Oj, dużo tego było xD.
Moja pierwsza sesja była taka, iż u koleżki bardzo lubiliśmy BG1. Po południu nic nas nie mogło oderwać od oglądania "Slayers" i "Dragon Ball". Wkrótce postanowiliśmy - robimy RPG! Nieco dziwne... ale było
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Ten cały RPG to był taki pseudoLARP. Tworzyliśmy postacie na podstawie BG (on - elf (lub człowiek? Nie pamiętam) łowca, ja - elf kapłan). Każdy mógł przydzielić sobie jeden z artefaktów z Baldur's Gate'a. Było to absolutne statsiarstwo, jakiś tam klimat według nas miało, spędzaliśmy dużo czasu na świeżym powietrzu. Biegaliśmy i imitowaliśmy ruchy naszych postaci. Wkrótce urosnęliśmy do rangi półbogów, którzy wyprawiali się na czarodziejskie smoki - ale i tak dawało to fun :]
Parę kwiatków:
(Ja imitujący maga; niestety nie mieliśmy trzeciego gracza i trzeba było imitować NPCów) - rzucam Palec Śmierci, giniesz.
-Ee... jak to, przecież trzeba dotknąć przeciwnika!
-Yy... obcinam sobie palec i rzucam?...
(i brecht).
Czy też szkolenie na złodzieja polegające na wyciąganiu z kieszeni Tic-Taców tak by koleżka się nie skumał
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
(drugą ,,sesję" tego typu graliśmy tak, że on był magiem, a ja łotrem). Do teraz miło to wspominam, aczkolwiek gdyby to sfilmowano, to mogłaby być to niskobudżetowa komedia dla fanów RPG.
Następna sesja była duuużo poważniejsza. Konwent Trójfikcje 2006 i ja - gracz, który tylko w cRPGi grał i jeszcze był lekko spowergamiony - ale lekko. Wbiłem się na sesję StarCraft RPG, jako że byłem maniakiem tej strategii i całkiem niezłym (chociaż teraz jak przychodzi co do czego to dostaję w dupsko) graczem. Mieliśmy grać komandosów, więc objąłem zaszczytne stanowisko Terran Marine'a. Nie takiego zwykłego... kiedy inni wpisywali sobie nałogi do papierosów czy alkoholi, ja wpisałem "Nawyk: chomik". Objawiało się to tym, że moja postać miała manię na punkcie chomików. Nie mówił: wypi/%$^lić, tylko "wychomiczyć". Przekleństwa i inne przymiotniki też zastąpywał właśnie chomikiem. Dowódca teamu chciał mnie zresztą za to wywalić. ;] Nie tylko do słów się ograniczał - czasem włączał Photoshopa na komputerze pokładowym i rysował chomiki. Mieliśmy zinfiltrować bazę, od której nie było żadnych sygnałów. Był to taki lekki horrorek, Zergów i Protossów niet, ale spotykaliśmy psychodeliczne rzeczy - np. starucha na jakiejś scenerii a la Moria z tekstem *YOU SHALL NOT PASS* czy też klasyczny motyw dziewczynki i jej słodziutkich pluszowych zwierzaczków morderców. Psionik z druzyny rozwalał najbardziej, np:
Jesteśmy w tej bazie i widzimy dwie drogi na górę - schody i windę. Obawialiśmy się zgodnie windy i postanowiliśmy iść schodami (puff, puff.. uff... blee)... jedynie psionik wjechał na górę. Winda się zacięła i Psionik pyta co może zrobić.
MG: Widzisz obok telefon do pomocy technicznej.
BG: Dzwonię.
MG: Halo, pomoc techniczna?
BG: Proszę trzy pizze i trzy butelki wódki.
MG: Nie ma sprawy. *klik*
My wyczekująco patrzymy na windę, która wjeżdża w górę... i gdy się otwierają drzwi, widzimy medytującego psionika otoczonego pizzą i wódą. (jedna z butelek się stłukła
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
)
I nastał etap, w którym MG na jakiś czas wypraszał nas i zostawiał jednego gracza. Przeprowadzał z nim krótką przygódkę w bazie (rozdzieliliśmy się). Ja wychodzę, idę do roomu gdzie oglądali anime przez projektor wyświetlający na ścianie, a tam... ludzie grają w Heroes of Might & Magic 3 za pomocą tego projektora xDDDD
Następne sesje były już w 6 klasie podstawówki (czyli czas teraźniejszy) i nadal są. Gramy w Neuroshimę (nasz MG nie jest jednak za dobry, koncentruje się zbytnio na jednej postaci i jest to nudne), D&D (tu również nie za fajnie znowu, ale daje to jakiś fun) i WFRP (ja. Przy czym moją pierwszą sesję zniszczyli gracze, którym wybitnie się nie chciało widocznie grać oraz to, że dałem się ponieść nerwom i sam przynudzałem.).