Pędzi tabun wędrowny, tak jak w roku każdym
Mija róg księżyca śródgwiezdną aleją
Czarownice w liczbie siedmiu fruną na zlot ważny
Dosiadają z wdziękiem brzozowych harleyów
Miotły równym rzędem w zmroku czas lutowy
Stoją na balkonie - jak pod sznurek gryfy
Portier na parkingu nie dał osiedlowym
Zaparkować, bo takiej nie znalazł taryfy
A na powitanie niestosowne żarty
Drobne, uszczypliwe wzajem złośliwości
Na stół wykładają zatłuszczone karty
By się z nich dowiedzieć o swojej przyszłości
Po długiej podróży zmęczone co nieco
Starają się ułożyć zmierzwione fryzury
Każda kręci dumnie swoją nową kiecą
Pół litra lakieru poszło na pazury
Palą szlugi z kociej sierści, zezując w ich płomień
Już podano w czarkach mocno wściekłą wodę
W zakurzonych, krzywych - lustrach swoich wspomnień
Będą przywoływać dawną swą urodę
Lecz kiedy już żartów niesfornych czas minie
Gdy nostalgia smętna przyczłapie w ich progi
To wspomną w przedpółnocnej sabatu godzinie
Dawno przeminiony czas ich pracy błogi
Kiedy dzieci strasząc, iść nie pozwalały
W lasy niebezpieczne, jaskinie czy jary
Lub w łączeniu serc dwóch chętnie pomagały
W zaklęciach gotując z lubczyka napary
Dzisiaj by się chciały w ich pojawić gronie
Te, co zamiast chronić, kosą zguby koszą
Dzieci, co istnieją, choć nienarodzone
Swe kobiece prawa nad ich życie wznosząc
Są i takie, co napój podają miłosny
Chociaż się nie różni niczym płeć wybrańców
Widok to jak serial chilijski żałosny
Kto mężem, kto żoną w ich miłosnym tańcu?
O tych kandydatkach otwarcie powiedzmy
Chyba Moje Panie rację mi przyznacie
To nie czarownice, ale wstrętne wiedźmy
Niech się nie ważą na Waszym pojawić sabacie
Wierszyk zamówiony do końca dochodzi
Ileż ja się nawalczyłem z niepokorną weną
Autorowi chyba zapłacić się godzi
Pozwólcie, że dopnę jeszcze metkę z ceną
║│║║│║│║║│║║│║║║║║
║│║║│║│║║│║║│║║║║║
2 60 2 20 05 22005Kiedy któraś z Was na miotle zawita w me strony
Niech mi tu podrzuci choćby w porze nocnej
Bym ze swojej pracy był zadowolony
Kilka czteropaków piwa TATRA-MOCNE
Autor: Anonim