Tawerna RPG numer 87

Mag #2

Chicago, 4 maja 2006 rok

Klub Progresja, idealny jeśli chcesz zapić swoje życie.

Nie mieścił się w slumsach, ani nie był domem publicznym. Nie był to też typowy bar, z wyluzowanym barmanem i szerokim wyborem trunków. Kilka stołów do bilardu, barek, parę stolików... no i prawie pusty parkiet. Jedynie dwie pary tańczyły, wtulone w siebie i wsłuchane w powolną muzykę.

Ralph zapalił papierosa. Stał oparty o ścianę, przyglądając się grupce grających w karty młodzieńców. Było ich czterech, jeden w hawajskiej koszuli, dwóch z dredami oraz palący cygaro, cwano wyglądający Japończyk. Zabójca zaciągnął się mocno dymem. Nie spuszczając wzroku z grupy, wypuścił go, zasłaniając swoją twarz w małej chmurce.

To miał być ostatni raz. Nie dlatego że miał dość, czy dlatego że był już na to za stary. Lubił swoją pracę, delektował się każdym zleceniem. Ta sielanka trwała by jeszcze dłużej... gdyby nie ta nieszczęsna noc.

Chicago, stary magazyn w dokach, 2 maja 2006 roku

- Co to było do cholery!?

Cztery postacie... dwie z nich ma dredy, jeden pali cygaro, a ostatni klęczy, przeładowując w pośpiechu pistolet.

- Daron! Chroń teczkę do cholery!

Ten z pistoletem zaczął głośno kląć, po czym rzucił się do przodu, głośno krzycząc.

- Zniknęła! Co do kur...!?

Coś przemknęło w cieniu. Cała czwórka znieruchomiała. Stali w całkowicie pustym budynku, spalonym i z wybitymi oknami. Przestrzeń wokół była całkowicie pusta... a jednak...

- Daron... co... co to?

Rozległ się odgłos uderzania metalu o ziemię. Pistolet Darona upadł, a on sam zaczął powoli podnosić ręce do góry.

Mała, czerwona kropka pojawiła się na jego czole.

- Nie próbujcie żadnych sztuczek, albo wasz kolega... załatwi sobie nową fryzurę.

W cieniu stała wysoka postać, trzymająca w obu dłoniach pistolety. Jednym z nich celowała.

- Kopnij teczkę w moją stronę.

Zakładnik posłusznie wykonał polecenie, powoli kopiąc towar do swego oprawcy.

- Dobrze... a ter...

Nagły wybuch przerwał Ralphowi. Gdy się obejrzał, spostrzegł jak stojące z tyłu beczki płoną, a ogień rozprzestrzeniał się na wszystkie strony.

Chicago, Klub "Progresja", 4 maja 2006 roku

Widział jego twarz. Znał jego imię. Siedział kilka stolików dalej, paląc cygaro.

Teczka została spalona zgodnie z planem, lecz oni przeżyli, przez co zdążyli opowiedzieć całą historię przełożonym. Ralph wiedział, że zostało mu niewiele czasu. Nigdy nie pozostawiał zadania niedokończonego.

Powiedziano mu, że gdy mu się uda, Bractwo pozwoli mu zniknąć. To była jego ostatnia szansa, nie mógł zawieść.

Paryż, 15 czerwca 1991 rok

Młodzieniec wyszedł z biura, lekkim skinieniem żegnając swego mistrza. Starzec obserwował go z okna, jak wsiada do tramwaju, jadąc w górę miasta, w kierunku słońca, schowanego za chmurami.

Krople deszczu uderzały o szybę, gdy nagle rozległ się sygnał telefonu. Stary mag podszedł powoli do aparatu, po czym podniósł słuchawkę.

- Ach... to pan. Tak, jego postępy są nadzwyczaj zadowalające. Tak, jego talenty są bardzo interesujące, zupełnie jakby znajdował się ponad materią... a nawet czasem!

Nastała chwila milczenia, najwyżej rozmówca z drugiej strony, bardzo się rozgadał.

- Będzie wyśmienitą bronią, jednakże musimy go trzymać z dala od innych, tak na wszelki wypadek. Oczywiście... do usłyszenia.

Starzec odłożył słuchawkę, westchnął i poprawił krawat. Rozległo się pukanie do drzwi...

Autor: Seth

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.