Ruiny

ODPOWIEDZ

Ocena:

1
0
Brak głosów
2
1
25%
3
2
50%
4
1
25%
5
0
Brak głosów
6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 4
Uciekinier
Marynarz
Marynarz
Posty: 169
Rejestracja: środa, 18 stycznia 2006, 22:13

Ruiny

Post autor: Uciekinier »

O do diabła. Chyba coś mnie natchnęło na pisanie. Nie wiem czy to dobrze czy źle.

Ruiny

Żołnierz przemierzał niepokojące ruiny dawnego wielkiego miasta. Noc wykrzywiała ponure, betonowe szkielety zniszczonych budowli.
Zawsze, ilekroć tędy przechodził, a robił to bardzo często, czuł swoisty dyskomfort. Był zbytnio przyzwyczajony do tego, żeby takie miejsca wykorzystywać na zasadzkę i tego samego spodziewał się po swoich wrogach. Ponadto takie ruiny często są zamieszkiwane przez dzikie i zmutowane zwierzęta.
Po chwili zdał sobie sprawę z niedorzeczności swoich obaw. Przecież to nie są ruiny za Hellgate, tylko gruzowisko jego dawnego miasta sprzed wojny. Tu jest bezpiecznie.
Wierny kałasznikow zawisł na plecach, wreszcie porządnie zasznurował buty. Wcześniej bał się zostawać za długo w miejscu. Teraz, wreszcie wolny od śmiercionośnego oddechu snajperów i innych żołnierzy, wracał do domu.
Przysiadł spokojnie na betonowej belce. Niebo było nieskazitelnie czyste, żadna chmura nie przesłaniała gwiazd i księżyca w pełni. Jedynie wiatr wył poprzez puste, zagruzowane aleje.
Żołnierz spoglądał na północ, gdzie ciemność zdawała się rzednąć. To łuna od świateł z resztek jego miasteczka. Ludzie zgromadzeni wokół tego, co choć w części przetrwało, zamieszkują to co zostało z ich dawnych domów.
Pamiętał jak dwa lata temu, gdy miał zaledwie 18 lat, ludzie otrząsnęli się i zaakceptowali koszmar zniszczenia. Wiedzieli, że trzeba to odbudować. Jacy wtedy byli wszyscy dumni! Odbudowywali świat! Zasiano pola, hodowano na nowo bydło, sady rodziły owoce. Wszyscy zebrali się w jedną dużą grupę, wykształciła się nowa, lokalna władza. Zapewniono wszystkim bezpieczeństwo, ukrócono szalbierstwo, poskromiono miejscowych zabijaków i bandytów. Szkoda tylko, że zawsze jest mało generatorów prądu i wody.
Nie tylko tu świat stawał na nogi. Za horyzontem również. Jednakże tam, świat stawiano inną drogą, nie pracy, ale rabunku. Było to pewne, że te hordy, uzbrojone w broń palną, prędzej czy później wyciągną swe łapy po to, co inni wskrzesili wspólnym wysiłkiem.
Rzecz jasna, nie można było na to pozwolić. Dlatego ci, którzy byli zdolni, wzięli do rąk karabiny i wyruszyli na spotkanie z wrogiem.
Młodzieniec przypominał sobie swój powód dla którego zdecydował się wstąpić do miejscowej armii. Chciał być bohaterem, obronić tych z którymi żył oraz zwiększyć swoją pozycję społeczną. Poza tym chciał, żeby wszyscy za nim zatęsknili.
Swoje powody przeciwstawił temu, co się wydarzyło z Hellgate.
Zabił pierwszego w życiu człowieka, później zabijał ich wielu i bez wahania. Bronił własnej małej ojczyzny i wiedział, że jeśli nie on strzeli, to zginie sam, a także zginą jego towarzysze. Ich zresztą i tak nie zdołał uchronić. Widział jak ginęli: szybko o kuli w głowę, która pęknąwszy rozrzucała krew dookoła. Wolno, w agonii, gdzie jako ranni modlili się o śmierć i ukrócenie męki.
Żałosne wydały mu się motywy jego wstąpienia na wojenną ścieżkę. Tak żałosne, że aż poczuł głęboki wstyd. Lecz teraz dojrzał, jednego dnia wojny przeżył więcej, niż przez całe swoje wcześniejsze życie.
A mimo wszystko nie zmienił się! Wielokrotnie słyszał o tych, którzy powrócili z wojen, stawali się zupełnie innymi ludźmi! A on nadal żartował, nadal lubił zabawy, starał się ciężko pracować. Wcale nie jest bardziej agresywny, nie miewa koszmarów, tylko strach pozostał jeszcze w jego sercu.
Strach! Jakie to było żywotne uczucie! Towarzyszyło zawsze i wszędzie, podczas snu, podczas picia wódki, podczas gonitwy, podczas tryumfowania. Być może będzie czuł nadal przez jakiś czas, ale to mało go teraz obchodzi.
Pożegnał się już z wojną i powraca do domu.
Myślał o tym, że może lepiej jakby wrócił rankiem, wtedy gdy ludzie wychodzą z domu i zobaczyliby go na wzgórzu, zwycięskiego, powracającego z wojny, całego i zdrowego, radującego się z życia i wypełnionego obowiązku. Uściskałby wszystkich, których by napotkał.
Wstał i ruszył wzdłuż popękanych ulic. Jest jeszcze przed północą, za pół godziny będzie w domu.
Odrzucił pomysł powrotu rankiem. Woli wrócić teraz, gdy wszyscy są zmęczeni po pracy, rozmawiają przy stołach. Może czekają na powrót żołnierzy? Może wypatrują ich sylwetek wyłaniających się spomiędzy ruin? Młodzieniec uznał, że to byłaby świetna pora, żeby wejść do domów, jak gdyby nigdy nic, położyć karabin, skromnie się przywitać i napawać się reakcją zaskoczonych mieszkańców.
Tak też maszerował dalej. Szkło chrzęściło mu pod nogami, czasem musiał przeskakiwać nad wielkimi kawałkami gruzu. Księżyc dawał dużo światła, nie bał się, że podczas przeprawy przez te kamienne bagniska skręci nogę.
Tylko zastanawiała go ta silna łuna. Za silna! Może postawili nowy generator prądu i uruchomiono nowe lampy? Ale skąd w tak ciężkich czasach wojny wzięliby coś takiego? Szedł dalej zaniepokojony.
Wychodzi wreszcie poza ostatnie zabudowania. Początkowo myślał, że się przesłyszał, ale gdy jednak po chwili znów usłyszał echo śpiewów, powoli zaczął zdawać sobie sprawę, skąd ta łuna.
Zabawa! W życiu by się nie spodziewał, że trafi w sam raz na tańce, albo jakąś inną imprezę! A przecież mógł się domyśleć, że ktoś mógł przybyć przed nim i obwieścić, że wielu stąd przeżyło wojnę i wracają cali i zdrowi. Możliwe, że właśnie dla żołnierzy wyprawili małe święto...
Młodzieniec wkracza na pola, porośnięte bujną trawą. Zbliża się do wzgórza, za którym będzie już bardzo blisko domu. Wspina się po stromym zboczu i staje na szczycie.
Tam gdzie ktokolwiek mieszkał igrają światła lamp elektrycznych i naftowych. Słychać jak pijani uczestnicy zabawy starają się śpiewać patriotyczne pieśni. Widać jak zataczające się pary spacerują szerokimi alejami. W jednym z zaułków ktoś dalej pije, a w innym ktoś kogoś okłada pięścią.
Zazwyczaj nie takie zabawy tu urządzano, pomyślał.
Czym prędzej zbiegł na dół. Ominął gruzowisko i wpadł do zaułków, skąd ruszył na główny plac, służący jako rynek. Stał w ciemnościach, obserwując biesiadników.
Cała zabawa odbywała się w budynku, w którym mieściła się policja i siedziba władz zarazem. Był to spory obiekt, po części odrestaurowany. Dwupiętrowa i szeroka budowla. Miała nawet wprawione nowe szyby.
Podkradł się do okna i spojrzał przez nie. Długie stoły rozstawiono na sali. Nie mógł uwierzyć, że wszyscy byli pijani, zwłaszcza ci, którzy służyli mu za przykład cnót. Nie dojrzał wśród nich również i tych, z którymi walczył ramię w ramię. Patrzył na nich zaniepokojony. Po chwili jednak przeraził się, gdy dostrzegł zakrwawione ciało leżące pod stołem. Z piersi mężczyzny wystawał wbity długi nóż.
Odstąpił od okna natychmiast. I wpadł na jakiegoś podpitego człowieka.
Ów pijany miał w ręce młotek i już zamierzał się nim uderzyć. Żołnierz zdążył się uchylić, błyskawicznie zerwał karabin z ramienia i ciosem kolby w podbródek znokautował przeciwnika.
Szybko odszedł do ciemnych uliczek, kierując się w stronę swojego domu. Mija nieprzytomnych od nadmiaru alkoholu ludzi, których twarzy nie poznawał w ciemnościach. Po chwili staje w... wyłamanych drzwiach swojego domu.
Ze środka dochodzą głosy: mężczyzny i kobiety. Jego głosu nie znał, natomiast jej tak i to bardzo dobrze, gdyż była znajomą dziewczyną o rok młodszą od niego. Poczuł wtedy w sercu dziwne uczucie. Zanim wyruszył w stronę Hellgate był w niej szczerze zakochany. Lecz po pierwszych dniach na froncie zupełnie o niej zapomniał. Aż do teraz, gdy stare uczucia odżyły. To było tak nagłe, że nie wiedział co ma zrobić.
Zreflektował się jednak. W końcu to jego dom! Zastanawiało go jednak co robią w jego mieszkaniu, dlatego też dał tylko kilka kroków do przodu i podsłuchiwał przebieg rozmowy.
Kobieta zwyczajnie się sprzedawała. Ustalali cenę.
Młodzieniec wypadł na zewnątrz. Nie chciał już mieszkać w domu, który przez czas jego nieobecności służył jako obskurna suterena. Wybiegł na ulice i natrafił na grupkę ludzi, znęcającą się nad jakąś kobietą. Wśród nich poznał kilku swoich rówieśników.
Starał się nie myśleć. Wziął kałasznikowa do ręki, wycelował i wystrzelił celną serię w całą zgraję. Pięciu z nich padło: jeden z dziurą w oku, drugi w obojczyku, trzeci trzymał się pierś, nie zauważył gdzie dostał czwarty, piąty dostał pociskiem prosto w usta. Pozostali uciekli, krzycząc z przerażenia. Leżąca kobieta zaczęła wrzeszczeć, widząc pięć trupów tuż koło niej i ich krew na sobie. Zanim żołnierz zdołał to niej podejść, ta szybko zerwała się i pobiegła w ciemność.
Padł strzał. Kula wbiła się w mur, metr od nogi młodzieńca. Natychmiast skrył się za najbliższym rogiem i błyskawicznie wyjrzał. Ujrzał jak jakaś głowa i ręka wynurzają się znad wielkiego kawałka gruzu. Schował się i usłyszał kolejny strzał.
Strzelał przebiegając na drugą stronę, za wrak samochodu osobowego. Wiedział, że tamten jest pod wpływem alkoholu i że nie zdaję sobie sprawy z tego, że strzelił do prawdziwego żołnierza, obeznanego ze śmiercią. Gdy tylko znów się wychylił, aby strzelić w stronę rogu, padł od celnie oddanego strzału w samo oko.
Żołnierz pobiegł szybko w najciemniejsze zaułki. Strzelił to kilku lamp i skrył w ciemnościach, myśląc gorączkowo co robić. Wokół słyszał przerażone nawoływania, śpiewy i tłuczone butelki. Krzyk jakiejś kobiety. Strzał w oddali. Iskry posypały się gęstym strumieniem ze zniszczonej lampy.
Myślał nad tym, co się mogło z nimi stać. Nie mógł tego zrozumieć, nie było go zaledwie trzy miesiące. Zupełnie nie poznawał tych ludzi, z którymi niegdyś budował zapory przed zmutowanymi zwierzętami. Tej nocy musiał ich zabić... Niektórzy to byli jego rówieśnicy! Zamierzali zgwałcić kobietę, zaś ta którą darzył uczuciem została prostytutką. Doświadczeni i mądrzy przewodnicy miasta oddają się upojeniu alkoholowemu, wbijając noże pod żebra i zostawiając trupy na podłodze. Obok nich później tańczą.
Nagle poczuł bolesną świadomość, że ci oto ludzie, nie wiele się różnią od tych, których musiał zabijać, gdy był za Hellgate. Tamci też tacy byli: złodzieje, bandyci, gwałciciele, sadyści.
A jego dom stał się zniszczoną sutereną!
Uchwycił mocniej karabin. Sprawdził amunicję w magazynku. W swoim sercu upewnił się, że tu już nie ma domu.
Skradał się pomiędzy starymi ruinami. Przemykał wzdłuż opuszczonych ulic, wybiegł na zniszczone pola uprawne i skierował ku wzgórzu. Gdy stanął na nim, widział jak zabawa dalej trwa, tylko jakieś małe grupki rozglądają się za kimś.
Nie tracił więcej czasu. Wróci do jednostki, tam skąd przyszedł. Cały jego dom to karabin.
Wciąż mnie ścigają!
Sarphea
Pomywacz
Posty: 41
Rejestracja: poniedziałek, 5 marca 2007, 17:50
Kontakt:

Post autor: Sarphea »

Pierwsze, co mnie rozśmieszyło w opowiadaniu to zdanie: "Wierny kałasznikow zawisł na plecach, wreszcie porządnie zasznurował buty.". Uświadomię Cię, chociaż to może być brutalne... Kałasznikow nie sznuruje butów! Poza tym popełniasz mnóstwo podstawowych błędów:
Po pierwsze- brak kilku przecinków.
Po drugie- błędy językowe, mam nadzieję spowodowane nieumyślnie.
Po trzecie- błędy logiczne i błędy w fabule, niektóre zdania musiałam czytać parę razy, żeby cokolwiek zrozumieć.
Po czwarte- mieszasz czasy, przez co opowiadanie jest dużo gorsze np. piszesz, że "wtedy gdy ludzie wychodzą z domu"-co jest w czasie teraźniejszym i "i zobaczyliby go na wzgórzu"-co w czasie teraźniejszym nie jest. Chcąc uniknąć takich błędów napisz "wtedy, gdy ludzie wychodzą z domu, zobaczą go na wzgórzu". Wybierz jeden czas i go się trzymaj.
Co do fabuły, nie zaciekawiła mnie ona zbytnio, a wymienione wyżej błędy trochę odstraszają. Popraw wszystko i pokaż na co Cię stać :) .
Gwiazdy by ciemniej było, smutek by stale dreptać, oczy po prostu by kochać, wiara by czasem nie wierzyć...
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Re: Ruiny

Post autor: BAZYL »

:arrow: Pierwsze zdanie nie pasuje. Trąci grafomanią, brzmi sztucznie i w ogóle fee!
:arrow: Drugie zdanie powoduje ze sie zastanawiam jak noc moze cokolwiek betonowego wykrzywiać?
:arrow: "Był zbytnio przyzwyczajony do tego" - bardzo potoczne zdanie.
:arrow: "Wierny kałasznikow zawisł na plecach, wreszcie porządnie zasznurował buty" - wierny kałasznikow zasznurował buty?
:arrow: Skaczesz po czasie narracji - najpierw żołnirz szedł a potem już idzie, aby na koncu doszedł. Tak się nie pisze.
:arrow: "i już zamierzał się nim uderzyć" - masochista?
:arrow: Liczne błedy językowe, musisz popracować nad językiem, dużo czytaj.
:arrow: Jakiś taki ten tekst o niczym. Trochę nostalgiczny, ale czytelnik nie ptrafi się zwiazać z bohaterem, który jest bezimienny i jakby za szybą.
:arrow: Generalnie samo opowiadanie nie jest złe, ale sposób w jaki napisane - słaby dlatego ocena jest jaka jest.
:arrow: A jest 3.

EDIT: Zwykle komentarz innych czytam po moim komentarzu - i tutaj muszę sie podpisać pod Sarpheą - bardzo trafne uwagi, zresztą część ich się pokrywa z moimi :)
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
ODPOWIEDZ