Daleka przyszłość. Ludzie coraz śmielej ruszają w kosmos w celu kolonizowania obszarów, w których nie ma życia. Do jednego z właśnie odkrytych układów, bardzo zasobnego w surowce naturalne, rusza Feniks. Wskutek nieznanego błędu wychodzi z nadprzestrzeni w zupełnie innym miejscu i nie jest w stanie ustalić, gdzie się znajduje. Paliwa prawie nie ma a pobliskie gwiazdy nie nastrajają optymistycznie. Po wielu trudnych latach udaje się przemieścić statek na orbitę pobliskiej planety. Ziemianie zakładają tam stację kosmiczną. Wkrótce następuje wśród nich rozłam. Feniks odlatuje, a pozostali na stacji ludzie postanawiają przenieść się na planetę. Problem stanowi tylko to, że jest to droga bez powrotu, a planeta jest zamieszkana. Następuje nawiązanie pierwszego kontaktu.
To jednak tylko prolog, do którego napisania autorka została zmuszona przez wydawcę. Początkowo książka miała być tego wstępu pozbawiona. I jest to widoczne, bo praktycznie nic on nie wnosi do fabuły, której właściwa część rozpoczyna się kilkaset lat po tych wydarzeniach. Ludzie nie dogadali się z atevimi (rasa zamieszkująca planetę) tak jak tego chcieli. Zbyt różnili się mentalnością. Dlatego te dwie rasy są aktualnie od siebie odizolowane. Jedynym człowiekiem, który ma prawo do kontaktów z atevimi jest Bren Cameron. Pełni on funkcję tłumacza, dyplomaty i pośrednika. To konieczne, gdyż ludzie za prawo pobytu na planecie płacą technologiami.
I w najbardziej nieoczekiwanym momencie ktoś podejmuje się próby zamachu na Brena. Zamachu nieudanego, gdyż zabójca nie spodziewał się, że człowiek będzie miał broń (jest to prawnie zabronione). Zamachowiec jednak ucieka. Bren nie ma pojęcia o jego zamiarach ani powodach działania. Nie opuszcza go przy tym wrażenie, że jego ochrona nie mówi mu całej prawdy. Wkrótce zostaje, dla własnego bezpieczeństwa, urlopowany do wiejskiej posiadłości Tabiniego ? władcy, któremu podlega. Jest to miejsce, w którym zostaje całkowicie odcięty od świata, ale tam również zjawiają się zamachowcy, a cała sprawa okazuje się posiadać drugie dno, związane z powrotem Feniksa.
Książka rozpoczyna się iście hitchcokowskim trzęsieniem ziemi. Potem jednak napięcie nie narasta. Wręcz przeciwnie, lektura wydaje się być bardzo statyczna. Nie oznacza to, że nic się nie dzieje, ale momenty akcji rozdzielane są długimi dialogami i przemyśleniami głównego bohatera, który nie ma pojęcia, w co tak naprawdę się wpakował. I paradoksalnie to właśnie stanowi o sile tej pozycji. Mamy tu doskonale ukazany styk dwóch zupełnie różnych kultur. Już samo nawiązanie porozumienia jest trudne, a co dopiero przekazanie bardziej złożonych myśli. Niektórzy autorzy potrafią z tym przesadzić, ale tu człowiek nie gubi się w dialogach, więc nie są przesadnie wydumane. Ważne, że dobrze się je czyta.
Książki pani Cherryh w ogóle mają to do siebie, że zazwyczaj skupiają się na kreacji postaci i świata, który te zamieszkują. Akcja schodzi na drugi plan i służy tylko chwilowemu rozluźnieniu uwagi czytelnika. Taki swoisty odpoczynek. Co do światów, to nie jest to może Tolkien (co mówię tylko ze słyszenia, bo miałem styczność tylko z Hobbitem
, a i to dawno temu), ale stworzone są naprawdę szczegółowo i logicznie. Mamy tu nawet inny język, choć wątpię, czy autorka tworzyła cały. Ustaliła sobie po prostu parę reguł gramatycznych, wymyśliła kilkadziesiąt słówek i tyle. Podkreśla to jednak odmienność przedstawionego świata od naszego własnego. Ważne jest to, że świat nie dominuje nad bohaterami, nie ma przesadzonych opisów, podczas których czytelnik nerwowo przerzuca kartki, szukając końca. Tu najważniejsza jest psychika, o czym już zresztą napisałem.
To również bardzo przyzwoity przedstawiciel political fiction, bo książka jest opisem prób zażegnania pewnego kryzysu. Kryzysu, który może zaważyć na rozkładzie sił na planecie i doprowadzić do władzy antyludzką opozycję. Cameron, jako przedstawiciel ludzi, ma do tego nie dopuścić, choć na początku nawet o tym nie wie. Ogólnie jednak politykowania za dużo tu nie ma. Nie powiem, czy to dobrze, czy źle, bo wszystko zależy od konkretnego czytelnika. Mnie się podobało. Zdecydowanie przedkładam problemy jednostek nad problemy narodów.
Na pozytywny odbiór książki wpływa również wydanie. Ładna, choć nieco prosta, surowa okładka, dobre klejenie, dzięki któremu po latach wciąż jest cała, i dobry papier. Błędy oczywiście są, ale w czytaniu nie przeszkadzają. Trudno oczekiwać, żeby nie pojawiła się choć jedna literówka. W każdym razie, jest dobrze.
Chyba wiadomo, co teraz nastąpi. Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko polecić tę pozycję do własnoocznego
przekonania się, że jest dobra. Stanowi ona początek większego cyklu, dlatego od tej pozycji radziłbym zacząć. Wprawdzie każda z książek może być czytana oddzielnie, ale ta akurat najlepiej wprowadza do historii. Problem może być tylko z dostępnością. Ja przez czysty przypadek znalazłem to cudo w antykwariacie, koło którego rzadko bywałem. Teraz zaglądam tam częściej.
Tytuł: | Przybysz [Foreigner] |
---|---|
Seria: | I tom trylogii Przybysz |
Autor: | C. J. Cherryh |
Wydawca: | MAG |
Rok wyania: | 1997 |
Stron: | 440 |
Ocena: | 4+ |
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.