Skoczek
Niebo zaszło czarnymi chmurami przynoszącymi małej wiosce u podnóża góry ciemność w środku dnia. Ludzie wyszli ze swoich domów, aby zobaczyć, co się dzieje. Nie spostrzegli, że wszystkie zwierzęta w popłochu uciekały z osady. Stopniowo wzmagał się wiatr, zaczął padać deszcz. Zaniepokojeni ludzie wrócili do mieszkań.
Późno usłyszeli tętent kopyt. Samotny jeździec równym tempem zbliżał się do wioski.
Wędrowiec, który trafiłby w to miejsce, zastałby zgliszcza. Zrujnowane domy, rozkładające się szczątki ludzi, powyginane stare tory kolejowe. Zastałby obraz zniszczenia.
***
- Obawiam się, że zniszczona została kolejna osada – powiedział Everet, premier Etranii.
- Nie możemy pozwalać sobie na takie straty. Zbyt cierpi na tym nasz budżet – dodał Bergman, minister gospodarki narodowej. – Musimy znaleźć przyczyny tych tragedii i definitywnie to skończyć.
- Czy nie ocalał nikt, kto mógłby rzucić na tę sytuację trochę światła? Ktoś musiał to przeżyć – wtrącił się szef wywiadu, Bovian.
- Choć może to wydać się Panu nieprawdopodobne, z tych wszystkich zniszczonych miejscowości nie ostał się nikt – rozwiał jego nadzieje Bergman. – Nie znaleźliśmy nikogo.
- Jedyną opcją, jaką uznaję za stosunkowo realną, jest niezwykle skuteczna grupa bandytów. Z dostępem do najnowocześniejszej broni. Czołgów parowych. Karabinów. Transporterów opancerzonych. I poruszają się niezauważenie. I nie zostawiają śladów. Do diabła, przecież to nie duchy! – przedstawił swój punkt widzenia generał Elmoore, naczelny dowódca sił zbrojnych Etranii. Nie pasował do stereotypu wysoko postawionego wojskowego. Był szczupły, niezbyt barczysty; tak jak wszyscy jego poprzednicy posturą przypominali niedźwiedzie, tak on przywodził na myśl raczej lisa. Swoją pozycję zdobył nie umiejętnościami walki, a geniuszem taktycznym i strategicznym; choć nie miał wielu okazji do popisania się nim – przez większość jego życia w kraju panował pokój. Teraz miał okazję do sprawdzenia się w poważnej sprawie.
- W zasadzie nie można wykluczyć możliwości, że stoją za tym duchy. Rozumiem, że myśli pan w sposób racjonalny, jednak proszę nie zapominać, że przez długi czas głównym wyznacznikiem potęgi była magia i wszystkie jej pochodne. Technika dopiero niedawno zaczęła się liczyć – powiedział Fimwell, starzec siedzący nieco na uboczu. Odkąd Etrania skupiła się na rozwoju technologicznym, pozycja Najwyższego Maga straciła na znaczeniu. Jego rola skupiała się do reprezentowania strony magicznej w rządzie. Czasem jednak miał coś ciekawego do powiedzenia.
- Słusznie, musimy rozpatrzyć każdą możliwość – odparł Everet. – Jednak – popraw mnie, jeśli się mylę – duchy nie łączą się w grupy. Działają w pojedynkę. Tyle wiedzy na temat magii jeszcze mam.
- Muszę przyznać ci rację – potwierdził Fimwell.
- Zatem, przy założeniu, że przyczyną naszych nieszczęść jest duch, musi on być niezwykle potężny. Zwykła niespokojna dusza nie byłaby w stanie dokonać tak wielkich szkód, mam rację?
- Cóż, tak.
- Tutaj już muszę zdać się na ciebie. Czy istnieją tak potężne duchy?
- Największą mocą dysponują duchy zemsty, i w zasadzie byłyby w stanie dokonać aż tylu zniszczeń. Jednak koncentrują się one tylko i wyłącznie na pomszczeniu własnej krzywdy i całą swoją złowrogą moc kierują przeciw sprawcy tej krzywdy. Najczęściej jest to jedna osoba, czasem jakaś grupa, ale nie wyobrażam sobie zemsty na taką skalę. Jestem pewien, że musimy odrzucić tę możliwość.
- To nie duch, prawdopodobnie to nie grupa ludzi, więc co? – spytał Bovian.
- Obawiam się, że teraz powinniśmy się skupić na tym, jak to powstrzymać, a nie co próbujemy powstrzymać – powiedział premier.
- Jak mamy zatrzymać coś, o czym nic nie wiemy? Najpierw trzeba poznać wroga, żeby skutecznie z nim walczyć – stwierdził generał Elmoore.
- A jeśli nie da się dowiedzieć czegokolwiek, to pozostaje tylko siedzieć z założonymi rękami, tak? – z lekkim oburzeniem odparł Bergman.
- Spokojnie, panowie. W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Może właśnie to, że nic o nim nie wiemy, to potrzebna nam wiedza? Skoro nie chce nic o sobie wyjawić, to może jest tchórzliwy. Jeżeli jest tchórzliwy, to znaczy, że nie jest silnym przeciwnikiem. Jeśli nie jest silny, możemy go łatwo pokonać – wyraził swoją opinię Fimwell.
- Przyjmując, że twoja dedukcja jest poprawna, to pozostaje problem znalezienia tego czegoś, czymkolwiek jest – odpowiedział Everet.
- Moment! Czy na podstawie jednej teorii maga macie zamiar budować od razu cały plan? Macie zamiar atakować nieznane z założeniem, że jest słabe? Coś, co bez większego problemu zniszczyło kilkadziesiąt wiosek...
- Właśnie generale. Zniszczone zostały tylko niewielkie wioski, które nie miały najmniejszych szans stawienia oporu czemuś więcej, niż stadko wilków. To kolejny argument przemawiający za tym, że nasz przeciwnik nieudolnie próbuje ukryć swoje słabości.
- Czy wyście wszyscy powariowali? Na początku posiedzenia szukaliście sposobu jak pokonać nietykalnego, niewidocznego wroga, a teraz zastanawiacie się tylko, jak go znaleźć? Pomyślcie lepiej czy go powiesić czy ściąć! – Elmoore przestawał panować nad swoimi emocjami.
- Wiecie, coś w tym jest – poparł go Bovian. – Ukazanie fałszywych słabości jest dobrą metodą na uśpienie czujności wroga. Skąd mamy wiedzieć, czy właśnie nie jest to stosowane przeciwko nam?
- Dobra, faktycznie, pomysł z założeniem słabości wroga był chybiony. Teraz musimy znaleźć sposób na przewidzenie kolejnego ruchu i go uprzedzić. Będziemy czekać na naszego tajemniczego przeciwnika... Z jak największymi siłami – podsumował dyskusję premier.
***
Z analiz dostępnych informacji wynikło, że przeciwnik porusza się cały czas na północ, w linii prostej, nie zahaczając o wioski leżące dalej niż 2 kilometry na zachód lub wschód. Zniszczeń dokonał już w dwóch prowincjach; ostatnio zrujnowana wioska należała już do kolejnej. Wojskowi uznali, że można się spodziewać kontynuacji tego marszu, więc w niedługim czasie zmobilizowano całą armię i wysłano ją na przypuszczalne miejsce ataku. Jako że w pobliżu nie było żadnego fortu, w którym żołnierze mogliby dłużej odpierać atak, musieli oni rozbić obozowisko, które nie dawało wielkiej premii defensywnej w razie natarcia wroga. Jednak w miarę możliwości stworzyli prymitywne fortyfikacje. Magowie, wciąż wchodzący w skład armii, byli w ciągłej gotowości, w razie zagrożenia mogli natychmiast stworzyć barierę magiczną. Oficerowie bezustannie krążyli po obozie podnosząc morale wojsk. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
***
Tymczasem, w tawernie leżącej w wiosce niedaleko obozowiska armii, troje ludzi prowadziło dyskusję.
- Chcesz nam powiedzieć, że tylu zniszczeń dokonała jedna istota? Przecież to absurd.
- Znajdź mi lepsze rozwiązanie, a stawiam ci kolejne piwo – powiedział młody, ciemnowłosy mężczyzna. Nosił długą, czarną szatę i miał równo przystrzyżoną, krótką brodę.
- Oddział... Zmotoryzowanych gigantycznych ważek?
- Pożegnaj się z darmowym piwem. Czy zawsze musisz wpadać na tak absurdalne pomysły?
- Grupa magów – wtrącił się do rozmowy trzeci mężczyzna, w podeszłym wieku, ale dobrze zbudowany, w zręcznie wykonanej zbroi, z mieczem u pasa. – Grupa doświadczonych magów z dobrą strategią działania. Co ty na to?
- Bardzo dobra idea! Ale moja teoria jest oczywiście lepsza – nie myślałeś chyba, że za nic postawię komuś piwo?
- No tak, można się było tego spodziewać. Nigdy nie robisz nic bezinteresownie – skwitował zwolennik pomysłu o wielkich owadach. Był to trzydziestoletni mężczyzna, z długimi włosami, w płaszczu sięgającym mu do kolan. – Zakładając, że się nie mylisz...
- Nigdy się nie mylę.
- Zakładając, że się nie mylisz, po co nam to powiedziałeś? Czy liczysz, że nas to zainteresuje?
- Prawdę mówiąc, tak.
- I masz rację! Trzeba wytępić całe zło! – z entuzjazmem wykrzyknął rycerz.
- Steen, fanatyku, spokojnie. Ale w sumie można się tym zająć. Zawsze to okazja do treningu, co nie?
- Chwila, czy ja mówiłem o zabiciu go? Wiecie ile przydatnych informacji może mieć? Pomijając fakt, że najprawdopodobniej to istota nadprzyrodzona, to jest do schwytania jak każda inna.
- Słuchaj, Leoric, wiemy doskonale, że gdyby diabeł zaoferował ci moc za zjedzenie uszu trzech małych dzieci bez odcinania ich, zrobiłbyś to bez wahania, ale jak coś niszczy wioski i zabija ludzi hurtowo, to przede wszystkim trzeba się tego pozbyć. Kiedy indziej znajdziesz okazję do wyświadczenia przysługi złu – odpowiedział Steen.
- Ech, po co ja wam to w ogóle mówiłem? Trudno, może i macie rację.
Nagle do karczmy wpadła rozhisteryzowana kobieta.
- Van Ritz! Frank van Ritz! Dawać mi go tu natychmiast! Mam z nim sprawę do załatwienia – krzyczała.
Frank pospiesznie dopił swoje piwo i nasuwając kapelusz głębiej na oczy, zwrócił się do towarzyszy:
- Chłopaki, zmywamy się. Chyba wczoraj zostawiłem coś u tej pani. Nie chce mi się czekać dziewięciu miesięcy na odbiór.
W drugim końcu tawerny nagle wybuchł mały pożar, co wprowadziło chaos potrzebny do dyskretnego wymknięcia się z karczmy.
***
Nad obóz napłynęły czarne chmury, z których po krótkim czasie spadł obfity deszcz. Silny wiatr zaczął wyrzucać w powietrze słabiej przymocowane namioty. Żołnierze z zaniepokojeniem wyszli obserwować te nietypowe zjawiska przyrodnicze.
Nie zauważono, że zwiadowcy nie zdali raportu w określonym czasie. Nikt nawet nie zauważył, że zwiadowcy nie pojawili się w obozie. Wszyscy byli zajęci gaszeniem nagle zapalających się namiotów, zamieszanie wzbudziły nagłe zgony niektórych żołnierzy. Magowie nie byli w stanie rzucić najprostszego czaru, strzelcy wbrew własnej woli strzelali do towarzyszy, piechurzy nabijali się na własne miecze.
W krótkim czasie obozowisko zmieniło się w cmentarz. Wszędzie leżały mniej lub bardziej okaleczone zwłoki, resztki spalonych mimo deszczu namiotów rozwiał wiatr. Nikt nie ocalał.
Kilka minut później przez to miejsce przejechał samotny jeździec.
***
Troje awanturników, uciekając przed rozwścieczonymi mieszczanami, trafiło do miejsca, które niedawno zostało nawiedzone plagą zniszczenia. Natychmiast zapomnieli o złym tłumie, który zresztą został daleko w tyle, i skupili się na analizowaniu sytuacji.
- Najwyraźniej cała ta cała armia została zniszczona. Ot, tak sobie. Nie zniszczona przez kogoś, tylko po prostu zniszczona. Można rzecz, że po prostu każdemu z tych... Kilkunastu tysięcy ludzi w tym samym momencie zdarzył się nieszczęśliwy wypadek – orzekł Leoric.
- Tak, zwykły przypadek. W końcu codziennie zdarzają się własnoręczne obdarcia ze skóry, spowodowane przeważnie jedną małą pchełką, która przez przypadek nas właśnie wybrała na cel – skomentował Frank.
- Nie wierzę, nikt, zupełnie nikt nie przeżył – powiedział Steen wracając z szybkiego rekonesansu. Na twarzy malowało mu się zdumienie, szok niemalże.
- Oczywiście teoria zbiegu zbiegów okoliczności jest bardzo mało prawdopodobna. Co więc zostaje?
- Ta twoja apokaliptyczna wizja, niestety.
- Tak! To, co stało się tutaj, miało miejsce niedawno. Zatem nasz cel musi być dość blisko. Jeśli szybko wyruszymy, powinniśmy go niedługo dopaść.
- No, skoro już tu jesteśmy, to możemy go poszukać. Co nam szkodzi, pomijając fakt, że istota, którą ścigamy bez najmniejszych problemów zniszczyła wielotysięczną armię? Dalej, jazda, do roboty! – z entuzjazmem zareagował Frank.
- Dobra, znajdźmy go i zniszczmy – dodał Steen.
- Idziemy na północ, panowie. Po stanie zwłok wnioskuję, że właśnie w tamtym kierunku udaje się nasz cel.
Wyruszyli.
***
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie nasze wojska zostały zniszczone? Czy ty robisz ze mnie głupca? Przecież to niemożliwe – generał Elmoore z niedowierzaniem przyjął wiadomość o klęsce. – Zniknij mi z oczu, natychmiast!
Powolnym krokiem, z opuszczoną głową udał się do Sali Obrad. Nie miał pomysłu, jak przekazać tę tragiczną dla nich wieść. Jeżeli to się rozejdzie, to nawet jeśli ten tajemniczy przeciwnik nie zniszczy całej Etranii, to wrogie państwa natychmiast uderzą na tak osłabiony kraj. Nawet najdrastyczniejsze działania Boviana nie przyniosłyby efektów.
- Moi drodzy, dostałem raport z pola bitwy.
- I jak? Czy udało się pokonać wroga? Jakie ponieśliśmy straty? – szybko zapytał Bergman.
- To jest gorsza część tej wiadomości. Cała nasza armia została zmieciona z powierzchni ziemi. Nie przeżył nikt, kto mógłby zdać nam relację. Obawiam się, że jesteśmy zgubieni.
- Jesteśmy w bardzo niekorzystnej sytuacji i musimy działać szybko, jeśli chcemy ocalić nasz kraj. Natychmiast wydać rozkaz zamknięcia granic; nikt nie ma prawa opuścić państwa. Ewakuować wszystkie wioski, które mogą być kolejnymi celami. Nawiązać kontakt z Saltanglią, mamy z nimi najlepsze stosunki, musimy liczyć na ich pomoc. Nie ma chwili do stracenia, musimy działać – premier Everet wykazał się dużą trzeźwością umysłu, a jego rozporządzenia – jak się później okazało – wydźwignęły Etranię z kryzysu.
***
- Mam do was małe pytanie: czy wy też źle się czujecie?
- Jeśli chodzi o mnie, to gorzej czułem się tylko po weselu mojego brata. Moja wątroba od tamtego czasu nie jest taka jak kiedyś – odpowiedział Frank.
- Ja też marnie się czuję – ale to znak, że jesteśmy już blisko niego. Musimy wytrzymać, panowie. To w ważnej sprawie – powiedział Leoric.
Po kilku kolejnych minutach jazdy i narzekania w oddali zobaczyli sylwetkę jeźdźca. Ta świadomość dodała im sił i mimo coraz gorszych zawrotów głowy przyspieszyli.
- Masz tego swojego Jeźdźca Apokalipsy. Teraz zdradź nam swój plan, jak mamy go schwytać?
- Spokojnie, po co ta nerwowość w głosie? Wszystko mamy pod kontrolą...
- Jasne, na Boga! Ledwo trzymamy się na nogach, głowy nam pękają od szatańskiej energii tego jeźdźca, a ty nam mówisz, że wszystko pod kontrolą? Czy ty wiesz, co znaczy zdenerwowany rycerz? – mówiąc to Steen zaczął sięgać po broń.
- Czekajcie, to jego moc tak na was wpływa! Oczyśćcie swoje umysły i uspokójcie się. Siłę zachowajcie na walkę z nim – widząc zły obrót spraw Leoric próbował przemówić im do rozsądku. Jednak wszystko na nic...
Steen, w przypływie gniewu, uniósł swój miecz i uderzył nim Leorica, pozbawiając go lewej części ciała, a chwilę potem życia. Frank instynktownie, błyskawicznym ruchem wydobył spod płaszcza rewolwer; wystrzelona z niego kula przeszyła głowę Steena na wylot. Potem, nie panując już nad sobą, pozbawił życia wszystkie trzy konie. Po zabiciu ostatniego odzyskał świadomość, ale nie on panował nad swoim ciałem. Wbrew własnej woli zaczął unosić rewolwer ku swojej głowie. Ostatnim obrazem, jaki widział, była niknąca sylwetka jeźdźca.
Potem padł strzał.
***
Pięknie rzeźbiona figura konia przemieściła się po szklanej planszy w czarno-białą kratę. Mężczyzna, który postawił ją w tej pozycji, powiedział do siedzącej naprzeciwko niego niewiasty:
- Twój ruch.
Gdzieś obok nich mignęła ledwie zauważalna mgławica.
Skoczek

-
- Pomywacz
- Posty: 72
- Rejestracja: wtorek, 6 marca 2007, 16:58
- Numer GG: 3273175
- Lokalizacja: Pomorze
- Kontakt:
Skoczek
Nordycka Zielona Lewica

-
- Pomywacz
- Posty: 41
- Rejestracja: poniedziałek, 5 marca 2007, 17:50
- Kontakt:

-
- Pomywacz
- Posty: 72
- Rejestracja: wtorek, 6 marca 2007, 16:58
- Numer GG: 3273175
- Lokalizacja: Pomorze
- Kontakt:
Dalszą część... Pisałem to raczej jako pojedyncze opowiadanie, nie zamierzałem pisać jakichś kontynuacji. No, ale jeśli zbierze dobre opinie to może zmobilizuje mnie to do napisania czegoś jeszcze w tych klimatach. Swoją drogą, to dopiero trzecie opowiadanie jakie napisałem i jeszcze trochę potrwa zanim się wyrobię jako pisarz. Może Tawerna mi w tym pomoże 

Nordycka Zielona Lewica

- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:
Re: Skoczek







Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
