Ogromne morze falujących zielonych traw dookoła, które piętrzyły się na nielicznych wzniesieniach. Czyste, rześkie powietrze, które pod postacią wiatru roznosiło się po całym zielonym oceanie. Razem z wiatrem ścigała się gromada dzikich zajęcy, nie niepokojona przez nikogo. Gdzieś w oddali rzeka Saphira toczyła swe zimne wody.
Przez te ogromne stepy jedna, stworzona przez ludzi, dróżka wiła się kilometrami. Po niej z wolna kroczyły dwa kasztanowe konie, każdy z pakunkami, każdy z jeźdźcem. Przemierzali oni te bezkresne, zdawałoby się, zielone morza.
-Pięknie. -mruknął jeździec na drugim koniu do swojego towarzysza na przedzie.
-Zaiste. Stepy te rozciągają się na północ, wschód, południe i zachód od Saphiry. Mieszkają tu, poza ludźmi w miasteczkach, też koczownicze plemiona, jak na przykład nomadowie z plemienia Oss. Bardzo przyjaźni.
-Hmm... Azrim, moglibyśmy się do nich wybrać?
-Ależ oczywiście, przyjacielu.
Jeździec zmienił kierunek na zachód. Jego wierzchowiec zaczął przyspieszać, aż przeszedł w galop.
-Czy ty zamierzasz się ze mną ścigać!?
Zaśmiał się drugi, po czym również przyspieszył konia. Azrim był przyzwyczajony do tutejszego wiatru, ale dla jego kompana rześki powietrze, wypełnione zapachem traw, smagające jego policzki i wichrzące jego ciemna czuprynę było czymś wspaniałym. Teraz dopiero czuł się wolny, wolny od wszystkiego, od rodziców, nachalnej służby, trenerów, szlachetnych gości (z których zaledwie garstkę znał po imieniu), urzędników... teraz mógł się naprawdę poczuć wolnym człowiekiem.
***
Azrim zatrzymał konia przy dębie, posiadającym rozłożystą koronę. Zsiadł z wierzchowca, zaraz po nim zrobił to jego towarzysz.
-Panie Jorenie, nie będzie miał pan nic przeciwko spacerowi?
-Gdzieżby.- Odparł młodzieniec. -W końcu i nogi muszą się pomęczyć.
Ruszył za swoim przewodnikiem, a bardziej zaufanym przyjacielem. Joren czuł, gdy długie źdźbła trawy muskały jego dłonie - było to wspaniałe przeżycie.
-Azrimie, drogi przyjacielu, czym zajmuje się plemię Oss?
-Koczownictwem. Polują na zwierzęta, acz nie zabijają więcej niż im potrzeba. Zbierają zioła, owoce z krzewów, a ich potrawy to mieszanina wspaniałych smaków, których nie będziesz umiał nazwać, panie. Posługują się łukiem w taki sposób, że królewscy łowczy mogliby im tylko zazdrościć. Ich cera jest ciemniejsza niż nasza, włosy przeważnie czarne. Urodą ich kobiet zachwycisz się, panie...
-Naprawdę? Nie sądzę żeby był ktoś piękniejszy niż moja blondwłosa Eurydia.
Azrim tylko uśmiechnął się lekko, po czym prowadząc swego konia stanął na szczycie wzgórza.
-Oto i oni.
Powiedział w chwili gdy Joren wraz ze swoim wierzchowcem wspięli się na szczyt. Młodzieniec wpierw przymrużył oczy, aby nie oślepnąć od promieni popołudniowego słońca. Po chwili jednak przyzwyczaił wzrok i zobaczył obóz składający się z sześciu namiotów o różnej wielkości, mnóstwo brązowych i czarnych koni przywiązanych zapewne do malutkich palików, ludzi przyodzianych w piaskowe, pomarańczowe, brązowe, czy innego koloru stroje. Niektórzy krzątali się po obozowisku, niektórzy na koniach spokojnie krążyli po obozie i wokół niego, wypatrując bandytów czy orkowych dezerterów z Kruumshu. Joren widział też grupkę dzieci oddalonych od obozu i ćwiczących strzelanie z łuków do celu pod czujnym okiem jednego z nomadów. Młodzieniec mógłby przysiąc, że dzieci te nie miały zapewne 13 lat, a już wiedziały jak naciągać cięciwę, nakładać strzały i jak je kierować do celu. Azrim odparł:
-Łuk to ich całe życie, cała przeszłość i cała przyszłość. Jedźmy do nich, sam przecież tego chciałeś.
Joren mruknął coś niezrozumiale, zafascynowany widokiem, a po chwili ruszył powoli za swoim przyjacielem. Gdy byli w połowie drogi do podnóża wzgórza którym schodzili, dwójkę wędrowców zauważyło kilku konnych. Młodzieniec był pewien, że rozmawiają o nim i o Azrimie. Nomadowie zaczęli podjeżdżać do nich, a gdy nieznajomi zeszli ze wzgórza, ci już byli przy nich.
-Kim jesteście?- zapytał zdecydowanym głosem szatyn, z łukiem przewieszonym przez plecy. Pozostała trójka już trzymała je w pogotowiu.
-To jest Joren, przybysz z północy.
Odpowiedział Azrim, zgodnie z zwyczajem.
-A ja jestem Azrim, jego przewodnik i..
-Azrim? To ty!
Łowca zszedł z konia.
-To ja, Arram - nie pamiętasz już, jak razem ćwiczyliśmy łucznictwo?
Azrim po chwili objął nomada.
-Zmieniłeś się. Urosłeś, przyjacielu.
-Znasz go? -zapytał niepewnie Joren.
-Znamy się, młodzieńcze, od wielu wielu wiosen.
Odpowiedział Arram, uprzedzając Azrima.
-Jesteś jego przyjacielem, więc jesteś także i mym przyjacielem. Chodźcie, niedługo kolacja, a potem odpoczynek!
***
Joren po raz kolejny upił z miski łyk ciepłego, koziego mleka, doprawionego słodką i nieznaną mu przyprawą. Przed nim, na drewnianej tacy, leżał talerz pszennych placków i kawałki wędzonego mięsa. Wokół tego wszystkiego, oprócz Jorena, siedzieli również Arram, Azrim, wódz plemienia, Ouram i jego syn Mallakan. Ten ostatni szczególnie ucieszył się z wizyty, gdyż okazało się że tak samo jak Joren ma dwadzieścia cztery lata.
-Mleko jest wspaniałe, tak samo mięsiwo i placki. -odparł podróżnik.
-Tak, jesteś naszym gościem, ten posiłek to specjalnie na twoją cześć. Nierzadko mamy okazję gościć tutaj kogoś z dalekiej północy, a tym bardziej z kogoś z okolicznych wiosek. Tamtejsza ludność chyba nas się boi.
Stary już i osiwiały z lekka Ouram, zaśmiał się i popatrzył na Jorena.
-Zapewne znudziły ci się wygody cywilizowanego świata, skoro przebyłeś tak długą drogę.
Młodzieniec nie odpowiedział. Odezwał się za to Azrim:
-Powód jego wyprawy jest mi znany, ale ze względu na subtelność sprawy powiem tylko że ma to związek z jego ojcem.
-Nienawidzisz swojego rodzica?
Zapytał Mallakan. Joren mruknął "tylko trochę".
-Hmm... dziwne obyczaje u was panują, u nas ojciec i syn zawsze trzymają się razem, razem pokonują wszystkie niebezpieczeństwa, razem żyją w zrozumieniu... ale nie drążmy już tego tematu.
Ouram obrócił się do tyłu, co według Jorena było czymś niebywałym - jak taki starzec może być tak sprawny? Wódz wziął skórzany bukłak, i odkorkował go. Po całym namiocie rozszedł się cudowny aromat. Joren domyślił się, że to alkohol. Mallakan i Arram napełnili wszystkie trzy czarki mlekiem, a Ouram dolał do nich trochę tego dziwnego napoju.
-Wznieśmy toast za zdrowie i pomyślność podróży naszego przyjaciela, Jorena.
Wszyscy unieśli naczynka z mlekiem ku górze, zgodnie powiedzieli "Zdrowie", po czym zaczęli sączyć napój. Młodzieniec po raz pierwszy pił coś takiego - doskonale czuł smak słodkiego mleka, jak i również nutę alkoholu - czegoś pomiędzy wódką a koniakiem, lub innego mocnego specyfiku. Cała czwórka po chwili odstawiła puste czarki na tacę. I znów zaczęli rozmowę, tym razem o innych sprawach, jak wieści ze świata, wysłuchiwane zawsze z wielkim zainteresowaniem, czy składzie alkoholu którego przed chwilą zażył Joren.
-Mutfe? To sfermentowana woda, z dodatkiem ziół i grzybów.
Żołądek podróżnika dał mu do zrozumienia, że lepiej byłoby, gdy nie pytał o składniki specyfiku. Odparł po chwili.
-Jeśli nie macie nic przeciwko, chciałbym odpocząć.
-Ależ oczywiście. -odparł Ouram. -Jako nasz gość pozwól sobie zaoferować sen w moim namiocie. Mallakan uśmiechnął się tylko.
***
Joren otworzył oczy. Przez płótno namiotu widać było, że dzień powoli wstawał. Nagle, za swoją głową usłyszał głos syna Ourama.
-Wstawaj, Jorenie. Śniadanie czeka, mój ojciec także.
Młody Joren przeczesał swe włosy dłonią, usiadł na płóciennym materacu służącym za posłanie. Rozciągnął się - żadna kość go nie bolała, ba, czuł się lepiej niż po przespaniu nocy w miękkiej, jedwabnej pościeli. Wstał, wyszedł zza lnianego parawanu, i od razu spojrzał na siedzącego Ourama i Azrima. Przed nimi leżały miski z mlekiem, kilka placków i świeżo upieczona ryba - Joren uwielbiał je, jak i inne owoce morza. Poza ośmiorniczkami.
-Gdzie Mallakan i Arram?
-Na polowaniu. Znając mojego syna jestem pewny, że na obiad będzie para pieczonych zajęcy.
Staruszek zaśmiał się.
-Zostaniesz do jego powrotu? -zapytał.
Joren spojrzał na Azrima, ten skinął głową.
-Bardzo chciałbym przystać na twą propozycję, szacowny Ouramie, niestety chcę jak najszybciej dotrzeć do źródeł rzeki Jessimy w Szarych Graniach.
Wódz wyraźnie był zawiedziony.
-Szkoda, Mallakan byłby ucieszony. Ale nie będę cię zatrzymywał. Przyjmij tylko ten skromny podarunek.
Ouram dopił mleko po czy wstał i udał się do drewnianej skrzyni w głębi namiotu. Wyciągnął z niego giętki łuk z brązowego drewna. Sięgnął też po kołczan pełen strzał.
-Łuk ten należał kiedyś do mojego brata, który niestety zginął w walce z oszalałą pumą. Jestem pewien, że jego dusza nie będzie miała nic przeciwko, jeśli teraz ty go otrzymasz.
Joren był zakłopotany.
-Nie wiem czy... czy powinienem coś takiego otrzymać. Jednakże przyjmę podarunek.
Młodzieniec wziął do ręki łuk. Zdobienia wykonano zapewne prostym nożykiem, ale i tak były kunsztowne. Kołczan umieścił na plecach. Azrim wstał i wyszedł z namiotu. Ouram uścisnął dłoń Jorenowi.
-Niech twoi bogowie ci sprzyjają, odważny młodzieńcze. -odparł.
-Niech twoi bogowie ci sprzyjają, wodzu plemienia Oss.
Starzec uśmiechnął się. Joren popatrzył jeszcze chwilę w oczy pełne mądrości, po czym opuścił namiot i skierował się do swojego konia i Azrima siedzącego na swoim wierzchowcu.
***
Gdy Joren zatrzymał się i popatrzył na północ - namioty nomadów były już malutkie. Westchnął cicho.
-Coś się stało?- zapytał Azrim.
-Wiesz...
Zamyślił się trochę.
-...mogłem poprosić o trochę mleka na podróż.
Azrim zaśmiał się głośno. Dalej się śmiejąc, zwrócił konia ku zachodowi i galopem ruszył w tamtym kierunku. Joren sprawdził, czy dobrze przewiesił łuk przez plecy, czy miecz siedzi w pochwie, czy torba jest cała. Spojrzał na zachód, popędził konia.
Szczyt Zverien, najbardziej wysunięty na wschód z całego pasma Szarych Grani, majaczył na horyzoncie.
Koniec części pierwszej.
Dzienniki Jorena cz.1

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 18
- Rejestracja: piątek, 4 maja 2007, 13:18
Dzienniki Jorena cz.1
Byłem, jestem i będę krasnoludem, a co!
A poza tym: tu ti tu rum tu tu
A poza tym: tu ti tu rum tu tu


-
- Bosman
- Posty: 2006
- Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...
Re: Dzienniki Jorena cz.1
Tekst mojim zdanie ujdzie... z pewnością lepszy od moich : P
P.S tu ti tu rum tu tu - hm... czy mam dobre skojarzenie z "Archiwum X"?
P.S tu ti tu rum tu tu - hm... czy mam dobre skojarzenie z "Archiwum X"?
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.

- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:
Re: Dzienniki Jorena cz.1















Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...

-
- Majtek
- Posty: 75
- Rejestracja: niedziela, 27 sierpnia 2006, 19:07
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Gdzieś w Lesie Loren... ale teraz w Milton Keynes...
Re: Dzienniki Jorena cz.1
Rzeczywiście to tekst o niczym, nadaje się co najwyżej na prolog.
Zauważyłem, że ludzie z tego plemienia mają zdolności telepatyczne, skoro jeden z nich odczytał z tego zdania iż koleś nienawidzi swojego ojca:
"Powód jego wyprawy jest mi znany, ale ze względu na subtelność sprawy powiem tylko że ma to związek z jego ojcem." - naprawdę podziwiam Ossów.
- Interpunkcja naprawdę może zmienić sens zdania, a u Ciebie niektóre są go pozbawione.
- Drewniane postacie bez charakteru,
- Opisy przyrody dosyć poprawne,
- Praca dostaje 3.
Pozdrawiam
Zauważyłem, że ludzie z tego plemienia mają zdolności telepatyczne, skoro jeden z nich odczytał z tego zdania iż koleś nienawidzi swojego ojca:
"Powód jego wyprawy jest mi znany, ale ze względu na subtelność sprawy powiem tylko że ma to związek z jego ojcem." - naprawdę podziwiam Ossów.
- Interpunkcja naprawdę może zmienić sens zdania, a u Ciebie niektóre są go pozbawione.
- Drewniane postacie bez charakteru,
- Opisy przyrody dosyć poprawne,
- Praca dostaje 3.
Pozdrawiam

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: Dzienniki Jorena cz.1
A ja będę łagodniejszy, mimo iz tez na 3 oceniam. Inne teksty autora niezłe były 
Tutaj tak
-Dzika interpunkcja
-Przyroda dosyc lirycznie opisana i dosć fajnie to wygląda
-Fabuła... hmmm... częsty błąd u młodych- skondensowałeś dość dużo na 2 stronach A4. Kto inny by to rozwinął, dodał odczucia bohaterów, opisał zachód słońca et cetera
-Postacie- I tu klapa
egzaltowane, drętwe i to co bazyl wyżej wytłuszczył
Mimo to nie skazuje Cie na straty. Pisz a cos z tego będzie

Tutaj tak
-Dzika interpunkcja
-Przyroda dosyc lirycznie opisana i dosć fajnie to wygląda
-Fabuła... hmmm... częsty błąd u młodych- skondensowałeś dość dużo na 2 stronach A4. Kto inny by to rozwinął, dodał odczucia bohaterów, opisał zachód słońca et cetera
-Postacie- I tu klapa

Mimo to nie skazuje Cie na straty. Pisz a cos z tego będzie
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica
