"Uśmiech szpiega"

ODPOWIEDZ

Jak oceniasz ten tekst?

Na 1.
1
14%
Na 2.
2
29%
Na 3.
2
29%
Na 4.
2
29%
Na 5.
0
Brak głosów
Na 6.
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 7
Gavrill
Marynarz
Marynarz
Posty: 200
Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
Numer GG: 3511208
Lokalizacja: Grajewo
Kontakt:

"Uśmiech szpiega"

Post autor: Gavrill »

Pałac Nolavan płonął. Paliło się jego zachodnie skrzydło. Ogień nadtrawił drewniane powały, które pękały z trzaskiem i zapadały się, grzebiąc wszystko, co znalazło się pod nimi. Znaczna część komnat wyłożona została boazerią, zgodnie z panującą modą. Teraz właśnie miejsca te paliły się najszybciej, podsycając żywioł.
Służba i rycerze uwijali się jak w ukropie, próbując ugasić pożar. Wiadra z wodą podawano z rąk do rąk w kilku długich rzędach, od studni na dziedzińcu do miejsc, gdzie szalał ogień. Paziowie pobiegli do wschodniej części pałacu ratować kosztowniejsze przedmioty. Niewiasty stojące przed pałacem modliły się, patrząc bezradnie.
Ktoś krzyczał, ktoś płakał, ktoś inny pobiegł do wioski po kmieciów mających wspomóc służbę w walce z pożarem. Na nic się to jednak zdało. Zachodnia część pałacu runęła z hukiem pokrywając zamkowy ogród szarym pyłem i odłamkami cegieł. Dogasające ruiny były widoczne z ponad dwóch staj. Dym, niesiony z wiatrem, dawał znać o dotkliwej klęsce pałacowych pachołków jeszcze dalej.
***
Młody mężczyzna, właściwie chłopiec, dorzucił gałęzi do ognia. Snop iskier wzbił się do góry, by po chwili zgasnąć w powietrzu. Zbliżało się lato, jednak noce na kontynencie nadal były chłodne.
Na piasku pojawiały się postacie, malowane przez młodzieńca patykiem. Dwa szczegóły zdradzały, że były to z pewnością kobiety: długie włosy i duże piersi.
- Chcę to usłyszeć jeszcze raz – spojrzał w stronę drzewa, pod którym ktoś leżał. Postać, ukryta w mroku, poruszyła się.
- Przecież słyszałeś to już chyba ze trzy razy.
- No i? Opowiedz jeszcze raz, jak D’Ascord pożegnał się z życiem.
- Ale to już naprawdę ostatni raz.
***
- Rozszyfrowałem panią, hrabino – D’Ascord uśmiechnął się obleśnie. Zresztą jakkolwiek by się nie uśmiechnął, to i tak wyglądałby ohydnie.
Małe, świńskie oczka osadzone na środku pulchnej twarzy, przykrywały wałki tłuszczu. Grube cielsko i ryże włosy nadawały mu wygląd wieprza.
Największą władzę na dworze króla Skellige, Filipa Wspaniałego, miał ten, kto posiadał dostęp do króla. D’Ascord, jako królewski sekretarz, z monarchą przebywał nawet częściej niż sama królowa. Dzięki temu D’Ascord miał liczne grono sojuszników i jeszcze większe wrogów.
Na brzegu łoża, wpatrując się w D’Ascorda, siedziała kobieta, którą sekretarz tytułował hrabiną. Była wysoka. Nawet bardzo, jak na kobietę. Przewyższała D’Ascorda o pół głowy. Poprawiła kasztanowe włosy, upięte w duży i kunsztowny kok, pogładziła ręką bliznę za uchem. Tony pudru, cieni i pomady tuszowały jej prawdziwy wiek, ale D’Ascord wiedział, że hrabina nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat. Zdradzała to jej zgrabna, młodo wyglądająca sylwetka.
- Jak już mówiłem: rozszyfrowałem panią – D’Ascord przeszedł dzielącą ich przestrzeń z szybkością, jakiej hrabina nie spodziewała się po kimś takiej fizjonomii. Uśmiechnął się, mrużąc oczy i usiadł na łożu.
- Nie wiem o czym pan mówi, baronie – kobieta wyglądała na zdziwioną.
- Doprawdy, hrabino Conde? A może jakoś inaczej mam cię tytułować? Może wystarczy nierządna dziwko, ulicznico, próbująca zaskarbić łaski króla i wejść do jego łożnicy? – w jego głosie słychać było drwinę. D’Ascord złapał hrabinę za żuchwę ściskając nieznacznie. Prawą ręką zaczął zaginać jej suknię.
- Jak pan śmie? Zaraz zawołam straż! – krzyknęła, próbując wyrwać się z objęć.
- Możesz krzyczeć, ile chcesz. Odesłałem straż. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Kontynuując... – hrabina nie była pewna, co D’Ascord zamierza kontynuować: gadkę czy gwałt, gdyż suknia podginała się coraz wyżej. Na szczęście była tak uszyta, że zdjęcie jej zajmowało mnóstwo czasu.
- Chciałbym ci oznajmić, że wysłałem list do brugiańskiego heraldyka. Z przykrością zawiadomił mnie, że ród Conde wymarł kilkadziesiąt lat temu. niemożliwe jest więc, byś była ich potomkinią.
D’Ascord cmoknął.
- Słyszałaś zapewne o śmierci nadwornego kartografa – niespodziewanie zmienił temat, tak jakby to, o czym mówił przed chwilą stało się zupełnie nieistotne. - Jak mi doniesiono, byłaś widziana w okolicach jego komnaty wczoraj wieczorem. Zauważono też, że zniknęły mapy Ziemi Nieznanej, które sporządzał na rozkaz króla. Mogę się założyć, że gdybym poszukał, zapewne znalazłbym je w tej komnacie.
Hrabina wyglądała na przestraszoną.
- Możemy więc zrobić tak: ty mi pomożesz – zaakcentował ostatnie słowo - i ja pomogę tobie. Filip nawet nie dowie się o tym. Musisz tylko oddać mapy. I dotrzymać mi towarzystwa. Powiedzmy, dzisiejszej nocy – D’Ascord pocałował hrabinę, chociaż ta wierzgała z ogromną siłą. Po chwili podniósł na tyle spódnicę, by móc wsunąć pod nią rękę.
- O kurwa! Ty jesteś męż... – nie zdążył dokończyć, bo sztylet, z ukrytego w rękawie sukni mechanizmu, utkwił mu w gardle.
Sekretarz przewrócił się na bok, znacząc pościel czerwoną smugą.
- Jestem mężczyzną, obleśny dziadu! – powiedziała hrabina. Jej głos brzmiał zupełnie inaczej niż wcześniej, bardziej męsko. – Tylko ułatwiłeś mi zadanie, odsyłając służbę, idioto.
D’Ascord zacharczał. Krwawy bąbel pojawił się na jego wargach.
- Hmm... Ciężko się będzie z tego wykręcić.– mężczyzna rozejrzał się po komnacie. Po chwili zauważył świecznik stojący na komodzie. Zgarnął go i podpalił łoże. Ogień objął piernaty i ciało D’Ascorda.
- Do zobaczenia w piekle – odczekał chwilę, upewniając się, że zasłony i meble też się zapalą i wybiegł z pokoju.
***
- A później zabrałem mapy i zbiegłem na dół, krzycząc: „Pożar! Pali się! Ratunku, ludzie!” Służba pobiegła na górę, a ja czmychnąłem do stajni i posłałem po ciebie. Potem jak już wiesz, wyjechaliśmy z miasta.
- Tak. To było niesamowite. Szczególnie pomysł z pożarem.
- Potrzeba matką wynalazku. Jednak następnym razem nie dam się wrobić w udawanie baby. Na świecie jest za dużo zboczeńców.
***
Las był gęsty. Liście szumiały poruszane wiatrem, ptaki świergotały w koronach drzew, a ruda wiewiórka wdrapywała się po pniu.
Tarantowata klacz parskała radośnie, głaskana po karku. Jeździec odgarnął brązowe włosy i pogładził ręką bliznę za uchem. Obok, na siwym rumaku, jechał młodzieniec. Poprawił miecz, przytroczony do siodła i spojrzał na tuby wystające z juków towarzysza.
- Nael, bezpiecznie wieźć mapy na widoku?
- Bezpiecznie.
- A może jednak…
- Ciii…- mężczyzna przerwał mu gestem. – Patrz!
Z krzaków rosnących kilka metrów przed nimi wyleciała kuropatwa.
- Coś ją spłoszyło – Nael odpiął miecz od juków. – Weź broń – powiedział spokojnie.
- Myślę, że powinniśmy zawrócić – chłopak obejrzał się przez ramię.
Na drodze stało dwóch ogorzałych mężczyzn. Jeden grzebał w piasku drewnianą pałką, drugi dłubał w nosie.
- Za nami jacyś ludzie.
- Domyśliłem się. Przed nami też.
Chłopak spojrzał na trzech bandytów przed nimi. Broń w ich rękach sugerowała, że nie byli pokojowo nastawieni.
- Nie chcemy zrobić wam krzywdy – jeden z bandytów wystąpił do przodu.
- Może malutką – usłyszeli za plecami śmiech.
- Pieniądze albo życie!
- Weźmiemy pieniądze – chłopak spiął konia i wymachując mieczem wjechał między bandytów. Ciął z góry. Krew z rozrąbanej głowy napastnika trysnęła na niego.
Nael walczył na tyłach. Odpierał ataki bandytów, manewrując koniem. Uderzał szybko, z impetem. Wyprowadził płasko cios. Miecz wszedł z oporem obok żołądka. Ostrze wyszło plecami. Bandyta zachwiał się, zagulgotał niczym indor i upadł. Nael nie trudził się wyciąganiem miecza. Ściągnął cugle klaczy. Koń stanął dęba. Drugi bandyta, zrobił krok w tył, niepewnie stawiając nogi. Potknął się, przewrócił. Nael nie czekał. Powodując wierzchowcem najechał na bandytę. Łamaniu kości towarzyszył nieprzyjemny dla ucha chrzęst, zagłuszony częściowo przez okrzyk bólu. Chciał pomóc chłopakowi z przeciwnikami, ale z przodu walka też była skończona.
Piasek zabarwił się na czerwono pod wpływem krwi wypływającej z pięciu ciał.
Nael zsiadł z konia i wyciągnął miecz z trupa.
- Mathias, trzeba sprzątnąć te ścierwa – zwrócił się do chłopaka. – Wwalmy je w krzaki.
- Myślisz, że oni mieli dzieci?
- A co ci do tego?
- Nic, tak tylko pytam. Wiesz, bo dziwnie się poczułem, gdy pomyślałem, że na nich ktoś jednak w domu czeka. Jakieś dzieci, żony… I że już nigdy ich nie zobaczą.
Nael podszedł do chłopaka, złapał za ramiona, szarpnął, obracając plecami do siebie.
- Co robisz? – Mathias wyrwał się.
- Patrzę, czy cię przypadkiem nie uderzyli w głowę, bo pierdolisz jak potłuczony. Ale zdaje się, że chyba nie.
- Co?!
- Mówię, że nie powinno cię obchodzić, czy ktoś na nich czeka. Jeżeli nie zabilibyśmy ich, to tam – wskazał na krzaki – leżałyby nasze trupy. Nic ci do tego, czy mieli rodziny, czy nie. To powinien być problem Filipa, wspaniałego gnębiciela poddanych. On wydaje uczty, a wieśniacy umierają z głodu. Wybiera nowe kochanki, a grasanci gwałcą po wioskach dziewczyny. To chuj nie król. Nie zdziwiłbym się, żeby lud podniósł bunt i obciął mu łeb. Zresztą… Dość wywodów. Musimy być na granicy przed wieczorem.
Dosiedli koni. Nie ujechali daleko, gdy Mathias zaklął.
- Co się stało? – Nael zmarszczył czoło.
- Moja koszula. Jest cała we krwi.
- No to co? Przecież nie wybieramy się na bal do cesarza. Przynajmniej nikt nas jeszcze nie zaprosił.
- Ale to był prezent od pewnej szlachcianki. W podzięce za moje dokonania. Nazywała mnie „twardym ogierem” – dodał z nieukrywaną satysfakcją.
- Srał to pies – Nael nie zamierzał słuchać przechwałek młokosa. – I tak więcej się nie spotkacie.
- Spotkamy! Gdy zwolnią mnie ze służby, to wrócę do Skellige i…
- Nie wrócisz.
- Skąd wiesz?
Nael milczał. Uśmiechnął się pod nosem i popędził konia. Nie chciał mówić chłopakowi, że ze służby zwalnia szpiega tylko śmierć.
***
Słońce chyliło się ku zachodowi, znikając za Starym Lasem, porastającym tereny przygraniczne Cesarstwa Lentlan i Królestwa Skellige.
- Za tą rzeką będziemy bezpieczni – Nael wskazał na płynącą w dolinie niebieską smugę.
Nagle usłyszeli za sobą tętent koni. Nael obrócił głowę i ujrzał kilkunastu zbrojnych jeźdźców.
- Ludzie Filipa! Uciekamy! Szybko! – krzyknął i uderzył w bok konia.
Mathias posłusznie spełnił rozkaz i mężczyźni popędzili przed siebie.
- Na nich! Nie pozwólcie im uciec! – usłyszeli. Głosy były wyraźne. Szpiedzy przycisnęli głowy do końskich karków próbując rozpaczliwie zwiększyć szybkość. Napastnicy strzelali do nich z kusz, szczęśliwym trafem nie mogąc trafić żadnego.
Pogoń była blisko.
- Granica – odetchnął z ulgą Mathias, gdy przejeżdżali przez rzekę poznaczoną granicznymi słupami.
- Do lasu! Oni nie mają zamiaru się zatrzymać!
W istocie, pogoń także przejechała przez rzekę, goniąc za uciekinierami.
Ostrzał nie ustępował, a nawet nasilił się. Od rzeki do Starego Lasu, gdzie mogliby zgubić pogoń, dzieliło ich pół stajania. Jeden bełt zaświszczał koło ucha Mathiasa. Chłopak smagnął konia. Usłyszał za sobą łoskot, jakby ktoś spadł z wierzchowca.
- Jedź! – to był głos Naela.
Mathias odwrócił głowę. Nael spadł na ziemię. Po chwili otoczyła go grupa jeźdźców. Reszta pognała za chłopakiem.
Chłopak dojeżdżał do lasu, gdy zza drzew wychylił się oddział wojska. Na czele jechał dowódca. Niedawno jeszcze srebrna zbroja, pokryła błotem. Mężczyzna zmarszczył brwi na widok jeźdźców. Obok dowódcy jechał rycerz trzymający proporzec z wymalowanym złotym smokiem na zielonym tle – symbol Cesarstwa. Cesarski oddział przewyższał liczebnie goniących Mathiasa.
- Stać w imieniu Cesarza – krzyknął dowódca.
Mathias nie wiedział, czy to było do niego, ale zatrzymał się. Pogoń również.
- Gonimy tego złodzieja od naszej granicy! – jeden z napastników wskazał na Mathiasa.
Chłopak szybko zerwał z szyi amulet ukryty pod koszulą, przedstawiający smoka, jak z proporca cesarskiego oddziału.
Żołnierze zrozumieli. Otoczyli Mathiasa, stając między nim a napastnikami, zasłaniając go przed oczami jeźdźców.
- Lepiej żebyście go nam oddali!
- Kogo? – dowódca zrobił zdziwioną minę. – Ja tu nie widzę nikogo obcego poza wami. Prawda chłopcy? – zwrócił się do swoich żołnierzy. Odpowiedział mu pomruk żołnierzy.
- Oddajcie go albo...
- Śmiesz mi grozić, gnoju? – dowódca zmarszczył brwi i spojrzał na jeźdźca. – Naruszyliście granice Cesarstwa Lentlan! Jeśli zechcę mogę was zabić!
- Zaryzykujesz wojnę?
- Nie łudź się, że za zabicie was, wasz król wypowie wojnę Cesarstwu.
Na chwilę zapadła cisza.
- Zawracamy – rozkazał jeździec.
- Tego drugiego też zostawcie – dowódca wskazał na Naela.
Widząc zbliżający się zbrojny oddział, uczestnik pogoni wyrwał tubę z juków Naela i pognał do granicy. Za nim ruszyła reszta grupy.
Żołnierze odprowadzili ich wzrokiem do rzeki. Mathias podjechał do Naela i zsiadł z konia.
- Co tak długo? O kurwa, ależ to boli – Nael skrzywił twarz i zacisnął dłonie.
- Mieliście szczęście, że byliśmy w pobliżu. Jesteście szpiegami, jak się domyślam.
- Nie gadać głupot tylko dawać medyka – wtrącił Mathias.
- I wódkę – dodał Nael. – Bo nie wytrzymam.

***
Nim zjawił się Zohar z Breamilk, kowal, pełniący rolę medyka, z powodu najlepszej wiedzy o chorobach i ranach wśród zebranych, Mathias i Nael usadowili się na uboczu obozowiska. Mężczyzna leżał na plecach, czego przyczyną był tkwiący w nich bełtu.
- Zabrali mapy – chłopak spojrzał w kierunku rozdartych juków.
- Nie zabrali.
- Zabrali. Sam widziałem, jak wzięli tuby.
Nael roześmiał się, by po chwili skrzywić z bólu.
- W tubach nie było map.
- Nie? A gdzie?
- W twoim ekwipunku. Dlatego kazałem ci mnie zostawić.
Z ciemności obok nich wyłoni się postawny mężczyzna.
- Jestem Zohar, mam ci to wyjąć – pogładził rudą brodę. - Dawać wódkę – rozkazał. – Będzie bolało jak cholera. Wypijże – podał bukłak z mętną cieczą Naelowi.
Nael pociągnął łyk, prawie się zakrztusił. Płyn palił w gardło. Pociągnął jeszcze łyk, opanowując wzdrygnięcie i oddał bukłak.
- Zamknie niech oczy – powiedział Zohar.
Niczego nieświadomy szpieg spełnił prośbę. Poczuł, jak coś ciężkiego spada mu na głowę. Potem nastąpiła ciemność.
***
- Obudziłeś się wreszcie – głos należał do Mathiasa i dochodził jakby z góry.
Nael leżał na brzuchu, wieziony w noszach pomiędzy końmi. Głowa bolała go prawie tak samo jak plecy.
- Wyjęli ci strzałę. Siedziała dość głęboko. Szczęściem, nic nie uszkodziła.
Nael próbował wymacać plecy, ale im bardziej wyginał rękę, tym bardziej ból się nasilał. Zrezygnował po chwili.
- Zohar założył ci opatrunek. Mówi, że musisz odpoczywać i, jak dojedziemy do Tian będziesz potrzebował prawdziwego medyka.
- Czemu straciłem przytomność?
- Dostałeś w głowę.
- Za co?
- Znieczulenie – usłyszał z drugiej strony. Dopiero teraz spostrzegł, że wiezie go też kowal.
- Co tu tak śmierdzi? Chyba się nie sfajdałem przez sen, co?
Wojsko na horyzoncie – Zohar wskazał ręką. – Ale smród ciągnie się aż tutaj.
http://handinhand.co.91.com/link.php?uin=1345 Conquer Online - mmorpg warte zachodu.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: Ravandil »

No dobra, skoro chciałeś komentarza to masz. Nie jestem ekspertem od opowiadań, więc garść luźnych przemyśleń:
1. Niezły początek - dość standardowy, nie zaskakuje niczym specjalnym, ale przynajmniej zachęca do czytania, co dalej.
2. Nie ruszył mnie motyw z przebieranką - po lekturze "Potwornego Regimentu" patrzę z większym z dystansem na możliwość tego typu "kamuflażu"
3. Im dalej, tym słabiej - od połowy opowiadanie robi się nijakie, mam wrażenie, że dlatego, że jest po prostu za krótkie, żeby napychać je w ten sposób akcją. Po tak krótkich opowiadaniach oczekiwałbym jakiegoś ciekawego konceptu, który nie pozwoli, by treść uleciała mi z głowy zbyt szybko.
4. Całkiem niezły jest język, nie mam zamiaru bawić się w łowcę baboli (bo oczy by mi wysiadły) choć parę drobnych błędów jest, ale nie chce mi się wymieniać :)

Ocena końcowa - 3+
Dlaczego? Jest takie ładne określenie "Mnie to ani ziębi, ani grzeje". Jutro pewnie zapomnę, o czym to opowiadanie było.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
AsiaWZieleni
Marynarz
Marynarz
Posty: 324
Rejestracja: wtorek, 3 maja 2005, 14:17
Numer GG: 0
Lokalizacja: z miejsca

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: AsiaWZieleni »

Rozumiem, że Gavrill przedstawił wstęp do czegoś większego, bo w tym opowiadaniu, choć jest obiecujące i zgrabne, nic nie ma. Błąd, jaki zauważyłam (do poprawki):
Nie zdziwiłbym się, żeby lud podniósł bunt i obciął mu łeb
Poza tym, przyciskanie głowy do końskiego karku nie jest zbyt wygodną pozycją jeździecką, chyba, że służy czemuś, o czym nie mam pojęcia.
Jak na razie brakuje to duszy lub elementu zaskakującego. Czekam na ewentualny ciąg dalszy.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 2 czerwca 2008, 12:33 przez AsiaWZieleni, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie ma tego złego, co do domu poszedł
Gavrill
Marynarz
Marynarz
Posty: 200
Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
Numer GG: 3511208
Lokalizacja: Grajewo
Kontakt:

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: Gavrill »

1: Przyciskanie głowy do końskiego karku powinno znacznie przyspieszyć jazdę, jako iż jest to pozycja aerodynamiczna, (pochylanie się) stawiająca mniejszy opór powietrzu.
2: Ewentualny ciąg dalszy leży na dysku od ponad roku i dojrzewa, ale jeszcze nie pojawiła się na nim szlachetna pleśń z serów typu camembert. Musi jeszcze chwilę poleżakować :)


Aby nie nabijac kolejnego bezsensownego posta, odpowiedź do tego niżej:

Asia, dzięki :) w wersji ostatecznej postaram się poprawić
Ostatnio zmieniony wtorek, 3 czerwca 2008, 08:01 przez Gavrill, łącznie zmieniany 2 razy.
http://handinhand.co.91.com/link.php?uin=1345 Conquer Online - mmorpg warte zachodu.
AsiaWZieleni
Marynarz
Marynarz
Posty: 324
Rejestracja: wtorek, 3 maja 2005, 14:17
Numer GG: 0
Lokalizacja: z miejsca

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: AsiaWZieleni »

(Przepraszam za głupi błąd w imieniu, już poprawiłam.) Przywykłam, że konie mają kłąb, nie kark. Chyba się nie mylę. Poza tym, jeździec podczas cwału, ew. galopu, siedzi w półsiadzie pochylony w stronę szyi konia, nie z głową przy kłębie, chyba, że jest człowiekiem - gumą i mu tak wygodnie, lub akrobatą i na tym zarabia.
Nie ma tego złego, co do domu poszedł
Szelmon
Buńczuczny Tawerniak
Buńczuczny Tawerniak
Posty: 1441
Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 19:04
Lokalizacja: Baile Atha Cliath
Kontakt:

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: Szelmon »

Jesli jest tak jak mi sie zdaje, czyli ze kark jest to tyl szyi, to jak najbardziej mozna sie do niego przytulic glowa podczas jazdy. Klab to lopatki konia, nie kark.
http://horse-planet.ghost.pl/budowa/budowa.html

Jak widac da sie bezproblemowo przytulic i do klebu, i to podczas szybkiej jazdy:
http://g.o2.pl/file_cms/2006/08/29/152416.jpg
Moje demony nie odchodza, zasypiaja, ale zawsze sa obecne. Ktos potrafi nucic dla nich ciche kolysanki, ja sam potrafie tylko ryczec im wprost do ucha piesni wojenne. Ten ktos, spiewajac, jednoczesnie kladzie delikatnie palec na moich ustach.
Avitto
Majtek
Majtek
Posty: 132
Rejestracja: sobota, 29 września 2007, 15:25
Numer GG: 0
Lokalizacja: Północna Kraina Betonu

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: Avitto »

Zdecydowanie łatwo się czyta. Przyjemnie i szybko. Jak dasz więcej to będzie normalne opowiadanie, które można poczytać do poduszki :D daję 4
AsiaWZieleni
Marynarz
Marynarz
Posty: 324
Rejestracja: wtorek, 3 maja 2005, 14:17
Numer GG: 0
Lokalizacja: z miejsca

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: AsiaWZieleni »

Łopatka, to łopatka, nie mieszajmy jej do tego. Kłąb to najwyższa część tułowia, przyznaję rację, że nie kark, ale dalej jestem zdania, że koń musiałby być naprawdę Duży, żeby przytulać się mu głową do karku podczas jazdy. Wracając do opowiadania: nie mam więcej zastrzeżeń.
Nie ma tego złego, co do domu poszedł
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: Azrael »

Przytulamy się do szyi konia.

Do kłębu nie bardzo, choć rzeczywiście malutcy jokerzy na wielkich koniach są do tego zdolni, ale w średniowieczu raczej tego nie praktykowano ;)
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Re: "Uśmiech szpiega"

Post autor: BAZYL »

:arrow: Oczy pokryte wałkami tłuszczu :)
:arrow: Fizjonomia, czyli wygląd twarzy, nie ma wpływu na prędkość poruszania się.
:arrow: Dialogi i didaskalia są jak bloki kamienia...
:arrow: Lol, po sylwetce było poznać że to kobieta koło trzydziestki, a nie było poznać że to facet :D
:arrow: Baaardzo naiwna była ta akcja z podpaleniem...
:arrow: Bardzo naiwny dialog między bohaterami.
:arrow: "Niedawno jeszcze srebrna zbroja, pokryła błotem."
:arrow: "Jesteście szpiegami jak mniemam?", "Tak przecież chodzimy w mundurach TAJNYCH SŁUŻB." ;)
:arrow: Ach co za misterny plan schowani map gdzieś indziej. A w ogóle co za finezyjna była akcja wyszarpnięcia map i ucieczki...
:arrow: Bosh, jaka beznadzieja...
:arrow: 2.
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
ODPOWIEDZ