Retrospekcja z “Wojny o pokój” [wszyscy]
W momencie gdy grupie przydzielone zostały kwatery Magnus bez specjalnych ceregieli, szybko i równo wmaszerował do pierwszej z tych oficerskich. Co jak co, ale nie miał zamiaru wylądować na zwykłej żołnierskiej pryczy. Grunt, to się cenić. W swojej jednostce był jednym z wielu w oddziale ale w regularnym wojsku byłby pewnie wyższym oficerem. Gdyby tam wrócił...
Miała zostać pozbawiona resztki “lusksu”? Niedoczekanie... Ria nie była typem osoby, która przystałaby na gorsze warunki, tylko dlatego, żeby ktoś inny miał lepiej. Zerknęła po pozostałych i szybko wytypowała przynajmniej cztery osoby do odstąpienia kwatery oficerskiej. Wybrała następną z kwater, tuż po Turianinie, rzucając jedynie krótkie:
- Dobrej zabawy. - szybko odizolowała się od reszty, zadowolona, że otrzyma trochę spokoju. Towarzystwo wojskowych było naprawdę męczące...
Zrzuciła na podłogę ciążącej już jej torbę, po czym skoczyła na miejsce, w którym będzie zmuszona spać. Powtarzała sobie, że mogłoby być gorzej... Ale to wcale nie pomagało.
Ria wytrzymała niedługo w takim bezruchu. Pozwoliła sobie na chwilę relaksu, jednak nie była ta chwila tak przyjemna, jak ona by tego wymagała. W kwaterze zaczynało jej przeszkadzać coraz więcej rzeczy... Zero, kompletne zero zrozumienia potrzeb. Zeskoczyła z pryczy, przeciągnęła się leniwie i zaczęła analizować swoje opcje. Nie było ich zbyt wiele... Jedyną sensowną jawiła się mesa, chociaż Asari miała wątpliwości, czy będzie w stanie chociażby tknąć podawanego tam jedzenia.
Mag kątem oka widział podążającą za nim asari, wyglądało na to że wybrała sąsiednią kajutę. Yep. Ciekawe towarzystwo, nie ma co. Rozłożenie klamotów i przebranie się w lekki pancerz bojowy który służył mu równocześnie za strój dzienny nie zajęło dużo czasu. Machając urękawiczkowaną ręką na dogłębniejsze sprawdzenie ekwipunku turianin poszedł spacerowym krokiem w kierunku mesy czy innego przybytku uciech wszelakich. Jak zwał tak zwał.
Dla przykładu Crowford bez jakiegokolwiek słowa, czy ceregieli wyszedł parę pokoi do przodu, tak by nie musieć szamotać się z nikim w drzwiach, łupnął się na swą przycz i przeciągnął przesadnie wręcz leniwie. Drzwi zostawił otwarte. Gdyby ktoś zajrzał do pokoju, nichybnie zauważyłby, że siedzi on w ciszy, bawiąc się dłońmi. Powoli zebrał myśli. Rozebrał się. Został w mundurowych spodniach i białym podkoszulku bez rękawów. Doceniał wygodę jaką zapewniał taki strój. Przepasał się wszelkimi kaburami i pasami. Przez chwilę zastanowił się, gdzie by tu pójść. Nie kwapił się szczególnie na strzelnicę, bo wątpił, by musiał akurat w tej chwili poprawiać umiejętności strzeleckie. Wyszedł na korytarz, zauważając Turianina.
Pozdrowił go skinieniem głowy i podążył za nim.
-Jakieś przygotowania przed misją? - zapytał.
- O jakim przygotowaniu może tu być mowa? - Rzucił Magnus gdy usłyszał pytanie sztywnego człowieka. - Nie jesteśmy studentami przed egzaminem. Broni bardziej nie doczyszczę i bardziej amunicji w niej również nie sprawdzę. Niewiele pozostaje do powiedzenia w tej materii.
-O takim przygotowaniu, które sprawia, że w te parę cholernych godzin, czujesz się pewniej. Takie poranne rytuały. Każdy ma swoje. I moge cię zapewnić Turianinie, że przydadzą się. Lekko nie będzie.
Ria opuściła pokój, obdarzając człowieka i Turianina dość znudzonym spojrzeniem. Słysząc strzępek rozmowy już wiedziała, że nic tu po niej. Poranne rytuały? Niestety nie mieli tutaj dużej wanny z cieplutką wodą, pachnącymi olejkami...
- Jeśli pytasz o to czy umyłem zęby i namalowałem sobie dzisiejszą porcję tatuaży na twarzy to tak. Wszyscy zdrowi - Kontynuował Turianin.
- Pozbawiasz mnie więc roboty... często robisz sobie makijaż? - Zapytał z przekąsem.
- Nie wiem jak ty sobie wyobrażasz “poranne rytuały” - odezwała się Ria, wymijając obu mężczyzn - ale jak dla mnie jest to niewykonalne. Co za standardy... - pokręciła głową, po czym ruszyła w stronę mesy.
- Pani widzę wybitnie niefrontowa... - burknął bardziej do siebie... ta dziwna sztywność mięsni ujawniała się nawet w mimice Crowforda. Gdyby zrobić mu zdjęcie, wyglądłby normalnie, gdyby go nagrać - już nie.
- Wiesz... Muszę wyglądać pięknie. Zawsze. - Ironia nie opuszczała Turianina.
Człowiek zaśmiał się nieznacznie, po czym przyjrzał się Turianinowi z dziwnie szczerą ciekawością...
-Hmm nie znam się za bardzo na kosmetyce... Ale oby tak dalej.
- Widzisz. Skoro jesteśmy wszyscy przygotowani do akcji - Turianin celowo nie dopytywał się małej asari - To może pójdziemy do tej mesy o której słyszałem tyle dobrego?
- Wiesz, nic lepszego do roboty nie mamy. - W miarę rozmowy, coraz trudniej było wychwycić jego nietypowość.
- Jeden głos na tak. Rzuciłem tą propozycję co znaczy że ją popieram, z definicji - Magnus znacząco spojrzał na ostatniego wyborcę.
- Tam skąd pochodzimy, większość głosów jest bezsprzecznie dominująca... Znacz skąd ja pochodzę. - Zreflektował się.
Ria nie odwróciła się do dwóch mężczyzn. Była mimowolnym słuchaczem, chociaż starała się oddalić od nich dość szybko. Do mesy! Nawet tam spokoju, chociaż... Może mają w sobie trochę życia?
Lukas wszedł do pierwszego niezajętego pokoju, który napotkał. Łóżko, jest, Biurko, jest, połączenie z ekstranetem, jest i to lepsze niż w domu. Uśmiechnął się i zaczął myszkować po sieci, kiedy usłyszał znajomy dźwięk. Bestia znowu domagała się pokarmu. Westchnął, czasem naprawdę zazdrościł syntetykom. Wstał i opuścił swój pokój ruszając do mesy.
Anya zajęła pierwszą wolną przestrzeń mieszkalną jaką trafiła. Nie szukała wygód, nie zastanawiała się co to będą w środku za warunki. Potrzebowała miejsca by umieścić tam swój podręczny bagaż i zostawić klamoty, zbędne w trakcie pojedynków wręcz oraz spać po odbębnieniu wszelkich obowiązków. Jak zwykle. Zresztą każde warunki lepsze od tych, które znała z Ziemi były dla niej warunkami luksusowymi...
Po pozbyciu się zbędnego ciężaru i wyjrzeniu z przydzielonej kwatery rozejrzała się za tym turianinem, który był chętny na wzajemne kopanie tyłków. Stał on kawałek dalej, kręcąc głową po zasłyszanej rozmowie asari, turianina i człowieka. Ta pierwsza już raczej nie była żołnierzem o ile kiedykolwiek nim była. Zarkan przeczuwał, że będzie to upierdliwa istotka., ale jeszcze się okaże co i jak. Obejrzał się na bok i zobaczył ludzką kobietę, z którą miał odbyć sparring. Skinął jej głową.
- Proponuję wspólną rozgrzewkę na sali treningowej na początek - mruknęła krótko, bez owijania w bawełnę. Turianin tylko skinął głową. Był ciekawe tego, co kobieta ma do zaprezentowania w tej materii. Wskazał gestem kierunek i ruszył wraz z Anyą w stronę sali treningowej. Wyglądało na to, że nie mówi za wiele na porządku dziennym.
Drell zajął losowo wybrane pomieszczenie. Nie zależało mu na wygodach. Chciał tylko chwili samotności… Ci jego nowi towarzysze byli bardzo irytujący. Sam nie wiedział dokładnie dlaczego Rada wybrała właśnie ich. Bez chwili zastanowienia mógłby podać im lepszych specjalistów, o poważniejszym podejściu. Zgodnie z jego obserwacjami turianin i asari nie stanowili zagrożenia. Stanowili dość wygadaną parę, pewną siebie i swoich umiejętności… Ale jak dotąd nie wykazali się niczym szczególnym, no może pomijając dziecinne próby zdominowania reszty. W każdym razie… Wiedział, że ta pewność siebie ich zgubi. Co do reszty nie miał jeszcze wyrobionej opinii. Miał nadzieję jednak, że w tej zbieraninie znajdzie się chociaż jeden kompetentny człowiek. Jeśli nie… Są zgubieni. Powinni wybrać silnego przywódcę, który by podejmował kluczowe decyzje. Miał jednak nadzieję, że nie będzie to przygłupi turianin ani zadzierająca nosa asari. Na razie jednak zrzucił swój podręczny bagaż i udał się do mesy. Miał nadzieję, ze odpocznie tam chwilę w spokoju. Jego marzenia jednak niedługo starły się z brutalną rzeczywistością…
Sara długo nie szukała dla siebie pokoju. Wszystkie kwatery oficerskie były do siebie podobne i spełniały jej wymagania. Weszła zajmując pierwsze tego typu wolne pomieszczenie i zamknęła za sobą drzwi. Póki co nie widziała powodów aby z kimś rozmawiać, na gadanie jeszcze przyjdzie czas. Zresztą jej zdaniem było tam za dużo osób na raz, aby swobodnie porozmawiać. Oczywiście można się było podobierać w mniejsze grupki, ale ona nie paliła się do rozmów. Zresztą, po paru misjach nie powinno już być takiego tłoku. Prędzej czy później zawsze ktoś ginął, wówczas to pozostałym z nich będzie łatwiej rozmawiać.
Tymczasem Sara rozejrzała się po swojej nowej kwaterze. Odpowiednio pościelone i wyglądające na wygodne łóżko, biurko z wmontowanym w ścianę dużym ekranem, szafka na broń pancerze i ubrania oraz inne pierdoły. Brakowało okna z widokiem na morze... gdzieś na tej planecie nad którą orbitowali powinno się jakieś znajdować. Nie mniej jednak oczywiście mogło być.
Zadowolona z pokoju kobieta położyła torbę na łóżku. Najpierw trzeba się było rozpakować, kładąc wszystko na odpowiednie miejsce. Począwszy od trzymanego na plecach karabinu snajperskiego, przez resztę broni, po około pięciu minutach i dwunastu sekundach, Sara była w pełni rozpakowana. Była zadowolona i naprawdę nie przejmowała się tym, że spóźniła się aż o dwanaście sekund.
Chciała pójść jeszcze na siłownię, poćwiczyć przed snem. Zdjęła mundur i przebrała się w coś bardziej odpowiedniego, a nastepnie zastanowiła się chwilę. W około byli sami sojusznicy, znajdowała się na stacji treningowej, miała iść do pomieszczenia oddalonego o mniej niż sto metrów od jej kajuty... Uznała, że w tych okolicznościach wystarczy jej poręczny pistolet i dwa noże wojskowe... Miała nadzieję, że to jej wystarczy.
Nie tracąc więcej czasu, zabrała to co mogło się okazać potrzebne, zamknęła za sobą pokój i ruszyła na siłownię.
Koris nie miał wielkiego wyboru w doborze kajut. Została już tylko jedna-ostatnia. Jak zwykle zamarudził i był skazany na jakieś podrzędne coś. W sumie było mu to obojętne. Rzadko poświęcał więcej niż godzinę dziennie na sen więc kajuta miała funkcję czysto użytkową. Zwykle w krótkim czasie jego sypialnie zmieniały się w rupieciarnie w których upychał wszystko czego nie używał w danej chwili a mogło się jeszcze przydać.
Rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu. Nie odbiegało od standardów do których zdążył przywyknąć gdy pracował jako inżynier w STG. Oszczędne umeblowanie, trochę podstawowego sprzętu-łóżko w sumie wszystko. Oczywiście pozornie. Badali ich. Testowali. Urządzenia szpiegowskie prawdopodobnie wszędzie. Duże ryzyko. Nie zamierzał sie zdradzać przed wcześnie przed Cytadelą, w końcu co innego STG a co innego banda służbistów z obcych ras.
Wstukał szybko odpowiednią komendę do swojego omni-klucza włączając tryb wykrywania pluskiew i innego robactwa które mogło go potajemnie śledzić.
Z zadowoleniem ale i pewnym niepokojem wyłączyl omni-klucz i zabrał się do rozpakowywania.
Minęło trochę czasu nim przeniósł wszystkie podręczne klamoty do kajuty układając je w stosy. w jego kajucie szybko zapanował koszmarny nieład. Większość ludzi nie potrafiłaby znaleźć tutaj nawet własnej stopy nie przewracając jednocześnie hałdy innych przedmiotów ale Koris potrafił lawirować w tym małym chaosie z bezbłędną intuicją.
Uśmiechnął się z zadowoleniem gdy Rupieciarnia była gotowa. Odłączył kamerę badawczą i wdział cywilny kombinezon. Przytraczając jednak do pasa standardowe narzędzia.
Czasu było dużo, brak presji - mała motywacja. Przynajmniej można się rozejrzeć po kompleksie ocenić zasoby-sprzęt. Także ludzki. To także narzędzia, nie bez powodu pracują w grupie, może ktoś mu się przyda. Widma działają w grupach. Nawet jeśli sam nim nie zostanie jako członek takiej załogi będzie miał większe pole manewru i dostęp do technologii. Warto sprawdzić z kim współpraca będzie się układać. Odrzucić zbędnych, niepotrzebnych. Ocena socjologiczna. To jego słaba strona, ale taktyka i umiejętności bitewne - jasne, istotne. Zacieśnianie więzi. Ponoć posiłek temu sprzyja, przynajmniej według badań, pozwala rozluźnić się i lepiej poznać. Dotychczas nie było mu to specjalnie potrzebne. Wyszukiwał ludzi po kwalifikacjach-osiągnięciach. Teraz skazany był na ograniczone zdolności poznawcze. Zazdrościł Hanarom, ich system lepszy, bardziej klarowny. Z westchnięciem powlókł się do mesy mając nadzieję nie zbłaźnić się zanadto. Istotnie nawiązanie więzi niespecjalnie istotne, ale kiepskie pierwsze wrażenie może utrudnić współprace i pozyskiwanie informacji.
Retrospekcja z siłowni[Sara]
Sara weszła do pustego pomieszczenia. Było ono puste oczywiście pod tym względem, że nikogo tam nie było. O odpowiedni sprzęt oczywiście zadbano i był on naprawdę gęsto ustawiony.
Sara odłożyła broń, tak aby mieć ją w zasięgu ręki i podłączyła
swoją muzykę, do zamieszczonego w pomieszczeniu głośnika.
Teraz mogła zacząć. Ćwiczenia rozpoczęła od siedmiominutowej rozgrzewki, na którą składały się pompki, przysiady i różne inne ćwiczenia rozciągające.
W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł turianin. Skinął kobiecie głową i podszedł do dyspozytora płynów izotonicznych. Zapewne smakowały paskudnie, ale nie to było ich zadaniem... Zgarnął jedną butelkę dla siebie i jedną dla Anyi. Na wszelki wypadek. Po sparringu pewnie tu wróci. Skinął ręką na pożegnanie ludzkiej kobiecie, opuszczając pomieszczenie i wracając na salę trenignową.
Zagłuszająca muzyka w tle, istotnie nie sprzyjała rozmowom. Sara, zarówno na powitanie jak i pożegnanie, zasalutowała turianinowi w niezwykle luźny sposób.
Krótko po tym jak wyszedł, skończywszy rozgrzewkę zaczęła ćwiczenia. Najpierw od podciągania się.
Minęło spokojne ponad pół godziny, gdy turianin pojawił się ponownie. Tym razem już by trochę poćwiczyć. Rozgrzewkę miał już za sobą, wiec mógł przystąpić do czegoś konkretnego. Siadł na trenażerze do ćwiczenia mięśni klatki piersiowej i wziął się za robotę.
Retrospekcja z sali treningowej [WW i Zeth]
Anya wkroczyła do sali treningowej pewnym, wojskowym krokiem. Rozejrzała się wokół - warunki do ćwiczeń wydawały się zadowalające. Kobieta zawsze miała wrażenie, że salarianie i wszystko co ich dotyczyło było takie kruche. Wywoływało to u niej obawy, że najmniejsza nieostrożność w kontaktach z nimi wywoła jakieś negatywne konsekwencje, typu połamane salariańskie kości. Nie żeby czuła specjalne opory przed łamaniem czegoś komuś. Po prostu cała masa potem była z tym biurokracji i smędzenia.
W czasie jak kobieta się rozglądała, Zarkan zlokalizował ochraniacze i rękawice.
- Jak przejdziemy do sparringu to lepiej to założyć. Nie wiem czy tu pojawianie się z obitą twarzą przejdzie jak u nas - mruknął, dobywając zestawu dla sienie i Anyi. Nie wyglądało na to, by jakoś szczególnie interesował się otoczeniem. Odstawił bron palna do szafki, jakoże jeszcze nie miał okazji znaleźć sobie miejsca na noc.
- Powiedz mi jeszcze co rozumiesz poprzez “rozgrzewkę” - dodał, jakby orientując się po chwili, ze Anya mogła mieć na myśli coś innego niż wstępne przywalenie sobie na wzajem..
- Brak rozgrzanych mięśni przed sparingiem sprzyja nieprzyjemnym kontuzjom. Rozgrzewka to przygotowanie mięśni i stawów do wysiłku - mruknęła. Zaczęła od spaceru po sali i wymachów rękami oraz podskoków.
Turianin skinął głową. Sam po prostu rozruszał ręce i nogi strzepując je parę razy i wykonując parę ruchów. Po namyśle wykonał tez parę cwiczeń. Gdy Anya skończyła rozgrzewkę po prostu rzucił jej wpierw ochraniacz, a potem rękawice.
Anya otworzyła usta by coś powiedzieć, ale głos nie wydobył się z jej ust. Kaszlnęła, odchrząknęła. No tak... Zapomniała o jednym szczególe - podróż była długa, a ona nie miała nic do picia. Odłożyła rękawice i ochraniacz, uniosła dłoń i odchrząknęła raz jeszcze.
- Momencik, pójdę po wodę. Moje gardło zaprotestowało - przeprosiła Zarkana i wyszła bez czekania na odpowiedź.
Turianin wzruszył ramionami i usiadł na jednej z ławek. Po chwili drgnął i ruszył na moment do siłowni.
Anya wróciła po dłuższej nieobecności.
- Mamy doprawdy interesujących współtowarzyszy... - mruknęła kręcąc do siebie głową.
- I to obawiam się, że nie w tym pozytywnym słowa znaczeniu - skwitował turianin. - Zastanawiam się czy ta asari będzie narzekała na jakość dżungli gdy wreszcie weźmiemy się za wykonywanie naszego zadania... - westchnął.
- Na pewno nie spodoba jej się jakość tamtejszych dróg - skwitowała kobieta i założyła rękawice oraz ochraniacze, rozruszała jeszcze kończyny i skinęła głową, dając znak, że jest gotowa na sparing.
- Jak sobie połamie obcasy w szpilkach i utytła sukienkę? - zapytał turianin, dopinając ochraniacze i zakładając rękawice. Uderzył pieściami o siebie i spojrzał na kobietę.
Anya wzruszyła ramionami. Jej “poczucie humoru” miało dość wąskie granice. Szybko się zaczynało i jeszcze szybciej kończyło. Skinęła dłonią na turianina, czekając na jego atak.
- Dawaj, jestem ciekawa czego was uczą na Palavanie - powiedziała.
- Bezpośredniości - odparł turianin i zaatakował przyjąwszy od razu postawę. Wiedział, że kobieta sparuje lub zbije cios, więc był gotów na kontrę.
- Tak rozwiązujemy problemy na naszych stakach - rzucił.
Kobieta się nie odezwała. Przechwyciła cios i podcięła turianina.
- Za dużo gadasz - mruknęła do leżącego.
Zarkan obrócił się na ziemi i podciął Anyę również zwalając ja z nóg.
- Nie ja jeden - skwitował.
Upadając zahaczyła go rękawicą na wysokości klatki piersiowej. Natychmiast się przetoczyła dalej i poderwała sprężynką, przyjmując ponownie postawę bojową.
Turianin w tym czasie przetoczył się wstecz, wstając i unosząc ręce z powrotem do góry.
Anya uśmiechnęła się ukazując błękitny ochraniacz na zęby. Zapowiadało się bardzo ciekawie. Ponownie skinęła palcami na turianina zachęcając go do ataku. I tym razem była ostrożniejsza. Na sam początek popełnił poważny błąd, ale już się zrehabilitował w jej oczach. Turianin nie kazał jej długo czekać i znów zaatakował. Tym razem wpierw zwód prostego ciosu z lewej, by zaatakować od boku prawą ręką na wysokości nerek. Zachował sobie możliwość zbicia ciosu lewą ręką, cofnięcia i kontry w razie odpowiedzi ze strony Anyi
Anya zareagowała szybko. Ale ku zdumieniu Zarkana nie zablokowała drugiego ciosu wymierzonego w nerki. Wręcz przeciwnie. Uniknęła cios zmyłkowy i zauważyła dopiero po chwili, że był to blef. Pozwoliła uderzeniu Zarkana dojść do celu i wymierzyła markowane kopnięcie w krocze turianina. Skrzywiła się, gdy dostała, ale w żaden sposób nie spowolniło to jej reakcji.
Zarkan syknął cicho i chwycił nogę, którą Anya wykonała kopniecie i pchnął w jej stronę, by przewrócić kobietę. W normalnej walce zapewne już by się zwinął... choć z drugiej strony w normalnej walce miałby na sobie pancerz.
Ta wykorzystała to i po upadku, wykorzystując pęd nadany jej przez turianina przeturlała się i wstała kawałek dalej. Wyjęła ochraniacz na zęby z ust by się odezwać.
- Sądzę, że moglibyśmy tak do wieczora i niewiele byśmy mogli rozstrzygnąć - mruknęła. Markowanie ciosów i noszenie ochraniaczy miały swoje wady - można było ocenić tylko technikę, ale nie dało się ocenić skuteczności ciosu. Anya to wiedziała i widziała już, że Zarkan będzie niezłym sparingpartnerem w przyszłości - miał odpowiednią szybkość reakcji i dobrą technikę. Szanse były wyrównane.
- Do wieczora raczej nie - odparł Turianin, również pozbywając się ochraniaczy z ust, jako że turianie mieli dwa. - Sądzę, że odpadłbym nieco szybciej niż ty. Mam wrażenie, że twoje ruchy są nieco płynniejsze - dodał. Miał nadzieję, że jeszcze będzie miał okazję na trening z tą kobietą. Była nieco lepsza, ale nadążał za nią, co oznacza, ze mógł podszlifować swoje zdolności, a to zawsze jest cenne.
- Proponuję jednak kontynuować jeszcze chwilę. Nie wiadomo kiedy będzie okazja, by powtórzyć, a dawno nie miałem okazji na porządny sparring - dodał turianin. Anya nie miała nic przeciwko, więc pociągnęli to jeszcze paręnaście minut, by wreszcie zakończyć, odstawić ochraniacze do dezynfekcji i się pożegnać.
- Idę poszukać lokum, widzimy się raczej dopiero jutro, chyba, ze planujesz zahaczyć o siłownię. Pewnie mnie tam spotkasz za jakiś czas - rzucił turianin na odchodnym.
- Zanim pójdziesz weź to. Łap! - Zarkan obrócił sie do Anyi i rzucił jej butelkę z napojem izotonicznym, upewniwszy się, ze rzuca jej właściwy, po czym sam napił się swojego.
- Tymczasem – skinął jej reką i udał sie po swoje rzeczy.
- Miałam to w planach. Skoro się porozciągałam i rozruszałam to trochę ćwiczeń statycznych nie zaszkodzi - powiedziała. Anya złapała butelkę izotoniku i skinęła głową w podziękowaniu. Izotoniczne napoje miały swoje zalety. Swój spacer zaczęła więc od opróżnienia butelki.
Zwiedziła nieco statek, zapamiętując gdzie co jest. Potem udała się do siłowni. Może poza turianinem znajdzie tam kogoś jeszcze. Dobrze wiedzieć z kim przyjdzie jej służyć. Póki co zyskała pewność, że ten turianin poradzi sobie z osłanianiem jej pleców.
Retrospekcja z Mesy [Seachmall, Sciass, Wilko, WW, Zell i kto tam zechce ]
Ria siedziała przy jednym stole, niechętnie rozgrzebując to, co dostała do jedzenia. Wyglądało to bardziej tak, jakby wolała bawić się jedzeniem, niż naprawdę je zjeść, chociaż mina sugerowała dezaprobatę. Zjadła niewiele, szybko i bez specjalnej radości.
Było coraz gorzej...
Dla odmiany, Crowford jadł bardzo powoli, ale zdawał się delektować, więcej, wręcz rozmyślać nad istotą smaku (co tam serwują? wojskowe racje
czyt. trociny z wodą). Mieszał niewielkie porcje kolejnych potraw, jak dziecko eksperymentujące z efektami swoich kulinarnych dziwactw. Trudno było przez jego gogle, stwierdzić, czy gapił się akurat w przestrzeń, czy przyglądał się pozostałym. To pozostało kwestią domysłu.
-Ria, czemu nie lubisz jeść? - zapytał nagle, z autentyczną, dziecinną wręcz ciekawością.
- Lubię jeść. - mruknęła, oderwana od zajmującej czynności przerzucania jedzenia na talerzu - Ale nie lubię zabijać swojego poczucia smaku.
Nachylił się ku rozmówczyni. Teraz jego czarne gogle wyraźnie wpatrywały się w nia-
Hmmm. Wiesz smak to piękne odczucie... Czasem można praktycznie poczuć tyle różnych nut... nie wiem... one są jak historia. To żarcie takie nie jest, ale ja lubię każdy posiłek. To chyba sprawia mi przyjemność. Czy wy Asari odczuwacie smak inaczej?
- pytania zadawał już z reguły z tą dziecięcą ciekawością.
- Skąd niby mam wiedzieć? - pokręciła oczami.
-Też prawda... Znaczy jako organizmy, żyjące w środowisku naturalnym... Co jadły pierwotnie Asari? To by warunkowało twój smak...
- Pewnie to, co się dało. - mruknęła - Posłuchaj, wiem że są Asari, które najpewniej uznałyby ten... - uśmiechnęła się z pobłażaniem - “posiłek” za cud, ale jeżeli jest coś, czego na pewno nauczono mnie w rodzinie, to wyczucia smaku.
- Subiektywna rzecz... - zamyślił się. - Nie można dogodzić wszystkim, dlatego też zazwyczaj robi się mdłe rzeczy, które nie dogadzają szczególnie nikomu. - zdobył się na lotną myśl.
- Do stu miażdżypaszcz! To wojskowe żarcie! - Żujący dotychczas w ciszy Magnus w końcu przerwał tą zacną czynność. - Czego, do diabła, oczekujecie?
- Teraz nie wiem, co odpowiedzieć... - rzekł, wpychając powoli do ust kawałek doprawionego pieczywa.
Ria pokręciła oczami i spojrzała na Magnusa.
- Jasne, że to wojskowe żarcie, dlatego smakuje potwornie. Nie mów, że je uwielbiasz? - uśmiechnęła się z politowaniem.
Podczas gdy pozostali rozważali kubki smakowe Asari, Lukas przysiadł się obok głównej grupy spożywając swój posiłek nic nie mówiąc. Przysłuchiwał się tylko czymś co albo było kiepskim podrywem ze strony człowieka, albo próbą nawiązania kontaktu z obcą rasą z efektem godnym Wojny Pierwszego Kontaktu.
- Eee tam uwielbia. Jee. Jak każdy tutaj.
- Skąd. Po prostu nie robiłem sobie zbytecznych nadziei. - I tak było lepiej niż w regularnym, Turiańskim wojsku czego głośno Magnus już nie powiedział.
- Nie robiłam sobie nadziei, ale to nie oznacza, że skaczę radośnie. - mruknęła.
- Gdy będziesz już Widmem to będziesz mogła jadać co tylko zechcesz - Mag postanowił zmienić temat - Większe nadzieje przywiązuję do ewentualnych trunków - Westchnął turianin.
- Wszystko na koszt Rady, więc będziesz mogła zaszaleć.- podał pod nosem Lukas.
Przełknął głośno. Podniósł wzrok. - Jak zejdziemy na jakąś w miarę sterraformowaną planete, to kurwa zrobie sałatkę i będziecie wszyscy szczęśliwi nawet bez pomocy rady.
-To by znaczyło, że rośliny na planecie są przyswajalne i dla Ludzi/Asari i dla Turian, mało możliwe.
- Nie potrzebuję funduszy Rady, abym mogła zaszaleć. - odpowiedziała beztrosko.
Ok. - Białka to białka. Cukry to cukry. Aminokwasy, to zazwyczaj jadalne aminokwasy. NIe Turianie ?- rzucił z ironią.
- Nasze organizmy składają się z tego samego ale my i quarianie jesteśmy zbudowani inaczej. Nie przyswajamy waszej żywności i trunków.
-Postawie ci piwo z dextro-amino kwasami. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby ktoś wysrał swoje własne jelita.- uśmiechnął się delikatnie Lukas i ponownie ugryzł odrobinę posiłku..
- Haha. Wiecie co kochałem w służbie z Turianami? To taki kliniczny przypadek, który nazwałem Turiańską Sraczką. Poetyckie co? Zawsze, jak siadali na stołówce, to znajdowali się wśród naszych chłopaków żartownisie, co nakruszyli chrupkami wieprzowymi do krakersów. Wiecie, aminokwasów było w tym tyle co nic, ale wystarczyło, by taki Turianin zyskał ksywę Obsrańca. Ale i tak największy ubaw miałem jak znajdowałem winnych i kazałem im sprzątać. Ach... piękne czasy. - rzekł prawie jak, emeryt, wspominający ostatnie w miarę aktywne podrygi.
- No to tyle było mojego posiłku - Turianin z obrzydzeniem odłożył widelec.
- Coś taki delikatny?- człowiek ponownie włożył widelec z jedzeniem do ust nieco głośniej żując tym razem.
- Nie wiedziałam, że Turianie są tacy delikatni. - Ria uśmiechnęła się zadziwiająco słodko do Magnusa.
- Wojsko nie pozbawiło mnie wszystkich zdrowych odruchów. Gdy ktoś w sugestywny sposób wspomina o defekacji organami przy posiłku to oznacza że koniec jedzenia. Czas na lufę. - Magnus zamierzał wyciągnąć od syntetyka obsługującego mesę jakąkolwiek formę przyswajalnego alkoholu, choćby miał nim rzucać o ściany.
Ria pierwszy raz od dłuższego czasu roześmiała się.
- Och, w takim razie nigdy nie imprezuj na Omedze! - ponownie zaniosła się śmiechem.
- Słyszałem, że na wojnie coś takiego nie jest tylko rutyną słowną, ale i rzeczywistą.- ponowny uśmiech zagościł na twarzy człowieka.
- Myślałem że na wojnie ginie się w bardziej prozaiczny sposób niż wywracanie organizmu na drugą stronę od odbytu zaczynając. - Turianin wrócił z 3 kubkami “czegoś mocniejszego” do wspólnego stołu.
Asari przeciągnęła się.
- Wolę nie próbować tutejszych specyfików. Znam możliwe działania niepożądane i na pewno nie chciałabym ich znowu odczuć.
- Ale nie jest to, ma się rozumieć, wywracanie na drugą stronę, tak? - Mag pociągnął łyk ze swojego kubka i podsunął dwa pozostałe rozmówcom. - Nie jest złe...
- Jest masa innych działań niepożądanych, przy których wspomniane wydaje się zaskakująco miłą alternatywą. - Asari zerknęła na Magnusa - Nadal masz ochotę walczyć?
- Zmieniłaś zdanie? A może chcesz powalczyć kto dłużej przetrzyma na tych wojskowych pomyjach alkoholowych? - Turianin bez mrugnięcia okiem dalej wychylał kubek.
Lukas zerknął na kubek z napojem, ale go odsunął - Wybacz, ale nie piję. Małe spaczenie z C-Sec.- sam podszedł do syntetyka i wrócił z jakimś napojem gazowanym.
- Błagam, pijałam w swoim życiu różne, wątpliwe trunki, ale tym razem powstrzymam się, dla dobra własnego smaku. - odpowiedziała Ria.
- A masz coś lepszego do roboty? Oprócz szwendania się po bazie, rozmów i ewentualnego treningu? - Magnus uśmiechnął się w duchu, prowokowanie innych stanowiło jego hobby. Poza tym, ciekaw był co z tego wyniknie.
- Cóż, mam kilka pomysłów, ale... - nachyliła się w stronę Magnusa, uśmiechając dziwnie - W żadnym z nich byś nie dotrzymał mi kroku.
Lukas słysząc te słowa przetarł dłoń po ubraniu jakby się poparzył czymś -Ał,
- Jest takie ludzki przysłowie... Jak to było... A! Wiem. Nie dziel skóry na żywym niedźwiedziu. Czymkolwiek jest ten dźwiedź. Innymi słowi - nie znasz moich możliwości. - Magnus odłożył pusty kubek a jego twarz zastygła w milczeniu pomijając miarowe stukanie bocznych ‘klapek’ jego szczęk.
Ria za to wyglądała na naprawdę rozbawioną. Oparła się na łokciach i zapytała słodkim głosem:
- Każdej tak mówisz?
-Dziewczyna ma cięty język.- Lukas upił trochę napoju i czekał co z tego wyniknie.
- Nie. Mało która zarzuca mi słabe libido. - Wstał po kolejny kubek tutejszego szuwaksu. - Mało która też wątpi w moje umiejętności po ich zaprezentowaniu. - Wrócił na miejsce.
-To, że się nie odzywały później, nie świadczy, że nie miały na co narzekać.- spojrzał zaczepnie na Turiana.
- Słuszna uwaga. Jednakże że nie było skarg ni zażaleń. Wolę to brać za dobrą monetę. - Turianin był niewzruszony.
- Hmmm... My tu gadu gadu, a ktoś idzie.
Anya tym razem w samym mundurze wkroczyła do kantyny. Przystanęła nagle pociągając nosem..
- Komu siadł żołądek? W całym tym miejscu jedzie kroplami żołądkowymi - pociągała nosem jeszcze przez chwilę i zerknęła na turianina. Podeszła bliżej. - Uuu... Stary... - machnęła dłonią w okolicy swojej twarzy by rozpędzić zapach. - Myślałam, że turianie nie pijają ludzkich leków na żołądek - prychnęła i się odsunęła. Poszła do syntetyka po wodę.
- Doprawdy? Cóż, grunt że można się tym napruć. - Wyglądało na to że nie takie rzeczy pił Turianin. Tym niemniej, intensywny aromat i smak trunku zaczynał przyprawiać o mdłości i mrowienie charakterystyczne dla alergii żołądkowej, której raz uświadczył skonsumowawszy z konieczności fragment znalezionej porcji salariańskiego posiłku...
Asari była wyraźnie w wyśmienitym nastroju, chociaż odsunęła się od Magnusa - Nie dziwię się w takim razie, czemu nie było zażaleń. Po takim szoku! - śmiejąc się, odsunęła na bardziej bezpieczną odległość.
-Są noce, które wszyscy, chcielibyśmy zapomnieć. Może im się po prostu udało?- Lukas uśmiechnął się do Asari.
- Nie martw się Magnus. Macie naprawdę dobrego medyka. Możesz się jeszcze poprężyć. - zaśmiał się Moritz, obnążając zęby.
Czując że będzie musiał zaraz zdezerterować Magnus podniósł się od stolika.
- Cóż skoro nikt nie chce sprostać mojemu wyzwaniu uznam że wygrałem. - I z tą kwestią równym krokiem wyszedł z kantyny przyspieszając gdy upewnił się że zniknął widzom z oczu. Pospieszył gdzieś gdzie mógłby w spokoju pozbyć się podanego mu przez syntetyka specfiku. Prośbę na temat strucia się biedny robocina spełnił, nie było co do tego wątpliwości.
-Czy ja wiem? To bardziej wyglądało, jakby poddał się walkowerem - uśmiechnął się do Rii. -No cóż przegadaliśmy Turiana. Masz pomysł co teraz robić?
-Teraz mogą pić twardsi zawodnicy. Tylko nie wiem, czy trunek jest godny takich podniebień.
Anya w tym czasie zdążyła upić nieco wody ze szklanki. Rozgrzewka na sali gimnastycznej zaowocowała przypomnieniem jej o tak zwyczajnych potrzebach ludzkiego organizmu jak uzupełnianie płynów. Konwersacja przy stoliku w sumie ją bawiła. Przynajmniej nie będzie nudno.
Ria spojrzała w stronę Anyi. Nie spodziewała się, że tej będzie potrzebne do szczęścia coś takiego, jak woda. Podeszła do kobiety, wciąż rozbawiona.
- Myślałam, że będziesz wolała spędzać czas mordując się na ćwiczeniach i takich tam. - rzuciła beztrosko.
- Podróż była tak nudna, że zapomniałam o takich drobnych sprawach jak woda... Niby zwykła rzecz, pojawia się w życiu na co dzień. Ale jak próbowałam wykrztusić z siebie słowo to możesz się domyślić efektu. Zresztą zimna woda pomaga mi się skupić - mruknęła spokojnie.
-Hmm... chyba będę musiał sam tego spróbować. -skwitował, pochylając się i zaglądając do szklanki Anyi.
- Nie wolałabyś jednak czegoś bardziej... wyszukanego? Woda to woda, dobra jak naprawdę nie ma niczego innego w pobliżu. - zapytała Asari.
- Szczerze mówiąc w tej chwili nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Wolę co prawda gazowaną, ale ta gorzej gasi pragnienie - wzruszyła ramionami. - Ot, taki gust. Choć może przywykłam - mruknęła na chwilę się zamyślając. Łatwo dało się to zauważyć. Brwi Anyi automatycznie ściągnęły się nad oczami. Dopiero powrót do rzeczywistości zaowocował rozluźnieniem mięśni mimicznych.
- Po gazowanej mam takie dziwne odczucia.. Anya, nie spotkałem jeszcze nikogo, kto z takim znawstwem mówi o wodzie.
Anya uniosła brew zerkając na gościa w goglach. Albo się zgrywał, albo przywykł do słuchania własnego głosu i zawsze musiał dodać coś od siebie. Bez względu na to jak wiele było w tym sensu. Wzruszyła ramionami. Nie było na co odpowiadać,
Do sali weszła dwójka z instruktorów, przelotnie tylko zerkając na egzaminowanych i podchodząc do panelu do składania zamówień. Salariański profesor wybrał porcję dla siebie i turianki, która uprzejmie rzuciła “Smacznego” przechodząc obok stolika pozostałych. Dyskutowali o czymś ściszonymi głosami.
Moritz odpowiedział “dziękuję”, pozdrawiając ich gestem, niemalże tknięty obojętną reakcją hydrolożki.
Ria skrzywiła się w dziwnym uśmiechu na słowa turianki. Smacznego! Jakby to było możliwe! Odpowiedziała, tylko gwoli uprzejmości, szczerząc się ironicznie.
- Jeżeli kiedyś poszłabyś ze mną zjeść coś prawdziwego, zrozumiałabyś ile tracisz.
Anya parsknęła we własną szklankę. Przywykła do wojskowych racji. Nie można im było odmówić tego, że były pożywne. Ale życzenie smacznego było jednym z tych gorszych żartów.
- Podziękuję - odparła krótko. W jej jednostce krążył dowcip, który teraz półgębkiem zacytowała tak by usłyszały osoby znajdujące się najbliżej, ale żeby było to poza zasięgiem słuchu instruktorów:
- “Jeśli kiedyś posmakują mi wojskowe racje - zabijcie mnie, bo to znaczy, że nie ma dla mnie nadziei”.
Ria uniosła brew.
- Daj spokój. Za taką cenę, za jaką są te potrawy serwowane, i dla kogo są one serwowane, można się spodziewać jakości. - czyżby Asari była urażona?
Czyżby wojskowe stołówki miały na celu zbliżać miernością swojego asortymentu? Moritz nie wiedział. Wciąż zostało mu parę kombinacji smaków do wypróbowania, a podłość żarcia zdawała mu się wielce rozdmuchana.
- To jedzenie ma służyć pewnym konkretnym celom, nie smakować. I spełnia swoje zadanie świetnie. Ale podejrzewam, że trociny gotowane na wodzie byłyby smaczniejsze. Choć niestety również znacznie mniej pożywne - skomentowała.
- Sentencjonalne, ale zgodzę się. Nawet nie wiecie ile jest w nim “dobrej” chemii. Rany goją się lepiej, a podziurawiony żołnierz na prawdę narzeka na inne rzeczy niż na trociniaste żarcie.
Anya krótko skinęła głową. Tym razem nie mogła się nie zgodzić z gościem w goglach. Na temat wojskowego żarcia zawsze krążyła masa dowcipów i tzw. miejskich legend o tym jak smak tych “potraw” przepędził szkodniki z magazynu czy inne tego typu żarty. Ot element wojskowej rzeczywistości. Ale każdy z tych co tak brutalnie naśmiewali się z wyżywienia w wojsku w czasie akcji wdzięczny był za całą wepchniętą w racje chemię, która sprawiała, że żołnierze byli w stanie wytrwać na polu walki.
- Wybaczcie żołnierzu, ale podstawowa część, nazwijmy to etykiety jest częścią tradycji mojej rasy. - powiedziała do Anyi doktor Tairn - Życzę ci w takim razie orzeźwienia ze szklanki wody, gdyby nie było to oczywiste. - twarz turianki wykrzywił drapieżnie uśmiech, który tylko obcujący z tę rasą mogliby w pełni uznać za zwyczajny lub nawet serdeczny. W tym samym czasie drzwi się uchyliły i prymitywny syntetyk, wyglądający na metalowy szkielet salarianina o absolutnie podstawowych kamerach i nieznanej aparaturze akustycznej podaj na łatwej do udrożnienia, plastykowej tacce dwie parujące porcje w plastykowych pojemnikach wraz ze sztućcami. Oboje instruktorzy udali się do jednego ze stolików.
Anya skinęła głową w odpowiedzi na słowa turianki.
Moritz zamilkł. Zostało mu już niewiele kombinacji smaków i niewiele więcej do roboty. Rozejrzał się wręcz zadawkowo po pozostałych. W szybkości jego ruchów i bezdusznej czerni jego gogli było coś wręcz owadziego.
Dokończył posiłek. Popił go wodą. Woda też miewała smaki. Czasem mniej, lub bardziej ciekawe, zależnie od tego do czego była używana.
-Dobra. Idę poćwiczyć. Jakby Turianin za głośno stękał , to szukajcie mnie.
Oznajmiwszy to, wstał od stołu.
- Jeżeli Turianin będzie za głośno stękał, to poślemy po saperów. - rzuciła rozbawiona Ria.
Moritz zaśmiał się szczerze i pogodnie, choć trochę kaszliwie. Nie odwrócił się, jednak pewnym było to, że uśmiechał się tak jak zwykle -szeroko, obnażając zęby.
- Być może zapałka załatwi sprawę...
Rzucił, nim znikął w korytarzu.
Anya ponownie parsknęła w swoją szklankę o mały włos nie rozlewając jej zawartości.
- Jesteś pewna, że nie zamierzasz spędzić odrobiny czasu w ruchu? - spytała Asari. Już spokojna zerkała na nią znad swojej szklanki wody. Emocje na twarzy kobiety pojawiały się szybko i jeszcze szybciej znikały.
- Ruch nie jest zły, ale to co wy wyczyniacie na tych swoich treningach zakrawa na masochizm. - skomentowała Asari.
- Słyszałaś o Tai Chi? - spytała Anya.
- Tajczy? To jakaś potrawa? - Ria spojrzała niepewnie.
- Nie... Hmm... Nie jestem pewna jak ci to wyjaśnić - zastanowiłą się Anya. Znów brwi ściągnęły się nad oczami, gdy młoda kobieta szukała właściwych słów. - To pewnego rodzaju sztuka walki bardzo mocno skoncentrowana na technikach medytacyjnych. Większość osób, która coś o tym słyszała zna ją głownie z powolnych ruchów, prób opanowania energii krążącej w ciele... I właściwie nikt nie pamięta o tym, że to sztuka walki - mruknęła.
Ria zastanowiła się.
- Energia książąca w ciele? - spojrzała uważniej na Anyę - Czyli biotyka jest dozwolona?
- Podejrzewam, że do pewnego stopnia tak. Nie widziałam nigdy połączenia Tai Chi z biotyką, ale Tai Chi zaczyna się tu - Anya wskazała czoło Asari - a nie tu - wskazała resztę ciała.
- Z tego co do tej pory od ciebie usłyszałam, nie przepadasz za nadmiernym użyciem mięśni, ale biotyka to twój konik. Może spróbuj zainteresować się właśnie Tai Chi - powiedziała. - Nie powinnaś się specjalnie zmęczyć fizycznie... Ludzie uprawiający Tai Chi za to chwalą sobie swoje zdrowie i stan umysłu - powiedziała.
- Nie bawi mnie nadwyrężanie siebie. - Ria wzruszyła ramionami - Po co mam używać mięśni, skoro są lepsze, efektowniejsze metody? - uśmiechnęła się dziwnie - Więc... Jak działa to Tajczy? Skąd wiedzieć co robić?
Asari poczuła na sobie przeciągłe spojrzenie dwójki instruktorów, którzy przerwali na chwilę dyskusję i posiłek, ale po chwili wrocili doń zapominając o kursantach.
- W wielkim skrócie: umysł prowadzi energię witalną, a ta prowadzi ciało. Wszystko na drodze koncentracji, nauki oddychania i koordynacji powoli powtarzanych ruchów. Techniki czysto bojowe nie są wymagane - powiedziała Anya. - Nie znam się na biotykach, ale zawsze mi się wydawało, że to może być podobne do tego co wy robicie z polami efektu masy - mruknęła. Wyglądało na to, że skupiając się na rozmowie zignorowała fakt, że przestała panować nad mimiką. Ta nieco zaprzeczała spokojnym słowom.
Ria spojrzała w stronę instruktorów. Co znowu się im nie podobało? Wróciła wzrokiem do Anyi, kręcąc oczami na reakcję tamtej dwójki.
- Może w niektórych aspektach... - stwierdziła ostrożnie - Ale raczej każdy ma swoją... metodę. I uwierz, że nie dla każdego koncentracja czy spokój jest najważniejsza, a monotonia powtarzania ruchów może zabić.
Turianin, po ówcześnijszym ogarnięciu się na frontach wszelakich i po przysiężeniu sobie że po cięższe trunki sięgać będzie tylko na turiańskich fregatach wrócił do stolika w momencie gdy Anya tłumaczyła asari coś na temat biotyki. Bez słowa usiadł i zaczął się przysłuchiwać.
- Hmm... Ciekawa byłam po prostu na ile moje przypuszczenia są prawdziwe. Rzadko spotykam biotyków. Z niewieloma miałam okazję zamienić słowo - powiedziała szczerze. Przyjęła do wiadomości stwierdzenie asari. Zastanawiała się jednak wciąż na ile chińska filozofia jest podobna do tego co wiadome było o biotyce. Anya potarła twarz rozluźniając mięśnie. Dopiła zawartość swojej szklanki.
- W razie potrzeby będę na sali gimnastycznej. Już długo kazałam czekać mojemu sparingpartnerowi - powiedziała. Uśmiechnęła się, jednakże blizna biegnąca przez całą twarz nieco zepsuła efekt.
- Zapamiętam. - stwierdziła Asari, w myślach dodając “chociaż najpierw zgłoszę się do sekcji medycznej, żeby upewnić się, że wszystko w porządku z moją głową, jeżeli zechcę się “rozruszać” - Do zobaczenia. - pożegnała Anyę, kierując swoją uwagę na Magnusa - Ty żyjesz. Nie słyszałam alarmu bombowego.
Magnus zaśmiał się. PIerwszy raz od czasu przyjazdu zaśmiał się pełnym, charakterystycznie rzężącym głosem.
W tym czasie kobieta opuściła kantynę udając się z powrotem w stronę sali treningowej.
- Bez przesady. Strułem się a nie pożarłem mały ładunek wybuchowy - Odpowiedział pochrapując ze śmiechu.
- Czy ja wiem? Stężenie gazu było niepokojąco wysokie. Wystarczyłaby iskra... - Ria wyszczerzyła się złośliwie.
- Przestań ju... - Znów wybuch wesołości z strony turianina. Gdy już się trochę uspokoił zdołał wydukać - Tak mi przeszło przez myśl... Co ty właściwie robisz? Wszystko Cię nudzi. Gdy nie zamęczasz innych to jak spędzasz czas?
Asari uniosła brew, znowu uśmiechając się złośliwie.
- Och? Czyżby to było pytanie z kategorii “Jak spędzasz czas? Czy wiesz, że mogłabyś go spędzać lepiej? Mogę ci pokazać jak...”. - Ria parsknęła radośnie.
- Mogłoby... ale nie. Jestem szczerze ciekaw. Wydajesz się... nie zainteresowana tym co się dzieje w twoim otoczeniu. Wydaje mi się że musiałaby tu wybuchnąć wcześniej wspomniana bomba abyś naprawdę się ożywiła.
- Oferujesz się do podłożenia takowej? - zapytała, wciąż się uśmiechając, ponownie zbaczając z tematu.
- Możnaby. Jednakowoż pustka przestrzeni kosmicznej źle działa na mój makeup. Boję się o swój wizerunek. - Śmiertelna powaga wypowiedzi podkręcała jej kretyński wydźwięk.
- Równie źle działa, jak wytarcie nim podłogi? - zapytała z pozorną beztroską.
- Chyba wiem już jak spędzasz wolny czas - Zarechotał. - W mniejszym stopniu ale tak, również go uszkodzi. Mam doświadczenie w tej materii.
- Jaka szkoda. Dobrze, że ja nie mam takich problemów. - odparła uroczo - Masz na coś ochotę? Tylko proszę, nie pij już tych kropel na żołądek. - zapytała, jakby nieświadoma wydźwięku pytania.
- Hmm... a na cóż mógłbym mieć ochotę... - Magnus postukał się urękawiczkowioną ręką w brodę. Nie dokończył wypowiedzi przyjmując minę jakby naprawdę rozpatrywał tą kwestie.
Asari rozłożyła bezradnie ręce.
- Zapytaj o zdanie, na pewno dostaniesz odpowiedź. - wstała z siedziska - Kiedy już się namyślisz, to możesz mi powiedzieć. Chyba ktoś próbował mnie prowokować wcześniej, czy mi się wydaje? Tak, raczej mi się wydaje, skoro temat zanikł. - ruszyła do wyjścia, uśmiechając się jeszcze do Lukasa - Ach, jak tu brać poważnie zapewnienia, ja się pytam?
Turianin nie ruszył się z miejsca. Odprowadził asari wzrokiem z czymś co możnaby uznać za odpowiednik uśmiechu. Gdy ta wyszła pomyślał że naprawdę by coś zjadł po wcześniejszych turbulencjach żołądkowych. Bez słowa podszedł do robota odpowiedzialnego za ten przybytek. Musiał przyznać, zaczynało robić się ciekawie. Szkoda że Ark nie mógł być świadkiem wydarzeń z tego dnia. Będzie musiał do niego napisać. Ale to potem.
Ignorując na razie kwatery Rayq'ael ruszył na samodzielny obchód otwartych dla ich grupy pomieszczeń. Mesa nie zaskoczyła go niczym specjalnym, w końcu na niewielu jednostkach można było sobie pozwolić na coś więcej niż automaty żywieniowe. Zajrzał na siłownię i strzelnicę, ale poza imponującymi rozmiarami i bogatym wyposażeniem nie trafił tam na nic wartego dłuższego zatrzymywania się. Za to laboratoria robiły wrażenie. Zarówno techniczne, gdzie spędził niemal pół godziny oglądając narzędzia i materiały przygotowane dla żądnych intelektualnych wyzwań agentów, jak i nad wyraz dobrze zaopatrzone pomieszczenie naukowe. Upewnił się że będzie mógł tu uzupełnić zarówno zapasy antybiotyków jak i suplementy witaminowe czy immunosupresanty. Ze względu na swój słabowity system odpornościowy tymi ostatnimi przejmował się najmniej, ale dobrze było wiedzieć że w razie czego może polegać na zaopatrzeniu Un'Ikre'a. Znudziwszy się wreszcie włamywaniem do szafek z preparatami (mieli kody otwierające każdą z nich, ale co to za zabawa) i eksperymentowaniem z urządzeniami biologicznymi których zastosowania nie znał (kwitując nudne instrukcje wzruszeniem ramion i zdawkowym tl;dr) ruszył do kantyny.
Biotic Fun, czyli retrospekcja z korytarzy [Sciass i Zell]
Skończywszy posiłek Magnus skierował się do swojej nowej kwatery.
Ria mogła powrócić do pokoju, może pójść spać... ale miała jeszcze inny pomysł. Oczywiście konsekwencje mogły okazać się męczące, ale kto się martwi konsekwencjami? Czekała na Magnusa, ukryta za zakrętem, a kiedy tylko pojawił się on w jej zasięgu wprowadziła w życie swój plan. Skoncentrowała się, wyzwalając biotyczną moc w taki sposób, aby uderzyć Turianinem o ścianę, przeciągając po jej powierzchni jego twarzą.
Biorąc pod uwagę zaskoczenie turianina na widok przyczajonej Asari nie było wobec żadnej natychmiastowej obrony problemem dla niej ciśnięcie twarzą (i resztą ciała) nieszczęśnika o ścianę z wielką siłą i przejechanie po niej. Ten opadł na ziemię z promieniującym bólem, podrzucającym serce pod przełyk szokiem wynikającym z zaskoczenia i niespodziewanego, ale widocznie realnego zagrożenia i zawrotami głowy wobec targniętego błędnika, a część skóry w cieńszych, niechronionych egzoszkieletem fragmentach twarzy miał rozoraną do krwi.
Ból. Szok. Zawroty głowy i, ponownie, mdłości. Tym razem jednak ich źródło było zgoła inne. Przy pierwszej nadającej się okazji Mag wykonał mocny Rzut w, mniej więcej, kierunku z którego nadszedł atak. Czynność ta była raczej odruchem niż świadomie podjętą decyzją.
Ria nie wiedziała na co tak naprawdę stać Turianina. Mógł odpaść już po jednym ciosie, ale mógł także chcieć się obronić. Dla pewności, kierowana wyuczonym instynktem, stworzyła Barierę, mającą ją ochronić przed potencjalnym odwetem ze strony Magnusa.
Cóż, to on zaczął...
Instynktownie turianin zgiął rękę w wyuczonym odruchu, gwałtownie i raptem ją dostrzegając, ale Ria rozpoznała gest i nie była przestraszona. Ku swojemu zdziwieniu jednak poczuła dość silne pociągnięcie w tył, które na moment mimo jej bariery poderwało ją w powietrze i potężnie targnęło w tył, na tyle, by się musiała zataczać i wpaść plecami na ścianę dla zachowania równowagi i nie przewrócenia się.
Turianin zaś wpatrywał się w nią z nieokreśloną miną. Obydwoje byli równie zaskoczeni względną nieefektywnością swoich mocy...
Impas przerwał Magnus śmiejąc się donośnie. Miał to czego chciał. Otarł ręką krew z twarzy i momentalnie spoważniał. Tym razem świadomie spróbował zamknąć asari w Zastoju jednocześnie przygotowując się na ewentualną kontrę miał w planach własną barierę. Drugi raz nie da się zaskoczyć. Przynajmniej teraz.
Ria nie była przyzwyczajona do prowadzenia biotycznej walki na tak bliską odległość. Nie czuła się w niej pewnie, ale z drugiej strony były to tylko małe przepychanki, a nie prawdziwa walka. Pewności dodawała jej także wciąż podtrzymywana bariera. Postanowiła spróbować zdekoncentrować przeciwnika, nim ten zdoła przejąć inicjatywę. Musiała zaatakować szybko, prawie instynktownie, dlatego najlogiczniejszym wyborem było dla niej w tym momencie posłanie przeciwnika na drugą stronę korytarza, jednym, silnym Rzutem, wycelowanym w umęczony żołądek Magnusa.
Magnamuss skoncentrował się, odegnawszy ból i wstał na nogi, siłą woli i latami wyszkolenia zmuszając odpowiednie mięśnie do kontrolowanego skurczu - a więc i generacji impulsu, który przebiegł przez wybrane sekcje układu nerwowego, wciąż nieco promieniującego bólem. Asari była od niego szybsza, ale minimalnie dłużej wahała się co wykonać w nietypowej sytuacji. Po geście spostrzegł, że chciała go urzec tym samym i istotnie, wylądował ciężko na ścianie, w plecach poczuł promieniujący ból złagodzony przez pancerz a powietrze uciekło mu z płuc. Osunął się na kolana podnosząc łeb gotów do kolejnego ataku.
Nie było potrzeby. Bariera wokół asari wciąż była aktywna i pole efektu masy działało, jednak wsparte teraz dodatkowym. Ria próbowała wykonać gest i napotkała na wielki opór w powietrzu. Próbowała też się silnie szarpnąć, ale drgnęła tylko nieznacznie. Wiedziała, że jest unieruchomiona, i najpewniej że turianin niewiele jest w stanie wyrządzić jej krzywdy aż efekt ustąpi.
Chwiejąc się Magnus podniósł się na nogi. Kupił sobie nieco czasu więc starał się wykorzystać go w pełni zbierając myśli i wracając do kontroli nad własnym ciałem. Wraz z opuszczeniem Zastoju planował ostatni, tym razem świadomy atak. Włożył całą, pozostałą mu koncentrację w jeden, potężny Rzut wymierzony wprost w asari.
Pieprzony Turianin. Och, miała nadzieję, że buźka wciąż boli.
- Jak make-up? - rzuciła w jego stronę, jednocześnie mając zamiar złośliwą uwagą chociaż delikatnie zachwiać skupienie oponenta. Sama wiedziała, że musi się przygotować. Nie potrzebowała szczególnie wielkiej koncentracji, jednak tym razem poświęciła całość uwagi, aby w momencie zejścia unieruchomienia postawić przed sobą silną barierę. Tylko to jej zostało, chociaż z drugiej strony ona powiedziałaby “Aż to”.
Sytuacja była niemalże patowa. Magnamuss w pełnej koncentracji czekał na oznaki opadnięcia niewidzialnego zastoju. Wiedział, niemal co do sekundy, ile utrzymuje się pole efektu masy, teraz jednak, jak zazwyczaj podczas prawdziwej walki, nie miał komfortu dostatecznego skupienia się na sytuacji i kiedy już się opanował, nie miał dokładnie pojęcia ile sekund upłynęło. Był jednak przygotowany. Tak jak sama Ria, która widziała już po postawie Turianina, co ten szykuje. Co jak co, ale poprzedni już rzut w jego wykonaniu świadczył w bardzo, bardzo rozwiniętych zdolnościach.
Efekt zastoju zniknął.
Asari poruszyła się pierwsza, czując dokładnie, kiedy nacisk ustąpił.
Nie czekając ani sekundy Magnamuss dokończył ruch wobec utrzymywanego napięcia mięśniowego.
Asari poczuła z lekką i krótkotrwałą paniką jak jest z wielką siłą podrywana z ziemi, jednak ponowne uderzenie o ścianę, dzięki której poprzednio się nie wywróciła, było równie “delikatne” co poprzednie, i nie wsparte przez grawitację. Dwójka biotyków stała naprzeciwko siebie, po przeciwnych stronach długiego na dziesięć metrów korytarza, każde pod odpowiadającą ścianą, oboje z powodami do wielkiego zdziwienia. Ponownie.
- Będę miał problem z nakładaniem farby - Odrzekł po kolejnej konsternacji turianin. Powoli, starając się nie przeciążyć ciała usiadł na podłodze i oparł się rękami o kolana. Był teraz kompletnie bezbronny, nie wzniósł bariery ni nie przygotowywał kolejnego ataku. Siedział tam sobie tylko uśmiechając się lekko wsparty o kolana.
Ria wyszczerzyła się do Turianina, po czym zerknęła w stronę ściany, na której widniał ślad po niebieskiej krwi. Mimo wszystko naprawdę dobrze sobie radził... Kto by pomyślał.
- Będziesz musiał to umyć. Tak wpadać na ściany... - wzruszyła ramionami, po czym dodała - Zadowolony?
- Bardzo. Znaczy, nie faktem że będę musiał się tłumaczyć z odcisku swojej twarzy w tej pięknej ścianie ale tym, że mam to o co sam się prosiłem. Może nie w sposób jaki tego oczekiwałem, ale to w pewnym sensie dodaje całej sytuacji kolorytu. - Obejrzał się się na miejsce w które patrzyła Asari. - Dosłownie. - Magnus wyciągnął się przyjmując bardziej komfortową pozycję dla zbolałego ciała.
- Rada na przyszłość. Nigdy nie prowokuj żadnej z Veri’ni, jeżeli nie jesteś przygotowany na odwet. Każdy. - uśmiechnęła się, po czym rozprostowała bolące plecy - Właśnie DLATEGO dziwię się, że wojsko nie posiada żadnych udogodnień. Ciepłe jacuzzi... Mm... Tak, to by od razu pomogło. A do tego wykwalifikowani masażyści... Olejki... - Ria wyglądała na rozmarzoną.
- Może na tej planecie na której będziemy trenować znajdzie się jakieś ciepłe źródło - Odpowiedział z przymkniętymi oczami Magnus. - Jednakowoż wątpię aby pozwolili nam na zrobienie sobie krótkiego wypoczynku po tym pierwszym zadaniu.
Ria westchnęła teatralnie.
- Cóż poradzić? Zobaczymy jak to będzie. - uśmiechnęła się na samą możliwość - Chyba powinieneś zgłosić się do medyka. Makijaż ci się rozmazuje od krwi.
- Przeżyję. Nie takie rzeczy znosiłem. - Turianin dalej się uśmiechał, mimo to, przez krótką sekundę, było widać że patrzy niewidzącym wzrokiem na coś co stało się w przeszłości a co musiało być niespecjalnie miłym przeżyciem - Pomożesz mi wstać? - Wysunął rękę w geście zapraszającym do uciśnięcia.
- Oczywiście. - odpowiedziała słodko. Magnus poczuł szarpnięcie za dłoń, kiedy Ria biotycznie “podawała mu rękę”. Kiedy Turianin stanął już na nogach uścisk znikł.
Westchnął. W ten sposób to sam mógł się podnieść, nie stanowiło to żadnego problemu. Ważniejszy był sam gest. Trudno.
- No cóż, w takim razie pokieruję się do tutejszego felczera. Co mam mu powiedzieć gdy się mnie spyta co mi się stało?
Ria podeszła do Magnusa i poklepała go po plecach.
- Spokojnie. Nie zostawię cię sam na sam ze straszliwym medykiem. Coś wymyślimy. - tym razem mogło się wydać, że Asari uśmiechnęła się naprawdę przyjaźnie, ale to wrażenie szybko zostało zastąpione wrednym wyrazem twarzy - W razie czego powiem, że tłukłeś głową w ścianę.
Magnus wzdrygnął się gdy poczuł klepnięcie na obolałych plecach. Miał ochotę odwzajemnić gest ale dał spokój. Nadstaw drugi policzek, czy coś takiego...
- Dziękuje, mamusiu. Maguś boi się straszliwego wojskowego medyka.
- Czy ten cały... Carter, nie mówił, że jest medykiem? - Ria zamyśliła się.
- Nie wiem. Być może. Myślę że ktokolwiek z podstawowym wykształceniem medycznym i odrobiną mediżelu się tu nada. Bardziej ucierpiała moja duma niż ciało - Turianin zarechotał.
- Och, duma, duma. Będziesz mógł się pochwalić, że Veri’ni zniszczyła ci makijaż. - Ria pokazała Magnusowi język - Chodźmy. Niech cię połatają.
Bez większej, zbędnej gadaniny zabrali się za poszukiwanie medyka.
Akurat ten moment salarianin wybrał na wyjście z za załomu korytarza
- Mesa - mamrotał do siebie - Jeść w osobnym miejscu przerywając pracę? Strata czasu-bezcelowe...
Ze zdziwieniem spostrzegł rannego turianina i towarzyszącą mu asari. Zamrugał szybko i urwał w pół zdania.
- Paskudnie wyglądasz - wyrzucił z siebie patrząc na turianina, nim zdążył pomysleć czy ten odbierze to jako obrazę. Cóż, zwykle jego pacjenci byli nieprzytomni albo wydawał tylko diagnozy, nigdy nie musiał przejmować się kulturą osobistą.
- Miałem na myśli że powinien cię obejrzeć lekarz. Znaczy ja. Jestem lekarzem... - dodał szybko się reflektując.
Asari odwróciła się w stronę Salarianina i wyszczerzyła radośnie.
- Paskudnie, masz rację. Ten rozmazany makijaż jest straszny. Przerażenie mnie bierze na samą myśl, jak on musi bez niego wyglądać! - spojrzała na Magnusa - Nie trzeba było szukać daleko.
Magnus bez słowa zebrał na palce nieco biało-niebieskiej mieszanki krwi i farby po czym wypstryknął je centralnie na czoło asari. Nie stanowiło to wielkiego problemu, biorąc pod uwagę różnicę wzrostu.
- Docenię wszelką pomoc medyczną - Odpowiedział Salarianinowi.
- Hej! - Ria zaczęła wycierać z czoła kolorową mieszankę - Ja swój tatuaż już mam, a ty powinieneś zainwestować w wodoodporną farbę. - spojrzała na dłoń, którą się wycierała - Ta mieszanka ma nieciekawy odcień.
- Jeśli to nie problem. Przyczyna. Dobrze byłoby wiedzieć co zaszło. - zachęcił Koris wskazując na pocharataną twarz turianina. - Dotlkiwy ból? Możliwe złamania?
- Bliski i namiętny kontakt mojej twarzy z okoliczną scianą. - Rzucił turianin.
- Romans wątpliwej przyjemności - stwierdził wyciągając omni klucz i przystawiając go do twarzy turianina omiatając ją wiązką promieni rentegnowskich szukając możliwych pęknięć.
- Owszem, wątpliwe. Jednakowoż o sporym temperamencie.
- Ja jednak preferowałbym asari niż ściany -uśmiechnął się nieco złośliwie.
- Poniękąd jedno wynika z drugiego - Zarechotał turianin.
- Zapowiada się intrygująca-ciekawa historia - uśmiechnął się Koris spoglądając z ciekawością na towarzyszkę turianina.
Ria pieczołowicie wycierała czoło, najwyraźniej nie chcąc pozwolić, aby “zdobiła” je niebieskawa mieszanka. Pozornie nie zwracała uwagi na rozmowę... Zupełnie jakby jej totalnie nie dotyczyła.
Widząc że asari nie reaguje na komentarze Mag powtórzył numer z błękitną mieszaniną, tym razem dodając do pstryknięcia biotycznej iskry nadając jej większego pędu. Kulka farby wylądowała w tym samym miejscu, na czole asari, z głośnym plaśnięciem.
Ria westchnęła ciężko, kiedy jej praca poszła na marne. Spojrzała na Magnusa kręcąc głową.
- Naprawdę... Jeżeli chciałeś mnie poprosić, abym pomogła ci z makijażem, nie musiałeś od razu dawać mi tego do zrozumienia ciskając we mnie barwnikiem, którego chcesz użyć.
- Wybacz, ale jesteś mi coś winna za wymuszoną operację twarzy. - Zachowywanie się jak szczeniak wprawiało Turianina w dobry humor, mimo obolałego ciała. Było... odświeżające.
- Od razu wymuszoną. - Ria wzruszyła ramionami - Była tylko troszkę niespodziewana.
- Biotyczny pojedynek? - zainteresował się salarianin.
- Powiedzmy. Raczej biotyczna zasadzka - Mruknął turianin.
- Małe przepychanki, ku radosnej rozrywce. - uśmiechnęła się Ria. Najwyraźniej niektórzy biotycy mieli osobliwą definicję zabawy, jak i “małych przepychanek”.
- Będąc uczciwym nie zaprzeczę, była rozrywka. - Uśmiechnął się szerzej Magnus
- Hmmm - mruknął doglądając rany - wygląda to w miarę powierzchownie. Trochę medi-żelu i będzie prawie jak nowe. Blizna zostanie. Możesz udawać że to rana bitewna a nie...hm...rozgrzewka biotyczna rzekł zabierając się do dezynfekcji rany na twarzy i jej zasklepienia medi żelem starając się przwrócić jej wygląd do pierwotnej formy.
- I pamiętaj: ten Krogianin był naprawdę poważnym przeciwnikiem! - dodała Ria.
- Mów, że zaszarżował. To brzmi poważniej. Groźniej. Brak ryzyka śmiechu-poniżenia. Złe w towarzystwie. Niemiłe.
- Na pewno zyskasz wiele uroku w oczach niektórych kobiet. - dorzuciła jeszcze Asari.
- Kobiety respektują-pociągają blizny? Ciekawe-zanotować.
- Nie wszystkie, część. A przynajmniej tak twierdzą mężczyźni. - dodała konspiracyjnym szeptem.
- Nie rozumiem - wyznał zmieszany salarianin. - U krogan blizny oznaka waleczności-statusu. U ludzi dawniej-podobieństwo. Dziś relikt. Turianie-brak danych. Ale co z asari? Małe prawdopodobieństwo - matriarchalne społeczeństwo większość czasu. Ale dawniej? Czasy sprzed wynalezienia broni palnej - występowało podobieństwo do ludzkich amazonek?
Ria uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Nie wiem co to za ludzkie Amazonki. Asari to Asari. Blizny? - wzruszyła ramionami - Kwestia gustu? Wiesz... Do takich rozmów, o... preferencjach, potrzebna jest lepsza chwila. Z większą ilością alkoholu.
- Nie jestem przyzwyczajony. Szybki metablizm alkohol łatwo uderza do głowy. Raczej kiepski ze mnie partner - przyznał nieco smutno.
- Och, nie smuć się. Może uda się coś na to poradzić, a na razie... - uśmiechnęła się do siebie - Może zapytasz o tę kwestię inne kobiety z naszego małego... zespołu? Będziesz mieć więcej danych do badań.
Salarianin usmiechnął się po części do siebie i wzruszyl nieco niedbale ramionami.
- W tej chwili zainteresowanie kulturą asari. Jedyna reprezentantka w załodze to ty. Jeśli zainteresują mnie ludzie, z pewnością zacznę badać. Wkrótce. Prawdopodobne.
-Skoro już jesteśmy w tym samym zespole wypada się przedstawić - wymienić dane, - Na imię mi Koris i jestem inzynierem medycznym. Łatam ludzi,sprzęt. Was też. W razie problemów-pomogę. Jeśli nie trup - naprawię. Prawdopodobnie.
Wskrzeszanie...za mało danych. Na razie. Huski ciekawe, rozpatrzyć. - wymamrotał do siebie pocierająć skórę między oczami.
Na czas grzebania w własnej twarzy turianin zamilkł posykując tylko gdy salarianin szarpnął mocniej niż powinnien. Generalnie problemem nie było już zdrowie Magnusa co bardziej esy-floresy jakie powstały z pozostałej farby w trakcie łatania.
- Ria Veri’ni. - przedstawiła się Asari, szczególny nacisk kładąc na nazwisko - Łatać nie potrafię, ale świetnie zmywam makijaż. - spojrzała na Magnusa, po czym zachichotała - Piękny wzór.
- Powinnas zostać stylistką czy kim tam. Już się przedstawiałem ale trudno. Magnus. eks-żołnierz, eks-biotyk-w-służbie-jednostek-Cabala. Aktualnie płótno. - Podał rękę do uścisku.
Koris zasklepił ostatni szew medi-żelem i otarł ręce wierzchem polowego fartucha po czym podał je turianinowi i mocno potrząsnął.
Zapowiadało się ciekawie, biotycy, nierozgarnięci, zabawni. Przydadzą się przy odwracaniu uwagi. Nie wiedział jeszcze czy zbędni. “Duży potencjał. Rozpatrzyć.”
- Szedłem akurat zapoznać się bliżej z resztą grupy. Możecie powiedzieć o nich coś więcej-konretniej?
- Masz na myśli bezczelne ploty? Z swojej strony wiele Ci nie powiem, pogadać zdążyłem jak dotąd z Panią Żołnierz, gościem który nie wie czy jest człowiekiem czy bardziej maszyną, obecną tu asari no i z tobą. Wiem tyle że asari jest nieco narwana - Zaśmiał sie turianin i zamarkował ruch przypominający unik przed niewidzialnym ciosem z strony asari.
- Narwana... To nie ja przywitanie zaczęłam od wyzwania. - westchnęła teatralnie - Był jeszcze jeden człowiek. - wzruszyła ramionami - Wydaje mi się, że niektórzy woleliby spać na kamieniach i jeść tylko to, co upolują, mając do dyspozycji jedynie własne paznokcie i zęby.
- Propozycja a wykonanie to zupełnie inne rzeczy, moja droga. Podejrzewam że to jak określiłaś sporą część tutejszego towarzystwa było jednym z głównych kryteriów rekrutacyjnych. -odparł turianin.
- Nic, tylko pozazdrościć posiadanych umiejętności w tej materii, które spełniły owo kryterium. - zerknęła na Magnusa - Ty na pewno to oblałeś. Wszystko przez make-up. Spanie na kamieniu nie sprzyja malunkom.
- Ja mam inne walory, i tyle. Na przykład - jestem niezwykle pyskaty co przekłada się na świetny kamuflaż, nikomu do głowy nie przyjdzie że jestem żołnierzem. - Perorował Mag.
- A jesteś? - Ria uśmiechnęła się uroczo.
- Jestem. Cabal to jednostki specjalne turiańskiej armii. Całe szczęście tam pozwalali nam na więcej niż w regularnym wojsku i moja pyskatość już się tak nie wyróżniała na tle innych. Powinnaś poznać dowódcę mojego oddziału, szlifował swoich ludzi aż iskry szły ale wszyscy i tak wołali go po imieniu. Doskonały biotyk, myślę że mógł iść w szranki z najlepszymi asari. A ty? Biotyka to chyba nie twój zawód?
- Zawód? Mm, nie do końca. - Asari zamyśliła się - Jeżeli mówiąc “zawód” masz na myśli pracę, którą się wykonuje z własnej, lub nie do końca, woli to jestem... hmmm... jakby to określić... O. Konsultantem do spraw oporu ścian względem rekrutów C-Secu. - Ria ponownie uśmiechnęła się uroczo - Nudnawe.
- Och, nie wiedziałem że jest aż takie zapotrzebowanie na rynku że można się utrzymać z walenia rekrutami po scianach - Salariainin pozostawał wyjety z konwersacji drażniących się nawzajem biotyków co nie przeszkadzało specjalnie Magnusowi.
Ria wzruszyła ramionami.
- Nie wiem czy z tego da się utrzymać. Prawdę mówiąc nawet nie sprawdzam, ile za to dostaję. O ile cokolwiek. - pokręciła oczami.
- ...A jeść trzeba - Drążył temat Turianin - Za coś musisz przeżyć do pierwszego, no chyba że jedziesz na fortunie rodziny ale jakoś nie wydaje mi się to prawdopobne. Inną sprawą jest twe uwielbienie do luksusów. Nie wiem jakie sciany musiałabyś rozbijać że móc sobie pozwolić na drogie wygody - Po namyśle dodał - Chyba diamentowe, w kopalni.
- Dlaczego nie wydaje ci się to prawodpobne? - zapytała.
- Strzelałem. Wydajesz się osobą która raczej stawia na swoim i robi wszystko po swojemu niż pozwala komuś siebie wyręczać.
- To nie jest wyręczanie. To po prostu korzystanie z tego, co los położył na tacy. - mimo pozornie spokojnego tonu, Ria wydawała się być dość poirytowana.
- No tak, skoro ktoś może zrobić to za Ciebie... - Nie dokończył, ewidentnie chybił w swoich przypuszczeniach. Odpuścił głębsze dywagacje.
- No dobra, my tu gadu gadu a czas leci. Pozwolicie że się oddalę. Muszę obejrzeć jak wygląda moja nowa facjata. Spotkamy się na odprawie. - Turianin machnął ręką na pożegnanie.
Ria wyglądała jakby chciała coś dodać, ale szybko się rozmyśliła, a na jej oblicze powrócił złośliwy uśmieszek.
- Postaraj się umalować. Nie chcesz chyba, aby instruktorzy zobaczyli cię bez makijażu? - zaśmiała się, chociaż było coś wymuszonego w tym śmiechu - Ja pójdę się polenić jeszcze. Do zobaczenia. - Asari odwróciła się i ruszyła do swojej kwatery, nie patrząc już za siebie.
Retrospekcja z jednego z korytarzy
Zarkan wędrował właśnei w stronę kwater nie do końca zadowolony z możliwości wyboru. Skinął głową mijanemu członkowi komisji i gdy go minął drgnął. Miał pomysł.
- Profesorze Neltare - przypomniał sobie w porę nazwisko salarianina, a gdy ten spojrzał na niego pytająco po prostu wyłożył sprawę.
- Mam problem z możliwościami zakwaterowania. Potrzebuje odosobnionego miejsca, czy są jakieś alternatywy? - zapytał
- Jeśli nie przeskadza ci mieszkanie w hangarze - zażartował profesor.
- Idealnie - odparł turianin ku zdziwieniu swego rozmówcy.
- Ulokuję się w tym nieużywanym, jeśli nie ma przeciwwskazań? - zapytał Zarkan i uznał skinienie głową lekko zdziwionego salarianina za potwierdzenie, po czym udał się na swoje nowe miejsce zakwaterowania, by się rozlokować... cisza i spokój, tak jak lubił.