Siedząc kiedyś nad książką zacząłem myśleć nad przepisem na wydawniczy sukces. Bo gdyby się dobrze zastanowić, to ani nazwisko, ani umiejętność poprawnego pisania i tworzenia historii nie mogą nam zagwarantować milionów sprzedanych egzemplarzy, czy rekordu oglądalności w weekend otwarcia.
Jeśli spojrzeć na filmy, to niewątpliwie warto robić kontynuacje. To nic, że w większości przypadków są one do niczego - wielu fanów i tak przyjdzie zobaczyć ze względu na tytuł. Podobnie z książkami, bo ileż to razy AS zarzekał się, że wiedźmińska saga będzie miała trzy tomy?
To jedno wyjście - ale niedostępne dla wszystkich. Przede wszystkim najpierw trzeba mieć dzieło, które odniesie sukces i które będzie można kontynuować. A to takie proste nie jest. Bo czymże może zabłysnąć nołłan
taki jak Wy czy ja? Przychodzi mi na myśl tylko jeden sposób.
Żeby odnieść sukces, należy pozbierać fajne pomysły innych: Wiedźmina skazanego na człowieczeństwo, z magicznym pierścieniem, który musi zniszczyć po dotarciu do mitycznej krainy, która znajduje się na głowach czterech słoni stojących na grzbiecie olbrzymiego żółwia...
Ktoś zarzuci mi plagiat, ale przecież nie o to chodzi. Wystarczy spojrzeć na tę dziwną propozycję, aby powoli zarysowała nam się fabuła parodii. Prawda, że to proste? A przecież parodie sprzedają się jeszcze lepiej niż kontynuacje... A przecież tylko o to chodzi!
Na szczęście nie każdy błyszczy takimi pomysłami i dlatego możemy recenzować o wiele bardziej ambitne dzieła. Zapraszam do czytania!
Autor: BAZYL
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.