Ostatni Templariusze

ODPOWIEDZ

Ocena

1
1
100%
2
0
Brak głosów
3
0
Brak głosów
4
0
Brak głosów
5
0
Brak głosów
6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 1
Aeron
Szczur Lądowy
Posty: 2
Rejestracja: czwartek, 4 października 2007, 19:53
Numer GG: 0

Ostatni Templariusze

Post autor: Aeron »

Witam wszystkich. To jest mhm... nie dokończone opowiadanie które zacząłem półtora roku temu i jakoś straciłem dalszą cheć. Chce wiedzieć co o nim myślicie i ostrzegam, że tekst może być troche emo bo pisałem go jak wspomniałem dość dawno. Enjoy.



Ostatni Templariusze.

ROZDZIAŁ I. Młot Błyskawic.

Ryszard wraz ze swą kompanią spożywał podwieczorek w jednej z swoich kryjówek. Była to dość mała, ciasna piwniczka z murowanymi ścianami, umieszczona pod jednym z domów w mieście Stonebridge. W rogu stał mały stolik przy którym siedział jeden z Templariuszy, właściciel domu oraz najlepszy przyjaciel Ryszarda, Jan Jastrzębiooki. Był on mężczyzną w wieku średnim z lekkim zarostem na twarzy i drobnej posturze. Brak mięśni nadrabiał swoją zwinnością oraz wrodzoną umiejętnością strzelania z broni dystansowych. Jan został obdarzony magiczną mocą nasycania bełt o sile i szybkości kilkakrotnie większej od pierwowzoru.

Naprzeciw Ryszarda siedział Ludwik który właśnie posilał się kaczym udem. Dołączył jako chłop do Zakonu Templariuszy i zarazem do kompanii Ryszarda. Praca w roli była dla niego syzyfowym zajęciem którego nigdy nie znosił. Któregoś upalnego dnia gdy pracował w polu, dowiedział się od swego sąsiada o lepszym życiu, o braku niedoli i niezapomnianych przygodach. Było to przyłączenie się do zakonu rycerskiego i walczenie w imię chrześcijaństwa. Podekscytowany życiem prawego zawadiaki, Ludwik czym prędzej rozpoczął kilkuletnie szkolenie. Po kilku latach szkolenia kościół przydzielił Go właśnie do grupy Ryszarda.

Drzwi od piwnicy zostały gwałtownie otwarte, a w progu stała postać o stanowczej postawie i długiej brodzie.
- Ryszardzie, mam już tego dość - powiedział męszczyzna z wyraźnym zniechęceniem - tkwimy tu już kilka tygodni od czasu ostatniej wyprawy, a na ulicy nadal się roi od łowców nagród. Musimy podjąć jakieś działania. Wszystkie głowy skierowały się na Tomasza. Ryszard zmarszczył brwi, a Jan otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć jednak Ludwik go uprzedził.
-Tomasz ma rację, odkąd Klemens V zarządził pojmanie wszystkich Templariuszy oraz spalenie ich na stosie jak pospolitych pogan, siedzimy tu w obawie przed chytrymi wojownikami.
-Bracia, nie mamy się czego lękać, Bóg jest z nami. Dzisiejszego wieczoru wyruszymy do Godrage, następnie wypłyniemy do Francji aby odzyskać nasz święty relikt. Ryszard miał na myśli ogromny młot który był przesycony mocą błyskawic. Jedno uderzenie tej broni zagłady, potrafiło wywołać burzę błyskawic w odrębie kilkuset tysięcy hektarów. Legenda głosi iż na Młocie Błyskawic są zapiski dotyczące miejsca ukrycia pozostały artefaktów.
-Ależ Ryszardzie, we Francji na każdym kroku jest pełno rycerzy Filipa IV Pięknego - powiedział Ludwik.Król Francji naciskał na Papieża aby rozwiązał Zakon Templariuszy. Ten mu uległ, a większość Templariuszy została pojmana, okrutnie torturowana, następnie spalona. Wśród spalonych Templariuszy miał się znajdować Ich mistrz, Jakub de Molay jednak cudem uniknął śmierci i uciekł. Od tamtego czasu słuch po nim zaginął.
-Znajdziemy jakiś sposób aby bezpiecznie dotrzeć do Młota Błyskawic - odparł Ryszard - tymczasem, bracia, przygotujcie się do opuszczenia tego miejsca.


ROZDZIAŁ II. Przeprawa do Godrage.

Pod wieczór, Templariusze opuścili piwnicę Jana w ukryciu swych kapot. Nie chcąc zwracać na swą osobę uwagi, rozdzielili się. Dopiero po opuszczeniu murów miasta Stonebridge utworzyli formację w kształcie kwadratu. Była to ulewna noc, z zachodu wiał lekki wiatr. Podążali na południe w kierunku miasta Godrage. Ścieżka po której stąpali była błotnista i śliska. Tomasz nie za bardzo potrafił utrzymać równowagę w takich warunkach. Po chwili pośliznął się na błocie i upadł na plecy. Zaklnął tylko pod nosem, wstał i przeszedł na prawą stronę drogi gdyż była ona zarośnięta trawą. Tomasz dołączył do Templariuszy jako jeniec wojenny. Podczas walki o swą Religę został pokonany przez Ryszarda i wzięty do niewoli. Ryszard widząc ambicję z jak walczył Tomasz zaoferował mu przyłączenie się do jego grupy. Jedynym warunkiem była zmiana Religi. Dopiero po kilku latach Tomasz opuścił pogańskie bożki i przyjął chrześcijaństwo. Wtedy właśnie dołączył do Ryszarda oraz jego rycerzy.

Zamyślony Tomasz nagle się ocknął i zaczął szukać swego sztyletu myśląc że o nim zapomniał
-Mam… - odetchnął z ulgą i przyspieszył kroku. Sztylet który posiadał miał moc zatruwania jadem o truciźnie tak silnej, że potrafiła by ona otruć 50 000 chłopa. Za czasów gdy Tomasz czcił jeszcze pogańskich bogów, wędrował po katakumbach swych przodków w nadziei iż odnajdzie spadek po swoich pradziadach. Schodząc do coraz niżej położonych krypt znalazł się w ślepym zaułku. Przed nim, na ścianie, widniał rysunek pająka z koroną na głowie. Nim Tomasz zorientował się o co mogłoby chodzić poczuł na ramieniu odnóże gigantycznego pająka. Szybko odskoczył, wyciągnął swój sztylet z pochwy i dźgnął potwora prosto w oczy. Zdezorientowany pająk przeskoczył nad Tomaszem i uderzył w ścianę. Skoncentrowany Tomasz, wiedząc że to jego szansa, ugodził pająka w tułów. Sztylet pozostał w ciele pająka. Po wyciągnięciu sztyletu z martwego potwora, Tomasz zauważył zmianę barwy swego sztyletu na blado zielony. Domyślił się że sztylet został nasączony trucizną pająka.
- Według mapy – zaczął Ryszard – powinniśmy dotrzeć do Godrage w ciągu sześciu godzin. Oczywiście jeżeli przejdziemy przez Elficką Kaplicę.
- Ryszardzie! Toż to samobójstwo – krzyknął Ludwik z wyraźnym strachem w oczach – będziemy musieli przejść przez las pełen elfów. W ostatnich czasach są do nas dość wrogo nastawione. Kilka dni temu, usłyszałem przez okienko w piwnicy, że przed ich lasem wisiały ciała wojowników odarte ze skóry, na których było wyryte po elficku zdanie „Odejdźcie albo skończycie w ten sam sposób”.
- To najszybsza droga, a jeżeli będziemy się trzymać blisko drogi, elfy będą się trzymać z dala od nas – uspokajał go Ryszard.
- Obyś miał rację…- odpowiedział mu Ludwik.
- Oby.. – dodał Tomasz i wszyscy czterej ruszyli w głąb lasu.

Im bardziej zbliżali się do elfickiej kaplicy, tym bardziej drzewa były wyższe, a ulewny deszcz powoli ustępował. Znaleźli się teraz wśród ogromnych dwudziesto metrowych wierzb i topól. Z dala potrafili zauważyć jakąś fontannę z posągiem elfickiej bogini. Templariusze podeszli bliżej fontanny.
- Podobno woda z tej fontanny jest tajemnicą wieczności elfów – zdradził im Jan.
- Czy nie jest to czasem elficka kaplica o której mówiłeś Ryszardzie? - Widać było przerażenie w wypowiedzi Ludwika.
- Proponowałbym ruszać dale… - Jan urwał w połowie zdania i instynktownie odskoczył przed strzałą która zaledwie świsnęła obok jego twarzy i wbiła się w drzewo. Zanim zdołał ocenić sytuację kolejne dwie strzały poszybowały w jego kierunku. Siup! Wykonał unik przed strzałą. W następnej milisekundzie druga strzała ugodziła go w lewe ramię. Jan osunął się na ziemie. Z pomiędzy drzew na Ryszarda i Ludwika wybiegły dwoje zapalonych, zielonoskórych ludzi z długimi mieczami.
Między dwoma Templariuszami, a elfami rozpoczęła się walka w zwarciu. W głębi drzew, Tomasz zauważył sylwetkę elfa z napiętym łukiem. Wojownik zaczął napierać w kierunku elfickiego łucznika. Przeciwnik Tomasza wystrzelił niecelnie pocisk który poszybował wysoko w drzewa. Tomasz korzystając z sytuacji stanął w miejscu, wymierzył z dystansu sztyletem, i rzucił. Niestety, elf został uderzony trzonem sztyleta w brzuch i tylko upadł na ziemię. Tomasz korzystając z okazji podbiegł do swego sztyletu, podniósł go i wbił go człekokształnemu w okolice serca. Potężny jad rozprowadził się po całym ciele w kilka sekund. Niegdyś szlachetna czerwona krew elfa zamieniła się w zieloną ciecz i zaczęła wypływać z rany. Konający łucznik zdołał uronić tylko kilka łez po czym umarł. Tomaszowi zrobiło się przez chwilę żal łucznika ale ocknął się i podbiegł czym prędzej do Jana.

Ludwik i Ryszard prowadzą zażartą walkę z dwoma ponad dwumetrowymi elfickimi wojownikami. Ludwik postanowił skrócić swego rywala o nogi. Zamachnął się z całej siły w kolana elfa ale ten się tylko odsunął i kontratakował. Wykonał powolny ruch swym mieczem i zadrasnął klatkę piersiową ogromnego Ludwika. Ludwika zauważając iż elf wraca swym mieczem, po raz kolejny zamachnął się toporem na wysokości szyi i odciął Mu głowę. Ostatnią rzeczą jaką ujrzał elf, było stylisko topora.
Między Ryszardem, a drugim elfem rozpoczęła się walka na miecze. Ich ostrza zetknęły się ze sobą i zaczęli się siłować. Ich dusze walczyły ze sobą. Żaden z nich przez sekundę nie spojrzał na swój miecz. Patrzyli sobie prosto w oczy. Po kilkunastu sekundach zmagań, Ryszard się przełamał i wytrącił zaskoczonemu przeciwnikowi miecz z dłoni. Przestraszony elf uciekł w popłochu.
Wszyscy troje zebrali się wokół Jana. Ryszard przypominając sobie o magicznej mocy elfickiej wody, podbiegł do fontanny. Nagle na fontannie, posąg elfickiej bogini ożył.
- Zbezcześciliście naszą świętą ziemię. Wynocha stąd plugawe potwory! – przemówiła bogini po czym ponownie zamieniła się w posąg. Zignorowali ją i Ryszard nabrał trochę wody do fiolki. Niespodziewanie pod stopami zmęczonych rycerzy, zaczęła się rozstępować ziemia. Po kilku sekundach zapadli się pod powierzchnią lasu.

Na twarzy Ryszard rzucały się promienie wczesnego słońca. Powoli zaczął otwierać oczy. Na pierwszym planie ujrzał miasto, a zanim morze na którym odbijał się blask wschodzącego słońca. W ręce trzymał fiolkę z elficką wodą. Obrócił się gwałtownie i zobaczył rannego Jana. Jeszcze oddychał. Ryszard urwał kawałek liścia, odkaził magiczną wodą ranę Jana i zawiązał wokół niej kawałek liścia. Za chwilę obudzili się Tomasz i Ludwik.
- Panowie – odezwał się Ryszard i wskazał ręką na miasto – jesteśmy w Godrage. Po tych słowach odmówili modlitwę i przeprosili Boga za grzechy.

ROZDZIAŁ III. Okrętem do Francji.

Wszyscy czworo podążali drogą wiodącą do Godrage. Jana parzyła jeszcze niezaskelpiona rana na ramieniu w które został ugodzny strzałą. Na szczęście otwór w ramieniu nie wyglądał zbyt groźnie. Miało około ćwierć centymetra długości i centymetr szerokości. Jedyne co martwiło Jana to lekki wzrost temperatury.
- Dziękuje wam - zaczął Jan - po raz kolejny mnie ocaliliście.
- Nie dziękuj nam, dziękuj Bogu, to on dał nam odwagę aby walczyć i on sprawił iż opuściliśmy tą knieję żywi. - odparł skromnie Ryszard. Był wdzięczny Bogu że Jan nadal żyje. Jako dowódca, zdawał sobie świadomość, o brzemieniu jakie wziął na swe plecy wraz z objęciem dowództwa nad grupą. Wiedział, że jeżeli któryś z jego braci odniesie klęskę w walce, to on będzie winny za jego śmierć. To on jest przywódcą grupy i jego obowiązkiem jest dopilnowanie aby żadnemu z Jego braci nie stała się krzywda. Nie wyobrażał sobie, co mogło by się stać gdyby nie użył magicznej wody na ranie Jana. Już kiedyś przeżył tragiczną śmierć swego przyjaciela. Za młodości, gdy nie wiedział jeszcze czym jest klinga,a kim rycerz, bawił się ze swoim przyjacielem, Henrykiem, przy jednym z koryt rzeki. Robili to praktycznie dziennie. Po kilku latach chlapanie wodą było dla nich zajęciem nudnym, monotonnym oraz typowo dziecinnym. Henryk wpadł na pomysł aby zorganizować małe zawody. Powiedział : "Zróbmy sobie zawody, kto najefektowniej wykona skok do wody ten wygrywa wszystkie jagody które dzisiaj zebraliśmy". Ryszard się zgodził i zaproponował aby skoczył pierwszy. Ryszard nabrał rozbiegu, wyskoczył z krawędzi, wykonał w powietrzu szpagat i wpadł do wody. "Twoja kolej, spróbuj mnie pokonać, ha!" powiedział Ryszard z wyraźnym zadowoleniem. Henryk zignorował jego aroganckę wypowiedź. Nabrał rozpędu, wyskoczył, w powietrzu obrócił się głową w dół i wpadł do wody. "To było karkołomne'' skomentował wyczyn Henryka. Minęło kilka sekund, a młody akrobata nadal nie wypływał na powierzchnię. Po trzydziestu sekundach zaniepokojony Ryszard, wskoczył za swym przyjacielem do rzeki. W wodzie zaczął się za nim rozglądać. W oddali dostrzegł krwawiącą sylwetkę Henryka. Miał on nacięcie na głowie. Gwałtownie podpłyną do zranionego przyjaciela i wyciągnął go na brzeg rzeki.. Sprawdził puls. Sprawdził drugi raz. Trzeci raz. Po czwartym razie rozpłakał się i pobiegł po swych i Jego rodziców. Ryszard obwiniał się o śmierć Henryka. Gdyby czubek jego nosa nie przysłaniał mu świata pewno dostrzegł by swą arogancję i nie doszłoby do śmierci jego najlepszego przyjaciela. Obwiniając siebie o śmierć Henryka, pragnął odpokutować swój czyn. Rodzice oddali go pod opiekę zamku aby tam kształcił się na rycerza. Od tamtego czasu poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie dopuści do takiej tragedii.

Wszyscy czworo zbliżyli się do bram miasta. Jako pierwszy do miasta wkroczyl Tomasz. Tuż za nim szła reszta Templariuszy. Kierowali się w stronę doków. Miasto które ich otaczało żyło własnym życiem. Tu ktoś chleb sprzedawał, tutaj ogromna kolejka ustawiała się do ryb. Ktoś biegał, ktoś wyrzucał odpadki przez okno. Przez zatłoczone miasto trudno był się gdziekolwiek przedostać. Wszyscy wokół dziwnie przyglądali się przybyszom ze Stonebridge. Zdziwieni Templariusze rozglądali się i widzieli szeptających między sobą ludzi. Ludwika niefortunnie raziło słońce i sięgną w okolicę głowy aby poprawić swój płaszcz. Nie poczuł nic prócz jego jedwabistych włosów. Ze wschodu wybiegli na nich strażnicy.
- Templariusze! - darli się w niebogłosy .
Kompania Ryszarda ani myślała o staniu w miejscu i czekaniu aż zostaną pojmani. Ludwik ruszył w stronę straganu z owocami i pchnął go z całej siły. Przestraszona sprzedawczyni w ostatniej chwili odskoczyła na bok przed upadającym straganem. Wszyscy troje pobiegli za Ludwikiem i rozpoczął się pościg. Za Templariuszami ruszyło pięciu strażników, kilka łowców nagród i mała grupka mieszkańców. Wszyscy mieli chętkę na nagrodę pieniężną. Papież rozkazał rozwiesić listy gończe w całej europie. Po pięćdziesiąt tysięcy sztuk złota za żywego templariusza. Za martwego połowa. Jednak i to nie zniechęcało napalonej ludności przed rozpłataniem ciał templariuszy.

Tłum "fanów" templariuszy coraz bardziej się powiększał, jednak uciekinierzy nie mieli zamiaru dać za wygraną. Zbliżyli się do portu wypełnionego mnóstwem statków, łodzi i innych mniejszych lub większych transportów wodnych. Ludwik zakręcił w lewo i dojrzał otwarte drzwi w których stał wiekowy mężczyzna, w wieku około sześćdziesięciu lat.
- Tutaj! - krzyknął do nich mężczyzna.
Templariusze, nie mając większego wyboru, czym prędzej skryli się w domu starca.
- Nie martwcie się. Nie jestem opętany przez żądze pieniądza. - uspokajał ich starzec - nazywam się Bill. To moja żona Katarzyna - wskazał na rudowłosą kobietę - mamy także córkę, Elżbietę, ale jest ona ciężko chora i w tej chwili odpoczywa.
- Dziękujemy za twą hojność - powiedział Ryszard.
- Nie musicie. Sam kiedyś należałem do zakonu rycerskiego. - odparł Bill.
- Templariuszy? - spytał Tomasz.
- Nie, należałem do zakonu Joannitów. Obecnie zajmuje się rybołówstwem, a co Was sprowadza do Godrage?
- Pragniemy dostać się do Francji. - odpowiedział mu Ludwik.
- Macie szczęście przyjaciele, jutro eksportuje wraz ze swą załogą ryby do Port de Lemoun. Mógłbym was przewieść za drobną opłatą.
- Bill was przewiezie za darmo - wtrąciła żona rybaka - mój mąż nie potrzebuje żadnych opłat. Rybak przytaknął ze zniechęceniem i razem ze swą żoną zaczęli przygotowywać posiłek dla swych gości. Małżeństwo podało do stołu krewetki z dodatkiem warzyw. Po spożyciu samkowitych owoców morza Katarzyna wskazała gościom ich pokój. Templariusze wszedli do dość obszernego pokoju z drewnianym podłożem. Na ścianch wisiał miecz oraz tarcza z herbem Joannitów. W rogu na starej komodzie stała stalowa zbroja z przyłbicą. Po bokach były umiesczone cztery tapczany.

Nadszedł wieczór, zmęczeni Templariusze zmówili modlitwę i położyli się spać.

Nazajutrz, Katarzyna podarowała im nowe kapoty. Przed południem pożegnali się z Katarzyną i wyszedli razem z Billem w kierunku jego łodzi. Wszystko przebiegało zgodnie z planem i Templariusze niezauważeni dostali się na pokład handlowca. Ludwik, Tomasz i Jan dostali osobne kajuty. Dla Ryszard niestety nie było więc dzielił on kajutę razem z Billem. Podróż przebiegła sprawnie, dotrali do Francji zaledwie w kilka dni. Przez cały ten czas Bill wydawał się nieco nerwowy. Ryszard wmówił sobie że powodem jego zdenerwowania jest po prostu strach przed złapaniem go na ukrywaniu Templariuszy. Tym bardziej Ryszard był wdzięczny za pomoc. Ryszard zaplanował że po przycumowaniu do Port de Lemoun wybierą się do najbliższej karczmy w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji dotyczących położenia Młota Błyskawic.

Templariusze schodzili właśnie z pokładu handlowca i rozglądali się za Billem po którym nie było ani śladu. Gdy zszedli ze statku ze wszystkich stron okrążyli ich francuscy strażnicy i zdarli z nich kapoty, pod którymi do tąd się ukrywali.
- Przepraszam was... Ale widzicie... Żądza pieniądza - powiedział im Bill. Na jego okręt właśnie było wworzone osiem skrzyń ze złotem..
Trankvilus
Marynarz
Marynarz
Posty: 371
Rejestracja: środa, 11 kwietnia 2007, 08:40

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: Trankvilus »

muszewpisac10znakow
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 lipca 2014, 11:05 przez Trankvilus, łącznie zmieniany 1 raz.
Koyaanisqatsi!
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: BAZYL »

- niedokończone opowiadanie, auć!
- po tytułach nie stawiamy kropki.
- Ryszard wraz ze swą kompanią spożywał podwieczorek w jednej z swoich kryjówek. – czyli zbędne zaimki.
- Jan został obdarzony magiczną mocą nasycania bełt o sile i szybkości kilkakrotnie większej od pierwowzoru. – o czym Ty do mnie rozmawiasz?
- Podekscytowany życiem prawego zawadiaki – prawy zawadiaka? Oksymoron?
- Dlaczego zaimki są wielką literą?
- Drzwi od piwnicy zostały gwałtownie otwarte, a w progu stała postać o stanowczej postawie i długiej brodzie. – jedno zdanie napisane w dwóch czasach...
- Nie podobają mi się dialogi. Zupełnie wyprane z emocji – jeden kolo mówi o torturach i prześladowaniach tak jakby to była najzwyklejsza rzecz – ot „bardzo dobra kawa”...
- pełno błędów interpunkcyjnych i składniowych. Właściwie co drugi zdanie jest do poprawy.
- nędza, nędza, nędza...
- fabuła na 1, styl na 1, ortografia 1, warsztat 2.
- Dam Ci 1+ ;)
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
Trankvilus
Marynarz
Marynarz
Posty: 371
Rejestracja: środa, 11 kwietnia 2007, 08:40

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: Trankvilus »

muszewpisac10znakow
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 lipca 2014, 11:04 przez Trankvilus, łącznie zmieniany 1 raz.
Koyaanisqatsi!
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: BAZYL »

No to dostał plusa na zachętę nie? ;-)

Widać, że mógłby napisać to lepiej, ale jak dla mnie, to to jest zwykłe niechlujstwo i banały. Nie mogłem ocenić wyżej. A co do Twoich uwag - skądinąd całkiem słusznych - nie zgadzam się z jedną. Połączenie templariuszy i fantasy może być bardzo fajne. Tylko, ze nie napisane w ten sposób ;)
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
Trankvilus
Marynarz
Marynarz
Posty: 371
Rejestracja: środa, 11 kwietnia 2007, 08:40

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: Trankvilus »

muszewpisac10znakow
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 lipca 2014, 11:03 przez Trankvilus, łącznie zmieniany 1 raz.
Koyaanisqatsi!
Aeron
Szczur Lądowy
Posty: 2
Rejestracja: czwartek, 4 października 2007, 19:53
Numer GG: 0

Re: Ostatni Templariusze

Post autor: Aeron »

Dzięki za subiektywizm w ocenie, postaram się poprawić to i owo :wink: .
ODPOWIEDZ