Tawerna RPG numer 100

Kosiarz

Kosiarz

Swoją przygodę z Pratchettem zacząłem od okładki otrzymanego jako prezent od Świętego Mikołaja Wiedźmikołaja – i na niej skończyłem. W efekcie, przez – w moim mniemaniu - obrzydliwie narysowaną okładkę, mogłem stracić całą przyjemność czytania jakże ciekawej literatury. Na szczęście los dał mi drugą szansę.

Ostatnio kolega uznał, że czas zacząć czytać Pratchetta. Nie mam pojęcia, skąd mu się to wzięło. W trakcie jednej z naszych wspólnych wypraw do miasta postanowił, że wpadnie do Empiku i kupi coś tego autora. Nie myślałem w ogóle o tym, by zainteresować się, co kolega chce kupić. Bardziej interesowało mnie pogranie sobie na Xpudle. Po kilku meczach wyszliśmy z nowymi książkami. Nie miałem pojęcia, że już niedługo zostanę wielkim zapaleńcem Świata Dysku. Gdy ponownie spotkałem kolegę (na koloniach), ten już przeczytał pierwszą część i zabrał się za drugą. Dzieła, które akurat czytał, nie wydawały mi się szczególnie ciekawe. Wręcz przeciwnie – nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Los musiał więc się jeszcze trochę wysilić.

Otóż, kolega ni stąd, ni zowąd zaczął czytać nam (tzn. mieszkańcom pokoju) co zabawniejsze fragmenty. I to dzięki nim zapragnąłem zagłębić się w lekturze tych dzieł. No bo kogo nie rozśmieszyłyby teksty typu Dodać należy, że Śmierć nadal używał kosy, mimo iż Śmierci z innych wymiarów dawno zainwestowały w kombajny, Bogowie mieli jednak ważniejsze sprawy, jak na przykład kłótnia z lodowymi trollami, które nie chciały oddać pożyczonej kosiarki, czy też czuli to wszyscy, nawet ci, których jedyny dotychczasowy kontakt z naturą to przejechanie owcy swoim volvo? Na mnie one zadziałały, więc od razu po powrocie do domu biegusiem udałem się do biblioteki. Kolejka, oczekiwanie... I jest! Moja pierwsza książka ze Świata Dysku – Kosiarz!

Żartobliwe Fantasy... czy to ma sens?

Na początek może co nieco o świecie, a konkretnie – Świecie Dysku. Nazwa nie jest przypadkowa, bo ów świat to nic innego jak ziemia według dawnych wierzeń, czyli – płaska; do tego oparta o cztery słonie stojące na żółwiu. Przyznacie, że to cokolwiek nietypowa konwencja. Jak każdy świat fantasy, ma on własny panteon, potwory, magów i bohaterów. Tyle, że bogowie praktycznie nic nie robią (oprócz wyżej wspomnianej kłótni o kosiarkę lub o to, by lodowe trolle ściszyły radio), potwory są odrobinę dziwne (np. ożywiona kupa kompostu, czy dobre zombie), magowie są (bez wyjątku) chciwi i odrobinę zbyt niepoważni jak na to, czego oczekiwalibyśmy na podstawie ich profesji. Bohaterowie natomiast – owszem, są silni, ale zwykle nie potrafią czytać ani liczyć do dwóch. Jak widać, Świat Dysku, jak na świat fantasy, naprawdę jest wyjątkowo nie-nor-mal-ny... No, może poza bohaterami, którzy jak dla mnie są wzorcowym przykładam RPG-owego wojownika.

Kim będzie Śmierć po śmierci?

Wbrew pozorom, nie wszystkie dusze idą do nieba, piekła lub czyśćca. Nie chodzi mi też o wspólny raj, nazywany przez każdą religię inaczej. Konkrety? Proszę bardzo – dokąd pójdzie Śmierć, gdy jego czas nadejdzie? Chwila... Jego czas nigdy nie dobiegnie końca – bo on (to nie literówka - Śmierć jest płci męskiej) nie ma czasu. Nie ma żadnej przeszłości czy przyszłości – dla niego istnieje jedynie tu i teraz. No, są wprawdzie jakieś poprzednie i przyszłe teraz, ale – no właśnie, tylko teraz. Zbieranie informacji na temat tego, kto dziś - odpukać – kto teraz powinien zginąć i żniwa to podstawowe zajęcia Śmierci. Czasem jednak znajdzie się jakaś chwila na imprezę lub hodowlę tulipanów, ale nic poza tym. Tak wyglądał żywot kosiarza... Właśnie, wyglądał. Aż coś się zmieniło. Azrael – pan światów – zarządził: Śmierć nie nadaje się już do swej pracy. Nadeszła pora, by odszedł na emeryturę. W ramach owej emerytury otrzymuje swój własny czas. Zamierza go spożytkować tak, by poznać smak życia. Wyrusza więc na swym koniu, Pimpusiu, aby w końcu dowiedzieć się, jak to jest żyć. Znajduje pracę na farmie u panny Flithwork. W jej trakcie poznaje niuanse bycia człowiekiem, a także nowego Śmierć...

Nie jest to jednak jedyny wątek tej książki, mimo iż według mnie dużo ciekawszy i zabawniejszy od drugiego. Jego akcja ma z kolei miejsce w Akh-Morkoph, w którym zaczęły dziać się różne dziwne rzeczy. Najpierw pewien mag – Windle Poons – po śmierci najzwyczajniej w świecie ożył. Dodać należy, że zwykle coś takiego się nie zdarza. Piszę o tym, bo ze Światem Dysku nigdy nic nie wiadomo. Ponadto w mieście pojawiły się znikąd tysiące zabawek – śnieżnych kul. Zmartwychwstanie maga było jedynie początkiem, podobne przypadki w krótkim czasie doprowadziły do przesilenia siły życiowej, co z kolei zaowocowało ożywieniem bardzo wielu przedmiotów, a także... trupów! W mieście zapanował chaos – zupełnie jak na wyprzedaży letniej. W związku z tym magowie zdecydowali zrobić co w ich mocy, aby zaprowadzić porządek. Bynajmniej nie dla dobra miasta!

Pip, pip

Styl pisania, mimo iż dość szczegółowy i pełen epitetów, zdecydowanie nie nudzi. Przeciwnie, akcja biegnie szybko, wręcz na złamanie karku, nie pozwalając czytelnikowi choćby na chwilę wytchnienia i przerwę w czytaniu. Niektórzy mogą się ze mną nie zgodzić – cóż, może będą mieli rację. Mnie jedak trudno było choćby pomyśleć o odłożeniu na bok lektury i zabraniu się za cokolwiek innego, w związku z czym przeczytałem ją niemal jednym tchem. Humor zawarty w książce, który jest zdecydowanie jej główną siłą, podzieliłbym na dwa rodzaje – humor sytuacyjny oraz żarty nie związane z fabułą, opowiadające nam o Świecie Dysku. Te są, moim zdaniem, dużo zabawniejsze. Jest to głównie spowodowane tym, że książka (mimo iż przezabawna) należy do gatunku fantasy. To zaś zobowiązuje: fabuła z typowym... nietypowym bohaterem musi opisywać jakiś tam konflikt i ratowanie świata...

Na korzyść książki przemawia też sposób przedstawienia niektórych postaci (kto czytał, ten zrozumie podtytuł). Są one tak wyraziste, że podczas czytania o jednej, pięści same się zaciskają i człowiek ma ochotę w coś uderzyć. Natomiast gdy czytamy o innej, rozpływamy się nad nią jak nad słodkim kotkiem/pieskiem/czy co (lub kto) tam was rozkleja.

Nobody is perfect...

Napisałem o książce z tej dobrej strony, a jeszcze nie wymieniłem wad. Stało się tak głównie dlatego, że książka praktycznie ich nie ma. No dobra, jakieś tam są, ale, powiedzmy sobie szczerze, to tak jak z GTA: SA: niby słaba, konsolowa grafika, a jakoś i tak wszyscy w to grają. Ale mimo to wady są i trzeba je wymienić. Mianowicie, głównie pod koniec, historia zaczyna nudzić. Czytelnik chciałby jednak poznać jej zakończenie, w związku z czym niemal zmusza się do dalszego czytania. Oprócz tego – schematyczność. W pewnym momencie zyskujemy pewność, że książka już niczym nas nie zaskoczy. No i rysunki z ostatniego wydania – mnie akurat nie przypadły do gustu. Ale to już nie jest wina pisarza (a wielu czytelnikom wręcz się one podobają). To oczywiście tylko moja opinia, a – jak wiadomo – co człowiek, to inne zdanie.

Jedna z wielu. Jedna na sto

Kosiarz należy do serii Świat Dysku Terry’ego Pratchetta i choć autor utrzymuje równy poziom w książkach do niej należących, to są równe i równiejsze. Wydaje mi się, że omawiana wyżej pozycja to właśnie ta lepsza część serii. Nie ma z pozostałymi związku fabularnego, ale jest atrakcyjna – głównie dzięki swojemu głównemu bohaterowi. To wielbicielom Śmierci została ona zadedykowana i właśnie im książka spodoba się najbardziej. Ja polecam ją każdemu fanowi: Śmierci, Pratchetta i w ogóle komizmu oraz fantasy.

Tytuł:Kosiarz [Reaper Man]
Autor: Terry Pratchett
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2007
Stron: 268
Ocena: 5

Autor: P.K(ot).L.

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.