...sesję NS w mym wykonaniu!
Gęstą, namacalną wręcz ciemność jesiennej nocy rozświetlały światła ciężarówek jadących przez las gdzieś na południe od Nowego Jorku- Samozwańczej Stolicy tego, co zostało z USA po 2020. Wysokie drzewa iglaste, powykręcane mutacją, tak że nie można było odgadnąć ich rzeczywistego gatunku, chyląc się nad drogą, umiejscawiały ten teren na granicy Appalachów. Noc była zimna, a jeszcze zimniejszy od samej nocy wiatr rozwiewał gęsty, gryzący dym wydobywający się z wydechu ciężarówek i pickupa. Jedynym źródłem ciepła były silniki, dławiące się ściekiem, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby benzyną, a tym bardziej nie lał do baku. Jednak czy ktoś, kto postanowił doprowadzić do stanu jakiejkolwiek użyteczności fabrykę, gdzieś w zdziczałym nigdzie, choć z nieznanych przyczyn nikt nie podjął się tego od wielu lat?
Zwiad miesiąc temu doniósł, że odnalazł fabrykę, blisko umownej granicy terytoriów zależnych od dwóch państw-miast. Niezły stan, sporo surowego materiału i półproduktów w magazynie. Linie produkcyjne zniszczone przez czas i naturę, ale rzekomo łatwe do uładzenia. W końcu czemu blaszka miałaby obchodzić fabryka noży i ostrzy? To brzmiało jak bajka. Nawet pomijając osuwające się nań z od strony gór zwały błota, obraz był tak sielski, że brakowało tylko białego króliczka, szczypiącego zieloną trawkę.
Zakręt i prosta droga do fabryki. Pierwsze spojrzenie i pierwsze rozczarowanie. W środku paliło się niewyraźne światło. Jakby ogień. Widocznie członkowie karawany nie byli pierwszymi, którzy upatrzyli ją jako dom i schronienie w tych ciężkich czasach. Tak czy inaczej nie dadzą się spławić.
Już jutro ta fabryka będzie należeć do nich. Bez względu na środki.
Szablon karty na drugiej stronie.
Zapraszam do sesji.
