Mork& Eyden
: piątek, 31 października 2008, 12:20
W zatłoczonej karczmie przy stole pod ścianą na przeciwko drzwi siedzieli dwaj młodzieńcy w ciemno zielonych strojach podróżnych, ich miecze leżały na stole koło nich. Popijali piwo które jak się okazało było najlepszym trunkiem w tym przybytku, dziczyznę w sosie własnym.
Eyden machnął na kucharza by ten przyniósł kolejny dzban piwa – niezłe to żarcie, nie jadłem takiego od tego turnieju łuczniczego w stolicy dwa miesiące temu. – odezwał się Mork pomiędzy kawałkiem mięsa a łykiem piwa. – Ale to piwo smakuje jak psie szczyny. Gdy drzwi zajazdu się otworzyły Mork i Eyden jak na komendę podnieśli głowy. Do sali weszło pięciu mężczyzn czterech z nich miało na sobie skórzane kaftany i krótkie miecze przy pasach a piąty ubrany był co najmniej jak hrabia biała koszula z bufiastymi rękawami, na to kamizela z adamaszku i luźne spodnie, przy pasie wisiał rapier bynajmniej nie do walki. Był krótko ostrzyżony za to miał bujne brodę i wąsy.
Usiedli przy stole na środku sali i zamówili, gdy przyszła dziewka z zamówieniem każdy do którego podeszła klepnął lub uszczypnął ją w krągły pośladek. Za to pan „hrabia” złapał ją za rękę i zawinął nią tak że usiadła mu na kolana, a on zaczął ją macać po obfitym biuście i wkładać rękę pod spódnicę. Eyden który na to patrzył ze zmarszczonym czołem powiedział – nie będę na to patrzył, zaraz im pokażę jak się traktuje kobiety. – siedź, nie narażaj się a przy okazji mnie miejscowym, dopiero co przyjechaliśmy. Mieliśmy przenocować do rana i ruszyć dalej, nie możemy sobie pozwolić na rozgłos. – chyba jednak sobie z nimi pogawędzimy, spójrz idą tu – mruknął Eyden.
- Witam panowie czy mogę się przysiąść? – zapytał „hrabia” mocnym głębokim głosem.
- Pewnie – Mork wzruszył ramionami. – Nazywam się Walbert i mam dla was robotę – zanim któryś zdążył się odezwać dodał – płacę dwa tysiące teraz i dwa po robocie.
- przykro mi – tym razem odezwał się Eyden – nie zabijamy – powiedział a w myślach dodał: za pieniądze.
Walbert spochmurniał, zastanawiał się co powiedzieć – wyglądacie jakbyście się znali na rzeczy. – mylne wrażenie, poza tym pańscy ludzie też nie wyglądają na mnichów.
- Może, ale nie chciałbym sobie brudzić rąk, ale skoro nie chcecie pomóc to będę zmuszony się was pozbyć. Możecie donieść komuś niewłaściwemu o moich planach.
- Tyle że my nie wiemy co to za plany w końcu nie powiedział nam pan kogo mamy się pozbyć. – Niby tak ale w tym mieście wystarczy podejrzenie. Mork złapał za widelec z dwoma zębami i wbił go Walbertowi w oko po czym wstał wyjmując miecz. Kątem oka zobaczył że Eyden idzie w jego ślady i przebija jednemu z ludzi hrabiego pierś. Mork nie lubił gdy Eyden zabiera mu całą zabawę więc skoczył na stół i ściął zamaszystym ruchem głowę kolejnemu zabijace. Jeden z pozostałych przy życiu próbował naciągnąć kuszę ale Eyden wyszarpnął z ukrytego w rękawie futerału nóż i rzucił nim prosto w szyję nieszczęśnika. Ostatni pechowiec próbując uciekać poślizgnął się na krwi kolegów i runął na ziemię. – Błagam nie zabijajcie mnie, zrobię co tylko zechcecie.
Albo mówił za cicho albo Mork Niechciał go słuchać bo przebił mu serce i wytarł miecz w jego koszulę.
- Tego ostatniego mogłeś oszczędzić – poskarżył się Eyden – Ta, żeby wrócił z kolegami? O nie!
- Dobra zostawmy to, teraz i tak już za późno.
- Trzeba skrócić nasz pobyt w tej mieścinie chyba, czekaj- Mork uklęknął przy trupie Walberta i zaczął go przeszukiwać.
- Co ty robisz?
- Szukam… o mam to chyba to – wyjął z wewnętrznej kieszeni zwitek pergaminu, rozwinął go a na karcie widniała twarz dość nieudolnie narysowana a na odwrocie napis „Mark Grable, posiadłość Grable’ów”
- hej – zawołał do karczmarza - gdzie jest posiadłość – zerknął jeszcze raz na kartę – Grable’ów?
- jak stąd wyjdziecie w prawo aż dojdziecie do strażnicy tam skręcicie w lewo i prosto drogą za miasto jakieś pół godziny drogi.
- Dzięki zawołał Mork ciągnąc Eydena do wyjścia.
- Chyba nie myślisz tam jechać co? – zapytał go gdy oporządzali konie w stajni.
- Czemu nie może sypnie kasą jak się dowie że pozbawiliśmy go kłopotu?
-Chyba w to nie wierzysz – zrobił podejrzliwą minę bo znał już przyjaciela dość dobrze i wiedział że ten się waha. – No dobra może nie wiemy co to za jeden ale chyba dlatego w ogóle się ruszyliśmy z domu. Żeby szukać przygód, no i jedna nas znalazła. – Masz rację pewnie przesadzam, skończyłeś? No to ruszamy.
Przed wieczorem byli pod bramą nie posiadłości a małego zamku.
- Ciekawe co uważają za zamek skoro to jest posiadłość? – nooom – odezwał się Mork spoglądając na wieżyczki dla łuczników wysoko ponad ich głowami. Zapukamy czy zawołamy? – Patrz ktoś wychodzi.
Przez bramę wyszedł żołnierz niskiego szczebla i warknął – Czego tu przybłędy jedne?
- My do pana Grable’a, jest? – szybko odezwał się Eyden by niedopuścić do głosu Morka który pewnie walnął by tego człowieka za tak chamskie zachowanie. Kiedyś powiedział że szlacheckiego zachowania się nigdy nie wyzbędzie by mu przypominało kim był.
- A w jakiej sprawie? – burknął sierżant jak się domyślił Eyden po wyszytych piorunach na kapocie żołdaka. – Pilnej i jak nas nie wpuścisz to pan będzie zły – warknął tym razem Mork.
- A skąd się niby dowie skoro was nie wpuszczę? Ha!? – I tu nas masz, Eyden sięgnął do juków i wyciągnął mały mieszek wypełniony a raczej wypchany po brzegi złotem.
- Będzie twoje jak nas wpuścisz i zawiadomisz pana Grable’a. Stoi?
- Żołdak otworzył szeroko oczy i oblizał się chciwie patrząc na sakiewkę – stoi a nich mnie kulawa gęś kopnie jak nie stoi. – Chyba słabo płaci ten Grable pewnie możemy się pożegnać z kasą za tego ja mu tam było, Walberta.
Ciąg dalszy nastąpi jak się komuś spodoba.
Eyden machnął na kucharza by ten przyniósł kolejny dzban piwa – niezłe to żarcie, nie jadłem takiego od tego turnieju łuczniczego w stolicy dwa miesiące temu. – odezwał się Mork pomiędzy kawałkiem mięsa a łykiem piwa. – Ale to piwo smakuje jak psie szczyny. Gdy drzwi zajazdu się otworzyły Mork i Eyden jak na komendę podnieśli głowy. Do sali weszło pięciu mężczyzn czterech z nich miało na sobie skórzane kaftany i krótkie miecze przy pasach a piąty ubrany był co najmniej jak hrabia biała koszula z bufiastymi rękawami, na to kamizela z adamaszku i luźne spodnie, przy pasie wisiał rapier bynajmniej nie do walki. Był krótko ostrzyżony za to miał bujne brodę i wąsy.
Usiedli przy stole na środku sali i zamówili, gdy przyszła dziewka z zamówieniem każdy do którego podeszła klepnął lub uszczypnął ją w krągły pośladek. Za to pan „hrabia” złapał ją za rękę i zawinął nią tak że usiadła mu na kolana, a on zaczął ją macać po obfitym biuście i wkładać rękę pod spódnicę. Eyden który na to patrzył ze zmarszczonym czołem powiedział – nie będę na to patrzył, zaraz im pokażę jak się traktuje kobiety. – siedź, nie narażaj się a przy okazji mnie miejscowym, dopiero co przyjechaliśmy. Mieliśmy przenocować do rana i ruszyć dalej, nie możemy sobie pozwolić na rozgłos. – chyba jednak sobie z nimi pogawędzimy, spójrz idą tu – mruknął Eyden.
- Witam panowie czy mogę się przysiąść? – zapytał „hrabia” mocnym głębokim głosem.
- Pewnie – Mork wzruszył ramionami. – Nazywam się Walbert i mam dla was robotę – zanim któryś zdążył się odezwać dodał – płacę dwa tysiące teraz i dwa po robocie.
- przykro mi – tym razem odezwał się Eyden – nie zabijamy – powiedział a w myślach dodał: za pieniądze.
Walbert spochmurniał, zastanawiał się co powiedzieć – wyglądacie jakbyście się znali na rzeczy. – mylne wrażenie, poza tym pańscy ludzie też nie wyglądają na mnichów.
- Może, ale nie chciałbym sobie brudzić rąk, ale skoro nie chcecie pomóc to będę zmuszony się was pozbyć. Możecie donieść komuś niewłaściwemu o moich planach.
- Tyle że my nie wiemy co to za plany w końcu nie powiedział nam pan kogo mamy się pozbyć. – Niby tak ale w tym mieście wystarczy podejrzenie. Mork złapał za widelec z dwoma zębami i wbił go Walbertowi w oko po czym wstał wyjmując miecz. Kątem oka zobaczył że Eyden idzie w jego ślady i przebija jednemu z ludzi hrabiego pierś. Mork nie lubił gdy Eyden zabiera mu całą zabawę więc skoczył na stół i ściął zamaszystym ruchem głowę kolejnemu zabijace. Jeden z pozostałych przy życiu próbował naciągnąć kuszę ale Eyden wyszarpnął z ukrytego w rękawie futerału nóż i rzucił nim prosto w szyję nieszczęśnika. Ostatni pechowiec próbując uciekać poślizgnął się na krwi kolegów i runął na ziemię. – Błagam nie zabijajcie mnie, zrobię co tylko zechcecie.
Albo mówił za cicho albo Mork Niechciał go słuchać bo przebił mu serce i wytarł miecz w jego koszulę.
- Tego ostatniego mogłeś oszczędzić – poskarżył się Eyden – Ta, żeby wrócił z kolegami? O nie!
- Dobra zostawmy to, teraz i tak już za późno.
- Trzeba skrócić nasz pobyt w tej mieścinie chyba, czekaj- Mork uklęknął przy trupie Walberta i zaczął go przeszukiwać.
- Co ty robisz?
- Szukam… o mam to chyba to – wyjął z wewnętrznej kieszeni zwitek pergaminu, rozwinął go a na karcie widniała twarz dość nieudolnie narysowana a na odwrocie napis „Mark Grable, posiadłość Grable’ów”
- hej – zawołał do karczmarza - gdzie jest posiadłość – zerknął jeszcze raz na kartę – Grable’ów?
- jak stąd wyjdziecie w prawo aż dojdziecie do strażnicy tam skręcicie w lewo i prosto drogą za miasto jakieś pół godziny drogi.
- Dzięki zawołał Mork ciągnąc Eydena do wyjścia.
- Chyba nie myślisz tam jechać co? – zapytał go gdy oporządzali konie w stajni.
- Czemu nie może sypnie kasą jak się dowie że pozbawiliśmy go kłopotu?
-Chyba w to nie wierzysz – zrobił podejrzliwą minę bo znał już przyjaciela dość dobrze i wiedział że ten się waha. – No dobra może nie wiemy co to za jeden ale chyba dlatego w ogóle się ruszyliśmy z domu. Żeby szukać przygód, no i jedna nas znalazła. – Masz rację pewnie przesadzam, skończyłeś? No to ruszamy.
Przed wieczorem byli pod bramą nie posiadłości a małego zamku.
- Ciekawe co uważają za zamek skoro to jest posiadłość? – nooom – odezwał się Mork spoglądając na wieżyczki dla łuczników wysoko ponad ich głowami. Zapukamy czy zawołamy? – Patrz ktoś wychodzi.
Przez bramę wyszedł żołnierz niskiego szczebla i warknął – Czego tu przybłędy jedne?
- My do pana Grable’a, jest? – szybko odezwał się Eyden by niedopuścić do głosu Morka który pewnie walnął by tego człowieka za tak chamskie zachowanie. Kiedyś powiedział że szlacheckiego zachowania się nigdy nie wyzbędzie by mu przypominało kim był.
- A w jakiej sprawie? – burknął sierżant jak się domyślił Eyden po wyszytych piorunach na kapocie żołdaka. – Pilnej i jak nas nie wpuścisz to pan będzie zły – warknął tym razem Mork.
- A skąd się niby dowie skoro was nie wpuszczę? Ha!? – I tu nas masz, Eyden sięgnął do juków i wyciągnął mały mieszek wypełniony a raczej wypchany po brzegi złotem.
- Będzie twoje jak nas wpuścisz i zawiadomisz pana Grable’a. Stoi?
- Żołdak otworzył szeroko oczy i oblizał się chciwie patrząc na sakiewkę – stoi a nich mnie kulawa gęś kopnie jak nie stoi. – Chyba słabo płaci ten Grable pewnie możemy się pożegnać z kasą za tego ja mu tam było, Walberta.
Ciąg dalszy nastąpi jak się komuś spodoba.