[Warhammer] Arhain

-
- Pomywacz
- Posty: 61
- Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
- Numer GG: 6401347
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Arhain
Lindara
Zdziwiła ją reakcja Shathara na pomysł tej chorej wywłoki. Wydawało jej się, że strażnik podziela zdanie Hariathi, świadczyła o tym jego rozmowa z woźnicą, ale jednak w odpowiedzi na słowa elfki zacisnął tylko szczęki i odszedł bez słowa. Czyżby jego antypatia do charakteru dowódczyni przewyższała pogardę do eskortowanych niewolników?
Była wściekle głodna. Czuła jak żołądek skręca jej się na myśl o ciepłym jedzeniu, a ślina napłynęła do ust, gdy poczuła zapach mięsa. Jednak gdyby miała zniżyć się do zjadania mięsa swoich współplemieńców to jej pierwszą ofiarą byłaby Hariathi. Z każdym nowym zdaniem dowódczyni nienawiść Lindary do niej rosła. Gdy wylewała resztki swojej potrawki obdarzyła ją jadowitym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógłby zabijać to byłaby już leżała martwa.
Gdy Shethar znów się pojawił w towarzystwie dwóch wojowników. ‘Wyprowadza nas na spacer’, pomyślała z ironią drżąc z zimna jeszcze bardziej niż przedtem. Strażnik kazał im się umyć i przebrać w nowe szmaty. ‘Jeśli nie odpadną nam nogi z zimna’
Lindara z wahaniem ściągnęła z siebie to, co kiedyś nazywała ubraniem, a teraz kupą szmat ledwo trzymających się razem. Czuła na sobie spojrzenia strażników. Pochlebiało jej to nawet, choć wiedziała, że ich zainteresowanie nie miało nic wspólnego z jej wyglądem. Osobiście nie dotknęłaby czegoś tak brudnego i śmierdzącego jak ona teraz, nawet gdyby obiecywano jej za to nieziemskie przyjemności i wolność. Z drugiej strony ich uwaga straszliwie ją irytowała. Postanowiła, że się nie da i nie pokaże po sobie niczego. Będzie po prostu obojętna.
Pomimo brudu jej rude włosy mocno kontrastowały się z bladą skórą. Spłynęły na ramiona, ale nie zakryły drobnych piersi. Nabrała w dłonie trochę śniegu i drżąc z zimna jak osika na wietrze, zaczęła nacierać nim ciało – szczupłe ramiona, szyję, brzuch, zdecydowanie kobiece biodra i mocne uda. Przesuwając ręce po klatce piersiowej czuła pod skórą swoje żebra, choć nie były one jeszcze bardzo widoczne. Mięśnie ramion i nóg pod zimnym dotykiem napinały się i tężały. Już dawno zapomniała, co to kąpiel w lodowatej wodzie, a dotyk śniegu był dla niej istną torturą, jak tysiące małych zimnych igiełek wbijających się w jej skórę i przenikających aż do mięśni. Miała wrażenie, że skóra zaraz odpadnie od niej niczym jakiś pancerz. Jednak pozostawały tylko smugi bladej, zaczerwienionej z zimna skóry, gdzieniegdzie poznaczonej gojącymi się lub świeżymi sińcami. Dziwne, że wcześniej ich nie czuła. Jedynie drżała z zimna tak, że słyszała podzwanianie swojego łańcucha i szczękanie zębów. Kolejnymi garściami śniegu zmyła resztki brudu, po czym zmoczyła włosy i rozczesała je palcami. ‘Nie będą czyste tak jakbym chciała, ale przynajmniej nie będzie pcheł. Pewnie już dawno pozdychały w taki ziąb.’
Zdziwiła ją reakcja Shathara na pomysł tej chorej wywłoki. Wydawało jej się, że strażnik podziela zdanie Hariathi, świadczyła o tym jego rozmowa z woźnicą, ale jednak w odpowiedzi na słowa elfki zacisnął tylko szczęki i odszedł bez słowa. Czyżby jego antypatia do charakteru dowódczyni przewyższała pogardę do eskortowanych niewolników?
Była wściekle głodna. Czuła jak żołądek skręca jej się na myśl o ciepłym jedzeniu, a ślina napłynęła do ust, gdy poczuła zapach mięsa. Jednak gdyby miała zniżyć się do zjadania mięsa swoich współplemieńców to jej pierwszą ofiarą byłaby Hariathi. Z każdym nowym zdaniem dowódczyni nienawiść Lindary do niej rosła. Gdy wylewała resztki swojej potrawki obdarzyła ją jadowitym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógłby zabijać to byłaby już leżała martwa.
Gdy Shethar znów się pojawił w towarzystwie dwóch wojowników. ‘Wyprowadza nas na spacer’, pomyślała z ironią drżąc z zimna jeszcze bardziej niż przedtem. Strażnik kazał im się umyć i przebrać w nowe szmaty. ‘Jeśli nie odpadną nam nogi z zimna’
Lindara z wahaniem ściągnęła z siebie to, co kiedyś nazywała ubraniem, a teraz kupą szmat ledwo trzymających się razem. Czuła na sobie spojrzenia strażników. Pochlebiało jej to nawet, choć wiedziała, że ich zainteresowanie nie miało nic wspólnego z jej wyglądem. Osobiście nie dotknęłaby czegoś tak brudnego i śmierdzącego jak ona teraz, nawet gdyby obiecywano jej za to nieziemskie przyjemności i wolność. Z drugiej strony ich uwaga straszliwie ją irytowała. Postanowiła, że się nie da i nie pokaże po sobie niczego. Będzie po prostu obojętna.
Pomimo brudu jej rude włosy mocno kontrastowały się z bladą skórą. Spłynęły na ramiona, ale nie zakryły drobnych piersi. Nabrała w dłonie trochę śniegu i drżąc z zimna jak osika na wietrze, zaczęła nacierać nim ciało – szczupłe ramiona, szyję, brzuch, zdecydowanie kobiece biodra i mocne uda. Przesuwając ręce po klatce piersiowej czuła pod skórą swoje żebra, choć nie były one jeszcze bardzo widoczne. Mięśnie ramion i nóg pod zimnym dotykiem napinały się i tężały. Już dawno zapomniała, co to kąpiel w lodowatej wodzie, a dotyk śniegu był dla niej istną torturą, jak tysiące małych zimnych igiełek wbijających się w jej skórę i przenikających aż do mięśni. Miała wrażenie, że skóra zaraz odpadnie od niej niczym jakiś pancerz. Jednak pozostawały tylko smugi bladej, zaczerwienionej z zimna skóry, gdzieniegdzie poznaczonej gojącymi się lub świeżymi sińcami. Dziwne, że wcześniej ich nie czuła. Jedynie drżała z zimna tak, że słyszała podzwanianie swojego łańcucha i szczękanie zębów. Kolejnymi garściami śniegu zmyła resztki brudu, po czym zmoczyła włosy i rozczesała je palcami. ‘Nie będą czyste tak jakbym chciała, ale przynajmniej nie będzie pcheł. Pewnie już dawno pozdychały w taki ziąb.’
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości

-
- Pomywacz
- Posty: 44
- Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
- Numer GG: 0
Re: [Warhammer] Arhain
Zimowysmutek
Ponad godzinę wypatrywałem znaków obecności banitów i nic "Żadnych śladów... nie mogę im pokazać, że mnie to niepokoi... wiem co zrobię udam, że coś widziałem " pomyślałem. Uśmiecham się tajemniczo do nich po czym głośno ziewam i mówię:
- Ale słońce miło grzeje, jeśli możecie to prześpijcie się bo mróz w nocy nie da się wyspać. - Po tych paru słowach układam się wygodniej i zasypiam czujnym snem. Budzi mnie chłód zapadającego zmierzchu, sen nie zregenerował w dużym stopniu moich sił, ale i tak czuje się lepiej. "Las zgęstniał i leży więcej śniegu to nie dobrze będzie ciężko się w nim chodziło." Wyjechaliśmy na polanę z zamyślenie wyrwał mnie świst wypuszczanego bełtu, cały stężałem w napięciu dopiero przekleństwa dowódczyni wojowników uświadamiają co się stało. Gdy zobaczyłem białe lisy moje życie z wioski stanęło mi przed oczyma nawet wstrętny smak lisiego mięsa, ale teraz chętnie bym zjadł choć kawałek. "Ciekawe co one pożerały?" Po chwili dojeżdżamy do stosu ciał. "... to pewnie z nimi walczyli tamci strażnicy. Pytanie czy banda poniosła duże straty, szkoda, że nie mam możliwość dokładnego obejrzenia śladów pewnie bym się czegoś dowiedział o przebiegu potyczki." Widząc, że dowódczyni wojaków ochraniających karawanę zostaje z tylu przyglądam się jej uważnie, a jej zamyślona mina daje mi do myślenia " ta chora dziwka czymś się martwi możliwe, że nie udało się rozbić bandy i obawia się ataku pewnie wzmocni straże na postoju." Znudzonym wzrokiem patrzę jak rozkładają obóz, dopiero widok przygotowywanego posiłku uświadamia mnie jaki głodny byłem, a przytyki dowodzącej wywołują we mnie wściekłość, której staram się nie okazywać widać ją tylko w moich oczach "jeszcze inaczej zaśpiewasz suko." Z ulga przyjąłem pojawienie się Shethara przy naszym wozie pozwoliło to przestać myśleć o jedzeniu, "fajnie, że będziemy mogli się wykąpać tylko muszę przełożyć ułomek ostrza do płaszcza" co robię niezwłocznie, ale w takim momencie, gdy strażnicy na nas nie patrzą. Wstaje powoli i ochoczo schodzę w śnieg i zaczynam się rozbierać. W trakcie ściągania płaszcza słyszę ciche wycie wilka zamieram na chwilę wsłuchując się dokładnie, gdyż brzmiało ono trochę dziwnie "może to jakiś sygnał bandy a naśladują wilki dla niepoznaki ..." zastanawiam się gorączkowo rozglądam się ukradkiem czy ktoś jeszcze zwrócił uwagę na wycie "może to znak dla bandy że znaleźli łakomy kąsek??" przez głowę przelatują pytania niczym błyskawice. By nie zwrócić na siebie uwagi strażników kontynuuję rozbieranie układając rzeczy na jednej kupce. Zrzucając łachy które miałem na grzbiecie w pełni ukazuje swoją masywną sylwetkę, która obecnie zaczyna robić się coraz mocniej wyżyłowana. Gdy staje tyłem do reszty ich oczom ukazują się blizny na plecach po biczowaniu z przed kilkunastu lat. Szybko nacieram śniegiem ciało, które przeszywa na początku lodowate zimno które po chwili zamienia się w przyjemne ciepło krwi która nabiegła do skóry mocno ją czerwieniąc trwało tylko chwilę bo zimny wiatr szybko oziębił moje ciało. By zapobiec temu ubieram szybko płaszcz, skoro pilnujący na pies mówił że mamy założyć nowe ciuchy.
Ponad godzinę wypatrywałem znaków obecności banitów i nic "Żadnych śladów... nie mogę im pokazać, że mnie to niepokoi... wiem co zrobię udam, że coś widziałem " pomyślałem. Uśmiecham się tajemniczo do nich po czym głośno ziewam i mówię:
- Ale słońce miło grzeje, jeśli możecie to prześpijcie się bo mróz w nocy nie da się wyspać. - Po tych paru słowach układam się wygodniej i zasypiam czujnym snem. Budzi mnie chłód zapadającego zmierzchu, sen nie zregenerował w dużym stopniu moich sił, ale i tak czuje się lepiej. "Las zgęstniał i leży więcej śniegu to nie dobrze będzie ciężko się w nim chodziło." Wyjechaliśmy na polanę z zamyślenie wyrwał mnie świst wypuszczanego bełtu, cały stężałem w napięciu dopiero przekleństwa dowódczyni wojowników uświadamiają co się stało. Gdy zobaczyłem białe lisy moje życie z wioski stanęło mi przed oczyma nawet wstrętny smak lisiego mięsa, ale teraz chętnie bym zjadł choć kawałek. "Ciekawe co one pożerały?" Po chwili dojeżdżamy do stosu ciał. "... to pewnie z nimi walczyli tamci strażnicy. Pytanie czy banda poniosła duże straty, szkoda, że nie mam możliwość dokładnego obejrzenia śladów pewnie bym się czegoś dowiedział o przebiegu potyczki." Widząc, że dowódczyni wojaków ochraniających karawanę zostaje z tylu przyglądam się jej uważnie, a jej zamyślona mina daje mi do myślenia " ta chora dziwka czymś się martwi możliwe, że nie udało się rozbić bandy i obawia się ataku pewnie wzmocni straże na postoju." Znudzonym wzrokiem patrzę jak rozkładają obóz, dopiero widok przygotowywanego posiłku uświadamia mnie jaki głodny byłem, a przytyki dowodzącej wywołują we mnie wściekłość, której staram się nie okazywać widać ją tylko w moich oczach "jeszcze inaczej zaśpiewasz suko." Z ulga przyjąłem pojawienie się Shethara przy naszym wozie pozwoliło to przestać myśleć o jedzeniu, "fajnie, że będziemy mogli się wykąpać tylko muszę przełożyć ułomek ostrza do płaszcza" co robię niezwłocznie, ale w takim momencie, gdy strażnicy na nas nie patrzą. Wstaje powoli i ochoczo schodzę w śnieg i zaczynam się rozbierać. W trakcie ściągania płaszcza słyszę ciche wycie wilka zamieram na chwilę wsłuchując się dokładnie, gdyż brzmiało ono trochę dziwnie "może to jakiś sygnał bandy a naśladują wilki dla niepoznaki ..." zastanawiam się gorączkowo rozglądam się ukradkiem czy ktoś jeszcze zwrócił uwagę na wycie "może to znak dla bandy że znaleźli łakomy kąsek??" przez głowę przelatują pytania niczym błyskawice. By nie zwrócić na siebie uwagi strażników kontynuuję rozbieranie układając rzeczy na jednej kupce. Zrzucając łachy które miałem na grzbiecie w pełni ukazuje swoją masywną sylwetkę, która obecnie zaczyna robić się coraz mocniej wyżyłowana. Gdy staje tyłem do reszty ich oczom ukazują się blizny na plecach po biczowaniu z przed kilkunastu lat. Szybko nacieram śniegiem ciało, które przeszywa na początku lodowate zimno które po chwili zamienia się w przyjemne ciepło krwi która nabiegła do skóry mocno ją czerwieniąc trwało tylko chwilę bo zimny wiatr szybko oziębił moje ciało. By zapobiec temu ubieram szybko płaszcz, skoro pilnujący na pies mówił że mamy założyć nowe ciuchy.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Re: [Warhammer] Arhain
Azghair
Kiedy zrobiło się cieplej, elf zapadł w lekki półsen, z którego kilka razy wyrwały go rozmowy strażników lub turkot kół wozu. Nie był w stanie naprawdę zasnąć - zbyt przyzwyczaił się do spędzania nocy na morzu, kołysania fal i dźwięku olinowania uderzającego o maszt. Ocknął się z kolejnej kilkunastominutowej drzemki, kiedy słońce zaczęło zachodzić.
Kiedy poczuł zapach mięsa, przypomniał sobie o głodzie. Jego żołądek skręcał się pod wpływem aromatu. Korsarz zacisnął pięść, aby powstrzymać się od odruchowego szarpnięcia się na łańcuchu. Nie zareagował na komentarz Hariathi, a kiedy wylała resztki polewki przy wozie, warknął głucho i jeszcze mocniej, aż do bólu, zacisnął pięści. Kiedy po jakimś czasie pojawił się Shethar i dwóch strażników, korsarz był mu niemal wdzięczny za to, że pozwala im odejść trochę dalej od wciąż dręczącej zapachem kałuży potrawki. Zrzucił z siebie ubrania i wyprostował się, z ulgą rozluźniając mięśnie pleców. Jego ramiona były pokryte tatuażami wyobrażającymi języki płomieni, w niektórych miejscach zniekształconymi przez białe kreski blizn. Klatkę piersiową również pokrywała sieć białych kresek - najwyraźniej z drobnych ran. Zupełnie inaczej wyglądały plecy - resztki tatuażu były ledwo widoczne spod wielu blizn i szram. Najbardziej widoczne były świeże rany, zadane przez strażników na targu, pokryte już przez zakrzepłą krew. Cienkie, czarne strumyki zaschniętej krwi pokrywały również dolną część pleców elfa.
Kiedy już zdjął z siebie ubrania, zaczął szybko nacierać się śniegiem. Azghair był w miarę przyzwyczajony do zimna, jednak mimo tego ukłucia mrozu były bardzo dotkliwe. Szybko wyczyścił całe ciało, po czym ubrał się z powrotem. W trakcie "kąpieli" rzucił kilka ukradkowych spojrzeń na Lindarę, starając się, by ich nie zauważyła. Nie miał zamiaru gapić się na nią, jak strażnicy, ale od jakiegoś czasu nie miał okazji podziwiać piękna kobiecego ciała...
Kiedy zrobiło się cieplej, elf zapadł w lekki półsen, z którego kilka razy wyrwały go rozmowy strażników lub turkot kół wozu. Nie był w stanie naprawdę zasnąć - zbyt przyzwyczaił się do spędzania nocy na morzu, kołysania fal i dźwięku olinowania uderzającego o maszt. Ocknął się z kolejnej kilkunastominutowej drzemki, kiedy słońce zaczęło zachodzić.
Kiedy poczuł zapach mięsa, przypomniał sobie o głodzie. Jego żołądek skręcał się pod wpływem aromatu. Korsarz zacisnął pięść, aby powstrzymać się od odruchowego szarpnięcia się na łańcuchu. Nie zareagował na komentarz Hariathi, a kiedy wylała resztki polewki przy wozie, warknął głucho i jeszcze mocniej, aż do bólu, zacisnął pięści. Kiedy po jakimś czasie pojawił się Shethar i dwóch strażników, korsarz był mu niemal wdzięczny za to, że pozwala im odejść trochę dalej od wciąż dręczącej zapachem kałuży potrawki. Zrzucił z siebie ubrania i wyprostował się, z ulgą rozluźniając mięśnie pleców. Jego ramiona były pokryte tatuażami wyobrażającymi języki płomieni, w niektórych miejscach zniekształconymi przez białe kreski blizn. Klatkę piersiową również pokrywała sieć białych kresek - najwyraźniej z drobnych ran. Zupełnie inaczej wyglądały plecy - resztki tatuażu były ledwo widoczne spod wielu blizn i szram. Najbardziej widoczne były świeże rany, zadane przez strażników na targu, pokryte już przez zakrzepłą krew. Cienkie, czarne strumyki zaschniętej krwi pokrywały również dolną część pleców elfa.
Kiedy już zdjął z siebie ubrania, zaczął szybko nacierać się śniegiem. Azghair był w miarę przyzwyczajony do zimna, jednak mimo tego ukłucia mrozu były bardzo dotkliwe. Szybko wyczyścił całe ciało, po czym ubrał się z powrotem. W trakcie "kąpieli" rzucił kilka ukradkowych spojrzeń na Lindarę, starając się, by ich nie zauważyła. Nie miał zamiaru gapić się na nią, jak strażnicy, ale od jakiegoś czasu nie miał okazji podziwiać piękna kobiecego ciała...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Arhain
Strażnicy wyraźnie się ożywili na widok nagiej Lindary.
- Niezły tyłek, co Shethar?- zachrypiał jeden z nich, bezczelnie obcinając wzrokiem kobietę.
Wasz strażnik zamamrotał coś niewyraźnie pod nosem.
- Ruda w dodatku. Takie są najlepsze-dodał drugi żołnierz- Ogrzałbyś swoje zwierzątko....Wiemy, że masz takie upodobania.- obaj parsknęli śmiechem.
- Zająłbyś się swoimi chłopcami, Khaein.- Shethar warknął z wściekłością- Słyszałem też, że gustujesz też w nieletnich samiczkach-dodał z pogardą w głosie.
- Lepiej uważaj na słowa...khariarstil- wysyczał Khaein.
- A niby czemu? Co, skoczysz mi do gardła, słabeuszu?- zimne spojrzenie waszego strażnika omiotło mężczyznę. Po chwili Shethar demonstracyjnie odwrócił się do niego plecami. Drugi Druchii z uśmiechem rozbawienia na twarzy śledził kłótnię.
Zimowysmutek korzystając z nieuwagi eskorty, zdołał schować odłamek. Tamci znowu zwrócili uwagę na ubierającą się Lindarę. Natomiast Shethar obejrzał wytatuowane plecy i ramiona Azghaira, z takim wyrazem twarzy, jakby mu coś przypominały.
- Co tu robisz, mouraeth?- mruknął cicho.
Pozostałym znudziło się obserwowanie Lindary i skoncentrowali swoją uwagę na niskim Cieniu.
- Tresowany piesek... Zobaczymy, jak tańczysz pod batem... - Khaein odpiął krótki bicz od pasa. Widocznie zamierzał wyładować bezkarnie swoją wściekłość na Zimowymsmutku. Bat świsnął, rozcinając powietrze.
Niewolnik odskoczył tak szybko, że wyglądało to jakby się pojawił w innym miejscu.
- Spokój!- wściekły ryk waszego strażnika osadził w miejscu jeźdźca. Shethar chwycił łańcuch i powlekł was do obozu, nie dbając o to, czy nadążacie.
Zatrzymał się dopiero przy ognisku. Obok niego stał cudownie pachnący kocioł, jeszcze parujący z gorąca.
- Won, żreć!- kopnął Azghaira. Nie potrzebowaliście zachęty, w pośpiechu przesuwając się w stronę kotła.
Na dnie naczynia, pływały jakieś kęsy ścięgien, kości z okrawkami mięsa i gęsta brązowa ciecz. Wszystko czym pogardzili wasi prześladowcy. Zupa cuchnęła nieco spalenizną, ale nadal wydawała się dobra. Tylko jak ją zjeść?
- Psy przy misce. No i co biedactwa? Nie wiecie jak to zjeść? Jak zwierzęta...- stojący obok Khaein roześmiał się głośno.
Wychodziło na to, że musicie użyć własnych rąk. Dopiero teraz dotkliwie odczuliście głębię swojego poniżenia. Jeść jak zwierzęta...
Skuleni tuż pomiędzy dwoma wozami, staraliście się ułożyć jak najwygodniej. Ognisko, mimo, że było nieco dalej nadal dawało choć trochę ciepła. Zresztą grzały was w miarę nowe ubrania i pełne żołądki. Łańcuch oplątany dookoła dyszla, kilku skrzyń i kozła woźnicy był znowu spięty kłódką. Po drugiej stronie kręgu tłoczyły się w gromadce konie, przeżuwające pracowicie obrok. Czuliście woń odchodów i roślinny zapach ziarna, ale obecność wierzchowców osłaniała przed wiatrem. Pomimo tego, wiedzieliście, że to miejsce jest dodatkowym przytykiem. Zwierzęta wśród zwierząt...
Powoli zmogło was zmęczenie. Jeden po drugim, pogrążaliście się we śnie.
Zimowysmutek
Obudził cię jakiś nagły ruch. Może i sądziłbyś, że jest to senny majak, ale ufałeś swojej intuicji. Podniosłeś się ostrożnie, rozglądając tu i tam. Przy ognisku siedziały trzy postacie. Do twoich uszu dotarły cichutkie szepty.
W oddali skrzypiał śnieg pod krokami innego wartownika. Ale to nie było to....
Zerknąłeś na ścianę lasu. Konie zdążyły się przesunąć w inne miejsce- a może je przeprowadzono. Rozkopany śnieg, poznaczony tu i ówdzie plamami odchodów, lśnił w mroku. Ciemne pnie drzew zlewały się w jednolitą plamę.
Już miałeś położyć się z powrotem, gdy coś białego pojawiło się na tle lasu. Wytężając wzrok, mogłeś stwierdzić, że jest to chyba jakieś zwierzę.
Domniemane zwierzę wyszło na pusta przestrzeń. To był wilk, biały wilk. Przynajmniej takie miałeś wrażenie. Jednak gdy przemieszczał się tu i tam jakby węsząc, wydało ci się, że porusza się jakoś dziwnie. Nie jak czworonożne zwierzę. Raczej jak coś co próbowało tak robić...
Zauważyłeś jak Lindara otworzyła oczy i podniosła się.
"Wilk" zawrócił i już znikał między drzewami.
Lindara
Coś zakłóciło Twój odpoczynek. Półprzytomna, nadal niepewna gdzie się znajdujesz, otworzyłaś oczy. Napotkałaś całkowicie przytomne spojrzenie Zimowegosmutka. Azghair oddychał spokojnie, skulony w kłębek i otulony płaszczem. Usiadłaś i spojrzałaś za wóz. Coś poruszyło się na krawędzi lasu, a potem zniknęło...
Azghair
Czułeś pod stopami pokład. Falujący, tak jak trzeba. Jednak, gdy błądziłeś po statku, nie wiedząc co masz robić i gdzie iść, stwierdziłeś że coś jest nie tak. Właściwie, byli tu wszyscy- nikczemni zdrajcy, podły kapitan, reszta żeglarzy i kilka zwierząt. Ale, mimo że praca wrzała, czułeś, że coś jest nie w porządku.
Wyglądali tak samo. Niebo, morze i statek również. W końcu spojrzałeś oczy tej parszywej szui, temu łatwowiernemu głupcowi i dostrzegłeś przerażenie w jego oczach. Za chwilę twarz mężczyzny wykrzywił grymas obłędnego strachu. Ale dalej stał na mostku jak wcześniej.
Czując ukłucie niepokoju, opuściłeś wzrok. Tam gdzie były twoje nogi, coś się poruszało. Nie byłeś w stanie dostrzec co, bo Twoje pole widzenia nagle się rozmazało...
- Niezły tyłek, co Shethar?- zachrypiał jeden z nich, bezczelnie obcinając wzrokiem kobietę.
Wasz strażnik zamamrotał coś niewyraźnie pod nosem.
- Ruda w dodatku. Takie są najlepsze-dodał drugi żołnierz- Ogrzałbyś swoje zwierzątko....Wiemy, że masz takie upodobania.- obaj parsknęli śmiechem.
- Zająłbyś się swoimi chłopcami, Khaein.- Shethar warknął z wściekłością- Słyszałem też, że gustujesz też w nieletnich samiczkach-dodał z pogardą w głosie.
- Lepiej uważaj na słowa...khariarstil- wysyczał Khaein.
- A niby czemu? Co, skoczysz mi do gardła, słabeuszu?- zimne spojrzenie waszego strażnika omiotło mężczyznę. Po chwili Shethar demonstracyjnie odwrócił się do niego plecami. Drugi Druchii z uśmiechem rozbawienia na twarzy śledził kłótnię.
Zimowysmutek korzystając z nieuwagi eskorty, zdołał schować odłamek. Tamci znowu zwrócili uwagę na ubierającą się Lindarę. Natomiast Shethar obejrzał wytatuowane plecy i ramiona Azghaira, z takim wyrazem twarzy, jakby mu coś przypominały.
- Co tu robisz, mouraeth?- mruknął cicho.
Pozostałym znudziło się obserwowanie Lindary i skoncentrowali swoją uwagę na niskim Cieniu.
- Tresowany piesek... Zobaczymy, jak tańczysz pod batem... - Khaein odpiął krótki bicz od pasa. Widocznie zamierzał wyładować bezkarnie swoją wściekłość na Zimowymsmutku. Bat świsnął, rozcinając powietrze.
Niewolnik odskoczył tak szybko, że wyglądało to jakby się pojawił w innym miejscu.
- Spokój!- wściekły ryk waszego strażnika osadził w miejscu jeźdźca. Shethar chwycił łańcuch i powlekł was do obozu, nie dbając o to, czy nadążacie.
Zatrzymał się dopiero przy ognisku. Obok niego stał cudownie pachnący kocioł, jeszcze parujący z gorąca.
- Won, żreć!- kopnął Azghaira. Nie potrzebowaliście zachęty, w pośpiechu przesuwając się w stronę kotła.
Na dnie naczynia, pływały jakieś kęsy ścięgien, kości z okrawkami mięsa i gęsta brązowa ciecz. Wszystko czym pogardzili wasi prześladowcy. Zupa cuchnęła nieco spalenizną, ale nadal wydawała się dobra. Tylko jak ją zjeść?
- Psy przy misce. No i co biedactwa? Nie wiecie jak to zjeść? Jak zwierzęta...- stojący obok Khaein roześmiał się głośno.
Wychodziło na to, że musicie użyć własnych rąk. Dopiero teraz dotkliwie odczuliście głębię swojego poniżenia. Jeść jak zwierzęta...
Skuleni tuż pomiędzy dwoma wozami, staraliście się ułożyć jak najwygodniej. Ognisko, mimo, że było nieco dalej nadal dawało choć trochę ciepła. Zresztą grzały was w miarę nowe ubrania i pełne żołądki. Łańcuch oplątany dookoła dyszla, kilku skrzyń i kozła woźnicy był znowu spięty kłódką. Po drugiej stronie kręgu tłoczyły się w gromadce konie, przeżuwające pracowicie obrok. Czuliście woń odchodów i roślinny zapach ziarna, ale obecność wierzchowców osłaniała przed wiatrem. Pomimo tego, wiedzieliście, że to miejsce jest dodatkowym przytykiem. Zwierzęta wśród zwierząt...
Powoli zmogło was zmęczenie. Jeden po drugim, pogrążaliście się we śnie.
Zimowysmutek
Obudził cię jakiś nagły ruch. Może i sądziłbyś, że jest to senny majak, ale ufałeś swojej intuicji. Podniosłeś się ostrożnie, rozglądając tu i tam. Przy ognisku siedziały trzy postacie. Do twoich uszu dotarły cichutkie szepty.
W oddali skrzypiał śnieg pod krokami innego wartownika. Ale to nie było to....
Zerknąłeś na ścianę lasu. Konie zdążyły się przesunąć w inne miejsce- a może je przeprowadzono. Rozkopany śnieg, poznaczony tu i ówdzie plamami odchodów, lśnił w mroku. Ciemne pnie drzew zlewały się w jednolitą plamę.
Już miałeś położyć się z powrotem, gdy coś białego pojawiło się na tle lasu. Wytężając wzrok, mogłeś stwierdzić, że jest to chyba jakieś zwierzę.
Domniemane zwierzę wyszło na pusta przestrzeń. To był wilk, biały wilk. Przynajmniej takie miałeś wrażenie. Jednak gdy przemieszczał się tu i tam jakby węsząc, wydało ci się, że porusza się jakoś dziwnie. Nie jak czworonożne zwierzę. Raczej jak coś co próbowało tak robić...
Zauważyłeś jak Lindara otworzyła oczy i podniosła się.
"Wilk" zawrócił i już znikał między drzewami.
Lindara
Coś zakłóciło Twój odpoczynek. Półprzytomna, nadal niepewna gdzie się znajdujesz, otworzyłaś oczy. Napotkałaś całkowicie przytomne spojrzenie Zimowegosmutka. Azghair oddychał spokojnie, skulony w kłębek i otulony płaszczem. Usiadłaś i spojrzałaś za wóz. Coś poruszyło się na krawędzi lasu, a potem zniknęło...
Azghair
Czułeś pod stopami pokład. Falujący, tak jak trzeba. Jednak, gdy błądziłeś po statku, nie wiedząc co masz robić i gdzie iść, stwierdziłeś że coś jest nie tak. Właściwie, byli tu wszyscy- nikczemni zdrajcy, podły kapitan, reszta żeglarzy i kilka zwierząt. Ale, mimo że praca wrzała, czułeś, że coś jest nie w porządku.
Wyglądali tak samo. Niebo, morze i statek również. W końcu spojrzałeś oczy tej parszywej szui, temu łatwowiernemu głupcowi i dostrzegłeś przerażenie w jego oczach. Za chwilę twarz mężczyzny wykrzywił grymas obłędnego strachu. Ale dalej stał na mostku jak wcześniej.
Czując ukłucie niepokoju, opuściłeś wzrok. Tam gdzie były twoje nogi, coś się poruszało. Nie byłeś w stanie dostrzec co, bo Twoje pole widzenia nagle się rozmazało...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Pomywacz
- Posty: 44
- Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
- Numer GG: 0
Re: [Warhammer] Arhain
Zimowysmutek
Uśmiecham się lekko pod nosem widząc myjącą się Lindarę " Myje się zupełnie jak moja NorLyam podczas pierwszej zimowej kąpieli" Z wspomnień wyrywa mnie głośna wymiana zdań między Shetharem, a drugim pilnującym nas strażnikiem. Słucham jej z zaciekawieniem "kim jest Shethar, że wszyscy mają do niego respekt, a jego pewność siebie jest nieugięta... hm jego opanowanie czyni go groźnym przeciwnikiem" , gdy myślałem, że już było po kłótni odwróciłem się do nich plecami. Wtedy kątem oka zauważyłem, że pies, którego Shethar nazwał Khaein przestał się gapić na Lindare i skupił wzrok na mnie. Jego słowa nie wywołały u mnie wściekłości tylko kpiący uśmiech na twarzy. Odwracam się do niego i mówię:
- Może i jestem na łańcuchu, ale z nas dwóch to nie ja jestem tresowany.- widząc jak odpina bat skupiam wzrok na jego rękach. Na szczęście dobrze oceniłem, gdzie chciał uderzyć i od skoczyłem . Shethar zakończył ta drakę i zaciągnął nas do kotła z resztkami jedzenia. Nie zwracam uwagi na gadanie, że jesteśmy ead tylko od razu zanurzam dłoń w gulaszu i jak najszybciej staram się najeść. Gdy zaspokoiłem pierwszy głód rozglądam się gdzie stoją pilnujący strażnicy. Jeśli wystarczająco daleko, to szepcze:
- Wilki zaczęły karan [polowanie] bądźcie czujni.- mówię i wracam do posiłku. Parę większych kawałków mięsa, czy innych miękkich tkanek chowam na później. Po posiłku pełny brzuch i odrobina ciepła od ogniska wywołuje senność. Niepokój wywołuje tylko fakt bardzo skrzętnego zamocowania łańcucha "bez jego przecięcia nie uwolnimy się łatwo". Przez sen wyczułem jakieś poruszenie, ufny w swoją intuicję obudziłem się. Dopiero po dłuższej chwili na krawędzi lasu białego wilka, który się poruszał bardzo dziwnie "to nie jest normalny wilk ale czy jakiś Druchii mógłby go udawać??" Nagle poruszenie współtowarzyszki powoduje ukrycie się "wilka". Gestem pokazuje jej by zachowała ciszę. I szepcze do niej:
- To nie był normalny wilk, chyba niedługo się zacznie- mówię.
Czuje podniecenie, które pozwala mi czuwać w oczekiwaniu na nadchodzące wydarzenia.
Uśmiecham się lekko pod nosem widząc myjącą się Lindarę " Myje się zupełnie jak moja NorLyam podczas pierwszej zimowej kąpieli" Z wspomnień wyrywa mnie głośna wymiana zdań między Shetharem, a drugim pilnującym nas strażnikiem. Słucham jej z zaciekawieniem "kim jest Shethar, że wszyscy mają do niego respekt, a jego pewność siebie jest nieugięta... hm jego opanowanie czyni go groźnym przeciwnikiem" , gdy myślałem, że już było po kłótni odwróciłem się do nich plecami. Wtedy kątem oka zauważyłem, że pies, którego Shethar nazwał Khaein przestał się gapić na Lindare i skupił wzrok na mnie. Jego słowa nie wywołały u mnie wściekłości tylko kpiący uśmiech na twarzy. Odwracam się do niego i mówię:
- Może i jestem na łańcuchu, ale z nas dwóch to nie ja jestem tresowany.- widząc jak odpina bat skupiam wzrok na jego rękach. Na szczęście dobrze oceniłem, gdzie chciał uderzyć i od skoczyłem . Shethar zakończył ta drakę i zaciągnął nas do kotła z resztkami jedzenia. Nie zwracam uwagi na gadanie, że jesteśmy ead tylko od razu zanurzam dłoń w gulaszu i jak najszybciej staram się najeść. Gdy zaspokoiłem pierwszy głód rozglądam się gdzie stoją pilnujący strażnicy. Jeśli wystarczająco daleko, to szepcze:
- Wilki zaczęły karan [polowanie] bądźcie czujni.- mówię i wracam do posiłku. Parę większych kawałków mięsa, czy innych miękkich tkanek chowam na później. Po posiłku pełny brzuch i odrobina ciepła od ogniska wywołuje senność. Niepokój wywołuje tylko fakt bardzo skrzętnego zamocowania łańcucha "bez jego przecięcia nie uwolnimy się łatwo". Przez sen wyczułem jakieś poruszenie, ufny w swoją intuicję obudziłem się. Dopiero po dłuższej chwili na krawędzi lasu białego wilka, który się poruszał bardzo dziwnie "to nie jest normalny wilk ale czy jakiś Druchii mógłby go udawać??" Nagle poruszenie współtowarzyszki powoduje ukrycie się "wilka". Gestem pokazuje jej by zachowała ciszę. I szepcze do niej:
- To nie był normalny wilk, chyba niedługo się zacznie- mówię.
Czuje podniecenie, które pozwala mi czuwać w oczekiwaniu na nadchodzące wydarzenia.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota

-
- Pomywacz
- Posty: 61
- Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
- Numer GG: 6401347
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Arhain
Spojrzała pogardliwie na wojowników. Nie zwróciłaby uwagi, gdyby nie ich kłótnia. Odwróciła się zirytowana i spojrzała na towarzyszy. Zimowysmutek był masywnej budowy, zupełnie nie przypominającej Druchii. Przywodził jej na myśl ludzkiego niewolnika, którego kiedyś mieli. Plecy Azghaira były wytatuowane i poznaczone bliznami, tak samo jego tors. Uchwyciła jego spojrzenie i mimowolnie uśmiechnęła się rozbawiona. Wciągnęła na siebie nowe ubranie, złapała kawałek tkaniny, który służył jej wcześniej za koc i w tym samym momencie usłyszała jak bicz przecina powietrze. Zimowysmutek zareagował tak szybko, że nie była w stanie uchwycić jego ruchu. ‘Znika, tak?’ pomyślała przypominając sobie słowa handlarza ‘Po prostu jest diabelnie szybki.’
Wściekły Shethar pociągnął za łańcuch i poprowadził ich w stronę obozu.
Jedzenie z kotła rękami, jak zwierzęta, którymi aktualnie byli. Szyderczy śmiech strażnika sprawił, że napięła wszystkie mięśnie i zacisnęła pięści. Kilka lat temu nie pozwoliłaby by byle ścierwo nią pomiatało, ale teraz nie mogła nic zrobić i boleśnie to odczuwała. Najchętniej naplułaby strażnikowi w twarz. Przełknęła swoją dumę, rozluźniła się i sięgnęła do kotła. Była tak głodna, że w zasadzie było jej to obojętne. Nie zrozumiała, o co chodziło Zimowemusmutkowi, ale skinęła głową na znak, że będzie czujna. Ukradkiem wsunęła w koc kilka nieogryzionych kości.
Nie zdziwiło jej miejsce, gdzie mieli spać. Można tego było się spodziewać. Układając się do snu przysunęła się bliżej towarzyszy.
Obudziła się nagle ze snu o wygodnych pokojach w rodzinnym pałacu. Przez chwilę nie mogła przypomnieć sobie, gdzie jest i co się dzieje. Napotkała spojrzenie Zimowegosmutka, który gestem kazał zachować jej ciszę, więc usiadła ostrożnie i rozejrzała się. Coś poruszyło się na granicy lasu i zniknęło. Po słowach Cienia od razu otrzeźwiała i wytężyła uwagę.
- Przebieraniec? Myślisz, że teraz uderzą? – spytała szeptem, przecierając twarz ręką. Spojrzała na Azghaira, który spał niczym niemowlę. Przechyliła się i potrząsnęła nim jednocześnie kładąc jedną dłoń na jego ustach a drugą pokazując mu by nie wrzeszczał. Nie wiedziała jak Korsarz zareaguje na niespodziewaną pobudkę, a nie chciała by narobił rabanu. – Milcz i słuchaj. Coś nas obudziło, Zimowysmutek twierdzi, że widział coś, co przypominało wilka. Jest zdania, że będziemy mieli szansę jeszcze tej nocy.
Przyglądała się mu uważnie oceniając jego wyraz twarzy, mając nadzieję, że zrozumiał. Po chwili odjęła dłoń od jego ust.
- Jeśli się myli to jego możesz winić za pobudkę. Ja widziałam tylko jak coś znika w lesie – stwierdziła cicho patrząc Korsarzowi w oczy a głową wskazała na Cienia.
Wściekły Shethar pociągnął za łańcuch i poprowadził ich w stronę obozu.
Jedzenie z kotła rękami, jak zwierzęta, którymi aktualnie byli. Szyderczy śmiech strażnika sprawił, że napięła wszystkie mięśnie i zacisnęła pięści. Kilka lat temu nie pozwoliłaby by byle ścierwo nią pomiatało, ale teraz nie mogła nic zrobić i boleśnie to odczuwała. Najchętniej naplułaby strażnikowi w twarz. Przełknęła swoją dumę, rozluźniła się i sięgnęła do kotła. Była tak głodna, że w zasadzie było jej to obojętne. Nie zrozumiała, o co chodziło Zimowemusmutkowi, ale skinęła głową na znak, że będzie czujna. Ukradkiem wsunęła w koc kilka nieogryzionych kości.
Nie zdziwiło jej miejsce, gdzie mieli spać. Można tego było się spodziewać. Układając się do snu przysunęła się bliżej towarzyszy.
Obudziła się nagle ze snu o wygodnych pokojach w rodzinnym pałacu. Przez chwilę nie mogła przypomnieć sobie, gdzie jest i co się dzieje. Napotkała spojrzenie Zimowegosmutka, który gestem kazał zachować jej ciszę, więc usiadła ostrożnie i rozejrzała się. Coś poruszyło się na granicy lasu i zniknęło. Po słowach Cienia od razu otrzeźwiała i wytężyła uwagę.
- Przebieraniec? Myślisz, że teraz uderzą? – spytała szeptem, przecierając twarz ręką. Spojrzała na Azghaira, który spał niczym niemowlę. Przechyliła się i potrząsnęła nim jednocześnie kładąc jedną dłoń na jego ustach a drugą pokazując mu by nie wrzeszczał. Nie wiedziała jak Korsarz zareaguje na niespodziewaną pobudkę, a nie chciała by narobił rabanu. – Milcz i słuchaj. Coś nas obudziło, Zimowysmutek twierdzi, że widział coś, co przypominało wilka. Jest zdania, że będziemy mieli szansę jeszcze tej nocy.
Przyglądała się mu uważnie oceniając jego wyraz twarzy, mając nadzieję, że zrozumiał. Po chwili odjęła dłoń od jego ust.
- Jeśli się myli to jego możesz winić za pobudkę. Ja widziałam tylko jak coś znika w lesie – stwierdziła cicho patrząc Korsarzowi w oczy a głową wskazała na Cienia.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Re: [Warhammer] Arhain
Azghair
Zobaczył uśmiech Lindary i uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym zaczął przysłuchiwać się kłótni strażników. Musiał przyznać, że Shethar wzbudzał w nim coś w rodzaju szacunku - wyraźnie różnił się od reszty strażników.
Kiedy dotarli do obozu i zatrzymali się przy ognisku, korsarz przez chwilę rozkoszował się bijącym od ognia ciepłem, tym przyjemniejszym po myciu się śniegiem. Szybko jednak skupił swoją uwagę na parującym kotle - nawet nie poczuł kopniaka, który wymierzył mu strażnik, tylko szybko schylił się nad naczyniem. Przez chwilę wahał się, co zrobić, jednak kiedy Cień i Lindara sięgnęli ręką do kociołka, poszedł za ich przykładem. Złapał jedną z kości i zaczął jeść, obracając ją w palcach, aby się nie poparzyć. Czuł, jak z każdym kęsem ciepłego mięsa po jego ciele również rozchodzi się ciepło. Dwie czy trzy kości z resztkami mięsa schował na później, zaspokajając głód kawałkami ścięgien i sosem. Później poszedł z resztą, zwinął się w kłębek, aby było mu cieplej, i zasnął.
Znowu był na pokładzie "Północnego Wiatru". Znowu czuł słony zapach morskiej bryzy, kołysanie pokładu pod stopami i ciężar Smoczego Płaszcza na ramionach. Znowu słyszał szum wiatru, łopotanie wybieranych żagli, wrzask mew i wykrzykiwane rozkazy. Znowu czuł, że żyje...
Wszyscy tu byli. Kapitan, który uwierzył kłamstwom, a nie honorowi Korsarza. Zdrajcy, liczący na awans w hierarchii po tym, jak zwolni się zajmowane przez Azghaira miejsce. No i był tu on. Sprzedawczyk i największy ze zdrajców. Ten, któremu Azghair planował poświęcić najwięcej czasu przy wymierzaniu zemsty. Korsarz uśmiechnął się na widok strachu w oczach elfa. Po chwili jednak zrozumiał, że to nie jego widok powoduje taką reakcję...
Ze snu wyrwało go potrząsanie. Drgnął i odruchowo sięgnął po sztylet, zazwyczaj znajdujący się w zasięgu ręki. Poczuł rękę na swoich ustach i zobaczył przed sobą Lindarę, gestem nakazującą mu milczenie. Skinął głową.
-Szansa. Dziś w nocy. rozumiem-szepnął, kiedy elfka zabrała rękę z jego ust.
Zobaczył uśmiech Lindary i uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym zaczął przysłuchiwać się kłótni strażników. Musiał przyznać, że Shethar wzbudzał w nim coś w rodzaju szacunku - wyraźnie różnił się od reszty strażników.
Kiedy dotarli do obozu i zatrzymali się przy ognisku, korsarz przez chwilę rozkoszował się bijącym od ognia ciepłem, tym przyjemniejszym po myciu się śniegiem. Szybko jednak skupił swoją uwagę na parującym kotle - nawet nie poczuł kopniaka, który wymierzył mu strażnik, tylko szybko schylił się nad naczyniem. Przez chwilę wahał się, co zrobić, jednak kiedy Cień i Lindara sięgnęli ręką do kociołka, poszedł za ich przykładem. Złapał jedną z kości i zaczął jeść, obracając ją w palcach, aby się nie poparzyć. Czuł, jak z każdym kęsem ciepłego mięsa po jego ciele również rozchodzi się ciepło. Dwie czy trzy kości z resztkami mięsa schował na później, zaspokajając głód kawałkami ścięgien i sosem. Później poszedł z resztą, zwinął się w kłębek, aby było mu cieplej, i zasnął.
Znowu był na pokładzie "Północnego Wiatru". Znowu czuł słony zapach morskiej bryzy, kołysanie pokładu pod stopami i ciężar Smoczego Płaszcza na ramionach. Znowu słyszał szum wiatru, łopotanie wybieranych żagli, wrzask mew i wykrzykiwane rozkazy. Znowu czuł, że żyje...
Wszyscy tu byli. Kapitan, który uwierzył kłamstwom, a nie honorowi Korsarza. Zdrajcy, liczący na awans w hierarchii po tym, jak zwolni się zajmowane przez Azghaira miejsce. No i był tu on. Sprzedawczyk i największy ze zdrajców. Ten, któremu Azghair planował poświęcić najwięcej czasu przy wymierzaniu zemsty. Korsarz uśmiechnął się na widok strachu w oczach elfa. Po chwili jednak zrozumiał, że to nie jego widok powoduje taką reakcję...
Ze snu wyrwało go potrząsanie. Drgnął i odruchowo sięgnął po sztylet, zazwyczaj znajdujący się w zasięgu ręki. Poczuł rękę na swoich ustach i zobaczył przed sobą Lindarę, gestem nakazującą mu milczenie. Skinął głową.
-Szansa. Dziś w nocy. rozumiem-szepnął, kiedy elfka zabrała rękę z jego ust.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Arhain
Przez długi czas czuwaliście, napędzani przez nadzieję i desperację. Napięcie wiszące w powietrzu było wręcz namacalne. Czekaliście na jakikolwiek ślad obecności bandy...
Po jakimś czasie zaczął prószyć drobny i gęsty śnieg. Las był poszatkowaną przez biel punkcików ciemną plamą. Zrobiło się jakby cieplej, może to dlatego, że wiar przycichł.
Czekaliście, czekaliście...i czekaliście. Zaczynało doskwierać wam zmęczenie, a co najgorsze: rozczarowanie.
Gdzie były te przeklęte wyrzutki? Czyżby strażnicy przetrzebili ich aż tak dobrze?
Zniechęceni i zziębnięci ułożyliście się z powrotem do snu.
Śnieg zaczął rzednąć, a drobne, łaskoczące zimnem płatki osiadały na waszych twarzach.
Nagle ciszę przerwało wycie. Odległe, ale słyszalne. Odpowiedziało mu drugie, nieco bliższe. A potem wszystko ucichło...
Słyszeliście, jak strażnicy szepcą między sobą, a potem dźwięk ugniatanego śniegu sugerował, że znowu zaczęli patrol.
Zimowysmutek
Wycie brzmiało jak wilcze. A przynajmniej brzmiałoby dla mieszczucha. Ale dla "dzikusów", jak nazywano Ciebie i Twoich krewniaków - nie. Potrafiłeś poznać, gdy ktoś naśladował wilka. A tutaj robił to na tyle umiejętnie, że wasza eskorta zignorowała owy zew...
Rano ruszyliście w drogę. Waszemu strażnikowi nawet przyszło do głowy, by cisnąć wam resztki ze śniadania.
Dopilnował także, by wasz łańcuch mocno oplatał ładunek. Jak i wczoraj, wasz wóz jechał jako ostatni.
Dzień był niemal piękny. Blade słońce grzało mocno, o ile można tak powiedzieć w zimie, a wiatr był wiaterkiem, Chłodnym, ale znośnym. Konie parskały raźno, a i was ogarnął jakiś lepszy nastrój.
Zagłębialiście się dalej w las. Drzewa zgęstniały, również poszycie przestało przypominać płaską powierzchnię, poznaczoną tu i ówdzie zaspami krzaków. Teraz, były one dość wysokie, w dodatku tworzyły grupki.
Droga zasypana śniegiem, spowalniał waszą podróż. Wydawało się, że martwi to zwłaszcza Hariathi. Jeździła od pierwszego do ostatniego wozu, mrucząc coś gniewnie pod nosem. Od czasu do czasu słyszeliście jej wrzask, gdy łajała jakiegoś jeźdźca. Najczęściej srebrnowłosego młodzika, który był zbyt przerażony by wydusić z siebie słowo.
Teraz lepiej nie zwracać jej uwagi...
Jechaliście bez postojów. Minęło południe, a teren wzniósł się nieco do góry. Musieliście zbliżać się do gór albo skraju wyżyny. Całe szczęście, że wasza eskorta wybrała drogę na uboczu, zamiast głównego szlaku. Teraz przy obecności banitów dawało to dodatkowe szanse.
Na małym skrawku horyzontu wolnym od drzew, ukazały się jakieś czarne plamy, wznoszące się dość wysoko. Zbliżyliście się do nich, a plamy okazały się wielkimi skałami, poznaczonymi łatami bieli. Wznosiły się, tworząc jak gdyby mur, a między nimi było dość szerokie przejście. Szum wody sugerował kanion jakieś małej rzeki i rzeczywiście, pokryta lądem u brzegów, płynęła wartko dnem. Wozy skierowały się na prawy płaski brzeg.
Dwaj jeźdźcy ruszyli naprzód. Po długim czasie wrócili. Droga była wolna, jak usłyszeliście i stłumiliście jęk zawodu.
Wąwóz prowadził prosto, a potem skręcał lekko w lewo i prawo.
Wasza eskorta przycichła. Widzieliście, jak wojownicy napinają kusze. To było dobre miejsce na zasadzkę, a to, że nie została wykryta od razu, nie znaczyło, że jej tu nie ma.
Shethar usiadł twarzą do was. Trzymał miecz na kolanach i przebierał znacząco palcami po rękojeści.
- Żeby było to jasne...żadnych podejrzanych ruchów...nie myślcie sobie, że uważam zwierzęta za głupie. - rzucił wam wymowne spojrzenie.
Jechaliście dalej w ciszy, a każdy strącony kamyk czy szelest albo plusk niepokoił eskortę. Tych ostatnich było tu sporo, bo woda hałasowała, skacząc po kamiennych progach. Potem ściany kanionu odsunęły się od siebie, a rzeczka zwolniła i poszerzyła, pokrywając lodem na niemal całej szerokości. Drogę zagrodziła kamienna ściana, ale nad lodem czerniał most. Zwykły drewniany most. Wyglądał na dość solidny.
Zaraz za nim był jeszcze jeden zakręt, a niby-droga prowadziła szczytem wału odgradzającego wodę od skał i śniegu.
Wozy po kolei przetaczały się przez skrzypiący most i wreszcie został tylko wasz. Skrzypienie było przeraźliwie, a wy mieliście wrażenie, że zaraz skąpiecie się w lodowatej wodzie. Sądząc po minie Shethara, on także nie czuł się zbyt pewnie.
Właśnie wasz wóz zjechał z desek i już wierzchowce tylnej straży znajdowały na przęśle, gdy z przodu ciszę rozdarł wizg koni i jakiś huk. Świst strzał, gniewne okrzyki Hariath i jakieś wycie...
Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko... most z niemal piskiem przełamujący się w pół, grupka jeźdźców i koni uderzających w lód i wodę...kusza w rękach woźnicy...srebrnowłosy próbujący się wdrapać na brzeg...świat strzał i bełtów...wściekły wark Shethara, wyrywającego bełt z uda...ciemne sylwetki wdrapujące się na wał...
Banici przybyli...
Zobaczyliście jak młodzik zsuwa się w dół z okrzykiem przerażenia, a kilku wyrzutków biegnie w stronę waszego wozu. Shethar zaklął i ruszył w ich stronę. Przez najbliższy czas będzie zbyt zajęty walką, by dbać o was.
Woźnica właśnie przymierzał się do strzału, gdy rozległ się świst. Odruchowo skuliliście się, by nieznani strzelcy trafili mężczyznę, a nie was...
Jednak dwie osoby nie wyszły z tego bez szwanku. Woźnicy już nic nie mogło pomóc- bełt w oku świadczył o tym dobitnie.
Natomiast kawałek drewna sterczał z prawego ramienia Lindary...
Lindara
Co za pech.... ramię płonęło bólem. O tyle, o ile zdołałaś się zorientować, bełt raczej wbił się w mięśnie, a nie w kość.
Ciepła wilgośc zmoczyła Twoje ubranie.
Po jakimś czasie zaczął prószyć drobny i gęsty śnieg. Las był poszatkowaną przez biel punkcików ciemną plamą. Zrobiło się jakby cieplej, może to dlatego, że wiar przycichł.
Czekaliście, czekaliście...i czekaliście. Zaczynało doskwierać wam zmęczenie, a co najgorsze: rozczarowanie.
Gdzie były te przeklęte wyrzutki? Czyżby strażnicy przetrzebili ich aż tak dobrze?
Zniechęceni i zziębnięci ułożyliście się z powrotem do snu.
Śnieg zaczął rzednąć, a drobne, łaskoczące zimnem płatki osiadały na waszych twarzach.
Nagle ciszę przerwało wycie. Odległe, ale słyszalne. Odpowiedziało mu drugie, nieco bliższe. A potem wszystko ucichło...
Słyszeliście, jak strażnicy szepcą między sobą, a potem dźwięk ugniatanego śniegu sugerował, że znowu zaczęli patrol.
Zimowysmutek
Wycie brzmiało jak wilcze. A przynajmniej brzmiałoby dla mieszczucha. Ale dla "dzikusów", jak nazywano Ciebie i Twoich krewniaków - nie. Potrafiłeś poznać, gdy ktoś naśladował wilka. A tutaj robił to na tyle umiejętnie, że wasza eskorta zignorowała owy zew...
Rano ruszyliście w drogę. Waszemu strażnikowi nawet przyszło do głowy, by cisnąć wam resztki ze śniadania.
Dopilnował także, by wasz łańcuch mocno oplatał ładunek. Jak i wczoraj, wasz wóz jechał jako ostatni.
Dzień był niemal piękny. Blade słońce grzało mocno, o ile można tak powiedzieć w zimie, a wiatr był wiaterkiem, Chłodnym, ale znośnym. Konie parskały raźno, a i was ogarnął jakiś lepszy nastrój.
Zagłębialiście się dalej w las. Drzewa zgęstniały, również poszycie przestało przypominać płaską powierzchnię, poznaczoną tu i ówdzie zaspami krzaków. Teraz, były one dość wysokie, w dodatku tworzyły grupki.
Droga zasypana śniegiem, spowalniał waszą podróż. Wydawało się, że martwi to zwłaszcza Hariathi. Jeździła od pierwszego do ostatniego wozu, mrucząc coś gniewnie pod nosem. Od czasu do czasu słyszeliście jej wrzask, gdy łajała jakiegoś jeźdźca. Najczęściej srebrnowłosego młodzika, który był zbyt przerażony by wydusić z siebie słowo.
Teraz lepiej nie zwracać jej uwagi...
Jechaliście bez postojów. Minęło południe, a teren wzniósł się nieco do góry. Musieliście zbliżać się do gór albo skraju wyżyny. Całe szczęście, że wasza eskorta wybrała drogę na uboczu, zamiast głównego szlaku. Teraz przy obecności banitów dawało to dodatkowe szanse.
Na małym skrawku horyzontu wolnym od drzew, ukazały się jakieś czarne plamy, wznoszące się dość wysoko. Zbliżyliście się do nich, a plamy okazały się wielkimi skałami, poznaczonymi łatami bieli. Wznosiły się, tworząc jak gdyby mur, a między nimi było dość szerokie przejście. Szum wody sugerował kanion jakieś małej rzeki i rzeczywiście, pokryta lądem u brzegów, płynęła wartko dnem. Wozy skierowały się na prawy płaski brzeg.
Dwaj jeźdźcy ruszyli naprzód. Po długim czasie wrócili. Droga była wolna, jak usłyszeliście i stłumiliście jęk zawodu.
Wąwóz prowadził prosto, a potem skręcał lekko w lewo i prawo.
Wasza eskorta przycichła. Widzieliście, jak wojownicy napinają kusze. To było dobre miejsce na zasadzkę, a to, że nie została wykryta od razu, nie znaczyło, że jej tu nie ma.
Shethar usiadł twarzą do was. Trzymał miecz na kolanach i przebierał znacząco palcami po rękojeści.
- Żeby było to jasne...żadnych podejrzanych ruchów...nie myślcie sobie, że uważam zwierzęta za głupie. - rzucił wam wymowne spojrzenie.
Jechaliście dalej w ciszy, a każdy strącony kamyk czy szelest albo plusk niepokoił eskortę. Tych ostatnich było tu sporo, bo woda hałasowała, skacząc po kamiennych progach. Potem ściany kanionu odsunęły się od siebie, a rzeczka zwolniła i poszerzyła, pokrywając lodem na niemal całej szerokości. Drogę zagrodziła kamienna ściana, ale nad lodem czerniał most. Zwykły drewniany most. Wyglądał na dość solidny.
Zaraz za nim był jeszcze jeden zakręt, a niby-droga prowadziła szczytem wału odgradzającego wodę od skał i śniegu.
Wozy po kolei przetaczały się przez skrzypiący most i wreszcie został tylko wasz. Skrzypienie było przeraźliwie, a wy mieliście wrażenie, że zaraz skąpiecie się w lodowatej wodzie. Sądząc po minie Shethara, on także nie czuł się zbyt pewnie.
Właśnie wasz wóz zjechał z desek i już wierzchowce tylnej straży znajdowały na przęśle, gdy z przodu ciszę rozdarł wizg koni i jakiś huk. Świst strzał, gniewne okrzyki Hariath i jakieś wycie...
Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko... most z niemal piskiem przełamujący się w pół, grupka jeźdźców i koni uderzających w lód i wodę...kusza w rękach woźnicy...srebrnowłosy próbujący się wdrapać na brzeg...świat strzał i bełtów...wściekły wark Shethara, wyrywającego bełt z uda...ciemne sylwetki wdrapujące się na wał...
Banici przybyli...
Zobaczyliście jak młodzik zsuwa się w dół z okrzykiem przerażenia, a kilku wyrzutków biegnie w stronę waszego wozu. Shethar zaklął i ruszył w ich stronę. Przez najbliższy czas będzie zbyt zajęty walką, by dbać o was.
Woźnica właśnie przymierzał się do strzału, gdy rozległ się świst. Odruchowo skuliliście się, by nieznani strzelcy trafili mężczyznę, a nie was...
Jednak dwie osoby nie wyszły z tego bez szwanku. Woźnicy już nic nie mogło pomóc- bełt w oku świadczył o tym dobitnie.
Natomiast kawałek drewna sterczał z prawego ramienia Lindary...
Lindara
Co za pech.... ramię płonęło bólem. O tyle, o ile zdołałaś się zorientować, bełt raczej wbił się w mięśnie, a nie w kość.
Ciepła wilgośc zmoczyła Twoje ubranie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Pomywacz
- Posty: 61
- Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
- Numer GG: 6401347
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Arhain
Lindara
- Pomyliłeś się – szepnęła do Cienia z wyrzutem, kładąc się wygodniej. Czuła wściekłość. I zniechęcenie. I strach, że przeliczyli się, że nic się nie stanie. Wszystko naraz.
Zasypiała już, gdy to usłyszała. Odległe wilcze wycie, domyśliła się, że to banici. Zacisnęła pięści. ‘Przeklęci. Robią sobie jakieś żarty, czy co? Gdyby zaatakowali z zaskoczenia to zgnietliby ich.’
Rano ruszyli w drogę. Ułożyła się najwygodniej jak potrafiła na wozie i zapadła w półsen, jedną ręką ściskając róg okrycia, w które zawinęła resztki z kolacji. Nie miała ochoty rozpamiętywać nocnego rozczarowania. Gdy wjechali do wąwozu przebudziła się z letargu i usiadła przeczesując włosy palcami. Jej spojrzenie padło na siedzącego do nich przodem strażnika.
- Jakiś ty miły. Chociaż ty nie uważasz, że razem z obrożą ubywa inteligencji – powiedziała spokojnie z lekką ironią. Wskazała głową na łańcuch – Raczej się stąd nie ruszymy, o to możesz być spokojny.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem i oblizała suche wargi.
Znudzonym wzrokiem wodziła od jednej ściany wąwozu do drugiej. W końcu dotarli do mostu. Gdy przejeżdżali mostem naszło ją dziwne przeczucie, że zaraz most się załamie, a oni znajdą się w mroźnej rzece. Spięci łańcuchem, obciążeni ładunkiem... Wzdrygnęła się lekko na samą myśl o tym.
Przejechali. I wtedy wszystko się zaczęło.
Usłyszała wizg koni i gniewne okrzyki. Widziała jak straż tylna osuwa się do wody, jak jakieś ciemne sylwetki wdrapują się na wał. Shethar warknął gniewnie wyrywając bełt z uda i popędził w stronę nadbiegających banitów. Woźnica przymierzył się do strzału. Usłyszała świt, więc skuliła się odruchowo. Nagle z jej ust wyrwał się okrzyk bólu i zaskoczenia. Poczuła palący ból, który przez mgnienie oka kazał jej się zastanowić czy posiada jeszcze prawą rękę. Ciepła ciecz zaczęła spływać jej po ramieniu aż do łokcia. Spojrzała na swoje ramię i w następnej chwili nie czuła już nic. Zaszokowana tym, co zobaczyła otworzyła szeroko oczy. Skrzywiła wargi w grymasie bólu, który zniekształciła blizna na policzku.
- Niech to szlag, co za ścierwo wypuściło ten bełt! – Wycedziła ułamując promień w połowie. Nie sądziła by grot wbił się w kość. Spojrzała na towarzyszy wiedząc, że jej ramię nie jest teraz najważniejsze.– Skrzynie z wozu, do cholery! Opuszczamy lokal!
Przesunęła się do przodu wozu, by nie zawadzać im ze zranionym ramieniem. Sprawdza czy woźnica nie miał przy sobie jeszcze jakiejś broni oprócz kuszy.
- Pomyliłeś się – szepnęła do Cienia z wyrzutem, kładąc się wygodniej. Czuła wściekłość. I zniechęcenie. I strach, że przeliczyli się, że nic się nie stanie. Wszystko naraz.
Zasypiała już, gdy to usłyszała. Odległe wilcze wycie, domyśliła się, że to banici. Zacisnęła pięści. ‘Przeklęci. Robią sobie jakieś żarty, czy co? Gdyby zaatakowali z zaskoczenia to zgnietliby ich.’
Rano ruszyli w drogę. Ułożyła się najwygodniej jak potrafiła na wozie i zapadła w półsen, jedną ręką ściskając róg okrycia, w które zawinęła resztki z kolacji. Nie miała ochoty rozpamiętywać nocnego rozczarowania. Gdy wjechali do wąwozu przebudziła się z letargu i usiadła przeczesując włosy palcami. Jej spojrzenie padło na siedzącego do nich przodem strażnika.
- Jakiś ty miły. Chociaż ty nie uważasz, że razem z obrożą ubywa inteligencji – powiedziała spokojnie z lekką ironią. Wskazała głową na łańcuch – Raczej się stąd nie ruszymy, o to możesz być spokojny.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem i oblizała suche wargi.
Znudzonym wzrokiem wodziła od jednej ściany wąwozu do drugiej. W końcu dotarli do mostu. Gdy przejeżdżali mostem naszło ją dziwne przeczucie, że zaraz most się załamie, a oni znajdą się w mroźnej rzece. Spięci łańcuchem, obciążeni ładunkiem... Wzdrygnęła się lekko na samą myśl o tym.
Przejechali. I wtedy wszystko się zaczęło.
Usłyszała wizg koni i gniewne okrzyki. Widziała jak straż tylna osuwa się do wody, jak jakieś ciemne sylwetki wdrapują się na wał. Shethar warknął gniewnie wyrywając bełt z uda i popędził w stronę nadbiegających banitów. Woźnica przymierzył się do strzału. Usłyszała świt, więc skuliła się odruchowo. Nagle z jej ust wyrwał się okrzyk bólu i zaskoczenia. Poczuła palący ból, który przez mgnienie oka kazał jej się zastanowić czy posiada jeszcze prawą rękę. Ciepła ciecz zaczęła spływać jej po ramieniu aż do łokcia. Spojrzała na swoje ramię i w następnej chwili nie czuła już nic. Zaszokowana tym, co zobaczyła otworzyła szeroko oczy. Skrzywiła wargi w grymasie bólu, który zniekształciła blizna na policzku.
- Niech to szlag, co za ścierwo wypuściło ten bełt! – Wycedziła ułamując promień w połowie. Nie sądziła by grot wbił się w kość. Spojrzała na towarzyszy wiedząc, że jej ramię nie jest teraz najważniejsze.– Skrzynie z wozu, do cholery! Opuszczamy lokal!
Przesunęła się do przodu wozu, by nie zawadzać im ze zranionym ramieniem. Sprawdza czy woźnica nie miał przy sobie jeszcze jakiejś broni oprócz kuszy.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości

-
- Pomywacz
- Posty: 44
- Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
- Numer GG: 0
Re: [Warhammer] Arhain
Zimowysmutek
Napięcie, które pozwoliło nie spać w oczekiwaniu przez kilka godzin, okazało się słabsze niż moje zmęczenie. Na parę godzin przed świtem ogarnęła mnie ponownie senność widząc zrezygnowanych towarzyszy sam zacząłem się łamać i zastanawiałem, czy wycie wilka nie było przesłyszeniem. Słowa Lindary zdenerwowały, ale nie odpowiedziałem jej tylko z gardła wydarł mi się gniewne warkniecie. Kładąc się koło towarzyszy ponownie usłyszałem wycie wilka i odpowiedź drugiego na jego zew. Zasypiając przez głowę przebiegła mi myśl "Niech mnie wilki zagryzą jeśli to jest wycie prawdziwego wilka", ale nawet ta myśl nie przegnała senności. Zapadłem w płytki nie spokojny sen. Rano obudziłem się nie wyspany, ale świadomość tego, że karawana była obserwowana w nocy dodała mi otuchy i poprawiła humor, może nie na tyle by śpiewać z radość, ale był dobry. Zjadłem szybko śniadanie, o którym o dziwo nie zapomniał pilnujący nas pies jadąc na wozie dokończyłem resztki z kolacji rozglądając się po okolicy i cieszę się ładną pogodą. Widząc zdenerwowaną sukę , która dowodzi ochrona karawany pomyślałem sobie "Ta wiedźma się niepokoi czymś, a to dobrze dla nas". Po południu wjechaliśmy w wąwóz widząc go i zdenerwowanie ochrony karawany pomyślałem "teraz wszystko jasne czemu nie zaatakowali wczoraj w nocy mając w zanadrzu znacznie lepsze miejsce na zasadzkę" nawet się nie zdziwiłem, gdy Shethar odwrócił się w nasza stronę. Wysłuchałem wymiany zdań Lindary ze strażnikiem i powiedziałem patrząc w niebo i się uśmiechając:
- On nie twierdzi, że będziemy uciekać, ale obawia się ataku na swoje plecy, gdy będzie czymś zajęty.- po czym przeciągnąłem się niczym kot po południowej drzemce. W momencie, gdy mieliśmy przejechać przez most, przebiegł mi przez plecy dreszcz na dźwięk trzeszczącej konstrukcji. Niepokój minął dopiero po drugiej stronie mostu, ale w momencie zjazdy ariergardy na most rozległ się dźwięk walącego się mostu i kwik koni, a od czoła kolumny dotarły odgłosy walki. W momencie, gdy się rozglądałem zobaczyłem jak grupka banitów biegnie w naszą stronę, paru z nich wymierzyło w nasza stronę. Zdążyłem się ukryć tuż przed salwa, woźnica nie miał tyle szczęścia, ale krzyk bólu Lindary uświadamia mnie, że my też możemy dostać bełtem, podniosłem się i podszedłem razem z Lindara do woźnicy, zabieram jego kusze [jest to zwykła kuszą czy uraithen? Jeśli zwykła to zabieram trupowi kilka bełtów] mając kusze w ręku spokojnie mierze do Shethara[ staram się tak trafić by nie mógł walczyć, ale był żywy po bitwie mam do niego parę pytań, gdy to zrobię na cel biorę innych strażników z karawany za każdym razem mierząc bez pośpiechu.]
Napięcie, które pozwoliło nie spać w oczekiwaniu przez kilka godzin, okazało się słabsze niż moje zmęczenie. Na parę godzin przed świtem ogarnęła mnie ponownie senność widząc zrezygnowanych towarzyszy sam zacząłem się łamać i zastanawiałem, czy wycie wilka nie było przesłyszeniem. Słowa Lindary zdenerwowały, ale nie odpowiedziałem jej tylko z gardła wydarł mi się gniewne warkniecie. Kładąc się koło towarzyszy ponownie usłyszałem wycie wilka i odpowiedź drugiego na jego zew. Zasypiając przez głowę przebiegła mi myśl "Niech mnie wilki zagryzą jeśli to jest wycie prawdziwego wilka", ale nawet ta myśl nie przegnała senności. Zapadłem w płytki nie spokojny sen. Rano obudziłem się nie wyspany, ale świadomość tego, że karawana była obserwowana w nocy dodała mi otuchy i poprawiła humor, może nie na tyle by śpiewać z radość, ale był dobry. Zjadłem szybko śniadanie, o którym o dziwo nie zapomniał pilnujący nas pies jadąc na wozie dokończyłem resztki z kolacji rozglądając się po okolicy i cieszę się ładną pogodą. Widząc zdenerwowaną sukę , która dowodzi ochrona karawany pomyślałem sobie "Ta wiedźma się niepokoi czymś, a to dobrze dla nas". Po południu wjechaliśmy w wąwóz widząc go i zdenerwowanie ochrony karawany pomyślałem "teraz wszystko jasne czemu nie zaatakowali wczoraj w nocy mając w zanadrzu znacznie lepsze miejsce na zasadzkę" nawet się nie zdziwiłem, gdy Shethar odwrócił się w nasza stronę. Wysłuchałem wymiany zdań Lindary ze strażnikiem i powiedziałem patrząc w niebo i się uśmiechając:
- On nie twierdzi, że będziemy uciekać, ale obawia się ataku na swoje plecy, gdy będzie czymś zajęty.- po czym przeciągnąłem się niczym kot po południowej drzemce. W momencie, gdy mieliśmy przejechać przez most, przebiegł mi przez plecy dreszcz na dźwięk trzeszczącej konstrukcji. Niepokój minął dopiero po drugiej stronie mostu, ale w momencie zjazdy ariergardy na most rozległ się dźwięk walącego się mostu i kwik koni, a od czoła kolumny dotarły odgłosy walki. W momencie, gdy się rozglądałem zobaczyłem jak grupka banitów biegnie w naszą stronę, paru z nich wymierzyło w nasza stronę. Zdążyłem się ukryć tuż przed salwa, woźnica nie miał tyle szczęścia, ale krzyk bólu Lindary uświadamia mnie, że my też możemy dostać bełtem, podniosłem się i podszedłem razem z Lindara do woźnicy, zabieram jego kusze [jest to zwykła kuszą czy uraithen? Jeśli zwykła to zabieram trupowi kilka bełtów] mając kusze w ręku spokojnie mierze do Shethara[ staram się tak trafić by nie mógł walczyć, ale był żywy po bitwie mam do niego parę pytań, gdy to zrobię na cel biorę innych strażników z karawany za każdym razem mierząc bez pośpiechu.]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Re: [Warhammer] Arhain
Azghair
Zły trochę, że go obudzili, usiadł i czekał, aż coś się wydarzy. W końcu, kiedy Cień zasnął, korsarz uznał, że również spróbuje znowu zasnąć. Może uda mu się wyśnić resztę snu...
Obudził się rano, zjadł rzucony mu ochłap i resztki tego, co zabrał z kociołka. Nie miał zamiaru nosić tego przy sobie w nieskończoność, a jutro te kawałki mięsa przestaną nadawać się do jedzenia. W czasie jazdy co chwila zapadał w krótkie drzemki, zgodnie ze starą żołnierską zasadą. "Nigdy nie stój, kiedy możesz siedzieć, nigdy nie siedź, kiedy możesz się położyć, nigdy nie czuwaj, kiedy możesz spać"-były to słowa jego nauczyciela szermierki, starego wojownika. Z zadowoleniem patrzył na zdenerwowaną Hariathi.
Kiedy zobaczył wąwóz, wiedział już, co się wydarzy. Tylko głupiec nie wykorzystałby takiego miejsca. Most tym bardziej sprawiał, że zasadzka była praktycznie pewna.
Przejeżdżali przez most, kiedy wszystko się zaczęło. Krzyki, świst bełtów i strzał, chaotycznie wywrzaskiwane polecenia. Strażnik ruszył w stronę trzech nadbiegających banitów... Korsarz odruchowo skulił się, kiedy w ich stronę pomknęła salwa pocisków. Usłyszał okrzyk bólu i zaklął cicho. "Świetnie. Piękny start naszej ucieczki." A potem zbladł z wściekłości, kiedy Cień wstał i ruszył po kuszę. Korsarz szybkim ruchem chwycił za łańcuch prowadzący do obroży Zimowegosmutka i mocnym szarpnięciem przywołał go do porządku.
-Zostaw broń, pomóż mi ściągnąć łańcuch z tych skrzyń i spieprzajmy stąd-wysyczał w stronę Cienia, po czym podjął próby zdjęcia łańcucha.
Zły trochę, że go obudzili, usiadł i czekał, aż coś się wydarzy. W końcu, kiedy Cień zasnął, korsarz uznał, że również spróbuje znowu zasnąć. Może uda mu się wyśnić resztę snu...
Obudził się rano, zjadł rzucony mu ochłap i resztki tego, co zabrał z kociołka. Nie miał zamiaru nosić tego przy sobie w nieskończoność, a jutro te kawałki mięsa przestaną nadawać się do jedzenia. W czasie jazdy co chwila zapadał w krótkie drzemki, zgodnie ze starą żołnierską zasadą. "Nigdy nie stój, kiedy możesz siedzieć, nigdy nie siedź, kiedy możesz się położyć, nigdy nie czuwaj, kiedy możesz spać"-były to słowa jego nauczyciela szermierki, starego wojownika. Z zadowoleniem patrzył na zdenerwowaną Hariathi.
Kiedy zobaczył wąwóz, wiedział już, co się wydarzy. Tylko głupiec nie wykorzystałby takiego miejsca. Most tym bardziej sprawiał, że zasadzka była praktycznie pewna.
Przejeżdżali przez most, kiedy wszystko się zaczęło. Krzyki, świst bełtów i strzał, chaotycznie wywrzaskiwane polecenia. Strażnik ruszył w stronę trzech nadbiegających banitów... Korsarz odruchowo skulił się, kiedy w ich stronę pomknęła salwa pocisków. Usłyszał okrzyk bólu i zaklął cicho. "Świetnie. Piękny start naszej ucieczki." A potem zbladł z wściekłości, kiedy Cień wstał i ruszył po kuszę. Korsarz szybkim ruchem chwycił za łańcuch prowadzący do obroży Zimowegosmutka i mocnym szarpnięciem przywołał go do porządku.
-Zostaw broń, pomóż mi ściągnąć łańcuch z tych skrzyń i spieprzajmy stąd-wysyczał w stronę Cienia, po czym podjął próby zdjęcia łańcucha.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Arhain
Nieco blada Lindara wcisnęła się w kąt, ściskając długi nóż woźnicy.Miała stąd dobry widok na resztki mostu i potyczkę jaka się przy nim toczyła. Shethar i banici właśnie wpadli na siebie. Jeden przeciw pięciu.
Tymczasem Zimowysmutek zdążył chwycić kuszę, a nawet zerwać z pasa woźnicy sakwę z bełtami. Zdążył nawet strzelić w kierunku kłębowiska postaci, zanim szarpnięcie korsarza niemal zwaliło go z nóg.
Niestety bełt trafił jednego z wyrzutków w prawe ramię- Shethar poruszał się za szybko, tu i tam by nie dać się otoczyć. Raniony banita wypuścił broń, a za moment miecz Shethara zagłębił się w jego pachwinie. Wrzask bólu i buchający potok krwi nie wróżył nic dobrego.
Azghair już szarpał się z łańcuchem, próbując go zsunąć z skrzyń. Natężył mięśnie i pociągnął mocno, jednak przeklęte ogniwa nie dały się ruszyć. Za chwilę spróbował jeszcze raz i lekko drgnęły. Ciągnąc, zdołał częściowo przesunąć łańcuch, jednak już czuł jak cały drży z wysiłku. Jeśli ktoś mu nie pomoże, to nici z ucieczki...
Korsarz, mocujący się z łańcuchem i skulona Lindara mogli podziwiać szermierczy kunszt strażnika. Zapewne jego kolczuga była istotnym atutem, w odróżnieniu od skór i łachmanów bandytów.
Już drugie ciało drgało w przedśmiertnym skurczach na śniegu. Przecięte ścięgna rąk były wyrokiem śmierci, a przecięty brzuch, z wyglądającymi nieśmiało kawałkami jelit spod krwistoczerwonych mięśni i skóry- tym bardziej.
Konie przestraszone wrzaskami i smrodem krwi, stanęły dęba. Jeszcze stały w miejscu, ale lada chwila spłoszy je kolejny krzyk i rzucą się do przodu, byle dalej i szybciej od pola potyczki...
Coś hurgotało i tupało pod wałem, jeszcze niewidoczne. Może to jakaś kolejna niespodzianka przygotowana przez bandę?
Tymczasem Zimowysmutek zdążył chwycić kuszę, a nawet zerwać z pasa woźnicy sakwę z bełtami. Zdążył nawet strzelić w kierunku kłębowiska postaci, zanim szarpnięcie korsarza niemal zwaliło go z nóg.
Niestety bełt trafił jednego z wyrzutków w prawe ramię- Shethar poruszał się za szybko, tu i tam by nie dać się otoczyć. Raniony banita wypuścił broń, a za moment miecz Shethara zagłębił się w jego pachwinie. Wrzask bólu i buchający potok krwi nie wróżył nic dobrego.
Azghair już szarpał się z łańcuchem, próbując go zsunąć z skrzyń. Natężył mięśnie i pociągnął mocno, jednak przeklęte ogniwa nie dały się ruszyć. Za chwilę spróbował jeszcze raz i lekko drgnęły. Ciągnąc, zdołał częściowo przesunąć łańcuch, jednak już czuł jak cały drży z wysiłku. Jeśli ktoś mu nie pomoże, to nici z ucieczki...
Korsarz, mocujący się z łańcuchem i skulona Lindara mogli podziwiać szermierczy kunszt strażnika. Zapewne jego kolczuga była istotnym atutem, w odróżnieniu od skór i łachmanów bandytów.
Już drugie ciało drgało w przedśmiertnym skurczach na śniegu. Przecięte ścięgna rąk były wyrokiem śmierci, a przecięty brzuch, z wyglądającymi nieśmiało kawałkami jelit spod krwistoczerwonych mięśni i skóry- tym bardziej.
Konie przestraszone wrzaskami i smrodem krwi, stanęły dęba. Jeszcze stały w miejscu, ale lada chwila spłoszy je kolejny krzyk i rzucą się do przodu, byle dalej i szybciej od pola potyczki...
Coś hurgotało i tupało pod wałem, jeszcze niewidoczne. Może to jakaś kolejna niespodzianka przygotowana przez bandę?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Pomywacz
- Posty: 61
- Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
- Numer GG: 6401347
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Arhain
Lindara
Chyba nigdy nie zapomni ulgi jaką poczuła, gdy jej dłoń natrafiła na rękojeść noża. Nad jej głową Cień chwycił za kuszę i nawet zdążył wystrzelić, jednak nie trafił w ich strażnika. Usłyszała okrzyk Azghira i przyznała mu w duchu rację. ‘Nie mamy na to czasu’ Szarpnięcie Korsarza niemal zwaliło Cienia z nóg. ‘No to będzie jatka’ pomyślała obserwując towarzyszy. ‘Skoczą sobie do gardeł przy pierwszej lepszej okazji.’
Odwróciła głowę by przyjrzeć się walce strażnika i banitów. Shethar był diabelnie dobrym szermierzem i na dodatek był zabójczo szybki. Nie chciałaby spotkać się z nim w walce.
Spojrzała na swoje ramię. Musiała szybko coś z tym zrobić, bo inaczej będzie tylko zawadą a nie pomocą w ucieczce. Nożem znalezionym przy woźnicy rozdarła jego koszulę, po czym wyrwała bełt z swojego ramienia. Palący ból znów zaatakował jej ramię, ale tym razem nie krzyknęła. Pomagając sobie zębami owinęła je prowizorycznym bandażem, zaciskając mocno węzeł ponad raną. Gdy konie stanęły dęba pomyślała, że mogłaby chwycić za lejce i pogonić je w stronę walczących, ale to oznaczałoby, że staranują wóz przed nimi. Mogliby nie wyjść z tego cało, tym bardziej, że tam walczyła straż przednia. Jeśli się nie pospieszą to i tak czeka ich taki los.
Łańcuch na skrzyni przesunął się trochę, ale Azghair nie poradzi sobie sam. Już miała ruszyć by spróbować mu pomóc, gdy usłyszała ten hałas pod wałem. Spojrzała w tamtą stronę, zaintrygowana, ale nic nie zobaczyła. ‘Co tu się dzieje, do cholery?’
- Nie wiem co sprowadzili, ale nie chcę zobaczyć tego, co zrobi – mruknęła pod nosem, wsadziła nóż w zęby i odwróciła się by pomóc jakoś towarzyszom.
Chyba nigdy nie zapomni ulgi jaką poczuła, gdy jej dłoń natrafiła na rękojeść noża. Nad jej głową Cień chwycił za kuszę i nawet zdążył wystrzelić, jednak nie trafił w ich strażnika. Usłyszała okrzyk Azghira i przyznała mu w duchu rację. ‘Nie mamy na to czasu’ Szarpnięcie Korsarza niemal zwaliło Cienia z nóg. ‘No to będzie jatka’ pomyślała obserwując towarzyszy. ‘Skoczą sobie do gardeł przy pierwszej lepszej okazji.’
Odwróciła głowę by przyjrzeć się walce strażnika i banitów. Shethar był diabelnie dobrym szermierzem i na dodatek był zabójczo szybki. Nie chciałaby spotkać się z nim w walce.
Spojrzała na swoje ramię. Musiała szybko coś z tym zrobić, bo inaczej będzie tylko zawadą a nie pomocą w ucieczce. Nożem znalezionym przy woźnicy rozdarła jego koszulę, po czym wyrwała bełt z swojego ramienia. Palący ból znów zaatakował jej ramię, ale tym razem nie krzyknęła. Pomagając sobie zębami owinęła je prowizorycznym bandażem, zaciskając mocno węzeł ponad raną. Gdy konie stanęły dęba pomyślała, że mogłaby chwycić za lejce i pogonić je w stronę walczących, ale to oznaczałoby, że staranują wóz przed nimi. Mogliby nie wyjść z tego cało, tym bardziej, że tam walczyła straż przednia. Jeśli się nie pospieszą to i tak czeka ich taki los.
Łańcuch na skrzyni przesunął się trochę, ale Azghair nie poradzi sobie sam. Już miała ruszyć by spróbować mu pomóc, gdy usłyszała ten hałas pod wałem. Spojrzała w tamtą stronę, zaintrygowana, ale nic nie zobaczyła. ‘Co tu się dzieje, do cholery?’
- Nie wiem co sprowadzili, ale nie chcę zobaczyć tego, co zrobi – mruknęła pod nosem, wsadziła nóż w zęby i odwróciła się by pomóc jakoś towarzyszom.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten
Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości

-
- Pomywacz
- Posty: 44
- Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
- Numer GG: 0
Re: [Warhammer] Arhain
Zimowysmutek
"Szkoda, że nie mam zhabat'a, który zrobił dla mnie kiedyś wuj, lepszy był niż kusza, ale nic na to nie poradzę... skup się na psie i strzelaj" myślę, gdy zabrałem kusze woźnicy. Przymierzam chwilą skupienia i strzelam. W ostatnim momencie Shethar się przesunął jakby czuł, że do niego celuje.
- Szlak by to... nie trafiłem- krzycze. Ledwie moje słowa przebrzmiały, czuje jak szarpniecię za łańcuch zwala mnie prawie z nóg. Słysząc słowa Azghaira odwracam się do niego z żądzą mordu w oczach i odpowiadam:
- Jeśli ten pies nie zdechnie to nie pozwoli nam uciec, ale jak tam chcesz...- kończąc swoją odpowiedź idę mu pomoc ściągnąć łańcuchy ze skrzyń.
"Szkoda, że nie mam zhabat'a, który zrobił dla mnie kiedyś wuj, lepszy był niż kusza, ale nic na to nie poradzę... skup się na psie i strzelaj" myślę, gdy zabrałem kusze woźnicy. Przymierzam chwilą skupienia i strzelam. W ostatnim momencie Shethar się przesunął jakby czuł, że do niego celuje.
- Szlak by to... nie trafiłem- krzycze. Ledwie moje słowa przebrzmiały, czuje jak szarpniecię za łańcuch zwala mnie prawie z nóg. Słysząc słowa Azghaira odwracam się do niego z żądzą mordu w oczach i odpowiadam:
- Jeśli ten pies nie zdechnie to nie pozwoli nam uciec, ale jak tam chcesz...- kończąc swoją odpowiedź idę mu pomoc ściągnąć łańcuchy ze skrzyń.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Re: [Warhammer] Arhain
Azghair
Szarpiąc za łańcuch, obserwował sposób walki i umiejętności Shethara. Wiedział, że nie miałby z nim żadnych szans, chyba, że zdarzyłby się cud. "Idiota"-zdążył pomyśleć, patrząc na krzyczącego Cienia, zanim szarpnął za łańcuch. Groźba w oczach Zimowegosmutka nie zrobiła na nim wrażenia - widywał takie oczy u większości istot, które spotykał, ludzkich wojowników, schwytanych niewolników, czy innych Korsarzy, stojących niżej niż on w hierarchii na Łodzi.
-A jak niby chcesz uciekać, skoro jesteś przykuty do skrzyni?-warknął, po czym szarpnął jeszcze raz za łańcuch.-Korzystajmy z tego, że jest zajęty, i uciekajmy... Musimy pociągnąć za łańcuch razem, na trzy. Raz, dwa, trzy-powiedział i szarpnął z całej siły. "Pies"-pomyślał z rozgoryczeniem.-"Z was dwóch to ty bardziej zasługujesz na miano kundla..."
Szarpiąc za łańcuch, obserwował sposób walki i umiejętności Shethara. Wiedział, że nie miałby z nim żadnych szans, chyba, że zdarzyłby się cud. "Idiota"-zdążył pomyśleć, patrząc na krzyczącego Cienia, zanim szarpnął za łańcuch. Groźba w oczach Zimowegosmutka nie zrobiła na nim wrażenia - widywał takie oczy u większości istot, które spotykał, ludzkich wojowników, schwytanych niewolników, czy innych Korsarzy, stojących niżej niż on w hierarchii na Łodzi.
-A jak niby chcesz uciekać, skoro jesteś przykuty do skrzyni?-warknął, po czym szarpnął jeszcze raz za łańcuch.-Korzystajmy z tego, że jest zajęty, i uciekajmy... Musimy pociągnąć za łańcuch razem, na trzy. Raz, dwa, trzy-powiedział i szarpnął z całej siły. "Pies"-pomyślał z rozgoryczeniem.-"Z was dwóch to ty bardziej zasługujesz na miano kundla..."
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Arhain
Skrzynie zaskrzypiały niepokojąco, a konie zarżały głośno. Łańcuch zaszczękał i kawałek po kawałku powoli zbliżał się do brzegu jednej z skrzyń.
Walka trwała dalej. Z grupki banitów tylko dwóch trzymało się na nogach. Ostrożnie podeszli do strażnika- Shetharowi coraz bardziej dokuczała rana. Nadal był niebezpieczny.
Raptem kilka ciemnych sylwetek wyłoniło się spod mostu. Trzymały w dłoniach kusze i łuki, co było widać gdy wdrapały się na wał. Oddział przemknął obok was, ignorując wóz i konie zupełnie. Wrzaski, uderzenia stali o stal i gromkie okrzyki Hariathi, słyszalne nawet tutaj, dawały do zrozumienia, że wyrzutkom wsparcie potrzebne jest właśnie tam.
Łańcuch już zsunął się z jednej z skrzyń. Zimowysmutek i Azghair cali zlani potem, ciągnęli dalej. Lindara próbowała im pomóc, chociaż z jedną sprawną ręką nie była zbyt przydatna.
Powolutku....powolutku...powolutku...łańcuch zazgrzytał i jego następny splot zwinął się na deskach.
Zgrzyt spadających kamieni i wściekły ryk wypełnił wasze uszy. Pokryte białymi płatami potu, konie zachrapały i rzuciły się do przodu.
Wozem szarpnęło z taką siłą, aż polecieliście do tyłu. Azghair znalazł się na śniegu, wleczony przez łańcuch, zaraz za nim Zimowysmutek ledwie zdążył się chwycić desek- teraz półleżał, a jego nogi zwisały poza wozem. Lindara wciśnięta w skrzynie, nie mogła się nawet poruszyć.
Pojazdem miotało tu i tam, gdy przerażone zwierzęta starały się jak najszybciej oddalić z miejsca potyczki. Coś huknęło, rozległ się zgrzyt i trzask, a wóz nagle skręcił w bok i uderzył o skały. Wizg konie mógł niemal ogłuszyć, ale za moment po serii trzasków, ucichł.
Zastąpił go huk kopyt, gdy uwolnione zwierzęta ruszyły naprzód. Wlekły za sobą resztki dyszla i porwanej uprzęży.
Biegły dalej, a potem eleganckim łukiem przefrunęły nad kolejnym wozem, cudem nie zaczepiając o deski. Za chwilę znikły za zakrętem.
Przez dobrą chwilę niedoszli pasażerowie byli zbyt oszołomieni, by móc działać. Toteż mogli zobaczyć, jak wielki, okryty futrem, mężczyzna z pianą na ustach wdrapuje się na wał. Był tak duży, że wydawał się raczej olbrzymem niż człowiekiem.
Zawył wściekle na widok Shethara i zakręcił wielkim toporem, który trzymał w łapach wielkości sporych bochnów chleba. Ruszył w jego kierunku, parskając jak byk. Strażnik, mimo swojego wzrostu wydawał się przy nim chudy i mały, a jego miecz wyglądał jak zabawka...
Zabawka dla młodzika, dla niedoświadczonego szermierza.
Mężczyzna odstąpił parę kroków, nieco kulejąc. A potem stanął i czekał na tamtego...
Azghair
Widziałeś już podobnych ludzi, choć nie aż tak olbrzymich. To był Nors- skudlona broda i piana na ustach sugerowały, że wojownik właśnie wpadł w morderczy szał. Z jednej strony to i lepiej, bo póki Shethar nie padnie, Nors was zignoruje. Ale jeśli szermierz zginie, bestia może ruszyć na niewolników, nadal spragniona wrogiej krwi...
Walka trwała dalej. Z grupki banitów tylko dwóch trzymało się na nogach. Ostrożnie podeszli do strażnika- Shetharowi coraz bardziej dokuczała rana. Nadal był niebezpieczny.
Raptem kilka ciemnych sylwetek wyłoniło się spod mostu. Trzymały w dłoniach kusze i łuki, co było widać gdy wdrapały się na wał. Oddział przemknął obok was, ignorując wóz i konie zupełnie. Wrzaski, uderzenia stali o stal i gromkie okrzyki Hariathi, słyszalne nawet tutaj, dawały do zrozumienia, że wyrzutkom wsparcie potrzebne jest właśnie tam.
Łańcuch już zsunął się z jednej z skrzyń. Zimowysmutek i Azghair cali zlani potem, ciągnęli dalej. Lindara próbowała im pomóc, chociaż z jedną sprawną ręką nie była zbyt przydatna.
Powolutku....powolutku...powolutku...łańcuch zazgrzytał i jego następny splot zwinął się na deskach.
Zgrzyt spadających kamieni i wściekły ryk wypełnił wasze uszy. Pokryte białymi płatami potu, konie zachrapały i rzuciły się do przodu.
Wozem szarpnęło z taką siłą, aż polecieliście do tyłu. Azghair znalazł się na śniegu, wleczony przez łańcuch, zaraz za nim Zimowysmutek ledwie zdążył się chwycić desek- teraz półleżał, a jego nogi zwisały poza wozem. Lindara wciśnięta w skrzynie, nie mogła się nawet poruszyć.
Pojazdem miotało tu i tam, gdy przerażone zwierzęta starały się jak najszybciej oddalić z miejsca potyczki. Coś huknęło, rozległ się zgrzyt i trzask, a wóz nagle skręcił w bok i uderzył o skały. Wizg konie mógł niemal ogłuszyć, ale za moment po serii trzasków, ucichł.
Zastąpił go huk kopyt, gdy uwolnione zwierzęta ruszyły naprzód. Wlekły za sobą resztki dyszla i porwanej uprzęży.
Biegły dalej, a potem eleganckim łukiem przefrunęły nad kolejnym wozem, cudem nie zaczepiając o deski. Za chwilę znikły za zakrętem.
Przez dobrą chwilę niedoszli pasażerowie byli zbyt oszołomieni, by móc działać. Toteż mogli zobaczyć, jak wielki, okryty futrem, mężczyzna z pianą na ustach wdrapuje się na wał. Był tak duży, że wydawał się raczej olbrzymem niż człowiekiem.
Zawył wściekle na widok Shethara i zakręcił wielkim toporem, który trzymał w łapach wielkości sporych bochnów chleba. Ruszył w jego kierunku, parskając jak byk. Strażnik, mimo swojego wzrostu wydawał się przy nim chudy i mały, a jego miecz wyglądał jak zabawka...
Zabawka dla młodzika, dla niedoświadczonego szermierza.
Mężczyzna odstąpił parę kroków, nieco kulejąc. A potem stanął i czekał na tamtego...
Azghair
Widziałeś już podobnych ludzi, choć nie aż tak olbrzymich. To był Nors- skudlona broda i piana na ustach sugerowały, że wojownik właśnie wpadł w morderczy szał. Z jednej strony to i lepiej, bo póki Shethar nie padnie, Nors was zignoruje. Ale jeśli szermierz zginie, bestia może ruszyć na niewolników, nadal spragniona wrogiej krwi...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Pomywacz
- Posty: 44
- Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
- Numer GG: 0
Re: [Warhammer] Arhain
Zimowysmutek
Wytężam wszystkie siły próbując ściągnąć łańcuch ze skrzyń. Wtem ryk chyba jakiejś bestii spłoszył konie, które poniosły. Nawet nie zdążyłem powiedzieć słowa, gdy wozem szarpnęło i znalazłem się za wozem w ostatniej chwili zdążyłem się złapać burty. "Ten cap mnie udusi, ale nie mogę się puścić Lindara nas nie utrzyma". Po chwili ciemność zaczęła mnie ogarniać na szczęście los mi sprzyja wóz podskoczył i skręcił na skały na których się rozbił. Dobra chwilę leże i chwytam powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg po czym powoli się siadam, masując szyje i rozglądam się. Widząc olbrzymie ead, które wydaje ryki jak jakiś wół przyglądam się ze zdziwieniem mu chwilę "Skąd się tu wzięła ta bestia, Shethar nie ma z nią szans, tym lepiej dla nas". Z oszołomienia wyrywają mnie dźwięki bitwy. Wstaje powoli i patrzę po łańcuchu w kierunku wozu. [czy jesteśmy już wolni? Jeśli tak to podchodzę do wozu i odszukuje kusze]
Wytężam wszystkie siły próbując ściągnąć łańcuch ze skrzyń. Wtem ryk chyba jakiejś bestii spłoszył konie, które poniosły. Nawet nie zdążyłem powiedzieć słowa, gdy wozem szarpnęło i znalazłem się za wozem w ostatniej chwili zdążyłem się złapać burty. "Ten cap mnie udusi, ale nie mogę się puścić Lindara nas nie utrzyma". Po chwili ciemność zaczęła mnie ogarniać na szczęście los mi sprzyja wóz podskoczył i skręcił na skały na których się rozbił. Dobra chwilę leże i chwytam powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg po czym powoli się siadam, masując szyje i rozglądam się. Widząc olbrzymie ead, które wydaje ryki jak jakiś wół przyglądam się ze zdziwieniem mu chwilę "Skąd się tu wzięła ta bestia, Shethar nie ma z nią szans, tym lepiej dla nas". Z oszołomienia wyrywają mnie dźwięki bitwy. Wstaje powoli i patrzę po łańcuchu w kierunku wozu. [czy jesteśmy już wolni? Jeśli tak to podchodzę do wozu i odszukuje kusze]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.
Kot czeka
Droga Kota
