Oj, cholera.. Ciezka sprawa. Straszna rzecz. Zdarzylo mi sie to przynajmniej raz i dlugo nie potrafilem sie pozbierac - tzn. przez pare dni chodzilem naladowany jak ruski autobus, wrzeszczac na ludzi z byle powodu. Moze to lekka przesada, ale coz - ona naprawde nie powinna byla zginac...
Ogolnie odradzam robienie takich jazd graczom, chyba ze MG dobrze wie co robi. W koncu rozpacz to tez potezna emocja, a RPG to tak naprawde glownie wzbudzanie emocji. Jak kazda dziedzina sztuki.
Odejście ważnej osoby a gracze i MG
- Solarius Scorch
- Bosman
- Posty: 1859
- Rejestracja: sobota, 25 czerwca 2005, 13:38
- Numer GG: 0
- Skype: solar_scorch
- Lokalizacja: Cyprysowe Źródła
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: Odejście ważnej osoby a gracze i MG
Nom. Pamiętam to. To było straszne. Przyzwyczaiłem sie do jednego z mutków pozytywnie nastawionych do świata i ludzi. Wędrowaliśmy z reszta druzyny i nim, chroniliśmy przed gniewem innych ludzi i mutantów, przyzwyczajaliśmy do walki z Molochem... Jak syna. No i MG zawiał nas to teksasu, a tam nas związano i na naszych oczach torturowano i zabito mutanta. Jakos sie wyrwaliśmy...
Ale, żebyście widzieli tą walkę. MG błagał nas, żebyśmy odpuścili i nie szarżowali, bo logika w starciu nie miała miejsca. Po prostu biegliśmy przed siebie wściekli i jak na ironię kości były łaskawe wyjątkowo. W końcu nie wytrzymałem psychicznie (nie moja postać tylko ja ) i syrzeliłem sobie (to znaczy postacia ) w łeb z Colta, po czym wyszedłem z sesji. Wiem, że to dziecinne, ale ten mutek był jak brat czy syn...
Robienie takich świństw to sadyzm
Ale, żebyście widzieli tą walkę. MG błagał nas, żebyśmy odpuścili i nie szarżowali, bo logika w starciu nie miała miejsca. Po prostu biegliśmy przed siebie wściekli i jak na ironię kości były łaskawe wyjątkowo. W końcu nie wytrzymałem psychicznie (nie moja postać tylko ja ) i syrzeliłem sobie (to znaczy postacia ) w łeb z Colta, po czym wyszedłem z sesji. Wiem, że to dziecinne, ale ten mutek był jak brat czy syn...
Robienie takich świństw to sadyzm
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: Odejście ważnej osoby a gracze i MG
Nam się raz zdarzyło na sesji wleźć do spaczonej elfiej świątyni, w której działy się cholernie dziwne rzeczy (czary ognia waliły mrozem, czary kwasu prądem, leczenie raniło, etc. -> to D&D było, jakby co) no i oczywiście wszystko się mutowało, wykręcało, psuło i tak dalej. Ale w świątyni były też *gigantyczne* kolumny ze złota pokrytego jadeitowymi płytkami. No to wyrwaliśmy jedną taką, ja jako druid w postaci wielkiego kota ciągnąłem ją za sobą, wyłazimy ze spaczobszaru... I nasza Imizael, ulubiony drużonowy NPC, została z tyłu. Wpadła gdzieś w tej cholernej świątyni, i jak ją znaleźliśmy, to jej dusza była już gdzieś... Daleko. A mój cholernie nieśmiały, elfi druid, który stracił wcześniej w życiu wszystko co cenne, i żył przez dłuższy czas wyłącznie zemstą, ostatnio zaczął się w niej zakochiwać... Przebyliśmy cholernie wielki kawał świata, żeby wydobyć jej duszę z planu Cieni i sprowadzić starego znajomego zaklinacza, który zdołałby wsadzić na powrót duszę w ciało... Cholera, to była przygoda. I chyba nigdy wcześniej tak się nie bałem, że coś może stać się postaci. Nawet jak w postaci małego kotka spierdzielałem przez rozszalałym Czerwonym Smokiem Jaszczurem. Który na szczęście gonił akurat za kumplem (tym od różowego neonu: "Tu jestem, cieciu!" nad głową )
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.