Tawerna RPG numer 95

Czas Sądu

- Tu musi być jakaś poszlaka.

Katrina syknęła głośno, klnąc, gdy skaleczyła się w palec. Kropelka krwi wyciekła powoli z rany rozciętej skalpelem, upadając zaraz na kawałek poszarzałego materiału.

Kobieta odgarnęła grzywkę kasztanowych włosów z czoła, zaraz wracając do egzaminowania owego szarego materiału. W pomieszczeniu panował półmrok, zaś jedynym (w dodatku słabym) źródłem światła, była jej własna latarka. Jednak baterie zdawały się zawodzić wampirzycę. Odrywając się na chwilę od obiektu badań, potrząsnęła latarką, wyduszając z niej ostatnie siły. Syknęła raz jeszcze, klnąc cicho pod nosem.

Powietrze wokół było wilgotne, przesiąknięte zapachem rozkładających się zwłok. Zaś owo pomieszczenie tak naprawdę było pewnym zapomnianym grobem, za którym Katrina przebyła drogę z Pragi, aż do Kairu.

Zaś szara materia przed nią, była niczym innym, jak wysuszonymi zwłokami. Które obecnie poddawała bardzo dokładnej sekcji, nacinając skórę i odrywając kawałki czegoś, co zdawało się być ubraniem umarłego. Zwłoki były zachowane w zaskakująco dobrym stanie, pomimo znacznego wieku. Były zachowane na tyle dobrze, że wampirzyca zaczęła powątpiewać co do tego, czy rozkopała właściwy grób.

Zręczne cięcie otworzyło przed kobietą wnętrzności trupa. Z pełną obrzydzenia miną sięgnęła do środka, prosto ku klatce piersiowej, ostrożnie i równocześnie z wielkim podnieceniem. Przez głowę przepływały jej najwymyślniejsze przekleństwa, dekoncentrując ją, lecz jednocześnie przypominając w jakiej była sytuacji. Równie makabryczne widoki były dla niej codziennością. Ludzie wrzeszczący w agonii, ich ciała rozrywane pod ciosami jej szponów, chory odgłos łamanego kręgosłupa... Ale nie mogła ścierpieć tego, co miała teraz przed oczyma. Jakieś przedwieczne, wysuszone zwłoki, które wyglądały jak suchy, obdarty ze skóry i żywy człowiek... Ciasna, śmierdząca grota parę dobrych kilometrów od Kairu. Mały plecak, jej jeep czekający na zewnątrz, dyktafon, butelka ze świeżą krwią i ta pieprzona, zdychająca latarka.

Drgnęła, cofając momentalnie rękę. Z wnętrza zwłok zaczęło dochodzić bulgotanie, zaś lepki, zielony płyn wylał się na zewnątrz. Smród jaki panował wtedy w jaskini, był nieporównywalny do tego, jaki powstał teraz.

Wahając się chwilę, wampirzyca sięgnęła do środka klatki piersiowej. Macając wśród uschniętych organów, kości i tej zielonej mazi znalazła coś jeszcze. Podekscytowana zacisnęła dłoń na znalezisku, cofając po chwili rękę.

Latarka znowu zamigotała, więc Katrina zaczęła nią szybko potrząsać, mając nadzieję, że baterie wytrzymają czas powrotu do samochodu. Lecz najpierw musiała obejrzeć swoją zdobycz. Przystawiła dyktafon do ust, wcisnęła przycisk nagrywania.

- W końcu mi się udało! Dokonując dokładnej sekcji zwłok Illianosa Złotego, ostatniego z starożytnych kapłanów martwego bóstwa, Ozyrysa, natknęłam się na coś, co zdaje się być...

Szybko wyjęła z swojego plecaka malutki pędzel, odrywając kawałki mazi od przedmiotu. Zaraz dało się spostrzec, iż był to zwinięty kawałek materiału. Katrina po chwilowych oględzinach rozwinęła go.

Jej oczom ukazało się sześć rzędów dziwnych znaków. Podniosła z ziemi grobowca latarkę, przyświecając sobie. Ukazały się jej teraz czarne litery, nabazgrane pośpiesznie na szarej materii, zupełnie jakby nieboszczyk przepisywał je pośpiesznie.

- Myślę, że potrafię rozpoznać to pismo. Jak widać, kontakty wśród Węży na coś się przydają. Wygląda jak staroegipski, lecz niektóre znaki są mi nieznane, zaś inne zatarł czas...

Jej palce przesunęły się po pierwszym rzędzie znaków.

- Wygląda to jakby kapłan tworzył kopię opisu jakiegoś rytuału, albo innego ważnego tekstu. Wnioskuję że za ten czyn został uśmiercony. Zwykle kapłani nie byli chowani w takich obskurnych grotach.

Rzuciła raz jeszcze okiem na rozczłonkowane zwłoki, co było, niestety, już jej dziełem.

- Po stanie zwłok, nie jestem jednak w stanie stwierdzić rodzaju kary.

Nagle mrugnęła. Pierwszy wers zdawał się dziwnie znajomy.

Pierwszy Znak: Wschód będzie walczył z Zachodem.

Od razu przypomniały się jej wydarzenia sprzed paru miesięcy. Była wtedy w Pradze, studiując stare księgi. Lecz nawet gdy noce spędzała zamknięta w bibliotece, nie sposób było uniknąć plotek, jakie roznosiły się wśród członków Rodziny. Plotki te obejmowały wielką rzeź, jaka miała się odbyć w Indiach między Dziećmi Kaina, a Spokrewnionymi z Wschodu - okrutnymi Kuei - Jin. Inne, mniej wiarygodne plotki otaczały przybycie dziwnej istoty, z której ręki poległy zastępy członków obu rodzajów.

Ku jej przerażeniu, pierwszy rząd znaków opisywał... przewidywał te wydarzenia! Czytała więc dalej, czując dziwne dreszcze przechodzące przez jej ciało. W końcu jednak uspokoiła się. Na przestrzeniu wieków odbyło się wiele takich walk.

Drugi Znak: Krew Osłabnie.

Teraz zaczęła się czuć niepewnie. Przynajmniej do momentu, w którym przypomniała sobie o słabych, nic nie wartych członkach jej rasy. Pariasi, bezklanowcy... Ich krew zbyt słaba, by dać moc, by Klątwa oddziaływała na nich, jak na czystych Kainitów.

Ta część tekstu przewidywała nadejście takich monstrów. Nic dziwnego, naprawdę, gdyż obecność bezklanowców dokumentowano już w średniowieczu. Nic dziwnego, lecz Katrina zaczynała się denerwować. To zdecydowanie nie skarb, jakiego szukała w księgach Praskiej biblioteki.

Trzeci Znak: Groby wydadzą zmarłych.

Nerwowo spojrzała się na zieloną maź, która wylewała się z trupa na ziemię. Latarka zamigała, po czym zgasła. Na szczęście tylko na chwilę. Ale ta chwila wystarczyła żeby Katrina ją podniosła, po czym poderwała plecak z ziemi i ruszyła szybko ku wyjściu z grobowca. Nie przestawała jednak czytać...

Czwarty Znak: Niebo zabłyśnie czerwienią.

Teraz nie było cienia wątpliwości. Gniew Boga, Oko Kaina... Czerwona gwiazda. Słynny badacz Księgi Nod - Beckett - był nie tylko jej współklanowcem. Był także jej dłużnikiem. I wielokrotnie spłacał długi, dając jej do wglądu oryginalne fragmenty owej Księgi.

To na pewno nie był poszukiwany przez nią skarb. Oczy latały jej we wszystkich kierunkach, starając skupić się na tajemniczym tekście. Rozpoczęła czytać piąty rząd znaków. Zaczęła biec ku wyjściu z groty.

Piąty Znak: Martwy Bóg powstanie.

- Och, jasna cholera! - krzyknęła wampirzyca, plując wściekle własną krwią. Nie mówiła tego do dyktafonu, lecz już do siebie, odruchowo. No dalej, Katrino, to przecież nie może być ten martwy bóg! Wcale nie jesteś w starożytnym grobowcu jednego z jego kapłanów! Nieboszczyk nie wyglądał jakby miał za chwilę wstać...

Cokolwiek teraz trzymała w ręku, musiało zostać odkryte. Musiała się tym podzielić z resztą Rodziny, musiała ich ostrzec.

Dobiegała do wejścia groty, widząc już gwiazdy widniejące na niebie nad nią. Nagle ciemny kształt zasłonił część jej widoku. To kamienna płyta broniąca wejścia do grobowca, odsuwała się z powrotem na swoje miejsce.

Zaczęła kląć szybko i głośno, biegnąc z całych sił ku przejściu. Zdążyła jedynie wsunąć palce między szpary, nim kamień zapieczętował przejście. W grocie rozległ się głuchy odgłos łamanych kości, wampirzyca ryknęła zwierzęco wyszarpując zakrwawioną dłoń ze szczeliny.

Opadła na ziemię, rycząc głośno, raz po raz doskakując do kamiennych drzwi, waląc o nie mocno. Starała się zniszczyć je szponami, lecz bezskutecznie. Chciała zburzyć przejście, lecz także bez skutku. Wrzeszczała i płakała, zaś jej lament rozchodził się po całym grobowcu.

Gdy się w końcu uspokoiła chwyciła raz jeszcze rzucony na ziemię zapis przepowiedni, po czym zaczęła odczytywać ostatni, szósty rząd znaków. Światło latarki stało się słabe, ledwo pozwalając na dostrzeżenie czarnych symboli.

Szósty, ostatni znak: Przeklęci wylegną ze swego więzienia.

Była tam. Los Angeles, rok temu. Gdy starała się odnaleźć starego przyjaciela, natknęła się na dziwną osobę. Był to widocznie pijany mężczyzna, ubrany w same łachmany. Początkowo go zignorowała, lecz ten podszedł do niej, nazywając ją po imieniu. Oczywiście wtedy szybko wylądował przyparty do muru, z bardzo niemiłym nożem witającym się z jego gardłem. Ale nawet gdy Katrina mu groziła, żądając by zdradził skąd ją zna, ten się tylko lekko zaśmiał, po czym spojrzał jej głęboko w oczy. Do tej pory nie pamięta jak długo tak stali, wymieniając spojrzenia. A on do niej mówił, spokojnie, lecz z wyraźnie skrywaną irytacją, gniewem, może nawet nienawiścią? Ale to co mówił, bez przerwy zabarwiał jednym imieniem.

Lucyfer.

I gdy już odszedł, gdy go puściła, wykrzykiwał to imię w noc tak wściekle, jak jeszcze nigdy nie słyszała tego wampirzyca. Krzyczał, zdzierając sobie gardło, zupełnie jakby nawoływał.

Lub prowokował.

Teraz gdy jej latarka gasła, a ona kończyła czytać tę dziwną przepowiednię, zdała sobie sprawę z tego jak mała jest. Cała jej ekipa robotników, którzy unieśli ten masywny kamienny blok, leżała teraz pozbawiona krwi, smażąc swoje gnijące zwłoki na piasku pustyni. Po raz pierwszy w swoim istnieniu, żałowała że odebrała śmiertelnikowi życie.

Zaczęła szlochać smutno, mieszając rozpacz z gniewem, wściekła że nic nie może zrobić. Że spędzi noce, miesiące, może nawet lata w tej jaskini. Latarka zamigotała ostatni raz, po czym bateria wyzionęła ducha. Nawet z perfekcyjnie widzącymi oczyma Katriny, trudno jej było teraz spostrzec co było wokół niej. Na jedno jednak nie mogła narzekać...

Na brak towarzystwa.

Autor: Seth

Spis Treści

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.