[TPGR] Przygody Telesfora
: wtorek, 15 maja 2007, 20:59
Przygody Telesfora
Za górami, za bagnami i sześcioma jeziorami było sobie miasto Przezim zwane. Miasto to oprócz standardowych składników architektury miejskiej typu domy, szalety, kanały i rynsztoki szczyciło się posiadaniem gospody oraz parku. Gospoda „Pod knurem Ambrożym” ulokowana była w centrum mieściny nieopodal parku. Do niej zdążał pewien bardzo dziwny osobnik. Ubrany w nieco krzykliwy strój tj. żółty kubrak, zielone rajtuzy, drewniany hełm i najprawdziwszy srebrny miecz półtoraręczny. Indywiduum te zwie się Telesfor i jest synem Wacława Niesławnego znanego ze swej niesławy, jak przecież jego przydomek wskazuje.
Kim właściwie był Telesfor i jego rodzina? Otóż związana jest z tym pewna historia… Wacław wraz ze swym bratem, Maurycym, przemierzali świat napadając na podróżników, łupiąc chłopskie chaty a w chwilach największego uniesienia śpiewając sprośne pieśni. Podczas jednej ze swych niecnych eskapad dwuosobowa banda pojmała karczmarkę z gospody leżącej na skraju puszczy Czarnowiejskiej. Bracia nie mieli stałego miejsca zameldowania, lecz zwykły areał ich działań ograniczał się do Przezima i okolic. Tym razem jednak zapuścili się nieco dalej. Karczmarka była, eufemistycznie mówiąc nieporażającej urody i dojrzała wiekiem. Jednakże rozbójnik nie ma raczej białogłowy gotowej mu usłużyć, więc postanowili wykorzystać okazję. Zaspokoili swe przyziemne rządze i podążyli dalej uprawiać gwałty (w sensie łamania prawa) i niecne praktyki. Wacław nie przewidział jednak, że nieopatrznie spłodził potomka. Telesfor urodził się w gospodzie na skraju puszczy. Niechciany przez nikogo, został oddany do klasztoru braci śpiących, którzy do perfekcji ćwiczą odpoczynek duchowy i cielesny czyt. śpią 16 godz. dziennie. Po ukończeniu 16 roku życia opuścił klasztor i udał się w świat w bliżej nieokreślonym celu z silnym przekonaniem o byciu rycerzem. „Rycerz” dostał od zakonników miecz, jedyny oręż, który dał się tam odnaleźć. Dla naszego bohatera otrzymanie miecza równało się z pasowaniem go na rycerza. Od klasztoru uszedł już kawał drogi i poczuł znużenie. Zamierzał zatrzymać się w jakiejś karczmie. W tym momencie spotykamy go przy wejściu do sławnej gospody „Pod knurem Ambrożym”.
Telesfor wstąpił do gospody by chlapnąć co nieco. Usiadł przy stole, a wnet przy nim pojawił się karczmarz, pan Stęchływór.
- Co podać? – zapytał.
- Kakałko – odpowiedział Telesfor.
- Akurat Kakałko się skończyło, może coś innego?
- To może być lampka wina. Taka ze dwa litry. Jeno niech tylko z wińska siarkę poczuję to tak czerep przepłazuję, że hej! - uśmiechnął się głupio ucieszony udaną próbą stworzenia rymu.
-Dobrze, zaraz podam – służalczo odparł pan Stęchływór i pobiegł do spiżarki.
Telesfor był delikwentem na tyle ekstrawaganckim (ubierał się u Arkadiusa), że wypłoszył z gospody wszystkich oprócz jednego typa w kapturze, który przycupnął w kącie sali. Korzystając z okazji postanowił zwędzić co nieco z kasy fiskalnej, by mieć czym zapłacić za wino. Niestety, rycerz nie wziął ze sobą kostek sześciościennych i nie mógł wykonać rzutu na otwieranie zamka. A bez tej niewątpliwie ważnej czynności nie zdobyłby się na tak odważne posunięcie.
-No nic, trzeba będzie się zmyć po wypiciu winka.- pomyślał i wrócił na swoje miejsce.
Rozważając sposoby ewentualnej ucieczki nie zwrócił uwagi na karczmarza podającego mu wino. Z głębokiego zamyślenia(a w takie wpadał często; głównie z powodu nikłej lotności swojego umysłu) wyrwał go dopiero typ w kapturze, który przysiadł się do niego i rzekł
– witaj nieznajomy, mam dla ciebie zadanie. Nagrodą będzie wdzięczność tego miasta i uregulowanie rachunku za wino.
- Skąd on wiedział o tym, że nie mam kasy na to winko?- Telesfor miał głupawy wyraz twarzy.
-Tak więc – ciągnął nieznajomy - zadanie polega na eliminacji. A stała się rzecz straszna. Przyszła wiosna i po stawie w parku pływają dwie kaczki dziwaczki.
- Że jak?- Zapytał Telesfor i łyknął z garnca. -Pływają powiadasz?
- Tak, pływają.- spojrzał dziwnie na syna Wacława.- I do tego ludzi cholery jedne atakują.
- OOOoooo, trzeba coś z tym zrobić, zapłać mój kolego za wino.
- Ale zajmiesz się tym? – spytał nieznajomy, który raczej (sądząc po minie) nie był szczęśliwy z wyboru potencjalnego wybawcy.
- Taaa. Powiedz tylko co one tym ludziom robią
- A różnie – raz piórami ostrzelają, raz podziobią a czasem to mowy wygłaszają. A głosy mają straszne. Przy tym takie głupoty plotą, że uszy więdną jak nie wiem co.
- Może jak kita lisa trafionego bełtem z kuszy?
- Co kita lisa?- zapytał rozsierdzony już nieprzeciętnie typ
- No, zwiędną te uszy tak.
-Aha – nieznajomy usiadł z miną wielce utrudzonego człowieka.
Rozmowa z Telesforem wykończyła go zupełnie. Rzucił karczmarzowi dwa złote i powłócząc nogami wyszedł na dwór.
Nazajutrz Telesfor poszedł do parku. Rzeczywiście kaczki pływały po stawie rzucając na przemian nieprzyzwoitymi frazesami i piórami. A strzelały piórami szybko i celnie. Dumny rycerz postanowił do eksterminacji tych niecnych stworzeń użyć czegoś z ekwipunku Kindżała. Kindżał był elfem parającym się magią i techniką. Złota rączka, rzekłbyś. Kindżał zawinął parę razy do klasztoru ze swym towarem, lecz wiele nie zarobił bo zakonnicy nie chcieli kupować przedmiotów z przemytu. Zresztą militaria ich nie interesowały. Szczęśliwym zrządzeniem losu Telesfor spotkał przyjaciela w drodze do parku. Dla Telesfora, niemającego żadnego pomysłu na pokonanie kaczek Kindżał okazał się wybawieniem. Wymyślił mianowicie, żeby zaatakować kaczki z powietrza, gdyż one były nielotami. Dał Telesforowi AK 47 z drzewa cisowego i Szajbusa 5000 z silnikiem turbodiesla. Jednak ropy zbrakło i plan nie wypalił.
telesfor dobył miecza i rzucił się w odmęty stawu. Jego euforyczna postawa wywoła u kaczek niezwykłe zdumienie, gdyz wnet okazało się, że ich przeciwnik miał raczej mierne pojęcie o pływaniu. Szczęśliwym tarfem bohater opowieści nie był dalekoskoczny i w zasiegu jego skoku głębokość wody nie przekraczała pół metra. Telesfor orzeźwiony nieco zimna wodą spojrzał na kaczki, które zachowywały sie bardzo dziwnie. Na widok nieporadnych prób pływackich rycerza dziwaczki dostału ataku śmiechawki tak gwałtownej, że miały wielki problem z utrzymaniem się na powierzchni. Telesfor dalej niczym głupek stał w wodzie po kolana a kaczki beztrosko toneły ze śmiechem na ustach.
W przebłysku logicznego myślenia Telesfor wyobraził sobie, jakie to opinie zaczną w Przezimie o nimkrążyć i począł uciekać. Mało brakowało by szczęśliwie wybył z miasta. Biegnąc główną alejką nie zauważył typa z gospody w asyście kilku obwiesiów, wyglądających jak skrzyżowanie mułoskoczka z pawianem. Jeden z obwiesów chwycił naszego bohatera za rajtuzy, powodując nadmierne ich naprężenie. Naprężenie nie przekroczył jednak krytycznej granicy, której to przekroczenie powodowało porwanie rajtuz na dwie niezależne od siebie części. Elastyczność kalesonków od Arkadiusa spowodowała zatrzymanie się obiektu a następnie jego powrót do miejsca wyjścia. Jeśli poprawnie zrozumieliście powyższą formułę fizyczną, wiecie w czyich objęciach spoczął Telesfor. Nie ochłonął jeszcze z szoku spowodowanym przeciążeniem, więc nie rozpoznał od razu z kim rozmawia.
- Toś ty taki, bratku – mruknął typ
-O co chodzi panowie?- Telesfor zaczął odzyskiwać zmysły
- O to drogi panie, że miałeś kaczki wypędzić.
- Tak, ale nie da rady, wsparcie zawiodło- rzekł, po czym kopnął w krocze trzymajacego go gościa i pobiegł dalej co sił.
Nasz rycerz dał nogę z miasta. Co jak co, ale kaczek dziwaczek nie pokona. Ja sam w grach zarzynam wszystko, co się rusza nieraz ględzenia kaczek wytrzymać nie mogę A „rycerz” Telesfor wielkim bohatyrem nie był. Przechodząc obok słupa z ogłoszeniami spostrzegł list gończy rozesłany za smokiem o dwóch głowach mieszkającym w pewnym mieście przy ulicy Wiejskiej...
CDN
P.S Droga Falko, tekst ten wysłałem do Ciebie na pocztę. Nie sprawdzaj go jednak, bo wysłałem przez pomyłkę wersję "lekko" niedokończoną.
Redmeer
Za górami, za bagnami i sześcioma jeziorami było sobie miasto Przezim zwane. Miasto to oprócz standardowych składników architektury miejskiej typu domy, szalety, kanały i rynsztoki szczyciło się posiadaniem gospody oraz parku. Gospoda „Pod knurem Ambrożym” ulokowana była w centrum mieściny nieopodal parku. Do niej zdążał pewien bardzo dziwny osobnik. Ubrany w nieco krzykliwy strój tj. żółty kubrak, zielone rajtuzy, drewniany hełm i najprawdziwszy srebrny miecz półtoraręczny. Indywiduum te zwie się Telesfor i jest synem Wacława Niesławnego znanego ze swej niesławy, jak przecież jego przydomek wskazuje.
Kim właściwie był Telesfor i jego rodzina? Otóż związana jest z tym pewna historia… Wacław wraz ze swym bratem, Maurycym, przemierzali świat napadając na podróżników, łupiąc chłopskie chaty a w chwilach największego uniesienia śpiewając sprośne pieśni. Podczas jednej ze swych niecnych eskapad dwuosobowa banda pojmała karczmarkę z gospody leżącej na skraju puszczy Czarnowiejskiej. Bracia nie mieli stałego miejsca zameldowania, lecz zwykły areał ich działań ograniczał się do Przezima i okolic. Tym razem jednak zapuścili się nieco dalej. Karczmarka była, eufemistycznie mówiąc nieporażającej urody i dojrzała wiekiem. Jednakże rozbójnik nie ma raczej białogłowy gotowej mu usłużyć, więc postanowili wykorzystać okazję. Zaspokoili swe przyziemne rządze i podążyli dalej uprawiać gwałty (w sensie łamania prawa) i niecne praktyki. Wacław nie przewidział jednak, że nieopatrznie spłodził potomka. Telesfor urodził się w gospodzie na skraju puszczy. Niechciany przez nikogo, został oddany do klasztoru braci śpiących, którzy do perfekcji ćwiczą odpoczynek duchowy i cielesny czyt. śpią 16 godz. dziennie. Po ukończeniu 16 roku życia opuścił klasztor i udał się w świat w bliżej nieokreślonym celu z silnym przekonaniem o byciu rycerzem. „Rycerz” dostał od zakonników miecz, jedyny oręż, który dał się tam odnaleźć. Dla naszego bohatera otrzymanie miecza równało się z pasowaniem go na rycerza. Od klasztoru uszedł już kawał drogi i poczuł znużenie. Zamierzał zatrzymać się w jakiejś karczmie. W tym momencie spotykamy go przy wejściu do sławnej gospody „Pod knurem Ambrożym”.
Telesfor wstąpił do gospody by chlapnąć co nieco. Usiadł przy stole, a wnet przy nim pojawił się karczmarz, pan Stęchływór.
- Co podać? – zapytał.
- Kakałko – odpowiedział Telesfor.
- Akurat Kakałko się skończyło, może coś innego?
- To może być lampka wina. Taka ze dwa litry. Jeno niech tylko z wińska siarkę poczuję to tak czerep przepłazuję, że hej! - uśmiechnął się głupio ucieszony udaną próbą stworzenia rymu.
-Dobrze, zaraz podam – służalczo odparł pan Stęchływór i pobiegł do spiżarki.
Telesfor był delikwentem na tyle ekstrawaganckim (ubierał się u Arkadiusa), że wypłoszył z gospody wszystkich oprócz jednego typa w kapturze, który przycupnął w kącie sali. Korzystając z okazji postanowił zwędzić co nieco z kasy fiskalnej, by mieć czym zapłacić za wino. Niestety, rycerz nie wziął ze sobą kostek sześciościennych i nie mógł wykonać rzutu na otwieranie zamka. A bez tej niewątpliwie ważnej czynności nie zdobyłby się na tak odważne posunięcie.
-No nic, trzeba będzie się zmyć po wypiciu winka.- pomyślał i wrócił na swoje miejsce.
Rozważając sposoby ewentualnej ucieczki nie zwrócił uwagi na karczmarza podającego mu wino. Z głębokiego zamyślenia(a w takie wpadał często; głównie z powodu nikłej lotności swojego umysłu) wyrwał go dopiero typ w kapturze, który przysiadł się do niego i rzekł
– witaj nieznajomy, mam dla ciebie zadanie. Nagrodą będzie wdzięczność tego miasta i uregulowanie rachunku za wino.
- Skąd on wiedział o tym, że nie mam kasy na to winko?- Telesfor miał głupawy wyraz twarzy.
-Tak więc – ciągnął nieznajomy - zadanie polega na eliminacji. A stała się rzecz straszna. Przyszła wiosna i po stawie w parku pływają dwie kaczki dziwaczki.
- Że jak?- Zapytał Telesfor i łyknął z garnca. -Pływają powiadasz?
- Tak, pływają.- spojrzał dziwnie na syna Wacława.- I do tego ludzi cholery jedne atakują.
- OOOoooo, trzeba coś z tym zrobić, zapłać mój kolego za wino.
- Ale zajmiesz się tym? – spytał nieznajomy, który raczej (sądząc po minie) nie był szczęśliwy z wyboru potencjalnego wybawcy.
- Taaa. Powiedz tylko co one tym ludziom robią
- A różnie – raz piórami ostrzelają, raz podziobią a czasem to mowy wygłaszają. A głosy mają straszne. Przy tym takie głupoty plotą, że uszy więdną jak nie wiem co.
- Może jak kita lisa trafionego bełtem z kuszy?
- Co kita lisa?- zapytał rozsierdzony już nieprzeciętnie typ
- No, zwiędną te uszy tak.
-Aha – nieznajomy usiadł z miną wielce utrudzonego człowieka.
Rozmowa z Telesforem wykończyła go zupełnie. Rzucił karczmarzowi dwa złote i powłócząc nogami wyszedł na dwór.
Nazajutrz Telesfor poszedł do parku. Rzeczywiście kaczki pływały po stawie rzucając na przemian nieprzyzwoitymi frazesami i piórami. A strzelały piórami szybko i celnie. Dumny rycerz postanowił do eksterminacji tych niecnych stworzeń użyć czegoś z ekwipunku Kindżała. Kindżał był elfem parającym się magią i techniką. Złota rączka, rzekłbyś. Kindżał zawinął parę razy do klasztoru ze swym towarem, lecz wiele nie zarobił bo zakonnicy nie chcieli kupować przedmiotów z przemytu. Zresztą militaria ich nie interesowały. Szczęśliwym zrządzeniem losu Telesfor spotkał przyjaciela w drodze do parku. Dla Telesfora, niemającego żadnego pomysłu na pokonanie kaczek Kindżał okazał się wybawieniem. Wymyślił mianowicie, żeby zaatakować kaczki z powietrza, gdyż one były nielotami. Dał Telesforowi AK 47 z drzewa cisowego i Szajbusa 5000 z silnikiem turbodiesla. Jednak ropy zbrakło i plan nie wypalił.
telesfor dobył miecza i rzucił się w odmęty stawu. Jego euforyczna postawa wywoła u kaczek niezwykłe zdumienie, gdyz wnet okazało się, że ich przeciwnik miał raczej mierne pojęcie o pływaniu. Szczęśliwym tarfem bohater opowieści nie był dalekoskoczny i w zasiegu jego skoku głębokość wody nie przekraczała pół metra. Telesfor orzeźwiony nieco zimna wodą spojrzał na kaczki, które zachowywały sie bardzo dziwnie. Na widok nieporadnych prób pływackich rycerza dziwaczki dostału ataku śmiechawki tak gwałtownej, że miały wielki problem z utrzymaniem się na powierzchni. Telesfor dalej niczym głupek stał w wodzie po kolana a kaczki beztrosko toneły ze śmiechem na ustach.
W przebłysku logicznego myślenia Telesfor wyobraził sobie, jakie to opinie zaczną w Przezimie o nimkrążyć i począł uciekać. Mało brakowało by szczęśliwie wybył z miasta. Biegnąc główną alejką nie zauważył typa z gospody w asyście kilku obwiesiów, wyglądających jak skrzyżowanie mułoskoczka z pawianem. Jeden z obwiesów chwycił naszego bohatera za rajtuzy, powodując nadmierne ich naprężenie. Naprężenie nie przekroczył jednak krytycznej granicy, której to przekroczenie powodowało porwanie rajtuz na dwie niezależne od siebie części. Elastyczność kalesonków od Arkadiusa spowodowała zatrzymanie się obiektu a następnie jego powrót do miejsca wyjścia. Jeśli poprawnie zrozumieliście powyższą formułę fizyczną, wiecie w czyich objęciach spoczął Telesfor. Nie ochłonął jeszcze z szoku spowodowanym przeciążeniem, więc nie rozpoznał od razu z kim rozmawia.
- Toś ty taki, bratku – mruknął typ
-O co chodzi panowie?- Telesfor zaczął odzyskiwać zmysły
- O to drogi panie, że miałeś kaczki wypędzić.
- Tak, ale nie da rady, wsparcie zawiodło- rzekł, po czym kopnął w krocze trzymajacego go gościa i pobiegł dalej co sił.
Nasz rycerz dał nogę z miasta. Co jak co, ale kaczek dziwaczek nie pokona. Ja sam w grach zarzynam wszystko, co się rusza nieraz ględzenia kaczek wytrzymać nie mogę A „rycerz” Telesfor wielkim bohatyrem nie był. Przechodząc obok słupa z ogłoszeniami spostrzegł list gończy rozesłany za smokiem o dwóch głowach mieszkającym w pewnym mieście przy ulicy Wiejskiej...
CDN
P.S Droga Falko, tekst ten wysłałem do Ciebie na pocztę. Nie sprawdzaj go jednak, bo wysłałem przez pomyłkę wersję "lekko" niedokończoną.
Redmeer