Żaneta spoglądała smętnie przez okno. Z szarego nieba na ziemię zlatywały w cudownym tańcu płatki śniegu. Wirowały niesione przez wiatr, aby w końcu wygodnie wpaść w biały jak one puch. Ostatni łyk ciepłego kakao i kubek może trafić na szafkę nocną. W tym właśnie momencie otwarły się drzwi do sypialni. Otworzył je nie, kto inny jak Seweryn, ubrany w czerwoną czapkę Mikołajową. Tylko w nią. Reakcja była taka że Żaneta zrzuciła z siebie zwinnie szlafrok i będąc w samej piżamie podeszła do łóżka. Seweryn zbliżył się lekko przytulił ją i delikatnie pieścił plecy wsuwając żónie rękę pod koszulę. Złączeni w namiętnym pocałunku, wirowali chwilę niesieni przez gorące uczucie, aby w końcu wygodnie opaść na łóżko, miękkie jak puch.
Oni już dawno spali, leżąc koło siebie. Kiedy ich synek. Krystian, stał przy oknie i oglądał spadające płatki śniegu. Tarcza wiszącego na ścianie zegara była ciemna, jednak nie na, tyle aby nie można z niej było wyczytać, że jest już pierwsza w nocy. Krystian nie miał pojęcia o mających miejsce wydarzeniach z sypialni rodziców. Dla niego istotne było jedynie to, że dziś w nocy, uda mu się spotkać ze świętym Mikołajem. Chłopiec zakaszlał. Śnieg opadał swobodnie na skutą lodem taflę jeziora. Tam dziś dzieci bawiły się bez Krystiana. Chłopiec jest chory, nie mógł nawet obserwować rówieśników w ich zimowych igraszkach. Mama kazała mu leżeć w łóżku.
Teraz świadom tego, że rodzice śpią, synek stał bosy na chłodnej posadzce i spoglądał w mrok.
Nagle Krystian usłyszał brzdęknięcia odbijających się od siebie puszek!
To mechanizm, który miał go obudzić wtedy, kiedy Mikołaj wejdzie do pokoju. Maluch odwrócił się błyskawicznie widząc niezgrabną skuloną postać, całą pokrytą farbą o pastelowych kolorach. Sporo emalii znajdowało się na podłodze. Orgia jasnych kolorów oblepiała przybysza, wcale nie wyglądającego na świętego Mikołaja. W zasadzie, gość w ogóle nie miał wyglądu, oprócz miejsc, z których ściekała pigmentowa maź.
- Upss… - skomentował Krystian. Dopiero teraz zdając sobie sprawę, że puszki z farbami to nie najlepszy pomysł. Chłopakowi było głupio i w sumie cieszył się że na kolorową pułapkę złapał się kto inny, a nie święty ulubieniec dzieci. Skulona postać wyprostowała się ukazując swój pełen wizerunek. Pomijając jaskrawe kolory, jakie nadała postaci farba, gość posiadał szerokie, postrzępione skrzydła. Kilka piór znalazło się na podłodze, topiąc do barwnej mazi. Oprócz skrzydeł wystających z pleców gość był odziany w pofalowaną szatę, a głowę miał nakrytą kapturem. Bynajmniej nie wyglądała jak święty Mikołaj.
Jej świszczący oddech i wygląd twarzy bez wyrazu sprowokował Krystiana do zadania pytania, mimo lęku jaki wzbudzała groźna sylwetka:
- Kim jesteś?- Przelękniony z początku chłopak wskoczył na łóżko. Nie czuł już gorączki.
- Dobrą wróżką.- Odpowiedziała zaskoczona postać, zaskoczona pytaniem, ale i odpowiedzią, której bezsens zrozumiała po chwili. Poczuła jednak ulgę, że chłopak uwierzył:
- Po co tu przyszłaś?- Kolejne pytanie to kolejne zaskoczenie. „Wróżka” jeszcze nigdy z nikim nie rozmawiała, co znacznie utrudniało jej myślenie. Była niezwykle zestresowana, choć samo to, że ktoś reagował na to, co mówi było dla niej przyjemnym i nowym doświadczeniem.
- Bo nie chciałam, aby taki… chory i… miły chłopiec nudził się tu sam. – „Co ja gadam do cholery?”- Pomyślała postać dalej ciągnąc grę, dostając niemal zawrotów głowy. Chłopak nie dawał za wygraną.
- Wróżki nie mają skrzydeł, a napewno nie takie. Nikt Ci o tym nie powiedział? Czy inne wróżki się z ciebie nie śmieją?
- Eee – Gość szukała wyjścia z sytuacji. Jednak jedyne, co postanowiła to, że nie powie chłopcu prawdy, ale też przestanie kłamać. – Nikt się ze mnie nie śmieje, bo jeszcze nikt mnie tak naprawdę nie widział – Wyznała szczerze, problem swojego bytowania.
- Nikt cię nie widział? To ty też chyba jeszcze nikogo nie widziałaś? Ja jestem Krystian? Powiedz mi jak to jest jak nikt cię nie widzi? No i dlaczego się ukrywasz? Jak nie znasz nikogo to, kto nauczył cię mówić? Nie masz taty i mamy? Dlaczego tu przy…
- Ciiii…- Uspokoiła postać. Skrzydlata mocno się poirytowała tą ilością pytań: - Umiem mówić, ponieważ dużo słucham. Po prostu nie ukazuję się ludziom. Przyszłam tu, ponieważ co chwila odwiedzam jakiś ludzi. Lecz oni widzą mnie i natychmiast o tym zapominają.
- Jak to zapominają? Cały czas kogoś odwiedzasz i jeszcze nikt cię nie zapamiętał?
- Och mój chłopcze, zadajesz za dużo pytań. – Gość była już zdenerwowana. Tysiące lat doświadczenia, a tu mały chłopiec ją zagaduje. Te kilka minut rozmowy to jej pierwszy w życiu raz. Pierwsze razy nie trwają zbyt długo: - Robię się drażliwa. Dlatego zaraz się rozstaniemy, abyś już więcej nie napsuł.
- Przepraszam. – Skruszył się Krystian. Nie wiedział co zepsuł, ale było mu smutno że sprawił przykrość tej wróżce.
- Nie przerywaj mi! Ja jestem brakiem wrażliwości jestem bezwzględna. Chociaż…mnie nie ma. Jesteś pierwszym, który ma ze mną doczynienia. – Chłopak już nic nie zrozumiał z tego. Nie ma po co tłumaczyć dziecku sprawy, które zajmują życie filozofom.
- Przecież mówiłaś, że cały czas się z kimś spotykasz? Coś jest kłamstwem.
- Och, to nie kłamstwo, po prostu to wygląda jak kłamstwo, bo nie łatwo to nazwać słowami. Dopóki człowiek istnieje nie ma zemną nic wspólnego, a kiedy ja nadejdę to nie ma już człowieka. No…może za wyjątkiem Ciebie. Normalnie nie ma mnie ani dla żywych, ani dla umarłych! Z żywymi nie mam nic wspólnego, zaś, kiedy do nich przybędę ci drudzy już nie istnieją. Rozumiesz?
- Jesteś…Śmiercią? – Zawahał się chłopak i palnął pierwsze, co mu przyszło na myśl, lecz celnie trafiając w sedno.
- Tak. – Skwitowała to Śmierć bez ogródek. Cieszyła się z tego że ją zdemskowano i farsa dobiega końca.
- To nie prawda! – Zaprzeczył odważnie Krystian – Wczoraj na rekolekcjach, ksiądz powiedział nam, że nie ma śmierci. Ludzie nie umierają, więc to, co mówisz jest kłamstwem!
- Jak to nie umierają?- Zaśmiała się przeraźliwie Śmierć.- Więc niby, co robię od tysięcy lat?
- Bo ludzie kiedy są w ciałach, na Ziemi to wykorzystują swój Ziemski czas. A jak on się skończy to..to zlatuje Anioł i zabiera nas do nieba. Tak, więc nic się nie dzieje, tylko ciało jest pozbawione ducha, a duch ciała. Lecz duch żyje cały czas. – Krystian się przez chwilę zastanawiał czy nic nie pokręcił. – Skoro jest tak jak mówisz to, dlaczego jeszcze jestem w ciele? Czy jesteś aniołem?
Śmierć straciła nerwy i wyprostowała się w pełni, rozłożyła skrzydła i zrzuciła z siebie zaschniętą skorupę farby, ukazując swój ponury, zabójczy widok. Kiedy już została sama w pokoju, rzuciła wychodząc w kierunku łóżka:
- Na pewno nie jestem aniołem...
Odleciała dziwiąc się swoim ludzkim zachowaniem, zbyt ludzkim, które narodziło się w ciągu jednej rozmowy.
- Ciszej, nie tup tak. Obudzisz go!- Żaneta uspokajała męża niosącego na plecach paczkę „od Mikołaja”.
- Nie mogę się doczekać, kiedy Krystian wyzdrowieje i będziemy składać tę kolejkę.
- Seweryn! – Małżonka jeszcze raz uspokoiła partnera. Kiedy znaleźli się na piętrze, kobieta powoli nacisnęła na klamkę i pchnęła lekko drzwi.
Na widok leżącego bez ducha, na zimnej podłodze dziecka, z płuc matki rozległ się ogromny lament, o oddanie życia synowi. Paczka upadła z hukiem na podłogę, kolejka roztrzaskała się wewnątrz pudła. Krzyk rozdarł powietrze, serce Żanety przeszył ból. Szarpała zastygłe w bezruchu ciało dziecka, lecz nie wykrzesała zeń ani iskry życia. Lecz tej, która je zabrała, już tu nie było.
Epikurejski gość

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 4
- Rejestracja: wtorek, 20 czerwca 2006, 18:12
- Lokalizacja: Wratislavia
- Kontakt:

- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:












Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
