Tawerna RPG numer 100

Ostatnia szarża

I

Gdy świat został stworzony, Światłość Wiekuista okryła swym blaskiem ludzi. Nie było to światło oślepiające, dlatego też wielu mimo wszystko przeszło na stronę Strąconego do Otchłani.

Ci, którzy pozostali oddani dobru, osiedlili się na wschodzie i tam zbudowali swoje królestwa, rządzone sprawiedliwie, bez występków, rebelii oraz buntów. Żyli tam ludzie odważni, sprawiedliwi, uczciwi i pracowici, więc ich miasta rozrastały się, a błękitne proporce powiewały dumnie na blankach murów i strażnicach.

Strącony do Otchłani tym, którzy za nim poszli, narzucił bezwzględność, maniakalny upór i żądzę krwi. Zamieszkali oni zachodnie terytoria i tam zbudowali swoje kamienne twierdze, rozsiane po wielkich Górach Pustki. Krew spływała po stokach, gdyż tamtejsze rządy były sprawowane nieludzką ręką tyranów, a bunty były likwidowane już w zamysłach ludzi. Krwi płynęło wiele, bo każdy miał broń i umiał zabijać.

Mijały wieki i oba państwa wzrastały w siłę. Światłość Wiekuista kształtowała ludzi ze wschodu i nauczyła ich mądrości. Pokrzepieni ludzie nie lękali się świata, ruszali mu naprzeciw i zagarniali kolejne lądy. Byli zdecydowani i energiczni, szybko zajęli olbrzymie połacie ziemi, od zielonych równin, przez rozległe stepy, rozmaite góry, aż do Rzeki Krwi, znajdującej się daleko na zachodzie.

Czas płynął nieubłaganie. Bezlitosny Strącony do Otchłani deformował ludzi, którzy za nim poszli. Byli całkowicie bez serca, nie wahali się przed rozlewem krwi, radość sprawiało im zadawanie bólu bezbronnym i pokonanym. Tam, gdzie przechodzili, zostawiali dymiące zgliszcza, rozszarpane i okaleczone ciała. Trawa tam nie odrastała, a wody robiły się rdzawe.

Podbijali kolejne lądy, wprowadzali okrutny terror na podbite ziemie. Ich czerwone flagi straszyły wszystko, od Gór Pustki, przez pustkowia, jałowe ziemie, po stepy i wreszcie do Rzeki Krwi, znajdującej się daleko na wschodzie.

Pewnego dnia spotkały się obie chorągwie, błękitna i czerwona. Przybysze z zachodu pojęli jednak szybko, że ci ludzie nie są słabym, lecz niezwykle potężnym plemieniem, tak jak i oni. Natomiast mieszkańcy wschodu zdawali sobie sprawę, że żołnierze spod krwistego sztandaru dawno temu już przestali być ludźmi. Jedynie przez dobrotliwą naturę starali się odsunąć od siebie to, co nieuchronne, próbując nawiązać nić porozumienia. Spotkali się jednak ze wściekłym poselstwem wojny i równie zaciekłym natarciem.

Płonęły ziemie przy Rzece Krwi. Oba imperia rzucały na front tysiące żołnierzy, którzy ginęli zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Na niebie ukazywały się dziwne znaki, gwiazdy zaczęły gasnąć, deszcz spadał krwisty, góry znikały, otwierały się olbrzymie przepaście.

Obie armie ścierały się ze sobą. Stalowe pancerze szlachetnych rycerzy nie zawsze wytrzymywały uderzenia ostrych mieczy siepaczy. Nieraz samotna twierdza zdołała obronić się i jej błękitna flaga wciąż dumnie powiewała, lecz i ta sama twierdza nie mogła zapewnić ochrony wioskom, gdzie w stos ciał wbity był czerwony proporzec zniszczenia.

Wrzał gniewem Strącony do Otchłani, dodawała odwagi Światłość Wiekuista, a ludzie zdawali sobie sprawę z tego, że drugiej takiej wojny już nie będzie. Odważnie brali los świata w swe ręce i ruszali do boju.

Lądy dookoła Rzeki Krwi stały się jałowe. Nie było tam drzew i jezior, były kości i pobojowiska. Wiatr smagał te pustkowia, niosąc odgłosy bitew i marsz kolejnych tysięcy wojowników.

II

W pewnym mieście ludzi ze wschodu, którego grube mury wytrzymały zaciekłe ataki, strażnik zauważył pojedynczą sylwetkę jeźdźca. Ów konny był niewątpliwie żołnierzem z zachodu, miał na sobie czarny pancerz i krwiste insygnia. Galopem pędził w kierunku głównej bramy miasta.

Strażnicy byli zdziwieni tym widokiem, ale nie zamknęli bram, przeciwnie - pozostawili je otwarte, czekali aż wjedzie przez nią i wpadnie w sam środek pikinierów oraz halabardników. Tętent kopyt był coraz głośniejszy, jeździec się zbliżał. Domyślił się zapewne, że za bramą czekają już na niego. Wyciągnął broń, lecz nie wzniósł jej jak do szarży. Nie zwolnił też konia. Pędził dalej, był już prawie pod bramą.

Ludzie byli zaciekawieni tym widokiem - półokrąg żołnierzy pod bramą i samotny jeździec. Zachowali bezpieczną odległość od szeregu pikinierów i sprzed swoich domów patrzyli na zbliżającego się wroga.

Wreszcie przejechał przez wrota, niezwykle wprawnym cięciem zbił ostrze piki. Jeden z żołnierzy odskoczył przed rozpędzonym rumakiem, któremu wbito w bok grot halabardy. Kwik konia zmieszał się z okrzykiem triumfu. Jeździec wyślizgnął nogi ze strzemion i zeskoczył poza zasięg włóczni.

Strzała z łuku wbiła się w jego udo. Jeździec upadł. Żołnierze, nie spiesząc się, powoli zbliżyli się do czołgającego się przeciwnika. Ten zaś uparcie pełzł dalej, w kierunku jakiejś kobiety, która widząc zbliżającego się obcego krzyknęła przerażona.

Po tym krzyku jeden ze strażników dobiegł i silnym pchnięciem włóczni zabił nieprzyjaciela, którego ręka była wyciągnięta w kierunku niewiasty. Ostatnim tchnieniem zdążył wyrzucić z siebie jakieś słowo.

Żołnierze zabrali ciało poza miasto, gdzie wkrótce mieli spalić zwłoki, a potem zamierzali wrócić do swoich obowiązków. Tymczasem nikt nie zauważył, że jeździec w chwili, w której odbił ostrze piki, od razu wyrzucił swój miecz. Nikt też nie zrozumiał jego ostatniego słowa, a brzmiało ono Pomóż.

Autor: Uciekinier

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.