Walka o duszę
: piątek, 28 grudnia 2007, 15:28
Kościół był dziwny. Zupełnie prosta konstrukcja. Całość z czerwonej cegły, bez zbędnych ozdób. Wnętrze ascetyczne. I nie wiadomo dlaczego, jak, po co wyrastała z niego wieża. Bardzo wysoka wieża, tak jak reszta budowli skonstruowana wyłącznie z czerwonej cegły. Na szczycie drewniany krzyż. I… ktoś. Białowłosy dobrze wiedział kto. Ruszył do prostych jak cały ten kościół, dębowych drzwi. Otworzył je, rozejrzał się. Wnętrze było…takie jak reszta, oświetlały go świecy porozstawiane chaotycznie, jak przez…
-Szaleńca-mruknął białowłosy-w sumie czego miałem się spodziewać….
Na środku kościoła stał mężczyzna. Czarna, gęsta czupryna i grzywka skutecznie zasłaniały to, co mężczyzna chciał ukryć. Zataić. Ubrany był niczym latynoski amant, powiewna koszula, odsłaniająca owłosiony tors, czarne, obcisłe skórzane spodnie. Oczy mężczyzny był niespotykane: Zieleń, idealna zieleń, pozostawiająca jednak w duszy coś niepokojącego…diabelskiego. Mężczyzna dotąd stał plecami do białowłosego, teraz jednak odwrócił się i uśmiechnął. Ale to nie był uśmiech, był to raczej spazm wykrzywiający twarz. Białowłosy nie dał się na to nabrać. Ruszył powolnym, dudniącym krokiem. Proste płytki mało nie pokruszyły się pod tymi tupnięciami. Kościół wypełnił tylko ten pusty dźwięk.
Tup…
Tup…
Tup…
-Jak zwykle musicie się wmieszać- Zaczął przypominający amanta mężczyzna- Nie rozumiesz że on jest nasz ?
- A co, jest podpisany ?
- Nie bawmy się w prawników. Dobrze wiesz że na to zasłużył.
- Czym ? Że nie może sobie poradzić ze swoimi problemami ?
- Słabe jednostki trzeba eliminować.
- Pieprzysz.
- Uuuu… Pan święty się denerwuje ?
- To nie jest zwykła słaba jednostka. On jest nasz, a ty go zostawisz. Rozumiesz ?
W tym momencie białowłosy wyciągnął pieczęć, pokazał ją czarnowłosemu.
-Hahaha- zaśmiał się mężczyzna na widok pieczęci- To na mnie nie działa. To się mnie nie ima.
- A to ?- Białowłosy jednym szybkim ruchem ręki wyciągnął z pochwy prostą, cienką stalową klingę- Czysta stal. To dotyczy każdego…
- Po co te nerwy, Michale…
- Oddasz nam go. Nie będziecie tu rządzić. Nie tu. Nie nim.
- Zrozum. Czasy waszego kółka rybackiego się skończyły, minęło dwa tysiące lat, przez ten czas wy siedzieliście tam- mężczyzna pokazał palcem ku górze- a my tu nie próżnowaliśmy, mamy wielu waszych kapłanów…
- Ale nie wszystkich- przerwał obcesowo białowłosy- są na tym świecie tacy, którzy pomagają nam utrzymać w działaniu to, jak ty to nazwałeś ?
- Kółko rybackie.
- Właśnie. A ja jestem tu po to żeby zając się śmieciami. Ty jesteś dla mnie tylko śmieciem. Nic nie wartym śmieciem.
- Widzisz tym się różnimy. Wy tam na górze nami gardzicie, uważacie nas za węża którego głowę może jakaś niewiasta od tak zdeptać. A my mamy do was… jakiś tam szacunek, dlatego wygramy.
- Może wygracie. Ale przekonajmy się kto wygra tu i teraz. O dusze tego śmiertelnika na wieży…
-Zginiesz, aniele !
-Zginiesz diable
W tym momencie w ręku diabła pojawiła się nie wiadomo w jaki sposób broń, prosty, cienki miecz, podobny do anielskiej broni. Białowłosy ruszył na przeciwnika lekkim, rozkołysanym krokiem, machając mieczem nie zgodnie z rytmem ruchu. Diabeł stanął w pozycji obronnej, oczekując na atak. Dzieliły ich tylko 4 kroki, gdy anioł wyskoczył do góry i machnął mieczem, nie czekając na rezultat obrócił się i uderzył na odlew. Zobaczył rozciętą skórę, płytką ranę na twarzy diabła.
-Nieźle aniele, teraz ja pokarze na co mnie stać…
Diabeł wyskoczył z miejsca i pchnął mieczem do przodu, anioł obrócił się w lewo i od razu ciął, na oślep. Diabeł kontratakował szybkim uderzeniem z góry, Anioł sparował, odskoczył, ciął szeroko odsłaniając brzuch, diabeł to wykorzystał, pchnął szybko, tylko refleks Anioła uratował mu życie wieczne, ale rana wyglądała paskudnie.
- Nieźle, Gasparze, naprawdę nieźle
Diabeł ukłonił się elegancko i ruszył sprintem, wybił się, zanurkował, zakręcił, Anioł odsunął się. Normalny człowiek leżał by teraz na posadzce, ale Gaspar ustał na nogach, obrocił się i ciął powietrze. Przez chwile patrzyli sobie w oczy ciężko dysząc, pierwszy ruszył Anioł, zamarkował cięcie na prawo i uderzył dołe, szybko.
Za wolno.
Diabeł odskoczył i znalazł się za plecami przeciwnika.
-Przegrałem-pomyślał anioł za nim upadł na ziemie popchnięty przez diabła. Anielska broń poleciała gdzieś pod trzecią ławkę w drugim rzędzie.
-Dziś to ja wygrałem.
- Byłeś lepszy
- Dziękuje
- Pora na to. Zabierzesz mnie tam…
- Tak. Giń aniele. Żegnaj diable
Nie krzyknął. Diabeł nie krzyknął pchnięty zdradziecko ukrytym w cholewie buta sztyletem. Jęknął tylko cicho. Wiedział że przegrał. Wiedział co go czeka.
Wieczne potępienie.
-Szaleńca-mruknął białowłosy-w sumie czego miałem się spodziewać….
Na środku kościoła stał mężczyzna. Czarna, gęsta czupryna i grzywka skutecznie zasłaniały to, co mężczyzna chciał ukryć. Zataić. Ubrany był niczym latynoski amant, powiewna koszula, odsłaniająca owłosiony tors, czarne, obcisłe skórzane spodnie. Oczy mężczyzny był niespotykane: Zieleń, idealna zieleń, pozostawiająca jednak w duszy coś niepokojącego…diabelskiego. Mężczyzna dotąd stał plecami do białowłosego, teraz jednak odwrócił się i uśmiechnął. Ale to nie był uśmiech, był to raczej spazm wykrzywiający twarz. Białowłosy nie dał się na to nabrać. Ruszył powolnym, dudniącym krokiem. Proste płytki mało nie pokruszyły się pod tymi tupnięciami. Kościół wypełnił tylko ten pusty dźwięk.
Tup…
Tup…
Tup…
-Jak zwykle musicie się wmieszać- Zaczął przypominający amanta mężczyzna- Nie rozumiesz że on jest nasz ?
- A co, jest podpisany ?
- Nie bawmy się w prawników. Dobrze wiesz że na to zasłużył.
- Czym ? Że nie może sobie poradzić ze swoimi problemami ?
- Słabe jednostki trzeba eliminować.
- Pieprzysz.
- Uuuu… Pan święty się denerwuje ?
- To nie jest zwykła słaba jednostka. On jest nasz, a ty go zostawisz. Rozumiesz ?
W tym momencie białowłosy wyciągnął pieczęć, pokazał ją czarnowłosemu.
-Hahaha- zaśmiał się mężczyzna na widok pieczęci- To na mnie nie działa. To się mnie nie ima.
- A to ?- Białowłosy jednym szybkim ruchem ręki wyciągnął z pochwy prostą, cienką stalową klingę- Czysta stal. To dotyczy każdego…
- Po co te nerwy, Michale…
- Oddasz nam go. Nie będziecie tu rządzić. Nie tu. Nie nim.
- Zrozum. Czasy waszego kółka rybackiego się skończyły, minęło dwa tysiące lat, przez ten czas wy siedzieliście tam- mężczyzna pokazał palcem ku górze- a my tu nie próżnowaliśmy, mamy wielu waszych kapłanów…
- Ale nie wszystkich- przerwał obcesowo białowłosy- są na tym świecie tacy, którzy pomagają nam utrzymać w działaniu to, jak ty to nazwałeś ?
- Kółko rybackie.
- Właśnie. A ja jestem tu po to żeby zając się śmieciami. Ty jesteś dla mnie tylko śmieciem. Nic nie wartym śmieciem.
- Widzisz tym się różnimy. Wy tam na górze nami gardzicie, uważacie nas za węża którego głowę może jakaś niewiasta od tak zdeptać. A my mamy do was… jakiś tam szacunek, dlatego wygramy.
- Może wygracie. Ale przekonajmy się kto wygra tu i teraz. O dusze tego śmiertelnika na wieży…
-Zginiesz, aniele !
-Zginiesz diable
W tym momencie w ręku diabła pojawiła się nie wiadomo w jaki sposób broń, prosty, cienki miecz, podobny do anielskiej broni. Białowłosy ruszył na przeciwnika lekkim, rozkołysanym krokiem, machając mieczem nie zgodnie z rytmem ruchu. Diabeł stanął w pozycji obronnej, oczekując na atak. Dzieliły ich tylko 4 kroki, gdy anioł wyskoczył do góry i machnął mieczem, nie czekając na rezultat obrócił się i uderzył na odlew. Zobaczył rozciętą skórę, płytką ranę na twarzy diabła.
-Nieźle aniele, teraz ja pokarze na co mnie stać…
Diabeł wyskoczył z miejsca i pchnął mieczem do przodu, anioł obrócił się w lewo i od razu ciął, na oślep. Diabeł kontratakował szybkim uderzeniem z góry, Anioł sparował, odskoczył, ciął szeroko odsłaniając brzuch, diabeł to wykorzystał, pchnął szybko, tylko refleks Anioła uratował mu życie wieczne, ale rana wyglądała paskudnie.
- Nieźle, Gasparze, naprawdę nieźle
Diabeł ukłonił się elegancko i ruszył sprintem, wybił się, zanurkował, zakręcił, Anioł odsunął się. Normalny człowiek leżał by teraz na posadzce, ale Gaspar ustał na nogach, obrocił się i ciął powietrze. Przez chwile patrzyli sobie w oczy ciężko dysząc, pierwszy ruszył Anioł, zamarkował cięcie na prawo i uderzył dołe, szybko.
Za wolno.
Diabeł odskoczył i znalazł się za plecami przeciwnika.
-Przegrałem-pomyślał anioł za nim upadł na ziemie popchnięty przez diabła. Anielska broń poleciała gdzieś pod trzecią ławkę w drugim rzędzie.
-Dziś to ja wygrałem.
- Byłeś lepszy
- Dziękuje
- Pora na to. Zabierzesz mnie tam…
- Tak. Giń aniele. Żegnaj diable
Nie krzyknął. Diabeł nie krzyknął pchnięty zdradziecko ukrytym w cholewie buta sztyletem. Jęknął tylko cicho. Wiedział że przegrał. Wiedział co go czeka.
Wieczne potępienie.