Rozrzuciłeś kości w ciele, zwróciłeś oczy
ku ziemi, nakazałeś deptać tropy i figury. Teraz stoję
uważny, znam te wszystkie ślady (woda, ryby).
Czekam na przejście. Mijam kolejne liczby, wciąż niczego
nie widać, ukrywasz się za białym chlebem
i czarną kawą. Powiesiłeś mnie pomiędzy obrazami,
czuję śliskie drewno, gwoździe,
ciasne ramy. Jeśli się obrócę, zostanie po mnie
mniej, pył.
Autor: Neprijatel