Tawerna RPG numer 102

Wojownicy z krainy Zu

Wojownicy z krainy Zu

Szukasz filmu, który wgniecie cię w fo­tel? Nie, spytam inaczej: szukasz cie­kawego filmu? Albo jeszcze inaczej: szukasz jakiegokolwiek filmu? No to szukaj gdzie indziej. Tutaj go nie znaj­dziesz. Mocne słowa, ale już po pierw­szych piętnastu minutach tej produkcji myślałem, że nie wytrzymam. W tele­wizji znaleźć można różne gnioty, jednak już dawno nie trafiłem na film kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek wartości (poza jedną malutką). Dlaczego?

Fabuła wydaje się być nawet ciekawa. Oto mamy tytułową krainę, w której żyją przedstawiciele nieśmiertelnej rasy Omei. Z tym wiecznym życiem jest jednak związana jedna zagwozdka, bo ich ciała umierają, a nieśmiertelna jest tylko dusza. Po wyzwoleniu z jednego ciała znajduje sobie ona innego nosiciela. Jak to zwykle bywa, w końcu znalazł się cwaniak, który uznał, że chce żyć wiecznie również fizycznie. W tym celu kradnie dusze pozostałym Omei. Trzeba go powstrzymać.

I co? Niby fajnie, ale to wszystko ledwie trzyma się kupy, a im dalej, tym bardziej historia się rozłazi. Brakuje tu najprostszego nawet związku przyczynowo-skutkowego między kolejnymi wydarzeniami. Portrety psychologiczne bohaterów są proste, jak budowa cepa, a i tak postacie działają kompletnie nielogicznie. Zupełnie niepotrzebnie doklejono wątek zwykłej śmiertelniczki. Stacza dziewuszka jedną walkę, a przez resztę filmu plącze się z miejsca na miejsce i czasem coś powie. Główny zły najpierw jest wielką, złożoną z kamieni czaszką, by w pewnym momencie stać się maleńką skrzydlatą wróżką, a później glutem wystającym z głowy jednego z bohaterów. Ręce opadają. Ogólnie, najlepiej po prostu oglądać i nie zagłębiać się w szczegóły. Część mózgu odpowiadającą za myślenie można spokojnie wyłączyć.

Wojownicy z krainy Zu

Zdawałoby się więc, że film powinien zwracać uwagę czym innym. Cóż, jak powiem, że za choreografię walk odpowiada Yuen Woo-ping, to pewnie nikt nie będzie wiedział, kto to jest. Ten sam człowiek komponował bijatyki w Matrixie, Kill Billu i Przyczajonym tygrysie, ukrytym smoku, żeby wymienić tylko najbardziej znane. Tu jednak się kompletnie nie popisał. Walka bezpośrednia w tej pozycji jest tylko jedna, a i tak bardzo przeciętna. Cała reszta to pokazy fajerwerków złożonych z cukierkowatych efektów specjalnych. Wszystko to pięknie, kolorowo wygląda, bije po oczach aż strach, ale… Powiedzmy sobie szczerze – filmów nie ogląda się dla efektów. Szczególnie nie dla tak nachalnych efektów! Większość tego, co tu pokazano, prezentuje się po prostu sztucznie. Idiotyczne miecze – jeden zielony na bodaj kilometr długości, drugi kolorowy z przewagą czerwieni i zachowujący się bardziej jak bicz, trzeci niebieski… Przecież to profanacja. Do tego (nie wiem, może tylko ja tak mam) lecący wojownicy w oddaleniu wyglądają jak plemniki…

Wojownicy z krainy Zu

Jedyną perełką jest tu muzyka. Parę kawałków bardzo mnie zaciekawiło. Nie jest to może poziom, dla którego szukałbym soundtracku, ale słucha się przyjemnie. Tylko co z tego, skoro wszystko inne odpycha od ekranu? Gra aktorska jest słaba, brakuje ładnych zdjęć, niepotrzebnie wprowadzono postać typowo komediową… Przykłady można mnożyć. To boli tym bardziej, że za reżyserię wziął się Hark Tsui, którego Shaolin Soccer uważam za fantastyczny film.

Wojownicy z krainy Zu

Podsumowując – nie polecam. Wręcz przeciwnie – odradzam z całego serca. Ten film można co najwyżej włączyć młodszemu rodzeństwu, żeby mieć je na jakiś czas z głowy. Osoby powyżej dziesięciu lat już raczej nie znajdą tu nic ciekawego. Wersja telewizyjna jest w dodatku obcięta o prawie dwadzieścia minut w stosunku do oryginału. Nie wiem, czy w dostępnym na naszym rynku wydaniu DVD jest tak samo. Nie mam ochoty wydawać pieniędzy, żeby się o tym przekonać.

Tytuł:Wojownicy z krainy Zu [Shu shan zheng zhuan]
Reżysria: Hark Tsui
Scenariusz: Man Choi Lee, Hark Tsui
Muzyka: Ricky Ho
Rok wydania: 2001
Czas: 86 minut (oryginał 104 minuty)
Ocena: 1+

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.