Kod: Zaznacz cały
Mały szorcik napisany, gdy miałem bardzo zły humor. Mam nadzieję, ze się wam spodoba. Albo też, że zrównacie mnie z ziemią.
„Dzień dziewiętnasty opadu liści roku czterysta dwunastego – noc
Księżyc skryty za chmurami. Brak nocnego światła jakby dodaje beznadziejności naszym poszukiwaniom. Na domiar złego rozpętała się burza i porwała żagiel głównego masztu. Lampa, którą przewrócił wiatr, podpaliła takielunek, który ledwo zdołaliśmy ur”
Nagle kartę zabarwiła kropla krwi. Cienie rzucane przez świecę zaczęły szaleńczo miotać się na księdze. Po chwili, gdy zrobiło się cicho i spokojnie, ktoś wysypał piasek na kartę i po chwili strząsnął go na stół. Krew została osuszona. Ręka bez rękawiczki, z mocno widocznymi żyłami, podjęła pisanie. Pismo było zdecydowanie gorsze.
„Doszło do buntu. Kapitan został zabity przez pierwszego oficera. Wszyscy mu wierni, oraz ich ciała, skończyli za burtą. Jakże piękna rześka noc.”
Ostatnie słowa cicho rozbrzmiały w ciemnej kajucie. Po chwili światło stało się intensywniejsze. Strony zaczęły czernieć i rozsypywać się w ogniu. Chwilę później rozbrzmiał paskudny śmiech. Ucichł. W ciszy słychać było stuk, ciągnięcie czegoś, a potem plusk.
-A więc marynarze! Kontynuujemy cel nadany nam przez śniętej pamięci kapitana! – tu rozległa się burza ochrypłych śmiechów oraz oklasków. Załoga została zredukowana mocno poniżej połowy i zostały jedynie największe szumowiny. – Znajdziemy ukochaną szlachcica, który nas wynajął. W końcu jesteśmy honorowi, nie? – kolejnych kilka chichotów. – Więc do roboty!
O dziwo wszyscy posłuchali. Dawny oficer zatrzymał kilkoro marynarzy i nadał im stanowiska pierwszego, jako że miejsce się zwolniło, oraz drugiego, wierny idiota, oficerów.
Nowy kapitan zapukał do kajuty mężczyzny poszukującego swej miłości. Gdy te otworzyły się, ukazał się w nich rozczochrany młodzieniec z podkrążonymi oczyma i mieczem w dłoni. Koszula była widocznie szybko wepchnięta w spodnie, a na niej niedbale zarzucona kolczuga. Był mizerny i przybity.
-Tak oficerze? – uspokoił się trochę. – Czemu w nocy kajuta ma zamknięta była, gdy na zewnątrz walka się toczyła?
-Kapitanie – poprawił go morderca. – Zamknięta była, ponieważ chroniliśmy cię.
-Co?! – widać było, że szlachcic budzi się powoli.
-Wczoraj zaatakowali nas piraci. Zginął kapitan, drugi i paru marynarzy. No dobrze... Większość.
-Co? – kapitan stwierdził, że jednak młodzieniec wciąż śpi.
-Nie martw się. Za zapłatę, którą od ciebie dostaliśmy, odszukamy twą damę. O to się nie martw...
-Flaga z wężem! Przed nami „Lewiatan” Kotwicy! – głos obserwatora obudził wszystkich na pokładzie. Przy burtach zapanowało poruszenie. Na horyzoncie pokazała się maleńka pinka handlarza niewolników. Jedni marynarze pospieszyli do wioseł, by zwiększyć prędkość, a reszta zaczęła szykować łuki, bosaki, haki na linach i broń białą. Rufa gonionego statku zbliżała się coraz bardziej. ‘Za chwilę marynarze zaspokoją swoją rządzę krwi. I tak z ubogą załogą będzie nas dwa razy więcej.’ Kapitan uśmiechnął się. On jeszcze poczeka na dogodny moment ze swoją rządzą.
Walka nie była długa. Załoga „Lewiatana” poddała się po śmierci dwóch marynarzy. Kotwica wyzwał kapitana na pojedynek, lecz ten niedbale wyjął pistolet i strzelił mu w głowę. Szlachcic zaczął protestować, ale powiedziano, mu, że muszą odnaleźć jego kobietę. Z cichym mruczeniem o honorze usunął się na bok.
Po przesłuchaniu wrogiej załogi (i zgwałceniu niewolniczek) zabito jej członków. Lecz deski statku pozostały czyste od krwi. Wszyscy zawiśli na masztach obu statków. Widok był niesamowity. Statki wyglądały jak egzotyczna tancerka obwieszona klejnotami. Po kilku godzinach zdjęto trupy i wrzucono do morza. Załoga była usatysfakcjonowana, a kapitan wiedział, gdzie sprzedano ukochaną szlachcica. Teraz ich celem było sprzedanie niewolników ze zdobytego statku i odnalezienie kupca lubej młodzieńca. A potem kupienie jej i oddanie w ręce kochanka.
W porcie marynarze otrzymali wypłatę. Każdy lubi zabawić się w tawernach i burdelach. Kapitan z oficerami, szlachcicem i paroma załogantami zaprowadzili niewolników na targ. Kilku uczonych sprzedali po naprawdę wysokich cenach. Reszta poszła po przeciętnych i niskich cenach. Następnie młodzieniec pytał handlarzy o swoją lubą. Dowiedział się, gdzie ta mieszka, a raczej jest więziona. Poszli tam.
-Ależ kupcu Barenie. Po co ci ona? Kupimy ją od ciebie za pięćset koron. A ty za nią dałeś jedynie trzysta.
Jednak do handlarza taka filozofia nie przemawiała.
-Nie! Ona jest dziewicą. Kupiłem ją, ponieważ potrzebuję takiej do seraju. A to cenniejsze niż – przerwała mu kula z pistoletu. Kapitan schował broń, patrząc na dziurawą czaszkę kupca.
-No... To teraz bierzemy twoją damę i wracamy na morze. Idź po nią.
Po bardzo szybkim, niespodziewanym i niezarejestrowanym wypłynięciu z portu, szlachcic miał w końcu czas, by zając się dziewczyną. Trzymał ją w ramionach i szeptał do ucha:
-Ukochana. Szukałem tak długo... – cały czas szlochała. – W końcu udało mi się. Odnalazłem cię. Nie wiedziałem, że można być tak szczęśliwym, jak teraz jestem.
Przerwał mu szorstki głos kapitana.
-Koniec umizgów. Wykonaliśmy swoje zadanie. Więc teraz coś dla nas.
Dwóch marynarzy chwyciło dziewczynę i ze śmiechem odciągnęło od kochanka. Jego zaś schwyciło trzech kolejnych i prędko związało. Ten zaczął ryczeć coś o braku honoru. Kobieta rozpłakała się na dobre.
-Więc przyjacielu... – głos mordercy był ciepły i miły. – Teraz wykorzystamy obiekt naszych poszukiwań – zaśmiał się razem z załogą. – Ja pierwszy!
Marynarze pchnęli kobietę na pokład. Gdy upadła przytrzymali jej ręce, a kapitan zerwał spódnicę. Obnażył się do pasa i zaczął zaspokajać swoją potrzebę na oczach szlachcica. Specjalnie sprawiał ból podczas rozdziewiczania. Ukochana szlachcica krzyczała i płakała. Gdy dawny oficer skończył, marynarze, po kilku na raz, brali się do roboty. Kobieta po chwili zaczęła krwawić i szamotać się dziko. W zamian otrzymała kilka ciosów w głowę i piersi. Tymczasem jej ukochany próbował walczyć, za co dostał pięścią w brzuch. Później błagał, próbował przekupić załogę. Nic.
Gdy ostatni marynarz podciągnął spodnie, dziewczyna była na wpół żywa. Krwawiła z wielu ran i narządu rodnego. Nic nie mówiła, ale jej wargi układały się w nieme błaganie. Przed jej posiniaczoną twarz przyprowadzono szlachcica. I podcięto mu gardło. Wtedy ona wyrwał się gwałcicielom i przylgnęła do jego ciała. Kapitan zaśmiał się i krzyknął do załogi:
-Piękny początek kariery korsarskiej! A teraz wyrzućcie śmieci za burtę i płyniemy do jakiegoś portu wydać pieniądze szlachetnego pana!