Obalony Świat
: środa, 28 grudnia 2011, 02:28
Witam Tawerniaków. Chciałem przedstawić początek mojego opowiadania. Na razie muszę dowiedzieć się czy "to ma przyszłość". Jeśli okaże się, że tak to z przyjemnością kontynuuję pisanie. Proszę o wszelkie możliwe uwagi. Dzięki.
Obalony Świat
Jest coś niepokojącego w dwóch mężczyznach, ramię w ramię zmierzających na śmierć po pustkowiu zasłanym trupami. Mimo tego że z Marszu Krwi się nie wracało, para przyjaciół miała kamienne twarze. Jeden z nich, znać to było po nim stary wiarus i wojak doświadczony przez niejedną bitwę. Na jego skroni widniała piękna szrama, zaimprowizowana naprędce sztyletem przez niedoświadczonego żołdaka, który wojnę znał tylko z kolorowych rysunków swojego sześcioletniego synka. Jego dzieło przerwała śmierć. Obok weterana, spowity w pajęczynę cieni sunął człowiek będący obrazą dla każdego smoka. Człowiek ten miał bowiem twarz niby łuskami pokrytą, refleksy ognia przykrywały zaś jego oczy ktore to niczym dwie komety jarzyły się żółcią i czerwienią na przemian. Tylko ogień wiedział co się z nimi stanie, z ludźmi którzy przelewali krew swoją i swoich braci, za sprawę ważniejszą i cenniejszą od życia. Od Paleniska Skazańców dzieliło ich już kilka kroków. Teraz na gwardzistę przyszła pora by odegrał swoją rolę w tym ponurym przedstawieniu, lecz on stał tylko, stępiał nagle, ręce zawiesił w przestrzeni, łzy mu zaczęły kapać po kolczudze bo pomyślał o swojej ciężarnej żonie którą zapewne czekała śmierć z ręki człowieka którego rozkazy właśnie wypełniał. Spojrzał więc z nadzieją w niebo lecz nawet tam widział tylko śmierć.Zwrócił wzrok z powrotem na skazańców i przypomniał sobie kto przed nim stoi, że oto ma przed sobą Urodzonych w Deszczu, poczętych przez Maleveln i Karthiosa, synów początku i końca, braci Ładu i Chaosu, przyjaciół mórz i jezior, poddanych oceanów,śmiertelnych wrogów Daethy, Władczyni Najwyższego Strachu. Nie mógł sobie wyobrazić że wybrańców Starożytnych, dawnych bogów i władców czekał koniec z ręki ludzi. Tych samych którzy jeszcze tydzień temu pili z nimi z jednego kufla i traktowali jako swoich konfratrów. W prostych oczach zgromadzonych wieśniaków widać było strach, przygnębienie, rozpacz. Te spojrzenia, przypominające wyżłobione kamienie mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.
Obalony Świat
Jest coś niepokojącego w dwóch mężczyznach, ramię w ramię zmierzających na śmierć po pustkowiu zasłanym trupami. Mimo tego że z Marszu Krwi się nie wracało, para przyjaciół miała kamienne twarze. Jeden z nich, znać to było po nim stary wiarus i wojak doświadczony przez niejedną bitwę. Na jego skroni widniała piękna szrama, zaimprowizowana naprędce sztyletem przez niedoświadczonego żołdaka, który wojnę znał tylko z kolorowych rysunków swojego sześcioletniego synka. Jego dzieło przerwała śmierć. Obok weterana, spowity w pajęczynę cieni sunął człowiek będący obrazą dla każdego smoka. Człowiek ten miał bowiem twarz niby łuskami pokrytą, refleksy ognia przykrywały zaś jego oczy ktore to niczym dwie komety jarzyły się żółcią i czerwienią na przemian. Tylko ogień wiedział co się z nimi stanie, z ludźmi którzy przelewali krew swoją i swoich braci, za sprawę ważniejszą i cenniejszą od życia. Od Paleniska Skazańców dzieliło ich już kilka kroków. Teraz na gwardzistę przyszła pora by odegrał swoją rolę w tym ponurym przedstawieniu, lecz on stał tylko, stępiał nagle, ręce zawiesił w przestrzeni, łzy mu zaczęły kapać po kolczudze bo pomyślał o swojej ciężarnej żonie którą zapewne czekała śmierć z ręki człowieka którego rozkazy właśnie wypełniał. Spojrzał więc z nadzieją w niebo lecz nawet tam widział tylko śmierć.Zwrócił wzrok z powrotem na skazańców i przypomniał sobie kto przed nim stoi, że oto ma przed sobą Urodzonych w Deszczu, poczętych przez Maleveln i Karthiosa, synów początku i końca, braci Ładu i Chaosu, przyjaciół mórz i jezior, poddanych oceanów,śmiertelnych wrogów Daethy, Władczyni Najwyższego Strachu. Nie mógł sobie wyobrazić że wybrańców Starożytnych, dawnych bogów i władców czekał koniec z ręki ludzi. Tych samych którzy jeszcze tydzień temu pili z nimi z jednego kufla i traktowali jako swoich konfratrów. W prostych oczach zgromadzonych wieśniaków widać było strach, przygnębienie, rozpacz. Te spojrzenia, przypominające wyżłobione kamienie mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.