Skończone.. – wyszeptała do siebie białowłosa postać.
Podniosła się ze starego krzesła, które z ogromnym trzaskiem zaakcentowało powstanie właścicielki. Staruszka powędrowała do okna, odsunęła mosiężną okiennicę. Zaspane, blade słońce próbowało odgonić się od białych smug na niebie. Pierwszy promyk padł na przyjazną twarz pooraną licznymi rowkami, które odzwierciedlały posępne, życiowe doświadczenia. Kobieta gwałtownym ruchem otworzyła okno. Poranny wietrzyk zaczął tańczyć po całym pokoju przynosząc kojący zapach forsycji. Staruszka spojrzała na nowo uszyty szalik, który niczym żonkil spowity w złocistych snopach światła mienił się wszystkimi odcieniami żółci.
Szal, choć niezwykle gustowny, nie miał adresata. Córka kobiety, w dzieciństwie niezwykle piastowana, założyła własną rodzinę. Pomimo usilnych starań staruszki, jej pierworodna nie chciała utrzymywać stałych kontaktów z korzeniami własnego drzewa. Oddaliła się od przeszłości budując ogromną tamę, która zaczęła odcinać dopływ rzeki matczynej miłości do jej serca. Julia, bo tak nazywała się córka kobiety, stworzyła własne ognisko domowe, którego płomień podtrzymywali mąż oraz syn. Niestety, zabrakło miejsca dla wiernej babci..
Osamotniona staruszka każdy dzień przyjmowała tak samo. Patrzyła na świat, który wydawał się być skąpany w monotonii oraz bólu. Kontakty z córką i wnukiem z czasem zatarły się do sztucznych spotkań w święta. Kobiecina stale usiłowała przełamać oziębłą barierę zapraszając rodzinę córki na obiady czy też wieczorne spotkania. Jednak każde wyjście z inicjatywą spotykało się ze ścianą odmowy. Wytłumaczenia nieobecności były banalne, a zarazem żałosne tak bardzo, że łatwo było się domyśleć, że córce nie brakuje czasu lecz chęci na zjawienie się w rodzinnym domu.
Cała zawiesina wątpliwości rozpłynęła się wraz z donośnym wybiciem ogromnego zegara.
Staruszka wziąwszy szalik do ręki, powiedziała do siebie:
- „Przeznaczę cię dla biednych sierot.. Skoro nie dane mi będzie opatulać tobą mojego wnuczka, przydaj się jakiemuś pokrzywdzonemu przez los malcowi.”
To powiedziawszy udała się do najbliższej placówki pomocy dla osieroconych dzieci. Schodząc w dół po obdrapanej klatce schodowej minęła syna sąsiadki, świeżo upieczonego męża, który z przyjaznym uśmiechem podążał do matczynego domu. Przesuszona życiowym piętnem twarz staruszki nieznacznie posmutniała, kobieta przez lata nie mogła pogodzić się z życiem pozbawionym bliskości swej córki. Na zewnątrz rześki zapach traw pokrytych krystaliczną rosą mieszał się ze smogiem wydalanym przez auta. Mijając coraz to kolejne osoby, które wirowały pośród wtłoczonego między budynki zgiełku, traciła poczucie komfortu i bezpieczeństwa.
Niespodziewanie podszedł do niej młody chłopak, z grymasem wstydu pytając:
- „Pożyczy mi pani trochę pieniędzy?”
- „Powiedz mi chłopcze, co rozumiesz przez pożyczkę? Kiedy mi je oddasz? Chyba chciałeś mnie przekonać abym podarowała Ci parę monet, tak?” – odpowiedziała staruszka po czym marszcząc brwi spojrzała przenikliwie na chłopaka.
Kilka sekund później za plecami kobiety przemknęła nieznana postać, po chwili starsza pani poczuła mocne i gwałtowne szarpnięcie za rękę. Nim się spostrzegła, z torebką, którą ongiś miała na ramieniu uciekał nieznajomy nastolatek. Białowłosa dama natychmiast obróciła się w stronę młodszego chłopca, który prosił o pieniądze. Lecz ten biegł już u boku złodzieja, aby po chwili rozpłynąć się wraz z nim za rogiem. Kobietę, która domagała się odrobiny uwagi ze strony córki uderzyła błyskawica wściekłości oraz towarzyszący jej deszcz gorzkich łez.
Przygnębiona snując się bez celu postanowiła podzielić się ziarnem swej nostalgii ze swoją znajomą, której z pewnością nie można było zaufać, ponieważ niemal pewne było, że pozorna przyjaciółka podzieli się nowo nabytą osobistą wiedzą z innymi. Jednak babci chodziło jedynie o możliwość zwierzenia się jakiejkolwiek osobie.
Tymczasem dwójka chłopców po mozolnej ucieczce zatrzymała się za zaciemnionym winklem. Było to zaplecze jednego z osiedlowych sklepów – miejsce spotkań ludzi, którzy aby wyżywić rodzinę muszą maczać palce w szemranych interesach. Stawać się świadomymi przynętami, narzucać pęto na samych siebie by nie dać się zmiażdżyć totemowi głodu i ubóstwa. Przede wszystkim było to miejsce spotkań ojców nastolatków takich jak oni. Ludzie ze strachem przyjmowali społeczeństwo rodzin biednych. Nazywano je potocznie pijackimi. Nie wiedząc, że w świecie, w którym na niewiele zda się misternie utkana pajęczyna przyszywanych znajomości bardzo łatwo wpaść w paszczę nałogu. Oczywiście są tacy, którzy w ten nałóg chcą wpadać z własnej nieprzymuszonej woli i jest to niestety większość. Z różnych pobudek rujnują swoje i czyjeś życie oraz własne ciało, efekt widoczny jest co rano pod małymi, miejscowymi sklepikami…
***
- „Pokaż, no pokaż co tam mamy!” – rzekł pospiesznie młodszy z chłopców.
Najwyraźniej fakt, w jaki sposób zdobył torebkę staruszki był dla niego nieistotny. Jednak wyrzuty sumienia mają to do siebie, że pojawiają się już jakiś czas po karygodnym uczynku.
- „Chyba chciałeś zapytać co JA tam mam. W tym momencie możesz odejść z niczym lub odejść z kilkoma siniakami, co wybierzesz?” – mówiąc to z nienaturalnym spokojem, nachylił się nad malcem najwyraźniej czekając na odpowiedź.
Zastraszony chłopiec milczał. Rozglądał się przestraszony. Jego sięgające ramion hebanowe włosy, unosiły się niczym marionetki w rękach wiatru. Duże, paciorkowate oczy bacznie obserwowały agresora czekając na najmniejszy ruch. Trwający już dość długo impas przerwał skowyt miejscowego pijaka, który zataczając się rozmawiał sam ze sobą. Mały chłopiec błyskawicznie wykorzystał moment dezorientacji i chwytając za torebkę rozpoczął desperacką ucieczkę. Zaczął biec z lekką ulgą, że przechytrzył współtwórcę złego uczynku. Wiatr delikatnie muskał jego uradowaną twarz. Nim się spostrzegł zza jego potylicy zaczęła wysuwać się ręka, która następnie złapała go za ramię i mocnym szarpnięciem przewróciła w tył. Goniący go nastolatek wyrwał mu kradzioną torebkę i sprzedał kilka kopniaków…
- „Co to ma być? Ty chcesz w tym chodzić? Za kogo mnie masz?” – wykrzyczał donośnym i srogim głosem hardy ojciec chłopaka. Jego przenikliwe spojrzenie idące w parze ze specyficznie zmarszczonymi brwiami powodowały, iż tylko najodważniejsi byli w stanie spojrzeć mu w oczy, gdy był zdenerwowany.
- „Znalazłem go, jest bardzo ładny. Nie wiem dlaczego miałbym nie nosić go zimą?” – wybełkotał chłopak, ledwo słyszalnym głosem.
- „Myślisz, że jesteśmy żebrakami?! Nawet, jeśli nie powodzi nam się najlepiej nie będziesz nosił znalezionych byle gdzie łachów. Godność i honor to rzeczy najważniejsze, dlatego nie chodzisz po śmietnikach, dlatego nie żebrzesz o jedzenie!” - odpowiedział mocno wyprowadzony z równowagi ojciec – „Masz iść i to wywalić! Mój dom to nie złomowisko!” – dodał.
Chłopak nie powiedział nic. Wyszedł z pokorą z domu. Na prowizorycznym podwórzu, gdzie soczystą trawę zastępuje żwir. Poskładał szalik na równe części po czym wrzucił go do pojemnika na odzież używaną. Stał przez jakiś czas w miejscu, a ponad nim były bloki pochylone. Pomalowane mury, które jedni nazywają aktem dewastacji, a drudzy elementem miejskiej kultury. W tle biegające małe dzieci, które każde wakacje spędzają tak samo. Małe osiedla to miejsce walki poglądów: młodość, której nie zawsze towarzyszą przemyślane czyny oraz pierwotni mieszkańcy, których twarze to nic innego jak monolity, na których wymalowano niegdysiejsze troski. Wokół ludzie, którzy choć inni to wszyscy tacy sami, chociaż ich zachowania i nawyki różnią się to wszystko sprowadza się do tego samego priorytetu. Na morzu świec, które jest odbiciem naszej przeszłości i początkiem przyszłości, można dryfować bez kontroli w nieznane, płynąć z nurtem teraźniejszości oraz być strumykiem, który spływa pod ziemie…
Wszystko wskazywało na to, że zbliża się koniec wędrówki szalika, jednak stało się inaczej.
Pewien uliczny poszukiwacz skarbów wygrzebał szalik z kontenera, po czym uznał go za nieprzydatny i porzucił gdzieś w centrum miasta…
***
- „Hej spójrzcie! Ktoś zgubił szalik!” – zaakcentował żartobliwie modnie ubrany nastolatek.
Jeden z przyjaciół, z którymi był chłopak zaczął kopać szal, a delikatny wietrzyk unosił go lekko ponad ziemię.
Trójka kolegów bawiła się tak przez znaczny odcinek drogi. Kiedy zrobiło się późno i nadszedł czas rozstania, znalazca obdarzony bogatą wyobraźnią postanowił zatrzymać przedmiot.
Gdybym był zwolennikiem dzielenia ludzi na klasy społeczne, to jego rodzinę uznałbym za co najmniej bogatą w pieniężnej hierarchii. Bogatą, nie oznacza szczęśliwą. Albowiem jedynie nieliczni oszuści zdołali wzbogacić się nie pracując ciężko. W codziennych realiach ciężka praca wytłoczona jest tak, jak godło na monecie. Aby móc zbierać, trzeba siać, aby siać trzeba mieć ziarno. Człowiek stara się zapanować nad pieniądzem, lecz dzieje się zupełnie odwrotnie. Z drugiej strony czy można być szczęśliwym bez funduszy w świecie, kiedy zdradziecki odgłos pełnej sakwy zaczyna zastępować śpiew ptaków?
Chłopak przekręcił klucz. Mieszkanie stało otworem. Puste, ale przez lata zdążył się do tego przyzwyczaić. Usiadł na wygodnym fotelu i zaczął wspominać. Przypominał sobie jak w dzieciństwie siedział na niewielkim krześle i wpatrywał się na pejzaż ścienny. Przenosił się do czasów kiedy ściany jego pokoju pokrywała monotematyczna tapeta, a wokół panował nadmiar wolnego miejsca. Przed oczami miał zdjęcia siebie ubranego w prosty sweter, liczne podróże w niewygodnych pociągach bez siedzących miejsc. Zadumę przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Do domu weszli rodzice. Ojciec przekraczając próg przez przypadek trącił zdjęcie z wakacji bieżącego roku. Słoneczny Kołobrzeg zastąpiła słoneczna Dominikana. Skromny pensjonat przeobraził się w pięciogwiazdkowy hotel. To nie był powód do smutku, lecz jak najbardziej do ogromnej radości. Sprawę utrudniał fakt, że to co kiedyś było marzeniem teraz stało się rutyną. Radość z prostych upominków zaczęła maleć, czasami była wręcz sztuczna.
- „Czyj ten brudny szalik, synu?” – spytał zdziwiony ojciec.
- „Znalazłem go na ziemi.” – w momencie, gdy wypowiedział te słowa, drugi rozmówca okazał dezaprobatę na swej twarzy.
- „Po co przynosisz do domu rzeczy z ulicy? Nie wiadomo kto to miał i co z tym robił.” – rzekł dosadnie tata chłopca.
Ten przez chwilę nie mówił nic najwyraźniej wahając się czy drążyć temat dalej czy ulec ojcu. Szalik był w tym wypadku tylko symbolem, sprawa miała głębszy sens. Ostatecznie postanowił posłuchać ojca i odpowiedział:
- „Dobrze.. Wyrzucę go. Ale chodź ze mną, bo i tak mamy przecież jechać na zakupy.”
Jak powiedział, tak zrobił. Chłopak postanowił wrzucić szal do znanego już Wam pojemnika na odzież używaną. Podczas gdy szedł z ojcem w stronę sklepu tata powiedział:
„Po co to niesiesz? Wyrzuć to gdzieś w krzaki, nie będziemy nieśli jakiegoś śmiecia.”
Nastolatek chciał być posłuszny, spojrzał zmieszany na żółty szalik, po czym cisnął nim w bliżej nieokreślony krzew.
Ojciec pozbawił kogoś pomocy, na którą sam kiedyś liczył. Kazał pozbyć się rzeczy, która ongiś mogła wydać się dla niego ważna. W całym wirze pracy, w pogoni za dobrobytem czas, który powinien być poświęcony dla najbliższych zaczął uciekać mu przez palce. Dobro, którym chciał otoczyć ważne dla siebie osoby zostało zawalone stertą dokumentów.
Pamiętajmy jednak o tym, że nie można wiecznie rozpamiętywać tego, co działo się kiedyś. Gdybyśmy to robili to snulibyśmy się pomiędzy uliczkami wciąż przeżywając te same bóle.
Przeszłości nie należy rozpamiętywać, należy jedynie mieć ją na uwadze.. Jeśli spakujemy to, co było kiedyś do szczelnej walizki, to dodamy sobie obciążenia w podróży do szczęścia i spokoju. Nasze zamknięte doświadczenia staną się dla nas udręką..
Nie bójmy się otworzyć naszego bagażu, bo kto wie co w nim znajdziemy?
Może skrzydła? Może tak poszukiwane szczęście? A może łzy..
Warto próbować i warto pamiętać..
A co się stało z żółtym szalikiem?
Nosi go postać znana wszystkim. Postać, której cień majestatu zakrywa nawet najgorsze zło. Żółty szal nosi osoba, która jest w stanie podarować nam życie.
Ów przedmiot dzierży Stwórca, który utkał go rękami staruszki ze złotych nici ludzkich losów..
Więc nie pozwólmy aby nasz własny szalik przetoczył się przez nasze życie niezauważenie…
Historia żółtego szalika

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 9
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 19:26
- Lokalizacja: Częstochowa
- Kontakt:
Historia żółtego szalika
"W domach z betonu, nie ma wolnej miłości..."

- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:















Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
