Tawerna RPG numer 95

Dieter Stier

Dieter Stier był sympatycznym, wesołym dwudziestolatkiem, jednym z wielu sobie podobnych studentów Harvard University. Do Stanów Zjednoczonych przyjechał z rodzinnej Kolonii w ramach programu naukowego dla uzdolnionej młodzieży. Jego pasją od zawsze były komputery, więc studia na wydziale informatyki stały się dla niego spełnieniem marzeń.

Przynależność do prestiżowego bractwa Zeta Alfa Pi pozwoliła Dieterowi na rozwijanie innego hobby - boksu. Kolejne odnoszone sukcesy przysparzały młodzieńcowi sławy, otwierając przed nim wrota zawodowej kariery. Jednak chłopak nie zamierzał rezygnować z nauki, starając się znaleźć złoty środek między obiema pasjami.

Z czasem osoba Dietera zaczęła przyciągać uwagę coraz większej liczby mediów i sponsorów. Otrzymywał zaproszenia na przeróżne gale, aby uświetnić je swoim występem. Na trwałe przylgnęły do niego określenia Niemiecki Zwierz i Byk z Kolonii.

Po jednej z pokazowych walk na imprezie dla VIP-ów doszło jednak do pewnego incydentu. W szatni, gdzie Dieter przebierał się zakończywszy występ na ringu, nieoczekiwanie zjawiło się kilku rosłych i niezbyt rozmownych mężczyzn. Chłopak, z natury ciepły i otwarty, próbował nawiązać z nimi konwersację, nie podejrzewając dziwnych przybyszów o złe zamiary. Jak bardzo się mylił miało okazać się dopiero po chwili. Mężczyźni polecili Dieterowi, aby udał się z nimi do zaparkowanego przed budynkiem samochodu. Zdezorientowany, młodzieniec odmówił. Wówczas jeden z napastników uderzył go w twarz i powtórzył żądanie. Chłopak, przerażony, w obawie o swoje życie, spróbował desperackiej ucieczki, odwzajemniając cios i powalając oprycha szybkim prostym, a drugiego z całej siły odpychając. Tamci rzucili się za Dieterem w pościg. Szaleńczy bieg przez wąski korytarz w kierunku tylnego wyjścia na ulicę zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wreszcie chłopak dopadł drzwi, szarpnął za klamkę i z głośnym jękiem wydostał się na zewnątrz.

Ściana zimnego i wilgotnego jesiennego powietrza uderzyła w jego nozdrza, paląc płuca i pozbawiając na chwilę oddechu. Nie zdążył dojść do siebie, kiedy czyjeś ręce założyły mu na głowę czarną torbę. Potem poczuł lekkie ukłucie w szyję, po którym zaczął tracić kontakt z rzeczywistością. Próbował szamotać się, ale bezwładne ciało z każdą sekundą traciło na oporze...

Bolesne przebudzenie przyszło po czasie wraz ze strumieniem zimnej wody wylanej na jego nieprzytomną twarz. Chciał zerwać się z podłogi, ale obolałe mięśnie gwałtownie zaprotestowały. Poczekał aż odzyska ostrość widzenia i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Spostrzegł przerażony, że znajduje się w ciasnej klatce, leżąc na brudnym i przeżartym przez mole barłogu. Obok niego leżała metalowa miska z bliżej nieokreśloną zawartością, podaną mu zapewne w ramach posiłku. Za kratą stał niski mężczyzna. W ręku trzymał gumowy wąż, z którego wciąż leniwie kapała woda. Uśmiechnął się szyderczo i wycedził przez zęby:

- Nareszcie nasz mały szwabik raczył się obudzić. Wstawaj, Hans, żryj to gówno z miski i rozgrzej trochę te sflaczałe mięśnie. Niedługo czeka cię kolejna walka.

Dieter chciał coś powiedzieć, zapytać, zaprotestować, ale kurczowo zaciśnięta szczęka nie pozwoliła wydostać się żadnym dźwiękom.

Jak prawdziwe były słowa niskiego mężczyzny miał chłopak przekonać się już wkrótce. Okazało się bowiem, że trafił do miejsca, w którym organizowano nielegalne walki z udziałem ludzi, która to rozrywka była niezmiernie popularna wśród zblazowanych bogaczy z całej Ameryki. Otrzymał propozycję nie do odrzucenia: walczyć o przeżycie albo umrzeć. Po kilku protestach, zakończonych bolesną dla niego perswazją, Dieter zrezygnował ze stawiania oporu i, nienawidząc siebie, swoich prześladowców i całego świata, dawał tej nienawiści upust na ringu, dostarczając tym samym licznych wrażeń zepsutej i spragnionej krwi publiczności.

Nie wiedział jak wiele czasu minęło. Nie liczył dni ani tygodni. Żył od walki do walki, zabijał, by przeżyć. Był jak zwierzę. Ale i temu miał nastać kres.

Pewnej nocy zbudził Dietera głos kobiety. Delikatnie gładząc go po policzku, szeptała mu do ucha słowa których nie rozumiał. Instynktownie chciał zerwać się, stawić czoła zagrożeniu, lecz leżał jak sparaliżowany. Jednakże głos kobiety, jej zapach i dziwna aura, jaką epatowała, napełniały go spokojem, odprężały obolałe i przemęczone ciało. Zastanawiało go, jak kobieta dostała się do celi, wszak drzwi były zamknięte na kłódkę. Ale błogość, w jaką jego umysł został wprowadzony, odpychała te myśli na dalszy plan. Od dawna nie czuł się tak dobrze, tak beztrosko. Miał ochotę wtulić się w ramiona szepczącej kobiety i pozostać w nich na zawsze.

- Nie bój się, obejmij mnie. Już za chwilę będziesz wolny. Odzyskasz swobodę, której tak bardzo pragniesz, za którą tęsknisz. Pragniesz się uwolnić, prawda? - łagodny, ciepły głos kobiety zadźwięczał w jego uszach.

- Tak, pragnę... - nie dokończył zdania, gdyż nieznajoma położyła mu na ustach palec. Po czym zwróciła się ku jego szyi, gdzie złożyła najgorętszy pocałunek, jaki dane mu było zapamiętać. Dietera ogarnęła aksamitna ciemność.


Historia zatoczyła krąg. Ponownie zbudził się w nowym miejscu. Tym razem był to niewielki, ale urządzony ze smakiem pokój na zapleczu sporego klubu nocnego Niebo. Jego właścicielem był Henry Jugson, elegancki i sympatyczny mężczyzna po pięćdziesiątce. Nakarmił Dietera, zaoferował mu schronienie, zaopiekował się chłopakiem. Przekazał mu również list:

Drogi Dieterze! Zrobiłam co mogłam, by Ci pomóc. Nie byłam w stanie oglądać jak dziczejesz tam, na ringu, pośród tej rozwrzeszczanej hołoty. Tak bardzo mi było Cię żal. Zaoferowałam Ci nowe życie, sam się zgodziłeś na moją propozycję. Wierzę, że odniesiesz sukces. Niejeden. Henry się Tobą zaopiekuje, wszystko Ci wyjaśni, zaufaj mu. To dobry człowiek, wiele mu zawdzięczam. Na mnie czas, nie jestem w mieście mile widziana. Kiedyś jednak ponownie się spotkamy, obiecuję Ci to... Simona.

Zgodnie z treścią listu Henry opowiedział Dieterowi o wszystkim. O nowym życiu, wyzwaniach, o przetrwaniu i zaspokajaniu głodu. Sam nie był wampirem, ale jako sługa Simony wiedział o społeczności krwiopijców bardzo wiele. Jego klub, Niebo, był popularnym miejscem spotkań zbuntowanej młodzieży, bohemy i społecznych dekadentów. Był idealnym źródłem informacji, doskonałym schronieniem i obfitował w świeżą krew, której Dieter odtąd potrzebował do przeżycia.

Choć od Przeistoczenia minęły cztery lata, przystosowanie się do nowych warunków zajęło chłopakowi sporo czasu, tym bardziej, że nie posiadał wampirzego przewodnika. Jednakże pomoc Henry?ego okazała się nieoceniona i do dziś Dieter z niej korzysta.

Dziś Dieter Stier miałby prawie trzydzieści lat. Jednak dla niego czas zatrzymał się, kiedy chłopak kończył 24 rok życia. Jest wysoki (ok. 190 cm) i dobrze zbudowany, ma krótko ostrzyżone brązowe włosy. Podczas jednej z krwawych potyczek na ringu stracił prawe oko, na którym nosi skórzaną przepaskę. Całość w połączeniu z kamienną twarzą, rzadko okazującą emocje, wzbudza u antagonistów słuszne zakłopotanie, a niejednokrotnie strach i grozę. Jest czujny, ale rzadko wpada w panikę.

Poczucie drzemiącej w nim siły i cwaniactwo, które zakwitło po Przeistoczeniu, wyzwoliły w Dieterze zamiłowanie do zastraszania i wymuszeń. Z tego też się utrzymuje: odwiedza dłużników, używa metod łagodnej perswazji albo stoi na bramce w klubie Niebo.

Nie stroni od towarzystwa i dobrej zabawy, ale nie przesadza ze spoufalaniem się. Przykre doświadczenia z okresu walk na ringu nauczyły go rezerwy i egoizmu jako jedynego gwaranta przeżycia w brutalnym świecie. Jest skłonny pomóc komuś w potrzebie, ale jeśli miałoby to narazić na szwank jego życie - zastanowiłby się dobre kilka razy. Dieter nie jest brzydki, w jego stoickiej twarzy i żelaznym spojrzeniu jedynego oka jest nawet coś niepokojąco pociągającego. Wielu na pewno wolałoby mieć tego olbrzyma po swojej stronie niż musieć stawić mu czoła.

Chłopak ubiera się skromnie. Nosi wytarte dżinsy, sznurowane trampki, koszulę, stary prochowiec i skórzane rękawiczki. Uwielbia jeździć swoim motocyklem, czasem pożycza również czarne bmw od Henry?ego.

Jego ulubioną bronią są pięści, na które zakłada kastet. Poza tym na rozboje zabiera ciężki aluminiowy kij baseballowy oraz nie rozstaje się z wojskowym nożem. Nosi ze sobą również colta, lecz korzysta z niego tylko w ostateczności.

Długie miesiące spędzone w ciasnej, ciemnej klatce odcisnęły piętno na psychice Dietera. Panicznie boi się zamknięcia w małym pomieszczeniu bez wyjścia i/lub okien (np. winda, piwnica). W wąskich lub zatłoczonych miejscach czuje się co najmniej niekomfortowo i łatwo go wtedy rozdrażnić.

Dieter Stier

Rysunek: Szelmon

Atrybuty

Zdolności

Pozycja

Dyscypliny

Charakter

Wady

Zalety

Wydane punkty wolne + punkty za wady (15+6): 14 pkt. na Iluzję, 2 pkt. na Bójkę, 4 pkt. na Siłę Woli, 1 pkt na Boksera.

Autor: Deadmoon

Spis Treści

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.