Izabella
: poniedziałek, 5 marca 2007, 02:40
Izabella
Jej aksamitny glos rozchodzil sie po przestronnym wnetrzu hotelowej sypialni. Spiewala smutna piosenke o niespelnionej milosci do nieosiagalnego kochanka, o milosci bedacej polaczeniem bolu, tesknoty i slodkiego smaku jego krwi w jej ustach. Oczy miala polprzymkniete, usta delikatnie rozchylone, zlociste wlosy falowaly unoszone powiewami duzego wiatraka umieszczonego w kacie. Po delikatnie zarozowionych policzkach splynela pojedyncza lza. Izabell spiewala zawsze ilekroc w srodku nocy zbudzil ja ten sen. Sen o kochanku, o mezczyznie ktory jako jedyny zawladnal jej sercem, ktory nauczyl ja co to przyjazn, zaufanie, oddanie, o tym ktory zranil ja najmocniej, o Williamie Mantera, egzekutorze z klanu Ventru. Dzis nadszedl czas jej slodkiej zemsty. Dzisiejszego wieczoru zgladzi Williama i sen minie raz na zawsze. Morderczy usmiech pojawil sie na jej ustach gdy szykowala sie do wyjscia w ciepla, ksiezycowa noc…..
Sala balowa w podziemiach jednego z najstarszych budynkow w Minneapolis pelna byla odswietnie ubranych przedstawicieli klanow nalezacych do Camarilli. Dzisiejszej nocy ksiaze Dero goscil w swoim palacyku, wielkiego egzekutora klanu Ventru sr Williama Mantera. Jako, ze egzekutorzy niezbyt czesto uczestnicza w zyciu towarzyskim Rodziny wydarzenie to mialo byc jedynym w swoim rodzaju. Ksiaze zaprosil z tej okazji Izabelle Renis, utalentowana spiewaczke z klanu Torreador, ktorej glos zachwycal wszystkich czlonkow Rodziny.
Uroczystosci trwaly prawie cala noc. Wystep pieknej Izabeli zakonczyl sie glosnymi owacjami tak iz piosenkarka musiala zaspiewac biss. Nad samym ranem goscie udali sie na spoczynek do swych apartamentow zadowoleni z przyjemnie spedzonej nocy. Nie wszyscy jednak powstali nastepnej…..
Izabela szykowala sie do zadania jakie sobie wyznaczyla. Ubrana jedynie w przezroczysta koszulke nocna podazala korytarzami w kierunku sypialni egzekutora. Byla pewna ze jeszcze nie zasnal. Czekal na jej przybycie jak juz nie jeden raz w przeciagu ich dlugiego niezycia. Drzwi uchylily sie nieznacznie, wystarczajaco jednak aby mogla sie wslizgnac do srodka. Natychmiast jej talie oplotly silne ramiona, a usta zostaly zmiazdzone namietnym pocalunkiem. Mantera nie zamiezal ukrywac jak bardzo stesknil sie za swoja kochanka. Nie wiedziala kiedy znalezli sie w ogromnym lozu z baldachimem jakie znajdowalo sie w sypialni oddanej mu przez ksiecia.
- Nareszcie przyszlas – Zamruczal, przygryzajac delikatnie platek jej ucha. – Juz myslalem, ze bede musial po ciebie pojsc moja slodka.
Jakze on go kochala! Kochala i nienawidzila jednoczesnie. Te jego cudownie delikatne dlonie gladzace kazdy najdrobniejszy skrawek jej nagiego ciala, jego usta podazajace za zrecznymi palcami, glos, ktory sprawial iz prawie calkiem zapomniala po co sie tu znalazla. Ale to pozniej…. Namietnosc porwala ja niczym potezna fala na wzbuzonym morzu. Kochali sie dlugo i namietnie.
W koncu wykonczeni opadli na poduszki. William leniwie gladzil nagie cialo pieknej Izabelli. Zupelnie nie spodziewal sie tego co nastapilo.
Torreadorka wiedziala ze musi sie pospieszyc. Udajac iz pragnie sprawic mu wiecej przyjemnosci przylgnela ustami do zaglebienia w jego szyi. Drobne, aczkolwiek ostre jak szpilki kly zaglebily sie w jego skore. Slodki smak krwi wypelnil jej usta sprawiajac tym niewyslowiona rozkosz. Pozwolil jej na to, rowniez zatracajac sie w rozkoszy. Ufal jej, wiedzial iz przerwie we wlasciwym momencie, w koncu kochala go, byl dla niej niczym ojciec. Blad w swoim rozumowaniu zauwazyl jednak odrobine za pozno. Izabella bynajmniej nie zamiezala przerywac. Goraca lzy splynely po jej policzkach skapujac na ramie kochanka gdy ten coraz slabiej probowal ja od siebie odsunac. Plakala nad nim i nad soba, plakala teraz gdyz pozniej juz nie bedzie mogla.
W koncu oderwala swe usta od jego skory. Ostatnia kropla jego krwi splynela z kacika jej czerwonych warg mieszajac sie ze lza. Izabella trzymala w ramionach bezwladne cialo ukochanego. Wiedziala iz teraz zacznie sie polowanie, i ze to ona bedzie zwierzyna. Wiedziala ze musi czympredzej uciekac i znalesc sobie schronienie. Wiedziala to wszystko jednak wciaz tulila go do siebie. Ocknela sie dopiero po paru godzinach. Z przerazeniem stwierdzila iz juz niedlugo bedzie noc. Odrzucila bezwladne zwloki od siebie, nie mialy juz dla niej zadnego znaczenia, teraz liczyla sie tylko chec przetrwania. Musiala sie spieszyc w przeciwnym bowiem razie……. Nie nie chciala nawet myslec co sie stanie jak ja zlapia. Szybkim krokiem wybiegla z komnaty egzekutora.
Wkrotce ogloszono Lowy.
Jej aksamitny glos rozchodzil sie po przestronnym wnetrzu hotelowej sypialni. Spiewala smutna piosenke o niespelnionej milosci do nieosiagalnego kochanka, o milosci bedacej polaczeniem bolu, tesknoty i slodkiego smaku jego krwi w jej ustach. Oczy miala polprzymkniete, usta delikatnie rozchylone, zlociste wlosy falowaly unoszone powiewami duzego wiatraka umieszczonego w kacie. Po delikatnie zarozowionych policzkach splynela pojedyncza lza. Izabell spiewala zawsze ilekroc w srodku nocy zbudzil ja ten sen. Sen o kochanku, o mezczyznie ktory jako jedyny zawladnal jej sercem, ktory nauczyl ja co to przyjazn, zaufanie, oddanie, o tym ktory zranil ja najmocniej, o Williamie Mantera, egzekutorze z klanu Ventru. Dzis nadszedl czas jej slodkiej zemsty. Dzisiejszego wieczoru zgladzi Williama i sen minie raz na zawsze. Morderczy usmiech pojawil sie na jej ustach gdy szykowala sie do wyjscia w ciepla, ksiezycowa noc…..
Sala balowa w podziemiach jednego z najstarszych budynkow w Minneapolis pelna byla odswietnie ubranych przedstawicieli klanow nalezacych do Camarilli. Dzisiejszej nocy ksiaze Dero goscil w swoim palacyku, wielkiego egzekutora klanu Ventru sr Williama Mantera. Jako, ze egzekutorzy niezbyt czesto uczestnicza w zyciu towarzyskim Rodziny wydarzenie to mialo byc jedynym w swoim rodzaju. Ksiaze zaprosil z tej okazji Izabelle Renis, utalentowana spiewaczke z klanu Torreador, ktorej glos zachwycal wszystkich czlonkow Rodziny.
Uroczystosci trwaly prawie cala noc. Wystep pieknej Izabeli zakonczyl sie glosnymi owacjami tak iz piosenkarka musiala zaspiewac biss. Nad samym ranem goscie udali sie na spoczynek do swych apartamentow zadowoleni z przyjemnie spedzonej nocy. Nie wszyscy jednak powstali nastepnej…..
Izabela szykowala sie do zadania jakie sobie wyznaczyla. Ubrana jedynie w przezroczysta koszulke nocna podazala korytarzami w kierunku sypialni egzekutora. Byla pewna ze jeszcze nie zasnal. Czekal na jej przybycie jak juz nie jeden raz w przeciagu ich dlugiego niezycia. Drzwi uchylily sie nieznacznie, wystarczajaco jednak aby mogla sie wslizgnac do srodka. Natychmiast jej talie oplotly silne ramiona, a usta zostaly zmiazdzone namietnym pocalunkiem. Mantera nie zamiezal ukrywac jak bardzo stesknil sie za swoja kochanka. Nie wiedziala kiedy znalezli sie w ogromnym lozu z baldachimem jakie znajdowalo sie w sypialni oddanej mu przez ksiecia.
- Nareszcie przyszlas – Zamruczal, przygryzajac delikatnie platek jej ucha. – Juz myslalem, ze bede musial po ciebie pojsc moja slodka.
Jakze on go kochala! Kochala i nienawidzila jednoczesnie. Te jego cudownie delikatne dlonie gladzace kazdy najdrobniejszy skrawek jej nagiego ciala, jego usta podazajace za zrecznymi palcami, glos, ktory sprawial iz prawie calkiem zapomniala po co sie tu znalazla. Ale to pozniej…. Namietnosc porwala ja niczym potezna fala na wzbuzonym morzu. Kochali sie dlugo i namietnie.
W koncu wykonczeni opadli na poduszki. William leniwie gladzil nagie cialo pieknej Izabelli. Zupelnie nie spodziewal sie tego co nastapilo.
Torreadorka wiedziala ze musi sie pospieszyc. Udajac iz pragnie sprawic mu wiecej przyjemnosci przylgnela ustami do zaglebienia w jego szyi. Drobne, aczkolwiek ostre jak szpilki kly zaglebily sie w jego skore. Slodki smak krwi wypelnil jej usta sprawiajac tym niewyslowiona rozkosz. Pozwolil jej na to, rowniez zatracajac sie w rozkoszy. Ufal jej, wiedzial iz przerwie we wlasciwym momencie, w koncu kochala go, byl dla niej niczym ojciec. Blad w swoim rozumowaniu zauwazyl jednak odrobine za pozno. Izabella bynajmniej nie zamiezala przerywac. Goraca lzy splynely po jej policzkach skapujac na ramie kochanka gdy ten coraz slabiej probowal ja od siebie odsunac. Plakala nad nim i nad soba, plakala teraz gdyz pozniej juz nie bedzie mogla.
W koncu oderwala swe usta od jego skory. Ostatnia kropla jego krwi splynela z kacika jej czerwonych warg mieszajac sie ze lza. Izabella trzymala w ramionach bezwladne cialo ukochanego. Wiedziala iz teraz zacznie sie polowanie, i ze to ona bedzie zwierzyna. Wiedziala ze musi czympredzej uciekac i znalesc sobie schronienie. Wiedziala to wszystko jednak wciaz tulila go do siebie. Ocknela sie dopiero po paru godzinach. Z przerazeniem stwierdzila iz juz niedlugo bedzie noc. Odrzucila bezwladne zwloki od siebie, nie mialy juz dla niej zadnego znaczenia, teraz liczyla sie tylko chec przetrwania. Musiala sie spieszyc w przeciwnym bowiem razie……. Nie nie chciala nawet myslec co sie stanie jak ja zlapia. Szybkim krokiem wybiegla z komnaty egzekutora.
Wkrotce ogloszono Lowy.