Z najgłębszych pokładów podświadomości, z rozległych krajobrazów pustki i samotności, z miejsca, które odwiedzam w przerażających snach... TO się wyłania, odkrywa całun. Jest mi bliskie, przecież czerpie energię z mojego wnętrza. Powoli rozrywa wszystkie bariery i wychyla swoją zdeformowaną głowę na zewnątrz.
Mrozi. Ten wzrok, ze środka. Odbijam się od ludzi na ulicy, przypominających raczej mechaniczne, nakręcane i zimne zabawki. Wchodzę do mieszkania, siadam przy biurku i łapię się za głowę, przeżarty przez przytłaczający brak jakiegokolwiek przyjaznego punktu.
I znowu on, z wnętrza, to już coś więcej niż tylko poczucie obecności. Wyłania się i rozrywa tę cienką barierę, wyciągając chciwie swoje pokurczone dłonie. Zdziera płaty formy, podług której żyję i ukazuje mi pulsujący i objawiający się w snach byt, tak skrzętnie ukrywany.
Trzaski i głuche uderzenia, dźwięki tłuczenia. Skąd dochodzą? I to ciągłe pulsowanie, które towarzyszy mi już od początku. Głosy, tuż na krawędzi. Zaczynam drżeć. Dźwięki radia z kuchni dobiegają dziwnie przekształcone. Co mówią? Czemu stoję i patrzę w ścianę?
Szepty nie dają spokoju. Jeszcze inne dźwięki wywołują dreszcze. Tak, Inne, nie poznaję ich. Coś jak maszyna szaleństwa, laboratorium obłędu. Powoli cichnie, podłoga drży, coś się rodzi, coś powstaje. Przepływa powoli, gęsta ohyda, by nagle porwać mnie w nieśpieszny nurt. Kręcę się w jedną i drugą stronę, wokół własnej osi, tonę, tonę.
Dźwięki docierają do mnie z głębin. Cały czas zakłócone, jakby gdzieś w pobliżu znajdował się olbrzymi transformator zatopiony w kleistej mazi. Chyba płaczę, charczę, a może rzężę? Nie wiem, to chyba przyjemne, obrzydliwie podniecające. Narasta i powoli przygasa.
I przesuwające się obrazy. Widzę się przed chwilą, za tydzień. Obrazy skaczą mi przed oczami. Widzę dużo. We wnętrznościach matki rzucam się, chcąc się wyrwać z tego przeklętego, mięsistego więzienia, gryzę, kopię, rwę się, niech nikt mnie na to wszystko w przyszłości nie skazuje. Wciąż coś mnie unosi, głębiej i dalej.
Spoglądam w stronę światła, coś mnie charkliwie nawołuje. Wokół trzeszczący rechot. Chcę się go pozbyć z głowy, lecz nie mogę. I te ciągłe przypływy i odpływy. Otwieram się na te doznania, a one potęgują poczucie bezsilności, pustki i głodu poznania. Patrzę jakoś inaczej, wiem, że wszystko jest mi obce, tak jak mój dotyk wszystkiemu. To właśnie sens, uświadamiam to sobie i jest to jak nagłe uderzenie, kilka dźwięków pojawiających się znikąd. To właśnie muzyka, która oddaje wszystko, pojawiająca się nagle, mocno, znikąd, dążąca donikąd, gdziekolwiek.
Chcę być ślepy, a widzę, chcę pozostać głuchy, a słyszę, chcę przestać odczuwać cokolwiek. A zewsząd napływają obce sygnały. Chcę się oddzielić od tego wszystkiego. Lecz znowu będę musiał wyjść, dotykać ciałem i głosem tych wstrętnych innych. Żyć z nimi, udawać, że wszystko jest w porządku. Denerwuje mnie to! Te głosy wdzierające się do wnętrza! Odejdźcie! Zostawicie mnie w spokoju.
Tego ranka wyszedłem z domu inny. Siąpi deszcz, ale krople omijają mnie szerokim łukiem. Coś grzmi w moim wnętrzu. Szukam ofiary. Po prostu chcę popatrzeć tymi oczami, narodzić się. Być mniej obcy. Ale teraz już ciii! Spokojnie, nic ci nie będzie. Nie, nie płacz. Rodzice są przy tobie. Patrzą na to, jakim słodkim kawałkiem mięcha jesteś. Cieszą się, bo wydali kolejny obcy twór dla obcego świata. Ciiii...
Atrium Carceri, projekt Simona Heatha, jest jednym z najznakomitszych zjawisk sceny darkambientowej. Każda płyta wnosi coś nowego, opowiada inną historię wydartą z głębin podświadomości i co najważniejsze – jest niezwykle obrazowa. To chyba jeden z nielicznych przypadków, kiedy dźwięki opowiadają żywą i dojmującą historię, jakby wprost wyciągniętą z koszmarów H.P. Lovecrafta.
Najnowsza płyta Souyuan jest bardzo wyrównana, wręcz spokojna, o ile można tak mówić o muzyce niosącej olbrzymi ładunek niepokoju i poczucia zagrożenia oraz wyobcowania. Na początku wszystko płynie, bez pośpiechu, by z kolejnymi utworami zacząć pulsować i wypluwać z siebie coraz to okropniejsze dźwięki (np. charczenie). Muzyka, wcześniej usypiająca, momentami staje się dezorientująca i odpychająca.
Dlaczego polecam tę płytę erpegowcom? Powód jest prosty – jest ona doskonałym narzędziem w trakcie prowadzenia sesji w klimacie grozy lub wymyślania takowych scenariuszy. Nie narzuca się, muzyka płynie cichym, pulsującym rytmem, gdzieś w tle pojawiają się szepty, charczenie i bliżej niezidentyfikowane, nieprzyjemne dźwięki, ale nie wysuwają się na pierwszy plan, pozostawiając wolne pole naszej wyobraźni.
Jedyną wadą płyty jest właśnie jej spokój. Niewiele tutaj industrial, głośniejszych, pobudzających dźwięków, głównie czysty Dark Ambient. Co żywsze drużyny mogą zostać uśpione, dlatego nie jest to krążek uniwersalny. Powinien być raczej potraktowany jako wspaniały dodatek do klimatycznego horroru w stylu Silent Hill lub Zewu Cthulhu.
Muzyka Souyuan jest sama w sobie na tyle obrazowa, że na jej podstawie można wymyślić (chciałoby się napisać wyśnić
) plugawy scenariusz.
Systemy, pod które podchodzi Souyuan? Wspomniany już Zew Cthulhu, Świat Mroku, Kiedy Rozum Śpi, Klanarchia, De Profundis. A także wszystkie inne, których scenariusze błądzą po równinie szaleństwa i strachu.
Tytuł: | Souyuan |
---|---|
Wykonawca: | Atrium Carceri |
Studio: | Cold Meat Industry |
Rok wydania: | 2008 |
Autor: CoB