Steven Asherton
Irytująca jasność po otwarciu oczu, obecność na statku kosmicznym, amnezja i denerwujące przebłyski świadomości, a nawet cholerna koszula. Nic z tych rzeczy nie rozstroiło jego nerwów do tego stopnia, co wiadomość z Nowego Marsa.
- Kapitanie, niezbyt podoba mi się perspektywa lądowania na planecie, która ledwie wczoraj zmieniła nazwę, a pewnie też cały rząd. Nie mamy broni, ani żadnych przydatnych informacji. Lądowiska są zapchane, więc i tak będziemy musieli trochę poczekać. Zalecałbym jednak ostrożność po zejściu z pokładu. Nie wydaje mi się żeby to był nasz szczęśliwy dzień.
"Władza Imperatora została zachwiana. A my podobno jesteśmy jego własnością. Ciekawe czy ktoś nam w końcu cokolwiek wyjaśni.".
Nie miał już siły, ani cierpliwości, by dalej snuć te rozważania. Podróż dawała mu się we znaki. Właściwie nie tyle sama podróż, co brak właściwego przygotowania. Byli pięcioma mężczyznami, którzy prawdopodobnie w razie jakichkolwiek kłopotów nie byliby w stanie walczyć, że już o dyplomacji nie wspomnę. Brak broni, wspomnień, możliwości wyboru. Jakby wszystko zostało zaplanowane, a ich kroki przewidziane z góry. Bez względu na to kim są, byli ważni dla imperatora. Czyli dla jego przeciwników także. Ważni? A może raczej "potrzebni"? Tak czy inaczej ich dalsze losy zapowiadały się podejrzanie kiepsko.
[Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
-
- Pomywacz
- Posty: 56
- Rejestracja: środa, 28 lipca 2010, 03:34
- Numer GG: 26186046
- Lokalizacja: Szpital dla obłąkanych
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Mam swój świat, swoje kredki i... zero zdolności artystycznych...
-
- Mat
- Posty: 448
- Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
- Numer GG: 10328396
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Aiden
Aiden jedynie uśmiechnął się na nagłą reakcję Mike'a który wyszedł z świetlicy nie zwracając na niego uwagi. Widocznie wspomnienie miał dość... zajmujące.
Jako że Scott wciąż nie powrócił do siebie, dopił powoli kawę po czym wstał z sofy i pomaszerował na mostek. Może tam znajdzie coś ciekawego, a po drugie warto było być na bierząco z wydarzeniami.
Najbardziej jednak martwiło go to, że sam nie miał ostatnio żadnych przebłysków, ciekawe czy kiedyś odzyska całą pamięć?
Nie chcąc jednak tracić dobrego humoru, pozbył się złych myśli i pełen nadziei wkroczył na mostek.
"Nadzieja matką głupich" przemknęło Aidenowi przez głowę. Widząc Miny zebranych wiedział że wieści nie są najlepsze.
- Więc? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? - Zapytał.
Aiden jedynie uśmiechnął się na nagłą reakcję Mike'a który wyszedł z świetlicy nie zwracając na niego uwagi. Widocznie wspomnienie miał dość... zajmujące.
Jako że Scott wciąż nie powrócił do siebie, dopił powoli kawę po czym wstał z sofy i pomaszerował na mostek. Może tam znajdzie coś ciekawego, a po drugie warto było być na bierząco z wydarzeniami.
Najbardziej jednak martwiło go to, że sam nie miał ostatnio żadnych przebłysków, ciekawe czy kiedyś odzyska całą pamięć?
Nie chcąc jednak tracić dobrego humoru, pozbył się złych myśli i pełen nadziei wkroczył na mostek.
"Nadzieja matką głupich" przemknęło Aidenowi przez głowę. Widząc Miny zebranych wiedział że wieści nie są najlepsze.
- Więc? Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? - Zapytał.
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Simon
Dyskretne parsknięcie najlepszego towarzysza niedoli skutecznie wybiło pilota z równowagi. Przez chwilę obawiał się, że straci panowanie nad statkiem, lecz Rumak, będąc nadzwyczajnie uważnym z natury, skorygował jego pomyłkę. Całkiem nieźle, jak na początek znajomości.
W skupieniu wysłuchał komunikatu z powierzchni planety, próbując ustalić, na czym stoi. Bezskutecznie.
Nie dał po sobie poznać konsternacji, a chwilę później z przyjemnością rozpłynął się w chaosie sytuacji. Nadmiar bodźców atakował ze wszechstron jego umysł. Radio, głosy, kubek kawy, manewry orbitalne. To wszystko zdawało mu się być takie normalne. Bez wątpienia zajmował najbardziej mu odpowiedni fotel w tym całym bajzlu. Potrzebował tylko prawdziwego azymutu.
Małymi kroczkami, Simon, na razie wyląduj na Nowym Marsie.
Nowy Mars. Słowo nie klucz, nie wytrych, a taran. Kolejny element zamieszania do jego barwnej układanki.
Mimo mętliku w głowie, wciąż wydawał polecenia Rumakowi, kierując go w stronę kolejki do najbliższego z lądowisk. Każdy jego misterny ruch był elementem wypracowanego rytuału. Każde drgnięcie klawisza było następną nutą w kosmicznej uwerturze, w którą, wzbogaconą o świergolący akompaniament błyskających światełek, Simon wsłuchiwał się uszami wyobraźni. Do momentu, gdy zwrócił się do niego Nawigator.
- Kapitanie, - Steven nieświadomie połechtał próżność Simona - niezbyt podoba mi się perspektywa lądowania na planecie, która ledwie wczoraj zmieniła nazwę, a pewnie też cały rząd. Nie mamy broni, ani żadnych przydatnych informacji. Lądowiska są zapchane, więc i tak będziemy musieli trochę poczekać. Zalecałbym jednak ostrożność po zejściu z pokładu. Nie wydaje mi się żeby to był nasz szczęśliwy dzień.
Pilot nie zwlekał z odpowiedzią - Jeśli chcieliby nas sprzątnąć, zrobiliby to na orbicie. O ile są nastawieni tak jak ci się wydaje, nie ryzykowaliby infiltracji nowopowstałego, pogrążonego w postrewolucyjnych imprezach raju. Biorąc pod uwagę naszą sytuację, to chyba nawet lepiej. Odrobina zamieszania może uratować nam tyłki, kiedy będziemy próbować się dowiedzieć, o co tu chodzi. - westchnął - Spróbujmy nie denerwować się bardziej, niż to konieczne.
Zajęty niezwykle pochłaniającym manewrem czekania w kolejce, milczeniem zasugerował, by to Steven wyjaśnił pozostałym sytuację.
Milczał, zniecierpliwiony. Od dłuższego czasu czekał na okazję by sprawdzić swoje możliwości, a pierwszy manewr lądowania na nowej drodze życia zdawał się całkiem odpowiednim zdażeniem.
Dyskretne parsknięcie najlepszego towarzysza niedoli skutecznie wybiło pilota z równowagi. Przez chwilę obawiał się, że straci panowanie nad statkiem, lecz Rumak, będąc nadzwyczajnie uważnym z natury, skorygował jego pomyłkę. Całkiem nieźle, jak na początek znajomości.
W skupieniu wysłuchał komunikatu z powierzchni planety, próbując ustalić, na czym stoi. Bezskutecznie.
Nie dał po sobie poznać konsternacji, a chwilę później z przyjemnością rozpłynął się w chaosie sytuacji. Nadmiar bodźców atakował ze wszechstron jego umysł. Radio, głosy, kubek kawy, manewry orbitalne. To wszystko zdawało mu się być takie normalne. Bez wątpienia zajmował najbardziej mu odpowiedni fotel w tym całym bajzlu. Potrzebował tylko prawdziwego azymutu.
Małymi kroczkami, Simon, na razie wyląduj na Nowym Marsie.
Nowy Mars. Słowo nie klucz, nie wytrych, a taran. Kolejny element zamieszania do jego barwnej układanki.
Mimo mętliku w głowie, wciąż wydawał polecenia Rumakowi, kierując go w stronę kolejki do najbliższego z lądowisk. Każdy jego misterny ruch był elementem wypracowanego rytuału. Każde drgnięcie klawisza było następną nutą w kosmicznej uwerturze, w którą, wzbogaconą o świergolący akompaniament błyskających światełek, Simon wsłuchiwał się uszami wyobraźni. Do momentu, gdy zwrócił się do niego Nawigator.
- Kapitanie, - Steven nieświadomie połechtał próżność Simona - niezbyt podoba mi się perspektywa lądowania na planecie, która ledwie wczoraj zmieniła nazwę, a pewnie też cały rząd. Nie mamy broni, ani żadnych przydatnych informacji. Lądowiska są zapchane, więc i tak będziemy musieli trochę poczekać. Zalecałbym jednak ostrożność po zejściu z pokładu. Nie wydaje mi się żeby to był nasz szczęśliwy dzień.
Pilot nie zwlekał z odpowiedzią - Jeśli chcieliby nas sprzątnąć, zrobiliby to na orbicie. O ile są nastawieni tak jak ci się wydaje, nie ryzykowaliby infiltracji nowopowstałego, pogrążonego w postrewolucyjnych imprezach raju. Biorąc pod uwagę naszą sytuację, to chyba nawet lepiej. Odrobina zamieszania może uratować nam tyłki, kiedy będziemy próbować się dowiedzieć, o co tu chodzi. - westchnął - Spróbujmy nie denerwować się bardziej, niż to konieczne.
Zajęty niezwykle pochłaniającym manewrem czekania w kolejce, milczeniem zasugerował, by to Steven wyjaśnił pozostałym sytuację.
Milczał, zniecierpliwiony. Od dłuższego czasu czekał na okazję by sprawdzić swoje możliwości, a pierwszy manewr lądowania na nowej drodze życia zdawał się całkiem odpowiednim zdażeniem.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Aiden
Horyzont był daleko.
Niewiarygodnie, oszałamiająco daleko.
Oczywiście, wiedział dlaczego. Sam przed chwilą skończył podróż szybkobieżnym szybem windy grawitacyjnej na szczyt tego cholernego igłowca. Dwukilometrowej wysokości budynek był bowiem jedynym punktem, z którego mógł strzelić.
Wcale mu się nie podobało. Wiedział że ochrona jego celu, który miał wkrótce pojawić się na ostatnim piętrzego bliźniaczego igłowca, stojącego niemal na wyciągnięcie ręki, bo po drugiej stronie ulicy, też jest całkowicie świadoma tego faktu. To zaś oznaczało, że ucieczka z miejsca zdarzenia nie będzie tak łatwa, jak by chciał.
Wsunął bezwiednie rękę do torby i musnął palcami lunetę swojego karabinu. Strzał na mniej niż sto metrów, więc nie była to wielka optyka, jakiej używał zwykle - tym razem powiększenie było zaledwie czterokrotne. Nawet tego nie potrzebował tak naprawdę, i tak by trafił. Ale pewne przyzwyczajenia czasem zwyciężają.
Odetchnął głęboko i przymknął oczy. Teraz musiał czekać.
Simon ustawił się w kolejce, która formowała się na orbicie geostacjonarnej, jak wszystkie tego typu kolejki we wszechświecie. A w każdym razie wszystkie o których dotąd słyszała ludzkość. Mógłby już bez obaw włączyć autopilota, ale postanowił tego nie robić. Wiedział że jakiś czas przy sterach na pewno pomoże odświeżyć umiejętności. Pozostała trójka przyglądała się uważnie ekranom, aż nagle na jednym z nich wykwitła... Twarz. Choć bardziej przypominała cybernetyczną maskę, podwieszoną do górnej krawędzi ekranu przy pomocy kilku wiązek kabli.
- Widzę, że udało wam się opanować podstawy obsługi statku - rozległ się głos z głośników. Twarz na ekranie nie tylko poruszyła ustami, ale też powiodła oczami po wszystkich zgromadzonych. - Jestem Wielojedność i postaram się przybliżyć wam prawdę - obraz na ekranie zamigotał. - Nie wierzcie w to co mówi wam state... - głos urwał się nagle, a twarz zniknęła, zastąpiona znakiem zachęty. Po sekundzie na czarny ekran zaczęły wysypywać się znaki.
>
>Pasażerowie są własnością Imperatora.
>
>Wykryto obecność wirusa.
>
>Użytkowników komputera uprasza się o ostrożność.
>Wirus może być niebezpieczny.
>
>Kategoria wirusa: sztuczna inteligencja.
>
>Pasażerowie są własnością Imperatora.
>
Obraz na ekranie został ponownie zastąpiony odczytami aktywnego radaru pokładowego, który pokazywał to co przedtem - linię statków czekających na okazję do lądowania. Kolejka zmniejszyła się nieco podczas tej dziwnej przemowy, i za chwilę mieli już lądować...
Horyzont był daleko.
Niewiarygodnie, oszałamiająco daleko.
Oczywiście, wiedział dlaczego. Sam przed chwilą skończył podróż szybkobieżnym szybem windy grawitacyjnej na szczyt tego cholernego igłowca. Dwukilometrowej wysokości budynek był bowiem jedynym punktem, z którego mógł strzelić.
Wcale mu się nie podobało. Wiedział że ochrona jego celu, który miał wkrótce pojawić się na ostatnim piętrzego bliźniaczego igłowca, stojącego niemal na wyciągnięcie ręki, bo po drugiej stronie ulicy, też jest całkowicie świadoma tego faktu. To zaś oznaczało, że ucieczka z miejsca zdarzenia nie będzie tak łatwa, jak by chciał.
Wsunął bezwiednie rękę do torby i musnął palcami lunetę swojego karabinu. Strzał na mniej niż sto metrów, więc nie była to wielka optyka, jakiej używał zwykle - tym razem powiększenie było zaledwie czterokrotne. Nawet tego nie potrzebował tak naprawdę, i tak by trafił. Ale pewne przyzwyczajenia czasem zwyciężają.
Odetchnął głęboko i przymknął oczy. Teraz musiał czekać.
Simon ustawił się w kolejce, która formowała się na orbicie geostacjonarnej, jak wszystkie tego typu kolejki we wszechświecie. A w każdym razie wszystkie o których dotąd słyszała ludzkość. Mógłby już bez obaw włączyć autopilota, ale postanowił tego nie robić. Wiedział że jakiś czas przy sterach na pewno pomoże odświeżyć umiejętności. Pozostała trójka przyglądała się uważnie ekranom, aż nagle na jednym z nich wykwitła... Twarz. Choć bardziej przypominała cybernetyczną maskę, podwieszoną do górnej krawędzi ekranu przy pomocy kilku wiązek kabli.
- Widzę, że udało wam się opanować podstawy obsługi statku - rozległ się głos z głośników. Twarz na ekranie nie tylko poruszyła ustami, ale też powiodła oczami po wszystkich zgromadzonych. - Jestem Wielojedność i postaram się przybliżyć wam prawdę - obraz na ekranie zamigotał. - Nie wierzcie w to co mówi wam state... - głos urwał się nagle, a twarz zniknęła, zastąpiona znakiem zachęty. Po sekundzie na czarny ekran zaczęły wysypywać się znaki.
>
>Pasażerowie są własnością Imperatora.
>
>Wykryto obecność wirusa.
>
>Użytkowników komputera uprasza się o ostrożność.
>Wirus może być niebezpieczny.
>
>Kategoria wirusa: sztuczna inteligencja.
>
>Pasażerowie są własnością Imperatora.
>
Obraz na ekranie został ponownie zastąpiony odczytami aktywnego radaru pokładowego, który pokazywał to co przedtem - linię statków czekających na okazję do lądowania. Kolejka zmniejszyła się nieco podczas tej dziwnej przemowy, i za chwilę mieli już lądować...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Mat
- Posty: 448
- Rejestracja: poniedziałek, 4 lutego 2008, 17:42
- Numer GG: 10328396
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Aiden
Wspomnienie spadło na niego tak nagle, że musiał oprzeć się o ścianę.
" Luneta, cel, wysoki punkt... Kim ja jestem?" kotłowało się po głowie Aidena.
Czuł podświadomie, że to co widział nie było niczym dla niego specjalnym. Znał to uczucie spokoju związanego z oczekiwaniem.
Popatrzył na swoje dłonie, które bezwiednie ułożyły się jakby były stojakiem na broń. Poruszył lekko palcem, spodziewając się odrzutu jak po strzale.
" Powoli, to wszystko zaczyna się w coś układać..." myślał Aiden, po czym dostał kolejnym obuchem.
Zgłoszenie leżało przed Aidenem na stoliku, budząc w nim masę uczuć.
Oto leżała przed nim przyszłość, tylko dlaczego tak niepewna.
Duże, wyraźne litery ogłaszały całemu światu, że ten oto człowiek zdecydował się na przystąpienie do chwalebnej roli wojskowego.
Zgłoszenie było już wypełnione, pozostał już tylko podpis i jego los zostanie przypieczętowany. Siedzący przed nim porucznik patrzył na niego ze znudzeniem.
- Więc? Decydujesz się czy nie? Nie mam całego dnia - mruknął zirytowany. Aiden podniósł na niego wzrok, poprawiając odruchowo kołnierz koszuli.
Czas podjąć decyzję.
- Dziękuję rekrucie, skieruj się w głąb korytarza - powiedział mundurowy całkowicie znudzonym tonem, zabierając podpisane zgłoszenie i zarazem zgodę.
Wspomnienie spadło na niego tak nagle, że musiał oprzeć się o ścianę.
" Luneta, cel, wysoki punkt... Kim ja jestem?" kotłowało się po głowie Aidena.
Czuł podświadomie, że to co widział nie było niczym dla niego specjalnym. Znał to uczucie spokoju związanego z oczekiwaniem.
Popatrzył na swoje dłonie, które bezwiednie ułożyły się jakby były stojakiem na broń. Poruszył lekko palcem, spodziewając się odrzutu jak po strzale.
" Powoli, to wszystko zaczyna się w coś układać..." myślał Aiden, po czym dostał kolejnym obuchem.
Zgłoszenie leżało przed Aidenem na stoliku, budząc w nim masę uczuć.
Oto leżała przed nim przyszłość, tylko dlaczego tak niepewna.
Duże, wyraźne litery ogłaszały całemu światu, że ten oto człowiek zdecydował się na przystąpienie do chwalebnej roli wojskowego.
Zgłoszenie było już wypełnione, pozostał już tylko podpis i jego los zostanie przypieczętowany. Siedzący przed nim porucznik patrzył na niego ze znudzeniem.
- Więc? Decydujesz się czy nie? Nie mam całego dnia - mruknął zirytowany. Aiden podniósł na niego wzrok, poprawiając odruchowo kołnierz koszuli.
Czas podjąć decyzję.
- Dziękuję rekrucie, skieruj się w głąb korytarza - powiedział mundurowy całkowicie znudzonym tonem, zabierając podpisane zgłoszenie i zarazem zgodę.
-
- Marynarz
- Posty: 222
- Rejestracja: piątek, 12 listopada 2010, 00:30
- Numer GG: 10499479
Re: [Sci-fi] Zagubiony pośród gwiazd
Mike
"Mars?"
Przeszukiwał korytarze swojej pamięci i znalazł w nim tylko liche, rozmazane wspomienie nazwy. Nazwy kojarzącej się z marzeniem i niedoścignioną ambicją. Nazwy, która stała się potem kamieniem milowym i sukcesem.
"Nic nie jest niemożliwe."
Powrócił do bardziej przyziemnych, realistycznych myśli.
-Jeśli od niedawna "Imperator" nie jest tu jedynym władcą, to sugerowałbym usunięcie wszelkich wzmianek o nim...
W najlepszym wypadku mogli zostać pośmiewiskiem. W najgorszym- wrogami politycznymi.
Spojrzał na tabun kotłujących się statków kosmicznych. Korek...
Korek. Godziny szczytu. Po szerokopasmowej autostradzie tłoczą się drogie, nowoczesne pojazdy.
On patrzy na nie z dołu, mijając wraki przestarzałych samochodów, wlokące się, po utwardzonej ziemnej dróżce. Szedł miejscem, którego żaden z tych beztroskich ludzi na górze, nie odwiedziłby, będąc przy zdrowych zmysłach.
Szedł poza wszelkim marginesem, ale z drugiej strony tam też byli ludzie.
Rzucił jeszcze spojrzenie na jedną z wlokących się ruin. Nasunęła mu się poetycka myśl:
"Ten samochód jeździł nie gorzej niż te krążowniki na górze, kiedyś ludzie marzyli o takim i mogli za niego zabić, ale teraz nikt go nie chce, bo nie jest już drogi..."
Nie zapłakał nad niesprawiedliwością świata.
Wspomniał swoją niedawną wyprawę do opuszczonego magazynu wojskowego, gdzieś w ruinach... Znalazł tam coś, co stało się właśnie jego kartą przetargową.
Spojrzał na opuchnięte od igieł ręce. Uśmiechnął się.
Szedł właśnie ukroić dla siebie kawałek tortu.
Miał coś, czego nie miał nikt inny. Miał...
Stojąc do tej pory w bezruchu czy emocji, uśmiechnął się niezależnie od siebie.
Gdyby ktokolwiek spojrzał wtedy w jego oczy, mógłby rzec, że błysnęły.
Pojawiła się Wielojedność.
Przemówiła, po czym została wypałowana, przez twardą, zasadniczą postawę komputera pokładowego...
Mike poczuł do niej niewyjaśnioną sympatię. Cybernetyczna istota, była chyba pierwszym napotkanym bytem, który miał zamiar udzielić jakichkolwiek informacji.
-Hmmm... wreszcie ktoś poinformowany. Jak myślicie, co mógł zrobić z nią system?
"Mars?"
Przeszukiwał korytarze swojej pamięci i znalazł w nim tylko liche, rozmazane wspomienie nazwy. Nazwy kojarzącej się z marzeniem i niedoścignioną ambicją. Nazwy, która stała się potem kamieniem milowym i sukcesem.
"Nic nie jest niemożliwe."
Powrócił do bardziej przyziemnych, realistycznych myśli.
-Jeśli od niedawna "Imperator" nie jest tu jedynym władcą, to sugerowałbym usunięcie wszelkich wzmianek o nim...
W najlepszym wypadku mogli zostać pośmiewiskiem. W najgorszym- wrogami politycznymi.
Spojrzał na tabun kotłujących się statków kosmicznych. Korek...
Korek. Godziny szczytu. Po szerokopasmowej autostradzie tłoczą się drogie, nowoczesne pojazdy.
On patrzy na nie z dołu, mijając wraki przestarzałych samochodów, wlokące się, po utwardzonej ziemnej dróżce. Szedł miejscem, którego żaden z tych beztroskich ludzi na górze, nie odwiedziłby, będąc przy zdrowych zmysłach.
Szedł poza wszelkim marginesem, ale z drugiej strony tam też byli ludzie.
Rzucił jeszcze spojrzenie na jedną z wlokących się ruin. Nasunęła mu się poetycka myśl:
"Ten samochód jeździł nie gorzej niż te krążowniki na górze, kiedyś ludzie marzyli o takim i mogli za niego zabić, ale teraz nikt go nie chce, bo nie jest już drogi..."
Nie zapłakał nad niesprawiedliwością świata.
Wspomniał swoją niedawną wyprawę do opuszczonego magazynu wojskowego, gdzieś w ruinach... Znalazł tam coś, co stało się właśnie jego kartą przetargową.
Spojrzał na opuchnięte od igieł ręce. Uśmiechnął się.
Szedł właśnie ukroić dla siebie kawałek tortu.
Miał coś, czego nie miał nikt inny. Miał...
Stojąc do tej pory w bezruchu czy emocji, uśmiechnął się niezależnie od siebie.
Gdyby ktokolwiek spojrzał wtedy w jego oczy, mógłby rzec, że błysnęły.
Pojawiła się Wielojedność.
Przemówiła, po czym została wypałowana, przez twardą, zasadniczą postawę komputera pokładowego...
Mike poczuł do niej niewyjaśnioną sympatię. Cybernetyczna istota, była chyba pierwszym napotkanym bytem, który miał zamiar udzielić jakichkolwiek informacji.
-Hmmm... wreszcie ktoś poinformowany. Jak myślicie, co mógł zrobić z nią system?
"I have whirled with the earth at the dawning,
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"
H.P.Lovecraft - Nemesis
When the sky was a vaporous flame;
I have seen the dark universe yawning
Where the black planets roll without aim"
H.P.Lovecraft - Nemesis