[Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Ria, Sildon i Lash
- Jestem medykiem. Zajmę się wami. - wypowiedział szybko Salarianin.
Odpiął się z uprzęży i przytrzymując uchwytów przypadł do rannego i włączył swój omni-klucz. Przesunął nim nad rannym, aby zdiagnozować jego stan. Możliwe, że medi-żel może być za małą pomocą, oby jednak tak nie było.
Lash w tym czasie popatrzył z zaciekawieniem na Salarianina, który oddawał się swojemu zboczeniu zawodowemu, czy jak kto woli, pasji swojego życia. Dla niego hospitalizowany miał po prostu uszkodzone ręce, przez cały okres czasu przez, który znał Sildona, nie mógł dopatrzeć się tego drugiego dna w prowadzonych przez niego obserwacjach. Kiedy stracił zainteresowanie płaskopyskimi obcymi, przypomniał sobie o pytaniu, które skierował do nich porucznik. Skierował na człowieka swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy, będąc przy tym zmuszonym do zrobienia zeza, niezauważalnego dla kogoś o tak blisko osadowionych obok siebie oczodołach. Zacharczał cicho i zamrugał ślepiami, rezygnując z takiego sposobu obserwacji.
- Nie lubię się chwalić, ale jakby co, mogę Panu na kimś zademonstrować... sir. -
Wzruszył bezradnie swymi ciężkimi ramionami i z umiarkowanym entuzjazmem odpiął od swojego pancerza gotową do załadowania wyrzutnię rakiet.
- Co się wydarzyło? Jaka jest przyczyna obrażeń? - spytał Sildon przyglądając się wynikom diagnostyki.
Problem. To zwyczajny poligon. Ostra amunicja, zagrożenia. Symulacja. Ale bez środków bezpieczeństwa. Idealne dla kandydatów na Widmo. Dobrze że mamy Lasha. Kroganin, duża siła, wielka wytrzymałość, ciężkie uzbrojenie. Powinniśmy wyrwać pozostałych z tego co ludzie nazywają “czarną dupą”.
- W porządku. - człowiek uniesieniem dłoni powstrzymał kroganina i zwrócił się do Sildona - Trzykrotny postrzał klatki piersiowej, zaczęło uchodzić powietrze i... jakiegś rodzaju śluz, nie jestem specjalistą od Salarian. Ręce zabezpieczone tylko do transportu, wlekliśmy go ponad kilometr. Postrzelony czternaście minut temu. Aplikowano mediżel, wypełniłem rany gazą udarową.
- Kogoś jeszcze trzeba opatrzyć? - spytał Sildon.
Trzykrotny postrzał klatki piersiowej. Potwierdza to diagnostyka. W porządku. Póki żyje będzie w stanie mu pomóc.
Sanitariusz zabrał się do roboty. Medi-żel potrafi zdziałać cuda jednak trzeba też wiedzieć jak go zastosować, a on wiedział o tym doskonale. W końcu w Oddziale do Zadań Specjalnych, byle znachorów nie szkolą.
- Nie ma na to czasu. - zwrócił Sildonowi uwagę porucznik, widząc, że ten szykuje się do odbandażowania torsu doktora Salve. - Tam będzie ich więcej.
- Piętnaście sekund do lądowania... - napomknął mimochodem pilot.
Hollis odwrócił się do Rii, dobywając ponownie broni.
- Desant to zawsze najgorszy moment. Będziesz w stanie postawić barierę chroniącą właz? - zapytał, nieświadom najwidoczniej jej zdolności i... ukierunkowania.
Ria ułożywszy Korisa przez chwilę przyglądała się dwójce nowo przybyłych, jednocześnie delikatnie próbując zetrzeć z twarzy pozostałości po niedawnym starciu z dwoma syntetykami. Zaprzestała tego bezcelowego zabiegu, którego podjęła się wiedziona przyzwyczajeniem, na chwilę przed tym, jak zwrócił się do niej Hollis.
- Bez problemu. - odpowiedziała, jednocześnie zastanawiając się, jak wiele “pozostawi na niej” dalsza część misji. Z drugiej strony jeżeli miałaby wybierać, wolała kurz i błoto od błękitu własnej krwi; krew było szczególnie ciężko sprać.
Oczy Sildona mrugnęły szybko trzy razy. Medyk wstał i zaczął coś kombinować przy swoim omni-kluczu pozostawiając go wciąż aktywnym. Spojrzał jeszcze raz na rannego.
- Tak jest. - odparł szybko.
Odpiął od gniazda z wprawą ciężki pistolet Harpia i przesunął nad nim omni-kluczem przełączając amunicję na dystrupcyjną.
- Co tak ciągle klikasz? Masz jakieś nowe gry? - Kroganin schował swoją broń z powrotem na miejsce i powstał ze swojego siedziska. Przez ramię spoglądał teraz Sildonowi na jego Omni Klucz. W jego oczach pojawiły się iskierki, pomimo sędziwego według punktu widzenia na przykład ludzi wieku, tak naprawdę wciąż miewał jeszcze przypływy chłopięcej ciekawości i zapału, i dwa razy młodszy od niego Sildon doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Niestety poziom wiedzy technicznej nie szedł w parze z ogromnym zapałem, ogromnej jaszczurki. Lash z góry zorientował się w końcu, że Sildon zajmuje się swoją bronią, jego zainteresowanie zaawansowanym sprzętem zniknęło więc tak samo szybko jak się narodziło, przekręcił jednak głowę w stronę Asari rozmawiającej z ludźmi, później znów na Salarian. Była cała umorusana, facet obok poturbowany, wcale mu się to niepodobało. Zastanawiał się czemu dowództwo nie pośle rekrutów do prawdziwej bitwy, tam też mogliby zostać ranni, lub zabici ostrą amunicją, ale takie poświęcenia chociaż by się na coś przydały, tu nie dość, że mogli zginąć bez większego sensu, to jeszcze w dodatku sami musieli finansować to wszystko pieniędzmi z własnych podatków.
- Na prawdziwej wojnie, przynajmniej to wrogowie płacą za amunicję, od której umierasz... - Pocieszył rannego Salarianina na swój sposób i drepcząc swoimi koślawymi nogami podszedł nieco bliżej pozostałych.
- Cześć Chuda, a tobie co zrobili? Podstawili nogę? - Wskazał pazurem prawej łapy na jej brudną twarz a na jego własnej mordzie pojawił się zaczepny uśmieszek. Krew krążyła w jego żyłach znacznie szybciej, chociaż uważał sztuczną bitwę za bezsensowną, to i tak nie mógł powstrzymać podniecenia, radość z tego, że za chwilę będzie mógł coś zniszczyć była silniejsza od jego samokontroli, a nadmiary energii i hormonów sprawiały, że jego organizm potrzebował teraz jakiejś słownej zaczepki.
- Lash. Znowu zaczepiasz towarzyszy? - odezwał się Sildon gotując się do wyskoczenia na zewnątrz jak tylko otworzy się rampa - Ostatnie trzy razy jak tak robiłeś, miałeś mniej zlikwidowanych celów niż ja. - powiedział szybko.
- Jak mogłem zniszczyć ich więcej, jeśli na mój widok zawsze zaczynają się wycofywać? - Kroganin odpowiedział warkotliwie jak zamknięty w boksie pies, którego ktoś podrażnił końcówką kija. Jedno z jego oczu popatrzyło na Salarianina w taki sposób, jakby pytało czy chce dostać w łeb.
- To Twój szczęśliwy dzień. - Sildon mrugnął okiem i uśmiechnął się lekko - Dzisiejszym daniem są syntetyki.One się zwykle nie wycofują nawet przed kroganami.
- Zazdrosny? - Ria odparła na zaczepkę Kroganina - Nie martw się. Na zewnątrz wciąż jest wystarczająco błota dla ciebie, nic nie straciłeś bezpowrotnie.
- Hmm... - Lash mruknął pod nosem i zamyślił się na kilka sekund. - Będe cwańszy niż ty. - Odparł w końcu znowu spoglądając na straszącą go Asari, a następnie zabezpieczył podatną na umorusanie w błocie twarz, chowając ją pod swoim białym hełmem. Zadowolony z siebie postanowił rozwiać swoje wszelkie wątpliwości.
- Po co mamy rozwalać mechy należące do Cytadeli? Nie lepiej byłoby, gdybyście kazali im walczyć z Gethami? Zginęłoby mniej waszych żołnierzy. - Lash miał wrażenie, że rasom sojuszu od nadmiaru pieniędzy w dupach się poprzewracało, z drugiej strony nie chciał wypowiadać tego zdania na głos w bezpośredni sposób, w końcu był tylko najemnikiem i w każdym momencie mogli go zwolnić. Cieszył się, że hełm maskował teraz zaniepokojenie, które malowało się na jego twarzy.
Ria wzruszyła ramionami widząc, jak Kroganin zakłada swój hełm.
- Twoja strata. - odparła beztrosko - Ja sądzę, że było to odświeżające na swój sposób.
- Integracja członków oddziału... taka czy inna, ale jednak integracja... - skomentował cicho Sildon.
Po czym zachichotał, kiedy przyszedł mu do głowy pewien docinek, od którego Lash wpadłby momentalnie w furię, a asari zapewne zmiażdżyłaby go swoją biotyką.
- Kto co lubi Chuda, ja na odświeżenie wolałbym kąpiel słoneczną... - Jaszczur zaburczał zza hełmowej osłony i popatrzył na dziwnie chichoczącego Salarianina, zastanawiając się, co go tak nagle rozbawiło.
Magnus, Lukas Carver, Sara Thorne, Zarkan Strott
Sara zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Byli w opałach, a stawką były tu ich życia. Nie mniej jednak nie traciła głowy.
Chwilowo byli bezpieczni z prawej flanki, gdyż para przeciwników postanowiła się przegrupować. Dziwne zachowanie jak na syntetyków, ale nie było czasu na rozważania. Oprócz chwili wytchnienia, z prawej strony dodatkowo broniła ich ranna Storm. Leżała ona tuż obok Sary, co oznaczało, że ta powinna usłyszeć, gdy ranna otworzy ogień do przeciwników i zaalarmuje tym samym Thorne o ich obecności.
Tymczasem kobieta przełożyła się na drugi bok i nie tracąc ani jednej z cennych sekund, otworzyła zaciekły ogień do napastników nadciągających z lewej strony.
Zarkan skrzywił się i przeskoczył na drugą stronę skały, przy której stał, by odetchnąć chwilę. Podczas, gdy jego tarcza powoli wracała do sił on zmienił broń na pistolet. Rozejrzał się szybko za w miarę osłoniętą drogą do budynku. Musiał przedostać się na bok i ostrzelać gości z nowej pozycji z okolicy ich celu lub innej dowolnej, która dawałaby mu taktyczną przewagę. To dałoby możliwość wycofania się na lepsze miejsce dla Storm i Sary. Jeśli wpadłby na kogoś po drodze, mógł go zawsze zdzielić w łeb pistoletem i poprawić strzałem w łeb... lub na odwrót zależnie od dystansu.
Natychmiast spostrzegł szereg skalistych wybrzuszeń i korowód krzewów, który mógł mu zapewnić drogę aż do bazy z jedynie dziesięciometrowym fragmentem do “przeskoczenia” przed samą bazą, gdzie nawet roślinność karwociała w sposób uniemożliwiający ukrycie go. Naturalnie, mógł też natknąć się po drodze na parę uzbrojonych w automaty syntetyków - jeden zaś wciąż przebywał wewnątrz placówki...
Sara w tym samym czasie oparła karabin, biorąc pierwszy cel w okular - czy może raczej holograficzny przybliżacz. W momencie, w którym jej palec delikatnie zsuwał się po spuście, wybierając go, jej dołkiem strzeleckim szarpnęło - nie był to jednak efekt odrzutu broni. Kobieta po raz pierwszy w walce chybiła, odniosła też bolesną ranę z której krew zaczerwieniła niewielki skalny wzgórek, za którym leżała. Nikt jej chwilowo nie osłaniał - zaś pięciu oponentów było w pozycji, z której przewagę celności i siły broni snajperów w pełni równoważyła ogólna siła ognia automatów. Wrogów było po prostu zbyt wielu, zbyt blisko. Nie zaobserwowała, ile syntetyków do niej strzela, musiała natychmiast skryć się za osłoną. Wróg chyba zbliżał się wciąż, szykując do starcia w bezpośredniej bliskości. Terkot ich broni jednak nie cichł.
LUCAS! - Warknął Magnus gdy sytuacja przeszła z pozycji ‘złej’ na ‘jeszcze gorszą’ - Bierzemy dupę w tro... - Turianin zawahał się gdy zobaczył kompletny brak reakcji z strony towarzysza, ten wciąż grzebał coś przy omninarzędziu, jak zaczarowany. Mag pstryknął przed mu przed nosem palcami - zero reakcji. Z wszystkich towarzyszy Magnus musiał trafić na jakiegoś cholernego katatonika! No cóż, nie w jego stylu było pozostawiać towarzyszy na polu bitwy. Wyjął swój pistolet, pierwszy raz od dłuższego czasu w innym celu niż trening czy czyszczenie. Zacisnął mocniej szczękę, sprawdził magazynek. Obłożył siebie i towarzysza najbardziej ergonomiczną zasłoną jaką był w stanie złożyć i przygotował się do ostrzału przeciwnika.
Magnus rzucił przez radio - Straciłem kontakt z Lukasem, dosłownie i w przenośni. Nie zostawię go tutaj. NIE BROŃCIE NAS ZA WSZELKĄ CENĘ! Jakoś sobie poradzimy - Skończył wiadomość i westchnął ciężko Magnus - To ci dopiero trening...
Lukas gwałtowniej uniósl głowę jakby dostał olśnienia.
-Wybacz, wydawało mi się, że coś zauważyłem. -Odwrócił się w stronę nadciągających przeciwników.
-Atremis, pięć celów z lewej flanki. Wykurz ich na otawarte pole. -Drona usłużnie powróciła i ruszyła w stronę przeciwników. Lucas wyjął własny pistolet, w dłoni z omninarzędziem pojawiła mu się grupa super schłodzonych cząsteczek.- Rozwalamy po jednym celu co ty na to?
Przestraszyłeś mnie - Mruknął Magnus, odpalił radio - Odzyskałem Lukasa. - Magnus zwrócił się z powrotem do towarzysza - Sugerowałbym raczej odwrót. Krótka piłka - Utrzymuję osłony, twoje drony nas osłaniają, my - uciekamy. Trzeba pomóc tym na górze. Wygląda na to że ich przerzedzili. Reflektujesz?
-Mam nadzieję, że nie nie zignorują dron. Dobra, chyba nie mamy wyboru. - Prostym ruchem posłał pocisk czystego zimna za swoją droną- Lećmy.
Magnus potwierdził kiwnięciem i obaj ruszyli biegiem.
Zarkan westchnął cicho. Musiał dotrzeć pod budynek, tam będzie miał spokój z gościem strzelającym z wewnątrz. Problem polegał na tym, że po drodze raczej zrobią z niego sito, jeśli będzie jedynym celem.
“Magnus! Dajcie znać jak będziecie się do nas cofać. Jak ściągniecie ich uwagę to ja będę mógł albo ich ściągnąć, albo przejść pod bazę i was osłaniać jak trzeba” rzucił.
Miał nadzieję, ze ta dwójka będzie skakać od osłony do osłony, redukując ilość przyjętych pocisków... i dając Zarkanowi dodatkowy czas na zajęcie pozycji i eksterminację przeciwników.
- Jestem medykiem. Zajmę się wami. - wypowiedział szybko Salarianin.
Odpiął się z uprzęży i przytrzymując uchwytów przypadł do rannego i włączył swój omni-klucz. Przesunął nim nad rannym, aby zdiagnozować jego stan. Możliwe, że medi-żel może być za małą pomocą, oby jednak tak nie było.
Lash w tym czasie popatrzył z zaciekawieniem na Salarianina, który oddawał się swojemu zboczeniu zawodowemu, czy jak kto woli, pasji swojego życia. Dla niego hospitalizowany miał po prostu uszkodzone ręce, przez cały okres czasu przez, który znał Sildona, nie mógł dopatrzeć się tego drugiego dna w prowadzonych przez niego obserwacjach. Kiedy stracił zainteresowanie płaskopyskimi obcymi, przypomniał sobie o pytaniu, które skierował do nich porucznik. Skierował na człowieka swój wzrok i spojrzał mu prosto w oczy, będąc przy tym zmuszonym do zrobienia zeza, niezauważalnego dla kogoś o tak blisko osadowionych obok siebie oczodołach. Zacharczał cicho i zamrugał ślepiami, rezygnując z takiego sposobu obserwacji.
- Nie lubię się chwalić, ale jakby co, mogę Panu na kimś zademonstrować... sir. -
Wzruszył bezradnie swymi ciężkimi ramionami i z umiarkowanym entuzjazmem odpiął od swojego pancerza gotową do załadowania wyrzutnię rakiet.
- Co się wydarzyło? Jaka jest przyczyna obrażeń? - spytał Sildon przyglądając się wynikom diagnostyki.
Problem. To zwyczajny poligon. Ostra amunicja, zagrożenia. Symulacja. Ale bez środków bezpieczeństwa. Idealne dla kandydatów na Widmo. Dobrze że mamy Lasha. Kroganin, duża siła, wielka wytrzymałość, ciężkie uzbrojenie. Powinniśmy wyrwać pozostałych z tego co ludzie nazywają “czarną dupą”.
- W porządku. - człowiek uniesieniem dłoni powstrzymał kroganina i zwrócił się do Sildona - Trzykrotny postrzał klatki piersiowej, zaczęło uchodzić powietrze i... jakiegś rodzaju śluz, nie jestem specjalistą od Salarian. Ręce zabezpieczone tylko do transportu, wlekliśmy go ponad kilometr. Postrzelony czternaście minut temu. Aplikowano mediżel, wypełniłem rany gazą udarową.
- Kogoś jeszcze trzeba opatrzyć? - spytał Sildon.
Trzykrotny postrzał klatki piersiowej. Potwierdza to diagnostyka. W porządku. Póki żyje będzie w stanie mu pomóc.
Sanitariusz zabrał się do roboty. Medi-żel potrafi zdziałać cuda jednak trzeba też wiedzieć jak go zastosować, a on wiedział o tym doskonale. W końcu w Oddziale do Zadań Specjalnych, byle znachorów nie szkolą.
- Nie ma na to czasu. - zwrócił Sildonowi uwagę porucznik, widząc, że ten szykuje się do odbandażowania torsu doktora Salve. - Tam będzie ich więcej.
- Piętnaście sekund do lądowania... - napomknął mimochodem pilot.
Hollis odwrócił się do Rii, dobywając ponownie broni.
- Desant to zawsze najgorszy moment. Będziesz w stanie postawić barierę chroniącą właz? - zapytał, nieświadom najwidoczniej jej zdolności i... ukierunkowania.
Ria ułożywszy Korisa przez chwilę przyglądała się dwójce nowo przybyłych, jednocześnie delikatnie próbując zetrzeć z twarzy pozostałości po niedawnym starciu z dwoma syntetykami. Zaprzestała tego bezcelowego zabiegu, którego podjęła się wiedziona przyzwyczajeniem, na chwilę przed tym, jak zwrócił się do niej Hollis.
- Bez problemu. - odpowiedziała, jednocześnie zastanawiając się, jak wiele “pozostawi na niej” dalsza część misji. Z drugiej strony jeżeli miałaby wybierać, wolała kurz i błoto od błękitu własnej krwi; krew było szczególnie ciężko sprać.
Oczy Sildona mrugnęły szybko trzy razy. Medyk wstał i zaczął coś kombinować przy swoim omni-kluczu pozostawiając go wciąż aktywnym. Spojrzał jeszcze raz na rannego.
- Tak jest. - odparł szybko.
Odpiął od gniazda z wprawą ciężki pistolet Harpia i przesunął nad nim omni-kluczem przełączając amunicję na dystrupcyjną.
- Co tak ciągle klikasz? Masz jakieś nowe gry? - Kroganin schował swoją broń z powrotem na miejsce i powstał ze swojego siedziska. Przez ramię spoglądał teraz Sildonowi na jego Omni Klucz. W jego oczach pojawiły się iskierki, pomimo sędziwego według punktu widzenia na przykład ludzi wieku, tak naprawdę wciąż miewał jeszcze przypływy chłopięcej ciekawości i zapału, i dwa razy młodszy od niego Sildon doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Niestety poziom wiedzy technicznej nie szedł w parze z ogromnym zapałem, ogromnej jaszczurki. Lash z góry zorientował się w końcu, że Sildon zajmuje się swoją bronią, jego zainteresowanie zaawansowanym sprzętem zniknęło więc tak samo szybko jak się narodziło, przekręcił jednak głowę w stronę Asari rozmawiającej z ludźmi, później znów na Salarian. Była cała umorusana, facet obok poturbowany, wcale mu się to niepodobało. Zastanawiał się czemu dowództwo nie pośle rekrutów do prawdziwej bitwy, tam też mogliby zostać ranni, lub zabici ostrą amunicją, ale takie poświęcenia chociaż by się na coś przydały, tu nie dość, że mogli zginąć bez większego sensu, to jeszcze w dodatku sami musieli finansować to wszystko pieniędzmi z własnych podatków.
- Na prawdziwej wojnie, przynajmniej to wrogowie płacą za amunicję, od której umierasz... - Pocieszył rannego Salarianina na swój sposób i drepcząc swoimi koślawymi nogami podszedł nieco bliżej pozostałych.
- Cześć Chuda, a tobie co zrobili? Podstawili nogę? - Wskazał pazurem prawej łapy na jej brudną twarz a na jego własnej mordzie pojawił się zaczepny uśmieszek. Krew krążyła w jego żyłach znacznie szybciej, chociaż uważał sztuczną bitwę za bezsensowną, to i tak nie mógł powstrzymać podniecenia, radość z tego, że za chwilę będzie mógł coś zniszczyć była silniejsza od jego samokontroli, a nadmiary energii i hormonów sprawiały, że jego organizm potrzebował teraz jakiejś słownej zaczepki.
- Lash. Znowu zaczepiasz towarzyszy? - odezwał się Sildon gotując się do wyskoczenia na zewnątrz jak tylko otworzy się rampa - Ostatnie trzy razy jak tak robiłeś, miałeś mniej zlikwidowanych celów niż ja. - powiedział szybko.
- Jak mogłem zniszczyć ich więcej, jeśli na mój widok zawsze zaczynają się wycofywać? - Kroganin odpowiedział warkotliwie jak zamknięty w boksie pies, którego ktoś podrażnił końcówką kija. Jedno z jego oczu popatrzyło na Salarianina w taki sposób, jakby pytało czy chce dostać w łeb.
- To Twój szczęśliwy dzień. - Sildon mrugnął okiem i uśmiechnął się lekko - Dzisiejszym daniem są syntetyki.One się zwykle nie wycofują nawet przed kroganami.
- Zazdrosny? - Ria odparła na zaczepkę Kroganina - Nie martw się. Na zewnątrz wciąż jest wystarczająco błota dla ciebie, nic nie straciłeś bezpowrotnie.
- Hmm... - Lash mruknął pod nosem i zamyślił się na kilka sekund. - Będe cwańszy niż ty. - Odparł w końcu znowu spoglądając na straszącą go Asari, a następnie zabezpieczył podatną na umorusanie w błocie twarz, chowając ją pod swoim białym hełmem. Zadowolony z siebie postanowił rozwiać swoje wszelkie wątpliwości.
- Po co mamy rozwalać mechy należące do Cytadeli? Nie lepiej byłoby, gdybyście kazali im walczyć z Gethami? Zginęłoby mniej waszych żołnierzy. - Lash miał wrażenie, że rasom sojuszu od nadmiaru pieniędzy w dupach się poprzewracało, z drugiej strony nie chciał wypowiadać tego zdania na głos w bezpośredni sposób, w końcu był tylko najemnikiem i w każdym momencie mogli go zwolnić. Cieszył się, że hełm maskował teraz zaniepokojenie, które malowało się na jego twarzy.
Ria wzruszyła ramionami widząc, jak Kroganin zakłada swój hełm.
- Twoja strata. - odparła beztrosko - Ja sądzę, że było to odświeżające na swój sposób.
- Integracja członków oddziału... taka czy inna, ale jednak integracja... - skomentował cicho Sildon.
Po czym zachichotał, kiedy przyszedł mu do głowy pewien docinek, od którego Lash wpadłby momentalnie w furię, a asari zapewne zmiażdżyłaby go swoją biotyką.
- Kto co lubi Chuda, ja na odświeżenie wolałbym kąpiel słoneczną... - Jaszczur zaburczał zza hełmowej osłony i popatrzył na dziwnie chichoczącego Salarianina, zastanawiając się, co go tak nagle rozbawiło.
Magnus, Lukas Carver, Sara Thorne, Zarkan Strott
Sara zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Byli w opałach, a stawką były tu ich życia. Nie mniej jednak nie traciła głowy.
Chwilowo byli bezpieczni z prawej flanki, gdyż para przeciwników postanowiła się przegrupować. Dziwne zachowanie jak na syntetyków, ale nie było czasu na rozważania. Oprócz chwili wytchnienia, z prawej strony dodatkowo broniła ich ranna Storm. Leżała ona tuż obok Sary, co oznaczało, że ta powinna usłyszeć, gdy ranna otworzy ogień do przeciwników i zaalarmuje tym samym Thorne o ich obecności.
Tymczasem kobieta przełożyła się na drugi bok i nie tracąc ani jednej z cennych sekund, otworzyła zaciekły ogień do napastników nadciągających z lewej strony.
Zarkan skrzywił się i przeskoczył na drugą stronę skały, przy której stał, by odetchnąć chwilę. Podczas, gdy jego tarcza powoli wracała do sił on zmienił broń na pistolet. Rozejrzał się szybko za w miarę osłoniętą drogą do budynku. Musiał przedostać się na bok i ostrzelać gości z nowej pozycji z okolicy ich celu lub innej dowolnej, która dawałaby mu taktyczną przewagę. To dałoby możliwość wycofania się na lepsze miejsce dla Storm i Sary. Jeśli wpadłby na kogoś po drodze, mógł go zawsze zdzielić w łeb pistoletem i poprawić strzałem w łeb... lub na odwrót zależnie od dystansu.
Natychmiast spostrzegł szereg skalistych wybrzuszeń i korowód krzewów, który mógł mu zapewnić drogę aż do bazy z jedynie dziesięciometrowym fragmentem do “przeskoczenia” przed samą bazą, gdzie nawet roślinność karwociała w sposób uniemożliwiający ukrycie go. Naturalnie, mógł też natknąć się po drodze na parę uzbrojonych w automaty syntetyków - jeden zaś wciąż przebywał wewnątrz placówki...
Sara w tym samym czasie oparła karabin, biorąc pierwszy cel w okular - czy może raczej holograficzny przybliżacz. W momencie, w którym jej palec delikatnie zsuwał się po spuście, wybierając go, jej dołkiem strzeleckim szarpnęło - nie był to jednak efekt odrzutu broni. Kobieta po raz pierwszy w walce chybiła, odniosła też bolesną ranę z której krew zaczerwieniła niewielki skalny wzgórek, za którym leżała. Nikt jej chwilowo nie osłaniał - zaś pięciu oponentów było w pozycji, z której przewagę celności i siły broni snajperów w pełni równoważyła ogólna siła ognia automatów. Wrogów było po prostu zbyt wielu, zbyt blisko. Nie zaobserwowała, ile syntetyków do niej strzela, musiała natychmiast skryć się za osłoną. Wróg chyba zbliżał się wciąż, szykując do starcia w bezpośredniej bliskości. Terkot ich broni jednak nie cichł.
LUCAS! - Warknął Magnus gdy sytuacja przeszła z pozycji ‘złej’ na ‘jeszcze gorszą’ - Bierzemy dupę w tro... - Turianin zawahał się gdy zobaczył kompletny brak reakcji z strony towarzysza, ten wciąż grzebał coś przy omninarzędziu, jak zaczarowany. Mag pstryknął przed mu przed nosem palcami - zero reakcji. Z wszystkich towarzyszy Magnus musiał trafić na jakiegoś cholernego katatonika! No cóż, nie w jego stylu było pozostawiać towarzyszy na polu bitwy. Wyjął swój pistolet, pierwszy raz od dłuższego czasu w innym celu niż trening czy czyszczenie. Zacisnął mocniej szczękę, sprawdził magazynek. Obłożył siebie i towarzysza najbardziej ergonomiczną zasłoną jaką był w stanie złożyć i przygotował się do ostrzału przeciwnika.
Magnus rzucił przez radio - Straciłem kontakt z Lukasem, dosłownie i w przenośni. Nie zostawię go tutaj. NIE BROŃCIE NAS ZA WSZELKĄ CENĘ! Jakoś sobie poradzimy - Skończył wiadomość i westchnął ciężko Magnus - To ci dopiero trening...
Lukas gwałtowniej uniósl głowę jakby dostał olśnienia.
-Wybacz, wydawało mi się, że coś zauważyłem. -Odwrócił się w stronę nadciągających przeciwników.
-Atremis, pięć celów z lewej flanki. Wykurz ich na otawarte pole. -Drona usłużnie powróciła i ruszyła w stronę przeciwników. Lucas wyjął własny pistolet, w dłoni z omninarzędziem pojawiła mu się grupa super schłodzonych cząsteczek.- Rozwalamy po jednym celu co ty na to?
Przestraszyłeś mnie - Mruknął Magnus, odpalił radio - Odzyskałem Lukasa. - Magnus zwrócił się z powrotem do towarzysza - Sugerowałbym raczej odwrót. Krótka piłka - Utrzymuję osłony, twoje drony nas osłaniają, my - uciekamy. Trzeba pomóc tym na górze. Wygląda na to że ich przerzedzili. Reflektujesz?
-Mam nadzieję, że nie nie zignorują dron. Dobra, chyba nie mamy wyboru. - Prostym ruchem posłał pocisk czystego zimna za swoją droną- Lećmy.
Magnus potwierdził kiwnięciem i obaj ruszyli biegiem.
Zarkan westchnął cicho. Musiał dotrzeć pod budynek, tam będzie miał spokój z gościem strzelającym z wewnątrz. Problem polegał na tym, że po drodze raczej zrobią z niego sito, jeśli będzie jedynym celem.
“Magnus! Dajcie znać jak będziecie się do nas cofać. Jak ściągniecie ich uwagę to ja będę mógł albo ich ściągnąć, albo przejść pod bazę i was osłaniać jak trzeba” rzucił.
Miał nadzieję, ze ta dwójka będzie skakać od osłony do osłony, redukując ilość przyjętych pocisków... i dając Zarkanowi dodatkowy czas na zajęcie pozycji i eksterminację przeciwników.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
nieznana planeta Unii Salariańskiej
Wszyscy
Ethas, Storm, Ray'quael
Wszyscy poderwali głowy, gdy z niskim buczeniem i wielką prędkością salariański lądownik wynurzył się znad linii drzew i zwolnił na najwyżej stumetrowym odcinku, zatrzymując się nad zakamuflowaną placówką. Zarkan w tym czasie pospieszył pod nią, sprintem, na szybko próbując określić ścieżkę działania. Był dobry w zmianie pozycji niewidocznie, na kilkusetmetrowe dystanse, jak snajper powinien, to jednak była zupełnie inna rzecz. W tej samej chwili w stronę Sary i Storm ruszyli pędem z pochylonymi głowami Magnus i Lukas, ten ostatni skupił się ostatni raz na wirtualnym interfejsie, widząc, że drona właśnie zatacza łuk i przelatuje za napastników, by zmusić ich do reakcji. Ładunek kriogeniczny nie odniósł jednak rezultatu, wrogowie mieli dość czasu i dostateczny dystans by wykorzystać teren jako osłonę i uniknąć bezpośredniego trafienia nakierowanym pociskiem.
Równocześnie rampa lądownika opadła jak odstrzelona i Ria wyskoczyła na zewnątrz z wzniesionymi do skondensowania biotycznej bariery rękoma. Tuż za nią wystąpił z lądownika Lash, omal nie zgłębiając lekkiej blachy stanowiącej dach placówki. Obydwoje zapadli się powyżej kolan w gęstą roślinność imitującą korony drzew i stanowiącą ukrycie bazy, utrudniającą ruch i nie zapewniającą żadnej osłony. Ria z trudem mogła w ogóle chodzić w tak grząskim terenie. Natychmiast w kilku punktach rozeszły się fale jak od pędu rozchodzącego się o barierę powietrza, podążającego za zatrzymanymi pociskami. Nie było ich zbyt wiele, może jeden syntetyk do nich strzelał. Z krawędzi mieli niekoniecznie dokładny widok, widzieli jednak własnych towarzyszy w dole oraz roboty salarian - dwa po prawej, właśnie wybiegające z osłony tuż koło turianina i człowieka, oraz pięć z lewej - jeden oddalony znacznie, strzelający do jakieś przelatującego obok obiektu drony chyba, jeden strzelający do nich bez efektu i wreszcie trzy, które prowadząc ogień do wybiegającego z oddalonej, niżej położonej pozycji innego turianina. Same zaś zbliżały się do miejsca, gdzie widać było chyba dwa ciała - drella i człowieka - i jeszcze jednego człowieka, kobietę, w lekkim pancerzu lub bez zbroi, skrytą za skałą. Ria wiedziała, że to Sara, mogła też sobie wyobrazić co się stanie, gdy syntetyki przestąpią skałę z automatami i w bezpośrednim dystansie dopadną do strzelca wyborowego...
Za nimi wyskoczyli z lądownika Sildon i porucznik Hollis, natychmiast dostrzegając rannych. Człowiek wskazał ich medykowi dla pewności i ruszył, przedzierając się przez roślinność w stronę krawędzi, niepomny na obecność syntetyków. Gdy tylko oddalił się może na krok od salarianina, ten usłyszał świst powietrza tuż obok i terkot poniżej i nieomal spanikował, gdy jego tarcza została w tym momencie przeładowana...
Sara również była świadoma zbliżających się napastników - słyszała ich dość wyraźnie mimo strzelaniny, obijające się o skałę obute stopy, a jeśli je słyszała, musieli być naprawdę, naprawdę blisko. Leżąca nieco przed nią Storm miała już podbródek cały we krwi i wierzgała z zaciśniętymi z bólu zębami, próbując się obrócić w stronę wroga, ale nie była w stanie z powodu ciężkich ran. Ethas zupełnie się nie ruszał, nie dało się określić czy stracił przytomność... czy jeszcze żył. Jedne z syntetyków chyba się gdzieś zatrzymał, skupiając na ostrzale kogoś innego... Nie zmieniało to faktu, że dwóch z automatami za chwilę się wyłoni, ona miała przestrzelony bark i z pewnością jej broń długa nie nadawała się do takiej konfrontacji...
Zarkan niemal wpadł na wycofujących się Magnusa i Lukasa i z pewną dozą radości mógł skontastować, że chyba nie odnieśli ran. Wrogowie strzelali za nim dostatecznie intensywnie by się nie zatrzymywał, jego tarcza została przeładowana, najwyraźniej biotyk i technik nie doczekali się podobnej atencji jak on sam. Lukasa charakterystyczny dźwięk omninarzędzia poinformował o usunięciu przeciwnika, wątpił jednak, by drona zdążyła przed końcem walki się jeszcze przydać, choć oczywiście zaczęła cofać się w ich stronę by wyeliminować więcej wrogów.
Dziesięć metrów prawej strony z drobnej depresji wyłoniły się dwa syntetyki...
Wszyscy
Ethas, Storm, Ray'quael
Wszyscy poderwali głowy, gdy z niskim buczeniem i wielką prędkością salariański lądownik wynurzył się znad linii drzew i zwolnił na najwyżej stumetrowym odcinku, zatrzymując się nad zakamuflowaną placówką. Zarkan w tym czasie pospieszył pod nią, sprintem, na szybko próbując określić ścieżkę działania. Był dobry w zmianie pozycji niewidocznie, na kilkusetmetrowe dystanse, jak snajper powinien, to jednak była zupełnie inna rzecz. W tej samej chwili w stronę Sary i Storm ruszyli pędem z pochylonymi głowami Magnus i Lukas, ten ostatni skupił się ostatni raz na wirtualnym interfejsie, widząc, że drona właśnie zatacza łuk i przelatuje za napastników, by zmusić ich do reakcji. Ładunek kriogeniczny nie odniósł jednak rezultatu, wrogowie mieli dość czasu i dostateczny dystans by wykorzystać teren jako osłonę i uniknąć bezpośredniego trafienia nakierowanym pociskiem.
Równocześnie rampa lądownika opadła jak odstrzelona i Ria wyskoczyła na zewnątrz z wzniesionymi do skondensowania biotycznej bariery rękoma. Tuż za nią wystąpił z lądownika Lash, omal nie zgłębiając lekkiej blachy stanowiącej dach placówki. Obydwoje zapadli się powyżej kolan w gęstą roślinność imitującą korony drzew i stanowiącą ukrycie bazy, utrudniającą ruch i nie zapewniającą żadnej osłony. Ria z trudem mogła w ogóle chodzić w tak grząskim terenie. Natychmiast w kilku punktach rozeszły się fale jak od pędu rozchodzącego się o barierę powietrza, podążającego za zatrzymanymi pociskami. Nie było ich zbyt wiele, może jeden syntetyk do nich strzelał. Z krawędzi mieli niekoniecznie dokładny widok, widzieli jednak własnych towarzyszy w dole oraz roboty salarian - dwa po prawej, właśnie wybiegające z osłony tuż koło turianina i człowieka, oraz pięć z lewej - jeden oddalony znacznie, strzelający do jakieś przelatującego obok obiektu drony chyba, jeden strzelający do nich bez efektu i wreszcie trzy, które prowadząc ogień do wybiegającego z oddalonej, niżej położonej pozycji innego turianina. Same zaś zbliżały się do miejsca, gdzie widać było chyba dwa ciała - drella i człowieka - i jeszcze jednego człowieka, kobietę, w lekkim pancerzu lub bez zbroi, skrytą za skałą. Ria wiedziała, że to Sara, mogła też sobie wyobrazić co się stanie, gdy syntetyki przestąpią skałę z automatami i w bezpośrednim dystansie dopadną do strzelca wyborowego...
Za nimi wyskoczyli z lądownika Sildon i porucznik Hollis, natychmiast dostrzegając rannych. Człowiek wskazał ich medykowi dla pewności i ruszył, przedzierając się przez roślinność w stronę krawędzi, niepomny na obecność syntetyków. Gdy tylko oddalił się może na krok od salarianina, ten usłyszał świst powietrza tuż obok i terkot poniżej i nieomal spanikował, gdy jego tarcza została w tym momencie przeładowana...
Sara również była świadoma zbliżających się napastników - słyszała ich dość wyraźnie mimo strzelaniny, obijające się o skałę obute stopy, a jeśli je słyszała, musieli być naprawdę, naprawdę blisko. Leżąca nieco przed nią Storm miała już podbródek cały we krwi i wierzgała z zaciśniętymi z bólu zębami, próbując się obrócić w stronę wroga, ale nie była w stanie z powodu ciężkich ran. Ethas zupełnie się nie ruszał, nie dało się określić czy stracił przytomność... czy jeszcze żył. Jedne z syntetyków chyba się gdzieś zatrzymał, skupiając na ostrzale kogoś innego... Nie zmieniało to faktu, że dwóch z automatami za chwilę się wyłoni, ona miała przestrzelony bark i z pewnością jej broń długa nie nadawała się do takiej konfrontacji...
Zarkan niemal wpadł na wycofujących się Magnusa i Lukasa i z pewną dozą radości mógł skontastować, że chyba nie odnieśli ran. Wrogowie strzelali za nim dostatecznie intensywnie by się nie zatrzymywał, jego tarcza została przeładowana, najwyraźniej biotyk i technik nie doczekali się podobnej atencji jak on sam. Lukasa charakterystyczny dźwięk omninarzędzia poinformował o usunięciu przeciwnika, wątpił jednak, by drona zdążyła przed końcem walki się jeszcze przydać, choć oczywiście zaczęła cofać się w ich stronę by wyeliminować więcej wrogów.
Dziesięć metrów prawej strony z drobnej depresji wyłoniły się dwa syntetyki...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Urdnot, Nasurn, Zarkan, Magnus, Ria, Sara
- Sildon! Zobacz czy są cali, zleź tam najlepiej! - Kroganin pokrzykiwał chcąc być dobrze słyszalnym poprzez irytujące brzdęki pocisków obijających się o ich bariery ochronne.
- Chuda, może też tam im jakoś pomóż, albo ich zaczaruj... - Nie wiedział w czym mogła pomóc reszcie ekipy Asari, pewnie wykonywaniem swoich Asaristycznych sztuczek, tak czy siak, gdyby pobiegła przodem, zwiększyłaby się szansa, że on sam nie zgarnie strzału między oczy. Lash podszedł do krawędzi dachu i rozejrzał się orientacyjnie. Chwilę później celownik jego rakietnicy był już wycelowany w dobrze widoczną piątkę syntetyków, a dokładnie w okolicę trojga z nich, którzy zbliżali się do pozycji snajpera, oraz rannych. Oczywiście przycelował dokładnie, tak by pocisk nie trafił przypadkiem w glebę nie po tej stronie skały za którą chowali się jego sojusznicy, celował wręcz tak by eksplozja nastąpiła za plecami syntetyków. Wykombinował to sobie tak, że jeśli wybuch ich nie rozerwie, lub nie stopi, to podmuch rzuci ich dodatkowo na ową skałkę i tam rozbiją się na kawałki.
- Leci! - Krzyknął ostrzegawczo po czym nacisnął spust i z zaciekawieniem obserwował jakie spustoszenie wywoła wystrzelona rakieta. Miał nadzieję, że nikt z sojuszników nie oberwie odłamkiem. Na wszelki wypadek, ładował już drugi pocisk na poprawkę i przyklęknął by uniknąć wrogich pocisków.
- Tarcza! - z gardła salarianina wydobyło się szybko słowo, które wyzwoliło jedną z funkcji omniklucza.
Energetyczny dysk wystrzelił z urządzenia i niczym pawęż osłaniał medyka przed pociskami, kiedy ten zaczął przedzierać się przez kamuflaż na krawędź dachu, a potem do rannych. Kiedy był już na twardym gruncie, wzniósł pistolet i ruszył biegiem, osłaniając się tarczą i próbując krótkimi seriami destrukcyjnych pocisków ściągnąć któregoś z zagrażających rannym syntetyków.
Zarkan burknął coś i rzucił się za najbliższą osłonę oddając po drodze parę strzałów z pistoletu.
“Co tak długo wam zajęło dotarcie tutaj? Ominęła was główna część imprezy!” rzucił do spóźnialskich, przeładowując. Nie było sensu lecieć dalej wcześniej obraną trasą, skoro wsparcie zdjęło lub zdejmie z rakietnicy piątkę, na którą należało uważać... zostali tylko ci dwaj tutaj i cieć wewnątrz. Teraz w każdym razie trzeba było wyeliminować gości idących w stronę Sary i Storm i Zarkan przystąpił właśnie do tego.
Magnus ograniczył się do postawienia stosunkowo lekkiej, ale otaczającej jego oraz pobliskich towarzyszy biotycznej osłony. Skoro przybyły posiłki to on mógł przydać się do czegoś innego niż miotania puszkami na lewo i prawo, do tego pozostawała kwestia pogarszającego się stanu rannej. Jego wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się w postaci sporego klocka miotającego rakietami którym okazał się kroganin. Cóż, ciężki sprzęt zawsze się przyda. Widząc lot rakiety Mag spiął się lekko wkładając więcej wysiłku w osłonę od strony z którego mogły nadlecieć ewentualne odłamki skalne. Bycie zabitym przez robota, to jedno. Śmierć z rąk sojusznika to coś zupełnie innego...
Ria nie była pocieszona koniecznością poruszania się po tej gęstej roślinności, która w niczym nie przypominała wypielęgnowanych i pięknie utrzymanych ogrodów należących do jej rodziny. Asari miała ochotę zacząć wyrywać biotycznie nieposłuszne zielsko, jednak aktualna sytuacja nie sprzyjała zajęciu się ogrodnictwem agresywnym, nawet powodowanym zwykłą irytacją.
Uwagę Rii przyciągnęła Storm, która mogła w niedługim czasie zapoznać się bliżej z syntetykami. Musiała dostać się na dół, aby móc pomóc kobiecie.
Odległość do ziemi była znaczna, ale nie stanowiła problemu dla biotyka. Problem za to stanowiły znajdujące się na dole syntetyki. Ria potrzebowała spowolnić swój lot w dół, a jednocześnie nałożyć na siebie barierę. Sądziła, że dzięki swojej zdolności będzie w stanie w razie potrzeby ustawić na sobie prowizoryczną, personalną barierę, której włączenie było praktycznie instynktowne. Wybrała punkt wydający się być w miarę bezpieczny, jak i nie będący szczególnie oddalony od Sara. Mimo tego przydałoby się jakieś zamieszanie...
Wtedy Lash wystrzelił.
Ria zeskoczyła w dół, spowalniając upadek biotyką, jednocześnie starając się dotrzeć na dół jak najszybciej, mogąc liczyć na to, że albo żaden z biotyków nie postanowi jej obrać na cel, albo zdoła zadziałać jej bariera.
Kiedy tylko by kontrolowany upadek nie był potrzebny miała zamiar nałożyć na siebie mocniejszą barierę i ruszyć w stronę Sary, której taki luksus niedługo mógł się przydać... jak i sama biotyczna siła, chociaż wyglądało na to, że po drodze będzie musiała wspomóc dwóch Turian i człowieka, a o ile Magnus nie postanowi szybciej sprawić, aby syntetyki latały. Ria wolała nie ryzykować dłuższego zatrzymania.
Sara zdawała sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia, którym koniecznie trzeba się było zająć. Jednocześnie miała obok siebie panikującą ranną, którą też warto było się zająć.
- Przybyła pomoc, wytrzymaj jeszcze trochę! - wrzasnęła do rannej Storm, nie chcąc aby ta ją nadal rozpraszała.
Jednocześnie odłożyła snajperkę i złapała za granaty. Była w tej samej sytuacji, co jej towarzysze wcześniej i wiedziała dokładnie co robić. Nikt nie podał jej przez radio gdzie są przeciwnicy, więc musiała rzucać na ślepo. Zasięg rażenia granatów, wynosił około pięciu metrów, więc na rzucała je na dokładnie taką odległość. Skała powinna ją ochronić, a im bliżej centrum wybuchu znajdą się wrogie maszyny, tym lepiej. Rzuciła najpierw trzy granaty, mniej więcej na całej linii, oczywiście nie unosząc ręki wyżej niż to było bezpieczne. Zaraz potem posłała jeszcze dwa granaty, na odległość około dziewięciu metrów, tak na wszelki wypadek.
- Cukierki - mruknęła do siebie cicho.
- Sildon! Zobacz czy są cali, zleź tam najlepiej! - Kroganin pokrzykiwał chcąc być dobrze słyszalnym poprzez irytujące brzdęki pocisków obijających się o ich bariery ochronne.
- Chuda, może też tam im jakoś pomóż, albo ich zaczaruj... - Nie wiedział w czym mogła pomóc reszcie ekipy Asari, pewnie wykonywaniem swoich Asaristycznych sztuczek, tak czy siak, gdyby pobiegła przodem, zwiększyłaby się szansa, że on sam nie zgarnie strzału między oczy. Lash podszedł do krawędzi dachu i rozejrzał się orientacyjnie. Chwilę później celownik jego rakietnicy był już wycelowany w dobrze widoczną piątkę syntetyków, a dokładnie w okolicę trojga z nich, którzy zbliżali się do pozycji snajpera, oraz rannych. Oczywiście przycelował dokładnie, tak by pocisk nie trafił przypadkiem w glebę nie po tej stronie skały za którą chowali się jego sojusznicy, celował wręcz tak by eksplozja nastąpiła za plecami syntetyków. Wykombinował to sobie tak, że jeśli wybuch ich nie rozerwie, lub nie stopi, to podmuch rzuci ich dodatkowo na ową skałkę i tam rozbiją się na kawałki.
- Leci! - Krzyknął ostrzegawczo po czym nacisnął spust i z zaciekawieniem obserwował jakie spustoszenie wywoła wystrzelona rakieta. Miał nadzieję, że nikt z sojuszników nie oberwie odłamkiem. Na wszelki wypadek, ładował już drugi pocisk na poprawkę i przyklęknął by uniknąć wrogich pocisków.
- Tarcza! - z gardła salarianina wydobyło się szybko słowo, które wyzwoliło jedną z funkcji omniklucza.
Energetyczny dysk wystrzelił z urządzenia i niczym pawęż osłaniał medyka przed pociskami, kiedy ten zaczął przedzierać się przez kamuflaż na krawędź dachu, a potem do rannych. Kiedy był już na twardym gruncie, wzniósł pistolet i ruszył biegiem, osłaniając się tarczą i próbując krótkimi seriami destrukcyjnych pocisków ściągnąć któregoś z zagrażających rannym syntetyków.
Zarkan burknął coś i rzucił się za najbliższą osłonę oddając po drodze parę strzałów z pistoletu.
“Co tak długo wam zajęło dotarcie tutaj? Ominęła was główna część imprezy!” rzucił do spóźnialskich, przeładowując. Nie było sensu lecieć dalej wcześniej obraną trasą, skoro wsparcie zdjęło lub zdejmie z rakietnicy piątkę, na którą należało uważać... zostali tylko ci dwaj tutaj i cieć wewnątrz. Teraz w każdym razie trzeba było wyeliminować gości idących w stronę Sary i Storm i Zarkan przystąpił właśnie do tego.
Magnus ograniczył się do postawienia stosunkowo lekkiej, ale otaczającej jego oraz pobliskich towarzyszy biotycznej osłony. Skoro przybyły posiłki to on mógł przydać się do czegoś innego niż miotania puszkami na lewo i prawo, do tego pozostawała kwestia pogarszającego się stanu rannej. Jego wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się w postaci sporego klocka miotającego rakietami którym okazał się kroganin. Cóż, ciężki sprzęt zawsze się przyda. Widząc lot rakiety Mag spiął się lekko wkładając więcej wysiłku w osłonę od strony z którego mogły nadlecieć ewentualne odłamki skalne. Bycie zabitym przez robota, to jedno. Śmierć z rąk sojusznika to coś zupełnie innego...
Ria nie była pocieszona koniecznością poruszania się po tej gęstej roślinności, która w niczym nie przypominała wypielęgnowanych i pięknie utrzymanych ogrodów należących do jej rodziny. Asari miała ochotę zacząć wyrywać biotycznie nieposłuszne zielsko, jednak aktualna sytuacja nie sprzyjała zajęciu się ogrodnictwem agresywnym, nawet powodowanym zwykłą irytacją.
Uwagę Rii przyciągnęła Storm, która mogła w niedługim czasie zapoznać się bliżej z syntetykami. Musiała dostać się na dół, aby móc pomóc kobiecie.
Odległość do ziemi była znaczna, ale nie stanowiła problemu dla biotyka. Problem za to stanowiły znajdujące się na dole syntetyki. Ria potrzebowała spowolnić swój lot w dół, a jednocześnie nałożyć na siebie barierę. Sądziła, że dzięki swojej zdolności będzie w stanie w razie potrzeby ustawić na sobie prowizoryczną, personalną barierę, której włączenie było praktycznie instynktowne. Wybrała punkt wydający się być w miarę bezpieczny, jak i nie będący szczególnie oddalony od Sara. Mimo tego przydałoby się jakieś zamieszanie...
Wtedy Lash wystrzelił.
Ria zeskoczyła w dół, spowalniając upadek biotyką, jednocześnie starając się dotrzeć na dół jak najszybciej, mogąc liczyć na to, że albo żaden z biotyków nie postanowi jej obrać na cel, albo zdoła zadziałać jej bariera.
Kiedy tylko by kontrolowany upadek nie był potrzebny miała zamiar nałożyć na siebie mocniejszą barierę i ruszyć w stronę Sary, której taki luksus niedługo mógł się przydać... jak i sama biotyczna siła, chociaż wyglądało na to, że po drodze będzie musiała wspomóc dwóch Turian i człowieka, a o ile Magnus nie postanowi szybciej sprawić, aby syntetyki latały. Ria wolała nie ryzykować dłuższego zatrzymania.
Sara zdawała sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia, którym koniecznie trzeba się było zająć. Jednocześnie miała obok siebie panikującą ranną, którą też warto było się zająć.
- Przybyła pomoc, wytrzymaj jeszcze trochę! - wrzasnęła do rannej Storm, nie chcąc aby ta ją nadal rozpraszała.
Jednocześnie odłożyła snajperkę i złapała za granaty. Była w tej samej sytuacji, co jej towarzysze wcześniej i wiedziała dokładnie co robić. Nikt nie podał jej przez radio gdzie są przeciwnicy, więc musiała rzucać na ślepo. Zasięg rażenia granatów, wynosił około pięciu metrów, więc na rzucała je na dokładnie taką odległość. Skała powinna ją ochronić, a im bliżej centrum wybuchu znajdą się wrogie maszyny, tym lepiej. Rzuciła najpierw trzy granaty, mniej więcej na całej linii, oczywiście nie unosząc ręki wyżej niż to było bezpieczne. Zaraz potem posłała jeszcze dwa granaty, na odległość około dziewięciu metrów, tak na wszelki wypadek.
- Cukierki - mruknęła do siebie cicho.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Huk eksplozji oznajmił koniec starcia.
Wszystkie spojrzenia ściągnął błysk i huk, gdy nienaprowadzana rakieta rozwijając poskręcaną smugę dymu pomknęła z dachu w okolice Sary, gdzie grupą biegły trzy syntetyki. Efekt nie był do końca znany, bowiem w jeden zlały się aż cztery wybuchy.
Skorpion, jak każdy osaczony snajper, użyła broni krytycznej i ograniczonej w liczbie. Wyrzuciła w różnych kierunkach trzy granaty, jedne po drugim po aktywowaniu ich pojedynczym przyciskiem. Kolejnych dwóch nie zdołała - siła uderzeniowa eksplozji z rakietnicy sprawiła, że skała za którą leżały ona i Storm zadrżała, tryskając kamienistymi drobinkami, rozcinającymi skórę.
Ale żyły.
To samo mogli powiedzieć Magnus, Zarkan i Lukas. Refleks tego pierwszego sprawił, że odłamki ich nie dosięgły, także fakt, że natychmiast trzej mężczyźni przypadli do najbliższej osłony poprawił ich szanse. Również syntetyki chyba nie odniosły obrażeń, ale w dość zaskakującym przebiegu wydarzeń wyrzuciły zza osłony widoczną broń, unosząc powoli ręce. Później miało się okazać, że od razu po takim sygnale poddania się zostały dezaktywowane.
W momencie eksplozji dwaj medycy i Ria dopiero zeskoczyli z krawędzi dachu i pozostali na ziemi po wybuchu. Gdy się podnosili, mogli przeżyć chwilę grozy - coś dużego spadło obok nich i gdy spojrzeli w górę, z okna wychylał się do nich jeden z syntetyków. Jednak obok niego zmaterializował się Ray, pokazując ręką, że wszystko gra. Skafander quarianina był osmalony, prawa ręka zwisała nieruchomo i wyraźnie został naszpikowany odłamkami. Padł lub usiadł z wysiłkiem wewnątrz placówki, czekając na pomoc medyków - choć był przytomny, jasnym było, że jego życie na obecną chwilę jest najbardziej zagrożone.
Pozostało zebrać rannych i zabrać ich do lądownika. Pilot nie mógł posadzić uskrzydlonej maszyny nigdzie w pobliżu poza płaskim dachem - nie na zboczu. Pod kierownictwem Hollisa, biotycy zdobyć się musieli na jeszcze jeden wysiłek i pomóc we wniesieniu najciężej rannych na dach, już z roślinności oczyszczany przez resztę oddziału.
Zarówno Storm jak i Ray stracili wkrótce przytomność, jedno wielokrotnie postrzelone, drugie będące ofiarą ładunku wybuchowego - krótkie dochodzenie wykazało, że zwiadowca w rzeczy samej wpadł na minę... i jakimś cudem zdołał dostać się do środka i wyeliminować ostatniego syntetyka. Umierał jednak, podczas gdy stan żołnierki Przymierza ustabilizował się po aplikacji medi-żelu, ku zdumieniu porucznika. Ethas jak i wniesiony już na pokład Koris byli w stanie krytycznym i wymagali pomocy w równym stopniu, co quarianin. Z lżej rannych Sara została postrzelona w bark, a Magnus w ramię - ich życiu a nawet sprawności nie groziło nic. Dane im było przejść przez gorsze rzeczy...
Wrażenia pożegnalne to duszne, wilgotne powietrze, przepocenie ciała pod pancerzem, zmęczenie długotrwałym marszem na które nałożył się zastrzyk adrenaliny - krótki, acz bardzo intensywny wysiłek po długotrwałym, bardziej jednorodnym. Ciemniejące niebo nad dżunglą. Fragment skały o wyżłobieniach po kulach i eksplozjach. Poskręcane metalowe ciała syntetyków. Donośniejsza niż przed otwarciem ognia cisza, jak gdyby pogłębiona agresywną wymianą ognia.
Kiedy wszyscy członkowie grupy znaleźli się w lądowniku, ruszyli z powrotem w górę, w stronę Un'Ikre. Zwyciężyli w tej symulacji, a jednak...
Co gdy wróg nie będzie chciał ich testować, tylko zabić?
* * *
- Perfekcyjny wynik! Byłem pewien, że ktoś nie dotrwa, a jednak, wprawdzie przez ingerencję porucznika, tym niemniej, brak zgonów! - ekscytował się Neltare. Jednooki Salarianin był pod szczerym wrażeniem. Wezwał do siebie wszystkich, którzy nie odnieśli ran. Na szczęście człowieka Azjaty tu nie było, bo podczas lotu w każdej chwili nie spędzonej na tamowaniu krwawienia, szykowaniu okładu na poparzenie lub analizowania, co się stało danej osobie jego twarz oddawała wściekłość typową dla żołnierza przeświadczonego o zbędnym szafowaniu życiami towarzyszy broni. Część obecnych mogła go zrozumieć, część nie. Teraz Hollis wraz z doktor Tairn zajęty był ratowaniem życia czwórki najciężej rannych - Sara i Magnus musieli tymczasowo zadowolić się prostymi opatrunkami.
- Podsumowując, wpadliście w zasadzkę trzykrotnie liczebniejszego wroga i rozbiliście cały opór bez strat własnych! Nie mogę narzekać na waszą metodologię w takim przypadku. Poznaliście już też spóźnialskich... niech to będzie nauczką o strategicznym znaczeniu rezerwy.
- A jeśli ja mogłabym zasugerować... - wtrąciła się matriarchini Fal'xeris, jej twarz wciąż przyozdabiał ciepły uśmiech - Musicie popracować nad precyzyjnym planowaniem... różnymi scenariuszami wydarzeń. No i nie wybraliście sobie sami dowódcy, choć może to założenie na wyrost, profesorze?
- Bzdura. Poradzili sobie doskonale. Teraz przynajmniej mają podstawy by kogoś spośród siebie wybrać. Nasz wybór to i tak oddzielna sprawa. - zamrugał okiem profesor. - Tak czy siak mam dobre wieści. Wasze prawdziwe zadanie może nastąpić w każdej chwili. Mentalnie macie być gotowi na wszystko, więc pozwólcie że tylko wspomnę... nasz informator stwierdził, że pewna wymiana może nastąpić najdalej w ciągu tygodnia, więc tyle czasu najwięcej macie. Spróbujcie dojść do siebie, odwiedźcie rannych, którzy raczej nie wezmą udziału... okręt jako plac treningowy jest dla was.
- Wypada jeszcze wspomnieć... dozbrójcie się lepiej na następny raz, przygotujcie sprzęt już teraz, omówcie metodologię działań. - przestrzegła asari - Będziecie działać jak Widma... w terenie miejskim, pośród cywili. Ponieważ jednak Widmami nie jesteście Musicie działać dość precyzyjnie i nie możecie dać się złapać służbom porządkowym...
- Informacjewywiadowczebędą na was czekać, skompilowane i zebrane w wygodnej formie. To znaczy te, które ostrożną informacją zbierze wywiad wojskowy. - uśmiechnął się Neltare. - Jeżeli macie jakieś pytania, jesteśmy cały czas do waszej dyspozycji. Jeżeli nie, spocznij i to byłoby na tyle, żołnierze. Trzymajcie formę, wkrótce będzie znacznie ciężej...
Wszystkie spojrzenia ściągnął błysk i huk, gdy nienaprowadzana rakieta rozwijając poskręcaną smugę dymu pomknęła z dachu w okolice Sary, gdzie grupą biegły trzy syntetyki. Efekt nie był do końca znany, bowiem w jeden zlały się aż cztery wybuchy.
Skorpion, jak każdy osaczony snajper, użyła broni krytycznej i ograniczonej w liczbie. Wyrzuciła w różnych kierunkach trzy granaty, jedne po drugim po aktywowaniu ich pojedynczym przyciskiem. Kolejnych dwóch nie zdołała - siła uderzeniowa eksplozji z rakietnicy sprawiła, że skała za którą leżały ona i Storm zadrżała, tryskając kamienistymi drobinkami, rozcinającymi skórę.
Ale żyły.
To samo mogli powiedzieć Magnus, Zarkan i Lukas. Refleks tego pierwszego sprawił, że odłamki ich nie dosięgły, także fakt, że natychmiast trzej mężczyźni przypadli do najbliższej osłony poprawił ich szanse. Również syntetyki chyba nie odniosły obrażeń, ale w dość zaskakującym przebiegu wydarzeń wyrzuciły zza osłony widoczną broń, unosząc powoli ręce. Później miało się okazać, że od razu po takim sygnale poddania się zostały dezaktywowane.
W momencie eksplozji dwaj medycy i Ria dopiero zeskoczyli z krawędzi dachu i pozostali na ziemi po wybuchu. Gdy się podnosili, mogli przeżyć chwilę grozy - coś dużego spadło obok nich i gdy spojrzeli w górę, z okna wychylał się do nich jeden z syntetyków. Jednak obok niego zmaterializował się Ray, pokazując ręką, że wszystko gra. Skafander quarianina był osmalony, prawa ręka zwisała nieruchomo i wyraźnie został naszpikowany odłamkami. Padł lub usiadł z wysiłkiem wewnątrz placówki, czekając na pomoc medyków - choć był przytomny, jasnym było, że jego życie na obecną chwilę jest najbardziej zagrożone.
Pozostało zebrać rannych i zabrać ich do lądownika. Pilot nie mógł posadzić uskrzydlonej maszyny nigdzie w pobliżu poza płaskim dachem - nie na zboczu. Pod kierownictwem Hollisa, biotycy zdobyć się musieli na jeszcze jeden wysiłek i pomóc we wniesieniu najciężej rannych na dach, już z roślinności oczyszczany przez resztę oddziału.
Zarówno Storm jak i Ray stracili wkrótce przytomność, jedno wielokrotnie postrzelone, drugie będące ofiarą ładunku wybuchowego - krótkie dochodzenie wykazało, że zwiadowca w rzeczy samej wpadł na minę... i jakimś cudem zdołał dostać się do środka i wyeliminować ostatniego syntetyka. Umierał jednak, podczas gdy stan żołnierki Przymierza ustabilizował się po aplikacji medi-żelu, ku zdumieniu porucznika. Ethas jak i wniesiony już na pokład Koris byli w stanie krytycznym i wymagali pomocy w równym stopniu, co quarianin. Z lżej rannych Sara została postrzelona w bark, a Magnus w ramię - ich życiu a nawet sprawności nie groziło nic. Dane im było przejść przez gorsze rzeczy...
Wrażenia pożegnalne to duszne, wilgotne powietrze, przepocenie ciała pod pancerzem, zmęczenie długotrwałym marszem na które nałożył się zastrzyk adrenaliny - krótki, acz bardzo intensywny wysiłek po długotrwałym, bardziej jednorodnym. Ciemniejące niebo nad dżunglą. Fragment skały o wyżłobieniach po kulach i eksplozjach. Poskręcane metalowe ciała syntetyków. Donośniejsza niż przed otwarciem ognia cisza, jak gdyby pogłębiona agresywną wymianą ognia.
Kiedy wszyscy członkowie grupy znaleźli się w lądowniku, ruszyli z powrotem w górę, w stronę Un'Ikre. Zwyciężyli w tej symulacji, a jednak...
Co gdy wróg nie będzie chciał ich testować, tylko zabić?
* * *
- Perfekcyjny wynik! Byłem pewien, że ktoś nie dotrwa, a jednak, wprawdzie przez ingerencję porucznika, tym niemniej, brak zgonów! - ekscytował się Neltare. Jednooki Salarianin był pod szczerym wrażeniem. Wezwał do siebie wszystkich, którzy nie odnieśli ran. Na szczęście człowieka Azjaty tu nie było, bo podczas lotu w każdej chwili nie spędzonej na tamowaniu krwawienia, szykowaniu okładu na poparzenie lub analizowania, co się stało danej osobie jego twarz oddawała wściekłość typową dla żołnierza przeświadczonego o zbędnym szafowaniu życiami towarzyszy broni. Część obecnych mogła go zrozumieć, część nie. Teraz Hollis wraz z doktor Tairn zajęty był ratowaniem życia czwórki najciężej rannych - Sara i Magnus musieli tymczasowo zadowolić się prostymi opatrunkami.
- Podsumowując, wpadliście w zasadzkę trzykrotnie liczebniejszego wroga i rozbiliście cały opór bez strat własnych! Nie mogę narzekać na waszą metodologię w takim przypadku. Poznaliście już też spóźnialskich... niech to będzie nauczką o strategicznym znaczeniu rezerwy.
- A jeśli ja mogłabym zasugerować... - wtrąciła się matriarchini Fal'xeris, jej twarz wciąż przyozdabiał ciepły uśmiech - Musicie popracować nad precyzyjnym planowaniem... różnymi scenariuszami wydarzeń. No i nie wybraliście sobie sami dowódcy, choć może to założenie na wyrost, profesorze?
- Bzdura. Poradzili sobie doskonale. Teraz przynajmniej mają podstawy by kogoś spośród siebie wybrać. Nasz wybór to i tak oddzielna sprawa. - zamrugał okiem profesor. - Tak czy siak mam dobre wieści. Wasze prawdziwe zadanie może nastąpić w każdej chwili. Mentalnie macie być gotowi na wszystko, więc pozwólcie że tylko wspomnę... nasz informator stwierdził, że pewna wymiana może nastąpić najdalej w ciągu tygodnia, więc tyle czasu najwięcej macie. Spróbujcie dojść do siebie, odwiedźcie rannych, którzy raczej nie wezmą udziału... okręt jako plac treningowy jest dla was.
- Wypada jeszcze wspomnieć... dozbrójcie się lepiej na następny raz, przygotujcie sprzęt już teraz, omówcie metodologię działań. - przestrzegła asari - Będziecie działać jak Widma... w terenie miejskim, pośród cywili. Ponieważ jednak Widmami nie jesteście Musicie działać dość precyzyjnie i nie możecie dać się złapać służbom porządkowym...
- Informacjewywiadowczebędą na was czekać, skompilowane i zebrane w wygodnej formie. To znaczy te, które ostrożną informacją zbierze wywiad wojskowy. - uśmiechnął się Neltare. - Jeżeli macie jakieś pytania, jesteśmy cały czas do waszej dyspozycji. Jeżeli nie, spocznij i to byłoby na tyle, żołnierze. Trzymajcie formę, wkrótce będzie znacznie ciężej...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Sara Thorne
Sara była mocno zaskoczona siłą z jaką wybuchnęły jej granaty. Naprawdę nie powinny być tak silne... czy mogły się od czegoś odbić i upaść bliżej niż myślała? Na trasie ich lotu nie było niczego, więc musiało stać się coś innego. Eksplozja wtórna lub ktoś czymś walnął.
Na kobietę posypało się kilka odłamków kamieni. Nie leciały one na tyle szybko, aby osłony je zatrzymały, więc i nie na tyle szybko, aby wyrządzić jej poważniejszą krzywdę, czy choćby poważnie rozciąć skórę... aczkolwiek należało się liczyć z paroma zadrapaniami i małymi siniakami od uderzeń.
Szybki skan wykazał, że droga jest chwilowo wolna. Musieli się stamtąd zbierać, więc nie tracąc czasu Sara odłożyła broń na plecy i zdrową ręką złapała ranną Storm pod pachą, a następnie zaczęła ciągnąć ją w stronę lądownika.
Po kilkunastu przebytych metrach, okazało się, że sytuacja została opanowana, a syntetyki się poddały. Miła niespodzianka, choć tym samym okazało się, że to wszystko była jednak symulacja. Symulacja podczas której mogli zginąć lub zostać trwale uszkodzonymi... a być może niektórych to właśnie spotkało.
Podczas lotu powrotnego, Sara zastanawiała się kogo będzie musiała zabić, za zorganizowanie takiego rodzaju treningu... symulacji, sprawdzianu, czy co to u licha miało być. Nie lepiej było już wysłać ich na prawdziwą misję i ocenić? Marnowali się tam. Ryzykowali na próżno, została raniona na próżno, niektórzy oberwali znacznie gorzej od niej i oczywiście też na próżno. Każde z nich było doświadczonym żołnierzem, nie byli uczniakami, którzy potrzebowali takich lekcji.
Ale przynajmniej było już po wszystkim... i może pozna odpowiedzi na pewne, nurtujące ją pytania.
Sara była mocno zaskoczona siłą z jaką wybuchnęły jej granaty. Naprawdę nie powinny być tak silne... czy mogły się od czegoś odbić i upaść bliżej niż myślała? Na trasie ich lotu nie było niczego, więc musiało stać się coś innego. Eksplozja wtórna lub ktoś czymś walnął.
Na kobietę posypało się kilka odłamków kamieni. Nie leciały one na tyle szybko, aby osłony je zatrzymały, więc i nie na tyle szybko, aby wyrządzić jej poważniejszą krzywdę, czy choćby poważnie rozciąć skórę... aczkolwiek należało się liczyć z paroma zadrapaniami i małymi siniakami od uderzeń.
Szybki skan wykazał, że droga jest chwilowo wolna. Musieli się stamtąd zbierać, więc nie tracąc czasu Sara odłożyła broń na plecy i zdrową ręką złapała ranną Storm pod pachą, a następnie zaczęła ciągnąć ją w stronę lądownika.
Po kilkunastu przebytych metrach, okazało się, że sytuacja została opanowana, a syntetyki się poddały. Miła niespodzianka, choć tym samym okazało się, że to wszystko była jednak symulacja. Symulacja podczas której mogli zginąć lub zostać trwale uszkodzonymi... a być może niektórych to właśnie spotkało.
Podczas lotu powrotnego, Sara zastanawiała się kogo będzie musiała zabić, za zorganizowanie takiego rodzaju treningu... symulacji, sprawdzianu, czy co to u licha miało być. Nie lepiej było już wysłać ich na prawdziwą misję i ocenić? Marnowali się tam. Ryzykowali na próżno, została raniona na próżno, niektórzy oberwali znacznie gorzej od niej i oczywiście też na próżno. Każde z nich było doświadczonym żołnierzem, nie byli uczniakami, którzy potrzebowali takich lekcji.
Ale przynajmniej było już po wszystkim... i może pozna odpowiedzi na pewne, nurtujące ją pytania.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Zarkan Strott:
Hasło “Perfekcyjny wynik” zdrowo zdziwiło Zarkana, gdy po ewakuacji usłyszał je z ust salarianina. Gdy dodał “żadnych zgonów” turianin podziękował w duchu swej samokontroli. Miał ochotę dać gościowi po mordzie kolbą pistoletu. Wedle jego słów śmierć części ekipy była dopuszczalnym scenariuszem. Poświecenie podczas misji to jedno, ale tracenie żołnierzy w celach selekcji podczas misji treningowej to skrajny kretynizm. Każdą z tych sytuacji można było zasymulować bez użycia normalnej amunicji... no cóż, może ten jegomość miał na to inne zapatrywanie. Tymczasowo był zwierzchnikiem Zarkana, wiec turnianin zacisnął zęby i milczał. Gdy mowa salarianina dobiegła końca zasalutował. Nie miał pytań. Czekał aż reszta zrobi podobnie. Chciał rozmówić się z Sarą i odwiedzić Anyę. Może pogadać chwilę z resztą ekipy i wreszcie uderzyć do zbrojowni. Marzyła się mu porządna broń. Słyszał wiele o strzelbach snajperskich Widow i Valiant. Liczył na dostęp do chociaż jednej. Modernizacja jego Carnifex’a też byłaby na miejscu.
Jego tok myślowy przerwało pojawienie się nadprogramowej myśli, która ni stąd ni z owąd wpadła mu w tym momencie do głowy. Chyba jako jedyny, który był w centrum wydarzeń nie był w ogóle ranny. Asari i kroganin przybyli później w charakterze wsparcia, więc im też się nie oberwało, ale nie brali udziału w walce od samego początku.
Zarkan nie był pewien czy powinien być z tego dumny, czy się tego wstydzić...
Hasło “Perfekcyjny wynik” zdrowo zdziwiło Zarkana, gdy po ewakuacji usłyszał je z ust salarianina. Gdy dodał “żadnych zgonów” turianin podziękował w duchu swej samokontroli. Miał ochotę dać gościowi po mordzie kolbą pistoletu. Wedle jego słów śmierć części ekipy była dopuszczalnym scenariuszem. Poświecenie podczas misji to jedno, ale tracenie żołnierzy w celach selekcji podczas misji treningowej to skrajny kretynizm. Każdą z tych sytuacji można było zasymulować bez użycia normalnej amunicji... no cóż, może ten jegomość miał na to inne zapatrywanie. Tymczasowo był zwierzchnikiem Zarkana, wiec turnianin zacisnął zęby i milczał. Gdy mowa salarianina dobiegła końca zasalutował. Nie miał pytań. Czekał aż reszta zrobi podobnie. Chciał rozmówić się z Sarą i odwiedzić Anyę. Może pogadać chwilę z resztą ekipy i wreszcie uderzyć do zbrojowni. Marzyła się mu porządna broń. Słyszał wiele o strzelbach snajperskich Widow i Valiant. Liczył na dostęp do chociaż jednej. Modernizacja jego Carnifex’a też byłaby na miejscu.
Jego tok myślowy przerwało pojawienie się nadprogramowej myśli, która ni stąd ni z owąd wpadła mu w tym momencie do głowy. Chyba jako jedyny, który był w centrum wydarzeń nie był w ogóle ranny. Asari i kroganin przybyli później w charakterze wsparcia, więc im też się nie oberwało, ale nie brali udziału w walce od samego początku.
Zarkan nie był pewien czy powinien być z tego dumny, czy się tego wstydzić...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
sala odpraw okrętu szkoleniowego Un'Ikre-85
w drodze nieznanym przekaźnikiem a Mgławicą Półksiężyca
- Otowaszcel.
Trójwymiarowy projektor wyświetlał podobiznę w kolorze i świetliste przekrój sylwetki, dookoła wyświetlając potrzebne raczej przy identyfikacji zwłok informacje dotyczące wzrostu, wagi, liczby zębów, typowo batariańskich niuansów morfologicznych. Niewielkie lampy wprawione w szachownicę w sufit były wyłączone, sylwetka była jedynym co oświetlało kameralny pokój konferencyjny, gdzie wszyscy zgromadzili się z trzech stron stołu o kształcie kwadratu. Projektor był na jego środku. Każdemu przygotowano te same, oraz liczniejsze informacje na nowych i poza tym pustych datapadach oraz szklankę wody - napoju, który bez zagrożenia dla zdrowia mógł spożyć dowolny z zebranych.
- Jego pseudonim brzmi Gharon Vec, prawdziwe imię nieznane.
Przy czwartym boku kwadratu siedział salariański profesor, opierając łokcie o blat za dość szeroką konsolą. Dłonie splótł przed twarzą.
- To dość znany wysokiej klasy fikser, działający jednak legalnie... i dość szybko, by nie dać się schwytać Widmom. Dotychczas nie był przesadnie groźny. Oba poprzednie zdania ulegają obecnie zmianie.
- Wzór jest zgodny z niewielką turiańską kolonią Faucles z centralnych światów Heriarchii. Oczywiście tonic nieznaczy, zwłaszcza, że zostałrozbudowany. Wywiad ma ten portret dzięki kamerom zamontowanym na ulicy przed hotelem, z którego jegomość wyszedł. STG podsłuchują wszystko w każdej dzielnicy, do której Vec się zbliży. Dwie godziny temu podsłuchali ich rozmowę. Pozwolicie...
Neltare nacisnął jeden element konsoli o holograficznej klawiaturze. Obraz został zastąpiony wyświetlanym na suficie wykresem akustycznym - a raczej dwoma, po jednym na głos. Ten, który zaczął, był lekko tylko zakłócony; widać było, iż wielokrotnie eliminowano z nagrania szum. Oczywistym posunięciem było potraktowanie go oprogramowaniem, które uwypukli i oczyści rozmowę.
- Pontius? - zaczynający głos był nerwowy, pospieszny i niski w sposób charakterystyczny dla batarian.
Pięć sekund ciszy.
- Dzwonię z bezpiecznego miejsca. Mam towar.
- Jak go przechowujesz? - rozmówca fiksera był flegmatyczny, głos miał charakterystyczny dla turian.
- W sposób bezpieczny. Trzymam w ciężarówce. Skołowałem ją wcześniej. Chcę żebyś go zabił teraz. - niepokój.
Dwie sekundy ciszy.
- Teraz się nie da. Za dwa dni będzie na kongresie prawnym w Nos Astra. - sparował turianin.
- Skąd wiesz? - Vec bardziej się przyczepiał, niż naprawdę dziwił.
- To część mojej pracy.
- Nieważne, no więc chcesz go kropnąć za te dwa dni?
- Tak.
- Jaką mam gwarancję? Jak zamierzasz to zrobić?
- Nie odpuścisz, dopóki nie powiem?
- Inaczej z wymiany nici. Mam tobie zaufać bez zapewnienia? - teraz w barwie głosu batarianina słychać było frustrację.
- Na tym polega zaufanie, Gharonie. Na tym polega zau... - ton był na granicy rozbawienia i poirytowania.
- Nie przypierdalaj się do słówek, tylko powiedz jak to zrobisz.
- Sekret zawodowy. Powiem ci tylko, że najbardziej wrażliwy będzie meldując się w hotelu. Możesz w tej chwili jechać do "Veslai" i poprosić o apartament 122, dla VIPów, i dowiedzieć się, że jest przez niego zajęty.
- Wiesz, że tego nie sprawdzę.
- Wiesz, że go zabiję. Ale nie zamierzam chwalić się jak.
- Strzał snajperski nie podziała.
- Mam już na to pomysł. Lepiej powiedz mi, czy jesteś w stanie dostarczyć ciężarówkę we wskazane miejsce. Moi przyjaciele będą czekać na ładunek.
- Nie wiem, może jeden z podmiejskich hangarów? Mogę to przeszmuglować na Ilium w dwa dni, nie ma problemu. Tylko go zabij.
- Plac Arlański. Są tam ciężarówki cały czas. Zaparkuj za osiem dwunasta czasu lokalnego. Zabiję go do godziny czternastej. O trzynastej wyjdź na ciężarówkę i zacznij coś pierdolić albo rozdawać w akcji promocyjnej.
- Chyba śnisz. Lokalny wydział śledczy od razu się zainteresuje.
- To zacznij sprzedawać broń na ulicy, to legalne. Z ciężarówką za plecami. Mój znajomy podejdzie i zapyta o coś, co nie pozostawia śladów. O sukcesie szybko usłyszysz z popołudniowych wiadomości. Pozwolisz mu odjechać ciężarówką i dalej będzie to już nasze zmartwienie. Zaczniesz coś kombinować, zostaniesz wmieszany w strzelaninę na środku placu publicznego.
- Rozumiem...
- Nie dzwoń więcej.
Nagranie się zakończyło dźwiękiem rozłączenia. Lampy jednak się nie zapaliły. Pojawił się kolejny wizerunek. Tym razem prezentował Volusa - naturalnie w skafandrze. Mimo zdobień, nie wydawał się szczególnie odróżniający od innych, których zebrani widzieli.
- To Hylek Ro. - Neltare mówił teraz wyjątkowo powoli, by wszyscy mogli go zrozumieć i nadążyć. - Jeden z przodujących biznesmenów w technologii omni-narzędzi cywilnego użytku. Udziałowiec większościowy i członek zarządu kilku spółek tego typu. Wykształcony biznesmen i prawnik. Bierze udział w faktycznie odbywającym się kongresie na rzecz Regulacji Tranzytu Rynkowego, w związku z forsowaną przez Radę Cytadeli ustawą, która ma powiększyć nadzór nad napływem dóbr z systemów Terminusa. Kontrole jakości, warunki certyfikatów, embargo na nieco szerszą rzeszę towarów. To ostatnie ma znaczenie tylko dla Illium, gdzie ma miejsce kongres. Pozostałe są jednak dość ważnymi aspektami dla gospodarki planet przestrzeni Cytadeli. Mogę was wtajemniczyć w przyczyny i niuanse bzdur naszego systemu ekonomicznego, ale prawda jest taka, że to nasz cel. Jest istotnie w danym dniu rezydentem wskazanego apartamentu w wieżowcu-hotelu "Veslai".
Zapadła krótka cisza, spowodowana wyłącznie faktem, że Neltare łypiąc jedynym okiem na zebranych, upił łyk przygotowanej wody. Hollis i Thairn, podobnie jak nie towarzyszący im na planecie Moritz zajmowali się rannymi, których stan nie pozwalał wziąć udziału w tej misji. Fal'Xeris czekała na zewnątrz aby upewnić się, że żaden niepowołany członek załogi Un'Ikre nie wejdzie do pomieszczenia.
- Kilku ważnych rzeczy nie wiadomo. Czego Gharon Vec chce od pana Ro. Kim jest ten turianin. Jak planuje zabić Ro. Wreszcie, co zamierza mu przekazać.
Nagle odezwał się zamontowany w rogu sufitu głośnik, odpowiednik takiego, jaki znajdował się w każdym pomieszczeniu okrętu. Przemówił kapitan jednostki.
- Tukapitan. Zasześć godzin przybędziemy doMgławicy Półksiężyca. Bezodbioru.
Neltare odczekał chwilę, aż słowa przebrzmią, po czym kontynuował.
- Dostaniecie dowolny sprzęt, ale jak zwykle, zważcie, jakie są wasze cele. Podstawowy cel to zapobiec zabójstwo Hyleka Ro. Drugorzędny cel to niedopuszczenie do ziszczenia się transakcji. Trzeciorzędny identyfikacja turianina o imieniu Pontius oraz schwytanie go. Czwartorzędny cel to schwytanie Gharona Veca. Nadrzędnie, uszkodzić jak najmniej mienia i co ważniejsze, nie narazić osób postronnych. Pamiętajcie też, że jeszcze nie jesteście Widmami, więc musicie przygotować sobie drogę ucieczki przed siłami porządkowymi asari. Czekam na pytania.
w drodze nieznanym przekaźnikiem a Mgławicą Półksiężyca
- Otowaszcel.
Trójwymiarowy projektor wyświetlał podobiznę w kolorze i świetliste przekrój sylwetki, dookoła wyświetlając potrzebne raczej przy identyfikacji zwłok informacje dotyczące wzrostu, wagi, liczby zębów, typowo batariańskich niuansów morfologicznych. Niewielkie lampy wprawione w szachownicę w sufit były wyłączone, sylwetka była jedynym co oświetlało kameralny pokój konferencyjny, gdzie wszyscy zgromadzili się z trzech stron stołu o kształcie kwadratu. Projektor był na jego środku. Każdemu przygotowano te same, oraz liczniejsze informacje na nowych i poza tym pustych datapadach oraz szklankę wody - napoju, który bez zagrożenia dla zdrowia mógł spożyć dowolny z zebranych.
- Jego pseudonim brzmi Gharon Vec, prawdziwe imię nieznane.
Przy czwartym boku kwadratu siedział salariański profesor, opierając łokcie o blat za dość szeroką konsolą. Dłonie splótł przed twarzą.
- To dość znany wysokiej klasy fikser, działający jednak legalnie... i dość szybko, by nie dać się schwytać Widmom. Dotychczas nie był przesadnie groźny. Oba poprzednie zdania ulegają obecnie zmianie.
- Wzór jest zgodny z niewielką turiańską kolonią Faucles z centralnych światów Heriarchii. Oczywiście tonic nieznaczy, zwłaszcza, że zostałrozbudowany. Wywiad ma ten portret dzięki kamerom zamontowanym na ulicy przed hotelem, z którego jegomość wyszedł. STG podsłuchują wszystko w każdej dzielnicy, do której Vec się zbliży. Dwie godziny temu podsłuchali ich rozmowę. Pozwolicie...
Neltare nacisnął jeden element konsoli o holograficznej klawiaturze. Obraz został zastąpiony wyświetlanym na suficie wykresem akustycznym - a raczej dwoma, po jednym na głos. Ten, który zaczął, był lekko tylko zakłócony; widać było, iż wielokrotnie eliminowano z nagrania szum. Oczywistym posunięciem było potraktowanie go oprogramowaniem, które uwypukli i oczyści rozmowę.
- Pontius? - zaczynający głos był nerwowy, pospieszny i niski w sposób charakterystyczny dla batarian.
Pięć sekund ciszy.
- Dzwonię z bezpiecznego miejsca. Mam towar.
- Jak go przechowujesz? - rozmówca fiksera był flegmatyczny, głos miał charakterystyczny dla turian.
- W sposób bezpieczny. Trzymam w ciężarówce. Skołowałem ją wcześniej. Chcę żebyś go zabił teraz. - niepokój.
Dwie sekundy ciszy.
- Teraz się nie da. Za dwa dni będzie na kongresie prawnym w Nos Astra. - sparował turianin.
- Skąd wiesz? - Vec bardziej się przyczepiał, niż naprawdę dziwił.
- To część mojej pracy.
- Nieważne, no więc chcesz go kropnąć za te dwa dni?
- Tak.
- Jaką mam gwarancję? Jak zamierzasz to zrobić?
- Nie odpuścisz, dopóki nie powiem?
- Inaczej z wymiany nici. Mam tobie zaufać bez zapewnienia? - teraz w barwie głosu batarianina słychać było frustrację.
- Na tym polega zaufanie, Gharonie. Na tym polega zau... - ton był na granicy rozbawienia i poirytowania.
- Nie przypierdalaj się do słówek, tylko powiedz jak to zrobisz.
- Sekret zawodowy. Powiem ci tylko, że najbardziej wrażliwy będzie meldując się w hotelu. Możesz w tej chwili jechać do "Veslai" i poprosić o apartament 122, dla VIPów, i dowiedzieć się, że jest przez niego zajęty.
- Wiesz, że tego nie sprawdzę.
- Wiesz, że go zabiję. Ale nie zamierzam chwalić się jak.
- Strzał snajperski nie podziała.
- Mam już na to pomysł. Lepiej powiedz mi, czy jesteś w stanie dostarczyć ciężarówkę we wskazane miejsce. Moi przyjaciele będą czekać na ładunek.
- Nie wiem, może jeden z podmiejskich hangarów? Mogę to przeszmuglować na Ilium w dwa dni, nie ma problemu. Tylko go zabij.
- Plac Arlański. Są tam ciężarówki cały czas. Zaparkuj za osiem dwunasta czasu lokalnego. Zabiję go do godziny czternastej. O trzynastej wyjdź na ciężarówkę i zacznij coś pierdolić albo rozdawać w akcji promocyjnej.
- Chyba śnisz. Lokalny wydział śledczy od razu się zainteresuje.
- To zacznij sprzedawać broń na ulicy, to legalne. Z ciężarówką za plecami. Mój znajomy podejdzie i zapyta o coś, co nie pozostawia śladów. O sukcesie szybko usłyszysz z popołudniowych wiadomości. Pozwolisz mu odjechać ciężarówką i dalej będzie to już nasze zmartwienie. Zaczniesz coś kombinować, zostaniesz wmieszany w strzelaninę na środku placu publicznego.
- Rozumiem...
- Nie dzwoń więcej.
Nagranie się zakończyło dźwiękiem rozłączenia. Lampy jednak się nie zapaliły. Pojawił się kolejny wizerunek. Tym razem prezentował Volusa - naturalnie w skafandrze. Mimo zdobień, nie wydawał się szczególnie odróżniający od innych, których zebrani widzieli.
- To Hylek Ro. - Neltare mówił teraz wyjątkowo powoli, by wszyscy mogli go zrozumieć i nadążyć. - Jeden z przodujących biznesmenów w technologii omni-narzędzi cywilnego użytku. Udziałowiec większościowy i członek zarządu kilku spółek tego typu. Wykształcony biznesmen i prawnik. Bierze udział w faktycznie odbywającym się kongresie na rzecz Regulacji Tranzytu Rynkowego, w związku z forsowaną przez Radę Cytadeli ustawą, która ma powiększyć nadzór nad napływem dóbr z systemów Terminusa. Kontrole jakości, warunki certyfikatów, embargo na nieco szerszą rzeszę towarów. To ostatnie ma znaczenie tylko dla Illium, gdzie ma miejsce kongres. Pozostałe są jednak dość ważnymi aspektami dla gospodarki planet przestrzeni Cytadeli. Mogę was wtajemniczyć w przyczyny i niuanse bzdur naszego systemu ekonomicznego, ale prawda jest taka, że to nasz cel. Jest istotnie w danym dniu rezydentem wskazanego apartamentu w wieżowcu-hotelu "Veslai".
Zapadła krótka cisza, spowodowana wyłącznie faktem, że Neltare łypiąc jedynym okiem na zebranych, upił łyk przygotowanej wody. Hollis i Thairn, podobnie jak nie towarzyszący im na planecie Moritz zajmowali się rannymi, których stan nie pozwalał wziąć udziału w tej misji. Fal'Xeris czekała na zewnątrz aby upewnić się, że żaden niepowołany członek załogi Un'Ikre nie wejdzie do pomieszczenia.
- Kilku ważnych rzeczy nie wiadomo. Czego Gharon Vec chce od pana Ro. Kim jest ten turianin. Jak planuje zabić Ro. Wreszcie, co zamierza mu przekazać.
Nagle odezwał się zamontowany w rogu sufitu głośnik, odpowiednik takiego, jaki znajdował się w każdym pomieszczeniu okrętu. Przemówił kapitan jednostki.
- Tukapitan. Zasześć godzin przybędziemy doMgławicy Półksiężyca. Bezodbioru.
Neltare odczekał chwilę, aż słowa przebrzmią, po czym kontynuował.
- Dostaniecie dowolny sprzęt, ale jak zwykle, zważcie, jakie są wasze cele. Podstawowy cel to zapobiec zabójstwo Hyleka Ro. Drugorzędny cel to niedopuszczenie do ziszczenia się transakcji. Trzeciorzędny identyfikacja turianina o imieniu Pontius oraz schwytanie go. Czwartorzędny cel to schwytanie Gharona Veca. Nadrzędnie, uszkodzić jak najmniej mienia i co ważniejsze, nie narazić osób postronnych. Pamiętajcie też, że jeszcze nie jesteście Widmami, więc musicie przygotować sobie drogę ucieczki przed siłami porządkowymi asari. Czekam na pytania.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Główna Sala.
Sara, Magnus, Sildon, Zarkan, Ria, Lucas, Lash
Sara podobnie jak wszyscy inni, była zmęczona po ciężkim dniu i oprócz opieki medycznej, to czego najbardziej potrzebowała to odpoczynek. Była jednak bardziej niezadowolona niż zmęczona. Próba na jaką zostali wystawieni, wydawała się jej wręcz niedorzeczna.
- Ja mam pytania, sir. Kto przygotowywał scenariusz akcji? I dlaczego użyto ostrej amunicji? - powiedziała Sara opanowanym głosem. Wyraz jej twarzy też nie zdradzał żadnych emocji.
- Ja to zrobiłem. - wyznał bez chwili zawahania Neltare - Ostra amunicja jest kwintesencjonalna. Można spodziewać się całkiem innych zachowań, gdy działanie nie niesie żadnego ryzyka, a my mamy wybrać spośród was osoby, którym nadamy nieograniczone przywileje w celu zapewnienia bezpieczeństwa w, częstokroć, najtrudniejszych sytuacjach.
- Dziękuję, sir - odpowiedziała Sara, spoglądając na rozmówcę bez żadnego wyrazu emocji.
Magnus wzdrygnął się lekko słuchając pochwał na temat katastrofy jaką był ten trening. Dlatego, że w czyimś chorym umyśle czaiły się wspaniałe idee treningu w stylu symulowanego doboru naturalnego teraz kilka osób było w stanie krytycznym. Po krótkim salucie odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali na odchodne kwitując to co teraz usłyszał warknięciem, na tyle głośnym aby wszyscy słyszeli, do złudzenia przypominającym “pieprzone kutafony”. Wiedział o potrzebie poświęcenia dla większego dobra, rozumiał ją i akceptował. Problem zaczynał się gdy jego dowódcy spisywali własnych ludzi na straty a Mag wiedział że można ich jeszcze uratować. Tak jak wtedy z... potrząsnął głową. Nic nie warte były takie rozmyślania. Na wpół świadomie zdecydował że pójdzie odwiedzić rannych. Idąc głośno klął na czym świat stoi.
Po odprawie Sildon zasalutował i wyszedł z sali.
Praktycznie nie zrobił nic podczas tej misji. No dobra... przyjął na tarczę parę kul, zajął się rannymi i to wszystko.
Dlatego też człon medyczny był pierwszym miejscem do jakiego się udał po opuszczeniu pomieszczenia. Idąc korytarzem gładził się po brodzie zastanawiając się nad różnymi kwestiami.
Sprzęt był najwyższej próby, więc jeżeli miałby coś ćwiczyć to działanie w terenie. Prawie był gotów się założyć że Lash będzie się cały czas przy nim przechwalał... ale już taki był kroganin i nic nie można było na to poradzić.
Zarkan westchnął cicho.
- Profesorze. Pozwolenie by odmaszerować - powiedział. Nie opuszcza się sali bez wyraźnego pozwolenia. “To by było na tyle” takowym nie było i fakt, że dowódca ma wyjątkowo ekstremistyczne podejście do pewnych spraw tej zasady nie zmieniało.
Neltare zamrugał oczyma, przez chwilę wpatrując się z Turianina. Natychmiast interweniowała matriarchini.
- Jeżeli nie macie pytań, odmaszerować. - rzuciła szybko, zwalniając profesora z tego obowiązku. Uśmiech nie ustąpił, był dla odmiany sztuczny i z trudem utrzymywany. Asari nie mogła się doczekać rozmowy z salarianinem.
- Pani Thorne! - zwrócił się ten do Sary, zapominając o Zarkanie zanim Turianin by się odwrócił - Bark się szybko zagoi... a posłuchają następnym razem, gdy pojawi się opcja zajęcia bezpiecznej pozycji. - uśmiechnął się salarianin - Dobra taktyka.
Zarkan zasalutował ponownie i odmaszerował. Gdy już znalazł się za wyjściem westchnął cicho.
- Dziękuję, sir - odpowiedziała Sara i po zasalutowaniu ruszyła w stronę wyjścia.
Ria pokręciła oczami, kiedy Neltare wyraził swoją opinię na temat użycia ostrej amunicji na tym treningu. O, tak. Naprawdę jej się ten pomysł spodobał. Już od pewnego czasu wiedziała, że ten salarianin to zwykły, pieprzony świr, a ta wypowiedź jedynie dodała do tego określenia kilka epitetów.
Asari nie potrzebowała żadnych pozwoleń na oddalenie się, dlatego ruszyła się, bez salutowania, chwilę przed tym, jak Zarkan wyraził swoją potrzebę zezwolenia. Żołnierskie zwyczaje. Ria nie sądziła, aby mogła się przyzwyczaić i zachowywać się w taki sam sposób.
Po wyjściu zastanowiła się co powinna zrobić teraz. Prawdę mówiąc najchętniej umyłaby się i padła na łóżko odpoczywając ile dusza zapragnie. Nie obchodziłoby jej co pomyślałaby “sztywna” część ich grupy, jednak... przydałoby się sprawdzić jak radzą sobie ranni. Dodatkowo możliwe było, iż Magnus także się kierował w tamtą stronę, a on przynajmniej był wysepką normalności w tym świecie sztywnych zasad, którego panowanie najwyraźniej niektórzy zamierzali wprowadzić.
Ruszyła w stronę ambulatorium.
Lucas westchnął słuchając argumentów Salarianina. W jego mniemaniu ostra amunicja się nadaje dla przygotowanych oddziałów. Nie grupy, która nie do końca zna swoje możliwości. Czterech z nich zapłaciło za to zdrowiem. Westchnął ponownie, będzie musiał się udać na oddział medyczny. Implanty mogą zacząć szwankować od tamtej wilgoci, syfu i wstrząsów. Przydałoby się też zobaczyć co z rannymi. Lucas wyszedł wraz z resztą i podążył za Asari do ambulatorium.
Lash machnął ręką widząc jak wszyscy poobrażani opuścili salę i pomrugał patrząc na dwoje dowódców. Stojąc na przeciwko nich, bezradnie wzruszył ramionami.
- Rozpieszczone dzieciaki, gdyby zamiast chodzić do przedszkola, pozapierdalali trochę z karabinem, to w późniejszym życiu też podchodziliby do takich sytuacji bardziej na luzie... -
Uśmiechnął się szczerząc zębiska i zaczął się cicho śmiać, ale odniósł wrażenie, że osoby które pozostały w pomieszczeniu nie są potencjalnymi kumplami do takich rozmów.
- Wspominaliście o dozbrojeniu, skoro macie coś bardziej wybuchowego niż rakiety, to już mnie tu nie ma. -
Pożegnał kadrę oficerską pochylając czaszkę o jakieś pół centymetra i powoli udał się do wyjścia, gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, i miał pewność, że nikt go nie widzi, ruszył biegiem przez korytarz, o mało co nie wpadając po drodze na rozproszonych członków oddziału i innych załogantów. Jego pokraczne nogi ledwo nadążały z kolejnymi krokami pod jego rozpędzonym cielskiem. Chciał jednak mieć pewność, że nikt nie dotrze do zbrojowni przed nim, i nie podwędzi mu sprzętu o największej sile rażenia. Miał nadzieję, że po drodze zorientuje się też w kwestii zlokalizowania stołówki.
- Lash, uważaj jak łazisz! - Sildon musiał przylgnąć do ściany, aby nie zostać stratowanym przez kroganina.
Po paru sekundach namysłu ruszył jednak biegiem za nim.
- I gdzie się tak spieszysz, jeżeli można wiedzieć?
Kroganin wyhamował zawadzając lewym barkiem o ścianę tak, że spomiędzy niej a jego pancerza buchnęło kilka iskier. Kiedy już się zatrzymał, zwrócił się do doganiającego go Salarianina i zaczął żywiołowo gestykulować rękoma.
- Szukam zbrojowni, trzeba to zrobić zanim się nie rozmyślą i brać co się da. Na pewno mają tu jakąś ciężką broń energetyczną... Poza tym, widziałeś jak oczy zabłyszczały temu Turianinowi, kiedy o tym mówili? A potem od razu wyszedł, może już tam jest. A najlepszy sprzęt na pewno mają w limitowanej ilości. -
- Trzeba przyznać ci słuszność. - salarianin uśmiechnął się nagle, jednak w jego głosie nie było słychać żadnej chytrości - Pomóc Ci? Lepiej, aby najlepsze zabawki nie wpadły w ręce tych którzy nie umieją się nimi posługiwać.
- Niby jak chcesz mi pomóc? Nawet nie uniesiesz takiej spluwy... - Kroganin zmarszczył brwi i rozejrzał się po korytarzu, szukając oznaczeń i znaków kierunkowych. - Ale jeśli znasz drogę, to możesz iść ze mną, nigdy nie byłem w tej części okrętu. -
- Ja poszukam sobie czegoś w swoim rozmiarze... a co dwie pary oczu to nie jedna, szybciej każdy z nas znajdzie to czego szuka. Chodźmy naprzód. Zbrojownia znajduje się przy wejściu do obszaru treningowego.
Salarianin wskazał przed siebie i ruszył szybkim krokiem.
- Ty też zauważyłeś jakie na reszcie wywarła wrażenie symulacja? Albo raczej to co powiedziało szefostwo. Atmosfera była taka, że z szarży byś jej łbem nie był w stanie rozbić.
- Wszystko zależy od odpowiedniego rozpędu i siły wybicia przy pierwszym kroku. U ludzi niektórzy też tak potrafią, widziałem takie zawody, ale oni w nic nie przyjebali. - Wspominając widywane na barowych monitorach transmisje sportowe nadawane z planety Ziemia Kroganin zaczął człapać za Sildonem.
- Nigdzie tu nie wyczuwam tego Turianina, może nie był taki cwany jak mi się wydawało. - Lasha spośród swoich ziomków poza przyjaznym nastawieniem wyróżniał również doskonały węch, a skoro mówił, że kogoś nie było w pobliżu, to można było przyjąć za pewnik, że go tam nie było i już.
- Ja się nie znam na strategiach i ekonomiach, ale jakbym miał swoje mechy, to by mi było szkoda je rozwalić, tak samo swoich kumpli, albo jednych i drugich. -
- Winda.
Sildon zatrzymał się przy jednym z włazów i gestem przywołał do siebie Lasha.
- Zjedziemy nią, będziemy szybciej...
Od razu nacisnął dłonią na panel aby przywołać elewator.
- Myślę, że po prostu ktoś im dał za dużo środków na ten program szkoleniowy i postanowili wykorzystać je ile tylko dadzą radę. - wzruszył ramionami - Takie inwestowanie w realizm. -
Drzwi rozsunęły się.
- Jak już splądrujemy zbrojownię to może mała strzelanina przed obiadem? - uśmiechnął się chytrze salarianin.
- Sam nie wiem, spać mi się zachciało od tych wszystkich podsumowań... - Kroganin wyraźnie zastanawiał się nad tą propozycją o czym mogły świadczyć nieco mocniej niż zwykle zaciśnięte usta. Widząc, że Salarianin się nie śpieszy, wepchał się do windy jako pierwszy. - Poza tym, to całe zadanie... Mamy cały czas operować z tego okrętu? Nie zdążyłem jeszcze się do tego miejsca przyzwyczaić, ani go poznać, a oni już chcą nas gdzieś wysyłać.
Zarkan i Sara
Po opuszczeniu głównej sali, para snajperów spotkała się na korytarzu. Zarkan obejrzał się na Sarę.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że profesor postrzega to wszystko jako grę taktyczną? - mruknął, gdy kobieta się z nim zrównała, a dystans do sali był na tyle duży, że salarianin nie usłyszałby uwagi.
- Jesteśmy jak pionki na szachownicy w jego grze. Być może chce z nas zrobić królówki, ale nie boi się poświęcić większości, aby choć jedno dotarło do końca - odpowiedziała Sara i przez chwilę spojrzała na rozmówcę. - Znasz szachy? - spytała, ale szybko odczytała odpowiedź ze spojrzenia turianina, który najwidoczniej nie miał pojęcia o co chodzi.
Uśmiechnęła się znacząco. - Mało dla niego znaczymy i możliwe że poświęci większość z nas dokonując selekcji naturalnej. Wszystko po to, aby wyłonić te parę osób, może tylko jedną, która nagle okaże się bardzo cenna - przetłumaczyła ludzką metaforę.
Zarkan skinął głową i westchnął ponownie.
- Zostawmy to. Musisz mi powiedzieć o co chodzi z tymi szachami, bo słyszałem już parę aluzji... to jakaś gra, tak? - zapytał turianin.
- Tak, gra logiczna. Logiczno-strategiczna. Gra się w dwie osoby i choć zasady nie są trudne, to wyzwanie może przerastać. Później mogę ci objaśnić reguły i wyjaśnić metafory - powiedziała krzywiąc się lekko i chwytając zdrową ręką, za zraniony bark.
- Chyba nie powinnaś przesadzać z ruchem. Chodźmy odwiedzić Anyę i możemy gdzieś przysiąść... - powiedział Zarkan, grzebiąc chwilę w omnikluczu.
- Podpiąłem się po przybyciu do sieci pokładowej. Mogę ściągnąć wirtualną planszę do szachów z tego co widzę...
- Taka wystarczy - odpowiedziała Sara i oboje ruszyli w stronę ambulatorium. - Dobrze znasz Anyę? - spytała.
- Nie, ale odnoszę wrażenie, że się dobrze rozumiemy - odparł turianin i uśmiechnął się lekko, ściągając grę.
- Nasz quarianin chyba też tam lży, wypadałoby oń zahaczyć i zapytać jak się czuje. Samo przebicie pancerza u nich bywa fatalne w skutkach... - dodał.
- Ano łatwo ich zabić - mruknęła Sara, gdy razem szli do ambulatorium. - A ty bez szwanku? - zagadała.
- Nawet draśnięcia. Tylko oberwało mi się po pancerzu - powiedział Zarkan.
- Jak idę do boju to zawsze liczę się z tym, że to może być moja ostatnia misja. Zachowuję się wiec tak, bym w razie czego wykrwawiając się na polu walki nie żałował tego, że zrobiłem coś źle i przez to teraz umieram - stwierdził i westchnął cicho.
- Obawiam się, że nasi współtowarzysze nie podchodzą tak do sprawy...
- Sugerujesz, że pozwolili, aby zawładnął nimi strach? Że woleli czekać na odsiecz i dożyć jutra, niż walczyć? - kobieta spytała spokojnym głosem.
- Nie, że maja bardzo wysokie mniemanie o sobie i myślą, że są niezniszczalni, więc pakują się naprzód jak... hmm... te no... - turianin wykonał nieokreślony gest ręką. - Byk, szarżując na oślep naprzód.
- A, to z tym się zgadzam - odpowiedziała Sara. - Trzeba znać swoje możliwości, a także możliwości przeciwnika - dodała z kamiennym wyrazem twarzy.
- Ambulatorium - oznajmiła, gdy dostrzegła odpowiednie oznaczenie nad drzwiami do których się zbliżali.
- No to chodźmy - mruknął turianin.
Ambulatorium.
Zarkan, Sara, Mangus, Ria
Zarkan i Sara wkroczyli powoli do ambulatorium, chcąc rozejrzeć się za rannymi towarzyszami broni. Dojrzał Magnusa stuknął go palcem w ramię, widząc, że jeszcze nie poszedł do żadnej konkretnej osoby. Z tego co turianin zobaczył w pierwszej kolejności Anya była dalej nieprzytomna, westchnął więc i rozejrzał się za personelem.
Samo ambulatorium podzielone było w minimalistyczny sposób na pomieszczenie z łóżkami rannych i salę operacyjną, w której doktor Thairn i porucznik Hollis operowali w tej chwili. Wejście do sali operacyjnej było zamknięte, tam zaś w tej chwili operowano Anyę i Ethana. Dwa z łóżek tutaj zajmowali Koris i pod ścianą, oddzielony od zewnętrznego środowiska folią izolacyjną stosowaną przy skażeniach środowiska, Ray któremu przez jedyny hermetyczny otwór poprowadzono przewód tlenowy. Nie wydobyto go z kombinezonu, ale oddychał. Gdyby widzieć go od jego prawego boku, wydawałby się po prostu odpoczywać.
Obaj podłączeni byli do aparatury medycznej i przy obu czuwał pielęgniarz z salariańskiej załogi, który skinął Zarkanowi - jak każdemu przybywającemu - stojąc pod drzwiami sali operacyjnej, aby nikt nie wszedł bez zezwolenia i wpatrując się uważnie w ekrany z informacjami dotyczącymi stanu oczekujących. Krzeseł ani innego miejsca by usiąść nie było, łóżka również zostały rozstawione w ścisku z myślą o zminimalizowaniu zużywanej przestrzeni.
Turianin ruszył naprzód i zbliżył się do Salarianina, by się przywitać.
- Witam - zaczął. Salarianin na powitanie zasalutował, a turianin szybko również odpowiedział salutem, skoro i tu wymagana była etykieta wojskowa.
- Jak stan naszych? - zapytał. - Kiedy będzie można z nimi porozmawiać? - dodał. Ciekawił się kiedy znów będzie okazja normalnie poćwiczyć z Anyą. Żal, by straciła formę przez odniesione rany. Była... jest dobrym żołnierzem. Z resztą turianin nie rozmawiał za wiele, ale zawsze smucił go fakt, że osoba z którą walczył niemal ramie w ramię miałaby odejść ze służby w wyniku ran. Nawet dzisiejsza zaawansowana technologia nie mogła wyeliminować osób zwanych potocznie kalekami wojennymi... i dla żołnierza nie ma bardziej ponurego widoku niż takowy kaleka.
Pielęgniarz zaczął odpowiadać na pytania Zarkana.
- Stabilny. O ile wiem, wszyscy przeżyją. Jeżeli o rozmowę chodzi... - zerknął błyskawicznie na Raya i Korisa - Kiedy będą w stanie. Dwójce, którą teraz operują bardziej się dostało. Kobieta na pewno przeżyje, nie jestem pewien co do Drella.
Sara stała tylko z boku i słuchała tego o czym rozmawiali mężczyźni. Zarkan skrzywił się i spojrzał w stronę stołów operacyjnych.
- Czy jeśli będę na pokładzie gdy się przebudzi któreś z nich mógłby ktoś dać mi znać? - zapytał.
- Oczywiście. Proszę zostawić mi numer komunikatora z omni-narzędzia, cywilnego. - odparł paramedyk, uruchamiając własne naręczne narzędzie - Skontaktuję się jak tylko ktoś dojdzie do siebie.
Turianin odpalił narzędzie i podał szybko numer.
- Dziękuję, nie przeszkadzam już - zasalutował na pożegnanie i był gotów opuścić salę, gdy salarianin również zasalutuje, co ten niezwłocznie uczynił.
Zarkan powrócił do reszty.
- Słyszeliście, nie? - rzucił. - Proponuję za chwilę pójść się napić za ich zdrowie. Nie jesteśmy im potrzebni tutaj - mruknął.
- Jestem za - odezwała się Sara. - Choć dużo pić, nie mogę i nie będę - dodała z niezadowolonym wyrazem twarzy. Rana zawsze goiła się gorzej, gdy w krwi znajdował się alkohol.
- Dobra, to na razie do zbrojowni.. planuję dorwać Czarną Wdowę.. albo Walecznego - powiedział Zarkan, szczerząc się, po czym ruszył do zbrojowni.
- Ja już mam swój karabin. “M-112 Black Widow” - powiedziała Sara. - Wezmę za to amunicję, granaty i jakieś solidne ładunki wybuchowe - powiedziała Sara i przez krótki moment uśmiechnęła się połowicznie idąc razem z Zarkanem.
Magnus kiwnął głową jednak nie podążył za resztą.
- Później do was dołączę, nie bazuje na broni w takim stopniu jak wy, potem co najwyżej dobiorę moduły amunicji - powiedział.
Przez całą wcześniejszą rozmowę drugiego turianina z medykiem Mag ograniczył się do przysłuchiwania, sam bał się zapytać o stan zdrowia towarzyszy. Zastanawiał się czy Zarkan wie że gdyby Magnus w trakcie potyczki wybrał inną grupę przeciwników to właśnie on mógłby tam teraz leżeć. Krótka, żołnierska decyzja. Nie ma czasu na rozmyślania gdy stawką jest powodzenie misji i zdrowie załogi. Jednak... coś nie dawało mu spokoju. Nie potrafił pozbyć się poczucia winy mimo to, że wiedział że zrobił wszystko co było w jego mocy. Podjął decyzję. Błędną czy nie - zrobił to co do niego należało.
Nie wiedział ile jeszcze stał tak, oparty o ścianę, nieświadomie przygryzając urękawiczkowaną rękę ostrymi zębami.
Ria nie śpieszyła się zbytnio, skoro nie było powodu do nadwyrężania się. Dotarła do ambulatorium w momencie, gdy Zarkan i Sara odchodzili w stronę zbrojowni. Jedynie Magnus postanowił bawić się w ponurego samotnika, oczekującego na słowa otuchy. Asari przez kilka chwil po prostu obserwowała turianina zastanawiając się, ile będzie on w stanie tak stać bez celu.
Ona nie była w stanie długo oczekiwać na zmianę w jego zachowaniu.
- Jeżeli jesteś głodny lepiej zrobisz udając się do mesy. - odezwała się do biotyka.
Turianin zamrugał kilka razy jakby nie słyszał po czym w końcu się odezwał.
- A, tak. W sumie, dobry pomysł - Powoli wracał do zwykłego ‘siebie’ - Przejdziesz się ze mną czy tym razem zatruwanie się wymiotnymi trunkami pozostanie mi do wykonywania w samotności? - Uśmiechnął się po swojemu na końcu zdania.
Ria wzruszyła ramionami.
- Przecież nie mogłabym przegapić takiego widowiska. - wyszczerzyła się - Co z rannymi? - zapytała ruszając się z miejsca.
Mina turianina nieco zrzedła, przez krótką chwile szli korytarzem przy dźwięku własnych kroków, w końcu opowiedział
- Dwoje z nich ciężko rannych, jedno może nie przeżyć... To wszystko było... zbyteczne... - Pokręcił głową - Myślę że nie ma co gdybać, nic dla nich teraz nie zrobimy, równie dobrze możemy się pójść napić za ich zdrowie, jakkolwiek wisielczo to brzmi.
Sara, Magnus, Sildon, Zarkan, Ria, Lucas, Lash
Sara podobnie jak wszyscy inni, była zmęczona po ciężkim dniu i oprócz opieki medycznej, to czego najbardziej potrzebowała to odpoczynek. Była jednak bardziej niezadowolona niż zmęczona. Próba na jaką zostali wystawieni, wydawała się jej wręcz niedorzeczna.
- Ja mam pytania, sir. Kto przygotowywał scenariusz akcji? I dlaczego użyto ostrej amunicji? - powiedziała Sara opanowanym głosem. Wyraz jej twarzy też nie zdradzał żadnych emocji.
- Ja to zrobiłem. - wyznał bez chwili zawahania Neltare - Ostra amunicja jest kwintesencjonalna. Można spodziewać się całkiem innych zachowań, gdy działanie nie niesie żadnego ryzyka, a my mamy wybrać spośród was osoby, którym nadamy nieograniczone przywileje w celu zapewnienia bezpieczeństwa w, częstokroć, najtrudniejszych sytuacjach.
- Dziękuję, sir - odpowiedziała Sara, spoglądając na rozmówcę bez żadnego wyrazu emocji.
Magnus wzdrygnął się lekko słuchając pochwał na temat katastrofy jaką był ten trening. Dlatego, że w czyimś chorym umyśle czaiły się wspaniałe idee treningu w stylu symulowanego doboru naturalnego teraz kilka osób było w stanie krytycznym. Po krótkim salucie odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali na odchodne kwitując to co teraz usłyszał warknięciem, na tyle głośnym aby wszyscy słyszeli, do złudzenia przypominającym “pieprzone kutafony”. Wiedział o potrzebie poświęcenia dla większego dobra, rozumiał ją i akceptował. Problem zaczynał się gdy jego dowódcy spisywali własnych ludzi na straty a Mag wiedział że można ich jeszcze uratować. Tak jak wtedy z... potrząsnął głową. Nic nie warte były takie rozmyślania. Na wpół świadomie zdecydował że pójdzie odwiedzić rannych. Idąc głośno klął na czym świat stoi.
Po odprawie Sildon zasalutował i wyszedł z sali.
Praktycznie nie zrobił nic podczas tej misji. No dobra... przyjął na tarczę parę kul, zajął się rannymi i to wszystko.
Dlatego też człon medyczny był pierwszym miejscem do jakiego się udał po opuszczeniu pomieszczenia. Idąc korytarzem gładził się po brodzie zastanawiając się nad różnymi kwestiami.
Sprzęt był najwyższej próby, więc jeżeli miałby coś ćwiczyć to działanie w terenie. Prawie był gotów się założyć że Lash będzie się cały czas przy nim przechwalał... ale już taki był kroganin i nic nie można było na to poradzić.
Zarkan westchnął cicho.
- Profesorze. Pozwolenie by odmaszerować - powiedział. Nie opuszcza się sali bez wyraźnego pozwolenia. “To by było na tyle” takowym nie było i fakt, że dowódca ma wyjątkowo ekstremistyczne podejście do pewnych spraw tej zasady nie zmieniało.
Neltare zamrugał oczyma, przez chwilę wpatrując się z Turianina. Natychmiast interweniowała matriarchini.
- Jeżeli nie macie pytań, odmaszerować. - rzuciła szybko, zwalniając profesora z tego obowiązku. Uśmiech nie ustąpił, był dla odmiany sztuczny i z trudem utrzymywany. Asari nie mogła się doczekać rozmowy z salarianinem.
- Pani Thorne! - zwrócił się ten do Sary, zapominając o Zarkanie zanim Turianin by się odwrócił - Bark się szybko zagoi... a posłuchają następnym razem, gdy pojawi się opcja zajęcia bezpiecznej pozycji. - uśmiechnął się salarianin - Dobra taktyka.
Zarkan zasalutował ponownie i odmaszerował. Gdy już znalazł się za wyjściem westchnął cicho.
- Dziękuję, sir - odpowiedziała Sara i po zasalutowaniu ruszyła w stronę wyjścia.
Ria pokręciła oczami, kiedy Neltare wyraził swoją opinię na temat użycia ostrej amunicji na tym treningu. O, tak. Naprawdę jej się ten pomysł spodobał. Już od pewnego czasu wiedziała, że ten salarianin to zwykły, pieprzony świr, a ta wypowiedź jedynie dodała do tego określenia kilka epitetów.
Asari nie potrzebowała żadnych pozwoleń na oddalenie się, dlatego ruszyła się, bez salutowania, chwilę przed tym, jak Zarkan wyraził swoją potrzebę zezwolenia. Żołnierskie zwyczaje. Ria nie sądziła, aby mogła się przyzwyczaić i zachowywać się w taki sam sposób.
Po wyjściu zastanowiła się co powinna zrobić teraz. Prawdę mówiąc najchętniej umyłaby się i padła na łóżko odpoczywając ile dusza zapragnie. Nie obchodziłoby jej co pomyślałaby “sztywna” część ich grupy, jednak... przydałoby się sprawdzić jak radzą sobie ranni. Dodatkowo możliwe było, iż Magnus także się kierował w tamtą stronę, a on przynajmniej był wysepką normalności w tym świecie sztywnych zasad, którego panowanie najwyraźniej niektórzy zamierzali wprowadzić.
Ruszyła w stronę ambulatorium.
Lucas westchnął słuchając argumentów Salarianina. W jego mniemaniu ostra amunicja się nadaje dla przygotowanych oddziałów. Nie grupy, która nie do końca zna swoje możliwości. Czterech z nich zapłaciło za to zdrowiem. Westchnął ponownie, będzie musiał się udać na oddział medyczny. Implanty mogą zacząć szwankować od tamtej wilgoci, syfu i wstrząsów. Przydałoby się też zobaczyć co z rannymi. Lucas wyszedł wraz z resztą i podążył za Asari do ambulatorium.
Lash machnął ręką widząc jak wszyscy poobrażani opuścili salę i pomrugał patrząc na dwoje dowódców. Stojąc na przeciwko nich, bezradnie wzruszył ramionami.
- Rozpieszczone dzieciaki, gdyby zamiast chodzić do przedszkola, pozapierdalali trochę z karabinem, to w późniejszym życiu też podchodziliby do takich sytuacji bardziej na luzie... -
Uśmiechnął się szczerząc zębiska i zaczął się cicho śmiać, ale odniósł wrażenie, że osoby które pozostały w pomieszczeniu nie są potencjalnymi kumplami do takich rozmów.
- Wspominaliście o dozbrojeniu, skoro macie coś bardziej wybuchowego niż rakiety, to już mnie tu nie ma. -
Pożegnał kadrę oficerską pochylając czaszkę o jakieś pół centymetra i powoli udał się do wyjścia, gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, i miał pewność, że nikt go nie widzi, ruszył biegiem przez korytarz, o mało co nie wpadając po drodze na rozproszonych członków oddziału i innych załogantów. Jego pokraczne nogi ledwo nadążały z kolejnymi krokami pod jego rozpędzonym cielskiem. Chciał jednak mieć pewność, że nikt nie dotrze do zbrojowni przed nim, i nie podwędzi mu sprzętu o największej sile rażenia. Miał nadzieję, że po drodze zorientuje się też w kwestii zlokalizowania stołówki.
- Lash, uważaj jak łazisz! - Sildon musiał przylgnąć do ściany, aby nie zostać stratowanym przez kroganina.
Po paru sekundach namysłu ruszył jednak biegiem za nim.
- I gdzie się tak spieszysz, jeżeli można wiedzieć?
Kroganin wyhamował zawadzając lewym barkiem o ścianę tak, że spomiędzy niej a jego pancerza buchnęło kilka iskier. Kiedy już się zatrzymał, zwrócił się do doganiającego go Salarianina i zaczął żywiołowo gestykulować rękoma.
- Szukam zbrojowni, trzeba to zrobić zanim się nie rozmyślą i brać co się da. Na pewno mają tu jakąś ciężką broń energetyczną... Poza tym, widziałeś jak oczy zabłyszczały temu Turianinowi, kiedy o tym mówili? A potem od razu wyszedł, może już tam jest. A najlepszy sprzęt na pewno mają w limitowanej ilości. -
- Trzeba przyznać ci słuszność. - salarianin uśmiechnął się nagle, jednak w jego głosie nie było słychać żadnej chytrości - Pomóc Ci? Lepiej, aby najlepsze zabawki nie wpadły w ręce tych którzy nie umieją się nimi posługiwać.
- Niby jak chcesz mi pomóc? Nawet nie uniesiesz takiej spluwy... - Kroganin zmarszczył brwi i rozejrzał się po korytarzu, szukając oznaczeń i znaków kierunkowych. - Ale jeśli znasz drogę, to możesz iść ze mną, nigdy nie byłem w tej części okrętu. -
- Ja poszukam sobie czegoś w swoim rozmiarze... a co dwie pary oczu to nie jedna, szybciej każdy z nas znajdzie to czego szuka. Chodźmy naprzód. Zbrojownia znajduje się przy wejściu do obszaru treningowego.
Salarianin wskazał przed siebie i ruszył szybkim krokiem.
- Ty też zauważyłeś jakie na reszcie wywarła wrażenie symulacja? Albo raczej to co powiedziało szefostwo. Atmosfera była taka, że z szarży byś jej łbem nie był w stanie rozbić.
- Wszystko zależy od odpowiedniego rozpędu i siły wybicia przy pierwszym kroku. U ludzi niektórzy też tak potrafią, widziałem takie zawody, ale oni w nic nie przyjebali. - Wspominając widywane na barowych monitorach transmisje sportowe nadawane z planety Ziemia Kroganin zaczął człapać za Sildonem.
- Nigdzie tu nie wyczuwam tego Turianina, może nie był taki cwany jak mi się wydawało. - Lasha spośród swoich ziomków poza przyjaznym nastawieniem wyróżniał również doskonały węch, a skoro mówił, że kogoś nie było w pobliżu, to można było przyjąć za pewnik, że go tam nie było i już.
- Ja się nie znam na strategiach i ekonomiach, ale jakbym miał swoje mechy, to by mi było szkoda je rozwalić, tak samo swoich kumpli, albo jednych i drugich. -
- Winda.
Sildon zatrzymał się przy jednym z włazów i gestem przywołał do siebie Lasha.
- Zjedziemy nią, będziemy szybciej...
Od razu nacisnął dłonią na panel aby przywołać elewator.
- Myślę, że po prostu ktoś im dał za dużo środków na ten program szkoleniowy i postanowili wykorzystać je ile tylko dadzą radę. - wzruszył ramionami - Takie inwestowanie w realizm. -
Drzwi rozsunęły się.
- Jak już splądrujemy zbrojownię to może mała strzelanina przed obiadem? - uśmiechnął się chytrze salarianin.
- Sam nie wiem, spać mi się zachciało od tych wszystkich podsumowań... - Kroganin wyraźnie zastanawiał się nad tą propozycją o czym mogły świadczyć nieco mocniej niż zwykle zaciśnięte usta. Widząc, że Salarianin się nie śpieszy, wepchał się do windy jako pierwszy. - Poza tym, to całe zadanie... Mamy cały czas operować z tego okrętu? Nie zdążyłem jeszcze się do tego miejsca przyzwyczaić, ani go poznać, a oni już chcą nas gdzieś wysyłać.
Zarkan i Sara
Po opuszczeniu głównej sali, para snajperów spotkała się na korytarzu. Zarkan obejrzał się na Sarę.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że profesor postrzega to wszystko jako grę taktyczną? - mruknął, gdy kobieta się z nim zrównała, a dystans do sali był na tyle duży, że salarianin nie usłyszałby uwagi.
- Jesteśmy jak pionki na szachownicy w jego grze. Być może chce z nas zrobić królówki, ale nie boi się poświęcić większości, aby choć jedno dotarło do końca - odpowiedziała Sara i przez chwilę spojrzała na rozmówcę. - Znasz szachy? - spytała, ale szybko odczytała odpowiedź ze spojrzenia turianina, który najwidoczniej nie miał pojęcia o co chodzi.
Uśmiechnęła się znacząco. - Mało dla niego znaczymy i możliwe że poświęci większość z nas dokonując selekcji naturalnej. Wszystko po to, aby wyłonić te parę osób, może tylko jedną, która nagle okaże się bardzo cenna - przetłumaczyła ludzką metaforę.
Zarkan skinął głową i westchnął ponownie.
- Zostawmy to. Musisz mi powiedzieć o co chodzi z tymi szachami, bo słyszałem już parę aluzji... to jakaś gra, tak? - zapytał turianin.
- Tak, gra logiczna. Logiczno-strategiczna. Gra się w dwie osoby i choć zasady nie są trudne, to wyzwanie może przerastać. Później mogę ci objaśnić reguły i wyjaśnić metafory - powiedziała krzywiąc się lekko i chwytając zdrową ręką, za zraniony bark.
- Chyba nie powinnaś przesadzać z ruchem. Chodźmy odwiedzić Anyę i możemy gdzieś przysiąść... - powiedział Zarkan, grzebiąc chwilę w omnikluczu.
- Podpiąłem się po przybyciu do sieci pokładowej. Mogę ściągnąć wirtualną planszę do szachów z tego co widzę...
- Taka wystarczy - odpowiedziała Sara i oboje ruszyli w stronę ambulatorium. - Dobrze znasz Anyę? - spytała.
- Nie, ale odnoszę wrażenie, że się dobrze rozumiemy - odparł turianin i uśmiechnął się lekko, ściągając grę.
- Nasz quarianin chyba też tam lży, wypadałoby oń zahaczyć i zapytać jak się czuje. Samo przebicie pancerza u nich bywa fatalne w skutkach... - dodał.
- Ano łatwo ich zabić - mruknęła Sara, gdy razem szli do ambulatorium. - A ty bez szwanku? - zagadała.
- Nawet draśnięcia. Tylko oberwało mi się po pancerzu - powiedział Zarkan.
- Jak idę do boju to zawsze liczę się z tym, że to może być moja ostatnia misja. Zachowuję się wiec tak, bym w razie czego wykrwawiając się na polu walki nie żałował tego, że zrobiłem coś źle i przez to teraz umieram - stwierdził i westchnął cicho.
- Obawiam się, że nasi współtowarzysze nie podchodzą tak do sprawy...
- Sugerujesz, że pozwolili, aby zawładnął nimi strach? Że woleli czekać na odsiecz i dożyć jutra, niż walczyć? - kobieta spytała spokojnym głosem.
- Nie, że maja bardzo wysokie mniemanie o sobie i myślą, że są niezniszczalni, więc pakują się naprzód jak... hmm... te no... - turianin wykonał nieokreślony gest ręką. - Byk, szarżując na oślep naprzód.
- A, to z tym się zgadzam - odpowiedziała Sara. - Trzeba znać swoje możliwości, a także możliwości przeciwnika - dodała z kamiennym wyrazem twarzy.
- Ambulatorium - oznajmiła, gdy dostrzegła odpowiednie oznaczenie nad drzwiami do których się zbliżali.
- No to chodźmy - mruknął turianin.
Ambulatorium.
Zarkan, Sara, Mangus, Ria
Zarkan i Sara wkroczyli powoli do ambulatorium, chcąc rozejrzeć się za rannymi towarzyszami broni. Dojrzał Magnusa stuknął go palcem w ramię, widząc, że jeszcze nie poszedł do żadnej konkretnej osoby. Z tego co turianin zobaczył w pierwszej kolejności Anya była dalej nieprzytomna, westchnął więc i rozejrzał się za personelem.
Samo ambulatorium podzielone było w minimalistyczny sposób na pomieszczenie z łóżkami rannych i salę operacyjną, w której doktor Thairn i porucznik Hollis operowali w tej chwili. Wejście do sali operacyjnej było zamknięte, tam zaś w tej chwili operowano Anyę i Ethana. Dwa z łóżek tutaj zajmowali Koris i pod ścianą, oddzielony od zewnętrznego środowiska folią izolacyjną stosowaną przy skażeniach środowiska, Ray któremu przez jedyny hermetyczny otwór poprowadzono przewód tlenowy. Nie wydobyto go z kombinezonu, ale oddychał. Gdyby widzieć go od jego prawego boku, wydawałby się po prostu odpoczywać.
Obaj podłączeni byli do aparatury medycznej i przy obu czuwał pielęgniarz z salariańskiej załogi, który skinął Zarkanowi - jak każdemu przybywającemu - stojąc pod drzwiami sali operacyjnej, aby nikt nie wszedł bez zezwolenia i wpatrując się uważnie w ekrany z informacjami dotyczącymi stanu oczekujących. Krzeseł ani innego miejsca by usiąść nie było, łóżka również zostały rozstawione w ścisku z myślą o zminimalizowaniu zużywanej przestrzeni.
Turianin ruszył naprzód i zbliżył się do Salarianina, by się przywitać.
- Witam - zaczął. Salarianin na powitanie zasalutował, a turianin szybko również odpowiedział salutem, skoro i tu wymagana była etykieta wojskowa.
- Jak stan naszych? - zapytał. - Kiedy będzie można z nimi porozmawiać? - dodał. Ciekawił się kiedy znów będzie okazja normalnie poćwiczyć z Anyą. Żal, by straciła formę przez odniesione rany. Była... jest dobrym żołnierzem. Z resztą turianin nie rozmawiał za wiele, ale zawsze smucił go fakt, że osoba z którą walczył niemal ramie w ramię miałaby odejść ze służby w wyniku ran. Nawet dzisiejsza zaawansowana technologia nie mogła wyeliminować osób zwanych potocznie kalekami wojennymi... i dla żołnierza nie ma bardziej ponurego widoku niż takowy kaleka.
Pielęgniarz zaczął odpowiadać na pytania Zarkana.
- Stabilny. O ile wiem, wszyscy przeżyją. Jeżeli o rozmowę chodzi... - zerknął błyskawicznie na Raya i Korisa - Kiedy będą w stanie. Dwójce, którą teraz operują bardziej się dostało. Kobieta na pewno przeżyje, nie jestem pewien co do Drella.
Sara stała tylko z boku i słuchała tego o czym rozmawiali mężczyźni. Zarkan skrzywił się i spojrzał w stronę stołów operacyjnych.
- Czy jeśli będę na pokładzie gdy się przebudzi któreś z nich mógłby ktoś dać mi znać? - zapytał.
- Oczywiście. Proszę zostawić mi numer komunikatora z omni-narzędzia, cywilnego. - odparł paramedyk, uruchamiając własne naręczne narzędzie - Skontaktuję się jak tylko ktoś dojdzie do siebie.
Turianin odpalił narzędzie i podał szybko numer.
- Dziękuję, nie przeszkadzam już - zasalutował na pożegnanie i był gotów opuścić salę, gdy salarianin również zasalutuje, co ten niezwłocznie uczynił.
Zarkan powrócił do reszty.
- Słyszeliście, nie? - rzucił. - Proponuję za chwilę pójść się napić za ich zdrowie. Nie jesteśmy im potrzebni tutaj - mruknął.
- Jestem za - odezwała się Sara. - Choć dużo pić, nie mogę i nie będę - dodała z niezadowolonym wyrazem twarzy. Rana zawsze goiła się gorzej, gdy w krwi znajdował się alkohol.
- Dobra, to na razie do zbrojowni.. planuję dorwać Czarną Wdowę.. albo Walecznego - powiedział Zarkan, szczerząc się, po czym ruszył do zbrojowni.
- Ja już mam swój karabin. “M-112 Black Widow” - powiedziała Sara. - Wezmę za to amunicję, granaty i jakieś solidne ładunki wybuchowe - powiedziała Sara i przez krótki moment uśmiechnęła się połowicznie idąc razem z Zarkanem.
Magnus kiwnął głową jednak nie podążył za resztą.
- Później do was dołączę, nie bazuje na broni w takim stopniu jak wy, potem co najwyżej dobiorę moduły amunicji - powiedział.
Przez całą wcześniejszą rozmowę drugiego turianina z medykiem Mag ograniczył się do przysłuchiwania, sam bał się zapytać o stan zdrowia towarzyszy. Zastanawiał się czy Zarkan wie że gdyby Magnus w trakcie potyczki wybrał inną grupę przeciwników to właśnie on mógłby tam teraz leżeć. Krótka, żołnierska decyzja. Nie ma czasu na rozmyślania gdy stawką jest powodzenie misji i zdrowie załogi. Jednak... coś nie dawało mu spokoju. Nie potrafił pozbyć się poczucia winy mimo to, że wiedział że zrobił wszystko co było w jego mocy. Podjął decyzję. Błędną czy nie - zrobił to co do niego należało.
Nie wiedział ile jeszcze stał tak, oparty o ścianę, nieświadomie przygryzając urękawiczkowaną rękę ostrymi zębami.
Ria nie śpieszyła się zbytnio, skoro nie było powodu do nadwyrężania się. Dotarła do ambulatorium w momencie, gdy Zarkan i Sara odchodzili w stronę zbrojowni. Jedynie Magnus postanowił bawić się w ponurego samotnika, oczekującego na słowa otuchy. Asari przez kilka chwil po prostu obserwowała turianina zastanawiając się, ile będzie on w stanie tak stać bez celu.
Ona nie była w stanie długo oczekiwać na zmianę w jego zachowaniu.
- Jeżeli jesteś głodny lepiej zrobisz udając się do mesy. - odezwała się do biotyka.
Turianin zamrugał kilka razy jakby nie słyszał po czym w końcu się odezwał.
- A, tak. W sumie, dobry pomysł - Powoli wracał do zwykłego ‘siebie’ - Przejdziesz się ze mną czy tym razem zatruwanie się wymiotnymi trunkami pozostanie mi do wykonywania w samotności? - Uśmiechnął się po swojemu na końcu zdania.
Ria wzruszyła ramionami.
- Przecież nie mogłabym przegapić takiego widowiska. - wyszczerzyła się - Co z rannymi? - zapytała ruszając się z miejsca.
Mina turianina nieco zrzedła, przez krótką chwile szli korytarzem przy dźwięku własnych kroków, w końcu opowiedział
- Dwoje z nich ciężko rannych, jedno może nie przeżyć... To wszystko było... zbyteczne... - Pokręcił głową - Myślę że nie ma co gdybać, nic dla nich teraz nie zrobimy, równie dobrze możemy się pójść napić za ich zdrowie, jakkolwiek wisielczo to brzmi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 11
- Rejestracja: czwartek, 27 października 2011, 16:35
- Numer GG: 1914373
- Lokalizacja: Warszawa
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Ria i Magnus
Kantyna:
Ria spojrzała na idącego obok Magnusa.
- Przyjąłeś dziś za punkt honoru wpędzić mnie w depresję? - uśmiechnęła się cwaniacko - Wielu próbowało, panie “Zaszarżował na mnie Kroganin”.
- Ej, jakby zaszarżował na mnie Kroganin to to akurat byłoby zabawne. Po prostu mierzi mnie podejście niektórych osobników do podległych im żołnierzy. Nie znaczy to zaraz że będę Ci jęczał jak rodzinę wymordowała mi Miażdżypaszcza bo jakiś wojskowy-idiota ją sprowokował, czy coś takiego. Rodzina akurat w komplecie a niezadowolenie jest bardziej zniesmaczeniem niż otwartą nienawiścią. Ten kuta... A nieważnie... Chodźmy wreszcie coś wrzucić na ruszt bo sam się zaraz wprowadzę w stan siedzenia-w-kącie-i-kiwania-w-rytm-bicia-serca. Zjadłbym coś porządnego i napił czegoś... jakby się dało to nie zwracalnego. Może być nawet nie alkoholowe!
Ria zamyśliła się, po czym wyszczerzyła do Magnusa
- Ale wyglądałbyś uroczo.
- Tak, z śliną mi zdecydowanie do twarzy. Gdybym nie wybrał kariery wojskowej to mógłbym zostać twarzą magazynu Retarded Weekly.
- Nic straconego. Nad tym możemy jeszcze popracować. Marzenia z dzieciństwa wciąż mogą się ziścić.
-Ach, światła reflektorów, egzotyczne miejsca, ulubiony kąt bo głośny dźwięk mnie spłoszył i teraz nie reaguję na żadne bodźce. Żyć, nie umierać.- Mag wykonał szeroki łuk ramionami jakby pokazując obraz który się przed nim rozpościera.
Para weszła do wcześniej odwiedzanej kantyny, wyglądało na to że nie ma dużego ruchu więc Ria i Mag mogli zająć dowolny stolik.
Ria zajęła miejsce i oparła łokcie na stole. Podparła głowę na dłoniach uśmiechając się dziwnie do Magnusa.
- Lubisz tą militarną atmosferę, mm?
- Jeśli chodzi Ci o jakość kuchni to nie, wolę jednak cywila. A Jeśli chodzi o całość? - Wykonał okrężny ruch dłonią - To pomijając zwykłe wojo życie w jednostkach specjalnych nie jest złe. Całe szczęście, im więcej umiesz na tym większe masz pole manewru, vide nasza obecność tutaj. Dyscyplina nie jest dla mnie - Uśmiechnął się drapieżnie Turianin. - Chciałbym zobaczyć jak ty się dostosowujesz do rygoru życia w komando asari... Albo jak reszta komanda dostosowuje sie do Ciebie!
Ria parsknęła tłumiąc śmiech.
- Jakkolwiek zabawna byłaby druga opcja, to jednak mam wrażenie, że rzeczywistość mogłaby mieć coś do powiedzenia w tej kwestii, chociaż... - zamyśliła się - Na pewno byłoby to... niezapomniane przeżycie, jednak wolę inne... wrażenia. - uśmiechnęła się uroczo i nadwyraz słodko do Magnusa. Kontynuowała dopiero po chwili - Ty za to byłbyś przykładem dyscypliny.
- Zapewne - Turianin westchnął - Nie łudzę się, nieźle by mnie prześwięciły.... Wrażenia?
Ria uśmiechnęła się zadziornie.
- Och, istnieje wiele sposobów na umilenie sobie czasu... - przechyliła delikatnie głowę wciąż opierając ją na dłoniach - Ale czy przypadkiem nie przyszedłeś tutaj w jakimś celu? Nie licząc oczywiście subtelnego flirtu...
Magnus, z tak neutralnym na jaki było go w tej chwili stać, uśmiechem wstał na chwilę od stołu po ich wałówkę. Po powrocie rzekł tylko - Musisz mi wybaczyć ale to jedyna restauracja do jakiej mogłem Cię zabrać. Mało romantycznie.
- W takim razie mam nadzieję na rekompensatę. - odparła wciąż uśmiechając się przymilnie - Drogie wymagania, rozumiesz.
- Obiecuję, że przy najbliższej okazji jakoś spłacę dzisiaj zaciągnięty dług. - Mruknął Turianin z wciąż nie schodzącym z twarzy uśmiechem. Wyglądało na to że udało mu się zapomnieć o troskach, wcześniej obecne napięcie uleciało.
- Nie mogę się doczekać i zastanawiam się, na jaki pomysł wpadniesz. - przymrużyła oczy uśmiechając się drapieżnie - Pomysłowość jest taka... Interesująca.
- No cóż, jeśli sytuacja będzie nieciekawa podczas misji na Ilium to będziemy musieli zapaść się pod ziemie. A w moim mniemaniu jesteś najmniej widoczny jeśli widać Cię najbardziej... Moglibyśmy udawać parę, zamieszkać w hotelu i pójść do rzeczonej restauracji - Rzekł Magnus, ciężko było powiedzieć na ile serio, a na ile żartem.
- Para, zamieszkać w hotelu... Zaczyna brzmieć intrygująco.
- Wszystko dla powodzenia misji! - Magnus kontynuował - Śmiertelna powaga ścięła twarz Turianina, przynajmniej w jego mniemaniu, dla wszystkich innych widać było że jeśli byłby aktorem to - delikatnie mówiąc - kiepskim.
- Mam nadzieję, że twoja rodzina nie wybrała dla ciebie innej... przyszłości. - dodała z wciąż obecnym uśmiechem.
- Sugerujesz?
- Po prostu rozważam możliwe plany twojej rodziny w związku z tobą.
- Była propozycja rzucenia mnie na pożarcie Miażdżypaszczy ale uchwała nie przeszła. Chwała demokracji.
- To zależy ile osób ma przywilej uczestnictwa w głosowaniu. - Ria skrzywiła się delikatnie, ale po chwili znów się uśmiechała - Będzie trzeba znaleźć sposób, aby nie utoniąc w tym lodowatym oceanie dyscypliny. To byłaby straszliwa śmierć.
- Coż, to pozostaje nam, jako ostatnim wysepkom normalności, do wykonania...
- Lepiej jedz, pyszną potrawkę z niczego, bo jak zemdlejesz w podróży, to na mnie nie licz. Nie wydam na tragarza.
- Mówi osoba która bez problemu może przenosić siłą woli ciężary wielokrotnie przekraczające jej własny. Inna sprawa że słusznie prawisz, cokolwiek jest w tej papie, mam pewność że działa odżywczo... w końcu wygląda tak jakby miała zaraz wstać i wyjść z lokalu o własnych nogach...
- Więc radzę się pośpieszyć, bo możesz nie zdążyć jej zjeść. Co do podnoszenia ciężarów... Skoro można uniknąć nawet najmniejszego wysiłku... - wyszczerzyła się wrednie.
- Arogancja Cię zabije - Tym razem poważnie odpowiedział Mag
- W takim razie dlaczego moja matka dawno nie padła trupem? - zapytała z westchnięciem - Jednak to nie ty zostałeś pomóc Korisowi.
- Mówię tylko że trzeba znać swoje ograniczenia.... - Mag skończył temat i wzdychając głębiej oparł się na krześle - Znowu to robię? Wprowadzam aurę depresji?
- Tak. - kawałek jedzenia z talerza Magnusa uniósł się do góry - Łap. - po czym został posłany na twarz Turianina.
- Dziękuje, już mi lepiej - Turianin ściągnął łyżeczką , szmatką i własnymi szczękami rzeczony kawałek - Jak chcesz możesz mnie pożywić przy pomocy biotyki. Wiesz, “leci samolocik”?
Ria uniosła brew, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc, ale porzuciła ten temat.
- Uczyć jeść za pomocą biotyki, raczej, ale jeżeli chcesz, abym przyjęła taką taktykę to powiedz, jednak będziemy potrzebowali o wiele więcej jedzenia... - wyszczerzyła się - Nie grymaś. Jedz.
- Z twoją celnością... - Mruknął Mag i posłał jej kawałek jedzenia lotem koszącym w stronę ust Rii gdy ta mówiła.
Asari zakrztusiła się w ten sposób “podanym” posiłkiem, po którego przełknięciu skrzywiła się wyraźnie.
- To było paskudne... W obu kontekstach. - skrzywiła się ponownie, po czym uśmiechnęła zawadiacko - Ważniejsze jest, abyś to ty posiadał dobrą celność.
- Myślę że moja celność jest całkiem niezła, w każdym możliwym kontekście. - Magnus sięgnął po swoją porcję w tradycyjny sposób i w tenże sam sposób ją spożył.
Ria nieśpiesznie wstała z miejsca i obdarzyła Magnusa milutkim uśmiechem.
- Skoro nie muszę cię już pilnować... - pokazała mu język, po czym dodała - Pamiętaj o swojej obietnicy. Lubię inwencję. - bez pośpiechu ruszyła do wyjścia z mesy.
- Nie śmiałbym zapomnieć. Ria... - Turianin przerwał na chwilę a jego twarz stężała - Dziękuje.
Ria na moment się odwróciła, ale nic nie odpowiedziała tylko ponownie pokazała Magnusowi język i z uśmiechem udała się do swojej kwatery.
Kantyna:
Ria spojrzała na idącego obok Magnusa.
- Przyjąłeś dziś za punkt honoru wpędzić mnie w depresję? - uśmiechnęła się cwaniacko - Wielu próbowało, panie “Zaszarżował na mnie Kroganin”.
- Ej, jakby zaszarżował na mnie Kroganin to to akurat byłoby zabawne. Po prostu mierzi mnie podejście niektórych osobników do podległych im żołnierzy. Nie znaczy to zaraz że będę Ci jęczał jak rodzinę wymordowała mi Miażdżypaszcza bo jakiś wojskowy-idiota ją sprowokował, czy coś takiego. Rodzina akurat w komplecie a niezadowolenie jest bardziej zniesmaczeniem niż otwartą nienawiścią. Ten kuta... A nieważnie... Chodźmy wreszcie coś wrzucić na ruszt bo sam się zaraz wprowadzę w stan siedzenia-w-kącie-i-kiwania-w-rytm-bicia-serca. Zjadłbym coś porządnego i napił czegoś... jakby się dało to nie zwracalnego. Może być nawet nie alkoholowe!
Ria zamyśliła się, po czym wyszczerzyła do Magnusa
- Ale wyglądałbyś uroczo.
- Tak, z śliną mi zdecydowanie do twarzy. Gdybym nie wybrał kariery wojskowej to mógłbym zostać twarzą magazynu Retarded Weekly.
- Nic straconego. Nad tym możemy jeszcze popracować. Marzenia z dzieciństwa wciąż mogą się ziścić.
-Ach, światła reflektorów, egzotyczne miejsca, ulubiony kąt bo głośny dźwięk mnie spłoszył i teraz nie reaguję na żadne bodźce. Żyć, nie umierać.- Mag wykonał szeroki łuk ramionami jakby pokazując obraz który się przed nim rozpościera.
Para weszła do wcześniej odwiedzanej kantyny, wyglądało na to że nie ma dużego ruchu więc Ria i Mag mogli zająć dowolny stolik.
Ria zajęła miejsce i oparła łokcie na stole. Podparła głowę na dłoniach uśmiechając się dziwnie do Magnusa.
- Lubisz tą militarną atmosferę, mm?
- Jeśli chodzi Ci o jakość kuchni to nie, wolę jednak cywila. A Jeśli chodzi o całość? - Wykonał okrężny ruch dłonią - To pomijając zwykłe wojo życie w jednostkach specjalnych nie jest złe. Całe szczęście, im więcej umiesz na tym większe masz pole manewru, vide nasza obecność tutaj. Dyscyplina nie jest dla mnie - Uśmiechnął się drapieżnie Turianin. - Chciałbym zobaczyć jak ty się dostosowujesz do rygoru życia w komando asari... Albo jak reszta komanda dostosowuje sie do Ciebie!
Ria parsknęła tłumiąc śmiech.
- Jakkolwiek zabawna byłaby druga opcja, to jednak mam wrażenie, że rzeczywistość mogłaby mieć coś do powiedzenia w tej kwestii, chociaż... - zamyśliła się - Na pewno byłoby to... niezapomniane przeżycie, jednak wolę inne... wrażenia. - uśmiechnęła się uroczo i nadwyraz słodko do Magnusa. Kontynuowała dopiero po chwili - Ty za to byłbyś przykładem dyscypliny.
- Zapewne - Turianin westchnął - Nie łudzę się, nieźle by mnie prześwięciły.... Wrażenia?
Ria uśmiechnęła się zadziornie.
- Och, istnieje wiele sposobów na umilenie sobie czasu... - przechyliła delikatnie głowę wciąż opierając ją na dłoniach - Ale czy przypadkiem nie przyszedłeś tutaj w jakimś celu? Nie licząc oczywiście subtelnego flirtu...
Magnus, z tak neutralnym na jaki było go w tej chwili stać, uśmiechem wstał na chwilę od stołu po ich wałówkę. Po powrocie rzekł tylko - Musisz mi wybaczyć ale to jedyna restauracja do jakiej mogłem Cię zabrać. Mało romantycznie.
- W takim razie mam nadzieję na rekompensatę. - odparła wciąż uśmiechając się przymilnie - Drogie wymagania, rozumiesz.
- Obiecuję, że przy najbliższej okazji jakoś spłacę dzisiaj zaciągnięty dług. - Mruknął Turianin z wciąż nie schodzącym z twarzy uśmiechem. Wyglądało na to że udało mu się zapomnieć o troskach, wcześniej obecne napięcie uleciało.
- Nie mogę się doczekać i zastanawiam się, na jaki pomysł wpadniesz. - przymrużyła oczy uśmiechając się drapieżnie - Pomysłowość jest taka... Interesująca.
- No cóż, jeśli sytuacja będzie nieciekawa podczas misji na Ilium to będziemy musieli zapaść się pod ziemie. A w moim mniemaniu jesteś najmniej widoczny jeśli widać Cię najbardziej... Moglibyśmy udawać parę, zamieszkać w hotelu i pójść do rzeczonej restauracji - Rzekł Magnus, ciężko było powiedzieć na ile serio, a na ile żartem.
- Para, zamieszkać w hotelu... Zaczyna brzmieć intrygująco.
- Wszystko dla powodzenia misji! - Magnus kontynuował - Śmiertelna powaga ścięła twarz Turianina, przynajmniej w jego mniemaniu, dla wszystkich innych widać było że jeśli byłby aktorem to - delikatnie mówiąc - kiepskim.
- Mam nadzieję, że twoja rodzina nie wybrała dla ciebie innej... przyszłości. - dodała z wciąż obecnym uśmiechem.
- Sugerujesz?
- Po prostu rozważam możliwe plany twojej rodziny w związku z tobą.
- Była propozycja rzucenia mnie na pożarcie Miażdżypaszczy ale uchwała nie przeszła. Chwała demokracji.
- To zależy ile osób ma przywilej uczestnictwa w głosowaniu. - Ria skrzywiła się delikatnie, ale po chwili znów się uśmiechała - Będzie trzeba znaleźć sposób, aby nie utoniąc w tym lodowatym oceanie dyscypliny. To byłaby straszliwa śmierć.
- Coż, to pozostaje nam, jako ostatnim wysepkom normalności, do wykonania...
- Lepiej jedz, pyszną potrawkę z niczego, bo jak zemdlejesz w podróży, to na mnie nie licz. Nie wydam na tragarza.
- Mówi osoba która bez problemu może przenosić siłą woli ciężary wielokrotnie przekraczające jej własny. Inna sprawa że słusznie prawisz, cokolwiek jest w tej papie, mam pewność że działa odżywczo... w końcu wygląda tak jakby miała zaraz wstać i wyjść z lokalu o własnych nogach...
- Więc radzę się pośpieszyć, bo możesz nie zdążyć jej zjeść. Co do podnoszenia ciężarów... Skoro można uniknąć nawet najmniejszego wysiłku... - wyszczerzyła się wrednie.
- Arogancja Cię zabije - Tym razem poważnie odpowiedział Mag
- W takim razie dlaczego moja matka dawno nie padła trupem? - zapytała z westchnięciem - Jednak to nie ty zostałeś pomóc Korisowi.
- Mówię tylko że trzeba znać swoje ograniczenia.... - Mag skończył temat i wzdychając głębiej oparł się na krześle - Znowu to robię? Wprowadzam aurę depresji?
- Tak. - kawałek jedzenia z talerza Magnusa uniósł się do góry - Łap. - po czym został posłany na twarz Turianina.
- Dziękuje, już mi lepiej - Turianin ściągnął łyżeczką , szmatką i własnymi szczękami rzeczony kawałek - Jak chcesz możesz mnie pożywić przy pomocy biotyki. Wiesz, “leci samolocik”?
Ria uniosła brew, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc, ale porzuciła ten temat.
- Uczyć jeść za pomocą biotyki, raczej, ale jeżeli chcesz, abym przyjęła taką taktykę to powiedz, jednak będziemy potrzebowali o wiele więcej jedzenia... - wyszczerzyła się - Nie grymaś. Jedz.
- Z twoją celnością... - Mruknął Mag i posłał jej kawałek jedzenia lotem koszącym w stronę ust Rii gdy ta mówiła.
Asari zakrztusiła się w ten sposób “podanym” posiłkiem, po którego przełknięciu skrzywiła się wyraźnie.
- To było paskudne... W obu kontekstach. - skrzywiła się ponownie, po czym uśmiechnęła zawadiacko - Ważniejsze jest, abyś to ty posiadał dobrą celność.
- Myślę że moja celność jest całkiem niezła, w każdym możliwym kontekście. - Magnus sięgnął po swoją porcję w tradycyjny sposób i w tenże sam sposób ją spożył.
Ria nieśpiesznie wstała z miejsca i obdarzyła Magnusa milutkim uśmiechem.
- Skoro nie muszę cię już pilnować... - pokazała mu język, po czym dodała - Pamiętaj o swojej obietnicy. Lubię inwencję. - bez pośpiechu ruszyła do wyjścia z mesy.
- Nie śmiałbym zapomnieć. Ria... - Turianin przerwał na chwilę a jego twarz stężała - Dziękuje.
Ria na moment się odwróciła, ale nic nie odpowiedziała tylko ponownie pokazała Magnusowi język i z uśmiechem udała się do swojej kwatery.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Zbrojownia. Sara, Zarkan, Magnus.
Gdy Sara i Zarkan dotarli do zbrojowni, zastali tam Kroganina i Salatarianina, którzy przybyli im wcześniej jako wsparcie. Lash i Sildon, byli tam już od paru minut.
- Cześć - powiedziała ludzka kobieta pozbawionym emocji głosem. - Zostało coś jeszcze? - spytała, rzucając okiem na kroganina.
- Jeśli szukasz rakietnic i karabinów maszynowych to sadzę, że jedna sztuka każdego najlepszego już wyparowała - stwierdził Zarkan, skinąwszy głową towarzyszom broni.
- Wolę jakieś ładunki wybuchowe - odpowiedziała Sara rozglądając się dookoła - i granaty - dodała zauważywszy ich wspaniałej jakości zbiór.
- Ale ja też tu po konkretne rzeczy... - mruknął, podchodząc do półek z prawej strony. Szybko przejrzał zawartość i podszedł do dyspenera koło nich, odpalając omninarzędzie.
Turianin wstukał ręcznie parę komend na pulpicie maszyny i rozległo się klikniecie. Zarkan westchnął i sięgnął po złożoną broń, która czekała na niego w wylocie.
Rozłożył bron i przyjrzał się jej. Czarna Wdowa. Przystosowana do oddawania trzech strzałów z niewiele mniejszą mocą niż osławiona Wdowa-strzelba snajperska stworzona w oparciu o technologię gethów.
Turianin zaśmiał się cicho i spojrzał na Sarę - TO jest porządna strzelba snajperska.. muszę ją tylko troszkę dopieścić i będzie jak ulał... - powiedział.
Sara spojrzała na sprzęt który znalazł i uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Zaraz potem zajęła się pakowaniem do torby paczek granatów i ładunków wybuchowych, z których każdy mógł zmieść całe bardzo przestronne pomieszczenie, w którym się znajdowali i rozrzucić szczątki jego ścian po sąsiadujących.
Później do zbrojowni zajrzał także Magnus, po krótkim przejrzeniu co ta ma do zaoferowania sięgnął po moduły amunicyjne dla swojej broni osobistej. Pociski zapalające i zamrażające były wystarczającym uzupełnieniem jego ekwipunku. I tak przedkładał mobilność nad siłę ognia.
Sala Odpraw. Wszyscy.
Zarkan podniósł rękę i gdy udzielono mu głosu wstał.
- Czy w “sprzęt” wlicza się też jakiś środek transportu, czy w tej kwestii jesteśmy zdani na siebie? - zapytał.
- Zostaniecie przetransportowani do wybranego przez was lądowiska w mieście... dostaniecie na czas misji pewne fundusze, ale obawiam się, że o ile żadne z was nie ma fikcyjnego konta, nie wykorzystacie tego. Za łatwo wytropić. - skwitował Neltare.
- Hrm. Dziękuję, na razie tyle - odparł turianin, siadając. Tak więc jeśli wynikną jakieś problemy to może być zupełnie przesrane. Ucieczka z Ilium podczas bycia ściganym przez asari graniczy z cudem. Możliwości zablokowania opuszczających miasto pojazdów są olbrzymie, i jeśli jedna metoda miałaby zawieść na jej miejsce byłoby sto innych. Trzeba było trzymać się litery prawa... albo kombinować z naciskiem raczej na to drugie, a tego Zarkan nie lubił...
- Nie powinienem tego mówić skoro macie działać skrycie, ale gdyby coś poszło nie tak, raczej próbujcie się zaszyć aż was znajdziemy i wyciągniemy. Nie będziecie jedynymi osobami podejmującymi się nielegalnych działań. - profesor łypnął okiem na snajpera gdy kącik ust wykrzywił uśmiech, jak gdyby nie mówił w pełni poważnie. Raczej nie dopuszczał do myśli niekorzystnego obrotu wydarzeń.
Zarkan skinął głową w milczeniu i pomyślał chwilę, po czym wstał.
- Poszukam danych o Ilium w bazie danych statku. Spróbuję wymyślić coś wstępnie i w razie czego zgłoszę się z pytaniami w ciągu najblizszych dwóch-trzech godzin. Tymczasowo nie mam już pytań. Spojrzał na salarianina czekając na potwierdzenie bądź zaprzeczenie dopuszczalności takiego planu.
Profesor wstał tylko, salutując turianinowi.
- Reszta przekaże ewentualne pytania, poza tym macie notatki i dostaniecie nagranie z tej rozmowy. Odmaszerować.
Turianin zasalutował w odpowiedzi i ruszył po dane. Trzeba było się przygotować...
- Jeśli można - odezwał się nieco przytłumionym od leków głosem Rayq'ael - to chciałbym spytać o dostępne wyposażenie na tą misję. Czy możemy liczyć na fałszywe dokumenty dające nam dostęp do hotelu, albo przynajmniej pretekst by się tam znajdować? Biorąc pod uwagę teren działań sądzę iż potrzebny jest nam podział na zespoły - rozejrzał się po zebranych - każdy z pewnością znajdzie rolę najlepszą dla siebie. Ja z odpowiednimi dokumentami nie będę raczej wzbudzał podejrzeń sprawdzając zabezpieczenia w hotelu wokół naszego podopiecznego, a nasi żołnierze mogą z łatwością wcielić się w poszukujących na Placu Arlańskim broni i wyposażenia najemników. Dzięki znajomości hasła mogą w każdej chwili przejąć ładunek, a nasz technik spreparować, przekazywany lokalnie, komunikat o zamachu na biznesmena. Niezależnie od wszystkiego dobrze byłoby wyznaczyć zespół rezerwowy. Dwójkę lub trójkę agentów dysponujących jakimś środkiem transportu i zdolnych udzielić wsparcia czy umożliwić ewakuację.
- Dostaniecie wyposażenie wojskowe i nie tylko, dobrane wedle waszego uznania. Jeżeli chodzi o fałszywe tożsamości, rezerwacje, dodatkowe środki, wierzę, że któreś z was zdoła o to zadbać na miejscu. Cokolwiek zdołacie wykorzystać w terenie działania i przynajmniej jedno z was powinno znać Illium... - wyjaśnił salarianin.
- Czy Hylek Ro wie, że szykują na niego zamach? Jaką ma ochronę? - spytała Sara, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co ona by zrobiła będąc na miejscu zamachowca. Salarianin splótł palce dłoni na stole, uśmiech zniknął z jego twarzy.
- To bardzo trafne pytanie i niestety najbardziej rozczarowująca odpowiedź. To wywiad wojskowy. Odmawiają szpiegowania bez zezwolenia władz cywilnych, nie zgłębiali kwestii Ro. Jeżeli wie o zamachu, najpewniej ma jakąś ochronę, co do jej jakości możemy zgadywać. Pieniędzy mu nie brakuje, może mu brakować adekwatnych kontaktów, choć kogoś musiał zatrudnić by skompletował mu ochronę zamiast niego. Jeżeli nie ma ochrony... jest łatwym celem.
- Kto dowodzi operacją? - spytała Sara. Było to bardzo ważne, gdyż podczas “treningu” bardzo im to zaszkodziło, a tutaj musieli działać w znacznie bardziej zorganizowany sposób.
- Wy mi powiedzcie. - Neltare odparł, jak gdyby zapytano go o najdrobniejszą błahostkę.
Sara spojrzała na pozostałych obecnych. Nikt nie wydawał się być zbyt zainteresowany przejęciem roli dowódcy, a ponieważ pochodzili z różnych stronnictw, starszeństwo stopni wojskowych było trudne do ustalenia.
- Nie wiem, czy najlepiej nadaję się tu na dowódcę. Ale akurat na zamachach znam się bardzo dobrze i na tą misję mogę nas odpowiednio poprowadzić - powiedziała kobieta i westchnęła. - Zgadzacie się, czy ktoś inny chce objąć to stanowisko? - dodała od razu.
Ria spojrzała na Sarę i uśmiechnęła się, po czym wzruszyła ramionami.
- Nie będę się biła o to stanowisko, ale chętnie popatrzę, jeżeli ktoś inny zdecyduje się na taki krok. - rozejrzała się po towarzyszach - Skoro była o tym mowa... Znam Illium, więc przynajmniej możemy mieć nadzieję, że nie zagubimy się tuż po zejściu z lądowiska ani nie podpiszemy umowy sprzedaży całego naszego dobytku za kilka kolejek... - dodała beztrosko, uśmiechając się jakby do siebie.
- To co ta pani powiedziała, mieliśmy z resztą podobną rozmowę wcześniej, jeśli mnie pamięć nie myli - Westchnął/powiedział Magnus, odzywając się zaraz po Rii - Wiem, że wszyscy tu jesteśmy, w mniejszym lub większym stopniu, indywidualistami ale musimy wypracować jakiś łańcuch dowodzenia a nie że każdy sobie rzepkę skrobie. Podział na pododdziały też powinien być sztywny - Już ciszej mruknął w kierunku siedzącej obok Rii - W razie czego idę z tobą, nigdy w życiu nie byłem na Ilium a taki ze mnie odpowiedzialny turysta jak z Neltare mistrz empatii.
Lukas pokręcił głową.
-Na mnie nie liczcie, nigdy nie dowodziłem niczym ponad drużyną w FPS-sie więc doświadczenie żadne. - Spojrzał na profesora- Czy możemy się powołać na jakikolwiek autorytet w przypadku spięcia/odkrycia przez policję Asari? Czy uciekać krzycząc “Jestem prawie Widmem”?
- Możecie się powoływać, ale wątpię, żeby siły porządkowe chciały ryzykować. Raczej was zastrzelą, widząc, że jesteście niebezpieczni i uzbrojeni.
- Zatem postanowione - powiedziała Sara i skinęła im głową. Wybieranie sobie dowódcy samemu nie było tym, do czego przywykło wojsko, więc było to coś nowego. Sara dotychczas dowodziła tylko okazyjnie i to mając konkretne wytyczne z góry, ale podczas zamachów robiła wszystko sama, więc mogła śmiało przypuszczać, że w tym przypadku sobie poradzi. Już miała w głowie pewien wstępny plan.
- Ile będziemy mieć jeszcze czasu na przygotowania, po dotarciu na Ilium? - spytała spoglądając na Neltare’a.
- Jak mówiłem, rozmowa odbyła się dwie godziny temu. - cierpliwie przypomniał Neltare - Wedle rozmawiających, kongres odbywa się za dwa dni. Gdzieś w tej okolicy odbędzie się zamach. Nie macie z mojej strony limitu czasu, jedynie cel do wykonania. Z drugiej strony, nie jestem zamachowcem... może się spóźnić, blefować, nie dotrzeć na czas, zaplanować zamach później, przed kongresem w hotelu, w drodze na kongres... Akurat pani domyśla się możliwych zajść, pani Thorne.
- Istotnie - odpowiedziała krótko Sara, a po głowie krążyło jej wiele różnych wariantów.
- Najłatwiej by było nie dopuścić do uiszczenia zapłaty. Jeśli Vec nie odda towaru, nie powinno dojść do zamachu. Nie mniej jednak zawsze mogą się jakoś dogadać, od razu lub w przyszłości, więc lepiej nie tracić okazji do ich zlikwidowania - zauważyła Sara.
- Przedstawię wstępny plan działania za godzinę - oznajmiła zarówno Neltare’owi, jak i wszystkim zgromadzonym.
- Jeżeli nikt nie ma uwag, zarządzam godzinną przerwę. Będę tutaj, jeżeli ktoś będzie mnie potrzebował. - odparł profesor, opierając łokcie na blacie i gotów odprowadzać ich do wyjścia spojrzeniem jednego oka zza splecionych palców.
Gdy Sara i Zarkan dotarli do zbrojowni, zastali tam Kroganina i Salatarianina, którzy przybyli im wcześniej jako wsparcie. Lash i Sildon, byli tam już od paru minut.
- Cześć - powiedziała ludzka kobieta pozbawionym emocji głosem. - Zostało coś jeszcze? - spytała, rzucając okiem na kroganina.
- Jeśli szukasz rakietnic i karabinów maszynowych to sadzę, że jedna sztuka każdego najlepszego już wyparowała - stwierdził Zarkan, skinąwszy głową towarzyszom broni.
- Wolę jakieś ładunki wybuchowe - odpowiedziała Sara rozglądając się dookoła - i granaty - dodała zauważywszy ich wspaniałej jakości zbiór.
- Ale ja też tu po konkretne rzeczy... - mruknął, podchodząc do półek z prawej strony. Szybko przejrzał zawartość i podszedł do dyspenera koło nich, odpalając omninarzędzie.
Turianin wstukał ręcznie parę komend na pulpicie maszyny i rozległo się klikniecie. Zarkan westchnął i sięgnął po złożoną broń, która czekała na niego w wylocie.
Rozłożył bron i przyjrzał się jej. Czarna Wdowa. Przystosowana do oddawania trzech strzałów z niewiele mniejszą mocą niż osławiona Wdowa-strzelba snajperska stworzona w oparciu o technologię gethów.
Turianin zaśmiał się cicho i spojrzał na Sarę - TO jest porządna strzelba snajperska.. muszę ją tylko troszkę dopieścić i będzie jak ulał... - powiedział.
Sara spojrzała na sprzęt który znalazł i uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi. Zaraz potem zajęła się pakowaniem do torby paczek granatów i ładunków wybuchowych, z których każdy mógł zmieść całe bardzo przestronne pomieszczenie, w którym się znajdowali i rozrzucić szczątki jego ścian po sąsiadujących.
Później do zbrojowni zajrzał także Magnus, po krótkim przejrzeniu co ta ma do zaoferowania sięgnął po moduły amunicyjne dla swojej broni osobistej. Pociski zapalające i zamrażające były wystarczającym uzupełnieniem jego ekwipunku. I tak przedkładał mobilność nad siłę ognia.
Sala Odpraw. Wszyscy.
Zarkan podniósł rękę i gdy udzielono mu głosu wstał.
- Czy w “sprzęt” wlicza się też jakiś środek transportu, czy w tej kwestii jesteśmy zdani na siebie? - zapytał.
- Zostaniecie przetransportowani do wybranego przez was lądowiska w mieście... dostaniecie na czas misji pewne fundusze, ale obawiam się, że o ile żadne z was nie ma fikcyjnego konta, nie wykorzystacie tego. Za łatwo wytropić. - skwitował Neltare.
- Hrm. Dziękuję, na razie tyle - odparł turianin, siadając. Tak więc jeśli wynikną jakieś problemy to może być zupełnie przesrane. Ucieczka z Ilium podczas bycia ściganym przez asari graniczy z cudem. Możliwości zablokowania opuszczających miasto pojazdów są olbrzymie, i jeśli jedna metoda miałaby zawieść na jej miejsce byłoby sto innych. Trzeba było trzymać się litery prawa... albo kombinować z naciskiem raczej na to drugie, a tego Zarkan nie lubił...
- Nie powinienem tego mówić skoro macie działać skrycie, ale gdyby coś poszło nie tak, raczej próbujcie się zaszyć aż was znajdziemy i wyciągniemy. Nie będziecie jedynymi osobami podejmującymi się nielegalnych działań. - profesor łypnął okiem na snajpera gdy kącik ust wykrzywił uśmiech, jak gdyby nie mówił w pełni poważnie. Raczej nie dopuszczał do myśli niekorzystnego obrotu wydarzeń.
Zarkan skinął głową w milczeniu i pomyślał chwilę, po czym wstał.
- Poszukam danych o Ilium w bazie danych statku. Spróbuję wymyślić coś wstępnie i w razie czego zgłoszę się z pytaniami w ciągu najblizszych dwóch-trzech godzin. Tymczasowo nie mam już pytań. Spojrzał na salarianina czekając na potwierdzenie bądź zaprzeczenie dopuszczalności takiego planu.
Profesor wstał tylko, salutując turianinowi.
- Reszta przekaże ewentualne pytania, poza tym macie notatki i dostaniecie nagranie z tej rozmowy. Odmaszerować.
Turianin zasalutował w odpowiedzi i ruszył po dane. Trzeba było się przygotować...
- Jeśli można - odezwał się nieco przytłumionym od leków głosem Rayq'ael - to chciałbym spytać o dostępne wyposażenie na tą misję. Czy możemy liczyć na fałszywe dokumenty dające nam dostęp do hotelu, albo przynajmniej pretekst by się tam znajdować? Biorąc pod uwagę teren działań sądzę iż potrzebny jest nam podział na zespoły - rozejrzał się po zebranych - każdy z pewnością znajdzie rolę najlepszą dla siebie. Ja z odpowiednimi dokumentami nie będę raczej wzbudzał podejrzeń sprawdzając zabezpieczenia w hotelu wokół naszego podopiecznego, a nasi żołnierze mogą z łatwością wcielić się w poszukujących na Placu Arlańskim broni i wyposażenia najemników. Dzięki znajomości hasła mogą w każdej chwili przejąć ładunek, a nasz technik spreparować, przekazywany lokalnie, komunikat o zamachu na biznesmena. Niezależnie od wszystkiego dobrze byłoby wyznaczyć zespół rezerwowy. Dwójkę lub trójkę agentów dysponujących jakimś środkiem transportu i zdolnych udzielić wsparcia czy umożliwić ewakuację.
- Dostaniecie wyposażenie wojskowe i nie tylko, dobrane wedle waszego uznania. Jeżeli chodzi o fałszywe tożsamości, rezerwacje, dodatkowe środki, wierzę, że któreś z was zdoła o to zadbać na miejscu. Cokolwiek zdołacie wykorzystać w terenie działania i przynajmniej jedno z was powinno znać Illium... - wyjaśnił salarianin.
- Czy Hylek Ro wie, że szykują na niego zamach? Jaką ma ochronę? - spytała Sara, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co ona by zrobiła będąc na miejscu zamachowca. Salarianin splótł palce dłoni na stole, uśmiech zniknął z jego twarzy.
- To bardzo trafne pytanie i niestety najbardziej rozczarowująca odpowiedź. To wywiad wojskowy. Odmawiają szpiegowania bez zezwolenia władz cywilnych, nie zgłębiali kwestii Ro. Jeżeli wie o zamachu, najpewniej ma jakąś ochronę, co do jej jakości możemy zgadywać. Pieniędzy mu nie brakuje, może mu brakować adekwatnych kontaktów, choć kogoś musiał zatrudnić by skompletował mu ochronę zamiast niego. Jeżeli nie ma ochrony... jest łatwym celem.
- Kto dowodzi operacją? - spytała Sara. Było to bardzo ważne, gdyż podczas “treningu” bardzo im to zaszkodziło, a tutaj musieli działać w znacznie bardziej zorganizowany sposób.
- Wy mi powiedzcie. - Neltare odparł, jak gdyby zapytano go o najdrobniejszą błahostkę.
Sara spojrzała na pozostałych obecnych. Nikt nie wydawał się być zbyt zainteresowany przejęciem roli dowódcy, a ponieważ pochodzili z różnych stronnictw, starszeństwo stopni wojskowych było trudne do ustalenia.
- Nie wiem, czy najlepiej nadaję się tu na dowódcę. Ale akurat na zamachach znam się bardzo dobrze i na tą misję mogę nas odpowiednio poprowadzić - powiedziała kobieta i westchnęła. - Zgadzacie się, czy ktoś inny chce objąć to stanowisko? - dodała od razu.
Ria spojrzała na Sarę i uśmiechnęła się, po czym wzruszyła ramionami.
- Nie będę się biła o to stanowisko, ale chętnie popatrzę, jeżeli ktoś inny zdecyduje się na taki krok. - rozejrzała się po towarzyszach - Skoro była o tym mowa... Znam Illium, więc przynajmniej możemy mieć nadzieję, że nie zagubimy się tuż po zejściu z lądowiska ani nie podpiszemy umowy sprzedaży całego naszego dobytku za kilka kolejek... - dodała beztrosko, uśmiechając się jakby do siebie.
- To co ta pani powiedziała, mieliśmy z resztą podobną rozmowę wcześniej, jeśli mnie pamięć nie myli - Westchnął/powiedział Magnus, odzywając się zaraz po Rii - Wiem, że wszyscy tu jesteśmy, w mniejszym lub większym stopniu, indywidualistami ale musimy wypracować jakiś łańcuch dowodzenia a nie że każdy sobie rzepkę skrobie. Podział na pododdziały też powinien być sztywny - Już ciszej mruknął w kierunku siedzącej obok Rii - W razie czego idę z tobą, nigdy w życiu nie byłem na Ilium a taki ze mnie odpowiedzialny turysta jak z Neltare mistrz empatii.
Lukas pokręcił głową.
-Na mnie nie liczcie, nigdy nie dowodziłem niczym ponad drużyną w FPS-sie więc doświadczenie żadne. - Spojrzał na profesora- Czy możemy się powołać na jakikolwiek autorytet w przypadku spięcia/odkrycia przez policję Asari? Czy uciekać krzycząc “Jestem prawie Widmem”?
- Możecie się powoływać, ale wątpię, żeby siły porządkowe chciały ryzykować. Raczej was zastrzelą, widząc, że jesteście niebezpieczni i uzbrojeni.
- Zatem postanowione - powiedziała Sara i skinęła im głową. Wybieranie sobie dowódcy samemu nie było tym, do czego przywykło wojsko, więc było to coś nowego. Sara dotychczas dowodziła tylko okazyjnie i to mając konkretne wytyczne z góry, ale podczas zamachów robiła wszystko sama, więc mogła śmiało przypuszczać, że w tym przypadku sobie poradzi. Już miała w głowie pewien wstępny plan.
- Ile będziemy mieć jeszcze czasu na przygotowania, po dotarciu na Ilium? - spytała spoglądając na Neltare’a.
- Jak mówiłem, rozmowa odbyła się dwie godziny temu. - cierpliwie przypomniał Neltare - Wedle rozmawiających, kongres odbywa się za dwa dni. Gdzieś w tej okolicy odbędzie się zamach. Nie macie z mojej strony limitu czasu, jedynie cel do wykonania. Z drugiej strony, nie jestem zamachowcem... może się spóźnić, blefować, nie dotrzeć na czas, zaplanować zamach później, przed kongresem w hotelu, w drodze na kongres... Akurat pani domyśla się możliwych zajść, pani Thorne.
- Istotnie - odpowiedziała krótko Sara, a po głowie krążyło jej wiele różnych wariantów.
- Najłatwiej by było nie dopuścić do uiszczenia zapłaty. Jeśli Vec nie odda towaru, nie powinno dojść do zamachu. Nie mniej jednak zawsze mogą się jakoś dogadać, od razu lub w przyszłości, więc lepiej nie tracić okazji do ich zlikwidowania - zauważyła Sara.
- Przedstawię wstępny plan działania za godzinę - oznajmiła zarówno Neltare’owi, jak i wszystkim zgromadzonym.
- Jeżeli nikt nie ma uwag, zarządzam godzinną przerwę. Będę tutaj, jeżeli ktoś będzie mnie potrzebował. - odparł profesor, opierając łokcie na blacie i gotów odprowadzać ich do wyjścia spojrzeniem jednego oka zza splecionych palców.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Zgodnie z rozkazami, po godzinie wszyscy zainteresowani ponownie zgromadzili się w sali odpraw, aby wysłuchać wstępnego planu ich tymczasowego dowódcy.
- Na wstępie przypomnę nasze zadania - powitała wszystkich Sara. - Zapobiegamy zabicia Ro. Nie dopuszczamy do ostatecznego ziszczenia się transakcji. Chwytamy zamachowcę Pontiusa, oraz zleceniodawcę Veca - powiedziała na wstępie.
- Samo działanie zaczynamy od transakcji. Ma miejsce wcześniej i bez niej zabójca nic nie zrobi. Zakładamy lokalizator i ładunki wybuchowe na towar, oraz kabinę kierowcy. Zleceniodawcę Vec’a możemy zdjąć zaraz po tym jak zapłaci. Kierowca zaś musi odjechać, sprawdzić towar i dać znać Pontiusowi, że otrzymali zapłatę. Dopiero wtedy możemy go zdjąć. Odpalając odpowiedni ładunek lub konwencjonalnie - kobieta przedstawiła jeden ze wstępnych planów.
- Wcześniej oczywiście przygotujemy się do drugiej części. Część z nas, zgłosi się w hotelu Vesla jako ochrona wynajęta dla uczestników kongresu, aby móc swobodniej działać i w razie czego uzyskać wsparcie. Zajmujemy, lub raczej sprawdzamy, apartamenty sąsiadujące ze 122, sąsiadujące we wszystkich trzech wymiarach. Oczywiście sprawdzamy także dokładnie parter i fundamenty hotelu - Sara wzięła głębszy oddech, po czym mówiła dalej.
- Budynki na przeciwko odpowiednich okien mamy pod ostrzałem, choć konwencjonalne ustrzelenie będzie dopiero pierwszym planem awaryjnym zamachowcy. Przede wszystkim trzymamy się Ro, począwszy już od lądowiska... Mam już kilka planów ucieczki, ale tylko na podstawie schematów okolicy, dopiero na na miejscu przygotujemy je dokładnie, tak samo jak kilka nowych. Zamachowca zrobi to samo, więc zablokujemy wszystko ładunkami wybuchowymi, które w razie czego zdetonujemy. Ci którzy nie idą jako ochrona meldują się w tańszych hotelach, na pewno znajdziemy odpowiednie - powiedziała Sara spogladając na koniec na Rię, która zaznajomiona była z terenem.
- Przypominam, że są to jedynie plany wstępne - powiedziała na koniec omiatając wszystkich wzrokiem. - Pytania? - spytała.
- Chciałbym zobaczyć, jak ktokolwiek zakłada niepostrzeżenie ładunki wybuchowe na pojazd na środku dość tłocznego placu. - skomentował z niewielkim uśmieszkiem profesor - Tym niemniej, jestem pod wrażeniem ochrony kongresu. Ufając, że pan Carver będzie w stanie rozwiązać kwestie tożsamościowe i dostępu, plan powinien zadziałać bardzo dobrze. W takim wypadku odmaszerować... musicie się przygotować...
- Na wstępie przypomnę nasze zadania - powitała wszystkich Sara. - Zapobiegamy zabicia Ro. Nie dopuszczamy do ostatecznego ziszczenia się transakcji. Chwytamy zamachowcę Pontiusa, oraz zleceniodawcę Veca - powiedziała na wstępie.
- Samo działanie zaczynamy od transakcji. Ma miejsce wcześniej i bez niej zabójca nic nie zrobi. Zakładamy lokalizator i ładunki wybuchowe na towar, oraz kabinę kierowcy. Zleceniodawcę Vec’a możemy zdjąć zaraz po tym jak zapłaci. Kierowca zaś musi odjechać, sprawdzić towar i dać znać Pontiusowi, że otrzymali zapłatę. Dopiero wtedy możemy go zdjąć. Odpalając odpowiedni ładunek lub konwencjonalnie - kobieta przedstawiła jeden ze wstępnych planów.
- Wcześniej oczywiście przygotujemy się do drugiej części. Część z nas, zgłosi się w hotelu Vesla jako ochrona wynajęta dla uczestników kongresu, aby móc swobodniej działać i w razie czego uzyskać wsparcie. Zajmujemy, lub raczej sprawdzamy, apartamenty sąsiadujące ze 122, sąsiadujące we wszystkich trzech wymiarach. Oczywiście sprawdzamy także dokładnie parter i fundamenty hotelu - Sara wzięła głębszy oddech, po czym mówiła dalej.
- Budynki na przeciwko odpowiednich okien mamy pod ostrzałem, choć konwencjonalne ustrzelenie będzie dopiero pierwszym planem awaryjnym zamachowcy. Przede wszystkim trzymamy się Ro, począwszy już od lądowiska... Mam już kilka planów ucieczki, ale tylko na podstawie schematów okolicy, dopiero na na miejscu przygotujemy je dokładnie, tak samo jak kilka nowych. Zamachowca zrobi to samo, więc zablokujemy wszystko ładunkami wybuchowymi, które w razie czego zdetonujemy. Ci którzy nie idą jako ochrona meldują się w tańszych hotelach, na pewno znajdziemy odpowiednie - powiedziała Sara spogladając na koniec na Rię, która zaznajomiona była z terenem.
- Przypominam, że są to jedynie plany wstępne - powiedziała na koniec omiatając wszystkich wzrokiem. - Pytania? - spytała.
- Chciałbym zobaczyć, jak ktokolwiek zakłada niepostrzeżenie ładunki wybuchowe na pojazd na środku dość tłocznego placu. - skomentował z niewielkim uśmieszkiem profesor - Tym niemniej, jestem pod wrażeniem ochrony kongresu. Ufając, że pan Carver będzie w stanie rozwiązać kwestie tożsamościowe i dostępu, plan powinien zadziałać bardzo dobrze. W takim wypadku odmaszerować... musicie się przygotować...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Mat
- Posty: 407
- Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
- Numer GG: 6271014
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
03.16 czasu planetarnego Illium
Nos Astra, Illium, Mgławica Półksiężyca
osiem godzin po naradzie, około pięćdziesiąt dziewięć godzin do zamachu
[Muzyka]
Subpolarna noc powitała kandydatów na Widma, przybyłych do jednego z cywilnych portów powietrznych Nos Astra. Ruch, jak na tę porę, był umiarkowany a miasto tylko pozornie spało. Nocne życie było niemal równie aktywne, wobec mieszanki ras o różnych trybach życia i całodobowością większości obiektów w mieście. W strefie wolnego handlu na granicy przestrzeni Cytadeli i Systemów Terminusa zawsze trzeba było pozbyć się czegoś gdzie indziej nielegalnego. Jedyną przeszkodą była biurokracja, która napotkała ich praktycznie od razu - przy odprawie cywilnego lądownika z Un'Ikre, na który Lukas stworzył fałszywą dokumentację techniczną i fałszywego właściciela, jak też przy kontroli celnej. Widząc, że praktycznie każdy członek oddziału uzbrojony jest po zęby w najwyższej jakości sprzęt klasy militarnej, pracująca przy odprawie o tej późnej godzinie asari zmrużyła oczy, ale nie chciała wnikać w sprawy nieznajomych bardziej niż nakazywały jej obowiązki. Wypuściła ich na kładkę-taras z windą prowadzącą kilka pięter niżej z terminala na poziom ulicy, choć i tutaj, mimo, że większość miejsc parkingowych świeciła pustkami, kilka pojazdów powietrznych do wynajęcia jak też taksówek oczekiwało na potencjalnych klientów.
Mieli też, zgodnie z doborem miejsca, widok prosto na hotel, w którym zakwateruje się Hylek Ro, na wprost od nich, z kopułą centrum handlowo-usługowego dla osób zamożniejszych, po prawej. Bliskość portu kosmicznego do hotelu była oczywista, stąd poszukiwania najbliższego miejsca lądowania nie trwały długo. Sam wieżowiec nie znajdował w najgęstszej strefie zabudowań, ale kilka było w pobliżu.
Nikt oczywiście nie kontrolował ich tożsamości - to nie była Cytadela.
Pozostawało na spokojnie znaleźć miejsca zamieszkania, rozmówić się, podzielić. Tutaj znajomość terenu Rii Veri'ni miała okazać się kluczowa. Ta znała większość Illium - praktycznie gdyby ktoś wymyślił jakieś miejsce o hipotetycznym celu i cechach, najpewniej młoda Asari wskazałaby, gdzie taką lokację można w mieście odnaleźć.
Strott sprawdzając Illium mógł stwierdzić, że to planeta jedyna w swoim rodzaju.
Średnia temperatura była niezmiernie wysoka, osiągała ponad 330 stopni Kelvina czy też dokładniej ponad 60 stopni Celcjusza. Naturalnie bujna w roślinność planeta przypominała typowe światy-ogrody asari. Z tego też powodu stolica i jedyne liczące się miasto (lecz nie jedyne osiedle planetarne w ogóle), Nos Astra, skupiało większość z osiemdziesięciu pięciu milionów populacji planety w strefie podbiegunowej, gdzie temperatura najbardziej sprzyjała większości ras biorących udział w interplanetarnym handlu.
Planeta nie była oficjalnie kolonią asari i powstała na bazie monumentalnego kapitału inwestycyjnego rzędu najbardziej kontrowersyjnych korporacji asari. Wobec braku bezpośrednich regulacji prawno-handlowych i stanowienia strefy wolnego handlu, korporacje były wolne od opodatkowania swojej działalności na planecie, oraz nieograniczone w zakresie swoich prac badawczych. Oczywiście asari cechują się też jako rasa rozwiniętą etyką, którą wkrótce poparło rozwinięcie arbitralnej infrastruktury prawno-sądowej, regulującej tylko i wyłącznie prawnie stosunki handlowe pomiędzy stronami i, co ważniejsze, dbającej o bezpieczeństwo. A dbanie o bezpieczeństwo w takim miejscu, na skraju Systemów Terminusa, ksąd napływały mendy i broń i narkotyki i prostytucja i handel osobami najgorszych części galaktyki to piekło.
Dlatego każdy cal kwadratowy miasta jest monitorowany, a siły porządkowe asari są bardziej niż dobrze zorganizowane i wyposażone. Tutaj nie ma drobnych przestępstw, bo zazwyczaj są legalne lub ograniczone przez prywatne spółki ochrony. Tutaj ochrona prawa zazwyczaj wiąże się z przechwytywaniem kontrabandy czerwonego piasku przy zawodzeniu akceleratora karabinów szturmowych, lub pacyfikowaniu grup przestępczych, które wyrwały się swoim bossom spod kontroli.
Veslai - stuosiemdziesięciopiętrowa rezydencja gwiazd, polityków, bogatych rezydentów, przedsiębiorców i naprawdę niepomnych na wydatki turystów. Olbrzymi hotel, wedle na szybko znalezionych przez Ray'a informacji był tyleż samo apartamentowcem. Kilka najniższych poziomów przeznaczonych było wyłącznie na recepcje, loże publiczne, restauracje, kawiarnie, sklepy. Drapacz chmur miał też na kilkunastu wyższych poziomach zamiast kilku pokojów hangary-lądowiska, często na prywatne maszyny. Hotel na zasadzie korporacyjnej poza minimalną załogą własną do kluczowych zadań zatrudniał wiele czesto zmieniających się firm działających poprzez swych pracowników w mniej wymagających zadaniach. To była niewątpliwie okazja dla quarianina. Co do jednego nie miał wątpliwości - tak wielki i otwarty budynek musi mieć tuzin ścieżek, chcąc jednak móc zgrać jego plan do omni-narzędzia musiał wpierw gdzieś ten plan zdobyć...
Nos Astra, Illium, Mgławica Półksiężyca
osiem godzin po naradzie, około pięćdziesiąt dziewięć godzin do zamachu
[Muzyka]
Subpolarna noc powitała kandydatów na Widma, przybyłych do jednego z cywilnych portów powietrznych Nos Astra. Ruch, jak na tę porę, był umiarkowany a miasto tylko pozornie spało. Nocne życie było niemal równie aktywne, wobec mieszanki ras o różnych trybach życia i całodobowością większości obiektów w mieście. W strefie wolnego handlu na granicy przestrzeni Cytadeli i Systemów Terminusa zawsze trzeba było pozbyć się czegoś gdzie indziej nielegalnego. Jedyną przeszkodą była biurokracja, która napotkała ich praktycznie od razu - przy odprawie cywilnego lądownika z Un'Ikre, na który Lukas stworzył fałszywą dokumentację techniczną i fałszywego właściciela, jak też przy kontroli celnej. Widząc, że praktycznie każdy członek oddziału uzbrojony jest po zęby w najwyższej jakości sprzęt klasy militarnej, pracująca przy odprawie o tej późnej godzinie asari zmrużyła oczy, ale nie chciała wnikać w sprawy nieznajomych bardziej niż nakazywały jej obowiązki. Wypuściła ich na kładkę-taras z windą prowadzącą kilka pięter niżej z terminala na poziom ulicy, choć i tutaj, mimo, że większość miejsc parkingowych świeciła pustkami, kilka pojazdów powietrznych do wynajęcia jak też taksówek oczekiwało na potencjalnych klientów.
Mieli też, zgodnie z doborem miejsca, widok prosto na hotel, w którym zakwateruje się Hylek Ro, na wprost od nich, z kopułą centrum handlowo-usługowego dla osób zamożniejszych, po prawej. Bliskość portu kosmicznego do hotelu była oczywista, stąd poszukiwania najbliższego miejsca lądowania nie trwały długo. Sam wieżowiec nie znajdował w najgęstszej strefie zabudowań, ale kilka było w pobliżu.
Nikt oczywiście nie kontrolował ich tożsamości - to nie była Cytadela.
Pozostawało na spokojnie znaleźć miejsca zamieszkania, rozmówić się, podzielić. Tutaj znajomość terenu Rii Veri'ni miała okazać się kluczowa. Ta znała większość Illium - praktycznie gdyby ktoś wymyślił jakieś miejsce o hipotetycznym celu i cechach, najpewniej młoda Asari wskazałaby, gdzie taką lokację można w mieście odnaleźć.
Strott sprawdzając Illium mógł stwierdzić, że to planeta jedyna w swoim rodzaju.
Średnia temperatura była niezmiernie wysoka, osiągała ponad 330 stopni Kelvina czy też dokładniej ponad 60 stopni Celcjusza. Naturalnie bujna w roślinność planeta przypominała typowe światy-ogrody asari. Z tego też powodu stolica i jedyne liczące się miasto (lecz nie jedyne osiedle planetarne w ogóle), Nos Astra, skupiało większość z osiemdziesięciu pięciu milionów populacji planety w strefie podbiegunowej, gdzie temperatura najbardziej sprzyjała większości ras biorących udział w interplanetarnym handlu.
Planeta nie była oficjalnie kolonią asari i powstała na bazie monumentalnego kapitału inwestycyjnego rzędu najbardziej kontrowersyjnych korporacji asari. Wobec braku bezpośrednich regulacji prawno-handlowych i stanowienia strefy wolnego handlu, korporacje były wolne od opodatkowania swojej działalności na planecie, oraz nieograniczone w zakresie swoich prac badawczych. Oczywiście asari cechują się też jako rasa rozwiniętą etyką, którą wkrótce poparło rozwinięcie arbitralnej infrastruktury prawno-sądowej, regulującej tylko i wyłącznie prawnie stosunki handlowe pomiędzy stronami i, co ważniejsze, dbającej o bezpieczeństwo. A dbanie o bezpieczeństwo w takim miejscu, na skraju Systemów Terminusa, ksąd napływały mendy i broń i narkotyki i prostytucja i handel osobami najgorszych części galaktyki to piekło.
Dlatego każdy cal kwadratowy miasta jest monitorowany, a siły porządkowe asari są bardziej niż dobrze zorganizowane i wyposażone. Tutaj nie ma drobnych przestępstw, bo zazwyczaj są legalne lub ograniczone przez prywatne spółki ochrony. Tutaj ochrona prawa zazwyczaj wiąże się z przechwytywaniem kontrabandy czerwonego piasku przy zawodzeniu akceleratora karabinów szturmowych, lub pacyfikowaniu grup przestępczych, które wyrwały się swoim bossom spod kontroli.
Veslai - stuosiemdziesięciopiętrowa rezydencja gwiazd, polityków, bogatych rezydentów, przedsiębiorców i naprawdę niepomnych na wydatki turystów. Olbrzymi hotel, wedle na szybko znalezionych przez Ray'a informacji był tyleż samo apartamentowcem. Kilka najniższych poziomów przeznaczonych było wyłącznie na recepcje, loże publiczne, restauracje, kawiarnie, sklepy. Drapacz chmur miał też na kilkunastu wyższych poziomach zamiast kilku pokojów hangary-lądowiska, często na prywatne maszyny. Hotel na zasadzie korporacyjnej poza minimalną załogą własną do kluczowych zadań zatrudniał wiele czesto zmieniających się firm działających poprzez swych pracowników w mniej wymagających zadaniach. To była niewątpliwie okazja dla quarianina. Co do jednego nie miał wątpliwości - tak wielki i otwarty budynek musi mieć tuzin ścieżek, chcąc jednak móc zgrać jego plan do omni-narzędzia musiał wpierw gdzieś ten plan zdobyć...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Sara
Gdy dotarli już na odpowiednią planetę, Sara szybko zaznajomiła się z planami miasta, koncentrując się oczywiście na okolicy hotelu Veslai i trasie do niego z lotniska, oraz Placu Arlańskim i jego okolicach. Dokładniejszy rekonesans musieli zrobić już osobiście, ale mieli już plan wstępny.
W pierwszej kolejności Sara myślała o tym, jak ona dokonałaby zamachu i zaplanowała drogę ucieczki, co bardzo jej pomogło. Wiedziała już co warto będzie zablokować ładunkami, aby uniemożliwić zabójcy ucieczkę, czy może nawet dokonanie zamachu. Przy okazji mieli już swoje plany ewakuacji, gdyż trasy te dotyczyły się także ich. Oczywiście wszystko to jeszcze musieli pójść i zobaczyć, bo plany mogły odbiegać od rzeczywistego stanu rzeczy. Czynnik "ludzki", też oczywiście był do przerobienia.
- Mamy jeszcze czas, aby wszystko razem zobaczyć. Każdy musi doskonale znać Plac Arlański, Veslai i ich okolice. Ria pomoże nam z oprowadzeniem i zaznajomieniem z terenem - Sara zaczęła skromną odprawę w ich małym hoteliku, gdy całą ekipą stali przy wyświetlającej się miniaturce miasta. - Zaminujemy wszystkie wejścia kanalizacyjne w odległości trzystu metrów od hotelu. Te dwie boczne uliczki też i zapewne coś jeszcze co znajdziemy - mówiła Sara pokazując na planie odpowiednie miejsca. - Osoba odpowiedzialna za detonację powinna mieć wszystkie monitory na oku, więc będzie zajmowała jedno z awaryjnych stanowisk. Oczywiście dla bezpieczeństwa, każdy będzie miał możliwość naciśnięcia na odpowiedni guzik. Część z nas będzie od razu w hotelu, część najpierw załatwi sprawę na placu - powiedziała kobieta i wzięła oddech.
- Na placu ktoś musi niepostrzeżenie podłożyć ładunki i nadajnik. Mogę się tym zająć, ale zadanie jest do obsadzenia. Potem zdejmujemy Vec'a i tym już się sama zajmę. Przydałby się ktoś kto będzie śledził ładunek - powiedziała Sara, ale nie czekała na ochotników, tylko mówiła dalej.
- Ostatecznie, ja i Zarkan zajmiemy pozycję w Veslai na poziomie lądowiska. Zablokujemy tę trasę ucieczki i będziemy mieć ostrzał na okolice oraz sąsiadujące budynki... Lash i Sildon, będą się cały czas trzymać blisko Ro. Lash będzie go bezpośrednio bronił i osłaniał, przed zamachowcem, nie odstępując go ani na krok. W razie czego, Sildon będzie niedaleko i zadba, aby się nie wykrwawił i nie zginął ot tak... Ria wraz z Magnusem będą sprawdzać budynek i w razie czego kontaktować się z władzami lokalnymi, czy innymi ochronami. Reszta trzyma się parteru, ulicy i ogólnie patroluje okolicę. Potrzeby jest też haker, abyśmy mieli podsłuch do komunikacji władz lokalnych. Jedna osoba będzie siedzieć w centrum dowodzenia i mieć na wszystko oko; punkt ochrony hotelu to dobre miejsce, jeśli komuś uda się tam dostać legalnie. Ktoś mógłby postarać się też o jakieś prywatne wejście, które od razu oczywiście zaminujemy - zakończyła przemowę.
- Nie znamy się jeszcze za dobrze i nie wiem kto się w czym specjalizuje. Dlatego pewne stanowiska są do obsadzenia. Nie jest jednak powiedziane, że przez brak znajomości siebie nawzajem, coś ma nam się nie udać. Wszak wszyscy jesteśmy profesjonalistami w swoich dziedzinach... Pytania i propozycje? - zakończyła wypowiedź omiatając innych wzrokiem.
Gdy dotarli już na odpowiednią planetę, Sara szybko zaznajomiła się z planami miasta, koncentrując się oczywiście na okolicy hotelu Veslai i trasie do niego z lotniska, oraz Placu Arlańskim i jego okolicach. Dokładniejszy rekonesans musieli zrobić już osobiście, ale mieli już plan wstępny.
W pierwszej kolejności Sara myślała o tym, jak ona dokonałaby zamachu i zaplanowała drogę ucieczki, co bardzo jej pomogło. Wiedziała już co warto będzie zablokować ładunkami, aby uniemożliwić zabójcy ucieczkę, czy może nawet dokonanie zamachu. Przy okazji mieli już swoje plany ewakuacji, gdyż trasy te dotyczyły się także ich. Oczywiście wszystko to jeszcze musieli pójść i zobaczyć, bo plany mogły odbiegać od rzeczywistego stanu rzeczy. Czynnik "ludzki", też oczywiście był do przerobienia.
- Mamy jeszcze czas, aby wszystko razem zobaczyć. Każdy musi doskonale znać Plac Arlański, Veslai i ich okolice. Ria pomoże nam z oprowadzeniem i zaznajomieniem z terenem - Sara zaczęła skromną odprawę w ich małym hoteliku, gdy całą ekipą stali przy wyświetlającej się miniaturce miasta. - Zaminujemy wszystkie wejścia kanalizacyjne w odległości trzystu metrów od hotelu. Te dwie boczne uliczki też i zapewne coś jeszcze co znajdziemy - mówiła Sara pokazując na planie odpowiednie miejsca. - Osoba odpowiedzialna za detonację powinna mieć wszystkie monitory na oku, więc będzie zajmowała jedno z awaryjnych stanowisk. Oczywiście dla bezpieczeństwa, każdy będzie miał możliwość naciśnięcia na odpowiedni guzik. Część z nas będzie od razu w hotelu, część najpierw załatwi sprawę na placu - powiedziała kobieta i wzięła oddech.
- Na placu ktoś musi niepostrzeżenie podłożyć ładunki i nadajnik. Mogę się tym zająć, ale zadanie jest do obsadzenia. Potem zdejmujemy Vec'a i tym już się sama zajmę. Przydałby się ktoś kto będzie śledził ładunek - powiedziała Sara, ale nie czekała na ochotników, tylko mówiła dalej.
- Ostatecznie, ja i Zarkan zajmiemy pozycję w Veslai na poziomie lądowiska. Zablokujemy tę trasę ucieczki i będziemy mieć ostrzał na okolice oraz sąsiadujące budynki... Lash i Sildon, będą się cały czas trzymać blisko Ro. Lash będzie go bezpośrednio bronił i osłaniał, przed zamachowcem, nie odstępując go ani na krok. W razie czego, Sildon będzie niedaleko i zadba, aby się nie wykrwawił i nie zginął ot tak... Ria wraz z Magnusem będą sprawdzać budynek i w razie czego kontaktować się z władzami lokalnymi, czy innymi ochronami. Reszta trzyma się parteru, ulicy i ogólnie patroluje okolicę. Potrzeby jest też haker, abyśmy mieli podsłuch do komunikacji władz lokalnych. Jedna osoba będzie siedzieć w centrum dowodzenia i mieć na wszystko oko; punkt ochrony hotelu to dobre miejsce, jeśli komuś uda się tam dostać legalnie. Ktoś mógłby postarać się też o jakieś prywatne wejście, które od razu oczywiście zaminujemy - zakończyła przemowę.
- Nie znamy się jeszcze za dobrze i nie wiem kto się w czym specjalizuje. Dlatego pewne stanowiska są do obsadzenia. Nie jest jednak powiedziane, że przez brak znajomości siebie nawzajem, coś ma nam się nie udać. Wszak wszyscy jesteśmy profesjonalistami w swoich dziedzinach... Pytania i propozycje? - zakończyła wypowiedź omiatając innych wzrokiem.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego
Wszyscy
Cisza, która zapadła po ostatnim słowie Sary, przedłużała się. Milczenie w końcu przerwał chrząknięciem Magnus.
- To co teraz powiem będzie luźną uwagą. Ta misja, ta akcja brzmi mi trochę na “my się przygotujemy najlepiej jak się da oni i tak nas zaskoczą. I to tak że się nie pozbieramy!”. Każde z nas jest indywidualistą, co już wcześniej podkreślaliśmy. Musimy opracować zestaw haseł aby móc szybciej zareagować na ewentualne komplikacje, nie marnować czasu na tłumaczenie przez radio, kiedy każda sekunda jest cenna. To jedna rzecz, teraz kolejna. Ładunki wybuchowe? Tam gdzie mamy wywołać minimalne uszkodzenia mienia, nie mówiąc o osobach postronnych? Rozumiem zmniejszanie ilości dróg ucieczki dla zamachowców ale chyba za mało koncentrujemy się na ochronie naszego celu a zbyt dużo na demolce. Lepiej jest przeanalizować od a do z sposób w jaki może dojść do zamachu i skupić nasze siły punktowo. Oczywiście do pewnego stopnia - Turianin zawiesił głos po swoim monologu i wyglądało na to że nic więcej póki co nie powie. Zanim jednak ktoś zdążył się odezwać Magnus znów zabrał głos:
- Jeszcze jedno, tym razem propozycja. Sugerowałbym posłać mnie i Rię do ochrony naszego celu a Lasha jako ciężkie wsparcie gotowe ostrzelać wroga na placu z przysłowiowego balkonu. Kroganin owszem, odstrasza ale dwóch biotyków zapewnia lepszą ochronę. Poza tym, ostrzał punktowy będzie lepszy od kanałowej kanonady... - Teraz już Magnamuss zamilkł na dobre.
Sara nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
- Dobre uwagi. Zatem wasza dwójka broni celu - powiedziała spoglądając na Magnusa i Rię. - W waszą skuteczność nie wątpię, a nie będziecie się też tak rzucać w oczy. Czy możecie zapewnić i utrzymać Ro jakąś biotyczną tarczę, tak aby nie było tego widać? - spytała.
- A co do ładunków, nie jest powiedziane, że będziemy je wszystkie odpalać. Po prostu, jakoby z doświadczenia, wolę mieć taką możliwość w razie potrzeby - powiedziała dość tajemniczo, choć można było się domyśleć o co chodzi. - Zresztą póki co za wiele innych rzeczy nie zrobimy, warto nie tylko zaznajomić się z terenem, ale i go sobie przygotować - dodała.
- Za ładunki wybuchowe wystarczyłaby nasza grupowa mieszanka. - odpowiedziała spokojnie Ria - Oprowadzić oprowadzę. W okolicy znajduje się sklep słynący z doskonałego wyboru trunków, także dla Turian i Quarian... ale raczej tym razem to nas nie interesuje. - dodała szybko zanim inni zdołaliby wtrącić swoje uwagi - Niewidzialna tarcza? Pewne... efekty mogą być widoczne, ale spróbuję zminimalizować problem. Potrenuję na kimś, żeby później nie było zbyt dużo niespodzianek. - odparła beztrosko - Tylko mam nadzieję, że Magnus skupi uwagę na chronionym. - dodała ciszej uśmiechając się wrednie do turianina.
Mimikę Magnusa można było, po tej wypowiedzi, przyrównać do ludzkiego podniesienia brwi.
- No to będzie trzeba potrenować, nie specjalizuję się w tarczach ale myślę że damy radę. A o moją uwagę to ty się nie martw - Łagodnie, na ile możliwe to u Turian, uśmiechnął się Mag.
Ria uśmiechnęła się uroczo.
- Nie martw się. Jak mnie ładnie poprosisz to na pewno pomogę. W końcu działamy razem.
Lukas spojrzał na Sarę.
-Mogę zająć się podsłuchem, ale będę potrzebował trochę czasu, aby stworzyć generator losowego sygnału.
- Dobrze - odpowiedziała krótko kobieta. Mieli dostęp do najnowocześniejszej broni, ale najwyraźniej nie do sprzętu wywiadowczego. Dobrze, że był ktoś, kto się na tym znał.
Następnie Carver zerknął na Magnusa- I przy okazji wymyślmy sobie śmieszne pseudonimy? Nie przesadzaj z tą zabawą w siły specjalne.
Znudzonym głosem odezwał się wyrwany do odpowiedzi Turianin.
- Uważam tylko że zmniejszenie czasu reakcji i lepsza koordynacja grupy nie zaszkodzą. Jeśli będzie to zestaw haseł, pseudonimów, kanapek z szynką czy pociski ziemia-powietrze - a zwiększy szansę powiedzenia misji - to nie ma co się śmiać tylko to wykorzystać.
- Tańczący z Miażdżypaszczą. Na co tu narzekać? - rzuciła krótko z uśmiechem.
-Zaklepuję Bóg-Imperator. Nigdy mnie nie bawiły te całe zabawy w “Skowronek nasrał na kokpit, idę po gąbkę” co miało się tłumaczyć na “Nowy dał plamę, zmieniam pozycję”.- Lukas się uśmiechnął - Ale nie jestem wojskowym, więc wy wiecie lepiej. Ostrzegam, jeżeli ktoś wymyśli tajny kod na “przynieś mi kawę”, to tak zaspamuję wam Omni-narzędzia że do czterdziestki go nie oczyścicie.
- Czyli mnie już nic nie grozi. - odparła z rozbawieniem Ria.
-Mojej czterdzieski. Chociaż, biorąc poprawkę na Asari... do twojej czterysetki.- Carver uśmiechnął się zaczepnie. - No dobra, jaka jest decyzja ogółu?
- To była tylko propozycja, swoją drogą masz tupet, Lukas. Bóg-imperator. Heh. Śmieciarka-traktor. - Magnus odszedł od grupy i rozsiadł się na najbliższym fotelu.
- Nie przejmuj się. - Ria zwróciła się do Lukasa teatralnym szeptem - Magnus po prostu jest zazdrosny. Sam chciał ten pseudonim.
- Nie! - Z godnością burknął Magnus - Wolałbym Przypalona Grzanka...
- Ustalone. - dodała Ria uśmiechając się do siebie.
- Mogłem się nie odzywać, nieprawdaż? Ale, nie raczysz się podzielić swoim nowym mianem? - Śmiejąc się odpowiedział Mag.
- Już chciałbyś wiedzieć jak się do mnie zwracać w tych chwilach, kiedy będziemy oddzieleni od reszty? - zapytała spokojnie, z uśmieszkiem.
- Niestety, pozostanie z nami Ro więc nie tak do końca oddzieleni od reszty zgrai - Westchnął z żalem turianin.
- Nie lubisz jak cię obserwują?
- Cóż, jestem trochę wstydliwy. Grzanka nie lubi być na widelcu.
- Woli być dobrze... podgrzana. - dodała asari.
- Zgadza się, ale odchodzimy od tematu. Ja - Grzanka. Ty - Jane?
Ria uśmiechnęła się. Ciężko było określić, czy zrozumiała aluzję do ludzkiego wymysłu. Na chwilę jej uśmiech się niepokojąco poszerzył, kiedy patrzyła na Magnusa, aby po chwili znowu wrócić do normalnego stanu. Asari nic więcej nie dodała.
Magnamuss zamilkł a jego twarz nie wyrażała nic, mimo wciąż obecnego lekkiego uśmiechu. Przez większość konwersacji obracał w dłoniach dwie zaokrąglone figurki, wcześniej znalezione w apartamencie. Teraz te same figurki unosił przy pomocy biotyki i wprowadzał w ruch przypominający obracanie się dwóch kół zębatych. Turianin milczał a figurki wirowały.
Sara w większości swej uwagi przysłuchiwała się rozmowie pozostałych, ale dodatkowo przyglądając się już jednym okiem planowi miasta i zastanawiając się nad pewnymi aspektami misji. Zauważyła m.in. że Ich dwoje biotyków chyba miało się ku sobie, oby tylko ich to nie rozproszyło podczas akcji.
- No już dobrze, banda - powiedziała w końcu, gdy zebrana ekipa zakończyła wymianę zdań. - Jeśli chcecie pseudonimy, to nie widzę przeszkód, ale powinny też one mieć skróty, na wypadek braku czasu. Bóg, Grzanka... Ja mogę być S&S - powiedziała i zastanowiła się chwilę.
- A czy oprócz podsłuchu, dałbyś radę się podłączyć, przekazując własne komunikaty? Podając się za jeden z patroli, albo centralę - spytała jeszcze Lukasa.
Carver się zastanowił na chwilę.
-Jeżeli mamy udawać inny patrol, lepiej też wyglądajmy jak jeden. Będę potrzebował trochę ekstra czasu, ale chyba uda mi się zhakować kamery miejskie tak, aby my i kilka dodatkowych osób wyglądało jak Asari w mundurach policyjnych.
- O, to muszę zobaczyć! Załatw nam nagranie z kamery, co? W końcu moje marzenie o byciu księżniczką się spełni...
Ria skrzywiła się.
- Jako Asari poczytuję to za obrazę. Magnus jako jedna z nas...
-Słucham? Dlaczego obraza? - Turianin oburzył się.
- Spokój. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia i omówienia - powiedziała Sara. - Darujcie sobie - dodała nieco obojętnym głosem.
Ria rozłożyła ręce.
- Oczywiście. - odparła słodko, nawet nie patrząc na Magnusa, po czym zwróciła się do Lukasa - A jeżeli ci się nie uda zhakować to zakładam, że będziemy mieli, ty będziesz miał, na głowie zirytowane funkcjonariuszki asari? Może i podoba ci się taki scenariusz, ale chyba tym razem sobie go odpuścimy... Ile by ci to zajęło i jaka szansa powodzenia?
- Słusznie prawi. Gra może nie być warta świeczki. - Dodał Magnus.
Zamienili jeszcze kilka słów, ale krótko potem nie było już nic do dodania i cała ekipa musiała się zabrać do działania.
- No dobra, to nie siedźmy tak, tylko udajmy się na rekonesans. Najpierw Plac Arlański, potem Veslai. Podzielmy się na dwie ekipy i weźmy niezależne taxówki. I tak nie zmieścimy się razem, a nie chcemy zbytnio zapadać w pamięć.
Cisza, która zapadła po ostatnim słowie Sary, przedłużała się. Milczenie w końcu przerwał chrząknięciem Magnus.
- To co teraz powiem będzie luźną uwagą. Ta misja, ta akcja brzmi mi trochę na “my się przygotujemy najlepiej jak się da oni i tak nas zaskoczą. I to tak że się nie pozbieramy!”. Każde z nas jest indywidualistą, co już wcześniej podkreślaliśmy. Musimy opracować zestaw haseł aby móc szybciej zareagować na ewentualne komplikacje, nie marnować czasu na tłumaczenie przez radio, kiedy każda sekunda jest cenna. To jedna rzecz, teraz kolejna. Ładunki wybuchowe? Tam gdzie mamy wywołać minimalne uszkodzenia mienia, nie mówiąc o osobach postronnych? Rozumiem zmniejszanie ilości dróg ucieczki dla zamachowców ale chyba za mało koncentrujemy się na ochronie naszego celu a zbyt dużo na demolce. Lepiej jest przeanalizować od a do z sposób w jaki może dojść do zamachu i skupić nasze siły punktowo. Oczywiście do pewnego stopnia - Turianin zawiesił głos po swoim monologu i wyglądało na to że nic więcej póki co nie powie. Zanim jednak ktoś zdążył się odezwać Magnus znów zabrał głos:
- Jeszcze jedno, tym razem propozycja. Sugerowałbym posłać mnie i Rię do ochrony naszego celu a Lasha jako ciężkie wsparcie gotowe ostrzelać wroga na placu z przysłowiowego balkonu. Kroganin owszem, odstrasza ale dwóch biotyków zapewnia lepszą ochronę. Poza tym, ostrzał punktowy będzie lepszy od kanałowej kanonady... - Teraz już Magnamuss zamilkł na dobre.
Sara nie musiała się długo zastanawiać nad odpowiedzią.
- Dobre uwagi. Zatem wasza dwójka broni celu - powiedziała spoglądając na Magnusa i Rię. - W waszą skuteczność nie wątpię, a nie będziecie się też tak rzucać w oczy. Czy możecie zapewnić i utrzymać Ro jakąś biotyczną tarczę, tak aby nie było tego widać? - spytała.
- A co do ładunków, nie jest powiedziane, że będziemy je wszystkie odpalać. Po prostu, jakoby z doświadczenia, wolę mieć taką możliwość w razie potrzeby - powiedziała dość tajemniczo, choć można było się domyśleć o co chodzi. - Zresztą póki co za wiele innych rzeczy nie zrobimy, warto nie tylko zaznajomić się z terenem, ale i go sobie przygotować - dodała.
- Za ładunki wybuchowe wystarczyłaby nasza grupowa mieszanka. - odpowiedziała spokojnie Ria - Oprowadzić oprowadzę. W okolicy znajduje się sklep słynący z doskonałego wyboru trunków, także dla Turian i Quarian... ale raczej tym razem to nas nie interesuje. - dodała szybko zanim inni zdołaliby wtrącić swoje uwagi - Niewidzialna tarcza? Pewne... efekty mogą być widoczne, ale spróbuję zminimalizować problem. Potrenuję na kimś, żeby później nie było zbyt dużo niespodzianek. - odparła beztrosko - Tylko mam nadzieję, że Magnus skupi uwagę na chronionym. - dodała ciszej uśmiechając się wrednie do turianina.
Mimikę Magnusa można było, po tej wypowiedzi, przyrównać do ludzkiego podniesienia brwi.
- No to będzie trzeba potrenować, nie specjalizuję się w tarczach ale myślę że damy radę. A o moją uwagę to ty się nie martw - Łagodnie, na ile możliwe to u Turian, uśmiechnął się Mag.
Ria uśmiechnęła się uroczo.
- Nie martw się. Jak mnie ładnie poprosisz to na pewno pomogę. W końcu działamy razem.
Lukas spojrzał na Sarę.
-Mogę zająć się podsłuchem, ale będę potrzebował trochę czasu, aby stworzyć generator losowego sygnału.
- Dobrze - odpowiedziała krótko kobieta. Mieli dostęp do najnowocześniejszej broni, ale najwyraźniej nie do sprzętu wywiadowczego. Dobrze, że był ktoś, kto się na tym znał.
Następnie Carver zerknął na Magnusa- I przy okazji wymyślmy sobie śmieszne pseudonimy? Nie przesadzaj z tą zabawą w siły specjalne.
Znudzonym głosem odezwał się wyrwany do odpowiedzi Turianin.
- Uważam tylko że zmniejszenie czasu reakcji i lepsza koordynacja grupy nie zaszkodzą. Jeśli będzie to zestaw haseł, pseudonimów, kanapek z szynką czy pociski ziemia-powietrze - a zwiększy szansę powiedzenia misji - to nie ma co się śmiać tylko to wykorzystać.
- Tańczący z Miażdżypaszczą. Na co tu narzekać? - rzuciła krótko z uśmiechem.
-Zaklepuję Bóg-Imperator. Nigdy mnie nie bawiły te całe zabawy w “Skowronek nasrał na kokpit, idę po gąbkę” co miało się tłumaczyć na “Nowy dał plamę, zmieniam pozycję”.- Lukas się uśmiechnął - Ale nie jestem wojskowym, więc wy wiecie lepiej. Ostrzegam, jeżeli ktoś wymyśli tajny kod na “przynieś mi kawę”, to tak zaspamuję wam Omni-narzędzia że do czterdziestki go nie oczyścicie.
- Czyli mnie już nic nie grozi. - odparła z rozbawieniem Ria.
-Mojej czterdzieski. Chociaż, biorąc poprawkę na Asari... do twojej czterysetki.- Carver uśmiechnął się zaczepnie. - No dobra, jaka jest decyzja ogółu?
- To była tylko propozycja, swoją drogą masz tupet, Lukas. Bóg-imperator. Heh. Śmieciarka-traktor. - Magnus odszedł od grupy i rozsiadł się na najbliższym fotelu.
- Nie przejmuj się. - Ria zwróciła się do Lukasa teatralnym szeptem - Magnus po prostu jest zazdrosny. Sam chciał ten pseudonim.
- Nie! - Z godnością burknął Magnus - Wolałbym Przypalona Grzanka...
- Ustalone. - dodała Ria uśmiechając się do siebie.
- Mogłem się nie odzywać, nieprawdaż? Ale, nie raczysz się podzielić swoim nowym mianem? - Śmiejąc się odpowiedział Mag.
- Już chciałbyś wiedzieć jak się do mnie zwracać w tych chwilach, kiedy będziemy oddzieleni od reszty? - zapytała spokojnie, z uśmieszkiem.
- Niestety, pozostanie z nami Ro więc nie tak do końca oddzieleni od reszty zgrai - Westchnął z żalem turianin.
- Nie lubisz jak cię obserwują?
- Cóż, jestem trochę wstydliwy. Grzanka nie lubi być na widelcu.
- Woli być dobrze... podgrzana. - dodała asari.
- Zgadza się, ale odchodzimy od tematu. Ja - Grzanka. Ty - Jane?
Ria uśmiechnęła się. Ciężko było określić, czy zrozumiała aluzję do ludzkiego wymysłu. Na chwilę jej uśmiech się niepokojąco poszerzył, kiedy patrzyła na Magnusa, aby po chwili znowu wrócić do normalnego stanu. Asari nic więcej nie dodała.
Magnamuss zamilkł a jego twarz nie wyrażała nic, mimo wciąż obecnego lekkiego uśmiechu. Przez większość konwersacji obracał w dłoniach dwie zaokrąglone figurki, wcześniej znalezione w apartamencie. Teraz te same figurki unosił przy pomocy biotyki i wprowadzał w ruch przypominający obracanie się dwóch kół zębatych. Turianin milczał a figurki wirowały.
Sara w większości swej uwagi przysłuchiwała się rozmowie pozostałych, ale dodatkowo przyglądając się już jednym okiem planowi miasta i zastanawiając się nad pewnymi aspektami misji. Zauważyła m.in. że Ich dwoje biotyków chyba miało się ku sobie, oby tylko ich to nie rozproszyło podczas akcji.
- No już dobrze, banda - powiedziała w końcu, gdy zebrana ekipa zakończyła wymianę zdań. - Jeśli chcecie pseudonimy, to nie widzę przeszkód, ale powinny też one mieć skróty, na wypadek braku czasu. Bóg, Grzanka... Ja mogę być S&S - powiedziała i zastanowiła się chwilę.
- A czy oprócz podsłuchu, dałbyś radę się podłączyć, przekazując własne komunikaty? Podając się za jeden z patroli, albo centralę - spytała jeszcze Lukasa.
Carver się zastanowił na chwilę.
-Jeżeli mamy udawać inny patrol, lepiej też wyglądajmy jak jeden. Będę potrzebował trochę ekstra czasu, ale chyba uda mi się zhakować kamery miejskie tak, aby my i kilka dodatkowych osób wyglądało jak Asari w mundurach policyjnych.
- O, to muszę zobaczyć! Załatw nam nagranie z kamery, co? W końcu moje marzenie o byciu księżniczką się spełni...
Ria skrzywiła się.
- Jako Asari poczytuję to za obrazę. Magnus jako jedna z nas...
-Słucham? Dlaczego obraza? - Turianin oburzył się.
- Spokój. Mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia i omówienia - powiedziała Sara. - Darujcie sobie - dodała nieco obojętnym głosem.
Ria rozłożyła ręce.
- Oczywiście. - odparła słodko, nawet nie patrząc na Magnusa, po czym zwróciła się do Lukasa - A jeżeli ci się nie uda zhakować to zakładam, że będziemy mieli, ty będziesz miał, na głowie zirytowane funkcjonariuszki asari? Może i podoba ci się taki scenariusz, ale chyba tym razem sobie go odpuścimy... Ile by ci to zajęło i jaka szansa powodzenia?
- Słusznie prawi. Gra może nie być warta świeczki. - Dodał Magnus.
Zamienili jeszcze kilka słów, ale krótko potem nie było już nic do dodania i cała ekipa musiała się zabrać do działania.
- No dobra, to nie siedźmy tak, tylko udajmy się na rekonesans. Najpierw Plac Arlański, potem Veslai. Podzielmy się na dwie ekipy i weźmy niezależne taxówki. I tak nie zmieścimy się razem, a nie chcemy zbytnio zapadać w pamięć.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy