King uznawany jest za jednego z mistrzów powieści grozy. Rozgłos przyniosło mu właśnie Miasteczko Salem. Pierwotnie opublikowane w roku 1975, po 30 latach doczekało się wydania rozszerzonego. Opisywana tu pozycja zawiera oryginalną powieść, 40 stron materiałów niewykorzystanych przez pisarza i dwa krótkie, powiązane z historią opowiadania.
Tytułowe miasteczko (Salem jest skrótem od Jeruzalem) to niewielka mieścina w Stanach Zjednoczonych. Cichy, zapadły kącik, w którym życie toczy się leniwie i bardzo monotonnie. Każdy zna każdego, a plotki rozchodzą się błyskawicznie. Pewnego dnia do miasta przybywa znany pisarz, Ben Mears. Ma zamiar napisać książkę o jednym z dawnych mieszkańców. Hubert Marsten był płatnym mordercą i do tego psychopatą. Dopuścił się wielu okropieństw, aż w końcu zabił żonę i popełnił samobójstwo. Mears nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że w miasteczku czekają go rzeczy znacznie gorsze od tych, o których chciał pisać.
Zaczyna się niewinnie. Na bramie jednego z cmentarzy znalezione zostają zwłoki psa. Podejrzenia padają oczywiście na tę trudną młodzież
. Co prawda, do tej pory ograniczali się raczej do przewracania nagrobków lub pisania po nich sprayem, ale z takimi przecież nigdy nic nie wiadomo. Barman Markey twierdzi, że to mogli być czciciele szatana, jednak nikt nie jest skłonny uwierzyć w taką plotkę. Incydent zostaje zakwalifikowany jako mało istotny i nikt nie poświęca mu więcej uwagi. Jakiś czas później zostaje napadnięta dwójka dzieciaków, Danny i Ralphie Glick. Ralphiego nigdzie nie można znaleźć, Danny, będący do tej pory okazem zdrowia, po kilku dniach umiera na ostrą anemię.
Wszystkie te wydarzenia tylko pozornie nie mają żadnego związku. Bardzo wiele na ich temat mogliby powiedzieć dwaj mężczyźni, którzy przybywają do Salem niemal w tym samym czasie, co Mears. Starker to człowiek, którego najbardziej widać. To on kupił dom Marstenów (do mieszkania) i starą pralnię (jako siedzibę przyszłego sklepu z antykami). Barlow, jego wspólnik, jest zawsze w rozjazdach, dbając o interesy. Tak przynajmniej przedstawia to Straker. W praktyce, Barlow niemal cały czas jest w miasteczku bądź jego okolicach. Po prostu nie przepada za światłem dziennym. Święte przedmioty też sprawiają mu pewien dyskomfort i, dziwnym trafem, nieswojo czuje się w towarzystwie osinowych kołków. Barlow jest po prostu wampirem. Bardzo starym, bardzo doświadczonym i bardzo niebezpiecznym. W miasteczku nie traci czasu na żmudne zapoznawanie się z sąsiadami. Woli od razu przeistaczać ich w swoje sługi.
Zawsze miałem problemy ze zrozumieniem, w jaki sposób tak niebezpieczne i żądne krwi istoty, jak na przykład wampiry, pozostają w takiej mniejszości. Ze swoimi umiejętnościami nie powinny mieć wielkich problemów w opanowaniu całego świata. Praktyczny brak możliwości zabicia ich, absurdalna łatwość przeciągania na swoją stronę coraz to nowych ofiar, zwiększona siła i lepsze zmysły powinny czynić z nich najgroźniejszych możliwych drapieżców. Pragnienie krwi zaś powinno zmuszać je do ciągłego zdobywania nowych terytoriów. Tymczasem w każdej książce traktującej o wampirach jakoś się ten fakt pomija. Nawet King w żaden sposób tego nie wyjaśnia.
Prolog i epilog to dwie najsłabsze części tej opowieści. Epilog z powodu przytoczonego wyżej. Jest w nim ładnie opisane, że istoty, które opanowały Salem pozostają tam, i tylko czasem wybiorą się na małą wycieczkę po okolicy. Prolog zaś pozwala się domyślać, kto przeżyje wydarzenia w miasteczku. Może nie jest to jakaś ogromna wada, ale kiedy niemal od początku wiadomo, że akurat ta dwójka pozostanie nienaruszona, klimat staje się lżejszy. Nie padają żadne imiona, jednak domyślenie się, o kogo chodzi, nie należy do specjalnie trudnych. Po prologu czytałem resztę ze świadomością, że choć bardzo lubię kilka postaci, to nie powinienem się do nich przywiązywać, bo praktycznie są już spisane na straty. Dzięki temu łatwiej było mi ich śmierć przeboleć, ale też nie wciągnąłem się w historię tak, jak powinienem. Dlatego dobra rada dla wszystkich, którzy na Miasteczko Salem się skuszą: omijajcie prolog. Można go przeczytać po zaliczeniu całości. Wcześniej po prostu psuje nastrój.
To boli, bo poza tym jednym drobiazgiem nie ma czego Kingowi zarzucić. Ten człowiek doskonale potrafi budować napięcie. Pragnienie przekonania się, co wydarzy się dalej, bardzo dawało mi się we znaki. Wydarzenia obserwujemy praktycznie wyłącznie oczami głównych bohaterów. Od czasu do czasu zdarzy się jakiś skok w bok, ale rzadko kiedy widać na nim efekty działań wampira. To wzmacnia nastrój grozy. Wiemy, że wampiry grasują, ale nie mamy pojęcia, co takiego robią. Wyobraźnia podsuwa w takim momencie znacznie bardziej sugestywne wizje niż to, co mógłby wymyślić autor. To podświadomy strach, którego nikt nam nie narzuca. Wyobrażamy sobie to, czego boimy się najbardziej, a nie to, czego pisarz chciałby, żebyśmy się bali. I to działa.
Wszystkie wydarzenia wyreżyserowane są bardzo sprawnie. Opisy są niezwykle plastyczne i łatwo wizualizują się w głowie. Nie ma niedopowiedzeń, czy nierozwiązanych wątków. Wszystko ładnie się ze sobą wiąże, choć fabuła jest w gruncie rzeczy dość prosta. Bohaterowie są dobrze nakreśleni. Małomiasteczkowa, hermetyczna społeczność wygląda jak żywa, wampiry są straszne, główni bohaterowie bohaterscy, ale nie do przesady... Krótko mówiąc, wielkie brawa.
Tak właściwie jednak to ta recenzja powinna bardziej skupić się na dodatkach, bo o Miasteczku powiedziano już wiele, a tu się ono wcale nie zmieniło. Co więc można znaleźć w tym ekskluzywnym wydaniu? Przede wszystkim słowo od autora. Dla mnie to najlepszy bonus, jaki mógł się trafić. King z humorem i polotem pisze o tym, co zainspirowało go do napisania tej historii i jak doszło do jej publikacji (a przede wszystkim, dlaczego dzięki niej przylgnęła do niego etykietka pisarza horrorów). Nie jest tych informacji wiele, ale i tak przelatuje się przez to jak przez najlepszą powieść.
Uwagę zwracają też sceny niewykorzystane, usunięte przez Kinga z pierwotnej wersji maszynopisu. Niektóre ze znajdujących się tu fragmentów w książce znajdują się, ale inaczej wyglądają (wizyta w domu Marstenów, zabicie Barlowa). Dzięki nim można się przekonać, że nawet najlepsi popełniają błędy. Część z nich jest... infantylna. Z drugiej strony, niektóre naprawdę zasługiwały na publikację, choć rozumiem, dlaczego zostały wyrzucone. Trochę dziwnie się to wszystko czyta. Większość bohaterów ma tu inne imiona i dobrą chwilę zajmuje przestawienie się na tę wersję.
Bonusowe opowiadania... Cóż, w porównaniu do reszty wypadają dosyć blado. Strzemiennego to prosta historyjka o tym, jak pewnego zimowego dnia do baru Tookeya w Falmouth, niedaleko Salem, wpada turysta, którego samochód ugrzązł na drodze do przeklętego miasta. Jego żona i córka zostały w aucie. Dwaj przebywający w barze ludzie, z oczywistych względów, nie za bardzo palą się do pomocy, ale w końcu wyruszają. Nietrudno sobie wyobrazić, jak to wszystko się skończy. Ot, taki sobie shorcik, który szybko się czyta i jeszcze szybciej się o nim zapomina.
Lepiej wygląda Dola Jeruzalem. Tu mamy przynajmniej nietypową prezentację, bo niemal całe opowiadanie to listy Charlesa Boone'a do jego przyjaciela Everetta Gransona, zwanego Bonesem. Gdzieniegdzie pojawiają się jeszcze fragmenty dziennika jednego z mieszkańców przeklętej posiadłości Boonów. Wszystko dzieje się na sto lat przed wydarzeniami z Miasteczka Salem. Charles przybywa do osady Chaplewhite, żeby zająć rodzinny majątek. Nie spotyka się ze zrozumieniem miejscowej ludności, która uważa to miejsce za przesycone złem. Jak się okazuje, słusznie. Ta historia jest już dłuższa i nieco ciekawsza, ale wciąż nie jest to coś, do czego się powraca.
Technicznie również jest znakomicie. Twarde, lakierowane okładki, duży format i solidne wnętrze. Piękne ilustracje (a właściwie zdjęcia po retuszu) zdobiące poszczególne części. Znikoma liczba baboli.
Warto. Myślę, że nawet osoba, która ma oryginalne wydanie Miasteczka Salem nie zawiodłaby się na tej pozycji. Inna sprawa, że maniak Kinga tak właściwie nie ma po co kupować wersji rozszerzonej. Z tego, co się dowiedziałem, większość tych scen niewykorzystanych była już przez autora zdradzana przy innych okazjach. Także opowiadania kiedyś się w Polsce pojawiły (choć jedno z nich w innym przekładzie). Dla tych, którzy Miasteczka nie znają, powinna to być jednak lektura obowiązkowa.
Tytuł: | Miasteczko Salem [Salem's Lot: 30th Anniversary Edition] |
---|---|
Autor: | Stephen King |
Wydawca: | Prószyński i S-ka |
Rok wydania: | 2005 |
Stron: | 488 |
Ocena: | 5 |
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin