Ciemny zaułek jednej z ślepych uliczek miasta mógł się okazać bezpieczniejszym niż ulica na której przed chwila został zasypany gradem bełtów z małych kusz, dostępnych na rynku.
Revan oparł się plecami o ścianę i ciężkimi oddechami próbował nieco się uspokoić. Zdał już sobie sprawę, że Rada podjęła decyzję dotyczącą jego życia, ciągle jednak miał nadzieję, że zostanie wygnany albo przeniesiony do innego świata. Najgorszym z jego przeczuć był fakt, iż zostanie zmuszony do szpiegowania dla Rady i będzie musiał wyjawić wszystkie ze swoich źródeł. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że każą go zabić.
Wziął głębszy oddech i starając się jak najszybciej, zaczął wspinać się w górę jednej z rozwalających się ścian.
-Jeśli nie chcesz stracić życia, zatrzymają się. Bez żadnych gwałtownych ruchów zejdź.- Głos musiał należeć do kobiety. Revan nie przypominał sobie, żeby już wcześniej go słyszał. Zapamiętałby tak idealnie czystą, kuszącą barwę oraz idealną tonację. Zgodnie z poleceniem zszedł.
-Nie odzywaj się. W ten sposób łatwiej się stad wydostaniemy. Powoli podejdź do drzwi z lewej strony.
Revan przekrzywił głowę zastanawiając się skąd dochodzi głos. Wypełniał całą uliczkę, więc pewnie był pod wpływem jakiegoś czaru. Ufać czarodziejowi, dobre sobie, pomyślał i pożałował tych słów.
-Skoro uważasz mnie za jedna z wiedźm to uciekaj i pozwól się zabić.
Zatrzymał się i rozejrzał dookoła siebie. Był pewien, że znajdą go za kilka minut, może nawet wcześniej.
-Im dłużej się zastanawiasz, tym masz mniej czasu. Jeśli któryś z nich znajdzie cię w tej uliczce już nie uciekniesz, a ja nie pomogę Ci drugi raz.
Odnotował w myślach, żeby zapytać ją o pierwszy przypadek pomocy. Jeszcze raz rozgarnął się dookoła i zniknął za zniszczonymi drzwiami.
Nie zdążył nawet zauważyć gdzie wszedł. W ułamku sekundy na jego ustach pojawiła się damska dłoń z długimi pomalowanymi na bordowo paznokciami i sporą ilością pierścieni.
-Nie szarp się. –Wyszeptał głos tuż za jego uchem. Należał do tej samej kobiety, która go tu sprowadziła. Na policzku czuł jej ciepły oddech, jednak coraz bardziej zaczynało mu przeszkadzać kłucie ćwiekowej bransolety, a może karwasza. Przestał o tym myśleć kiedy w uliczce pojawiło się kilku mężczyzny w czarnych płaszczach. Każdy z nich rozglądał się uważnie, zaglądając w każde rozbite okno. Jeden z nich podszedł do Revana i tajemniczej kobiety. Zaglądnął pomiędzy dziury w drzwiach, za którymi byli ukryci i odszedł. Ravan na chwilę zamarł, wstrzymał oddech i czuł jak krew mrozi mu się w żyłach. Uspokój się, rozeszło się w jego głowie, nie zauważą nas, już ja o to zadbam.
Kilka uderzeń serca później zaułek ponownie opustoszał. Kobieta pociągnęła Revana do tyłu. Jak na kogoś o tak delikatnych dłoniach była niezwykle silna. Wciągnęła go do pomieszczenia pod podłogą i zamknęła klapę.
-Siadaj. –Warknęła pokazując dłonią starą sofę obitą pasiastym materiałem, który już dawno stracił kolor.
-Skąd wiedziałaś… -Zaczął, próbując przyjrzeć się jej dokładnie.
-Jesteś interesujący, z tego co widać. -Zmierzyła go wzrokiem i przejechała dłonią po krótkich marchewkowych włosach. -Nie patrz tak na mnie. -Burknęła obracając się do niego tyłem i ściągając ciemno zielony płaszcz. Rzuciła go niedbale na krzesło i podeszła do jakiejś szafki. Wyciągnęła z niej coś, wsadzając do ust i powoli przeżuwając.
-Miałeś o coś zapytać. -Wymruczała niewyraźnie i dopiero później przełknęła. Młody mężczyzna przeszukał swoje myśli, zastanawiając się nad tym.
-Jedz. -Wepchnęła mu do ręki kawałek suszonego mięsa. Przyglądnął się mu dokładnie, ale powrotnie zwrócił uwagę na niewysoka kobietę. Chociaż teraz nie nazwał by jej kobietą. Pomimo typowo kobiecych kształtów, twarz miała dziecięcą.
-Chciałeś coś… -Popatrzyła na niego przeszywającym wzrokiem. Otrząsnął się i ugryzł kawałek. Przełknął i zaczął spokojnie.
-Mówiłaś, że pomogłaś mi dwa razy. Kiedy był ten pierwszy?
Dziewczyna usiadł obok niego.
-Uważasz, że ludzie Araaga w ciebie nie trafili, a co więcej pozwolili ci uciec za pierwszym razem?
Pokręcił przecząco głową i przełknął.- Dlaczego mi pomagasz?
-Za twoja głowę mogła bym dostać sporo rzeczy. -Przerwała. Ugryzła kawałek suszonego mięsa i przeżuła. Chwilę później połknęła. -Możesz mi się przydać i posiadasz informacje które mogą być dosyć interesujące.
-Informacje? -Zapyta przyglądając się jej z boku. Włosy miała obcięte czymś ostrym, mimo tego bardzo nierówno, co dawało jej zadziorny wygląd. Lekko zadarty do góry, niewielki nos nadawał twarzy dziecięcy wygląd. I usta… Niewielkie, o wydatnej górnej wardze, idealnie pasujące do całości.
-Informacje. -Potwierdziła i uśmiechnęła się pokazują niewielkie zęby.
-Jakie?
-Przyjdzie na to czas. -Podłożyła dłoń pod kark i oparła się wygodniej. Odwrócił od niej swój wzrok. Jeszcze raz przyglądnął się pomieszczeniu, najprawdopodobniej jej mieszkaniu.
-Jesteś wiedźmą? -Zapytał miętosząc w dłoni kawałek suchego mięsa. Dopiero teraz doszło do niego, że może być zatrute.
-Nie. To zwykła sztuczka. W takich zaułkach to banalne.
-A to, że nas nie zauważyli? -Popatrzył na nią badawczym wzrokiem, będąc już pewnym , że tym razem uda mu się ją zaskoczyć.
-Widać, że krótko tu żyjesz. -Westchnęła i wbiła w niego zielone oczy. -To kwestia nie poruszania się prze chwilę i trochę szczęścia. -Przez jej usta przeszedł tajemniczy i podejrzliwy uśmiech.
-Nie wierzę ci. -Rzucił szybko.
-To dlaczego tu siedzisz? -Zapytała i włożyła do ust ostatni kawałek mięsa. Zaczęła spokojnego przeżuwać.
Na to pytanie już nie odpowiedział.
-Jak masz na imię? -Revan spoważniał. Ugryzł mięso, jeśli miało być zatrute to i tak już za późno, a przynajmniej nie będzie umierał z pustym żołądkiem.
-Larikal. -Przełknęła. -Mówią na mnie Ruda. Ale nie wiem czemu. -Dodała po chwili i wstała podchodząc do jakiejś szafy. -Nie obiecuję, że będzie ci tu wygodnie, ale chyba lepsze to niż wracać do mieszkania w którym siedzi ktoś od Araaga.
-Skąd to wiesz?
-Jestem głupia, a wiem bo była… -Parschnęła ironicznie i spoważniała.- Chyba nie ciężko się domyślić, że sokoro chcą cię zabić, to muszą mieć powody. Araag jak dostaje zlecenie to wykonuje je w przeciągu kilku dni. -Skąd wiesz, że mnie ścigają, że nie zaszedłem Araagowi za skórę?
-Gdybyś zaszedł. -Wyciągnęła z szafy jakiś koc.- Już byłbyś martwy. Rada ich na ciebie nasłała, to raczej jasne. -Dodała nieco spokojniej i podeszła do niego. -Śpisz na kanapie. Jeśli spróbujesz mi cokolwiek zrobić, zabiję cię. -Burknęła poważnym tonem i otworzyła szafę wysuwając z niej niewielki tapczan.
-Ile masz lat? -Zapytał próbując rozluźnić atmosferę.
-Więcej niż ty. -Spokojnie zaczęła rozpinać grafitowy gorset. Rzuciła go niedbale na kant łóżka, zostając w lekko prześwitującej kremowej koszuli.
-Nie widziałeś wcześniej dziewczyny w męskiej koszuli?
-Widziałem, tylko… -Mniejsza z tym. Odepnij pas z kuszą i krukisem, będzie ci łatwiej spać. Nie zrobię ci krzywdy. -Jej twarz na długą chwilę rozpogodziła się. Spokojnymi ruchami zaczęła rozwiązywać rzemienie wysokich butów.
-Co będzie jutro? -Revan położył pas z bronią tuż przy łóżku, w razie potrzeby będzie mu blisko.
-Ty, nie wiem co chcesz robić. Możesz iść ze mną, ludzie Araaga to za dobrze mnie znają żeby zaczepiać, zresztą mogę im się przydać.
-Gdzie masz zamiar iść? -Ściągnął z siebie koszulę i buty, kładąc je obok sofy. Podłożył rękę pod kark i położył się, zawieszając wzrok w rozwalającym się suficie.
-Do pewnego rodzaju pracy. Czymś musiałam zarobić na takie luksusy jak nafta do lamp i mieszkanie z kanalizacją. -Wzruszyła ramionami i ściągnęła spodnie.
-Masz tu bieżącą wodę? -Podniósł się gwałtownie i popatrzył na nią. W tej amej sekundzie obrócił głowę odwracając zawstydzony wzrok. -Przepraszam. -Wybełkotał czując, że się rumieni.
-Nie wiem za co. -Burknęła. -Jak taki porządny jesteś to już możesz patrzeć.- Przerwała i zniknęła za framugą drzwi. Zasunęła to co kiedyś mogło być zasłonką prysznica.
-Mam tu wodę. Co prawda zimną i nie najczystszą a i czasem jej nie ma, ale to podobno dlatego, że brakuje ciśnienia. -Z pomieszczenia było słychać odkręconą wodę uderzającą o coś co mogło być płytkami.
Tajemnicza dziewczyna, o imieniu z pewnością nie będącym ludzkim wydawała się coraz bardziej zagadkowa. Pierwsze co przypuszczał, to, że dziewczyna jest kurtyzaną jednego ze szlachciców, ale szybko rozwiał te myśli. Mieszkałaby wtedy z nim jako służąca i nie ubierała się w taki sposób, a już na pewno nie nosiłaby topora takich rozmiarów.
-Gdzie ona go ukrywa? -Zapytał bezgłośnie samego siebie. Nie wyglądała na tak głupią, żeby dała się złapać z czymś takim. Rozgonił myśli, miał trochę czasu, żeby odpocząć. O własnym mieszkaniu mógł zapomnieć. O ile nie została z niego kupka popiołu, to pewnikiem jest, że nie ma w nim już żadnych wartościowych przedmiotów.
-Śpisz?- Głos Rudej wyrwał go z zamyślenia, ponownie podniósł się, żeby na nią popatrzeć. Prze lekko wilgotną koszulę prześwitywało jej ciało. W niektórych miejscach mokry materiał przylegał do jasnej skóry dziewczyny. Krótkie włosy sterczały we wszystkich stronach.
-Chcesz skorzystać? -Bardziej stwierdziła niż zapytała i usiadła na łóżku. -Śmiało, trochę tu jeszcze pomieszkasz wiec wcześniej czy później będziesz zmuszony się umyć.
-Zmuszony… -Powtórzył i wstał obdarzając elfkę sympatycznym uśmiechem. Dopiero teraz zauważył, że jej lewe ucho jest lekko szpiczaste. Czyżby jego przypuszczania były autentyczne.
-Wariujesz na starość mój drogi Revanie. -Burknął do siebie i wszedł do pomieszczenia za zasłonką.
Większość płytek ze ścian już brakowało a tynk w tych miejscach był nierówno pomazany fioletową farbą. Odkręcił kurek od którego już dawno odpadła kolorowa nakładka oznaczająca temperaturę wody, z pordzewiałego prysznica poleciały pierwsze krople lodowatej cieczy.
-Nie jest to coś szczególnego, ale zawsze łazienka.- Podniesiony głos doszedł do niego dopiero po dłuższej chwili. Rozkoszował się każdą kroplą spływającą po jego ciele.
-Nigdy nawet nie marzyłem o mieszkaniu z łazienką. -Odpowiedział po chwili i zakręcił wodę.
-Chyba będzie na ciebie dobra.
Obrócił się gwałtownie zasłaniając przyrodzenie. Na twarzy czuł wykwity czerwieni.
-Uważasz, że nie widziałam mężczyzny bez ubrania. –Parsknęła otwierając szerzej oczy i unosząc brwi do góry. -Bierz to i się ubierz, tamto trzeba uprać. Jest na tym więcej kurzu i bogini jedna wie czego jeszcze, niż na mnie po walce. -Rzuciła w niego czystą koszulą z czarnego lnu i zniknęła za zasłoną.
-Śmieszny jesteś. -Zaczęła spokojnie, kiedy tylko wyszedł z łazienki. -Szpiegujesz dla innorasowców a wstydzisz się kobiety.
-Nie jesteś człowiekiem. -Stwierdził, mając jednak nadzieję, że odpowie mu i upewni tym samym w przekonaniu.
-Nie. -Burknęła i rozłożyła się wygodniej na łóżku.
-Wydawało mi się, że elfy to raczej wymyślone stworzenia. -Podsumował krótko wciągając na siebie brązowe spodnie podane prze Rudą.
-Ludzie też są wymyśleni. -Odpowiedziała wrednym tonem i popatrzyła na niego uchylając lekko usta w głupawym wyrazie. -Nie pochodzę z tego świata, jak zresztą połowa tej parszywej społeczności. Wygnano mnie z mojego miasta. Złapali mnie jacyś ludzie, nauczyli walczyć i zabrali do tego świata. Uciekłam od nich, ale to mało ważne. -Podniosła się słysząc gwizd czajnika. -Chcesz coś ciepłego do picia?
-Acha. -Kiwnął głową z lekkim uśmiechem. -Zaprosiłaś mnie do domu, odpowiedziałaś na moje pytania…
Na twarzy Rudej wykwitł uśmiech mogący być zarówno przyjaznym jak i złowieszczym.
-Dlaczego? -Dokończył po krótkiej przerwie.
-Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. Śledziłam cię od dłuższego czasu.
-Co takiego możesz o mnie powiedzieć? -Zmarszczył czoło patrząc na jej ruchy podejrzliwie.
-Nazywasz się Revan…
-To mogłaś usłyszeć. -Przerwał jej i odebrał wciśnięty w dłonie gorący kubek z odkruszonym uchem.
-Co to? -Zapytał zanim jeszcze zdążyła coś powiedzieć.
-Herbata z lipy. Sprowadzone ze świata w którym wychowała się twoja siostra. Pochodzisz z rodu Horgharów. Przeprowadzałeś się kilka raz, ostatnio do dzielnicy zamieszkałej przez futrzastych. -Wymówiła jednym tchem. Wciągnęła powietrze i upiła łyk z kubka, delikatnie siorbiąc. -Chcesz coś jeszcze wiedzieć? -Podniosła głowę do góry i wyprostowała się.
-Skąd masz tą bliznę na szyi i dlaczego masz obcięty szpic prawego ucha? -Próbował nie dać po sobie poznać zaskoczenia, nadrabiając je pewnym siebie wyrazem twarzy.
-Ucho… Araag własnoręcznie chciał zrobić z niego trofeum, ale byłam jeszcze zbyt żywa, żeby pozwolić mu obciąć je w całości. A blizna, cóż -westchnęła. –Nie zawsze jest się tak szybki, żeby uchylić się przed przeciwnikiem. -Burknęła i upiła kolejny łyk herbaty. -Sam masz kilka blizn więc powinieneś wiedzieć skąd się biorą.
-Teoretycznie. -Usiadł na sofie.
-Wypierz sobie ubranie, bo ja nie mam zamiaru tego robić. Wychodzimy za osiem godzin.
-A szarzy? -Oderwał wzrok od uszczerbanej krawędzi kubka przenosząc go na elfkę. Ta tylko uśmiechnęła się zadziornie i dokończyła pić ciepły napój.
Miejsce w jakim kazała mu spać wydawało się wygodne. I w tym był największy problem. Revan przyzwyczaił się już do swojego rozwalającego się łóżka z którego wystawały sprężyny, a jedna z nóg ledwo się trzymała.
-Wstawaj! -Ktoś szarpnął go za ramię.
-Mogę jeszcze chwilę? -Wyburczał otwierając jedno oko. Stała nad nim naburmuszona, z rękami założonymi na biodra. Nie powiedziała już ani słowa, zamiast tego złapała go za ramię i zepchała z kanapy tuż pod własne nogi.
-Nie mam czasu na jeszcze chwilę. -Burknęła marszcząc brwi i odeszła od niego. -Możliwe, że dzisiaj odrobisz nocleg i jedzenie, chociaż po twoim wątłym ciele sądząc to raczej marne szanse. -Westchnęła patrząc na niego ironicznie. -Na stole masz śniadanie. Ubierz się i wychodzimy. -Podciągnęła się ma metalowej rurce, najwyraźniej skonstruowanej do tego celu i zniknęła w otworze w suficie.
-Dziwna. -Podsumował.
-Słyszałam. -Burknęła zamykając klapę.
Gdzieś na górze skrzypnęły drzwi, a potem nastała martwa cisza. Revan zaczął zastanawiać się nad wczorajszym wieczorem i całą zaistniałą sytuacją. Nie było mu to jednak długo dane. Kilka minut później klapa w suficie skrzypnęła. Odruchowo odwrócił wzrok w tamtą stronę i czekał.
Pierwsze pojawiły się małe dziecięce nogi. Później tułów w podartej i starej sukience. Dopiero na końcu okazało się, że Ruda trzyma dziewczynkę, mającą około dziesięć lat, za ręce i spokojnie wpuszcza ją do mieszkania. Elfka wskoczyła tuż za nią, zamykając za sobą prowizoryczne drzwi. Mała popatrzyła na Rudą pytającym wzrokiem. Najwidoczniej obecność mężczyzny w mieszkaniu była czymś nowym.
-Spokojnie. -Ton głosu Rudej ociekała dobrocią i spokojem. -On tu tylko na jakiś czas. -Dodała po chwili. Podeszła do szafki i wyciągnęła z niej trochę suszonego mięsa, kilka sucharów i podniszczoną paczkę owocowych karmelków.
-Pośpiesz się z tym jedzeniem. -Burknęła do Revana i podeszła do dziewczynki dając jej jedzenie. -Postaram się dzisiaj o trochę mleka.- Uśmiechnęła się patrząc jak Mała łapczywie pochłania kawałki jedzenia. Revan błądził wzrokiem pomiędzy Rudą a dzieckiem, zastanawiając się kim ona jest.
-Lari a jak tym razem okaże się, że ktoś jest od Ciebie lepszy? -Piskliwy dziecięcy głos rozszedł się po mieszkaniu. Oczy dziewczynki zaczęły błyszczeć i wypełniać się łzami.
-Jestem jedną z najlepszych. -Przykucnęła wycierając dłonią brudna twarz dziecka, jej twarz wykrzywił uśmiech oznaczający pewność siebie. -Nic mi nie będzie przyniosę ci mleka. -Wstała i podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej karwasze i pas z bronią, zaczęła kolejno uzbrajać się.
-Ubieraj się, za chwilę wychodzimy. -Rzuciła szybko i przytwierdziła sztylet do uda. -Zostaniesz tutaj dopóki nie wrócę, weź sobie jakąś koszulę. -Podniosła płaszcz i ucałowała dziewczynkę w czoło. -Chodź. -Warknęła na Revana, który w tym momencie poderwał się z sofy i przerzucił przez ramię płaszcz. Podszedł do niej i nie pytając wyszedł jako pierwszy. Ruda zapięła klamrę płaszcza i przewiązała twarz chustą po czym zniknęła w drzwiach zamykając je za sobą.
-Kim ona jest? -Zapytał wychodząc na ulicę i naciągając na głowę kaptur.
-Mieszka na piętrze. Należy do tych którzy znają tylko ten świat. Jej ojciec przesadza z alkoholem. Mała przychodzi do mnie coś zjeść, jak ten… -przerwała. -Leży nieprzytomny albo nie kontaktuje. -Westchnęła. -Fajny dzieciak, tylko trochę za bardzo nauczony życia jak na swój wiek.
-Jak wszystkie dzieci wychowane tutaj. -Przerwał jej i wychylił się zatrzymując tuż przed nogą szarego. Z przerażeniem w oczach powiódł wzrokiem w górę kilkumetrowego cielska.
-W życiu nie widziałeś szarego? -Zapytała go elfka szturchając delikatnie w ramię. Odwrócił wzrok chcąc na nią popatrzeć, jednak jedyne co zobaczył to fragment jej zielonego płaszcza pomiędzy wielkimi stopami. W ciągu ułamka sekundy przez jego umysł przetoczyło się milion myśli co może zrobić z człowiekiem dziecko szarego.
-Rusz się! -Głos Rudej rozszedł się pomiędzy poruszającymi się istotami. Revan odwrócił się i podbiegł w stronę gdzie ostatnio wydział dziewczynę starając się uniknąć rozdeptania. Po ominięciu kilku szarych ktoś szarpnął go gwałtownie za ramie i wciągnął w boczną uliczkę prawie przewracając.
-Jesteś szalona! -Warknął nieprzyjemnym tonem patrząc na nią przerażonymi oczyma.
-Cały jesteś, nie narzekaj. -Burknęła mierząc go wzrokiem i uśmiechając się parszywie. -To dopiero kawałek drogi.
-Nie ma tam portalu albo jakiegoś przejścia? -Gwałtownie wciągnął powietrze, zatrzymał je na chwile w płucach i wypuścił spokojnie.
-Nie. Jeśli ktoś idzie we wschodnią część to nie potrzeba mu portali. -Wychyliła się lekko i rozejrzała. Szybkim ruchem wycofała się i przywarła do ściany przyciągając do siebie Revana.
-Jeśli… -Zaczął, ale Ruda zatkała mu usta dłonią. Nie dokończył już zdania. Do zaułka zaglądnęło dziecko szarego. Twarz Revana zbladła, a w oczach można było czytać przerażenie. Oboje zamarli w bezruchu, mając nadzieję, że cień okaże się wystarczającą kryjówką.
Szary rozglądnął się ciekawie po całym zaułku i z niezadowolona miną wycofał się. Ruda westchnęła z ulgą, uśmiechnęła się brzydko i popatrzyła na Revana.
-Wielki pan szpieg boi się szczenięcia. -Powiedziała z ironią szczerząc zęby.
-Pani tajemnicza za to zawsze szlachetna i nieustraszona. -Burknął w ripoście.
-Jeśli chcesz stracić życie, to dalej rzucaj takimi zdaniami. -Warknęła. -Idziemy dalej. Zniknęła za załamaniem budynku. Mężczyzna lekko speszony jej słowami ruszył za nią.
Nie stracenie Rudej z oczu było nie lada wyzwaniem, nawet dla kogoś takiego jak Revan. Potrafił wyłapać najdrobniejszy ruch, gest czy słowo u każdej istoty, ale elfka wydawała się przekraczać wszelkie bariery. Poruszała się prawie nie zauważalnie, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Za śledzenie kogoś takiego wziąłby nie małą sumę.
Po raz kolejny na chwile stracił ją z oczu, jednak wystarczyła odrobina skupienia. Stała wciśnięta w ścianę wpatrując się w ślepia szczenięcia szarego. Nawet nie drgnęła. Jej klatka piersiowa nie poruszała się co świadczyło o wstrzymanym oddechu. Wiedziała jak ma się zachowywać. Revan nie był na tyle głupi, żeby pchać się w łapy szarych i dać się zmiażdżyć żywcem. Jedynym co go zmuszało do pomocy dziewczynie, był fakt, że jego życie zależy teraz od niej. Przysunął się do ściany i powoli zaczął poruszać się w stronę Rudej. Zatrzymał się we wnęce jednego z budynków. Podniósł połowę cegły, która musiała jakiś czas temu odpaść od rozsypującej się ściany. Zamachnął się lekko i wyrzucił cegłę w stronę wyłożonej kamieniami uliczki. Dźwięk odbijającej się od ulicy cegły odwrócił uwagę szczenięcia na tyle, że obróciło głowę.
Nie tracąc okazji Ruda podbiegła do zaułka kilka metrów dalej i zniknęła w nim. Szary obrócił się ponownie i parsknął z rozczarowaniem.
-Człowieczku? -Zawołał rozglądając się. Revan jeszcze mocniej przycisnął plecy do ściany. Przez kolejne kilkanaście sekund modlił się tylko żeby szary przestał szukać Rudej. Każda kolejna sekunda zaczynała coraz dłużej się przeciągać. Palce u jego rąk zaczynały mrowić. Tak długie napięcie mięśni coraz bardziej stawało się nieznośne. W końcu szary odszedł. Revan wychylił się i rozglądnął, będąc pewnym, że przejście jest w miarę bezpieczne przebiegł znikając w zaułku, w który wbiegła Ruda.
-Jeszcze raz… -Zaczął patrząc na pochyloną do przodu dziewczynę próbującą odzyskać normalny oddech.
-Milcz. -Westchnęła i wyprostowała się. -Dziękuje. -Burknęła niechętnie i obróciła się do niego plecami.- Idziemy dalej.- Warknęła i pociągnęła go za rękę.
Budynek w którym odbywały się walki przed laty był kościołem, jednak po wojnie z szarymi i kilku konfliktach religijnych budynek pozostał pustą budowlą w opuszczonej części miasta. Jego dzwonnica rozsypała się po pierwszej wojnie z szarymi, a zawalenie się dachu było tylko kwestią czasu.
Dookoła kłębiło się sporo ludzi i innorasowców. Ruda przepychała się pomiędzy nimi ciągnąc za sobą Revana.
-Gdzie się pchasz szczeniaku! -Mężczyzna wyższy od Rudej o półtora głowy podciągnął ją do tyłu i podniósł lekko do góry.
-Puść mnie idioto. -Warknęła i zsunęła chustę w twarzy. Z wściekłością w oczach przyciągnęła twarz mężczyzny do swojej twarzy. -Jeśli nie wiesz kim jestem to zapraszam na arenę. -Splunęła, trafiając w policzek człowieka i wyrwała się.
-Pani Larikal.- Towarzyszący mu drugi mężczyzna zdzielił go w tył głowy, jednak na tyle lekko, żeby nie zrobić temu krzywdy. Ruda i Revan oddalili się. Kilka razy Revan obrócił się przyglądając obu mężczyznom.
-Masz spory autorytet. -Uśmiechnął się wchodząc do budynku.
-Trochę na niego pracowałam.. -Skręciła schodząc po wąskich schodach do podziemi, gdzie kiedyś znajdowały się katakumby. Weszła do jednego z mniejszych pomieszczeń.
Podziemia podzielono w późniejszych latach , tylko po to, żeby zapewnić walczącym odpowiednie warunki. Pod przeciwległą ścianą stała istota w płaszczu sięgającym ziemi i chustą dokładnie zakrywającą twarz.
Jak zwykle we wspaniałej formie. -Burknęła z podziwem wychodząc z cienia i przyglądając się dokładnie Revanowi.
-Za to mi płacicie. -Odpowiedziała Ruda wystawiając drobne zęby w sztucznym uśmiechu.
-Kim on jest? -Zapytała nieznajoma osoba.
-Revan. Powinnaś go dobrze znać. -Podejrzliwy wzrok Rudej utkwił w kobiecie.
-A tak. Już sobie przypominam… -Przerwała na chwilę. -Mam dla ciebie kilka kamieni szlachetnych, trochę jedzenia z równoległego świata i to o co prosiłaś. -Istota wskazała sporej wielkości torbę stojącą pod ścianą.
-Z kim walczę? -Zapytała podejrzliwym tronem.
-Mają jednego niami i jakichś innorasowców i oczywiście ludzie Araaga. Masz prawo sobie wybrać.. -Dodała po chwili. Na twarzy Rudej wykwitł brzydki uśmiech.
-Ile jest istot?
-Cała sala. A on? Zostanie tutaj czy mam go zabrać za sobą? -Kobieta podeszła bliżej do Revana.
-Zostawię go tutaj, albo posadzę gdzieś z przodu.
-Chcesz żeby widział walkę?
Kiwnęła głową potwierdzająco.
-Obawiam się obecności kilku osób z rady.
-Bardziej obawiałabym się na jego miejscu ludzi Araaga. -Kobieta zaczęła odwijać chustę z twarzy. -Z rady nie przychodzi tu nikt prócz mnie. -Uśmiechnęła się w stronę Revana, który w tym samym momencie wycofał się pod ścianę patrząc przerażonym wzrokiem na kobietę.
-Nic ci nie zrobię. -Warknęła na niego.
Ruda podniosła wyżej głowę nasłuchując. Coś nad ich głowami walnęło mocniej o podłogę. Z sufitu posypała się resztka tynku.
-Zaczęło się. -Wyszeptała i przewiązała twarz chustą. Wyciągnęła zza pasa topór i pociągnęła Revana za rękę. -Nie panikuj, ze mną nic ci nie zrobią. -Wciągnęła go krętymi schodami w górę. -Wszystko co tu zobaczysz zostaw dla siebie. Pewnie rozpoznasz tu kilku swoich klientów.
-Skąd znasz Grashnar? -Zapytał zatrzymując ją i obrócił do siebie twarzą.
-Znam wszystkich z rady. -Burknęła. -Pracowałam dla nich kiedyś. Grashnar jako jedyna nie uznaje się za wielką szlachciankę. -Obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, nie zwracając uwagi na Revana.
Krzyk panujący w budynku kościoła z początku wydawał się ogłuszać i przebijać bębenki. Dodatkowo wzmacniany uderzeniami rękojeści i drewnianych trzonków o trybuny. Cały budynek wydawał się rozsypać lada chwila, jednak nikt nie zwracał na to nawet najmniejszej uwagi. Wszyscy skupiali się na walce prowadzonej pomiędzy szczenięciem szarego a ludzkim mężczyzną. Pomimo przewagi jaką posiadało dziecko, człowiek wyraźnie wygrywał.
Ruda stanęła na balkonie przebudowanym na prywatną lożę i zaglądnęła niechętnie w dół.
-Człowiek Araaga? -Zapytała siedzącą obok kobietę.
-Jeden z najlepszych.
Elfka zmrużyła oczy przyglądając się dokładniej mężczyźnie i śledząc każdy jego ruch. -Revan podejdź tu.
Wykonał jej polecenie, jednak stanął pół kroku za nią. Czuł w lodowatym tonie jej głosu coś budzącego grozę. -Rozejrzyj się uważnie. -Poleciła jeszcze bardziej lodowatym tonem. Revan zmierzył uważnie każdą część loży w dole.
-Wskaż informatorów. -Kolejne polecenie dziewczyny zaparło mu dech w piersiach. Przez kilka minut zastanawiał się na sensem słów elfki. Kolejny raz rozglądnął się dookoła zastanawiając co zrobi mu Ruda jeśli odmówi odpowiedzi.
-Nie chciałbyś tego wiedzieć. -Wyszeptała jakby do siebie i uśmiechnęła się paskudniej niż zazwyczaj. -To, że chronię twój tyłek, to trochę mnie kosztuje. Nie masz mi czym zapłacić, zresztą nie było by cię na mnie stać. -Pociągnęła go za rękę przyciągając do siebie. -Mów. -Wyszeptała mu do ucha. Revan przełknął głośniej ślinę.
-Tamten. -Pokazał ręką siedzącego na przeciw starego mężczyznę.
-Ten tam. -Kawałek dalej siedziała istota z zasłonięta chusta twarzą.
-Kto to? -Zapytała.
-Revakarei. Albin Ciemny, z północnej części miasta. Mieszka w dzielnicy szarych. -Zakończył opuszczając głowę i popatrzył na arenę. Ludzki mężczyzna właśnie kończył dobijać trzymetrową istotę.
-Kto jeszcze? -Zapytała ponownie patrząc na niego zimno.
-Nie ma tu nikogo więcej. -Wyprostował się i w tym samym momencie ruda docisnęła go głową do barierki i przyłożyła do policzka chłodne ostrze topora.
-Jesteś tego pewny? Bo ja mam troszeczkę inne zdanie na ten temat.
Revan wciągnął głośno powietrze i skupił się na ostrzu. -Jest jeszcze trzech. Szary w ostatnim rzędzie, obok człowieka. Ludzka kobieta dokładnie pod nami i revakarei w pierwszym rzędzie z kapturem na głowie. -Głos z każdym słowem zdawał się coraz bardziej mu drżeć. Ruda odłożyła topór i puściła go.
-Grzeczny chłopczyk. -Pochwaliła i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do loży.
Mężczyzna odetchnął z ulgą, rozmasowując kark, zastanawiał się skąd w tak kruchej istocie jest tyle siły. Jednak to był teraz najmniejszy problem. Skoro zniknęła Ruda, a dookoła jest pełno ludzi Araaga, to tylko czekać, aż wbiją mu bełt w plecy. Przykucnął przy barierce opierając się o nią plecami. Trząsł się ze strachu, czuł każde uderzenie serca które stale przyspieszało.
Budynek ponownie wypełnił się okrzykami. Tym razem układały się w sylaby. Revan słysząc skandowany pseudonim elfki podniósł się i wyglądnął ciekawie, próbując uspokoić nerwy.
Arenę okrążała Ruda, machając toporem, co jeszcze bardziej podburzało tłum do aplauzu. W pewnym momencie zatrzymała się oczekując na coś. Śledził jej ruchy głowy, patrząc w to samo miejsce. Wlepiła oczy w zadaszoną lożę. W niej siedział sam Araag. Dopiero teraz zrozumiał o co Ruda walczy. Mężczyzna powiódł wzrokiem od elfki do niego, po czym wpatrując się w Revana wykrzywił oszpeconą bliznami po oparzeniach twarz w parszywy uśmiech. Przejechał palcami po krtani dając wyraźnie do zrozumienia, że są to ostatnie chwile życia Revana.
Ruda obróciła się przyglądając bladej ze strachu twarzy młodego mężczyzny. On nie mógł jednak zobaczyć wyrazu jej twarzy, ale w jej postawie było coś, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnął się do niej smutno w tym samym momencie kiedy na arenę wskoczyła istota w długim czarnym płaszczu. W ułamku sekundy wyciągnęła spod płaszcza cztery krukisy, po jednym na każdą rękę.
-Revakarei. -Wyszeptał do siebie Revan zdając sobie sprawę, że nie tylko ilość rąk daje stworzeniu o wiele większą przewagę.
Ruda stała, czekając spokojnie na atak istoty. W końcu oboje w jednej chwili zaczęli biec w swoja stronę. W ciągu kilku sekund revakarei wyprowadził parę ciosów, otaczając elfkę poruszająca się ścianą ostrzy. Ta parowała każdy z zawrotną prędkością, a topór w jej dłoniach wydawał się ważyć nie więcej niż niewielki kamyk. W pewnym momencie oboje zamarli w bezruchu na jedno uderzenie serca. Ruda odskoczyła do tyłu. Obróciła ostrze w dłoniach i powrotnie zaatakowała. Revakarei zamachnął się dwoma ostrzami od dołu. Zamiast rozpłatania brzucha dziewczyna odbiła się i z impetem przejętym od ostrza przeskoczyła wyższą od siebie istotę, podpierając się rękoma o jego ramię i wykonując pełny obrót. W chwili kiedy znajdowała się centralnie nad głową stworzenia wbiła sztylet w obojczyk.
Dźwięk który wydał z siebie revakarei w momencie zadania ciosu sparaliżował całą publikę. Na jedno uderzenie serca zapadła martwa cisza, dopiero kiedy elfka wylądowała na ziemi widownia zaczęła krzyczeć i wiwatować.. Pomimo tego Ruda nie cieszyła się zwycięstwem. Obróciła się wyprowadzając szybkie cięcie. Jeden z krukisów trafił ją w ramie, pomimo tego dokończyła cios. Ostrze topora utkwiło tuż nad biodrem stworzenia. Wyszarpnęła je gwałtownie i odsunęła się pół kroku w tył. Przez chwile patrzyła na ledwo poruszającego się przeciwnika. Dokoła niego w szybkim tempie powiększała się plama zielonkawej krwi. W końcu stworzenie padło martwe na ziemię.
Ruda popatrzyła w stronę loży Araaga i odsłoniła twarz zakryta chusta. Jej twarz szpecił paskudny uśmiech zwycięscy. Po minie samego Araaga można było sądzić, że nie był zachwycony tak szybką przegraną jednego ze swoich pracowników. Jeszcze raz powiódł wzrokiem mrożącym krew w żyłach, w stronę Revana, po czym wstał i zniknął za starymi drzwiami prowadzącymi do loży.
Revan otępiałym wzrokiem patrzył na arenę. Walka nie trwała więcej niż kilka minut, ale w ciągu tego czasu dziewczyna wykonała więcej ruchów. Niż zdołał wyłapać.
-Jak się podobała walka? -Głos Rudej wyrwał mężczyznę z zamyślenia. Obrócił się w jej stronę zastanawiając czy nadal powinien do niej podchodzić, jak do bezbronnej dziewczyny.
-Szybka. -Wydusił z siebie w końcu.-Wracamy do domu.- Rzuciła obracając się na pięcie i zniknęła na schodach prowadzących w dół.
Przez dłuższą chwilę Revan wpatrywał się w pustkę pozostałą na schodach. Zaczyna analizować i łączyć w całość fakty na temat Larikal. Nie chciała powiedzieć czym się zajmuje, ale obiecała mu pokazać. Nie wnikał w to dłużej. Ruszył za nią.
-Domyśla się czegoś? -Alchim Grashnar popatrzyła na Rudą podejrzliwie.
-Jak na szpiega jest strasznie łatwowierny. -Burknęła w elfim języku.
-A Araag? Nie będzie się czepiał?
-Zapłacę mu jedna dziesiątą tego co dostanę. -Westchnęła. -Jakiś podatek muszę płacić, inaczej zlikwidowałby mnie w ciągu tygodnia. -Dodała i zaplotła ręce na piersiach. -Zresztą dostał swoją szansę i zmarnował ją. To, aż nie podobne do niego. -Przerwała na chwilę. -Masz dla mnie to o co prosiłam?
-Kosztowało mnie to trochę…
-Mnie też kosztuje wiele jego towarzystwo.
-Dostaniesz za to zapłatę. -Grashnar odsunęła się w cień. -Masz wiadomości o które cię prosiłam? -Pomieszczenia wypełnił głos kobiety.
-Tak. -Powiedziała oschle i popatrzyła w stronę drzwi. Nieduży pokój wydawał się szeptać w ciszy jaka w nim zapadła. Grashnar obróciła głowę i patrzyła z oczekiwaniem na stare, lekko podniszczone drzwi. Ułamek sekundy później na schodach było słychać niezdecydowane kroki.
-Jak na szpiega jest mało ostrożny. -Wyszeptała Ruda i zaczęła nienaturalnie przeglądać torbę ze swoja zapłatą.
-Jest bardziej przebiegły niż, ci się wydaje. -Dodała. W tym momencie kiedy Revan wszedł do pomieszczenia. Zatrzymał się i przyglądnął Rudej.
-Doszedłeś już do siebie? -Obróciła się patrząc na niego. -Co ona tu robi? -Pokazał dłonią miejsce w którym stała Grashnar i popatrzył na Rudą podejrzliwie.
-Potrzebne mi poparcie rady. -Odpowiedziała i przerzuciła torbę przez ramię. -Oddaj to Araagowi. -Burknęła i podchodząc do kobiety w cieniu włożyła jej coś błyszczącego do ręki.- Czas na nas. -Rzuciła i wyszła. Revan nie czekał na kolejne zaproszenie. Poszedł za nią.
Tuż za drzwiami wejściowymi rozbłysnęła się błękitne światło portalu. Elfka złapała Revana za rękę i wciągnęła w przejście.
Blady błysk rozświetlił niewielkie mieszkanie Rudej. Mała dziewczynka podniosła głowę, oczekując właścicielki. Odwzajemniła rzucony uśmiech i wstała.
-Mam coś dla ciebie. -Ruda zrzuciła torbę na podłogę i odpięła topór od pasa. Dziecko popatrzyło na nią niepewnie.
-Spokojnie.
-Co z twoim ramieniem? -Zapytała podchodząc do Rudej i oglądając jej rękę.
-Zajmiesz się tym? -Elfka wyciągnął przyniesionej torby plastikowa butelkę. -To dla ciebie… -Wręczyła jej przedmiot i podeszła do szuflady. Przeszukała ją uważanie, wyciągając jedwabne nici i zakrzywioną igłę. Wręczyła je dziewczynce a sama zaczęła szukać czegoś w szafce.
Revan przyglądał się wszystkiemu uważnie. Coraz bardziej zaczęło go zastanawiać dziecko, którym opiekuje się Ruda. Mimo młodego wieku doskonale wiedziała co ma robić.
Ruda znalazła w końcu szklaną butelkę. Pociągnęła z niej solidny łyk. Usiadła na łóżku i polała trunkiem po ramieniu. Dziewczynka usiadła obok niej i zaczęła spokojnie zszywać ranę. Ruda zacisnęła mocniej zęby przy każdym wbiciu igły, co chwile upijając kolejna porcję trunku.
-Gdzie ty się nauczyłaś tak zszywać? -Zapytał Revan przyglądając się z jeszcze większą uwagą.
-Lari mnie nauczyła. -Powiedziała nie obracając głowy. -Coś muszę robić kiedy dorosnę.- Dodała zawiązując ostatni supeł. -Skończyłam. -Uśmiechnęła się i zaczęła obwijać bandażem rękę.
-Dziękuje. -Burknęła przyjaznym głosem. -Chcesz wracać do domu dzisiaj? -Zapytała.
-Jeśli mogę tu zostać, to lepiej nie pokazywać się ojcu. Ostatnio zaczyna się robić coraz gorszy. -Schowała nici do szuflady.
-Umiesz czytać? -Elfka popatrzyła na Revana.
-Tak.
-Mała weź książkę i idź do niego. -Popatrzyła na mężczyznę, najwyraźniej zaskoczonego jej słowami. Uśmiechnęła się i zaczęła wypakowywać z torby przedmioty. Niewielka sakwę otworzyła i wysypała jej zawartość na rękę. Przyglądnęła się dokładniej błyszczącym kamieniom, wsypała je z powrotem do środka i przypięła woreczek do pasa. Kilka paczek z jedzeniem rzuciła niedbale na łóżko. Jej twarz wykrzywił wredny uśmiech. Wyciągnęła z torby metalowa linkę, obejrzała ją dokładnie i schowała do kieszeni ukrytej w płaszczu. Revan nie odważył się zapytać po co jej to. Wzięła go pod swój dach , to wystarczający powód, żeby nie musiał jej pytać o wszystko.
Dziewczynka usiadła obok niego i położyła mu na kolanach grubą książkę. Otworzyła ją w połowie i zaczęła głośno składać litery, tworząc z nich słowa.
Ruda zajęła się przygotowaniem czegoś do jedzenia.
-Saji cos iar mas. -Obrócił się. Dziewczynka jak na komendę zaczęła coraz szybciej czytać.
-Wystarczy. -Powiedziała w końcu elfka. Dziecko zamknęło książkę i położyło ją na stole.
-Lari muszę iść na chwilę na zewnątrz.
-Revan idź z nią. -Burknęła uśmiechając się do siebie i ściągając z kuchenki garnek. Słuchała uważnie.
-Czego ty właściwie tutaj szukasz? -Zapytał Revan patrząc podejrzliwie na dziewczynkę. Zaplótł ręce na klatce piersiowej i oparł się o ścianę.
-Zapomniałam kota wpuścić do domu. -Dziecko obróciło się, popatrzyło na mężczyznę i z sympatycznym uśmiechem zniknęło za rogiem budynku. Revan zerwał się gwałtownie.
-Nic jej nie będzie. -Ruda pojawiła się nie wiadomo skąd.
-Jhoraer tysti shas sai cysti. -Elfka warknęła głośniej. Dziewczynka z uśmiechem weszła w zaułek, minęła Rudą, która pogłaskała ja po głowie i zniknęła za drzwiami kamienicy.
-Po co ta cała scena z kotem? -Podejrzliwy wzrok utkwił w Rudej.
-Jesteś szpiegiem a mimo tego wierzysz każdemu kto podaje ci rękę. -Obeszła go dookoła. Zatrzymała się za jego plecami, położyła mu dłoń na ramieniu i przysunęła usta do jego ucha. -W tym świecie nie wolno ufać nawet samemu sobie. -Wyszeptała. Przełknął głośno ślinę. Dłoń z jego ramienia zsunęła się, ponownie znikając pod płaszczem.
-Jesteś… -Przerwał czując jak kropla lodowatego potu spływa mu po czole. Sparaliżowany strachem nawet nie drgnął.
-Tak. Jestem opłacona. -W ułamku sekundy przełożyła mu metalowa linkę przez szyję, jednak w taki sposób aby nie przeciąć skóry ani nie udusić go od razu. Próbował odciągnąć ją od szyi.
-Nigdy więcej nie ufaj nikomu. -Wyszeptała ciepłym głosem i zacisnęła linkę. Skóra na szyi Revana pękła a krew zalał ubranie brudząc je. Z ust mężczyzny wydobył się bulgot. Jego ciało osunęła się w dół, Ruda rozluźniła uścisk pozwalając mu swobodnie opaść na brukowaną ulicę. Podniosła wzrok.
Z sąsiedniego budynku zeskoczyły dwie osoby. Bez słowa podeszły do niej, wręczając jej sakwę i zabierając ciało. Obie zniknęły w świetle portalu.
Elfka patrzyła obojętnie jeszcze przez dłuższą chwilę w pustą ścianę budynku na której zniknęli. Zwinęła linkę i włożyła do kieszeni.
-Ile razy ci powtarzałam, żebyś nie podglądała. -Obróciła się czując na sobie wzrok dziecka.
-I tak będę taka jak ty. -Burknęła i wychyliła się zza drzwi. Karcący wzrok elfki zmył jej uśmiech z twarzy. Kobieta ruszyła w jej stronę, zniknęła za drzwiami, zamykając je dokładnie.
Opowieści Świata Równoległego, opowiadanie I

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 5
- Rejestracja: wtorek, 1 maja 2007, 19:04
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Rzeszów
