Astaria, Niebiańskie Wichry - stolica Unii
- Rewolwer wygląda znakomicie, choć przyznam, że rozumiem połowę szczegółów technicznych - powiedziała uśmiechnięta Amanda. - Trening poszedł dobrze. Umiem naprowadzić energię na cel. Pod warunkiem, że za bardzo się nie rusza. Potrenowałabym jeszcze z ruchomym. A co to za pomysł?
- Pokażę ci - Sotor poruszył brwiami. - Skoro potrafić kierować pociskiem, to potrafisz lepiej kontrolować energię, wiec mogę cie nauczyć trochę innego, ale idziemy na pustynię. Ubierz coś lekkiego, ale zakrywającego całe ciało. Nie mam gustu w tych sprawach, wiec pozostawię wybór ubrania tobie. Pustynia to dogodne miejsce do testowania zdolności ziemi, więc wpadniemy tam nieraz -
- Dobra. Ale chcesz iść teraz, czy może jutro od rana? A powiedz mi jeszcze, skąd ci przyszła do głowy pustynia, co? - powiedziała Amanda i uważnie przyjrzała sie mężczyźnie.
- Duuużo terenu, gdzie w przypadku pomyłki potencjalne trzęsienie ziemi rozmiaru kataklizmu nie wywoła żadnych strat w ludziach... - Sotor zrobił bezradny gest rękoma. - Albo specjalnie spowodowane trzęsienie ziemi. Gdzieś trzeba ćwiczyć w każdym razie.
- O rany. No dobrze - powiedziała kobieta i ziewnęła zakrywając usta dłonią. - Nie powiedziałeś, czy chcesz iść jeszcze dzisiaj.
- Jak tam chcesz. Im szybciej tym lepiej - odparł Sotor. - Ale wedle twego uznania -
- To może już jutro, lepiej jak wstaniemy wcześniej i się zabierzemy do treningu, niż jak mamy przysypiając ćwiczyć pół nocy i potem odsypiać - zaproponowała.
- Jak tam chcesz. A przy okazji, jeśli popracujemy nad energią, to nie będziesz już musiała spać. Jedna z cech ziemi. Nie czujesz zmęczenia. Nie musisz spać, jeśli nie chcesz.
- Łał, to by było coś - powiedziała podekscytowana Amanda. - A wiesz, chciałam z tobą pomówić o jutrzejszym spotkaniu. - zaczęła, ale przerwała gdy dostrzegła znanego jej mężczyznę.

- No to na razie chyba nie będę ci potrzebny? - zapytał, znów patrząc na Amandę.
- No, tak, jeśli nie masz nic przeciwko - powiedziała nieśmiało. - Zobaczymy się jutro? - zaproponowała, choc nie było specjalnie czasu na uzyskanie odpowiedzi.
- Witaj Reto - przywitała czarodzieja, który w tym momencie podszedł do ich stolika.
- Witam. Można się dosiąść? - powiedział czarodziej.
Sotor tylko skinął jej głową, uśmiechając się.
- Ta, ja już spadam - rzucił. - Bywajcie - dodał i ruszył... do drzwi wyjściowych.
Amanda zaczęła żywa rozmowę ze swoim znajomym. Zaczęli od Skazy i tym, że została wybrańcem Aramona. Potem przeszli do opowiadania tego, co wcześniej u kogo się działo.
Nie trwało długo, zanim nie udali sie do pokoju Amandy, aby porozmawiać w samotności.
Po około godzinie, od zniknięcia Sotora, dała się słyszeć eksplozja, szyby w tawernie zadrżały, potem nastąpił silny wstrząs i jeszcze kilka wtórnych, drobnych.
Oboje zerwali się na równe nogi.
- To chyba nie twoja zasługa - mruknęła Amanda. Istotnie, całe miasto musiało poczuć te wstrząsy.
Nie było czasu na szukanie koszuli i zakładanie jej, guziki także zajęły by wieczność. Zwłaszcza, że siedzieli nieomal po ciemku. Amanda chwyciła tylko swój nowy rewolwer, czapkę i płaszcz. Reto był w nieco bardziej komfortowej sytuacji, ponieważ był w pełni ubrany i brakowało mu tylko zimowego odzienia. Ona zaś zmuszona była narzucić płaszcz na gołe piersi... Może nie zmarzną jej aż tak, jak się tego obawiała.
Po paru chwilach Amanda wybiegła na dwór z nowym rewolwerem w dłoni. Reto był oczywiście razem z nią. Dokładnie rozejrzeli się dookoła. Tak jak na to liczyła, aktywność mieszkańców miasta wskazała jej kierunek, w którym powinni się udać. Najwyraźniej coś sie stało w zachodniej dzielnicy... albo na zachód od miasta.
- Na koń - powiedział Reto, gdy wiedzieli już gdzie muszą się udać. W Niebiańskich Wichrach nikt nie trzymał koni, ani nawet tautanów, na dworze. Wbiegli więc szybko do stajni i pożyczyli pierwsze lepsze konie - nimi szybciej można było wyjechać. Juz po chwili oboje pędzili na zachód obserwując co sie dzieje dookoła nich.
Z każdą chwilą Amanda była coraz bardziej niezadowolona. Wstrząs był ogromny, a nie byli nawet w pobliżu celu jak sie tego spodziewała.
Gdy dotarli do bramy i przekroczyli ja zobaczyli na polach przed miastem olbrzymią zwałę zwęglonego, dalej płonącego mięsa.
Mury Niebiańskich Wichrów nie były zbyt wysokie, gdyż nigdy nie musiały. Miały około 20 metrów wysokości. Powalone zwłoki okazały się wyższe niż mury miasta.
Amanda uniosła brwi przypatrując się zwłokom giganta. W pewnym momencie stwierdziła, że coś białego zsuwa sie po boku zwłok, lawirując miedzy płomieniami.
Wymierzyła do tego czegoś z rewolweru i naładowała broń niezbyt dużą dawką enregi. Trzymając cel na muszce, powoli podjechała bliżej celu. Reto pojechał za nią. Gdy byłą jakieś 100 metrów od celu poznała Sotora-zjeżdżał po mięsie jak po ośnieżonym stoku. - Uh, aj.. gorące - syczał meczyna, podrzucajac w dłoniach jakiś przedmiot.
Opuściła broń. Wiedziała, że niedługo mężczyzna wyląduje na wielkiej stercie śniegu więc uśmiechnęła się słysząc jak krzyczy, że coś go parzy... nie spodziewała sie, ze jest taki delikatny. Razem z Reto podjechali bliżej.
Sotor zjechał do warstwy śniegu.... który natychmiast się rozpuścił. Biały puch topił się w promieniu 5 metrów od mężczyzny. - Aj, oj.. psia jego... arrr - Sotor łaził w kółko, podrzucajac przedmiot.
- Co za cholerne... - mruknął i podrzucił obiekt wyżej, po czym skupił dużo energii w ręce i złapał obiekt w pole siłowe nad dłonią. Ziemię pod jego nogami zaczął powoli pokrywać szron.
- O... narobiłem rabanu - mruknął, patrząc na zgromadzonych wokół ludzi. - Wszytko twoja wina - kopnął zwłoki leżace obok siebie. Bez specjalnego efektu.
- To co za mną widzisz to wszystko co zostało z Opheliona. Leciał niebezpiecznie blisko miasta to stwierdziłem, ze go rekreacyjnie zdejmę - mruknął. - To jest jego esencja, muszę dostarczyc ją założycielowi trójcy, by miał nad czym pracować...
- Esencja? - zdziwiła się Amanda. Cała resztę zrozumiała, ale to jakoś jej umknęło.
- Ano... istnienie. Gdyby był to człowiek, nazwałbym to duszą - stwierdził Sotor, wsadzając dłonie w śnieg. Rozległo sie ciche syknięcie.
- Przegrzanie mocą chaosu... muszę dopracować swój pancerz - mruknął, poruszając palcami w śniegu. - odporność na ciepło jest, ale na moc chaosu? Nieeee... pooo cooo - mężczyna narzekał sam na siebie. Połączenie tego faktu z jego gabarytem i wyraz twarzy robiło poniekąd zabawne wrażenie.
Amanda uśmiechnęła się szczerze w odpowiedzi, ale zaraz potem spoważniała, gdyz cos nie dawało jej spokoju.
- To bydle wygląda... To jakiś wyjątkowy twór skazy? Coś takiego unikalnego?
- To? Nieee, piąta albo szósta Fala - mruknął Sotor przyglądając się swoim dłoniom. - Taka tam latająca popierd.. ekhm - opamiętał się. - Jakby tu wpadła jakaś unikalna istota Skazy to zeżarłaby mnie, ciebie, to miasto i połowę kraju na śniadanie - mruknął. - Bez popijania. Na szczęście jeszcze duzo czasu upłynie nim Skaza takie bedzie w stanie materializować tutaj.
Amandzie opadła szczęka. - Miejmy nadzieję, że uda sie zaprosić, sprowadzić bogów zanim do tego dojdzie - powiedziała po dłuższej chwili. - Cholera, teraz to mnie dobiłeś - dodała poprawiając płaszcz.
- Spokooojnie, do tego czasu takie kurczaczki ja ten bedą dla ciebie kwestia pstryknięcia palcami. Jacyś twoi słudzy będą się zajmować pomniejszymi problemami jak ten, twój czas bezie na to za cenny - Sotor uśmiechnął sie. - Wybacz na moment, sugeruje odjechać stad kawałek dalej, bo zaraz smród bedzie nie do opisania... - powiedział i obrócił się w stronę zwłok i zaczął coś mamrotać.
- A możesz się tego pozbyć?
Z dłoni Sotora trysnęły pomarańczowe iskry, a jego oczy zajarzyły się na czerwono. Chyba rzucał zaklęcie, więc nie mógł odpowiedzieć.
- Lepiej zróbmy to co radził - mruknęła do Reto. Ten kiwnął głową i oboje ruszyli w drogę do miasta. Po kilkunastu metrach zatrzymali się i spojrzeli za siebie z niewielkiego wzniesienia. Amanda poczuła, że zaczyna marznąć.
Sotor uderzył pięściami o siebie, po czym wysłał w mięso ładunek pomarańczowej energii... i zaczął wiać. Mięso zaczęło gnić w zastraszającym tempie. Po niecałych dwóch minutach zostały tylko jakieś powykręcane kości, które w ciagu pieciu minut skruszyły się i rozsypały. Po Ophelionie został tylko ślad, który pozostawił, gdy zarył w ziemi po upadku. Był to ślad po lądowaniu awaryjnym spowodowanym przez Sotora.
Amanda spoglądała na działanie zaklęcia. To było bardzo efektowne. Poczekała, aż Sotor ich dogoni. Ten przywołał swojego konia gwizdem i dotarł do nich dosć szybko.
- Chyba mogę sobie darować już "Jestem w końcu tylko rycerzem" - skrzywił się lekko i podrapał po potylicy. - Cóż, jedźmy dalej, bo jeśli wiatr się zmieni, to... - pokręcił głową.
Ruszyli razem.
- Wiatrem nasi mogą się już zająć. Tyle jeszcze potrafimy - rzekł Reto.
- Myślałam, że usunąłeś ciało i nie ma co śmierdzieć - zauważyła Amanda.
- Przyspieszyłem proces rozkładu, wiec odór rozniósł się w powietrzu i to szybko - powiedział Sotor. - Zaklęcie mocy chaosu zwane Klątwą Barabasza - wyjaśnił.
- Aha - mruknęła Amanda. Dotarli do bram miasta.
- Ja się zajmę "robotą papierkową", najlepiej wracajcie do karczmy. Znakomita robota panie Sotor - powiedział Reto.
Amanda skinęła mu głową. Wiedziała, że już się dzisiaj nie zobaczą, ale rozumiała sytuację... zresztą pieszczot miała juz dostatek.
Sotor także skinął głową.
- Dziękuję za uznanie - powiedział krótko. - Powodzenia w walce z biurokracją - uśmiechnął sie lekko.
Amanda i Sotor zajechali do stajni. Kobieta zsiadła z konia i oddała go pod opiekę stajennych gremlinów.
- Czyli będę powalać takie stwory? - zagadała krzyżując dłonie na piersi. Myślała, że to ją choć trochę ogrzeje, jednak tak się nie stało. Gdyby wiedziała, że wcale nie sa tu potrzebni założyła by coś więcej na siebie.
- Owszem. Za parę dni będziesz w stanie położyć trupem Opheiona bez większych problemów - odparł Sotor, zsiadając ze swojego konia. Zwierzę prychnęło na grmlina, który próbował chwycic za lejce i samo udało sie do boksu. Wystraszony gremlin zaś, aż schował się w innym z boksów.
- Za parę dni. Szybko - zauważyła unosząc brwi. - Ale sytuacja tego wymaga. A jak sądzisz, czy skaza będzie szybko sie rozprzestrzeniać? Z tego co widzę daje się we znaki - dodała i zdjęła z głowy czapkę. Ruszyli powoli w strone drzwi.
- Wysłała jedno wielkie stworzenie zamiast wielu małych. Ot jakas taktyka działania. Skaza nie wie co lepiej zadziała. Testuje, sprawdza...
- Lepiej by było gdyby się nie dowiedziała - mruknęła Amanda. Byli już w sali głównej, zwanej też potocznie karczmą. - Poszłabym już spać - powiedziała. Istotnie dawało się po niej zauważyć oznaki zmęczenia.
- Oczywiście. W razie czego znajdziesz mnie w moim pokoju. Dobranoc - powiedział Sotor, skinąwszy głową Amandzie, po czym udał się do siebie.
Amanda także udała sie do swojego pokoju i zanim położyła sie spać wzięła sobie gorąca kąpiel.
Następnego dnia Amanda spotkała Sotora, bez pancerza, czytającego gazetę przy śniadaniu. Miał na sobie koszulę, jakieś porządne spodnie i buty z grubą podeszwą.
Amanda podeszła do niego. Wyglądała znaczniej lepiej, niż wieczorem. Była wyspana, pełna energii i z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Witam. Co piszą ciekawego? - zagadała.
Sotor skrzywił się.
- Jestem na pierwszej stronie gazet - mruknął pokazując Amandzie pierwszą stronę, an której widać Sotora z esencja zamknieta w polu magicznym, rozmawiającego z Amandą i Reto.
- Dobrze, ze nie zrobili mi zdjęcia jak studziłem ręce, albo jak podrzucałem esencję...
- Może i zrobili, ale potem wybrali to - stwierdziła Amanda dosiadając się obok. - I co napisali? - spytała.
- Poproszę sałatkę z pomidorów i dwie bułki. I gofra z syropem - zwróciła się do kelnerki, która stanęła obok nich. Typowa blondynka, zapisała sobie zamówienie i z otwartymi ustami przyglądała sie Sotorowi.
- Trochę o mnie, że uniknąłem wywiadu, ze usunąłem ciało za pomocą nieznanej magii, z tego co widzę są zainteresowani tym skad sie wziąłem... - Sotor potarł brew i odłożył gazetę. - No i dlatego wolałem zgrywać głupa - poił herbaty z kubka i westchnął. Nie zwrócił szczególnej uwagi na kelnerkę. Miał myśli zajęte czymś innym.
- Zgrywać głupa? Co masz na mysli? - powiedziała Amanda, biorąc do rąk gazetę.
- No wydurniałem się trochę wcześniej. Nieważne - Sotor machnłą reką. - Tak czy inaczej przemyslałas to co mówiłem o treningu na pustyni? - zapytał.
- Niespecjalnie, ale dlatego, że nie było o czym. Na pustyni będzie najlepiej - powiedziała Amanda i wzruszyła ramionami.
Wtedy to podeszła kelnerka, które podała na stół zamówione śniadanie.
- Dziękuję, dla nas to wszystko - powiedziała, gdy dostrzegła, że ta znowu robi maślane oczy do Sotra.
Sotor obejrzał sie na kobietę i uniósł brew. Amanda już odesłała kelnerkę, więc nie odezwał się.
- Dobra, wyposażysz sie sama, czy sponsorować cie? - zapytał Sotor.
- Wyposażę się? W co? - spytała zajadając bułkę z pomidorami.
- Ubranie. Przepuszczające powietrze, ale zakrywajace większosć ciała, jesli nie całe... no i wodę w jakis izolowanym pojemniku. Na obiad wrócimy - powiedział Sotor. - Gdyby nie to, ze musiałem dostarczyc esencje i pomóc z jej rafinacją to zapewne wykułbym ci bukłak - mruknął Sotor i westchnął. - Ale nieważne już
- Jeśli możesz mi załatwić takie ubranie ot tak, to będzie mi miło, bo pewnie takiego tu nie znajdę. Ale będziesz ze mną na pustyni? Pokarzesz mi co i jak?
- Oczywiscie -odparł Sotor. - Hm.. wiem gdzie mogę takie ubranie kupić, ale powiedz mi jakie kolory preferujesz. No i czy wolisz togę czy kombinezon? - zapytał drapiąc się po brodzie.
- Kolory jasne. Togę znam i chyba ją wolę. Kombinezon mógłby krępować ruchy, a na pustyni wolę nie mieć za dużo na sobie, zwłaszcza ciasnego.
- Chyba nie masz mi za złe, że spławiłam kelnerkę? Jak chcesz się z nia przespać, to da sie bez trudu zalatwić.
- Jasne. Jak dobrze pójdzie to skombinuje ci jakiś uniwersalny ciuch, kombinezony nie muszą krępować ruchów, ale mogę załatwić ci wzmacniane ubranie - stwierdzil. Na drugą uwagę uniósł brew.
- Żyję już tak długo, ze tego typu zabawy mi się przejadły. Jak koś jest tego warty, to czemu nie, ale nie będę brał do łózka pierwszej lepszej - wzruszył ramionami.
- Może być kombinezon - odpowiedziała Amanda kończąc pierwsze danie. - A po tym jak trafiłes na pierwszą stronę w roli bohatera to możesz sie spodziewać uwagi innych... takiej czy innej - pusciła do niego oczko.
- Taa... - mruknął Sotor. - Dobra, to wracam za godzinę, jakby co to spotkamy się tutaj, dobrze? - zapytał.
- Za godzinę? Dobra... Załatwię w tym czasie skorzystanie z portalu - powiedziała biorąc się za gofra.
- Portalem się zajmę, o to się nie martw. Nie podoba mi się fakt, że portale sa stacjonarne. Wolę stworzyc własny... - stwierdził Sotor i udał się do swego pokoju.
Amanda chciała właśnie ugryźć gofra, ale ten jakos nie dotrał do jej ust. Ręce zastygły jej w miejscu, cała zastygła na moment z lekko otwartymi ustami.
- To umiesz stworzyc portal i przenieść nas w dowolne miejsce? - powiedziała zdumiona.
Sotor obejrzał się na nią. - Nie do końca dowolne, jest to zależne od paru czynników. Jendym z nich jest konieczność mojej bytności w danym miejscu - odparł meżczyna.
- O, bukłak juz do odbioru, jendak zajmie mi mniej niż godzinę. Zaraz wracam - stwierdził.
- No dobra - mruknęła, choć widać po niej było, że coś jest nie tak. Że albo nie wszystko rozumie, albo nie wszystko jej odpowiada.
- Coś nie tak? - mruknął Sotor.
- Nie, w porządku... zaskoczyłeś mnie... dlaczego nie używaliśmy tych portali od razu? To przez te czynniki?
- Ano. Nigdy nie byłem w Unii - odparł Sotor.
- A na pustyni już byłeś? - spytała unosząc brwi.
- Ta, tłukliśmy się tam z pierwszą manifestacja Skazy - odparł Sotor.
Amanda przymknęła na chwile oczy i potrząsnęła głową.
- No dobra. To ja zaczekam tutaj.
Sotor skinał głową i poszedł do siebie do pokoju. Wrócił po chwili z niewielkim pakunkiem.
- To jest dosć specjalny kombinezon. Proponuje ci założyć go na gołe ciało, i jesli chcesz to mozęsz zarzucić nań coś jeszcze. Ma parę specjalnych własnosci, mam ci powiedzieć teraz, czy już na pustyni? - zapytał.
Anamda nie zdążyła nawet zjeść całego gofra.
- To mała pyć kocina? - "powiedziała" zdumiona tym jak szybko mężczyzna powrócił. Dopiero po chwili przełknęła jedzenie i mogła mówic normalnie.
- Lepiej powiedz mi wszystko od razu. Może w międzyczasie zdążę dokończyć śniadanie.
- Powiedziałem, ze bukłak jest juz jednak do odbioru, wiec zajmie mi mniej jak godzinę... nie sprecyzowałem ile mniej ,to fakt - zauważył Sotor.
- Dobra po pierwsze bedziesz w stanie przywołać i odwołac kombinezon. Po drugie bedziesz mogła przywołać lub odwołać na jego powierzchnię dodatkowy pancerz. Lekki lub ciężki. Kombinezon bedzie odpowiadał na zmiany klimatyczne wokół ciebie wiec nie powinno ci byc nim ani zimno, ani ciepło. jest elastyczny i nie krępuje ruchów... no i ma miejsce na każdy z twoich rewolwerów - zakończył Sotor. - I dwa małe schowki na amunicję - dodał, podsuwając pakunek. - Bukłaczek jest w środku, pusty, na niego też znajdzie się miejsce w kombinezonie.
Amanda zdążyła zjeść gofra, ale musiała sie przy tym spieszyć.
- Przywołać? Jak? - spytała. - A co z moimi rzeczami? Myślisz, że nie beda mi potrzebne?
- Do walki - nie. Do ćwiczeń - też nie, a w razie czego wrócimy portalem do mojego pokoju i przejdziesz się do swojego - Sotor wzruszył ramionami. - W sumie byłem w twoim pokoju, to mogę też zrobić i portal tam... i poczekać aż wrócisz -
Amanda odetchnęła z mieszanina ulgi i... obojętności? - To dobrze - powiedziała i z uśmiechem pokiwała potwierdzająco głową.
- A jak się przywołuje kombinezon? A jak pancerz?
- Kombinezon łatwo. Jak go założysz to zrozumiesz szybko. Przywoływania pancerza cie juz nauczę w terenie - odparł Sotor.
- Dobrze, jeśli o mnie chodzi to możemy zaraz iść - powiedziała Amanda wyciągając sakiewkę i grzebiąc w niej w poszukiwaniu odpowiedniej ilości pieniędzy. - Jak chcesz możesz zaczekac tu na mnie aż sie ubiorę, blondi na pewno z chęcią dotrzyma ci towarzystwa - wskazała wzrokiem czającą się nieopodal kelnerkę.
- Muszę otworzyc portal, a to mi chiwle potrwa - stwierdził Sotor. - O mnie sie nie martw - mrugnął do Amandy. - Zastukaj do mojego pokoju jak bedziesz gotowa - powiedział, po czym wstał i udał sie do siebie.
Amanda poszła do swojego pokoju, rozpakowała podarunek i przyjrzała się kostiumowi. Był to taki dziwny klejnot z szeleczkami, a całość przypominała stanik z klejnotem zamiast miseczek. Do tego Sotor dodał kartkę na której zostawił jej list: "po prostu załóż i zobaczysz jak to działa". Był tam też rysunek sylwetki i sposób zakładania. Amanda natychmiast stwierdziła, że obeszła by sie bez tego. Zakładało się to bowiem bardzo podobnie jak stanik, ale zapięcie miało z przodu.
Kobieta rozebrała sie do naga i założyła szeleczki.
Jej ciało pokryło sie elastycznym materiałem przylegającym dość ściśle do ciała. Było ono koloru białego, ale Amanda zoriętowała się, że jeśli zachce innego lub jakichś wzorów to ten sie natychmiast dostosuje do jej gustu. Zorientowała się też, że może go przywołać i odwołać po prostu chcąc by sie pojawił lub zniknął. "Szeleczki" i klejnot znikną, a kombinezon po prostu pojawiał sie i znikał "z powietrza".
Koło bioder i na udach znajdowały się miejsca na broń. Bukłak zaś, obecnie pusty zaczepiony był na plecach, tuż nad prawym pośladkiem.
Zadowolona Amanda wyszła na korytarz i zapukała do pokoju Sotora. Mężczyzna zaraz jej otworzył.
- M? - uniósł brew. - O, juz masz na sobie kombinezon - spojrzał na nią. - Dobra, to możemy ruszać?
- Leży bardzo dobrze, wspaniale wręcz. Możemy ruszać - odpowiedziała uradowana kobieta.
- Świetnie - Sotor otworzył drzwi. Po środku jego pokoju unosiło się coś na kształt zwierciadła otoczonego jęzorami pomarańczowych płomieni. W lustrze jednak odbijała się pustynia...
Gdy Sotor zamknął drzwi za Amandą wykonał zapraszający gest w stronę portalu. - Panie przodem
Kobieta z uśmiechem przekroczyła portal.
- Gdzie dokładniej jesteśmy? - spytała, gdy mężczyzna do niej dołączył.
- To Ferrana... lub to co z niej zostało - odparł Sotor.
- Pustynia Yrriańska rozprzestrzeniła się zajmując 95% powierzchni kontynentu po manifestacji Skazy...
- A niech to osioł kopnie - powiedziała Amanda rozglądając sie dookoła. - Ale skazy już tu nie ma? Zniszczyła teren, ale nie przerobiła go na swój?
- Oczyściliśmy go - powiedział Sotor. - Skaza nie ma tu już czego szukać -
- Rozumiem... Ale czy każdy oczyszczony teren będzie martwa pustynią? - spytała z nutą niepokoju w głosie.
- Nie. ten teren został znsizczony, a nie przekształcony - odparł Sotor.
- O, to dobrze. Już się bałam... Ale niszczyć może tak samo jak przekształcać? - dopytywała sie dalej.
- Pustynnienie mozna cofnąć przy odpowiendim nakłądzie magii. Skażenie przy odpowiednim nakałdzie energii. Zniszczenei jest kwestiajednego zaklecia, askażenie - paru tygodni roboty dla istot Skazy.
- Chyba rozumiem... - odpowiedziała Amanda. - No to co? Jak wywołać trzęsienie ziemi? - dodała z uśmiechem.
- Najpierw słabe. Naładuj energia nogę i tupnij jedncoześnie wyzwalajac moc - poelciłSotor i odskczył, by usiaść na pobliskich skałach.
Amanda postąpiła zgodnie z zaleceniami. Naładowała nogę, w ten sam sposób, jak wcześniej ładowała rewolwer. Po czym wyzwoliła ją, mocno tupiąc jednocześnie w piasek.
Okolicą zatrząsło.
- No, łatwe, nie? Teraz pokażę ci jak tym manipulować by uzyskać różne ciekawe efekty - powiedział. - Wstrząs kierowany, silniejszy i parę innych... wariacji. Od czego zaczniemy? Wszystkiego w jeden dzień nei opanujesz...
- Może kierowany, tak aby ktoś przedemną stracił równowagę - powiedziała Amanda. - O! A mogę sprawić, że ziemia się pod nim rozzstąpi i delikwent spadnie w przepaść? - wpadło jej do głowy.
- Wyzsza szkołą jazdy - odparł Sotor.
- Kiedyś? - rzekła i spojrzała na mężczyznę z nadzieją.
- Za cztery-pieć dni wytęzonego treningu - odparł Sotor.
Amanda jęknęła niezadowolona krzywiąc się jednocześnie.
- No to zacznijmy od kierowanego - powiedziała... I rozpoczęli trening...