Clavis odetchnął głęboko. Błysnęło, raz, drugi a po chwili zza jego kaptura wyleciała smużka dymu i wzbiła się niknąc wśród gwiazd. Clavis odchrząknął, poruszył wszystkimi mięśniami, poprawił ułożenie karabinu na plecach i podciągnął spodnie.
- Już czas.
Zaciągnął się, wypuścił dym, zgniótł papierosa o podeszwę. A potem wybił się lekko z lewej nogi i pomknął jak pocisk biegnąc w stronę krawędzi budynku. Wybił się, wzleciał, spadł na kolejny budynek, zrobił eleganckiego rolla i pognał dalej. Zeskoczył z budynku chwytając się anteny telewizyjnej, szarpnął się, obrócił o 180 stopni, chwycił się parapetu. Wszedł w pozycję i puścił się - spadał jak kamień, w ostatnim momencie chwycił się parapetu na parterze. Wlazł do środka, cicho niczym mysz.
Był w dużym saloniku z bardzo cennymi meblami - Clavis potrafił rozpoznać komodę z czasów Ludwika XVI wszędzie i zawsze - oraz z ciężką zastawą i srebrem piętrzącym się na każdej z półek. W centrum znajdował się stół na którym leżały resztki ostatniego posiłku, równie bogatego co ustrój wnętrz. Clavis podszedł do stołu, chwycił butelkę z winem, nalał sobie do kieliszka i wypił jednym haustem.
- Czego ode mnie chcesz, Mroku? - odezwał się nagle ochrypły głos zza jego pleców. Clavis odwrócił się zwinnie, spojrzał na mężczyznę opartego o mały stolik z ekspresem do kawy.
- Nie jestem Mrokiem - Clavis postąpił krok ku mężczyźnie - Mrok otacza mnie, wszędzie i zawsze ale jest samodzielny.
- Darujmy sobie gierki słowne, żałosny skurwysynu - mężczyzna wstał, nalał sobie kawy - Pytam co robisz w mojej posiadłości.
- Posiadłości? Powiedziałbym raczej w mieszkanku.
tamten nie odpowiedział, pociągnął łyk kawy. Wówczas Clavis ujrzał jego twarz
- Tereque Van Gerard. Jak miło.
- A kogo się spodziewałeś?
- Luciusa.
- Lucius nie żyje - Tereque skrzywił się, odłożył filiżankę na stolik. Uwadze Clavisa nie uszło, że zrobił to bardzo gwałtownie - Teraz ja rządzę w tym małym światku.
- Teraz ty rządziśz w tym małym światku - powtórzył Clavis uśmiechając się ironicznie - Miasto się wali a ty uważasz że sprawujesz w nim władzę.
- Twierdzę tylko że nad tym panuję.
- Jasne. Tak czy siak, nie jestem tu po to by pytać się ciebie o twoje pełne arogancji przekonanie o właściwości twoich poczynań. Jestem tu - przesunął się w najciemniejszy kąt, a ciemność jakgdyby podążała za nim - By wyrównać pewne rachunki.
- Jakie rachunki? - zapytał ostro Tereque.
- Między tobą a Aqua.
- Aqua? Praktycznie rzecz biorąc Aqua nie istnieje!
- Aqua to woda, a woda jest niezniszczalna. Kazał mi wydobyć od ciebie klucz do sejfu w banku Gallpolota.
- Po co ci on?
- Nie mi. Jemu - w ciemności nagle błysnęły jego oczy, teraz o źrenicach jak u kota - Aqua chce tego co znajduje się w skrytce, Van Gerard. Oddaj klucz.
- Byłbyś głupcem - syknął Tereque - Gdybyś myślał że oddam klucz dobrowolnie.
- Nie jestem głupcem. Spodziewałem się tego.
Tereque ryknął, rzucił się w miejsce gdzie błyszczały oczy, w jego dwóch dłoniach błysnęły długie, srebrne noże. Chciał przeciąć Clavius, ale przeciął powietrze. W kącie nie było nikogo.
- Gdzie jesteś, skurwysynu, pierdolona dziwko! - Terequa odwrócił się szybko, zamachnął się na oślep - Sam mówiłeś. Mrok mnie spowija, ale ja nie mam nad nim władzy. Mrok jest samodzielny, ja nie.
- A zatem mrok ma nad tobą władzę?
- Tworzymy jedność.
W tym momencie potężny cios cisnął Van Gerardem o ścianę. Z sufitu posypał się tynk, Tereque osunął się na podłogę. Ciemny, rozmazany kształt dopadł do niego z lewej, zadał potężny cios wymierzony w żołądek. Tereque sparował cios, podbił ramię przeciwnika do góry, odepchnął go od siebie i ciął wlew. Z mroku trysnęła krew.
- Krwawisz! - ryknął Gerard rzucając się w mrok - A zatem można cię zabić!
Zamachnął się, przeciął powietrze. Clavius uderzył go w twarz, poprawił, złapał za rękę, wywrócił. Tereque wrzasnął, szarpnął się, ciął na odlew, trafił. Clavius puścił go, upadł na bok, przeturlał się, znikł. Wyjąc jak ranny buhaj, nożownik zerwał się z ziemi.
- Bardzo dobrze się bawisz? - zaryczał uderzając ostrzem o ostrze - Czy jesteś zniesmaczony?
Nagle wrzasnął. Clavius uderzył go dwoma stopami prosto w pierś, pęd cisnął Tereque'a przez otwarte okno.
Mrok wyskoczył zaraz za nim, wylądował ugiąwszy kolana, złapał leżącego buhaja za frak i podciągnął.
- Powiedz do widzenia.
I otworzył ogień z karabinka którego trzymał na plecach. Tereque'a podszarpnęło parę razy, krzyczał, wierzgał. Po chwili znieruchomiał. Tylko mrugające powieki dawały znać Claviusowi że tamten jeszcze żyje.
- Wytrzymały jesteś na pociski? Cóż, naprawimy to. - powiedziawszy to, wyjął zza pasa granat odłamkowy. Zdjął zawleczkę. Pochylił się nad ciałem, przeszukał kieszenie. Po chwili wydobył z nich mały kluczyk na złotym łańcuszku.
- W co wierzysz? - zawył nagle Tereque, szarpnąwszy się. Krew wartko ciekła mu z ust. - W co ty do kurwy jędzy wierzysz!
- Wierzę - powiedział Clavius wstając - Że to co cię nie zabije... To cię rozerwie.
Puścił granat, i pobiegł w ciemność. Mrok podążył za nim jak wierny pies za swoim panem.
Miasto Gallpo, największa metropolia współczesnego świata, to jest 2011 roku. Technika nieznacznie skoczyła do przodu, dzieciaki wciąż grają w komputerowe gry, ludzie jeżdżą samochodami. Żołnierze i policjanci zachowali starą broń, plus nowe mundury, często umacniane dodatkowo. Pierwsze cyberwszczepy. Ale naprawdę pierwsze.
Sytuacja miasta - w normie. Burmistrz walczy z przestępczością na swój sposób, jest też jeden bohater który nie wiadomo skąd się wziął - taki śmieszny w żółtym kostiumie który walczy z mafią, ratuje damy i dzieciaki przed pędzącymi autobusami. Mafia działa bardzo aktywnie, ale jest spokojna. Do czasu.
16 lipca do miliardów gazet, telewizorów i stron internetowych trafia wieść o zamachu na papieża oraz włamaniu do najlepiej strzeżonego banku w historii świata. Raport wygląda co następuje:
13 lipca, na Placu Głównym Stonehage, doszło do zamachu na papieża Dawida XI. Zamachowców było siedmiu, ale policja uważa że musiało ich być więcej - tak mała liczba nie zorganizowałaby tak dobrze przemyślanego ataku - trzech bandziorów zaczaiło się wśród tłumu a pozostałych czterech obsiadło budynki po obu stronach Stonhage Place. Ochroniarze zostali zarżnięci, ale szybka interwencja Cybera (bohater w żółtym kitlu) który przypadkiem zwichnął nadgarstek i zamiast do szpitala trafił jakimś cudem do budynku przy Stonehage, oraz szybka akcja policjantów (którzy otworzyli ogień do Cybera, myśląc że to jakaś zmutowana osa). W tej ironii jest jednak pewna pomoc od strony stróżów prawa, bo odwrócili uwagę od papieża. Wówczas terroryści na dole stracili głowy i otworzyli ogień do wszystkiego co się ruszało. Zginęły trzy osoby zanim ochroniarze nie uporali się z bandytami. Jedną z zamordowanych jest siedmioletnia dziewczynka, ciemne włosy, blada. Nie znaleziono rodziców. Jeśli (...)
Natomiast stronę dalej:
Wczoraj, to jest 14 lipca, doszło do kolejnego incydentu: Obrabowano bank Gallpolota. Tym razem na nic się zdała pomoc Cybera. Żółty wyznawca sprawiedliwości zatrzasnął się w sejfie w pościgu za bandytami których było dwudziestu - była to więc potężna akcja. Policjanci i pracownicy banku zeznali że wszyscy byli ubrani na czarno i wyglądali jak duchy. Byli też niematerialni. Ponoć otworzyli po prostu sejf i wyjęli to co znajdowało się w środku, poczym opuścili gmach banku. Kule odbijały się od nich jak od tytanowej ściany. Według mnie (to jest autora artykułu) przestępca był tylko jeden - znany wszędzie jako Clavius Mrok, mężczyzna w ciemnej bluzie z kapturem za którym podąża ciemność. Jeśli ktokolwiek go widział niech dzwoni (...)
***
Miasto zniknie z powierzchni ziemi za kilka tygodni, ale nikt kto o tym wie, nie przejmuje się tym.
Dobrze, witam ponownie brać tawernianą. Proponuję wam oto sesję w ciemnych klimatach upadku superbohaterów znanych z komiksów. Żadnych X-menów, cukierkowych super-spider manów. Kreuję własny świat, i to nie taki (aha, myśli że oryginalnie, bo w jego świecie superbohaterowie są poniżani) otóż nie. Przedstawiam wam historię w której superbohater to największy wróg, nie ze względu na to że robicie źle, ale dlatego że po prostu kieruje się durnymi, prostymi zasadami. A świat jest przecież trudny i niełatwo jest w nim podjąć ważną decyzję decydującą o losach świata. Tak więc witam w rekrutacji. W tej sesji wcielicie się w ludzi którzy posiedli pewne moce, ale prędzej sczezną niż za ich pomocą pomogą ludziom (choć oczywiście można stworzyć jakiegoś superhero - ale nie na ratowaniu świata skupi się gra )
ludzie owi nie muszą mieć śmiesznych masek, obcisłych kostiumów. Niech to będą dobre postaci z rozsądnymi mocami. Odnośnie nich - żadnych laserów, megaspluw, mechanicznych rąk wystających z dupy. Kierujcie się raczej - nietypowo zwinny ale słaby - odporny na pociski i silny jak rosomak ale wolny - przenikający wzrokiem przez niegrube ściany oraz wyczulone zmysły, ale słaby fizycznie - o tak to ma być. Ew, jakieś tam liany z rąk. Ale z tym ostrożnie!
Historia będzie brutalna, mocna i pokręcona. Storytelling, stawiać na odgrywanie. Nie robię rankingów, ale postarać się. Posty mają być w miarę długie - najlepiej proporcjonalnie (zrobiłem byka, wiem) do mojego upa. (no chyba że robię GIGA up, wiadomo)
Pytania o świat - w temacie. Ale pokrótce. Jak u nas, dwa lata później. Da się wyobrazić, no nie?
imię:
nazwisko:
wygląd:
wzrost:
charakter:
co lubi czego nie, ambicje, cele:
narodowość (domyślna do amerykańska bądź włoska)
Hisoria (od pół do A4)
moce:
słabości:
wszystko o czym zapomniałem a chcielibyście dodać:
ekwipunek
cóż, jak zwykle na pewno o czymś zapomiałem. Pytać śmiało. I zgłaszać się! Dostępny jestem przez tawernę a internet mam niestały. Szybko nie zaczniemy, mówię od razu. Ale to da wam czas na napisanie dobrej karty
Pytania - w temacie.
Aha - piszemy raz na trzy dni - nie spieszymy się.