Przez dzieje Starego Świata przedarło się wielu niziołków, hobbitami w Kislevie zwanych. Mały ludek, zgodnie ze swym wzrostem znaczył karty historii małymi czynami. Lecz małe czyny składają się na wielkie i któż wie, czy Imperium nie przetrwało przy pomocy niziołczej braci? Wielu ludzi i krasnoludów gardzi wielkostopymi... I w tym tkwi błąd, zacny czytelniku... W tym tkwi błąd...
Tak panie komendancie, imię zbiega brzmi Ub. Pochodzi z rodu Bane... Nie, nie tych Bane. Był cyrkowcem, tak jak jego rodzice - występowali w "Imperialnym cyrku" Tak, właśnie tak! Ma komendant rację, to ten szczuplutki niziołek! Opowiedzieć wygląd? Już, już się robi... Miał gęsto na łbie od kręconych, kasztanowych włosów... Ciuchy to pan widział, co nie? Aha, bez pytań, tylko konkrety... dobrze, dobrze. Ubrany w skórzany kaftanik narzucony na takie pstrokate i kolorowe ubrania... Takie jak noszą cyrkowcy! Kolory... nie pamiętam, ale chyba żółto - czarne... Jak mała osa! I żądli tak samo, trzema sztyletami na prawej nodze... Jeden na wysokości uda, drugi przy łydce... a trzeci w trzewikach. W tyłek jednym mnie ukłuł bandyta! Tak, bez takich... Ekhm... Więc jak już wcześniej wspominałem, jak na niziołka był szczupły. Coś za szczupły... Ale przy pasie dyndały mu na sznureczkach jabłka, a na takim jedzeniu brzuch mu nie urośnie...
Każdy w Imperium wie, że niziołki to niegroźne i dobre istoty, które żyją w spokoju i szczęśliwości. Lubują się kuchnią i spokojnymi opowieściami. Jednak to bujdy i wynaturzenia. Kraina Zgromadzenia sąsiaduje z Sylwanią, gdzie już od dawna mroczne siły gromadzą potęgę... Tam, na granicy z Sylvanią, wciąż trwa wojna, nie mniejsza niż nasza, ludzka, z chaosem... To wojna z nieumarłymi, którą toczy mały lud. Gdyby nie oni, zaprawdę wielkie zagrożenie zstąpiło by na imperialne ziemie... Zagrożenie, które mogłoby zdruzgotać nasze wnętrze...
No tak, siedziałem z nim w karczmie "Pod trollim pyskiem"... Opowiadał mi wiele ciekawych rzeczy. Wie pan, panie komendancie... Przy piwie rozmowa trwa w najlepsze, a co najważniejsze Ub stawiał... Najpierw mówił jak to dawnymi czasy w cyrku występował, wraz z rodziną... Nie, nikt już z nich nie żyje. Zginęli podczas pożaru. Nie, oskarżonego już wtenczas nie było. Z niewiadomych przyczyn odłączył od trupy i rozpoczął wędrówkę na własną rękę. Wspominał, że podczas drogi raz już był w więzieniu w Nuln, z wyrokiem śmierci, za znieważenie świątyni Shallai. Z tego co się dowiedziałem, chciał zostać kapłanem! Ale, komendancie, lekkoduch z niego co niemiara i ponoć po dwóch dniach postu w ciemnicy, znieważył publicznie system świątynny... No, właściwie potrzebne są reformacje... Co?! A nie, nic nie mówiłem... Wiem, heretycy na stos winni iść.
Jak już wspominałem Ub, zdołał się wydostać z więzienia... Jak to zrobił nie wiem, ale następnego dnia, po ucieczce z Nuln, zabił na drodze wampira! Zaklinał się i nawet opisał mi jego wygląd i sposób walki... Dziwny, zaprawdę dziwny był ten niziołek... Przy opisywaniu tego potwora, nie omieszkiwał się żartować i sprawiał wrażenie, jakby tamta walka jedynie go bawiła. Jakby była zwykłą rozrywką... i rzeczą niegodną wielkiej uwagi. A najlepsze jest to, że według niego wampiry cierpią i są złe, bo po życiu nie mogą się chędożyć...
Materiały moje opieram na relacjach naocznych świadków, drogi czytelniku, i chciałbym przybliżyć Ci kolejną z hobbickich, niedostrzegalnych przez inne rasy cech. Niziołki, choć małe i zdawałoby się niezgrabne, są niesamowicie zręczne i mają doskonałe oko... Potrafią trafić rzuconym nożem w muchę 30 stóp od nich! Wielu rozbójników, sądząc, że małe to słabe, przekonywało się na własnej skórze, że celnie rzucony w głowę kamień może strącić nawet krasnoluda z nóg. Niziołki nie są wcale tchórzliwe, takie myślenie jest dla nich bardzo krzywdzące... Walkę prowadzą inteligentnie i rozważnie, przy tym, w bezpośrednim starciu polegają bardziej na unikach i nagłych atakach...
Tak panie komendancie, kończę już z tym i przechodzę dalej... Jak pan zapewne wie, w karczmie wybuchła burda... spowodowana przez tego niziołka. Zdaje się, że przygadał coś jakiemuś krasnoludowi... Nie pamiętam co to dokładnie było... Hmmm... Krasnolud nazwał go małym ulicznikiem, widząc jego strój, na co on odpowiedział mu, że krasnolud pewnie pracuje jako kurtyzana w lesie... chędożąc trolle. A wie pan komendant, jakie to dumne krasnoludy są... I wybuchła burda.
Byłem już trochę podchmielony, wszystko pamiętam jak przez mgłę. Niziołek skakał po stołach, między walczącymi i rzucał resztkami jedzenia w krasnoluda. Ja także włączyłem się do bójki i... straciłem go z oczu. Złapałem krzesło i już miałem uderzyć w takiego gbura, porównującego moją matkę do psów, kiedy to poczułem ukłucie w rzyć... Obróciłem się, mając już uniesione krzesło i... rąbnąłem w głowę krasnoluda! Mały wyprowadził go w pole, kłując mnie w tyłek i prowokując atak na krasnoluda! Brodacz wyglądał na wściekłego... Musiałem uciekać z karczmy...
Na zewnątrz już zbiegali się wasi strażnicy. Resztę pan zapewne od nich zna - niziołek wybiegł zaraz za mną z karczmy, ja wskazałem go strażnikom, jako powodującego burdę i dopiero wtedy się zorientowałem, z ich krzyków, że ten sam hobbit wcześniej znieważył barona i jego żonę... Tak wiem, włamał się do ich mieszkania i zrabował kosztowności oraz perfumy baronówny... I potem zapukał do drzwi i zwrócił je ze słowami, że baroni bardziej dbają o swoje malowane żonki, które bez farby do trollic podobne, miast zajmować się potrzebującymi... Ale... czy nie miał racji? No wiem, że podmienienie perfum z kwiatów z końskim łajnem było deprymujące...
Niziołki, to także doskonali złodzieje i kieszonkowcy. Co także powinno obalić mit o ich pucołowatości i niezdarności... Chwalebnym to nie jest, jednakże ile jest pułapek do wykrycia i zniszczenia? Ilu baronów potrzebuje usług szpiegów i złodziei?? To też jest potrzebne, zło i dobro prowadzą do równowagi.
Ranald może i byłby z tego powodu szczęśliwy, jednakże bogowie nie cieszą się zbytnim poważaniem wśród małego ludu...
Zdaje się, że mały uciekł z taką drużyną - krasnoludem w całej białej szacie i elfem, barbarzyńsko piórami przystrojonym. Właściwie, z tego co mi opowiadał, często zmieniał osoby, z którymi podróżował... Nie, nie robił im krzywdy. Oni po prostu z nim nie wytrzymywali... Zda się, że mały miast walczyć robił głupie miny do bestyj i małpował je, a dopiero w bezpośrednim zagrożeniu atakował... Często też wykorzystywał drużynę jako przynętę na potworności... Właściwie nigdy nikomu nic się nie stało, ale to chyba bogowie nad nimi czuwali...
Co najważniejsze hobbici odporni są na Eter. Co za tym idzie, nie rozumieją magyi, ale znowu są doskonałymi, chociaż małymi pogromcami chaosu... Gdyby tylko zwerbować je do armii... One są nam, ludziom, zaprawdę bliskie... Ale mało wśród nich szaleńców i złych osobników... Nie krzywdzą swoich. Winniśmy wyciągać jakieś wnioski.
Ależ panie komendancie! To nie była moja wina! Ja tylko siedziałem z tym niziołkiem! Dlaczego ja mam być karany... I tak nic wielkiego się nie wydarzyło w karczmie... Co?! Że karczmarz poczuł się urażony, kiedy krzesłem w głowę chciałem mu stuknąć?! Więc mały Ub mnie uratował!?
Nie do końca? Tylko przed obcięciem rąk? Nie, panie komendancie, nie chcę nocy w pręgierzu... Nie, błagam! Ktoś musi zadowolić tłum?! Ale dlaczego właśnie ja?! Bo takie jest życie?
Mały niziołek stał pod oknem i przysłuchiwał się całej rozmowie. Była już noc, ludzie zniknęli z ulicy. Z posterunku jeszcze przez chwilę było słychać błagania tego człowieka. Hobbitowi zrzedła mina, jednakże zaraz się do siebie uśmiechnął. Przekradł się przed wejście i schował się pomiędzy dwoma żebrakami dając im po miedziaku, żeby byli cicho - a na siebie narzucił starą płachtę, niczym wór pokutny. Wyglądał teraz jak dziecko z ulicy.
Drzwi posterunku otworzyły się. Związanego człowieka - biedno ubranego chłopaka około siedemnastu - osiemnastu lat, prowadziło dwóch strażników. Niziołkowi tylko błysło w oczach. Poczekał, aż się trochę oddalą i cicho niczym kot wyruszył za nimi.
Dotarli na mały placyk, gdzie stały trzy pręgierze i szubienica. Strażnicy zakuli w jeden z pręgierzy chłopca, nie omieszkując się traktować go jak zbrodniarza stanu.
Niziołkowi nie umknęło uwagi grubiańskie zachowanie strażników.
Tego ranka ludziska zebrali się pod pręgierzem śmiejąc się i wybałuszając oczy, na to co się stało. W każdym z trzech pręgierzy była postać... We dwóch po bokach byli zakuci strażnicy miejscy, a w środkowym sam komendant. Miał związane usta, przez co nie było słychać krzyków tłuściocha, a na szyi wisiała mu tabliczka z napisem: "Ludziska, przyszedłem was zadowolić!"
Chłopak był już daleko za miastem tego ranka. Wędrował wraz z niziołkiem cyrkowcem, kapłanem krasnoludem i elfim zwiadowcą. Bał się ich towarzystwa, ale czas miał to odmienić...
Spisał: CoB
Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.