Z sesji zapiski - fanfick?
: wtorek, 6 stycznia 2015, 13:48
Czyli historia mniej lub bardziej oparta na kfiatkach z sesji.
POZIOM 1
Trzy mroczne sylwetki przekradały się w zaroślach w pobliżu gościńca, nigdy jednak na ów gościniec nie wkraczając. Przypominały trochę zagubionych wędrowców, ale wędrowcy nie maja zwykle aż takich trudności z wkroczeniem na solidny trakt, w dodatku rzadko kiedy ciągną za sobą szamoczący się wór. Jedna z postaci obejrzała się czujnie.
- Ej, słyszeliście?
- Co?
- Ten głos.
- Jaki głos?
- Taki dziwny. Właśnie powiedział "jedna z postaci obejrzała się czujnie".
- CZY WY DEBILE NIE SŁYSZELIŚCIE O NARRACJI? - huknął głos z nieba.
Strach przepłynął wzdłuż kręgosłupów całej trójki, przy okazji testując ich panowanie nad pęcherzem.
- Teraz słyszałem! Co to za jeden!?
- A czemu się mnie pytasz!?
- Ty go pierwszy usłyszałeś!
- Ale nie ja go wymyśliłem!
Trzeci z cieni najwyraźniej potrafił jednak trochę pomyśleć.
- Przepraszam bardzo. - Spojrzał w górę. - A czy narracja nie przytrafia się tylko w opowieściach?
- TŁUMACZENIE WSZYSTKICH SUBTELNOŚCI TEJ SYTUACJI KILKU NIEISTOTNYM BN BYŁOBY ZBYT UPIERDLIWE.
- Co to znaczy?
- TO.
W tym momencie, przy ledwie słyszalnym dźwięku podobnym do stuku kości o blat, strzała przeszyła gardło pytającego. Dwójka pozostałych szybko odwróciła się w kierunku, z którego strzała nadleciała. W samą porę by dostrzec niewysoką, barczystą postać z dwuręcznym młotem bojowym, od stóp po czubek głowy skrytą pod zbroją płytową. Tylko wystająca broda, ciężkie kroki i stosunkowo wolny bieg konserwy pozwoliły im domyśleć się w postaci krasnoluda. Rozpędzającego się do szarży.
Wszyscy wiedzą że nie da się zatrzymać biegnącego krasnoluda, który nie chce się zatrzymać. To jakby spróbować powstrzymać szarżującego byka.
Odskoczyli w przeciwnych kierunkach, krasnoludowi to nie przeszkadzało, choć uderzenie młotem chybiło celu. Kolejna strzała wbiła się w płuca jednego z mrocznych skradaczy. Krasnolud odwrócił się w kierunku ostatniego, chowającego się za solidnym dębem. Krasnolud wsadził sobie obuch pod pachę i wymierzył trzon w kierunku chowającego się pechowca, który nie zauważył wcześniej, że młot jest w całości wykonany ze stali, ani że ma pusty w środku trzon. Nie zauważył też niewielkiego spustu tuż pod obuchem i nie poczuł dziwnego zapachu. Zapachu prochu. Krasnolud strzelił z bombardy własnego projektu, kaliber 120mm, wersja przeciwsmokowa.
Za jednym zamachem zabił drzewo i ostatniego ze skradaczy.
Krasnolud w konserwie zabrał się do energicznego przeszukiwania kieszeni zabitych, zupełnie ignorując cicho wysuwającego się z krzaków wysokiego, złotowłosego elfa z pięknym łukiem refleksyjnym, zapewniającym przyzwoitą premię do obrażeń. Długouch podszedł do krasnoluda.
- Cieć. - Rzucił krótko, nawet nie zaszczycając spojrzeniem szamoczącego się worka. - Żeby po szarży nie trafić w byle bandziora. Masz większe premie ode mnie.
- Zamknij się. - Odburknął krasnolud, przeliczając znalezione monety. - Siedem sztuk złota i piętnaście miedziaków! I to ma być skarb!? Mistrzunio sobie chyba z nami pogrywa.
- UPRZEJMIE PRZYPOMINAM, IŻ TO MIAŁO BYĆ JEDYNIE WPROWADZENIE DO FABUŁY. SKARBY INNYM RAZEM.
- A niby za co mamy się wyekwipunkować!? - Wrzasnął w kierunku nieba. - Za bogowie zapłaćcie? Nawet kapłani zdzierają jak cholera!
- Chciałeś powiedzieć zwłaszcza kapłani. - Mruknął elf. - Dobra, pierwsze ekspy już mamy, drobne mamy. Możemy iść do gospody.
- No.
- CZY WY PRZYPADKIEM O CZYMŚ NIE ZAPOMNIELIŚCIE?
Spojrzeli po sobie w zadumie, to znaczy elf spojrzał w zadumie bo miny krasnoluda przez to, co w jego hełmie robiło za wizjer, nie da się dokładnie ustalić. Elf podszedł do worka i usiadł na nim, żeby się wygodniej zastanowić. Całkowicie zignorował cichy jęk, nieco stłumiony parcianym workiem. W końcu poderwał się i oskarżycielsko wskazał krasnoluda.
- Nie sprawdziłeś czy na pewno zginęli! Mogli tylko stracić przytomność.
- Pierwszy musiałby się nauczyć połykać tchawicą, drugiemu przerobiłeś płuco na zupę i nawet jeśli jakimś cudem przeżył nigdy nie odzyska sprawności, a mój ma głowę na karku, gdziekolwiek ten kark wylądował, bo nogi zostały tutaj. - Krasnolud chwycił stopę, nadal połączoną z kończyną a pośrednio także z miednicą, ale faktycznie reszty trafionego jakoś nie było widać w okolicy. - On chyba myślał o czymś innym.
- Ale o czym?
- Nie wiem. - A słysząc groźny, wróżący burze pomruk na niebie szybko błysnął najinteligentniejszym pomysłem, na jaki było go stać. - Dla pewności przeszukam ich kieszenie jeszcze raz!
Pędząc w kierunku skradacza, któremu elf załatwił darmową tracheotomię, sto dziesięć kilo mięśni i pół kwintala stali ciężko nastąpiło na worek. Który zawył z bólu.
- Żadnych map. - Mruknął ponuro, gdy przeszukał ponownie drugiego z zabitych. - Cholera, jak nic robi sobie z nas jaja.
- Nie sądzę. On tu czegoś od nas chce.
- ODCZUWAM PRZEMOŻNĄ OCHOTĘ UŚMIERCENIA PEWNEJ KONSERWY I HOMOSNAJPERA.
Ta subtelna groźba najwyraźniej wprowadziła mózg elfa na wyższe obroty.
- Może to ma coś wspólnego z tym.- Trącił worek stopą. Ze środka dobiegło przytłumione ale wyraźne błaganie o pomoc. - O widzisz? Ktoś tam woła o pomoc.
- Ale nie nas. - W głosie krasnoluda brzmiała pewność absolutna.
- Skąd wiesz?
- Bo wołał "pomocy dobrzy ludzie." To nie mogło być do nas. Ani my dobrzy, ani ludzie.
- CO BĘDZIE LEPSZE? - Głos z nieba zdawał się rozważać jakiś poważny problem. - STADO WŚCIEKŁYCH SMOKÓW? CZY SILNIE SKONCENTROWANY DESZCZ METEORYTÓW? A MOŻE LEPIEJ…
- Otwieram worek! - Wrzasnął elf - Otwieram ten tajemniczy wór, wyciągam zawartość i oddalam się możliwie najdalej od tego zakutego, brodatego łba!
Wrzeszczał, co wydawało się dziwne, gdyż wyraźnie było widać jak pochyla się nad workiem, rozcina supeł, wsadza do środka delikatne dłonie i odsuwa się od zakutego, brodatego łba tak szybko, jak tylko było to możliwe dla niezbyt silnego elfa, ciągnącego za sobą humanoidalną, bezwłosą postać o dużych ciemnych oczach bez źrenic.
- Mam dziwne wrażenie, że nie pomagasz mu z wrodzonego altruizmu.
Nawet przez calową warstwę stali można było wyczuć podejrzliwość krasnoluda. Wielki cień przesłonił ziemię, elf przelotnie zerknął w górę i przyspieszył kroku, brodacz spojrzał w niebo.
Dostrzegł, a trudno to było przeoczyć, olbrzymią skałę majestatycznie zbliżającą się do gruntu, skałę poznaczoną kraterami, skałę która najwyraźniej postanowiła sprawdzić, co pilnego, jakieś sześćdziesiąt pięć milionów lat wcześniej, zatrzymało w tej części galaktyki jej kuzynkę. Na jej powierzchni rysowały się liczne pęknięcia, a co mniejsze fragmenty powoli się odrywały. Rozżarzony do czerwoności, nie większy od ziarna fasoli, kawałek skały odbił się od barku krasnoluda, nadtapiając nieco narramiannik. Zapowiadało się na kosmiczny pokaz fajerwerków.
- Czekaj no długouch! - Wrzasnął krasnolud. - Jak będziesz go tarmosił jak worek kartofli to biedaczyna kipnie!!! Delikatnie trzeba z tym ufokiem.
Prawdopodobnie nie była to zasługa jego wrodzonego altruizmu.
OGŁOSZENIE:
AUTOR NINIEJSZEGO TEKSTU POSIADA PONAD DZIESIĘCIOLETNIE DOŚWIADCZENIE I POSZUKUJE OBECNIE DRUŻYNY GRACZY (LUB) MISTRZÓW GRY Z KROTOSZYNA LUB NAJBLIŻSZEJ OKOLICY. PRZYJMIE ZARÓWNO FUNKCJĘ GRACZA JAK I MISTRZA.
http://www.tawerna.rpg.pl/forum/viewtop ... =47&t=9423
POZIOM 1
Trzy mroczne sylwetki przekradały się w zaroślach w pobliżu gościńca, nigdy jednak na ów gościniec nie wkraczając. Przypominały trochę zagubionych wędrowców, ale wędrowcy nie maja zwykle aż takich trudności z wkroczeniem na solidny trakt, w dodatku rzadko kiedy ciągną za sobą szamoczący się wór. Jedna z postaci obejrzała się czujnie.
- Ej, słyszeliście?
- Co?
- Ten głos.
- Jaki głos?
- Taki dziwny. Właśnie powiedział "jedna z postaci obejrzała się czujnie".
- CZY WY DEBILE NIE SŁYSZELIŚCIE O NARRACJI? - huknął głos z nieba.
Strach przepłynął wzdłuż kręgosłupów całej trójki, przy okazji testując ich panowanie nad pęcherzem.
- Teraz słyszałem! Co to za jeden!?
- A czemu się mnie pytasz!?
- Ty go pierwszy usłyszałeś!
- Ale nie ja go wymyśliłem!
Trzeci z cieni najwyraźniej potrafił jednak trochę pomyśleć.
- Przepraszam bardzo. - Spojrzał w górę. - A czy narracja nie przytrafia się tylko w opowieściach?
- TŁUMACZENIE WSZYSTKICH SUBTELNOŚCI TEJ SYTUACJI KILKU NIEISTOTNYM BN BYŁOBY ZBYT UPIERDLIWE.
- Co to znaczy?
- TO.
W tym momencie, przy ledwie słyszalnym dźwięku podobnym do stuku kości o blat, strzała przeszyła gardło pytającego. Dwójka pozostałych szybko odwróciła się w kierunku, z którego strzała nadleciała. W samą porę by dostrzec niewysoką, barczystą postać z dwuręcznym młotem bojowym, od stóp po czubek głowy skrytą pod zbroją płytową. Tylko wystająca broda, ciężkie kroki i stosunkowo wolny bieg konserwy pozwoliły im domyśleć się w postaci krasnoluda. Rozpędzającego się do szarży.
Wszyscy wiedzą że nie da się zatrzymać biegnącego krasnoluda, który nie chce się zatrzymać. To jakby spróbować powstrzymać szarżującego byka.
Odskoczyli w przeciwnych kierunkach, krasnoludowi to nie przeszkadzało, choć uderzenie młotem chybiło celu. Kolejna strzała wbiła się w płuca jednego z mrocznych skradaczy. Krasnolud odwrócił się w kierunku ostatniego, chowającego się za solidnym dębem. Krasnolud wsadził sobie obuch pod pachę i wymierzył trzon w kierunku chowającego się pechowca, który nie zauważył wcześniej, że młot jest w całości wykonany ze stali, ani że ma pusty w środku trzon. Nie zauważył też niewielkiego spustu tuż pod obuchem i nie poczuł dziwnego zapachu. Zapachu prochu. Krasnolud strzelił z bombardy własnego projektu, kaliber 120mm, wersja przeciwsmokowa.
Za jednym zamachem zabił drzewo i ostatniego ze skradaczy.
Krasnolud w konserwie zabrał się do energicznego przeszukiwania kieszeni zabitych, zupełnie ignorując cicho wysuwającego się z krzaków wysokiego, złotowłosego elfa z pięknym łukiem refleksyjnym, zapewniającym przyzwoitą premię do obrażeń. Długouch podszedł do krasnoluda.
- Cieć. - Rzucił krótko, nawet nie zaszczycając spojrzeniem szamoczącego się worka. - Żeby po szarży nie trafić w byle bandziora. Masz większe premie ode mnie.
- Zamknij się. - Odburknął krasnolud, przeliczając znalezione monety. - Siedem sztuk złota i piętnaście miedziaków! I to ma być skarb!? Mistrzunio sobie chyba z nami pogrywa.
- UPRZEJMIE PRZYPOMINAM, IŻ TO MIAŁO BYĆ JEDYNIE WPROWADZENIE DO FABUŁY. SKARBY INNYM RAZEM.
- A niby za co mamy się wyekwipunkować!? - Wrzasnął w kierunku nieba. - Za bogowie zapłaćcie? Nawet kapłani zdzierają jak cholera!
- Chciałeś powiedzieć zwłaszcza kapłani. - Mruknął elf. - Dobra, pierwsze ekspy już mamy, drobne mamy. Możemy iść do gospody.
- No.
- CZY WY PRZYPADKIEM O CZYMŚ NIE ZAPOMNIELIŚCIE?
Spojrzeli po sobie w zadumie, to znaczy elf spojrzał w zadumie bo miny krasnoluda przez to, co w jego hełmie robiło za wizjer, nie da się dokładnie ustalić. Elf podszedł do worka i usiadł na nim, żeby się wygodniej zastanowić. Całkowicie zignorował cichy jęk, nieco stłumiony parcianym workiem. W końcu poderwał się i oskarżycielsko wskazał krasnoluda.
- Nie sprawdziłeś czy na pewno zginęli! Mogli tylko stracić przytomność.
- Pierwszy musiałby się nauczyć połykać tchawicą, drugiemu przerobiłeś płuco na zupę i nawet jeśli jakimś cudem przeżył nigdy nie odzyska sprawności, a mój ma głowę na karku, gdziekolwiek ten kark wylądował, bo nogi zostały tutaj. - Krasnolud chwycił stopę, nadal połączoną z kończyną a pośrednio także z miednicą, ale faktycznie reszty trafionego jakoś nie było widać w okolicy. - On chyba myślał o czymś innym.
- Ale o czym?
- Nie wiem. - A słysząc groźny, wróżący burze pomruk na niebie szybko błysnął najinteligentniejszym pomysłem, na jaki było go stać. - Dla pewności przeszukam ich kieszenie jeszcze raz!
Pędząc w kierunku skradacza, któremu elf załatwił darmową tracheotomię, sto dziesięć kilo mięśni i pół kwintala stali ciężko nastąpiło na worek. Który zawył z bólu.
- Żadnych map. - Mruknął ponuro, gdy przeszukał ponownie drugiego z zabitych. - Cholera, jak nic robi sobie z nas jaja.
- Nie sądzę. On tu czegoś od nas chce.
- ODCZUWAM PRZEMOŻNĄ OCHOTĘ UŚMIERCENIA PEWNEJ KONSERWY I HOMOSNAJPERA.
Ta subtelna groźba najwyraźniej wprowadziła mózg elfa na wyższe obroty.
- Może to ma coś wspólnego z tym.- Trącił worek stopą. Ze środka dobiegło przytłumione ale wyraźne błaganie o pomoc. - O widzisz? Ktoś tam woła o pomoc.
- Ale nie nas. - W głosie krasnoluda brzmiała pewność absolutna.
- Skąd wiesz?
- Bo wołał "pomocy dobrzy ludzie." To nie mogło być do nas. Ani my dobrzy, ani ludzie.
- CO BĘDZIE LEPSZE? - Głos z nieba zdawał się rozważać jakiś poważny problem. - STADO WŚCIEKŁYCH SMOKÓW? CZY SILNIE SKONCENTROWANY DESZCZ METEORYTÓW? A MOŻE LEPIEJ…
- Otwieram worek! - Wrzasnął elf - Otwieram ten tajemniczy wór, wyciągam zawartość i oddalam się możliwie najdalej od tego zakutego, brodatego łba!
Wrzeszczał, co wydawało się dziwne, gdyż wyraźnie było widać jak pochyla się nad workiem, rozcina supeł, wsadza do środka delikatne dłonie i odsuwa się od zakutego, brodatego łba tak szybko, jak tylko było to możliwe dla niezbyt silnego elfa, ciągnącego za sobą humanoidalną, bezwłosą postać o dużych ciemnych oczach bez źrenic.
- Mam dziwne wrażenie, że nie pomagasz mu z wrodzonego altruizmu.
Nawet przez calową warstwę stali można było wyczuć podejrzliwość krasnoluda. Wielki cień przesłonił ziemię, elf przelotnie zerknął w górę i przyspieszył kroku, brodacz spojrzał w niebo.
Dostrzegł, a trudno to było przeoczyć, olbrzymią skałę majestatycznie zbliżającą się do gruntu, skałę poznaczoną kraterami, skałę która najwyraźniej postanowiła sprawdzić, co pilnego, jakieś sześćdziesiąt pięć milionów lat wcześniej, zatrzymało w tej części galaktyki jej kuzynkę. Na jej powierzchni rysowały się liczne pęknięcia, a co mniejsze fragmenty powoli się odrywały. Rozżarzony do czerwoności, nie większy od ziarna fasoli, kawałek skały odbił się od barku krasnoluda, nadtapiając nieco narramiannik. Zapowiadało się na kosmiczny pokaz fajerwerków.
- Czekaj no długouch! - Wrzasnął krasnolud. - Jak będziesz go tarmosił jak worek kartofli to biedaczyna kipnie!!! Delikatnie trzeba z tym ufokiem.
Prawdopodobnie nie była to zasługa jego wrodzonego altruizmu.
OGŁOSZENIE:
AUTOR NINIEJSZEGO TEKSTU POSIADA PONAD DZIESIĘCIOLETNIE DOŚWIADCZENIE I POSZUKUJE OBECNIE DRUŻYNY GRACZY (LUB) MISTRZÓW GRY Z KROTOSZYNA LUB NAJBLIŻSZEJ OKOLICY. PRZYJMIE ZARÓWNO FUNKCJĘ GRACZA JAK I MISTRZA.
http://www.tawerna.rpg.pl/forum/viewtop ... =47&t=9423