańcom miasta Afrat. No i teraz jesteśmy tu...
Skończył mówić wpatrując się na waszą reakcje. Nastała chwila ciszy. Chusteczka znowu zasłoniła twarz, a wy usłyszeliście stłumiony chichot Errera. Odsłonił twarz śmiejąc się szalenie i długo. Kiedy skończył, postanowił znowu do was przemówić: Przepraszam was za ten głupi żart... Nie mogłem się powstrzymać- w lukach między słowami, które wypowiadał pojawiały się krótkie spazmy śmiechu- Oczywiście teraz od początku do końca opowiem wam co jest grane. Mianowicie miasto Afrat, co zdążyliście już zauważyć i co już wam powiedziałem jest miastem odmieńców i wyrzutków, którzy potrzebują drugiej szansy, bądź też jakiejkolwiek szansy. Jeżeli spojrzymy na...
Errer gwałtownie urwał swoją wypowiedź. Jego oczy rozszerzyły się niebezpiecznie, poszukując czegoś w okół. Z pozycji siedzącej, niezwykle szybkim ruchem przeniósł się na czworaki. Nadal rozglądając się z obłędem w oczach, Errer zaczął "wywęchiwać" czegoś w powietrzu. Obraz był na tyle groteskowy, iż wasz kompan i przywódca zaczął wam zachowaniem przypominać dzikie zwierze. W pewnym momencie stanął bez ruchu, niby posąg i zmrużył oczy: Orkowie nadchodzą. Cała gromada. Jakby na potwierdzenie jego słów, samotna strzała mierzona w stojącego paladyna wbiła się w palmę tuż obok jego piersi.
[Bitwę rozegramy na gg, co może zająć trochę czasu, jednak dzięki temu rozegramy ją zgodnie ze wszystkimi zasadami. Po zakończeniu bitwy ja zbiorę wszytko do kupy i wrzucę tutaj jakiś ciekawy opis walki (o ile mi wyjdzie
). Zgadzacie się na takie rozwiązanie? Wyczekuje odpowiedzi na gg
]
Errer zanim odpowiedział paladynowi dobrze się zastanowił. Najwidoczniej ważył słowa i chciał powiedzieć wszystko w sposób jak najbardziej "czytelny": Tak ta oaza jest celem naszej podróży. To małe bajorko, które właśnie widzicie- wskazał dłonią na pięknie, odbijające słońce zwierciadło wody- jest zbiornikiem najczystszej wody na całej wyspie. Ja Errer Avares zasługuje na wszystko co najlepsze, dlatego też kiedy tydzień temu poczułem pragnienie, pomyślałem sobie, iż muszę się tu wybrać... Nie mogłem jednak tego zrobić sam, bo jak wiadomo pustynia to niebezpieczne miejsce, a ta oto oaza jest często odwiedzana przez rozmaite monstra. Dlatego wysłałem do was listy z prośbą o pomoc- zdążył już się spocić przez tą chwilę, dlatego znowu sięgnął po chusteczkę i delikatnie zaczął wycierać twarz. Później zamydliłem wam oczy, mówiąc o ważnej misji, która ma pomóc uciemiężonym mieszkańcom miasta Afrat. No i teraz jesteśmy tu...
Skończył mówić wpatrując się na waszą reakcje. Nastała chwila ciszy. Chusteczka znowu zasłoniła twarz, a wy usłyszeliście stłumiony chichot Errera. Odsłonił twarz śmiejąc się szalenie i długo. Kiedy skończył, postanowił znowu do was przemówić: Przepraszam was za ten głupi żart... Nie mogłem się powstrzymać- w lukach między słowami, które wypowiadał pojawiały się krótkie spazmy śmiechu- Oczywiście teraz od początku do końca opowiem wam co jest grane. Mianowicie miasto Afrat, co zdążyliście już zauważyć i co już wam powiedziałem jest miastem odmieńców i wyrzutków, którzy potrzebują drugiej szansy, bądź też jakiejkolwiek szansy. Jeżeli spojrzymy na...
Errer gwałtownie urwał swoją wypowiedź. Jego oczy rozszerzyły się niebezpiecznie, poszukując czegoś w okół. Z pozycji siedzącej, niezwykle szybkim ruchem przeniósł się na czworaki. Nadal rozglądając się z obłędem w oczach, Errer zaczął "wywęchiwać" czegoś w powietrzu. Obraz był na tyle groteskowy, iż wasz kompan i przywódca zaczął wam zachowaniem przypominać dzikie zwierze. W pewnym momencie stanął bez ruchu, niby posąg i zmrużył oczy: Orkowie nadchodzą. Cała gromada. Jakby na potwierdzenie jego słów, samotna strzała mierzona w stojącego paladyna wbiła się w palmę tuż obok jego piersi.
[Bitwę rozegramy na gg, co może zająć trochę czasu, jednak dzięki temu rozegramy ją zgodnie ze wszystkimi zasadami. Po zakończeniu bitwy ja zbiorę wszytko do kupy i wrzucę tutaj jakiś ciekawy opis walki (o ile mi wyjdzie


Mój miecz to moja siła

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: Tolerancja (D&D)
Indimar ukucnął aby zmniejszyć swoją sylwetkę i rozejrzał się. Jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, gdy zobaczył otaczających ich orków.
*Musiałem ściągnąć ten cholerny pancerz!*
-Orkowie atakują! Wszyscy do broni!- Krzyknął, po czym rzucił się w stronę swojej broni. Nałożył pas i wyciągnął swojego półtoraka. Sięgnął także po tarczę, leżącą nieopodal. Spojrzał na swoją zbroję.
*Już nie zdążę jej założyć. A szkoda, bo trzeba przyznać że by się przydała.*
Stanął obok towarzyszy i starał się zasłaniać tarczą przed nadlatującymi strzałami.
*Musiałem ściągnąć ten cholerny pancerz!*
-Orkowie atakują! Wszyscy do broni!- Krzyknął, po czym rzucił się w stronę swojej broni. Nałożył pas i wyciągnął swojego półtoraka. Sięgnął także po tarczę, leżącą nieopodal. Spojrzał na swoją zbroję.
*Już nie zdążę jej założyć. A szkoda, bo trzeba przyznać że by się przydała.*
Stanął obok towarzyszy i starał się zasłaniać tarczą przed nadlatującymi strzałami.
A d'yaebl aep arse!

-
- Marynarz
- Posty: 280
- Rejestracja: czwartek, 10 stycznia 2008, 21:13
- Numer GG: 4667494
- Lokalizacja: NY
- Kontakt:
Re: Tolerancja (D&D)
Siedziała z boku nie wsłuchiwajac się w rozmowę przybyszy, w końcu mało ją to obchodziło. Siedząc na piasku oparta o plamę z kapturem głęboko nasuniętym na twarzy starała się wyłapać jak najwięcej cienia padającego z drzewa. Rozmyślała gdy nagle z jej zadumania wyrwało ją jedno słowo.
-Orkowie?
Powtórzyła lekko zdziwiona. *orkowie na pustyni?* pomyślała. walczyła już z tymi bestiami i wiedziała ze nie są oni aż tak groźni... zależy od ich ilości ale powinni sobie poradzić. Z za pasa wyciągnęła swój miecz. Byl on solidnie zrobiony, przeznaczony bardziej dla mężczyzny niż kobiety. Szczególnie tak szczuplej kobiety. Przekazal go jej ojciec gdy miała 15 lat i od tamtego momentu trenowała. Calkiem nie źle umiała się nim posługiwać. W końcu mogla pokazać ze może się przydać i jest czymś więcej niż niechcianym towarzystwem. Jako wampir ze szlachetnej rodziny nieumarłych umiala posługiwać się wszelkimi rodzajami magi a w szczególności magią ognia. Wiedziała ze jest to jej wielka zaleta. W sumie ona sama wolała posługiwać się zaklęciami niż samym mieczem. Uśmiech znowu zawitał jej na twarzy.
-W kocu się zabawimy
Mówiąc to podeszła do wszystkich gotowa do walki wraz z formułką pierwszego zaklęcia w glowie które chciała rzucić na te bestie.
-Orkowie?
Powtórzyła lekko zdziwiona. *orkowie na pustyni?* pomyślała. walczyła już z tymi bestiami i wiedziała ze nie są oni aż tak groźni... zależy od ich ilości ale powinni sobie poradzić. Z za pasa wyciągnęła swój miecz. Byl on solidnie zrobiony, przeznaczony bardziej dla mężczyzny niż kobiety. Szczególnie tak szczuplej kobiety. Przekazal go jej ojciec gdy miała 15 lat i od tamtego momentu trenowała. Calkiem nie źle umiała się nim posługiwać. W końcu mogla pokazać ze może się przydać i jest czymś więcej niż niechcianym towarzystwem. Jako wampir ze szlachetnej rodziny nieumarłych umiala posługiwać się wszelkimi rodzajami magi a w szczególności magią ognia. Wiedziała ze jest to jej wielka zaleta. W sumie ona sama wolała posługiwać się zaklęciami niż samym mieczem. Uśmiech znowu zawitał jej na twarzy.
-W kocu się zabawimy
Mówiąc to podeszła do wszystkich gotowa do walki wraz z formułką pierwszego zaklęcia w glowie które chciała rzucić na te bestie.
Samanta Bloodmoon
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn
Fire and ice, somehow existing together without destroying each other. More proof that I belonged with him.
-Bella Cullen, Breaking Dawn

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: Tolerancja (D&D)
Xander Tanari
Xander obserwował dziwne zachowanie Errera i nagle w jego głowie pojawiło się rozwiązanie jego zagadki. Nie mógł się jednak nad tym skupić, walka wymagała spokojnego ducha i umysłu wolnego od natarczywych myśli. Wstał zły że znowu coś przerwało wyjaśnienia przyjaciela. Zamknął oczy i oczyszczał swój umysł, pozbył się gniewu i wszelkich uczuć. Obecnie liczyło się tylko jedno, zabić wrogów. Zsunął kaptur, otworzył oczy, które zalśniły złowrogim blaskiem i zacisnął pięści. Stał spokojnie i czkał aż same do niego przyjdą. *No chodźcie śmierć już na was czeka.*
Xander obserwował dziwne zachowanie Errera i nagle w jego głowie pojawiło się rozwiązanie jego zagadki. Nie mógł się jednak nad tym skupić, walka wymagała spokojnego ducha i umysłu wolnego od natarczywych myśli. Wstał zły że znowu coś przerwało wyjaśnienia przyjaciela. Zamknął oczy i oczyszczał swój umysł, pozbył się gniewu i wszelkich uczuć. Obecnie liczyło się tylko jedno, zabić wrogów. Zsunął kaptur, otworzył oczy, które zalśniły złowrogim blaskiem i zacisnął pięści. Stał spokojnie i czkał aż same do niego przyjdą. *No chodźcie śmierć już na was czeka.*

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: Tolerancja (D&D)
Ekthelion poczatkowo sie przerazil.
-OOOORKKOOOOWIEE!-wrzeszczal, biegajac w te i we wte.Po chwili troche sie uspokoil, na miejsce paniki weszla nerwowosc i zdziwienie.Gdy Errer zaczal weszyc, pare rzeczy nagle wskoczylo na swoje miejsce.Brak uzbrojenia, nieuzywanie zbroi...ale naprawde krotko trwaly te przemyslenia, gdyz po chwili wrocil temat dnia.Przyszlo mu do glowy, ze dobycie sejmitara jest naprawde dobrym pomyslem.Stanal spokojnie miedzy obroncami...no, moze nie tak spokojnie.To "miedzy" to tez tak troche niezupelnie, pare krokow od nich-tak na wszelki wypadek.
-Moze jakas ballade-zaproponowal delikatnie drzacym glosem.
-OOOORKKOOOOWIEE!-wrzeszczal, biegajac w te i we wte.Po chwili troche sie uspokoil, na miejsce paniki weszla nerwowosc i zdziwienie.Gdy Errer zaczal weszyc, pare rzeczy nagle wskoczylo na swoje miejsce.Brak uzbrojenia, nieuzywanie zbroi...ale naprawde krotko trwaly te przemyslenia, gdyz po chwili wrocil temat dnia.Przyszlo mu do glowy, ze dobycie sejmitara jest naprawde dobrym pomyslem.Stanal spokojnie miedzy obroncami...no, moze nie tak spokojnie.To "miedzy" to tez tak troche niezupelnie, pare krokow od nich-tak na wszelki wypadek.
-Moze jakas ballade-zaproponowal delikatnie drzacym glosem.
