.::Las::.
: piątek, 6 lipca 2007, 22:57
Moje najwybitniejsze dzieło ostatnich miesięcy:
.::Las::.
Ciemny las, w około mrok,
strach tu nawet postawić krok,
niejeden już tu wszedł i nie wrócił,
czym rodzinę swą zasmucił.
Ktoś odważny się pojawił,
w lesie nogę swą postawił,
postanowił przezeń przejść,
by nowinę dobrą nieść.
W prawej ręce kostur trzyma,
żadne zło się go nie ima,
kostur w drewnie wyrzeźbiony,
pańskim krzyżem jest zwieńczony.
W czarny habit jest odziany,
mnichem pustelnikiem zwany,
przez las idzie dumnym krokiem,
jakby podróżował z Bogiem.
Złe zwierzęta go mijają,
a banici uciekają,
gdyż od mnicha aura bije,
w której zło dokoła ginie.
W środku lasu jest polana,
ciemna, mroczna nawet z rana,
wszelkie światło wnet tam ginie,
ponoć tam Lucyfer żyje.
Mnich pustelnik tam dochodzi,
chwile po niej okiem wodzi,
z spod szkaplerza miecz wyjmuje,
po czym na głos zawołuje.
"Lucyferze w imię Boga,
tu się kończy twoja droga,
wyjdź tu do mnie to cię zgładzę,
ład w tym lesie zaprowadzę."
"Witaj Iturielu drogi,
znów się zeszły nasze drogi,
nie wrzeszcz tak, ja cię proszę,
bo hałasów wręcz nie znoszę."
Jak spod ziemi wnet wyrasta,
postać w czerni, jak śmierć straszna,
której z pleców skrzydła sterczą,
całe czarne, siarką śmierdzą.
W prawej dłoni miecz płonący,
czarnym ogniem buchający,
i po chwili tak mu wrzaśnie,
"zaraz zginiesz Boski błaźnie".
Nagle błysk i światłość z dala,
i gdzie postać mnicha stała,
stoi ktoś zupełnie inny,
cały w bieli i niewinny.
Białe skrzydła on posiada,
mieczem też ognistym włada,
mierzy ostrzem w Lucyfera,
i po chwili nań naciera.
Gdy dwa miecze się spotkały,
iskry w koło poleciały,
chwila zwarcia, potem odskok,
trochę przerwy i znów doskok.
Walka trwa już pół godziny,
zwarcie, odskok, atak, kpiny,
to Lucyfer z Boga szydzi,
gdyż go z serca nienawidzi.
Jeszcze chwilkę walka trwała,
aż się dziwna rzecz stała,
Szatan nagle się przewrócił,
w górę ostrze swe wyrzucił.
Już Ituriel nad nim stoi,
aż się cały diabeł boi,
"opuść las, tak Bóg karze,
życie ci ratując w darze".
Nagle trzask i syk się rozniósł
i Szatana wiatr gdzieś poniósł,
a po chwili zawołanie,
"bądź przeklęty były Panie".
Po minucie zamyślenia,
znów się anioł w mnicha zmienia,
wszystko, co w nim Boskie znika,
znów ma wygląd podróżnika.
znowu w ręce kostur trzyma,
w ziemię wbijać go zaczyna,
w samym środku tej polany,
tam gdzie niema żadnej trawy.
Potem na kolana pada,
i do Boga modły składa,
po czym błysk rozjaśnia niebo,
gdzie był kostur stoi drzewo.
duże piękne rozłożyste,
same ma zielone liście,
na gałęziach jabłka rodzi,
a mnich po nim okiem wodzi.
"Niech od tego właśnie czasu,
zło nie wchodzi już do lasu,
bo Pan czuwa nad nim z nieba,
a mnie w drogę ruszyć trzeba".
Po polanie okiem rzucił,
po czym wstał i się obrócił,
"Żegnaj lesie" rzekł ruszając,
w leśnym gąszczu gdzieś znikając.
I od tego właśnie czasu,
nikt się nie bał wejść do lasu,
znowu tutaj słońce świeci,
znów się w lesie bawią dzieci.
I nikt nie wie tak naprawdę,
czemu las się zmienił nagle,
tylko drzewa to widziały,
w swej pamięci zachowały.
Tak, więc jak pewnego razu,
trafisz wprost do tego lasu,
spytaj drzew, co widziały,
by Ci to opowiedziały.
.::Las::.
Ciemny las, w około mrok,
strach tu nawet postawić krok,
niejeden już tu wszedł i nie wrócił,
czym rodzinę swą zasmucił.
Ktoś odważny się pojawił,
w lesie nogę swą postawił,
postanowił przezeń przejść,
by nowinę dobrą nieść.
W prawej ręce kostur trzyma,
żadne zło się go nie ima,
kostur w drewnie wyrzeźbiony,
pańskim krzyżem jest zwieńczony.
W czarny habit jest odziany,
mnichem pustelnikiem zwany,
przez las idzie dumnym krokiem,
jakby podróżował z Bogiem.
Złe zwierzęta go mijają,
a banici uciekają,
gdyż od mnicha aura bije,
w której zło dokoła ginie.
W środku lasu jest polana,
ciemna, mroczna nawet z rana,
wszelkie światło wnet tam ginie,
ponoć tam Lucyfer żyje.
Mnich pustelnik tam dochodzi,
chwile po niej okiem wodzi,
z spod szkaplerza miecz wyjmuje,
po czym na głos zawołuje.
"Lucyferze w imię Boga,
tu się kończy twoja droga,
wyjdź tu do mnie to cię zgładzę,
ład w tym lesie zaprowadzę."
"Witaj Iturielu drogi,
znów się zeszły nasze drogi,
nie wrzeszcz tak, ja cię proszę,
bo hałasów wręcz nie znoszę."
Jak spod ziemi wnet wyrasta,
postać w czerni, jak śmierć straszna,
której z pleców skrzydła sterczą,
całe czarne, siarką śmierdzą.
W prawej dłoni miecz płonący,
czarnym ogniem buchający,
i po chwili tak mu wrzaśnie,
"zaraz zginiesz Boski błaźnie".
Nagle błysk i światłość z dala,
i gdzie postać mnicha stała,
stoi ktoś zupełnie inny,
cały w bieli i niewinny.
Białe skrzydła on posiada,
mieczem też ognistym włada,
mierzy ostrzem w Lucyfera,
i po chwili nań naciera.
Gdy dwa miecze się spotkały,
iskry w koło poleciały,
chwila zwarcia, potem odskok,
trochę przerwy i znów doskok.
Walka trwa już pół godziny,
zwarcie, odskok, atak, kpiny,
to Lucyfer z Boga szydzi,
gdyż go z serca nienawidzi.
Jeszcze chwilkę walka trwała,
aż się dziwna rzecz stała,
Szatan nagle się przewrócił,
w górę ostrze swe wyrzucił.
Już Ituriel nad nim stoi,
aż się cały diabeł boi,
"opuść las, tak Bóg karze,
życie ci ratując w darze".
Nagle trzask i syk się rozniósł
i Szatana wiatr gdzieś poniósł,
a po chwili zawołanie,
"bądź przeklęty były Panie".
Po minucie zamyślenia,
znów się anioł w mnicha zmienia,
wszystko, co w nim Boskie znika,
znów ma wygląd podróżnika.
znowu w ręce kostur trzyma,
w ziemię wbijać go zaczyna,
w samym środku tej polany,
tam gdzie niema żadnej trawy.
Potem na kolana pada,
i do Boga modły składa,
po czym błysk rozjaśnia niebo,
gdzie był kostur stoi drzewo.
duże piękne rozłożyste,
same ma zielone liście,
na gałęziach jabłka rodzi,
a mnich po nim okiem wodzi.
"Niech od tego właśnie czasu,
zło nie wchodzi już do lasu,
bo Pan czuwa nad nim z nieba,
a mnie w drogę ruszyć trzeba".
Po polanie okiem rzucił,
po czym wstał i się obrócił,
"Żegnaj lesie" rzekł ruszając,
w leśnym gąszczu gdzieś znikając.
I od tego właśnie czasu,
nikt się nie bał wejść do lasu,
znowu tutaj słońce świeci,
znów się w lesie bawią dzieci.
I nikt nie wie tak naprawdę,
czemu las się zmienił nagle,
tylko drzewa to widziały,
w swej pamięci zachowały.
Tak, więc jak pewnego razu,
trafisz wprost do tego lasu,
spytaj drzew, co widziały,
by Ci to opowiedziały.