Konwent Avangarda 2008, odbywający się w dniach 4-6 lipca, można już oficjalnie uznać za zamknięty. Był udany, choć nie obyło się bez drobnych zgrzytów. Organizatorzy się postarali, uczestnicy dopisali i tylko pogoda próbowała popsuć dobre wrażenie. Częściowo dopięła swego, ale że niewiele atrakcji miało miejsce pod gołym niebem, nie zrujnowała programu.
Tegoroczna Avangarda to już czwarta edycja tego konwentu. Organizatorzy założyli, że będzie to impreza znacznie większa od poprzednich i, aby się na to odpowiednio przygotować, wynajęli inne miejsce niż dotychczas. Zespół Szkół nr 37 ma dogodną lokalizację, a jednocześnie bez problemu pomieścił ponad osiemset osób, które zdecydowały się bawić na Avangardzie. Na korytarzach w żadnym momencie nie dało się poczuć ścisku. Trochę gorzej było w sleep roomach, które się przepełniły i część osób trzeba było wyekspediować do innych sal. Ogólnie jednak miejsca było dość, a sale prelekcyjne, które odwiedziłem, rzadko kiedy były wypełnione bardziej niż w połowie (co jednak robiło dość kiepskie wrażenie braku zainteresowania ludzi).
Nie będę ukrywał, że nie zobaczyłem wszystkiego, co się dało. Cały program zawierał ponad czterysta godzin atrakcji, które upchnięto w trzech (a patrząc godzinowo – w dwóch) dniach. Motywem przewodnim konwentu była mitologia Cthulhu. To właśnie do fanów tego świata była skierowana spora część prelekcji, a także kilka atrakcji rozgrywających się w noc poprzedzającą oficjalne rozpoczęcie konwentu. Jako że Cthulhu znam tylko ze słyszenia, nie przyciągnęła mnie ona, ale plotka głosi, że było wystarczająco dużo osób, by dobrze się bawić.
Konwent właściwy to już norma: prelekcje, spotkania autorskie, warsztaty, konkursy… Było z czego wybierać i, choć plan nie był idealny (w sobotę o tej samej godzinie odbyły się dwie dyskusje poświęcone LARPom), to każdy miał możliwość dopasowania go do swoich potrzeb. Osoby zainteresowane bardziej praktyczną częścią mogły wziąć udział w sesjach RPG i LARPach. W sali z M:tG i bitewniakami była możliwość nie tylko uczestniczenia lub przyglądania się turniejom, ale również zagrania w jedną z masy planszówek. Zwolennicy zimnego blasku monitora mieli do dyspozycji znakomicie wyposażoną salę komputerową i, znacznie słabszą, konsolową. Zrelaksować się mniej aktywnie można było w sali filmowej, w której cały czas coś było wyświetlane. Na nudę zdecydowanie nie dało się narzekać. Dokuczyć mógł chyba tylko głód, ale i tę ewentualność przewidziano. W podziemiach szkoły funkcjonował niezbyt drogi i całkiem nieźle zaopatrzony Bufet pod Palantkami. Szukający jeszcze bardziej fantastycznego klimatu mogli udać się do Paradox Cafe, to jednak wymagało już poświęcenia trochę czasu na podróż przez miasto.
Wszystkie te konwentowe atrakcje udało się wyśmienicie skoordynować. Poślizgi były minimalne (o ile w ogóle jakieś były), a prelegenci trzymali się wyznaczonego im czasu. Zmiany sal zostały czytelnie oznaczone, a organizatorzy należycie poinformowani, co miało duże znaczenie w sobotę, kiedy ulewny deszcz spowodował pewne roszady pośród atrakcji zewnętrznych. Drobiazgiem, który mi nieco przeszkadzał, były te same karteczki z informacjami wiszące na drugi lub nawet trzeci dzień. Uważam, że usuwanie ich, kiedy przestawały być potrzebne, poprawiłoby przejrzystość. Samo rozłożenie poszczególnych sal było rozsądne i po kilkunastu minutach ze świetnie rozrysowanym w informatorze planem dało się poruszać między nimi zupełnie swobodnie. Niektórzy jednak narzekali na brak jakiegoś rozkładu na tablicy informacyjnej w głównym holu. Zabrakło też spisu prelekcji przed każdą z sal, przez co noszenie informatora ze sobą było niezbędne.
Dopisali goście i większość prelegentów. Tematy były interesujące, przedstawione w ciekawy sposób (nawet ofiara z dziewicy się trafiła). Wyjątkowo mocno zawiodłem się za to na ASG Sparta, którzy to ludzie mieli przeprowadzać szkolenie na super-mega-komandosa. Nie wiem, może mam zbyt wysokie oczekiwania, ale liczyłem na jakieś show. Myślałem, że to będzie wyglądać, jakbym miał do czynienia z wojskiem, a nie zbieraniną kumpli, którzy najlepiej czują się oglądając mecz na kanapie z puszką piwa w dłoni. Nie mówiąc już o tym, że w piątek odwołali swój punkt programu, bo nie byli w stanie rozłożyć daszka dla ochrony przed słońcem. Problemy były też z dwiema sobotnimi tajemniczymi bardzo ciekawymi prelekcjami
, w informatorze opatrzonymi adnotacją, że mogą się nie odbyć. Ponoć prelegent przyszedł, choć nie mam pojęcia kiedy. Trochę czasu czekałem na pierwszą z nich, a kiedy nikt się nie pojawiał, stwierdziłem, że najwyraźniej została odwołana i poszedłem dalej. W połowie drugiej również zastałem pustą salę.
Dopisali również uczestnicy. Na korytarzach i w toaletach było czysto, choć w niedzielę lekki nieład panował w auli. Nie odnotowałem żadnych aktów wandalizmu, czy efektów przebywania pod wpływem alkoholu. Było spokojnie i kulturalnie, chociaż w pewnym momencie, gdy przemknęła obok mnie horda wrzeszczących konwentowiczów, można było w to zwątpić. Pojawił się również przypadek osoby, która chciała sprzedać za rzeczywiste pieniądze wygraną w konkursach walutę konwentową. Dla mnie to zachowanie wybitnie niesportowe, dlatego postanowiłem je publicznie napiętnować. Jedyne, o czym nie wiem, to stan sleep roomów i pryszniców, jako że mieszkając na miejscu nie musiałem spać w szkole.
Jak widać, w Avangardzie niewiele było awangardy. To solidny, przemyślany i zrealizowany według wszelkich prawideł sztuki konwent. Organizatorzy znają się na swojej robocie. Za rok planują dość karkołomne w zamyśleniu rozłożenie konwentu na cztery dni. Nie ulega wątpliwości, że będą w stanie nad tym zapanować. Ta Avangarda była udana (na solidną piątkę), więc zdecydowanie warto zobaczyć, co przygotowane zostanie w następnej edycji.
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin