To pierwszy rozdział opowiadania który leży już jakiś czas na moim dysku i nie wiem czy kontynuować jego pisanie. Wszystko zależy więc od Was .
I.Umieranie jest sztuką
Pogrzeb był zwykły, zwyczajny. Nazbyt przyćmiewał normalnością całą egzystencję grzebanego właśnie człowieka. Deszcz powoli skraplał się w rowkach garnituru w który przybrany był człowiek w trumnie. Tak sobie zażyczył, zupełnie jakby wiedział że nie zostało mu dużo czasu, poprosił o to by jego pogrzeb odbył się w deszczu. To wykluczało obecność tych którzy byli po prostu ciekawi jego osoby. Przybyli więc tylko najbliżsi przyjaciele i najwięksi wrogowie, poza nimi był jednak jeden obcy. Nikt ze zgromadzonych go nie znał, podejrzewano że może to być jakiś daleki krewny bądź ukrywany od dzieciństwa, przed opinią publiczną syn nieboszczyka, jednak rozwiano te teorię gdyż nie można było odnaleźć absolutnie żadnych podobieństw pomiędzy tym dwojgiem. Obcy wyglądał młodo, niektórzy wątpili nawet czy jest w ogóle pełnoletni choć inni zbywali to bo sądzili że wyraz zacięcia na twarzy i obojętna na świat mina świadczą o wielu trudnych przeżyciach i pewnym doświadczeniu, a przecież niemożliwym jest by tak młody mężczyzna posiadał tak bogaty bagaż złych wspomnień. Wątpliwości, jak sądzili obecni, rozwiewały także całkowicie głęboko osadzone, szare jak popiół i matowe, jakby martwe oczy. Nikogo z nich nieznajomy, nawet nie zaszczycił spojrzeniem, ale i tak zebrani wiedzieli że gdyby to zrobił zapewne spuścili by wzrok. Niewyobrażalne było bowiem patrzeć w te dwa, przesiąknięte czystą nienawiścią a jednocześnie wielkim opanowaniem i szczerym smutkiem oczodoły, dłużej niż kilka sekund. Lekki, młodzieńczy zarost na brodzie kłócił się z tą mroczną kompozycją, jednak nikt nigdy nie zwrócił uwagi na ten szczegół bo skutecznie odstraszała od tego jego aparycja i pewność siebie, wyrażana w każdym ruchu. Ceremonia pogrzebowa powoli dobiegała końca, wynajęty kleryk kazał zamknąć ciało wiekiem trumny i rozpocząć opuszczanie jej w głąb wykopanego dołu. Gdy parobkowie osadzili ją na dnie, mężczyzna na którego teraz wszyscy zwrócili wzrok, podszedł do dziury w ziemi, wyjął z kieszeni czarnych, skórzanych spodni małą buteleczkę i wylał jej zawartość do środka. Ksiądz który już powoli odchodził do podstawionego samochodu by skryć się przed deszczem, przystanął i wraz z resztą zebranych ludzi obserwował w osłupieniu czynności jakie począł wykonywać nieznajomy. Po opróżnieniu butelczyny, sięgnął za poły czarnej marynarki i szybkim ruchem dorzucił do wnętrza grobu jakiś błyszczący przedmiot. Robotnicy w tym czasie chcąc skończyć pracę, zaczęli nakrywać brązową skrzynkę, jednak musieli zaprzestać w momencie gdy ze środka buchnął niebieski płomień a zaraz po nim wydostał się stamtąd niesamowicie czarny dym. Kapłan drżąc, padł na kolana wprost w błoto, chwycił swój krzyż zawieszony na szyi na srebrnym łańcuszku i zaczął się pośpiesznie i nieskładnie modlić, w kącikach oczu pojawiły się łzy. Pozostali ludzie wpadli w panikę. Biegali we wszystkie strony i wpadali na siebie nawzajem, jedna staruszka przewróciła się i teraz leżała twarzą w szlamie dusząc się. Nikt nie próbował jej pomóc. Dwójka roślejszych mężczyzn skoczyła w kierunku młodziana na co ten zareagował dosyć niecodziennie. Spojrzał na nich, wyciągnął jedną rękę a z koniuszków jego palców zaczął sączyć się żywy ogień. Dwójkę odważnych sparaliżował strach, przerażenie wbiło ich w ziemię tylko po to by płomienie, od których się momentalnie zajęli, zmusiły ich do panicznego biegu. Wrzaski było słychać w całej okolicy, trwały one długo, ból i rozpacz w nich zawarte dało się wyczytać bez specjalnego wsłuchiwania się. Dzień dla młodego adepta sztuk tajemnych, zapowiadał się nad wyraz wspaniale. Krople deszczu wokół niego parowały nim zetknęły się z celem, breja z wody i ziemi pod jego stopami momentalnie twardniała tworząc popękane grudy. Powoli w pobliżu cmentarza dało się słyszeć syreny pierwszych radiowozów, nowicjusz nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Patrzył jak uciekają ostatni z żałobników, po czym wrócił nad już lekko przysypany ziemią grób. Spojrzał w dół ale ciała nie było. Nie przestraszył się jednak w jego głowie poczęła kołatać myśl, „Coś poszło nie tak”.
Wtem zza jednego z większych nagrobków wychynął po cichu, jeszcze przed chwilą całkowicie martwy, staruszek w umorusanym błotem garniturze.
- Wszystko w porządku młodzieńcze. Jak widzisz jestem tutaj i czuję się całkiem dobrze. Niezły jesteś muszę przyznać. To twój pierwszy raz, hę? To miała być twoja próba? - Lekko oniemiały, młody mag spojrzał na starego.
- Tak, Mistrzu… Ale… jak? Skąd? Przecież…
_ Co, za wcześnie wstałem, hę? – Wtrącił mu się w słowo magus. – Chciałeś się jeszcze trochę pobawić, hę? Mam więc dla ciebie złą wiadomość młody przyjacielu. Musimy już iść. – Zobaczył lekko skwaszoną minę młodego i zaśmiał się.
- Ha! Wy młodzi zawsze myślicie tylko o tym, niestety jednak niewinne dziewice i płonące zwłoki musza trochę poczekać, hę?
- T… Tak Mistrzu. – Entuzjazm młodego maga wyraźnie zgasł.
- Nie przejmuj się. Kiedy już zostaniesz przyjęty do Kasty, a po tym co tu dziś zrobiłeś jest to bardzo prawdopodobne, to sam będziesz zmógł decydować jak spożytkować swoje umiejętności. – Po chwili zastanowienia dorzucił.
- No przynajmniej ich część, wiedz bowiem że Skrybowie nie tolerują marnotrawienia potencjału magii a w dzisiejszych czasach jest to praktykowane wszem i wobec. – Spojrzał spod ukosa na swego nowego towarzysza.
- A ty, coś mi się zdaje jesteś rozsądnym, młodym człowiekiem, hę? – Rozsądny, młody człowiek tylko pokiwał energicznie głową. Widać perspektywa zostania członkiem Kasty trochę go otrzeźwiła. Ruszył za ożywionym magiem w stronę grobowca i zdał sobie sprawę że przestał słyszeć sygnały radiowozów. Miał zamiar zwrócić na to uwagę, jednak starzec odczytał jego myśli szybciej niż on sam.
- Nie pytaj o to, i tak nie odpowiem. Nie jesteś jeszcze wystarczająco dobry w Starym Rzemiośle by zadawać mi pytania. Chyba że inaczej sądzisz, hę? – Adept tylko westchnął i skinął głową.
- Dobrze, szybko się uczysz, będzie coś z ciebie, zastanawiam się tylko co, hę? – Zaśmiał się ze swojego słabego dowcipu, po czym wskazał młodszemu z towarzystwa wejście do grobowca które nagle ustąpiło.
- Zobaczymy się później młodzieniaszku, teraz idź. Czekają już na ciebie. Nie chcesz chyba denerwować Skrybów, hę? – Po tych słowach, przyszły magin, wszedł przez betonowe odrzwia w głąb ciemnego korytarza. Brama z hukiem opadła, za nim jak i przed nim był już tylko mrok.
Nowy Początek Magii
-
- Pomywacz
- Posty: 22
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2011, 23:00
- Numer GG: 41736694
- Lokalizacja: Ciemno tu...
Nowy Początek Magii
"Zobaczyć i nie zrozumieć - to dokładnie to samo, co wymyślić."
- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:
Re: Nowy Początek Magii
Ogólnie nie ma tragedii, ale całość trochę drewniana.
Fabuła trochę mało wiarygodna, zaś całość za krótka na wystawianie jakichś bardziej rozbudowanych opinii.
Masakra przecinków.
3, na zachętę.
Fabuła trochę mało wiarygodna, zaś całość za krótka na wystawianie jakichś bardziej rozbudowanych opinii.
Masakra przecinków.
3, na zachętę.
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
-
- Pomywacz
- Posty: 22
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2011, 23:00
- Numer GG: 41736694
- Lokalizacja: Ciemno tu...
Re: Nowy Początek Magii
Drewniana... Tak, z tego akurat zdaję sobie sprawę. Mam jeszcze słabo wyrobiony styl i piszę, wszystko zbytnio udziwniając. Co do przecinków... stawiam je tam gdzie mi się akurat o nich przypomni A fabuła z założenia ma być niewiarygodna Dzięki wielkie, nie spodziewałem się, że da się to ocenić na 3
"Zobaczyć i nie zrozumieć - to dokładnie to samo, co wymyślić."