Zalem - unoszące się w powietrzu, utopijne miasto. Zależne od ludzi z dołu, jednak nie dopuszczające do siebie nikogo. Przez wielu czczone, uznawane za raj. Wszystko co zbędne w Zalemie, jest zrzucane na dół. Wokół powstałej góry śmieci wytworzyła się społeczność zwana Miastem Złomu. Człowiek w nim żyjący, cyberdoktor Daisuke Ido, pewnego dnia znajduje wśród odpadów głowę kobiety. Głowę, w której wciąż funkcjonuje mózg. Uratowana niestety niczego nie pamięta, więc Ido nadaje jej imię Alita, po czym kompletuje jej ciało. Tymczasem w mieście zaczyna krążyć informacja o seryjnym mordercy polującym na kobiety. Alita kierowana przeczuciem śledzi doktora podczas jednej z jego nocnych eskapad. Odkrywa tajemnicę i przy okazji jedną ze swoich zdolności. Ta noc odmienia całe jej życie. Najpierw idzie w ślady Ido, a potem...
A potem przez dziewięć tomów towarzyszymy dziewczynie, która poznaje otaczający ją świat i powoli dorasta. Podczas tej wyprawy zwiedzimy sporą część Miasta Złomu, pustkowia wokół niego i sam Zalem. Akcja rozkłada się na przestrzeni kilkunastu lat, my zaś jesteśmy świadkami jedynie najistotniejszych wydarzeń. Takich, po których od razu wiadomo, że coś się w Alicie zmieni. Historia jest nastawiona głównie na akcję, więc zmiany te będą zwykle wywoływane przez walkę. Trudno jednak zaprzeczyć, że jest to żywioł, w którym Alita czuje się najlepiej. Jedynie tom drugi i początek trzeciego są spokojniejsze (co nie znaczy, że spokojne) i próbują odpowiedzieć na pytanie, czy maszyna może kochać?
Historia, jak można się domyślić z fabuły, to cyberpunk. Akcja ma miejsce w bliżej nieokreślonej przyszłości. Miasto pełne jest narkomanów i żebraków, spora część ludzi ma w sobie mechaniczne elementy, niemal zanikły dawne systemy wartości. Ludzie żyją z dnia na dzień i dbają tylko o swoje interesy. Mimo to sporo osób, z którymi los styka Alitę jest w pewien sposób uczciwych i honorowych. Kryształowo uczciwych trudno wskazać (chyba tylko Shumila), ale równie trudno znaleźć osoby na wskroś złe. Tu każdy ma swoje racje i to, po której stronie barykady się go postawi, zależy tylko od czytelnika.
Zgodnie z wymogami gatunku mamy tu sporo technicznych zabawek, przy czym wszystkie mają oparcie w istniejącej współcześnie technologii. Nie jest to może hard sf, ale dzięki temu jest o wiele prostsze w odbiorze. Każde urządzenie, które może budzić wątpliwości ma przy sobie ramkę z zasadą działania. To spore ułatwienie dla czytelnika, który bez potrzeby wertowania encyklopedii wie, o co chodzi. Do tego na końcu każdego tomu autor zamieszcza dwie strony wyjaśniające jakieś ważniejsze zagadnienie. Technika nie ma tu jednak aż takiego znaczenia. To historia skupiająca się na ludziach i ich przemyśleniach, gadżety tylko ubarwiają akcję.
Rysunek poprawia się z każdym kolejnym tomem. Widać, że pierwszy i ostatni dzieli sporo czasu. Na początku pan Kishiro radził sobie raczej słabo z przedstawianiem walk, ale już od tomu piątego można dość dobrze wyobrazić sobie, co robią bohaterowie. Według mnie walka jest dla rysownika największym sprawdzianem, bo niewielu potrafi dobrze oddać dynamizm i ruch postaci. W niniejszej pozycji dynamizm jest znakomity, ruchowi jednak do doskonałości trochę brakuje. Tła, co typowe dla mangi, są oszczędne, lecz ilość szczegółów na elementach mechanicznych po prostu powala. Powala również uszczegółowienie ludzkich organów, które niezwykle często opuszczają ciała swoich właścicieli. Brutalność jest tu niezwykle wysoka, krwi jest mało, bo walczą głównie cyborgi, ale otwarte mózgi nie należą do rzadkości. Ogółem rysunek jest zaletą tego tytułu, a do tego główna bohaterka ma w sobie tyle uroku...
Z tłumaczeniem jest dobrze, ale nie rewelacyjnie. Pozostało wiele słówek po angielsku. Część z nich ciężko byłoby przełożyć na nasz język, ale niektóre aż się prosiły, żeby to zrobić. Kilka razy przeinaczono jakieś imię lub nazwę, przy czym są to błędy w rodzaju zmienionej literki, najczęściej samogłoski, co zdecydowanie wyklucza omsknięcie się palca na klawiaturze (między a
a u
jest spora odległość). Dość oryginalnie wyglądają pozostawione japońskie onomatopeje z dodanymi obok polskimi znaczeniami. W tytułach, które opisywałem do tej pory onomatopeje były zastępowane w całości. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze.
Na koniec, jak zwykle, słów parę o wydaniu. Jeśli teraz napiszę, że to standard J.P.F., to już chyba nie muszę wymieniać obwoluty, solidnego klejenia, dobrej jakości grafik i papieru, czy czytania od końca? Tak sądziłem... Papier jednak jest inny niż zwykle. Do tej serii jest on szarawy, nie biały. Wygląda na brudny, co ma chyba pomóc we wczuciu się w klimat opowieści. Ta jest polecana dla czytelników od 16 lat i już pierwszy tom dokładnie ukazuje, dlaczego. Przypuszczam jednak, że młodszych to wcale nie zniechęci.
Osobny akapit należy się również tytułowi. W oryginale brzmiał on Gunm
, a bohaterka miała na imię Gally. Alita to wymysł Amerykanów, a czytelnicy wydania polskiego zagłosowali, że wolą właśnie zachodnie nazewnictwo.
Na koniec parę słów polecenia. Alita
to świetny tytuł, wart przynajmniej przejrzenia. Nie jest idealny, ma parę luk w logice, ale i tak całość pochłania się jednym tchem. Podczas czytania pojawia się ta nieodparta pokusa, żeby sprawdzić jeszcze tylko, co będzie w następnym rozdziale. Potem trzeba go doczytać do końca, ale początek następnego jest tak ciekawy, że nie sposób odłożyć. I tak do skończenia całości. A za oknem wstaje właśnie słońce. Zresztą, nawet jeśli historia was nie zainteresuje, to warto poznać sympatyczną i niesztampową bohaterkę. Tylko uważajcie, długie przebywanie z nią skraca życie.
Tytuł: | Battle Angel Alita |
---|---|
Autor: | Yukito Kishiro |
Wydawca: | J.P.F. |
Stron: | 210-260 |
Ocena: | 5 |
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.